adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
12 sierpnia 1972
Mieszkanie Rodolphusa
Mieszkanie Rodolphusa
Sam nie wiedział, co teraz do końca czuł. Nie był zły: być może lekko poirytowany faktem, że nie wziął pod uwagę kilku czynników, mogących wpłynąć na szybsze upojenie Charlesa. Być może trochę za bardzo się pospieszył, ale skoro los dawał mu w darze pijanego mężczyznę, to przecież nie mógł tak po prostu tego daru wyrzucić, prawda? Jednocześnie miał wrażenie, że Mulciber zaczyna mu ciążyć. To nie tak, że nie był wysportowany: dbał o to, by zachować odpowiedni balans między nauką, a ćwiczeniami fizycznymi, tak by jego ciało mogło sprostać wielu wyzwaniom. Jednak to właśnie nauka, książki i praca przy ludzkich głowach pochłaniały lwią część jego czasu. Na dodatek Charles nie należał do niskich chucherek, które mógłby przerzucić przez ramię i tak po prostu wnieść po schodach. Męczył się, mimo że przecież Horyzontalna nie była aż tak mocno oddalona od Pokątnej. W połowie drogi musiał sięgnąć po magię i się nią wspomóc, bo inaczej zataczaliby się jak dwójka pijanych przygłupów. A przecież tylko Charles był pijany. On co prawda wypił dwa kieliszki i nie był do końca (wcale) przyzwyczajony do alkoholu, lecz zaledwie szumiało mu w głowie, a ruchy stawały się słodko ociężałe. Mózg rozkosznie zwolnił, co dla niektórych było efektem, którego pożądali. Jego osobiście ten efekt przerażał. Właśnie dlatego nie sięgał po alkohol.
- Oprzyj się o ścianę - mruknął, gdy dotarli na piętro, na którym znajdowało się jego mieszkanie. Jego, nie czyjeś - on nie wynajmował. On posiadał. Niemalże z czułością oparł Mulcibera o ścianę, tak by ten znowu nie wywinął orła. Gotów go był przytrzymać, gdyby nagle znowu nogi się pod nim ugięły. Sam musiał jednak zdjąć zaklęcia zabezpieczające drzwi, a potem dopiero sięgnąć po klucze. Gdy drzwi stanęły otworem, pomógł chłopakowi wejść do środka.
Przeszli do salonu, który widać było z krótkiego korytarza. Od razu w oczy rzucała się pedantyczna wręcz czystość. Maniera, którą razem z Robertem podzielali w stu procentach. Wokół musiał być idealny porządek, chociaż mieszkanie było na tyle małe, że nie było tu miejsca na skrzata domowego. Sam sprzątał? Albo po prostu niezbyt często tu bywał. Mieszkanie nie przejawiało w każdym razie żadnych oznak ciepła i ciężko je było nazwać prawdziwym domem. Ot, wyglądało jak mieszkanie z katalogu - kompletnie bezosobowe, zimne i puste. Nie było tu ozdób, kwiatów czy nawet świec. Poza jednym, stojącym pod oknem. Sanseweria kompletnie nie pasowała do tego wnętrza i zapewne Lestrange sam jej tu nie przytargał. Drzwi do łazienki były uchylone, z kolei drzwi naprzeciwko - zamknięte. Tam musiała być sypialnia. Otwarta kuchnia lśniła czystością, nie było tam jednak żadnych sprzętów na widoku. Nawet jednego talerza. Całe mieszkanie pachniało wyłącznie perfumami Rodolphusa: palonym drewnem, morską bryzą i dymem. A także pustką.
W środku było cholernie pusto i cholernie bezosobowo. Nie było tu żadnych obrazów, zdjęć czy prywatnych rzeczy. Zupełnie jakby to mieszkanie miało zostać wystawione niedługo na sprzedaż i tylko czekało na odwiedzających, by zerknęli, czy wszystko im tu odpowiada. W salonie, do którego Lestrange zaciągnął Charlesa, znajdowała się duża kanapa, niski stolik kawowy w ciemnych barwach oraz dwa fotele. W kącie stał barek z różnymi rodzajami alkoholi. Było ich dużo, bardzo dużo - część była otwarta, część nie. W niektórych brakowało alkoholu, lecz żadna z butelek nie była chociażby do połowy opróżniona.
- Usiądź lepiej - powiedział nadzwyczaj łagodnie, planując posadzić Mulcibera na kanapie. Wzrokiem już szukał konkretnej szafki w kuchni, w której powinny znajdować się eliksiry. Nie mogły stracić ważności, kupił je niedawno. Wszystkie swoje, z których regularnie korzystał, miał u Nicholasa - tutaj trzymał zapasowe, które kiedyś mogły być przydatne.