07.10.2024, 09:06 ✶
– Więc od początku traktowałeś te zaręczyny z powagą i przedstawiając ją nam jako przyszłą żonę zamierzałeś doprowadzić sprawę do końca? I jesteś pewny, że ona zgodziła się dlatego, że też cię lubiła?
Na przekór, na złość – w końcu sam tak twierdził. Tak się zaczęło. A w przypadku Elaine… Florence znała ją słabiej niż resztę kuzynostwa, ale wiedziała, że rodzice nie pozostawili jej ani knuta. Dorastała wśród bogaczy, sama nie będąc bogata – zawsze na łasce krewnych. Bulstrode wcale nie była pewna, czy do tego, by usiąść przy stoliku, skłoniła ją gotowość do wyjścia za Atreusa, czy raczej desperacja, by zdobyć to, co postawił. Nawet Florence nie zdawała sobie sprawy z tego, jak daleko to u Elaine sięgało: że to ona od dawna wykradała masowo szpitalne zapasy, i była jednym z powodów, dla których od dawna Bulstrode nie mogła dojść do ładu ze stanami magazynowi, a czasem niezbędne dla pacjenta specyfiki, które powinny być na stanie… okazywały się nie istnieć. Czy Elaine brnęła w to, bo chciała za niego wyjść, czy wiedziona jakimś prewettowskim poczuciem honoru, które kazało uznawać wynik zakładu?
Miłość? W ich świecie rzadko zawierano małżeństwa z miłości. Życzyłaby tego braciom, bo rodzice się kochali i przez to ciężej było zaakceptować, że miałoby to wyglądać inaczej. Ale związki z rozsądku były czymś dla Florence normalnym: elementem ich rzeczywistości. Nawet teraz małżeństwa zawierano często kierując się statusem krwi, interesami rodowymi, nawet zawodem czy zdolnościami potencjalnego partnera Zaakceptowałaby bez mrugnięcia okiem, gdyby któryś z braci zdecydował, że wybiera jakąś dziewczynę, bo po prostu zdaje się mu odpowiednią partnerką – bo uznał, że to pora zadbać o przyszłość rodu.
Ale naprawdę ciężko było jej zaakceptować taką sytuację. Ludzie nie byli dla niej czymś, co można było stawiać w karty. Zwłaszcza w obliczu wszystkiego innego, co działo się ostatnio wokół Atreusa.
– Dziwisz się, że mi się to nie podoba? – spytała wprost. Chociaż właściwie nie musiała. Przecież nie wspominał o tym nikomu, bo doskonale wiedział, że nikomu się to nie spodoba.
Na przekór, na złość – w końcu sam tak twierdził. Tak się zaczęło. A w przypadku Elaine… Florence znała ją słabiej niż resztę kuzynostwa, ale wiedziała, że rodzice nie pozostawili jej ani knuta. Dorastała wśród bogaczy, sama nie będąc bogata – zawsze na łasce krewnych. Bulstrode wcale nie była pewna, czy do tego, by usiąść przy stoliku, skłoniła ją gotowość do wyjścia za Atreusa, czy raczej desperacja, by zdobyć to, co postawił. Nawet Florence nie zdawała sobie sprawy z tego, jak daleko to u Elaine sięgało: że to ona od dawna wykradała masowo szpitalne zapasy, i była jednym z powodów, dla których od dawna Bulstrode nie mogła dojść do ładu ze stanami magazynowi, a czasem niezbędne dla pacjenta specyfiki, które powinny być na stanie… okazywały się nie istnieć. Czy Elaine brnęła w to, bo chciała za niego wyjść, czy wiedziona jakimś prewettowskim poczuciem honoru, które kazało uznawać wynik zakładu?
Miłość? W ich świecie rzadko zawierano małżeństwa z miłości. Życzyłaby tego braciom, bo rodzice się kochali i przez to ciężej było zaakceptować, że miałoby to wyglądać inaczej. Ale związki z rozsądku były czymś dla Florence normalnym: elementem ich rzeczywistości. Nawet teraz małżeństwa zawierano często kierując się statusem krwi, interesami rodowymi, nawet zawodem czy zdolnościami potencjalnego partnera Zaakceptowałaby bez mrugnięcia okiem, gdyby któryś z braci zdecydował, że wybiera jakąś dziewczynę, bo po prostu zdaje się mu odpowiednią partnerką – bo uznał, że to pora zadbać o przyszłość rodu.
Ale naprawdę ciężko było jej zaakceptować taką sytuację. Ludzie nie byli dla niej czymś, co można było stawiać w karty. Zwłaszcza w obliczu wszystkiego innego, co działo się ostatnio wokół Atreusa.
– Dziwisz się, że mi się to nie podoba? – spytała wprost. Chociaż właściwie nie musiała. Przecież nie wspominał o tym nikomu, bo doskonale wiedział, że nikomu się to nie spodoba.