• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[2.09.1972] He keeps me up | Charles, Rodolphus

[2.09.1972] He keeps me up | Charles, Rodolphus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
14.11.2024, 17:57  ✶  
2 września 1972
Dom Rodolphusa

Adres, który Rodolphus podał Charlesowi, zaprowadził go do Little Hangleton. Mulciber stanął przed domkiem, całkiem urokliwym. Zapamiętany jednak adres nie pozostawiał wątpliwości: musiał on należeć (lub po prostu być zamieszkiwany) przez Rodolphusa, chociaż nie do końca pasował do jego... Do niego samego. To był niewielki, piętrowy budynek, wzniesiony w stylu klasycznym. Fasada budynku pokryta jest delikatnym, pastelowym tynkiem, a dach wykończono ciemniejszą dachówką. Okna ozdobione są białymi ramami, a w niektórych z nich można dostrzec puste doniczki.

Z tyłu domku rozciąga się malowniczy ogródek, w którym rosną różnorodne kwiaty i krzewy, a także zioła. Jest to idealne miejsce do relaksu — znajduje się tu drewniany taras z meblami ogrodowymi. Ogród otoczony jest niskim płotem, co zapewnia prywatność i względny spokój. Widać, że dba o niego doświadczony ogrodnik, szczególnie jeżeli wziąć pod uwagę niechęć Lestrange'a do kwiatów. Po obu stronach drzwi znajdowały się kinkiety ze świecami, które rzucały przyjemnie miękkie, ciepłe światło na klamkę. We wrześniu noc zapadała dużo szybciej, niż w sierpniu, z tego też powodu płomień palił się już o tej porze.

Gdy Charles zapukał, otworzył mu Lestrange. Absolutnie nic się nie zmieniło w jego aparycji czy zachowaniu - jedyne co się zmieniło, to dom. Dom, o którym nie wspominał. Uśmiechnął się lekko, robiąc mężczyźnie miejsce, by go przepuścić do środka.
- Miło cię widzieć - powiedział, przekrzywiając lekko głowę. Gestem zaprosił go do środka. Nie zachowywał się jak paranoik: nie sprawdzał, czy ktoś za Mulciberem przyszedł. Po prostu zamknął drzwi i zaprowadził go do salonu, który był niemalże kropka w kropkę urządzony tak, jak salon w mieszkaniu na Horyzontalnej. Wnętrze było sterylne i pachniało nowością. Szmaragdowo-czarne tapicerowane meble kontrastowały z jasnymi ścianami, lecz doskonale komponowały się z ciemnym orzechem drewnianych regałów, których tu było mnóstwo. Nie każda półka była jednak zapełniona książkami: naprawdę wyglądało na to, że dopiero co się tu przeprowadził. - Chcesz coś do picia? Herbaty, wody?
Nie proponował alkoholu - nie było go w tym domu. Wszelkie butelkowe prezenty, które dostawał na przestrzeni lat, zostawił w mieszkaniu na Horyzontalnej. Gestem wskazał Charlesowi kanapę, przed którą stał niski stolik kawowy. Znajdowała się na nim drewniana taca z czystymi szklankami oraz karafką, wypełnioną wodą.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#2
15.11.2024, 12:45  ✶  
Charles przejął się listem Rodolphusa o wiele bardziej, niż być może powinien. Lestrange w żadnym wypadku nie wyglądał na słabego, wręcz przeciwnie, gdy Charliemu zabrakło siły, to Rolph miał jej dość za ich dwóch. Nie znaczyło to jednak, że Mulciber może tylko dostawać. Chciał się odwdzięczyć, jeśli będzie w stanie. Jego aurorskie zdolności mogły się w końcu przydać do czegoś dobrego! Poczuł dreszczyk emocji na samą myśl o tym, że mogą mieć okazję zmierzyć się z kimś jak równy z równym, przeprowadzić samczą walkę w obronie członka stada. Prymitywne instynkty, choć tak skutecznie ukrywane, ciągle tliły się gdzieś u podstaw istnienia.

Nie mógł wiedzieć, że Rolph oddał mieszkanie bez żalu tylko dlatego, że miał w zanadrzu miły, swojski domek! Chatka w Little Hangleton zupełnie nie pasowała do Lestrange'a, który raczej sprawiał wrażenie kogoś, kto pasuje do nowoczesności i luksusów. Charlie zastanawiał się nawet, czy nie pomylił adresów, gdy stanął już przed budynkiem, ale o ile puste doniczki w oknach były jakąś podpowiedzią, to przystojna twarz Rodolphusa w drzwiach nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

- Ciebie również! Dziękuję. - Powiedział, przechodząc do wnętrza, które o wiele bardziej przypominało Rolpha. Charles nie rozglądał się zbytnio, bardziej skupiony na osobie Lestrange'a. Nie wydawał się zmartwiony, ale to mogło o niczym nie świadczyć. Mógł dobrze ukrywać emocje, i o to Charles by go podejrzewał. W takiej chwili, nie było nawet nastroju na wpadanie sobie w ramiona. I... Cóż. W myślach i sercu Charlesa była teraz również Scylla.

Charles przeszedł do środka i usiadł na wskazanej kanapie. Nie rozpierał się na niej jak gość, bo i nie w gości przyszedł. Podparłszy dłonie na kolanach, spojrzał na Rolpha poważnie. Pozioma zmarszczka przecięła jego czoło.

- Dziękuję. Rolph, nie bawmy się w uprzejmości. Czego potrzebujesz? - Zaczął od razu. - Ktoś cię niepokoi? Jeśli będę w stanie, pomogę ci, Rolph. Wiem, że tego nie wymagasz, ale pozwól mi odwdzięczyć się za to, co zrobiłeś dla mnie.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
15.11.2024, 14:35  ✶  
Lestrange nie chciał zwracać się do Charlesa o pomoc. Głównie dlatego, że tej pomocy nie potrzebował. Mulciber przejął się listem i musiał go zrozumieć na opak - Rodolphus nie chciał, by jego nowy adres wyciekł zbyt szybko, bo i tak wystarczająco dużo osób wiedziało, gdzie teraz mieszka. Przede wszystkim zamierzał jednak zadbać o prywatność, na pewno w większy sposób, niż dbał o nią na początku lata. O tym domku nie wiedziała jego rodzina poza ojcem i zapewne matką. Nie wiedział Nicholas, nie wiedział Perseus. Nie wiedział w zasadzie nikt poza nim samym, rodzicami i Charlesem. I przede wszystkim nie wiedziała o nim Agatha, chociaż podejrzewał, że gdyby odpowiednio intensywnie poszperała i wykorzystała odpowiednie sowy, to listy zaczęłyby trafiać i tutaj.

Lestrange usiadł obok, lecz jego dłoń zastygła w bezruchu w połowie drogi po jedną ze szklanek. Brew drgnęła, gdyż nie spodziewał się takiego tonu. Co więcej: szybkie przejście do rzeczy i sposób, w jaki Mulciber zadał pytanie, dogłębnie go uraziły, chociaż nie dawał tego po sobie poznać. Nie bawmy się w uprzejmości, czego chcesz... Odwrócił głowę w stronę Charlesa, by uważnie zmierzyć go wzrokiem. Do tej pory owszem, nie robił niczego bezinteresownie, lecz przecież Charles nie mógł tego wiedzieć. Wszystko to, co zrobił, wyglądało z perspektywy osób trzecich na pomoc. Nigdy nawet nie zająknął się, że tylko czeka na moment, w którym będzie mógł poprosić o wyświadczenie przysługi. Ba, całe swoje życie nie dał nikomu poznać po sobie, że jest aż tak bezdusznym materialistą, chociaż w gruncie rzeczy nim był.
- Niczego nie potrzebuję - odpowiedział po chwili milczenia, która sprawiła, że powietrze nieprzyjemnie między nimi zgęstniało. Nie dało się ukryć blasku niezadowolenia w jego szarych oczach, którego nie był w stanie ukryć, a był potęgowany przez płonące na żyrandolu i kinkietach płomienie świec. - Nie zaprosiłem cię tutaj, bo czegoś potrzebuję.
W końcu jego ręka sięgnęła po tę nieszczęsną szklankę, a druga napełniła ją wodą. Po chwili wahania sięgnął także po drugą, dla Charlesa. Zastanawiał się co tutaj się właściwie wydarzyło, że chłopak nagle stał się taki... Prosty i jasny w swoich komunikatach.
- Jedyną osobą, która mnie niepokoi, jest moja była dziewczyna, lecz nią nie musisz się przejmować. Liczę, że moja rozmowa z nią sprawiła, że przestały do mieszkania na Horyzontalnej przychodzić dziwne listy adresowane do mnie - powiedział dość chłodno, kładąc szklankę na drewnianej podkładce tak, by Charles mógł swobodnie po nią sięgnąć. - Myślę, że trochę na opak zrozumiałeś mój list, Charles. Nie ukrywam się. Po prostu chciałem zadbać o prywatność, żeby móc w spokoju pracować. Chociaż nie ukrywam, że i ten spokój jest burzony przez ciekawskich sąsiadów, głównie mugoli.
Skrzywił się nieznacznie.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#4
15.11.2024, 15:54  ✶  
Ze wszystkich osób, które Charles znał, Rodolphus był najmniej prawdopodobny do nie radzenia sobie z problemami. I chociaż doskonale mógł zająć się nimi sam, Charlie nie zamierzał zostawić go na pastwę losu i jego kłopotów.

- Mówiłeś o niepowołanych rękach. - Przypomniał Charlie. - W liście.

Wahanie Rolpha, za którym podążył ten nieładny wyraz twarzy, nieco zbił Mulcibera z tropu. Nie był przecież tam po to, by mu wypominać słabość, a po to, żeby działać! A jednak, ta chwila milczenia dała mu do myślenia i musiał dwa razy zastanowić się, nim po raz kolejny otworzył usta.

- Nie twierdzę, że zaprosiłeś mnie, bo czegoś potrzebujesz. Rolph... - Dłoń opuściła kolano, tylko po to, by przeskoczyć na udo kolegi. - Ja naprawdę chcę ci pomóc! Nie dlatego, że sobie nie radzisz, tylko dlatego, że chcę.

Zbity z tropu, Charles nieco złagodniał. Spodziewał się dużych kłopotów, nie kobiety, która nie mogła poradzić sobie z rozstaniem! To nie była sprawa, którą mógł się zająć. Zresztą, wydawało się, że ten konflikt został zażegnany.

- Nie widziałem żadnych listów. - Powiedział ciszej, bardziej potulnie, bardziej ulegle. - Ja myślałem, że... Że masz problemy, Rolph. Niepotrzebnie się martwiłem? - Dopytał, choć znał już odpowiedź. - Na złote loki Freji, to wszystko nie tak. Ale wyszło na lepiej. Na dobrze. Jesteś bezpieczny. - Pocieszył sam siebie. - Chociaż ci mugole... Mieszkałem wśród mugoli w Oslo. Okropne towarzystwo. Nie brzydzisz się?
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
16.11.2024, 20:25  ✶  
Przytaknął, posyłając mu uważne, baczne spojrzenie. Niepowołane czyli obce, to miał na myśli. Czyżby zrozumiał to inaczej? Jego brew odrobinę drgnęła, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Mulciber faktycznie mógł kompletnie na opak zrozumieć treść tego, co chciał przekazać.
- Każda osoba, której nie chcę widzieć w tym domu, to osoba niepowołana - powiedział, precyzując swoje myśli. - Nie chcę, żeby pod domem pojawiał mi się byle kto bo... Nie po to wyprowadziłem się z Londynu, by stać się nagle duszą towarzystwa.
Dodał łagodniej, żeby nie było wątpliwości, o co mu chodziło. Po prostu chciał być sam - nie uciekał, a przynajmniej nie uciekał przed kimś konkretnym. No, może uciekał przed zbyt dużą liczbą wścibskich par oczu i uszu, a także jakąś natrętną babą, ale być może także przed plotkami, bo przecież na pewno ktoś już dokopał się do informacji, że Lestrange zerwał zaręczyny. A raczej: rozstali się. Bez obrzucania się błotem, chociaż w tym starciu to Rodolphus był na przegranej pozycji, bo to on został rzucony. I to bez słowa, jak śmieć. Przynajmniej Trix trafiła od razu do kosza, a nie próbowała powtórzyć swój mistrzowski rzut kilkukrotnie. Tyle dobrego.

- Tak to zabrzmiało - wyjaśnił, przenosząc wzrok na jego dłoń. Westchnął. Kiedy nauczy się, żeby temu chłopakowi mówić czy pisać wprost, co się działo? Nakrył jego dłoń swoją. Proste i jasne formułowanie przekazów było lepsze, zapewne, ale jednocześnie było to cholernie, cholernie niebezpieczne. Co gdyby to Leonard odczytał list? Nie znał drugiego z Mulciberów, nie wiedział czy był wścibski i czy czytał korespondencję, która nie należy do niego. Dlatego wolał na piśmie nie zdradzać za wiele. - Uwierz mi, Charlie, jesteś ostatnią osobą, którą zapraszałbym tylko dlatego, bo czegoś od niej chcę lub potrzebuję.
Niewinne kłamstewko gładko przeszło przez jego usta - tym łatwiej, bo tkwiło w nim ziarenko prawdy. To był chyba też pierwszy raz, gdy zdrobnił jego imię. Z kolei na wspomnienie o mugolach tylko westchnął, tym razem nie kryjąc emocji, które wykwitły na jego twarzy. Irytacja, pomieszana z czymś w rodzaju pogardy. Być może obrzydzenie, o którym Charles wspominał.
- Tak, nic mi nie grozi, możesz być spokojny. Mam wszystko pod kontrolą. A kamienica, w której mieszkał twój wuj, również znajduje się w niemagicznej części Londynu. Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego wybrał takie a nie inne miejsce - nie odpowiedział na pytanie, wpierw nakreślając nieco szerszy kontekst swoich motywacji. - Przyjmij jeszcze raz moje kondolencje. Robert był młody jak na standardy czarodziejów, to ogromna strata dla każdego, kto go znał.
Powiedział, nieznacznie zaciskając palce na jego dłoni. Och, gdyby tylko Charles wiedział, że wraz ze śmiercią Roberta łańcuch, którzy trzymał Rodolphusa, zniknął jak bańka mydlana. W teorii nic i nikt go teraz nie ograniczał.
- Robert miał bardzo bystry umysł. Współpracowaliśmy przez chwilę, tym bardziej dotyka mnie jego brak. Miał jednak pewne poglądy i pomysły, z którymi nie dało się polemizować. I które był genialne. Jednym z nich było zamieszkanie wśród wroga, by być może poznać jego zwyczaje. By wtopić się w tłum. Żyjemy w bardzo dziwnych czasach, Charles, i nie każdemu podoba się to, że musimy się ukrywać - dodał, sięgając po szklankę z wodą. Upił łyk, dając sobie tym samym trochę czasu na zebranie myśli. - Mnie również. Pytałeś mnie, czy mnie nie brzydzi takie a nie inne towarzystwo: nie. Mugole nie stanowią aż takiego problemu jak ich pomioty, które raz na kilka lat są wypluwane przez łona niemagicznych.
Nie musiał ukrywać swojej pogardy dla szlam. Nie przed nim - Mulciberowie byli znani ze swojego podejścia do szlamowatych oraz mugoli. I o ile mugole sami w sobie mogli być na pewnym etapie (przynajmniej jeszcze) przydatni, tak szlamy...
- Ale jak mamy walczyć z kimś, o kim nie wiemy nic? To jest jeden z powodów, dla którego się tu przeniosłem. By obserwować i zbierać informacje - zawahał się na krótką chwilę. Jasnoszare oczy wlepiły uporczywe spojrzenie w Mulcibera. Rodolphus milczał, lecz zaledwie przez kilka uderzeń serca. - Nosisz nazwisko Mulciber, nikt kto jest Mulciberem nie jest ślepy na to, co się dzieje.
Dodał, lekko przekrzywiając głowę. Tkał sieć ostrożnie, nie zdradzając za dużo. Nie miał zamiaru tak po prostu wypalać z informacją, kim był jego wuj. I kim jest drugi wuj. Co razem, te kilka lat temu, zrobili na oczach pewnej szlamy. Jak rozpoczęła się ich znajomość i jakie ideały wspólnie popierali. Badał grunt, starając się wyczytać z Charlesa tyle, ile było możliwe. Był Mulciberem, nie znał nikogo z tej rodziny, kto nie popierałby ideałów Voldemorta. Lecz prawdę mówiąc: nie poznał wszystkich Mulciberów. Być może wśród nich kryło się kukułcze jajo, lecz podejrzewał, że Charles nie był tym jajem.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#6
25.11.2024, 21:55  ✶  
Słowa Rolpha utwierdziły Charliego w przekonaniu, że źle zrozumiał to, co Rolph zamierzał mu przekazać. Nie dość, że źle zinterpretował słowa pisane, to jeszcze okazywało się, że mógł ominąć go sens w języku, który miał być jego ojczystym, a jednak był co najwyżej trzecim. Mulcbier westchnął.

- To bardzo ładny dom. - Zmienił odrobinę tor rozmowy. - Nie spodziewałem się spotkać cię w takim miejscu. Takim... swojskim i miłym.

Jego głowa sama opadła na ramię Rodolphusa. Opierając się lekko o kolegę, mógł porzucić swoje bojowe nastawienie i uspokoić się, gdy zrozumiał, że Lestrange'owi nic nie grozi. Uciekanie na wieś, to mógł zrozumieć. Czy jemu samemu nie byłoby łatwiej uciec w momencie, gdy nabawił się problemów? I chociaż starał się, to życie zaprowadziło go na Horyzontalną, w sąsiedztwo zbyt wielu znanych twarzy. Ucieczka zupełnie nie wyszła, ale przeprowadzka była jak najbardziej udana.

Ciepło dłoni Rolpha było kojące. Charles uśmiechnął się pod nosem, odwracając dłoń, by spleść razem ich palce. Musiał pamiętać o Scylli, lecz... jak mógł odpuścić przyjemność towarzystwa Rodolphusa, który po raz kolejny był tak blisko?

- Jeśli coś ci grozi, będę cię bronił. - Obiecał miękko, cicho, bo ten niemal szept był przeznaczony tylko dla Lestrange'a. - Choćby przed mugolami. Bo co, jeśli ci ignoranci zechcą spalić cię na stosie? - Wysilił się na żart. Wszyscy wiedzieli, że czarownice potrafiły uratować się z płomieni i jeśli naprawdę trafiły na stos, to sytuacja nie wywoływała strachu, a raczej pobłażanie i pogardę dla głupoty mugoli. - W kamienicy wuja, to znaczy, teraz mojego ojca... - Zawahał się lekko. Na kogo przeszła kamienica? Charles był pewien, że na Richarda albo Sophie, bo przecież nie Lorien? Z drugiej strony, na pewno nie na jego samego i tylko to się liczyło. - W kamienicy wuja rzadko chociażby odsłaniano okna. - Poskarżył się. - Mugolski świat nie miał tam wstępu, i bardzo dobrze. A wuj... cóż. Dziękuję. Ludzie mogą mieć mylne przekonania co do mnie i mojego stosunku do Roberta. Wolałbym, żeby nie umierał. - Ubrał myśli w słowa nieco niezgrabnie, lecz zachował sens. Robert mógłby żyć, tak byłoby lepiej.

Poprawił się na siedzeniu, zbliżając nieco do Rodolphusa, tak, by ich uda stykały się ze sobą. Gdy byli blisko, gdy byli tuż obok, zamierzał korzystać z bliskości, której tak brakowało mu ostatnimi czasy. W tym ciemnym, smutnym świecie, Rolph był przyjemną iskierką i nie zamierzał wypuszczać jej z dłoni.

- Mhm, pamiętam. W Hogwarcie uczą szlamowatych. - Stwierdził fakt, który w jego ustach brzmiał jak obelga. - Nie wiem, jak zniósłbym świadomość, że w szkolnej ławie, zaraz obok mnie, siedzi mugolak? W Durmstrangu… cóż, szybko zrobilibyśmy z tym porządek. - Uśmiechnął się pod nosem do samej wizji. Może poruszała ona jakieś przyjemne nici wspomnień? Życie w szkole było bezlitosne i pomagało zmężnieć. To prawdziwy świat sprawił, że Mulciber stał się miękką kluchą.

Uniósł głowę, by wyłapać spojrzenie Rodolphusa. W ciemnych oczach Charlesa zamigotały iskierki, lecz nie było to przyjemne podniecenie sprawą, a raczej krwiożercza ekscytacja w oczekiwaniu na coś, co miało nadejść już niedługo.

- Wiele o tym myślałem. - Przyznał się. - Co sprawia, że to my kryjemy się przed mugolami, nie odwrotnie? Dlaczego pozwalamy ich szlamowatym dzieciom żyć między nami? Oczywiście, przeważają nas liczebnie, ale to żadna przewaga, gdy weźmiemy pod uwagę nasze umiejętności. Z drugiej strony... musi być coś, przez co władza pozwala na taki stan rzeczy. To jak w przyrodzie, Rodolphusie. - Zatrzymał się na chwilę, by zebrać myśli. Nie miał pojęcia, czy to, co powie, nie wyda się śmieszne. - Gatunek musi mieć miejsce, by się rozwinąć. Oni zajmują miejsca, które powinny należeć do czystej krwi czarodziejów.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
28.11.2024, 10:08  ✶  
Uniósł lekko kącik ust. Ładny, swojski dom... Nie spodziewał się go tu zastać. To był jeden z powodów, dla których go wybrał. Nikt nie będzie węszył niepotrzebnie wokół tej chaty, skoro pod tyloma względami do niego nie pasowała. A dodatkowe zabezpieczenia, które nałożyli pracownicy jego ojca, tylko minimalizowały szanse na wścibskich sąsiadów czy gumowe uszy. O to mu właśnie chodziło, chociaż nie ukrywał przed samym sobą, że list od ojca mocno go zaskoczył. I to nie w dobrym sensie.

Kolejne jego słowa odrobinę go zaskoczyły, chociaż nie powinny. Nie szukał co prawda ludzi do obrony, bo przecież był w sobie tak zadufany, że uważał iż doskonale poradzi sobie sam. Ale już dwa miesiące temu był świadkiem sytuacji, która tylko potwierdziła fakt, że warto mieć blisko siebie kogoś, kto był gotowy wskoczyć za tobą w ogień. Lub nawet jeśli nie - to zasłonić własnym ciałem lub uruchomić kontakty po to, by pomóc lub wypełnić powinność, którą było odwdzięczenie się.
- Dziękuję - odpowiedział równie cicho, składając na czubku głowy Charlesa pocałunek. - Kiedyś nauczę się z tobą rozmawiać w taki sposób, żeby cię niepotrzebnie nie martwić.
Kamienicy wuja... Teraz ojca. Zmarszczył nieco brwi, ale to było do przewidzenia, że kamienica przejdzie w ręce Richarda. Podejrzewał, że nie tylko kamienica, ale i absolutnie wszystko, co należało do Roberta, przeszło na jego bliźniaka. Robert nienawidził swojej żony (bo inaczej dlaczego miałby jej grzebać w głowie wespół z Rodolphusem?), a córka... O córce nie wiedział nic, ale wiedział jaki stosunek do kobiet miał Mulciber. Zupełnie inny od tego, który sam prezentował, chociaż nie można było odmówić Robertowi pewnego wpływu na postrzeganie tej płci. Jego teorie zbiegły się w czasie z tym, co zrobiła jego już była narzeczona, lecz nie uważał, żeby miało to rzutować na jego opinię. Ot... każdy mógł zdradzić, niezależnie od płci.

Przytaknął, zupełnie tak, jakby wiedział, że Robert rzadko kiedy odsłaniał okna. Zresztą Charles wspominał mu o tym przy ich pierwszym spotkaniu. Mógł być pijany, ale Lestrange nie był: i doskonale pamiętał, co mu wtedy chłopak mówił.
- Miałem na tyle szczęścia, że w domu, do którego mnie przydzielono, nie było szlam - otoczył Mulcibera ramieniem zupełnie tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Przycisnął go lekko do siebie, a palce zaczęły gładzić ramię w uspokajającym geście. - Ale było ich zdecydowanie za dużo. Nie powinni mieć dostępu do magii.
Odsunął się lekko, gdy ten podniósł głowę. Podobał mu się ten błysk w jego oczach. Nie musiał się zbytnio wysilać, żeby wyciągnąć z Charlesa to, co wielu określało jako "najgorsze". Magirasizm to było coś, co było częścią większości czystokrwistych czy półkrwi. Nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że nosi to znamiona nietolerancji. A nawet jeśli... To przecież mieli rację, prawda? Tolerancja miała swoje granice - gdy wchodziła na ich teren, należało działać. Lecz w jaki sposób mieli działać, skoro nie mogli liczyć nawet na Ministerstwo Magii, które przecież powinno bronić ich przed tym, co nadchodziło?
- Nie są liczniejsi - odpowiedział, ujmując Mulcibera za podbródek. Delikatnie i miękko, tak jakby właśnie nie rozmawiali o eliminacji osób niegodnych do tego, by mieć przy sobie różdżkę a o tym, co zjedzą na kolację, a potem na śniadanie. - Ale ich kłamliwe teorie wżarły się w nasze społeczeństwo i sprawiły, że wielu czarodziejów ich popiera. Nawet "naszych". Kojarzysz chociażby Longbottomów, prawda? Nie jest tajemnicą, że kochają towarzystwo szlam.
Nachylił się lekko, by złożyć na jego czole pocałunek. Gest czułości, mówiący że wszystko będzie dobrze. Że tkwią w tym razem, we dwójkę. Lecz czy na pewno tylko we dwójkę?
- Obecna Ministra Magii nie powinna zajmować tego stanowiska. Nie powinna, bo najpewniej sama jest szlamą. Pomyśl tylko: dlaczego nikt nie zna jej statusu krwi? Czemu pozwala kolejnym mugolakom dołączać w szeregi tak elitarnej instytucji? Ministerstwo już za Leacha straciło prestiż, ale teraz pędzi po równi pochyłej - podzielił się swoimi przypuszczeniami. Nie mówił cicho: był przecież u siebie, nie musiał się obawiać, że ściany mają uszy. Tu byli bezpieczni. Przesunął kciukiem po ustach Charlesa. - Są jednak ludzie, którzy to widzą i chcą działać. Działają w ukryciu, powoli... Rosną w siłę. Im więcej nas będzie, tym większe mamy szansę.
Spojrzał uważnie na Mulcibera. Coś błysnęło w jego oczach. Coś, co było ciężkie do zdefiniowania, lecz na pewno wybijały się tam nuty ekscytacji i czegoś na kształt nadziei.
- Byłbyś niezwykle cennym nabytkiem, Charlie. Możesz w siebie nie wierzyć, lecz ja w ciebie wierzę. Wierzę, że ze swoim doświadczeniem, wsparłbyś nas na wielu poziomach. Że mógłbyś być częścią nowej zmiany, dzięki której nie będziemy musieli się już ukrywać.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
28.11.2024, 18:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.11.2024, 21:39 przez Charles Mulciber.)  
Charles nie miał pojęcia o prawdziwych pobudkach Rolpha, które spowodowały przeprowadzkę na wieś. Skoro twierdził, że nic mu nie groziło, musiał mu wierzyć! Z majątkiem, jakim dysponował, nie było niczym dziwnym, że wybrał życie w tak przyjemnym miejscu. Gdyby Charlie mógł, sam wolałby Little Hangleton. Życie na razie nie dawało mi jednak możliwości, by przeprowadzić się w nieco cichsze od Londynu miejsce. Może kiedyś, gdy ustatkuje się, będzie miał lepszą płacę u pani Dolohov lub dorobi się na świeczkowym imperium, zabierze Scyllę gdzieś daleko i osiądą w jakiejś sielskiej scenerii, z dala od zgiełku i wścibskich oczu. Transport do miasta nie był przecież problemem z siecią Fiuu podłączoną do kominka.

Nie miał możliwości zastanawiać się nad przyszłością, gdy topniał pod pocałunkiem, pod dotykiem Rolpha.

- Wiem, że jesteś silny. - Przyznał. Choć obaj nie wyglądali na kogoś, kto mógłby mierzyć się w walce wręcz, wiedzieli, że w magii przecież nie o to chodziło. Nie mógł umniejszać Rodolphusowi, nawet jeśli nie znał jego prawdziwych umiejętności. To, jak nosił się Rodolphus, dawało mu pewne pojęcie o tym, do czego był zdolny. - Ale chcę ci pomóc, jeśli jestem w stanie.

Nie mógł jeszcze wiedzieć, jakie konsekwencje przyniosą te wyszeptane naprędce obietnice. Wciśnięty w bok Lestrange'a, był na każde jego zawołanie. Wdzięczny nie tylko za mieszkanie, ale też za przyjaźń i czułość, chciał oddać przysługę, choćby stał się jego psem obronnym. Wiedział, że powinien odświeżyć swoje umiejętności bojowe.

Rozmowa o szkole tylko upewniła go w przekonaniu, że Hogwart pozostawał daleko w tyle za Durmstrangiem.

- Jak mogliście się na to godzić? - Pytał, zupełnie nie rozumiejąc. Wtulony w bok Rolpha, nie musiał jednak bać się żadnych szlam, nawet tych dalekich, gdzieś w szkole, dawno temu. Miał się jednak przekonać, że dziecięca bezczynność nie została w Rolphie na zawsze.

Magirasizm płynął we krwi Charlesa od dnia jego narodzin, zaś nauki ojca tylko potęgowały niechęć, która rozkwitła jak piękny, choć nienawistny kwiat. Nie mógł mieć nic przeciwko mugolom, bo i nigdy nie miał z nimi do czynienia. Sąsiedzi w Norwegii byli tylko tłem, z którym nie utrzymywał kontaktu. Podobnie było w Londynie, niemagiczni byli gorszym, podlejszym gatunkiem, który należało zniszczyć lub zniewolić. Nie mieli prawa cieszyć się przywilejami i ochroną.

Delikatne gesty Rodolphusa tylko utwierdzały go w przekonaniu, że to, co sądzi o sprawie, jest właściwe. Przymknął powieki, pozwalając Lestrange'owi zająć się sobą. Ciepło jego dłoni i miękkość ust nie pozwalały o sobie zapomnieć, lecz nie zagościły w umyśle Charlesa na długo. Poprawił chwyt na dłoni towarzysza, splatając ich palce nieco mocniej, nieco pewniej, by uzmysłowić mu, że jest tuż obok, przykrył ich splecione dłonie swoją wolną. Uwielbiał delikatność Rolpha, ale teraz nadszedł czas na ogień i wojnę.

- Longbottomie to zdrajcy. - Zgodził się. - Szlamojebcy, tak ich nazywacie. Forpulte. - Skrzywił się, używając określenia w swoim ojczystym języku. - Skoro ministra nie przyznaje się do statusu krwi, łatwo powiedzieć, po której stronie stoi. Moi krewni wyszli z ministerstwa parę lat temu, ale nie twierdzę, że wszyscy powinni to zrobić. - Powiedział, wpatrując się intensywnie w Rolpha. Z każdym jego pewnym, ostrym słowem, błogość chwili ulatywała, zastępowana przez rosnące napięcie, ale też oczekiwanie. - Ministerstwo powinno być rządzone przez czystokrwistych. Takich, jak mój wuj Alexander. Takich, jak ty. - Mówił z gorliwością, która jakby miał przekonywać Rolpha do swoich racji. Wiedział, że nie musiał.

Propozycja Rolpha nie była nagła, ale Charlie nie spodziewał się jej. Nie wiedział przecież o tajnym stowarzyszeniu, choć większość jego rodziny do niego należała. Rodolphus nie musiał długo czekać na odpowiedź. Charles uniósł dłonie, wciąż ściskając jego między swoimi.

- Chciałbym pomóc! - Zadeklarował od razu. - Ale nie pracuję w Ministerstwie. Nie wiem, czy mam to doświadczenie, ale... Rolph, jeśli mogę coś zrobić... Ja bardzo chętnie!
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
28.11.2024, 20:10  ✶  
To było poniekąd cholernie ironiczne, bo nie tak dalej jak dwa miesiące temu on sam nazywał siebie psem obronnym, tylko w stosunku do innej osoby. Nie było między nimi więzi takiej, jak między nim a Charlesem, lecz podobieństw było zdecydowanie zbyt dużo - chociażby przez nazwisko i drugie imię Charlesa. Tym razem jednak role się odwróciły, a on planował to wykorzystać. Jednak w zupełnie inny sposób, niż Robert. Uważał, że nieżyjący już Mulciber popełnił szereg błędów, które zaowocowały tym, że teraz Charles znajdował się w jego nowym domu, wciskając się w jego bok i topniejąc pod wpływem jego dotyku. To nie on złapał go w sieć: to jego ojciec i wuj wepchnęli go w tę pajęczynę, pragnąc na początku igrać z kimś, kto najpierw pragnął oddać jednemu z nich wszystko, od ciała przez umysł. Głównie umysł. Lecz gdy oni go złapali w kleszcze wtedy, na Ścieżkach, a potem gdy Robert go odtrącił - niejako podpisali cyrograf. Mulciberowie i Lestrange - przez to, co się stało, on nigdy im nie da spokoju.

Nie planował jednak popełniać błędów Roberta i to nie dlatego że nie chciał robić Charlesowi tego samego, co zrobiono mu. Uważał, że potencjał takiej więzi był zbyt duży, by dać się ponieść chorej paranoi i ego, które Robert miał chyba jeszcze większe niż on sam. Łączyć, nie dzielić.
- Nałożyć kamuflaż, przetrwać i się zemścić - powiedział cicho, gładząc go odruchowo po włosach. Zemścić... Tak jak on zrobił z Tristanem, gdy z Alexandrem i Murtaghiem wpadli do domu szlamowatego i wywlekli jego rodziców do salonu. Gdy we trójkę czekali na aurora, który nie był godzien trzymania różdżki, a w końcu gdy on sam ciągnął go brutalnie za włosy i zmuszał do patrzenia, jak jego rodzice byli poddawani okropnym torturom. I wreszcie gdy on sam przy pomocy Legilimencji wdarł się do umysłu Warda, by wyciągnąć najpiękniejsze i najokropniejsze wspomnienia, zmieszać je ze sobą, a potem włożyć różdżkę w gardło i wykrzywić, zacisnąć struny głosowe tak, by Tristan nigdy nie mógł się odezwać. Z tego co wiedział, mężczyzna później nawet nie próbował złamać zaklęcia, które rzucił na niego przed laty. Tchórz, ale znał swoje miejsce: zrezygnował z bycia aurorem, zaszył się gdzieś. A on czekał, obserwował i zbierał siły, by dokończyć dzieła. Mieli co prawda zupełnie inne plany, które obejmowały pozbawienie go również wzroku oraz słuchu, lecz cóż - plany miały to do siebie, że trzeba było je modyfikować. Lub też odkładać w czasie.

Dlatego to, co mówił Charles, tak bardzo trafiało do niego samego. Dzielili identyczne poglądy, mieli ten sam cel. Być może Rodolphus był odrobinę bardziej brutalny w ich osiąganiu, lecz czy to naprawdę miało znaczenie? Gdyby tylko Charles zobaczył swojego wuja Aleandra wtedy, w mugolskiej części Londynu...
- Nie chodzi mi o Ministerstwo - powiedział, unosząc dłoń Mulcibera do swoich ust. Musnął grzbiet dłoni ustami, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - To, co robimy, zahacza o nie, lecz nasze wpływy sięgają o wiele, wiele dalej. Powiedz mi, Charles, jak daleko byłbyś w stanie się posunąć, żeby przywrócić jedyny właściwy ład i pomóc nam zaprowadzić porządek?
Nie miał tu oczywiście na myśli mordowania w imię idei, bo podejrzewał, że mimo nienawiści do szlam młody Mulciber mógł nie mieć aż tak spaczonego umysłu, lecz... Oczy Rodolphusa zabłyszczały lekko, jakby w amoku. W takich momentach jak ten widać było jego prawdziwy wiek. Młodość, żarliwość, gotowość do działania. Wydawało się, że jest stonowany, waży każde słowo i przewiduje każdy swój ruch, lecz tak naprawdę to była przykrywka - kolejna maska, pod którą skrywał swoje prawdziwe ja.
- Mówiłem ci wcześniej, że twoje umiejętności wytwórcze oraz inne talenty są ogromnie pożądane. Twoje świece, kadzidła... Wspominałeś, że zaczynasz zajmować się magicznymi roślinami. Masz do dyspozycji brata, który pracuje w Mungu i zajmuje się eliksirami. Jesteś młody, bystry, nie pochodzisz stąd i masz kontakty z osobami spoza Anglii, szkoliłeś się na aurora. Jeżeli zgodzisz się nas wesprzeć w tych aspektach, wyświadczysz światu czarodziejów ogromną przysługę. Magiczny Londyn stanie się twoim domem, którego ci odmówiono, gdy Richard opuścił Anglię. Nie czujesz się rozdarty między tym, co było a co jest? Nie chciałbyś spróbować walczyć o to, by twój przyszły dom był wolny od szlam? Byś nie musiał ukrywać się przed mugolami tak, jak robiliśmy to do tej pory? - nie musiał zadawać takich pytań, Mulciber sam powiedział, że zrobi wszystko, by pomóc. Lestrange uśmiechnął się, widząc ten żar w oczach Charlesa, który również gościł w jego oczach. Ten sam żar i chęć zmiany. Dobrze przeczuwał, że za zasłoną niepewności i osoby, która upija się bo usunięto go z podejrzanego biznesu bo któryś bliźniak tak chciał, stał ktoś, kto może im się przydać. - Powiedz mi, proszę, co wiesz o obecnej sytuacji, która panuje w Anglii? Co wiesz o wydarzeniach z 1970 i 1971 roku?
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#10
28.11.2024, 22:04  ✶  
Więź, która powstała między nim i Rodolphusem, wiele dla Charlesa znaczyła. Nie chodziło tylko o cielesny akt tejże współpracy, bo choć przyjemny, był tylko miłym dodatkiem do wszystkiego, co Rolph mu dawał. W takiej sytuacji, Charles chciał zrobić wszystko, by odwdzięczyć się przyjacielowi. Nawet przez moment nie pomyślał, że to on mógłby być wykorzystywany.

Pouczony, pokiwał głową. Choć Rodolphus był niemal w tym samym wieku, był o wiele bardziej doświadczony, o wiele bardziej dojrzały.

- Nauczysz mnie? - Zapytał naiwnie Charlie, ale w jego głosie przebrzmiewała tylko nadzieja i determinacja. Może zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, czego dopuścił się Rolph. W Lestrange'u był mrok, lecz nie ten, którzy odrzucał. Dla Mulcibera był to mrok kuszący, jak ciemne zaułki na Nokturnie, takie, które pozwolą schować się i uciec przed odpowiedzialnością za swoje czyny. Był to mrok, w którym bez strachu szeptano o sprawach, które publika uznawałaby za przestępstwa, choćby działania były jedynymi słusznymi.

Dłoń Charlesa uciekła tuż po tym, jak musnęły ją usta Rodolphusa. Znalazła drogę do policzka drugiego mężczyzny, przesunęła się nieco niżej, ku jego podbródkowi.

- O wiele dalej? - Zapytał, nie do końca pojmując, o czym Rolph mówi. Czy Ministerstwo nie było postawą wszystkiego? Nie zamierzał jednak kwestionować jego słó. - Ja... zrobię wiele, żeby zaprowadzić ład. Wszystko. - Poprawił się z pewnym wahaniem. - Ile jestem w stanie.

Co naprawdę mógł zrobić? Sam nie wiedział, nawet jeśli Rolph po kolei zaczął wymieniać jego talenty. Kiwał głową, zgadzając się z każdym punktem. Świece, zielarstwo, eliksiry, kontakty i szkolenia. To wszystko mógł zapewnić.

- Nie mam swojego miejsca w Anglii. - Zgodził się. Nigdy nie poczuł się "u siebie" w kamienicy wuja, również w obecnym mieszkaniu był przecież "u Rolpha". Czas nadszedł, by uwić swoje własne gniazdko, choć w bardziej metaforycznym sensie. - Chcę... Rolph, chcę, żeby tak było. Jeśli nie dla mnie, to dla naszych dzieci. - Podkreślił. Oczyszczanie świata ze szlam może trwać, zaś przyszłe pokolenie mogło zobaczyć świat piękniejszym, niż widzieli go oni. - Niewiele wiem o tym, co się dzieje, co się działo. Opowiedz mi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (3320), Charles Mulciber (2141)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa