—01/09/1972—
Anglia, Londyn
Laurent Prewett & Anthony Shafiq
![[Obrazek: qjIewja.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=qjIewja.png)
Odprowadził rano Lorien do Ministerstwa i życzył jej udanego dnia, jakkolwiek ten dzień mógł być udany dla kogoś, kogo życie znów wywaliło się do góry nogami, a każda taka drastyczna zmiana przybliżała drobną istotę do trwałej przemiany w wilgowrona. Zegary jednak bezwzględnie dalej szatkowały czas swoimi wahadłami, dbając o to, by świat toczył się dalej.
Myśli Anthony'ego uciekały do dzisiejszego spotkania, które miał mieć w samo południe. Niby zajrzał do biura, aby upewnić się, że jutrzejszy wyjazd do Egiptu jest już w całości przygotowany. Niby pokręcił się nad dokumentacją, namaszczając ją swoją szefoską aurą, chociaż wiedział, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, zatem całe pojawienie się na piątym piętrze było li tylko odpowiednio odegraną etiudą aktorską dla podwładnych. Nie, jego myśli uciekały do Lorraine, która zdawała się rozchwiana w odczuwaniu emocji. Wrażliwa dusza pełna chaosu. Gdzie zaprowadzi ich wyprawa w głąb emocjonalnego świata dziś?
Czy kobieta była jakkolwiek świadoma swojej roli, którą upatrzył dla niej w swoim Planie?
Harmonogram biegł i robił swoje - następnym punktem do odhaczenia było odebranie garniturów dedykowanych wyjazdowi. Salon Rosierów wsunięty został w ciasno splecione ze sobą godziny, wyceniony na trzy kwadranse, na wypadek, gdyby jakieś ostatnie detaliczne poprawki trzeba było zrobić od ręki.
I rzeczywiście - tak się stało. Po zweryfikowaniu wszystkich z pięciu kreacji - tak tog państwowego dygnitarza, jak i nieco bardziej mugolskich w wydźwięku garniturów - musiał swoje odczekać w niewielkim saloniku dedykowanym klienteli. Stoliczek kawowy, napoje, ciasteczka, kilka modowych magazynów. Rozsiadł się na sofie, zakładając nogę na nogę w swobodnej pozie, ramieniem opierając się o oparcie i szarymi, wypełnionymi niepewnością oczyma zapatrując się w okno. Był zapodziany w kaskadzie myśli, w potrzebie działania, która iskrzyła teraz setką dróg i możliwości. Lorraine była jednym z kamieni węgielnych, ale czy rzeczywiście podejmie się zaplanowanej dla niej roli? Kto jeszcze mógłby przyłączyć się do Syndykatu, kto jeszcze mógłby współdzielić z nim kurs, być o tyle pewnikiem, który nie ostrzyłby sztyletu na cesarskie plecy?
W pierwszej chwili nie zauważył pojawienia się we wspólnej przestrzeni Laurenta. Może wyczuł jego zapach, choć perfumowane tkaniny robiły swoje - oddzielając świątynię krawieckiej sztuki od pospólstwa chadzającego brukiem Pokątnej. Odwrócił jednak głowę ku niemu, a w rozkojarzonych oczach pojawiło się po chwili zrozumienie.
– Pan Prewett, moje uszanowanie. Jak samopoczucie? – spytał bez podawania detali, ale przecież ostatnio widzieli się, gdy Laurent znajdował się w szalenie nieciekawej sytuacji. Ton głosu i wyraz twarzy ułożył się w to samo zatroskanie. Przyjaciele moich przyjaciół, są moimi przyjaciółmi – mówiło stare przysłowie, a Victoria, ach ostatnia rozmowa z Victorią... Jego oczy zwęziły się tylko na moment, gdy rozważył taką ewentualność. Język mimowolnie zwilżył wargi, które zaraz potem rozciągnęły się w uśmiechu.
– Proszę, skoro mamy razem czekać, możemy i napić się razem. Przyznam, że sam nie chciałem ruszać tych karafek, ale z towarzystwem zawsze jest to bardziej usprawiedliwione. – Czy to już alkoholizm? Na tę myśl zdecydowanie nie było miejsca w jego głowie.
![[Obrazek: qjIewja.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=qjIewja.png)
Myśli Anthony'ego uciekały do dzisiejszego spotkania, które miał mieć w samo południe. Niby zajrzał do biura, aby upewnić się, że jutrzejszy wyjazd do Egiptu jest już w całości przygotowany. Niby pokręcił się nad dokumentacją, namaszczając ją swoją szefoską aurą, chociaż wiedział, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, zatem całe pojawienie się na piątym piętrze było li tylko odpowiednio odegraną etiudą aktorską dla podwładnych. Nie, jego myśli uciekały do Lorraine, która zdawała się rozchwiana w odczuwaniu emocji. Wrażliwa dusza pełna chaosu. Gdzie zaprowadzi ich wyprawa w głąb emocjonalnego świata dziś?
Czy kobieta była jakkolwiek świadoma swojej roli, którą upatrzył dla niej w swoim Planie?
Harmonogram biegł i robił swoje - następnym punktem do odhaczenia było odebranie garniturów dedykowanych wyjazdowi. Salon Rosierów wsunięty został w ciasno splecione ze sobą godziny, wyceniony na trzy kwadranse, na wypadek, gdyby jakieś ostatnie detaliczne poprawki trzeba było zrobić od ręki.
I rzeczywiście - tak się stało. Po zweryfikowaniu wszystkich z pięciu kreacji - tak tog państwowego dygnitarza, jak i nieco bardziej mugolskich w wydźwięku garniturów - musiał swoje odczekać w niewielkim saloniku dedykowanym klienteli. Stoliczek kawowy, napoje, ciasteczka, kilka modowych magazynów. Rozsiadł się na sofie, zakładając nogę na nogę w swobodnej pozie, ramieniem opierając się o oparcie i szarymi, wypełnionymi niepewnością oczyma zapatrując się w okno. Był zapodziany w kaskadzie myśli, w potrzebie działania, która iskrzyła teraz setką dróg i możliwości. Lorraine była jednym z kamieni węgielnych, ale czy rzeczywiście podejmie się zaplanowanej dla niej roli? Kto jeszcze mógłby przyłączyć się do Syndykatu, kto jeszcze mógłby współdzielić z nim kurs, być o tyle pewnikiem, który nie ostrzyłby sztyletu na cesarskie plecy?
W pierwszej chwili nie zauważył pojawienia się we wspólnej przestrzeni Laurenta. Może wyczuł jego zapach, choć perfumowane tkaniny robiły swoje - oddzielając świątynię krawieckiej sztuki od pospólstwa chadzającego brukiem Pokątnej. Odwrócił jednak głowę ku niemu, a w rozkojarzonych oczach pojawiło się po chwili zrozumienie.
– Pan Prewett, moje uszanowanie. Jak samopoczucie? – spytał bez podawania detali, ale przecież ostatnio widzieli się, gdy Laurent znajdował się w szalenie nieciekawej sytuacji. Ton głosu i wyraz twarzy ułożył się w to samo zatroskanie. Przyjaciele moich przyjaciół, są moimi przyjaciółmi – mówiło stare przysłowie, a Victoria, ach ostatnia rozmowa z Victorią... Jego oczy zwęziły się tylko na moment, gdy rozważył taką ewentualność. Język mimowolnie zwilżył wargi, które zaraz potem rozciągnęły się w uśmiechu.
– Proszę, skoro mamy razem czekać, możemy i napić się razem. Przyznam, że sam nie chciałem ruszać tych karafek, ale z towarzystwem zawsze jest to bardziej usprawiedliwione. – Czy to już alkoholizm? Na tę myśl zdecydowanie nie było miejsca w jego głowie.