08.12.2024, 02:58 ✶
—04/09/1972—
Anglia, Brighton
![[Obrazek: aONJFVt.jpeg]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=aONJFVt.jpeg)
I am the image that darkens your glass,
The shadow that falls wherever you pass.
I am the dream you cannot forget,
The face you remember without having met.
I am the truth that must not be spoken,
The midnight vow that cannot be broken.
I am the bell that tolls out the hours.
I am the fire that warms and devours.
I am the hunger that you have denied,
The ache of desire piercing your side.
I am the sin you have never confessed,
The forbidden hand caressing your breast.
![[Obrazek: aONJFVt.jpeg]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=aONJFVt.jpeg)
I am the image that darkens your glass,
The shadow that falls wherever you pass.
I am the dream you cannot forget,
The face you remember without having met.
I am the truth that must not be spoken,
The midnight vow that cannot be broken.
I am the bell that tolls out the hours.
I am the fire that warms and devours.
I am the hunger that you have denied,
The ache of desire piercing your side.
I am the sin you have never confessed,
The forbidden hand caressing your breast.
Nie każdy ładny człowiek na drodze Jonathana Selwyna był kimś, kto od pierwszej chwili fascynował go do takiego stopnia, że myśli czarodzieja krążyły wyłącznie wokół tej jednej osoby.
A jednak... A jednak podczas przyjęcia, na którym po raz pierwszy raz zostali sobie zapoznani z Jeanem, Jonathan, rozmawiając z kolejnymi nudnymi graczami francuskiej sceny politycznej zastanawiał się tylko nad tym, jak mógłby zdobyć sympatię tylko jednego z nich, a w myślach zadawał sobie kolejne pytania. Kim był hrabia? Jaką miał historię? Ulubiony dramat Szekspira? Komedie? Jakie to by było uczucie, zanurzyć palce w jego włosach? Jak długo mogliby rozmawiać ze sobą bez przerwy? Czy kiedyś, chociaż wiedział, że było to dość śmiałe pytanie, byłby w stanie wyjawić mu co sprawiło, że stał się wampirem?
Szkoda, że teraz, gdy oczekiwał swojego gościa w barwnym domku w Brighton, po głowie krążyły mu inne, znacznie mniej przyjemne pytania.
Tamten list zepsuł wszystko. Tamten list nie powinien był nieść za sobą tyle ciepła i przeprosin. Tyle nadziei na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu. Prawdę mówiąc, gdyby nie ten list i obietnica dana Anthony'emu, że rozwiąże tę sprawę, pewnie nie zaprosiłby go tutaj do siebie.
Ale musieli porozmawiać. Musiał… Jakoś to zakończyć. Jak? Układał sobie to w głowie od momentu dostania tego przeklętego listu, a nawet i wcześniej, ale dalej nie miał pojęcia. Miał jedynie plan tego co mógł powiedzieć o ile jego fasada zabawy w polityczne negocjacje nie runie, gdy tylko się spotkają.
I może było to nieco dramatyczne, ale zanim udał się na to spotkanie napisał jeszcze kolejne listy. Listy do tych, którzy byli mu bliscy. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak. Zapowiedział też swojemu skrzatu domowemu, że jeśli nie wróci do północy, powinien pojawić się u Charlotte i poinformować ją, że Selwyn udał się na spotkanie z pewnym francuskim znajomym i nie wrócił. Z jednej strony nie chciał w to mieszać przyjaciółki, ale z drugiej… No cóż. Już ją w to wmieszał.
Nie, że zakładał tak drastyczny scenariusz. Albo inaczej… Sam nie wiedział co zakładał, poza tym, że planował rozmówić się z nim i zakończyć to dzisiaj, najlepiej pokojowo. Merlinie niech to się zakończy pokojowo, bo nie miał pojęcia, co miałby zrobić w innym przypadku.
Oczekiwanie było chyba najgorsze. Siedział w fotelu, wyczekując pukania do drzwi, ubrany w te same ciemne spodnie, białą koszulę z drogimi spinkami do mankietów i pasującą marynarkę, w których był w pracy. Ile czasu zajęło mu dobranie stroju na dzisiejsze spotkanie, tak aby jego gość nie myślał, że mu jakkolwiek zależało? Długo. Zdecydowanie zbyt długo.
Tak samo jak zbyt długo powtarzał sobie w głowie wszystko co chciał dzisiaj powiedzieć w obawie, że jeśli tylko przestanie się trzymać wymyślonego wcześniej scenariusza cała scena spotkania pogrąży się w chaosie.
Wreszcie jednak nadeszła godzina rozpoczęcia sztuki. Gdy usłyszał pukanie do drzwi, odczekał kilka sekund i powolnym krokiem ruszył, aby wpuścić swojego gościa do środka. Może dobrze wyszło, że porzucił pomysł ubrania się dokładnie w ten sam strój, który musiał wtedy ostrożnie z siebie ściągać, aby zobaczyć, czemu jego żebro tak bardzo bolało przy każdym ruchu.
A jednak... A jednak podczas przyjęcia, na którym po raz pierwszy raz zostali sobie zapoznani z Jeanem, Jonathan, rozmawiając z kolejnymi nudnymi graczami francuskiej sceny politycznej zastanawiał się tylko nad tym, jak mógłby zdobyć sympatię tylko jednego z nich, a w myślach zadawał sobie kolejne pytania. Kim był hrabia? Jaką miał historię? Ulubiony dramat Szekspira? Komedie? Jakie to by było uczucie, zanurzyć palce w jego włosach? Jak długo mogliby rozmawiać ze sobą bez przerwy? Czy kiedyś, chociaż wiedział, że było to dość śmiałe pytanie, byłby w stanie wyjawić mu co sprawiło, że stał się wampirem?
Szkoda, że teraz, gdy oczekiwał swojego gościa w barwnym domku w Brighton, po głowie krążyły mu inne, znacznie mniej przyjemne pytania.
Tamten list zepsuł wszystko. Tamten list nie powinien był nieść za sobą tyle ciepła i przeprosin. Tyle nadziei na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu. Prawdę mówiąc, gdyby nie ten list i obietnica dana Anthony'emu, że rozwiąże tę sprawę, pewnie nie zaprosiłby go tutaj do siebie.
Ale musieli porozmawiać. Musiał… Jakoś to zakończyć. Jak? Układał sobie to w głowie od momentu dostania tego przeklętego listu, a nawet i wcześniej, ale dalej nie miał pojęcia. Miał jedynie plan tego co mógł powiedzieć o ile jego fasada zabawy w polityczne negocjacje nie runie, gdy tylko się spotkają.
I może było to nieco dramatyczne, ale zanim udał się na to spotkanie napisał jeszcze kolejne listy. Listy do tych, którzy byli mu bliscy. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak. Zapowiedział też swojemu skrzatu domowemu, że jeśli nie wróci do północy, powinien pojawić się u Charlotte i poinformować ją, że Selwyn udał się na spotkanie z pewnym francuskim znajomym i nie wrócił. Z jednej strony nie chciał w to mieszać przyjaciółki, ale z drugiej… No cóż. Już ją w to wmieszał.
Nie, że zakładał tak drastyczny scenariusz. Albo inaczej… Sam nie wiedział co zakładał, poza tym, że planował rozmówić się z nim i zakończyć to dzisiaj, najlepiej pokojowo. Merlinie niech to się zakończy pokojowo, bo nie miał pojęcia, co miałby zrobić w innym przypadku.
Oczekiwanie było chyba najgorsze. Siedział w fotelu, wyczekując pukania do drzwi, ubrany w te same ciemne spodnie, białą koszulę z drogimi spinkami do mankietów i pasującą marynarkę, w których był w pracy. Ile czasu zajęło mu dobranie stroju na dzisiejsze spotkanie, tak aby jego gość nie myślał, że mu jakkolwiek zależało? Długo. Zdecydowanie zbyt długo.
Tak samo jak zbyt długo powtarzał sobie w głowie wszystko co chciał dzisiaj powiedzieć w obawie, że jeśli tylko przestanie się trzymać wymyślonego wcześniej scenariusza cała scena spotkania pogrąży się w chaosie.
Wreszcie jednak nadeszła godzina rozpoczęcia sztuki. Gdy usłyszał pukanie do drzwi, odczekał kilka sekund i powolnym krokiem ruszył, aby wpuścić swojego gościa do środka. Może dobrze wyszło, że porzucił pomysł ubrania się dokładnie w ten sam strój, który musiał wtedy ostrożnie z siebie ściągać, aby zobaczyć, czemu jego żebro tak bardzo bolało przy każdym ruchu.