• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[04.09.1972] I am the image that darkens your glass

[04.09.1972] I am the image that darkens your glass
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#1
08.12.2024, 02:58  ✶  

—04/09/1972—
Anglia, Brighton
[Obrazek: aONJFVt.jpeg]

I am the image that darkens your glass,
The shadow that falls wherever you pass.
I am the dream you cannot forget,
The face you remember without having met.

I am the truth that must not be spoken,
The midnight vow that cannot be broken.
I am the bell that tolls out the hours.
I am the fire that warms and devours.

I am the hunger that you have denied,
The ache of desire piercing your side.
I am the sin you have never confessed,
The forbidden hand caressing your breast.



Nie każdy ładny człowiek na drodze Jonathana Selwyna był kimś, kto od pierwszej chwili fascynował go do takiego stopnia, że myśli czarodzieja krążyły wyłącznie wokół tej jednej osoby.

A jednak... A jednak podczas przyjęcia, na którym po raz pierwszy raz zostali sobie zapoznani z Jeanem, Jonathan, rozmawiając z kolejnymi nudnymi graczami francuskiej sceny politycznej zastanawiał się tylko nad tym, jak mógłby zdobyć sympatię tylko jednego z nich, a w myślach zadawał sobie kolejne pytania. Kim był hrabia? Jaką miał historię? Ulubiony dramat Szekspira? Komedie? Jakie to by było uczucie, zanurzyć palce w jego włosach? Jak długo mogliby rozmawiać ze sobą bez przerwy? Czy kiedyś, chociaż wiedział, że było to dość śmiałe pytanie, byłby w stanie wyjawić mu co sprawiło, że stał się wampirem?

Szkoda, że teraz, gdy oczekiwał swojego gościa w barwnym domku w Brighton, po głowie krążyły mu inne, znacznie mniej przyjemne pytania.
Tamten list zepsuł wszystko. Tamten list nie powinien był nieść za sobą tyle ciepła i przeprosin. Tyle nadziei na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu. Prawdę mówiąc, gdyby nie ten list i obietnica dana Anthony'emu, że rozwiąże tę sprawę, pewnie nie zaprosiłby go tutaj do siebie.

Ale musieli porozmawiać. Musiał… Jakoś to zakończyć. Jak? Układał sobie to w głowie od momentu dostania tego przeklętego listu, a nawet i wcześniej, ale dalej nie miał pojęcia. Miał jedynie plan tego co mógł powiedzieć o ile jego fasada zabawy w polityczne negocjacje nie runie, gdy tylko się spotkają.

I może było to nieco dramatyczne, ale zanim udał się na to spotkanie napisał jeszcze kolejne listy. Listy do tych, którzy byli mu bliscy. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak. Zapowiedział też swojemu skrzatu domowemu, że jeśli nie wróci do północy, powinien pojawić się u Charlotte i poinformować ją, że Selwyn udał się na spotkanie z pewnym francuskim znajomym i nie wrócił. Z jednej strony nie chciał w to mieszać przyjaciółki, ale z drugiej… No cóż. Już ją w to wmieszał.

Nie, że zakładał tak drastyczny scenariusz. Albo inaczej… Sam nie wiedział co zakładał, poza tym, że planował rozmówić się z nim i zakończyć to dzisiaj, najlepiej pokojowo. Merlinie niech to się zakończy pokojowo, bo nie miał pojęcia, co miałby zrobić w innym przypadku.

Oczekiwanie było chyba najgorsze. Siedział w fotelu, wyczekując pukania do drzwi, ubrany w te same ciemne spodnie, białą koszulę z drogimi spinkami do mankietów i pasującą marynarkę, w których był w pracy. Ile czasu zajęło mu dobranie stroju na dzisiejsze spotkanie, tak aby jego gość nie myślał, że mu jakkolwiek zależało? Długo. Zdecydowanie zbyt długo.

Tak samo jak zbyt długo powtarzał sobie w głowie wszystko co chciał dzisiaj powiedzieć w obawie, że jeśli tylko przestanie się trzymać wymyślonego wcześniej scenariusza cała scena spotkania pogrąży się w chaosie.

Wreszcie jednak nadeszła godzina rozpoczęcia sztuki. Gdy usłyszał pukanie do drzwi, odczekał kilka sekund i powolnym krokiem ruszył, aby wpuścić swojego gościa do środka. Może dobrze wyszło, że porzucił pomysł ubrania się dokładnie w ten sam strój, który musiał wtedy ostrożnie z siebie ściągać, aby zobaczyć, czemu jego żebro tak bardzo bolało przy każdym ruchu.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#2
08.12.2024, 13:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2024, 00:34 przez Dearg Dur.)  
Nie każdy ładny człowiek na drodze Jeana de la Rochefoucauld Montbel'a był kimś, kto od pierwszej chwili fascynował go do takiego stopnia, że myśli wampira krążyły wyłącznie wokół tej jednej osoby.

Właściwie nie był w stanie przypomnieć sobie poprzedniej tego typu anomalii, zwłaszcza teraz, gdy stał u drzwi tego człowieka, tłumiąc w sobie urażoną dumę i wszelkie odruchy pchające go do rzeczy, które bynajmniej nie wspierały celu, który sobie obrał.

Dlatego też, gdy w końcu zapukał, a potem gdy Jonathan otworzył mu drzwi, nie wymówił ani słowa, choć jego pozornie zobojętniała twarz, mówiła więcej niż tysiąc słów. Chłodne oczy płonęły pragnieniem i tęsknotą trzymaną w żelaznym uścisku wiekowej woli, lekki uśmiech na perfekcyjnie ogolonej twarzy i skinienie głowy na powitanie - podobne do gestów składanych w jego stronę na Muzie - nie mogły być bardziej oczywistą maską, oczywistą teraz, gdy kilka dni temu Selwyn dotknął łączącą ich nić.

Nie zapraszaj do domu wampira, wtedy będzie mógł wejść za każdym razem gdy tego zapragnie.

Zupełnie tak, jakby Jonathan nie wniósł go tu ze sobą już po powrocie z Paryża.

Nieoczekiwany ruch ręki, gdy wyciągnął ją zza pleców, a między nimi zakwitła gęsto lawenda przetkana białymi margaretkami. Żadnej róży, żadnego z ulubionych kwiatów Jeana, ale mężczyzna rozsmakowywał się w symbolice roślin, niejednokrotnie bawiąc się w obrażanie obdarowywanych dam sposobem, który był czytelny tylko dla niego. I dla Jonathana jeśli chciał słuchać hrabiego układającego wykwintne bukiety. Ten jednak był zaskakujący w swojej prostocie, w wonnym otulającym przestrzeń fiolecie i niewinnością płatków jastrunu, tak bardzo odciskające się na eleganckiej czarnej szacie wchodzącego do środka mężczyzny. Atłasowa apaszka przebita czerwoną spinką trzymała nienaganny biały kołnierzyk w ryzach, lekko lśniąca marynarka przesłaniająca kamizelkę nosiła tylko kilka złotych zdobień na mankietach, o wiele bardziej subtelnych od ekstrawaganckich haftów, w których lubował się przyjaciel gospodarza. Doskonale skrojone spodnie z wysokim stanem podkreślały smukłość sylwetki wkraczającego do wnętrza mężczyzny, który pozostawił kwiaty w dłoniach Selwyna i nie omieszkał z zaciekawieniem rozejrzeć się po otoczeniu przekraczając próg.

Zwyczajne, niezwyczajne spotkanie.

Dobrze, że jego serce nie biło od dawna, a cera pozostawała blada brakiem płynącej w ciele krwi.

– Nieprzyjemnie wilgotna, ale zdecydowanie szybciej zapada w niej zmrok, choć słońce wszędzie przecież kryje się za horyzontem tak samo... Jestem pod niegasnącym wrażeniem, jak wychodzi Ci utrzymanie włosów w tak nienagannym stanie, choć mimo tej aury, przechadzając się ulicami Whitechapel zdałem sobie sprawę, jak bardzo zaskakujące jest, że przekroczyłem kanał la Manche dopiero w XX wieku. – przyjemny, łagodny głos rozbrzmiał w przestrzeni z nienagannym brytyjskim akcentem, akademickim, zupełnie jakby wampir urodził się w tej szerokości geograficznej i odebrał gruntowne wykształcenie pośród uczonych oxfordzkich głów. Niespiesznie ściągał rękawiczki, pozostając w holu, skupiony bardzo na czynności, nie podnosząc wzroku znad własnych dłoni.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#3
08.12.2024, 23:55  ✶  
Na powitanie odpowiedziała mu niemal identycznie zobojętniała mina, ale kiedy dłonie, powolnym ruchem, sięgnęły po kwiat, brew w nałożonej przez niego masce, mimowolnie uniósła się do góry. Czystość, niewinność spokój. Aż dziw, że tego typu kwiaty nie zwiędły jeszcze w dłoniach Jeana, tych samych dłoniach, które przecież jeszcze nie tak dawno wypisywały groźby w listach.
Nawet za niego nie dziękując, odłożył bukiet do pobliskiego wazonu, w którym dogorywały więdnace goździki.
Gdy Jean zaczął mówić Jonathan zdał sobie sprawę z tego, jak łatwo mogłoby mu przyjść udawanie, że było to po prostu przyjemne spotkanie po latach i...
Może popełnił błąd, że był z nim tutaj sam na sam. Może powinien poprosić Charlotte, aby gdzieś się tutaj czaiła, byle nie z siekierą, lub po prostu nie odpisywać na ten list, tak jak na każdy poprzedni.
Policzył w duchu do dziesięciu, słuchając uważnie tego co mówił Jean, aż wreszcie mu przerwał.To były negocjacje. Nie randka. Trzeba było działać szybko. Byle nie zaczął wsłuchiwać się w jego głos.
– Mam nadzieję, że wiesz, że moje zaproszenie tutaj nie było równoznaczne z przywróceniem ci przywileju niezobowiązującej rozmowy ze mną, którą pewnie byśmy mogli odbywać w tym momencie, gdybyś po prostu pozwolił mu wrócić do Angli.– Mówił cicho, ale nie w ten nerwowy sposób, gdy budził się w jego ramionach z koszmaru, albo w ten gdy czule szeptał mu coś do ucha, kładząc jego ramiona. Bardziej, jak wtedy, gdy na bankietach, dokonywał różnych umów, lub przyłapywał kogoś na ich łamaniu. – Sześć lat temu powiedziałem ci czego chcę od życia i że nie pokrywa się to z twoimi planami. Nie zrozumiałeś. Latami wysyłałeś mi listy, na które ja wymownie nie odpowiadałem. Nie zrozumiałeś. Zamiast tego zagroziłeś moim bliskim, przybyłeś wcześniej nie zapowiedziałeś, a teraz informacja o moich zaręczynach poskutkowała kolejnym listem, który powinienem otrzymać znacznie wcześniej. Czego chcesz w tej sytuacji skoro mówisz, że zaakceptowałeś moje wybory? Czemu po prostu nie wyjedziesz z Angli i nie wrócisz, gdy już dawno mnie tutaj nie będzie, tak abyś sam sobie oszczędził emocji?
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#4
09.12.2024, 01:09  ✶  
– Nie pozwoliłem? – Głowę wciąż miał pochyloną, gdy podniósł zaciekawiony i lekko rozbawiony wzrok na Jonathana. Nie mówił cicho, nie poddał się szeptowi towarzysza, pozostawali sami, w czterech ścianach przedsionka. Rękawiczki opuściły jego dłonie, wciąż stanowąc rekwizyt, wymówkę do wysunięcia jednej z rąk do kieszeni, gdy drugą w swobodnej pozie hrabia oparł się o antyczną, elegancka komódkę.
– Przecież... wyjechałeś i jesteś w Anglii. Nie przypominam sobie abym przemienił Cię wbrew woli, a potem uwięził do czasu złamania bariery oklumencji, by zaimplementować wspomnienia, w których się zgadzasz ze mną pozostać, a usunąć te wszystkie zbędne dokumentujące Twój próżny opór. – lekka zmiana perspektywy, lekkie inne ustawienie świateł by jego odziana w czerń osoba jawiła się nieco milej. Nieco cieplej. Jean nie szydził, zdawał się jednak życzliwie zaskoczony, że jego były partner ani przez moment nie rozważył tego scenariusza, szczególnie że znał jego możliwości. – Stwierdzenie, że nie pozwoliłem Ci wyjechać jest więc... przesadą, nie sądzisz? – Wsparty na łokciu, wciąż jednak dłoń trzymając w kieszeni, zdawał się prawie nonszalancki, gdy prześlizgnął się błękitnym spojrzeniem po sylwetce Selwyna, a uśmiech pełen nostalgii przymknął przez jego twarz.

– Dowiedziałem się, że pochmurne wyspy już z końcówką sierpnia są zdatne do przemieszczania się dla mnie, nawet w ciągu dnia. Ot, grzech ciekawości, cóż takiego ma Londyn, czego nie ma Paryż. Pisałem Ci o tym przecież. Musiałem coś zrobić, ruszyć się. Ileż można spać po byciu porzuconym, ileż można leczyć złamane serce...? – Odetchnął, może nieco głośniej, zupełnie jakby nadal czuł to samo, co przed sześciu laty. Na moment tylko naciągnęło się ścięgno na skroni, na moment tylko pozwolił sobie pokazać, że i dla niego nie jest nic prostego w tej konfrontacji, przypominającej bardziej rozgrywkę szachową, niż normalną rozmowę. Potrząsnął nieznacznie głową, jakby chciał strzepnąć natrętną myśli.

– Jonathan – wybrzmiało nagle poważniej, bez arabesek słów, bez odcieni niezobowiązującej lekkości bytu, jakby wcale setki lat nie ciążyły mu na barkach. Zaraz potem jednak znow spokojne uniesienie kącików ust zagościło na przystojnej twarzy. Tym razem jednak nie sięgnęło oczu.– Masz bardzo piękny hol, ale może jednak zaprosisz mnie do salonu, skoro już chcesz rozmawiać o tym dlaczego ja - jak zdążyliśmy to sobie wyjaśnić - uszanowałem Twoją wolę do tego w jakim państwie będziesz żył, a Ty - jak zrozumialem z Twoich pytań - obecnie chcesz rościć sobie prawo do ustalania w jakim państwie ja mam żyć. Jest to interesuujące otwarcie, ale wolałbym usiąść, napić się czegoś... angielskiego i posłuchać Cię możliwie wnikliwie bez tych... przeciągów. – Obrócił głową, wolną dłonią w elastycznym geście wskazał otaczajace ich powietrze, jakby przeciągi tłumaczyły wszystko, jakby były wystarczającą wymówką, by kupić czas, który został im dany.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#5
09.12.2024, 12:26  ✶  
– Oh, widzę, że w takim razie łaskawość jest w tobie wyjątkowo wielka w tej dekadzie. – Drwina w jego głosie zabrzmiała tak, jakby był postacią sceniczną, stworzoną tylko po to, aby szydzić z innych bohaterów dramatu.
To zabolało.
Kolejna strzała dziurawiąca bańkę jakiejkolwiek ułudy, próbującej wmówić mu, że Jean może nie był jednak taki zły. Że list pisał w emocjach, a teraz wreszcie zdrowy rozsądek naprawdę doszedł u niego do władzy i że może nie spędził tyle lat z kimś kto jedynie ukrywał swoje prawdziwe oblicze.
Milczał. Milczał i po prostu słuchał jego słów, próbując zachować kamienną maskę. Żałował, że nie było tutaj kogokolwiek z jego przyjaciół. Jakby sam specjalnie nie raczył poinformować Charlotte o tym spotkaniu i jakby specjalnie nie wybrał jego terminu akurat wtedy, kiedy Morpheus i Anthony byli w Egipcie.
Próbował więc skupić się na spokoju przyjaciół, gdy dowiedzieli się o jego problemie, samemu starając się go odwzorować w tej chwili, walcząc z pokusą wyrzucenia Jeana za drzwi.
Nic tym nie wskórasz – upomniał się w myślach, opierając się o ścianę, aby przyjrzeć mu się z zaciekawieniem.
– Fascynujące – powiedział z wyćwiczoną nutą niedowierzania w głosie. – Można by pomyśleć, że jak na tyle lat twojego życia i wprawy w polityce uraczysz mnie mniej bezczelnymi i nieco bardziej wysublimowanymi próbami zmanipulowania moimi myślami – I to go martwiło. Może ten cały list był pułapką, wktórą się nieopatrznie wplątał? Może... Nie. Spokój. Musiał zachować spokój.
Zapraszającym gestem wskazał dłonią drzwi na  lewo od mozaikowych schodów, ana jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Angielskiego. Oczywiście. Gdzie moje maniery. Kuchnia i czajnik są tam. Herbaty w szafce obok. Zaparz sobie jeśli chcesz Ja będę czekał w salonie. – Z tymi słowami po prostu ruszył do pomieszczenia po przeciwnej stronie schodów, aby usiąść na jednym z foteli, nawet w samotności nie zdejmując nałożonej maski.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#6
09.12.2024, 13:47  ✶  
– Tylko i wyłącznie zasługa pewnego angielskiego gentlemana – odbił niemal natychmiast, instynktownie, tuż po wzmiance o swojej łaskawości. A jednak nie było w tym cynizmu, ani teatralności, której można byłoby się spodziwać. Zaskakująco ciepły komplement w ustach kogoś tak zimnego.

Jonathan myślał o przyjaciołach, ale tragikomizmem tej sytuacji był fakt, że musiał sam wypić piwa, które sobie uważył. Wciąż nie odkorkował butelki, nie zaciągnął się gęstym jak dym robotniczych dzielnic Londynu zapachem, nie spojrzał w otchłań czerni, aby przejrzeć się w niej, jak w lustrze, próżno szukając musujących bombelków, choć z pewnością były tam, iskry tańczyły w lodowych oczach, teraz otwarcie uśmiechających się do Selwyna, gdy wymijał postać swojego gościa i jakże wprawnie ignorował fakt, że ten odetchnął zdecydowanie głębiej, łapiąc tony perfum, skóry i gniewu buchającego pod skórą.

Zdarzało im się kłócić już wcześniej, spierać o to, w czyje życie etyczni jest wtrącić nosa, zdarzało im się odwracać tego kota tak długo ogonem, że został sam ogon, jak wąż pożerający swój własny kraniec. Sprawy nigdy nie dotyczyły ich bezpośrednio, ale teraz... czym różniły się wymiany zdań? Gniewne docinki, słodkie pochlebstwa, które czasem Jonathana jeszcze bardziej wytrącały z równowagi? Czasem dysputy działy się dla samej słownej potyczki, Jean często poddawał jego imię próbie, robiąc za adwokata diabła, broniąc tezy, z którą sam osobiście się nie zgadzał, chcac tylko i wyłącznie rozognić kochanka, by móc potem chłodzić go w swym objęciu.

Teraz jednak stawka była o wiele, wiele wyższa.

Teraz w ogóle jej nie było, ledwie odpryski dawnej zażyłości.

Wbrew zaproszeniu Jonathana, hrabia podążył za nim jak cień. Gdy młodszy czarodziej myślał o wygrywnaiu wojen, ten najwidoczniej cieszył się z każdej wygranej bitwy. Zaproszenie do domu, przejście przez próg, przyjęcie kwiatów, a teraz salon z kartą możliwości udania się do kuchni w celu zrobienia sobie i kto wie, może również Jonathanowi herbaty.

– To takie miłe mon cheri, że nie ofiarowałeś się do uczynienia mi poczęstunku. Przez moment sądziłem, że będziesz chciał mimo wszystko mnie otruć, albo nafaszerować tym waszym... veritaserum? – rozsiadł się wygodnie na drugim fotelu, tak by móc obserwować nabzdyczoną minę Jonathana, który najprawdopodobniej starał się wyglądać bardzo poważnie. Oczywiście było sporo pobudek by się martwić obecnym stanem rzeczy, ale może niekoniecznie był to ten wyraz twarzy, a ten kocioł który skrywał się zaraz pod nią.

Już miał coś powiedzieć, coś dodać, ale finalnie wycofał się z tego, układając dłonie w piramidkę przed sobą, w niemym zastanowieniu. Oddawał mu pola, najwidoczniej nie zamierzając w żaden sposób ułatwiać całej wymiany zdań własnym przyznaniem się do winy i złożeniem broni.

W końcu jednak odezwał się, na moment przed Selwynem. Odezwał się głosem wciąż melodyjnym choć pełnym rozgoryczenia, ale przy tym bardzo cichym, dopasowującym się do rozmówcy, najwidoczniej uznając jonathanowy "brak zgody" na niezobowiązujące rozmowy:
– Czego ode mnie oczekujesz? Nie rozumiem tego zaproszenia. Zaczynasz nowe, stare życie, sądziłem... uważałem swój list za może odpowiedniejsze pożegnanie niż to, co wydarzyło się między nami, gdy widziałem Cię ostatnim razem we Francji.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#7
10.12.2024, 13:39  ✶  
Pewien angielski dżentelmen absolutnie nie odpowiedział uśmiechem na te pochwały. Uśmiechnął się natomiast nieznacznie sam do siebie, gdy Jean wspomniał o veritaserum, lub otruciach. Oh, veritaserum. Musiał zapamiętać, aby kiedys dostać jakieś w swoje ręce na wypadek, gdyby to wszystko nie zakończyło się dzisiejszego wieczora.
Czego od niego oczekiwał? W tych nierealistycznych marzeniach, aby zaraz wyszło, że to nie on wysłał list z groźbą, a to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. W tych jedynie nieco bardziej realistycznych, aby przysiągł, że zostawi go i innych w spokoju i opuścił całą Europę. A tak to chyba po prostu... Omiotł jego sylwetkę spojrzeniem. Chciał po prostu zrozumieć czego on od niego teraz chciał i jak ma położyć kres jego działaniom.
– Bądź ze mną szczery – powiedział, siadając wygodniej na fotelu. To mogło być takie miłe spotkanie pełne whisky, wspólnych rozmów I możliwe, że czegoś jeszcze, gdyby nie zostawił w nim tej rany dając mu odejść i gdyby nie jego słowa. – Czy gdybym właśnie oznajmił ci, że zmieniłem zdanie, pragnę rzucić się w Twoje objęcia, a w szafie mam już gotowy strój ślubny – Zabawne... Ciekawe o czym dokładnie mówiła wróżba Morpheus wieszcząc mu małżeństwo? Nieistniejącym ślubie z Charlotte, czy o tym każdym razie, gdy z jakiegoś powodu zachowywał się jak panna młoda w obecności dawnego kochanka? – Czy nie uznałbyś tak nagłej zmiany zdania za podejrzaną? – Pokręcił głową, wstał ze swojego miejsca i podszedł do szafki, z której wyciągnął dwa ostatnie listy Jeana i położył je na stole przed swoim gościem. Wskazał palcem linijkę o przybyciu do Londynu zimą i groźnymi implikacjami tej podróży. – Chciałbym abyś mi wyjaśnił, czemu mam ufać w twoje przeprosiny kiedy jeszcze niedawno groziłeś moim bliskich. Zastanawiam się, czy jest coś, co możesz powiedzieć bez ucieczki do kłamstwa, co powie mi czemu mam ci teraz zaufać, kiedy dałeś mi więcej powodów, aby w to wątpić, a już od progu zbywałeś moje pytania i sugerowałeś mi co gorszego mógłbyś mi jeszcze zrobić, kiedy łaskawie wypuściłeś mnie z Francji? Czemu moje zaręczyny sprawiły, że chcesz się słusznie wycofać, kiedy moje lata odmowy nie mogły wywołać w tobie szacunku wobec mojej woli. Jak chcesz mnie przekonać, żę moge ci zaufać?
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#8
10.12.2024, 15:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2024, 15:27 przez Dearg Dur.)  
Hrabia zasiadł w fotelu i patrzył uważnie na mówiącego mężczyznę, zgodnie z własną deklaracją daną u progu domostwa. Słuchał go z uwagą, a w jego ciele i twarzy co rusz odbijały się tłumione reakcje. Gdy stężął w napięciu na wzmianki o rzucenie się w o bjęcia i ślubnym stroju, gdy ściągnął brwi w zdziwieniu, w chwili, w której Jonathan wyciągnął listy i wskazał w starszym z nich linijkę spędzającą jego sen z oczu w ostatnich tygodniach. Wampir pochylił się i ujął w środkowy palec i kciuk własną korespondencję, wciąż pachnącą różami, wonią możliwie nieobecną w tym domu nawet po jego przyjściu.

- Być może nie lubię być przesłuchiwany w przedsionku zaraz po wejściu do domu. Dlaczego od razu zakładasz, że nie chcę odpowiedzieć Ci na Twoje pytania? - odetchnął odsuwając list od wyraźnie zasmuconych oczu - nieczęstej ekspresji dedykowanej tylko Jonathanowi, w chwilach gdy jego były kochanek był przekonany, że są sami. W chwili, gdy już podchodził na przyjęciu by powiedzieć kilka słów, co zbiegło się z zasłabnięciem Morpheusa.

- Wolę być przesłuchiwany tu, w salonie, w wygodnym fotelu - dodał, odkładając list na stolik stojący między nimi. - Zaczynając więc od pierwszego pytania... - podjął powoli, wzrokiem ześlizgując się po nowszym liście, zawierajacym zdecydowanie więcej słów, bardzo konsekwentnie nie patrząc Jonathanowi w twarz. - ... gdybyś to zrobił, uczyniłbyś mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i wszedłbym w tę pułapkę z szeroko otwartymi ramionami, myśląc o tym, że wolę zginąć w Twoim objęciu otulony słodkim kłamstwem, niż mierzyć się z rzeczywistością w której nigdy mnie nie kochałeś, tak jak ja kocham Ciebie. - Przez krótki moment przebiegł cień zażenowania przez przystojną twarz, lecz może to gra świateł podbity obawami gospodarza, bo ton i słowa pozostawały zwyczajnie smutne, pozbawione sarkazmu i blichtru roześmianej maski założonej podczas farsy, która miała miejsce na koncercie. - Te złote liście... wykończenia mankietów... Wyglądałeś tak... - umilkł nagle przez moment poddając się marzeniu, porzucając drugi z listów, pozostawiając jednak myśl, że może nie tylko plotka dała impuls do tej dziwnej zmiany.

- Pytanie drugie: nie wiem o jakim zastraszaniu mówisz. Jestem winny wielu grzechów, w tym grzechu zazdrości ponad miarę, ale czy nie byłoby tak, że gdybym zrobił krzywdę Twoim bliskim, to nigdy więcej byś się do mnie nie odezwał? Jaki więc byłby w tym sens? - mówił tylko z pozoru leniwie, dobierał powoli słowa do tego dziwnego warkocza, skręcanego powrozu spowiedzi, ku jakiej poprowadził go Selwyn. Przeniósł przy tym w końcu pochmurne tęczówki na swojego rozmówcę, gdy palce zataczały powolne kręgi nad dawnymi słowami utrwalonymi piórem na grubym, czerpanym papierze. - Byłem wtedy, gdy to pisałem jeszcze w Poisy... byłem wtedy u kresu. Chciałem zobaczyć. Poczuć. Doświadczyć tego fascynującego świata, który mi Ciebie zabrał, który wybrałeś zamiast mnie. - smutek dociążała gorycz i gniew trzymany wciąż na wodzy, inny od kłótni, która zakończyła ich francuski rozdział, inny od krzyku wściekłości, od huraganu, który przeszedł przez pokój w którym wtedy rozmawiali. - Chciałem zobaczyć jak pracujesz, jak spędzasz wolny czas, z kim przychodzi Ci rozmawiać... Jak bardzo różni się to od życia które wiedliśmy w Paryżu? Co ma do zaoferowania to miejsce, czego ja nie mogłem Ci dać? Chciałem zatopić w tym wszystkim zęby, żeby zrozumieć, ruszyć się, zmienić coś, by móc w końcu obudzić się z oczekiwania, ze snu, w którym do mnie wracasz. - Ostatnie słowa już cedził przez zaciśnięte zęby. Podniósł się gwałtownie, choć od razu jego kroki powiodły nie ku Jonathanowi, a do okna. Dopiero tam się zatrzymał odchylając zaśłony, skupiając na zewnętrzu, próbując zmusić się do spokoju.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#9
10.12.2024, 16:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2024, 17:31 przez Jonathan Selwyn.)  
Emocje.
Za dużo emocji.
Najpierw zorientował się, że smutne oczy Jeana wciąż potrafią zasiać wątpliwości w jego umyśle.
Milczał.
Potem coś, jakiś przeklęty płomyk gorąca, zupełnie nieproszony, odzywał się gdzieś w głębi Jonathana i prawie zmusił go do zaprotestowania. Do krzyknięcia, że z ich dwójki to on zawsze kochał bardziej. To on go szanował i to on, w odwrotnej sytuacji, uszanowały decyzję kochanka o odejściu. Jakby postanowienie o powrocie do Angli było łatwe. Jakby nie bolało jeszcze przed kłótnią i jej następstwami. Jakby tak prosto było mu opuścić tego, kto ubarwił wtedy jego życie czerwienią, tak że było ono piękne. Jakby...
Milczał.
Płomień wewnątrz niego nie zgasnął, bezczelnie nieco się rozrastając, gdy Jean urwał, zamiast powiedzieć mu ze szczegółami jak wyglądał tamtej nocy.
A potem sam miał ochotę zerwać się ze swojego miejsca i rzucić w niego listami. Albo wyjść. Albo obie te rzeczy na raz.
Doświadczyć tego fascynującego świata, który mi Ciebie zabrał, który wybrałeś zamiast mnie.
Nie wierzył, że nie wiedział, jak zabrzmi treść tego listu. Bawił się z nim od samego początku? Chciał wzbudzić w nim strach, tak aby gdy już przyjedzie i wyjawi prawdę, Jonathan lepiej zareagował na jego wizytę, skoro nikomu jednak nic nie groziło? Zmienił zdanie, gdy emocje opadły i teraz naprawdę nie chciał nikogo krzywdzić, chociaż wcześniej były inaczej? Kłamał cały czas?
Zatopić w tym wszystkim zęby.
Bardzo specyficzny dobór słownictwa jak na wampira.
Kolejne emocje. Strach, gdy miał wrażenie, że Jean zaraz rzuci się na niego i złość na samego siebie, gdy już zrozumiał, że nic takiego się nie stało, a on głupio się zdenerwował. Serce biło mu od adrenaliny, nerwów i natłoku myśli.
Jaki byłby w tym sens?
A czy śmierć bliskich nie byłaby jedynie ułatwieniem porwaniach i złamania bariery oklumenty?
Przymknął na chwilę oczy.
– Zupełnie jak komedia pomyłek w jakiejś mało zabawnej historyjce miłosnej – odpowiedział uchylając powieki. – Niesamowite, że długowieczny czarodziej, znający sposób myślenia swojego kochanka, jak i nerwy, które sam wywołał, nieopacznie napisał linijkę zdania w liście, który jedynie przypadkowo można było zinterpretować jako groźbę – zaśmiał się sucho i podniósł się z miejsca, aby wiedziony głupimi myślami podejść do Jeana przy oknie. Chciał... Aby i jego emocje nim teraz targały. Jeszcze bardziej. – Wściekasz się teraz na mnie, Londyn, czy może wreszcie na samego siebie? – spytał, szepcząc my w stronę ucha, tylko po to, aby zaraz szybko się cofnąć o dwa kroki w obawie, że rozdrażnienie wampira spotka się z nagłą reakcją.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#10
10.12.2024, 18:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2024, 23:46 przez Dearg Dur.)  
Lewy kącik ust zadrgał ku górze na brzmienie odpowiedzi Selwyna. Ledwie zauważalnie z tej perspektywy, gdy Jean stał tyłem do gospodarza i wpatrywał się w mrok nocy otaczającej rezydencję. Były powody, dla których obaj mężczyźni zapadli się w siebie, były intrygujące różnice, ale jakże słodkie podobieństwa. Pokój pachniał strachem, uszy łaskotało łomoczące serce, próbujące wydostać się z klatki. Strach zmieszany z podnieceniem, odwieczna gra zmysłów, w której istotom mroku pozostało obserwować i atakować, gdy nadejdzie właściwa pora. Hrabia był zbyt stary, by bawić się w kotka i myszkę, a jednocześnie emocje, zbyt dużo emocji unoszących się w naelektryzowanym powietrzu zdawały się upajać lepiej niż krew odurzonych narkotykami niedoszłych samobójców.

Ból był realny. Ból przypominał w egzystencji trwającej zbyt długo, o tym jak prawdziwie smakowało życie.

Przymknął oczy, kiedy oddech Jonathana połaskotał jego chłodną skórę wysyczanymi domysłami. Jeśli miało to doprowadzić go na skraj, było już za późno - on dawno tę granicę miał przekroczoną. Wbrew obawom Selwyna atak jednak nie nastąpił. Zamiast tego, po chwili ciszy Jean podjął dalej, tym samym miarowym, niespiesznym tempem pozornie uspokojonego głosu:

- Pytanie trzecie. Nie zamierzałem Ci sugerować, że mógłbym zrobić Ci coś gorszego, aby Cię zastraszać tu i teraz. Zarzucasz mi wciąż, że nie pozwoliłem Ci odejść i przez to nie możesz mi zaufać. Proszę. Pozwoliłem Ci odejść. Znasz moje możliwości i wiesz, że nie wykorzystałem ich przeciwko Tobie. Pozwoliłem Ci odejść, bo nie zmusiłem Cię do pozostania, nie zmuszam teraz do powrotu - dodał cicho i przełknął ślinę, zwieszając głowę, znów patrząc na stukające w parapet długie palce. - Ale to nie ma znaczenia, prawda? Cokolwiek bym nie powiedział i tak mi w nic nie uwierzysz. Po co więc w ogóle ta rozmowa, po co to zaproszenie? Czego ode mnie chcesz? - wraz z ostatnim pytaniem odwrócił się, ale nie potrzedł. Pozostał przykuty do okna, do parapetu, jakby była to jedyna droga niedostępnej ucieczki. Ramiona miał opuszczone, twarz pełną rezygnacji i bezsilności.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Jonathan Selwyn (4700), Dearg Dur (5075)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa