Nie miała wielkiego doświadczenia w obcowaniu z aurowidzami. Jasne, przed nimi też kryła oklumencja, którą ćwiczyła pod okiem Shafiqa lata temu, po tym jak widziała co hipnoza może zrobić z człowiekiem, albo inne zaklęcia wpływające na pamięć, zachowanie, na to kim rzeczywiście się jest, ale to jednak nie przed aurowidzami się kryła, a przynajmniej nie tak bezpośrednio. Najwięcej z nimi wspólnego miała przez Caina… To przy nim widziała, jak to jest – i jakim wytchnieniem była dla niego, nie świecąc mu barwami na lewo i prawo. Najbardziej widziała to w Windermere, kiedy aury go zalały, a w połączeniu z chorobą, która go trawiła, ta, która nie pozwalała mu zapominać, była to mieszanka prawdziwie wybuchowa. Na tyle, że gdy aury zalały go falą, musieli go z Windermere ewakuować... A później był Black, który powiedział, że nigdy wcześniej nie udało mu się przebić przez oklumentę, dopiero tam, gdzie te ich moce w jakiś sposób (tak wnioskowała), były wzmocnione. Nie lubiła być podglądana, ale to też nie tak, że kategorycznie na to nie pozwalała… Inaczej nie zgodziłaby się, by Bulstrode mógł sobie na niej ćwiczyć. Chociaż to nie był moment na ćwiczenia odpowiedni, a jej mózg był wytrenowany do tego, żeby woal oklumencji utrzymywać bez wysiłku – nawet gdy spała. To zabawne, bardziej trzeba było się skupić na to, by tę ochronę ściągnąć na moment, niż ją utrzymywać.
Teraz więc nie miała pojęcia, że coś Atreusowi stało się właśnie przez to, że chciał dojrzeć kolory, który mi się otaczała – barwą podstawową, jak i wszystkimi odcieniami związanymi z nastrojem: determinacją i strachem, ale też gorzką świadomością, że to dopiero początek walki o przetrwanie w tym świecie. Nie wiedziała, że jej blokada i jego nieudane spojrzenie zaowocowało bólem i czernią. Widziała dopiero efekt – że się zatoczył, potknął, powiedziałaby nawet, że zatańczył, gdy ona wyciągnęła do niego w odruchu rękę, przekonana, że to przez te nogę i wcześniejsze rozszczepienie.
Poczuła, jak Bulstrode na nią wpada, nie zdążyła się odsunąć, ani go złapać, za to złapał się on. Dopiero wtedy go przytrzymała. Nie ruszała się, czekając, aż auror dojdzie do siebie, choć nie dało się zaprzeczyć – była zmartwiona. I całkowicie nieświadoma powodu.
– Atre- – zaczęła i urwała, bo bardzo dobrze to odepchnięcie odczuła i tym bardziej zmarszczyła brwi. Pomijając, że coś było nie tak, to byli właśnie na pieprzonym Nokturnie i tylko szaleństwo tej nocy chyba powodowało, że nikt ich jeszcze nie zaczepił i cudem chyba tylko na nic nie wpadli. Na nic okropnego. Może to mundury uch chroniły… – Może jednak weź ten eliksir – dokończyła, nie zamierzając zadawać tego idiotycznego pytania o treści „czy wszystko w porządku?”. Widziała, że nie i jedocześnie wiedziała, że nie ma tu wielkiego zagrożenia. Raczej po prostu…. Niedogodność. Zaś na komentarz o pogotowiu ratunkowym tylko prychnęła. – Pogotowie nie jest przeszkolone do walki, tylko do pomocy – i składało się z uzdrowicieli, amnezjatorów… no i restauratorów, ale nadal – to nie była ochrona, to nie byli brygadziści ani aurorzy. I wiedziała to bardzo dobrze, bo to z tej jednostki przeskoczyła najpierw do BUM-u, a później do biura aurorów. I mogla się o to złościć i denerwować, a najgorsze było to, że wiedziała, że nic nie może na to poradzić. Na tą idiotyczna decyzję wydaną w szpitalu. Kto na to wpadł? Babcia?
Bezsilność była jak bakteria. Wpełzała pod skórę, zadomawiała się, a potem okazywało się, że było już za późno.