• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[maj 1955] Con te partirò

[maj 1955] Con te partirò
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
17.05.2025, 22:46  ✶  
wiadomość pozafabularna
pisze graczka Henry'ego

Paul Lockhart lubił czasem żartować, że "za dużo się śmierci naoglądał". Mówił to głównie wtedy, gdy jego kumpel z biura aurorów chciał pić na wyścigi. Żart był podwójnie śmieszny przez to, że Paul pełnił w Ministerstwie zawód koronera (a nie tylko dlatego, że Julianowi Bletchleyowi zdarzało się swego czasu lądować pod stołem). Teraz obaj panowie byli odpowiedzialnymi dorosłymi, ojcami i mężami. Dlatego do szczęścia starczyło im jedynie piwko w Dziurawym Kotle, nic mocniejszego. Paul zresztą obiecał Christie, że wróci o dwudziestej pierwszej, by jeszcze położyć Henry'ego spać. Niestety zakazała mu czytać synowi mity Cthulhu, mimo że wyjaśniał jej, że bajki i tak zryją młodemu mózg z tym całym otruwaniem, mordowaniem i Matka wie, co jeszcze. Tyle, że Christie miała o wiele silniejszą osobowość od niego i jedno jej spojrzenie wystarczyło, by wybić mu z głowy wszelkie durne pomysły

— Tylko spokojnie z tym piciem, Bletchley — wyszczerzył zęby w uśmiechu i zostawił Julianowi przestrzeń do tego, by dopowiedzieć sobie w myślach ten ich głupi żarcik.

Spotykali się, bo następnego dnia Paul wyjeżdżał do Francji. Z jednej strony żałował, że to nie była to po prostu wycieczka, na którą mógł się wybrać i z Henrym. Tylko Christie jechała razem z nim. Od lat marzyła o wyjeździe do Paryża, a fakt, że nie przewidywano żadnych zagrożeń sprawił, że zyskał od Ministerstwa zgodę na zabranie jej u swojego boku. Nie mogła tylko być z nimi na konferencji, jednak nie stanowiło to wielkiego problemu. I tu pojawiała się druga strona medalu: poniekąd cieszył się, że będzie tam sam na sam z żoną. Czasu wolnego mieli mieć stosunkowo sporo i Christie już planowała, jakie kultowe miejsca zwiedzą. Nie, żeby nie tęsknił za synkiem, ale skoro jego rodzice zgodzili się nim zaopiekować, Paul zamierzał z tego skorzystać. Wiedział, że zostawia Henry'ego w dobrych rękach.

— Następne nasze piwko będzie w twoim ogrodzie. Zapamiętaj moje słowa — rzekł, spoglądając na przyjaciela z niekrytą sympatią.

Ponali się w Hogwarcie, Julian był o dwa lata starszy i wziął swego czasu młodszego kolegę pod skrzydła. Paul swego czasu go idolizował, uważał za absolutny wzór. Zresztą został koronerem między innymi dlatego, że mógł pracować w jednym departamencie z Julianem. Żartował czasem, że o trupach dowiedział się dopiero po fakcie...

Zdecydowanie miał specyficzne poczucie humoru.
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#2
21.05.2025, 20:17  ✶  
Julek za dużo się śmierci naoglądał, a jak już się człowiek naoglądał wszystkiego co złe, to potem tym bardziej doceniało się powrót wieczorem do ludzi, którzy nie pytali o akta sprawy. Tylko o to, czy kupiłeś mleko.
— Ejże, oficjalnie to jestem na służbie — odpowiedział. — Także to nie alkohol, a zabezpieczony dowód w sprawie o przemyt z Walii. Niezbędne czynności dochodzeniowe, Lockhart. Procedury — uniósł kufel i powąchał zawartość. — Podejrzanie pachnie jęczmieniem, ale nie takie rzeczy się już w tej robocie widywało.
Zaczęło się od tego, że pewnego dnia zjawił się u niego świeżak, pachnący teorią i podejrzanie wygładzony jak na kogoś, kto miał obcować ze śmiercią. Śmierć szybko mu się jednak odwdzięczyła — rutynowo i codziennie.
W pracy, oczywiście.

Potem przyszło życie. Paul zakochał się, ożenił, został ojcem. Auror, który wtedy słyszał słowa tata na nowo, obserwował go ukradkiem. Wysłuchiwał opowieści o tym, jak Henry zbił słoik na ogórki, jak Christie mówiła o tym, że nie wolno czytać synowi Lovecrafta i nagle wszystko jakoś zaczęło się sklejać. Lockhart początkowo był dla niego tylko śmieszkiem ze szkoły, następnie śmieszkiem z kostnicy, potem partnerem w sprawach, których nie chciał raczej pamiętać, a obecnie był człowiekiem, przy którym jego własne ojcostwo miało sens.

Ale ten czas leci, pomyślał, bo jednego dnia bywa się samotnym gówniarzem z różdżką, a drugiego ma się dzieci i trzy różne typy bałaganu w domu. Alice była w takim wieku, w którym dziecięca pewność mieszała się z pierwszymi błyskami niezależności. Najmłodsza… Cóż, nowy, mały model Bletchley miał już trzy lata. Poza tym nie wiedział, czy był dobrym ojcem. Nie był pewny, czy ktokolwiek kiedykolwiek naprawdę wiedział. Czasem żartował, że trochę mu się tych dzieci nazbierało, ale Julian Papito najwyraźniej kolekcjonował powody, żeby się nie poddawać. 
— Za to, że jeszcze się trzymamy i że żadnemu z nas nie przyszło do głowy czytać dzieciom Lovecrafta. Znaczy… Oprócz ciebie. Tyś zawsze był trochę dziwny z tym swoim poczuciem humoru — na twarz mężczyzny wpłynął równie szczery uśmiech. — Spakowani?
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#3
25.05.2025, 20:57  ✶  

W przeciwieństwie do Juliana, Paul był po służbie. Oczywiście dokumenty koronera zawsze miał w kieszeni, co świadczyło o pełnym przygotowaniu na sytuację nagłego zgonu w najbliższej okolicy. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak powszechnie mawiano. Wiadomo było, że obecność aurora i koronera zapewniała każdemu lokalowi niezrównany poziom bezpieczeństwa. Oczywiście mogli się zjawić też mściwi czarnoksiężnicy poszukujący zemsty. Cóż, świat nie był idealny.

— Hmm, rzeczywiście podejrzanie pachnie. Czekaj, spróbuję, czy może jest trujące — Paul upił trochę piwa, po czym dotknął palcami skroni. — Wiesz, trochę mi się kręci w głowie — zażartował, po czym teatralnie położył głowę na blacie.

Jak na poważnego pracownika Ministerstwa, był czasem straszliwym idiotą.

Tylko czekał na tę chwilę, kiedy mogliby spotkać się razem na grillu. Paul ostatnio był u nich przed urodzeniem Henry'ego, kiedy Christine była w ciąży. Pamiętał, jak ona i Jolene się polubiły i jaką radość sprawiło jej to, że mogła poznać innych czarodziejów. Dla mugolsko-magicznych par życie towarzyskie bywało niełatwe. Paul musiał wyprowadzić się z Horyzontalnej przez problemy z wpuszczeniem jego ukochanej do magicznego Londynu. Trochę integracji przywracało wiarę, że może kiedyś te dwie grupy mogły żyć razem ze sobą świadomie i bez wrogości.

— Wiesz dobrze, że w naszej pracy bycie normalnym nie jest... normalne — Paul uśmiechnął się i uniósł kufel z piwem. — Za wieczystą przyjaźń aurorsko-koronerską! Lub, jak niektórzy wolą, na pohybel Wizengamotowi!

W tym łączyły się ich biura: w stosunku do napuszonych sędziów, którzy srali wyżej niż dupy mieli. Połowa z nich przecież pochodziła od Crouchów, a ogromna większość z czystokrwistych godzin. Uważali się też za najważniejszych w całym Ministerstwie, chodzili z tymi swoimi aktówkami i za nic mieli pracę innych biur. A tak naprawdę stanowisko tam dostawał ten, kto lepiej się ustawił, a nie ktoś, kto był najbardziej kompetentny. Nie mówiąc o jakimś niebotycznym stopniu braku tolerancji dla osób, które nie były czystej krwi. A czy to była wina Paula, że jego rodzice nie byli kuzynostwem?
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#4
31.05.2025, 20:18  ✶  
Dwa kufle zderzyły się ze sobą z głuchym dźwiękiem, który został przytłumiony przez gwar Dziurawego Kotła. Musiał przyznać — od poniedziałku tylko czekał na ten moment! Nie alkohol, a towarzystwo starego druha zmyło z niego całe zmęczenie i frustrację tygodnia.
— Jebać Wizengamot, tyle ci powiem. Powinienem to sobie wytatuować kiedyś na czole — mruknął z przekąsem, stukając palcem w czoło. Następnie zaczął opowiadać. — Nie byłem całkowicie normalny, kiedy myślałem, że jak się będę trzymał procedur, to mnie usłyszą. Bycie skutecznym też nie ma jakoś znaczenia, bo znowu... Tak długo, jak nie jestem w stanie wymienić siedmiu pokoleń wstecz, najlepiej bez użycia mugolskich imion, to mogę sobie wsadzić te wszystkie zasługi głęboko w… — dokładnie tam, gdzie kończyły się dobre maniery. Mężczyzna urwał, oparł łokcie na blacie i nachylił się lekko do przodu. Obok ich stolika przechodziła młoda kelnerka z tacą. Zatrzymała się na ułamek sekundy, posłała mu spojrzenie wyrażającym doraźnie słowa jest pan za głośno. Julek wykrzywił usta w krzywym półuśmiechu, uniósł dłonie w obronnym geście. — Obecnie mam dzieci, mam żonę, mam ciebie jako kumpla od śmierci i piwa. Reszta może mnie pocałować w dupę — podsumował sam siebie. Pomijając cały bajzel w pracy i te wszystkie ideologiczne gówna, które siłą rzeczy go dotyczyły, mimo że starał się nimi za bardzo nie przejmować, Bletchley prowadził naprawdę dobre życie. Mieli z Jo dom. Ledwo bo ledwo, ale to był ich dom. Czasy, kiedy brał dodatkowe godziny, siedział nocami nad raportami albo jeździł na wezwania, skończyły się.  I miał nienajgorszy spokój.
— Żeś mi nie odpowiedział. Spakowani jesteście? Pamiętasz na co masz uważać, jak już będziesz wśród tych żabojadów? — mężczyzn z pazurami, którzy przemieniali się w konie.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#5
08.06.2025, 12:04  ✶  

Paul również nie liczył pokoleń w swojej jakże zacnej rodzinie. Ileż było mugolskich odnóg, ileż niewiadomych? Lockhartowie nie byli przecież znani z niczego poza mitomanią i posiadaniem jakże czarujących uśmiechów. Skeeterowie? Wielu z nich uważało ich za dziennikarzy, którzy za nic mieli etykę zawodową i pisali do gazet tylko pod sensację. Czy to wszystko było jakąś nieodzowną cechą wszystkich przedstawicieli rodziny? Absolutnie nie. Mama Paula była wciąż jedną z najlepszych, najbardziej zasłużonych dziennikarek w Proroku, a jego tata siedział w literackiej krytyce i felietonach. Ten cały rodzinny esencjalizm był więc dla Lockharta kolejnym wymysłem czystków, którzy jakimiś bajeczkami chcieli uzasadniać sobie własną wyższość.

— Jak ktoś wspiera się tylko na zasługach swoich przodków, to sam jest gówno warty, tyle powiem — Paul wzruszył ramionami. — Dumny mogę być z siebie, z ciebie, z mojej wspaniałej żony i cudownego syna. I z tego, że moi rodzice nie wychowali mnie na zapatrzonego w czystków kretyna. A sam wiesz, że są tacy w robocie. Jak widzą jakiegoś Longbottoma albo Croucha już szorują kolanami podłogę.

Ach tak, walizki. Już się spodziewał, ile mogły ważyć. Jasne, powiedział Christine, że traktaty matematyczno-logiczne zostają w domu i że wcale nie są lekką lekturą na drogę. Jednak podwójna pani doktor (matematyki i filozofii) nie była osobą, którą łatwo było przekonać do przeczytania czegoś, co nie miało w sobie wzorów, zmiennych i sztucznego języka. Kobieta, która uczęszczała swego czasu na wykłady Ludwiga Wittgensteina, George'a E. Moore'a i Bertranda Russella (podobno byli to wielcy myśliciele, Paul wierzył jej na słowo) była tak zafascynowana tymi sprawami, że trudno było przemówić jej do rozsądku.

— Spakowani, pewnie. I wiem, że trzeba uważać, zamykać drzwi do pokoju na noc i tym podobne. To nie jest moja pierwsza podróż, stary. Dam sobie radę — rzucił z pewną nonszalancją w głosie. — Zresztą chyba już za późno, by wnioskować o to, by przydzielili mi ciebie na ochroniarza, nie?
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#6
09.07.2025, 19:15  ✶  
Lockhartowie, Skeeterowie, Bletchleyowie — i co z tego? Jakby to było jakieś prawdziwe dziedzictwo, jakby to naprawdę cokolwiek znaczyło… Pepino! Toż to było coś! Z rodziną Juliana było zupełnie inaczej niż w typowych czarodziejskich domach. Po pierwsze dlatego, że sam był mugolakiem, po drugie — jego rodzice zajmowali się rzeczami, które w magicznym świecie mogłyby uchodzić za co najmniej nieetyczne. Gdyby tylko ktoś je rozumiał.

Jak wytłumaczyć przeciętnemu czarodziejowi, a co gorsza męskiemu przedstawicielowi czystokrwistej rodziny czym właściwie był przemyt narkotykowy na południowej półkuli? Jak przetłumaczyć pojęcia, którymi rodzice Julka posługiwali się na codzień, na język ludzi, którzy najbardziej nielegalną substancję, z jaką mieli do czynienia, nazywali losowy eliksir klasy X?
Gorsi byli tylko jego teściowie.
— Tak się składa, że z tymi i tymi współpracuję — parsknął. To była całkiem zabawna sprawa. Taki śmiech przez łzy, jak to mówią, bo z Longbottomami i trochę mniej, ale jednak z Crouchami — bogowie jakoś uporczywie krzyżowali mu ścieżki. W zasadzie zaczynał podejrzewać, że to jakiś magiczny efekt uboczny. Znał jego Longbottoma, drugiego, trzeciego i czwartego. Wyrastali jak grzyby po deszczu, ale Julek to w gruncie rzeczy lubił grzybobranie. Wędkowanie też.
— Nie takie rzeczy się już załatwiało na szybko — odparł. Rzeczywiście, było za późno na oficjalne zgłoszenia, pieczątki i wnioski, ale Julian mógłby to zrobić: spakowanie się zajęłoby mu pięć minut, może siedem, jeśli uwzględnić drugie skarpety. Mógłby następnego dnia z samego rana stać obok Paula i Christine, tak jak stawał już nie raz, kiedy sytuacja tego wymagała. Rzecz w tym, że myślami raczej był już w domu. — Ja wiem, że teraz się śmiejemy i ja wiem, że jesteś bystry i wygadasz się z każdej sytuacji, poradzisz sobie z niejednym, ale Paul… — podrapał się po zaroście nieco dlatego, że właśnie coś zaczęło go swędzieć od samego myślenia o granicach bezpieczeństwa swojego przyjaciela. — Po prostu bądź ostrożny, dobra?
Mógłby wyjechać. Naprawdę. Jo zrozumiałaby, jak zawsze, ale… Czy mógł zostawić z dnia na dzień panią Bletchley z dwójką małych dzieci, kiedy najmłodsza pociecha miała tylko trzy lata?
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#7
16.07.2025, 16:29  ✶  
— Oj, mi też się zdarzało — zaśmiał się, upijając piwo. — Nie mówię, że każdy czystek jest zły. Chyba wtedy nie bardzo bym się różnił od tej wesołej gromadki, nie? Choć jakimś sposobem ci, którzy najczęściej mi zadeptują ślady na miejscach zbrodni to właśnie czystki. Wchodzą tam jak na swoje.

Kojarzył też kilku naprawdę przyzwoitych, porządnych czystków, żeby nie było. Mimo wszystko, ciężko mu było wybaczyć krzywe spojrzenia i nachalne pytania, gdy mówił przy nich coś o swojej żonie. Przecież nie był żadnym zdrajcą krwi, skoro już i tak nie pochodził z żadnego szlachetnego rodu. A jednak to częściej osoby półkrwi i mugolskiego pochodzenia miały normalne podejście do tych spraw. Paul nie lubił być dla innych jakąś chodzącą ciekawostką. Pragnął, by to, że ktoś zawarł małżeński związek z mugolem było normalne. A te mity o tym, że niemagiczni zrobią jakąś krzywdę czarodziejom... co za głupota! Christine może zasypała go tysiącem pytań, gdy się dowiedziała (i przez chwilę miała kryzys światopoglądowy), ale zaakceptowała go jako czarodzieja. Twierdziła nawet, że istnienie magii całkiem sporo wyjaśniało.

— Byśmy musieli wyciągnąć wtedy i Jolene — dodał do słów Juliana. Już myślał o czymś ckliwym, jak podwójna randka w Paryżu. Kicz był to straszliwy, ale myśl przyjemna. A rachunek w knajpach zawsze lepiej było dzielić na czworo. — Juleczku, mój drogi, naprawdę doceniam troskę, ale co może mi grozić w Paryżu? Nie jadę przecież w jakąś strefę wojny.

Przypomniał sobie dawne lata, gdy poznał się z Julianem podczas wojny z Grindelwaldem. Poza tym, mugole mieli jeszcze gorzej. Pamiętał przecież huk bomb zrzucanych na Londyn, to jak gaszono światła, by uniknąć wzroku wroga. Cieszył się, że nadeszły lepsze czasy. Dlatego nie martwił się aż tak o swoje bezpieczeństwo w Paryżu. Świat brał głęboki oddech, a nawet zło musiało czasem spać.
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#8
27.07.2025, 14:00  ✶  
Gryzło go to, bo zawsze coś się psuło, prawda?
Zawsze, kiedy pozwalał sobie na spokój, przychodziło coś, co go burzyło. Julian nienawidził możliwości, że mógłby stracić na czymś, gdy mógł temu zapobiec dzięki przygotowaniom.
— Bo cię znam na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jak się pojawi okazja do pakowania się w kłopoty, to ty jej nie przegapisz! — odparł stanowczo. Przeklął natomiast siebie w myślach. Właściwie nie miał lepszej odpowiedzi niż te kilka słów, które właśnie opuściły jego usta. Ostatnimi czasy nie miał nawet chwili, żeby zorientować się, co działo się między tymi krajami, nie mówiąc już o pytaniu kogoś, kto wiedział więcej.
Może rzeczywiście przesadzał.
— Moja ukochana pojedzie tylko, jeśli dostanie osobny pokój i święty spokój od mojej egzaltacji — powiedział żartobliwie. — Poza tym nie mamy z kim zostawić moich ptaszyn. Chyba że… nie miałbyś nic przeciwko dwójce dzieciaków? — Alice była aniołkiem, z Hestią było trochę gorzej przy tych jej pokładach energii, ale przecież w wyjeździe Paula i jego żony nie o to chodziło. Dlatego dodał po chwili: — Rzeczywiście nie mamy ich z kim zostawić. Moja rodzina... — urwał. W jego głosie była ostra granica, której Julian nie miał odwagi przekroczyć pytaniem. Teście? Westchnął głęboko, próbująć przekonać tym razem siebie, że to wciąż jakaś opcja. Każdy o zdrowych zmysłach wiedział, że nie.
— Henry wytrzyma bez was? — uśmiechnął się ciepło na myśl o małym berbeciu.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#9
05.08.2025, 19:22  ✶  
Paul rzeczywiście swego czasu uwielbiał pakować się w kłopoty. Zakochanie się w mugolce, kiedy to było szczególnie niebezpieczne; badanie czarnomagicznych miejsc zbrodni, nawet gdy mógł oberwać naprawdę paskudną klątwą... to był tylko początek. Jednak potem pojawił się Henry i...Paul stwierdził, że czas zostać odpowiedzialnym, dorosłym mężczyzną. Żadnego łażenia po nawiedzonych domach i przyzywania przedwiecznych "dla żartu". Teraz był ojcem, odpowiedzialnym i mądrym (a przynajmniej do tego dążącym). A syn... on stał się dla niego całym światem.

— Wyjazd niestety bez dzieciaków — powiedział Paul. — Zresztą głupio by było robić to Henry'emu. Jest za młody, żeby cokolwiek zapamiętać z takiej wycieczki. Pojedziemy do Paryża, gdy będzie już starszy.

Paul nie wiedział dużo o rodzinie Juliana. Tylko, że byli mugolami z Chile i że Bletchley niechętnie o nich mówił. A i fakt, że przejął nazwisko żony nie mówiło pozytywnie o jego stosunku do własnych rodzicieli. Lockhart wolał też nie gdybać, kim oni byli. Nie miał takiej potrzeby, a i czuł, że nie byłoby to w porządku wobec przyjaciela. Zostawił tamten świat i teraz robił mnóstwo, by ten świat był odrobinę lepszym miejscem. Czy to właśnie nie o to chodziło?

— Zostawiamy Henry'ego u moich rodziców. Dali nam dużo wsparcia, gdy się urodził. Nigdy też nie usłyszałem od nich żadnego narzekania na to, że Christie jest mugolką. Uznali, że jest rodziną i tylko to się dla nich liczy. A młodego wprost uwielbiają. Zresztą z wzajemnością.

Ufał, że jego rodzice dobrze zaopiekują się Henrym. Zostawiał go u nich nieraz, szczególnie, gdy chłopiec był jeszcze za mały na Płomyczek. Oczywiście wiedział, że zatęskni za synkiem, gdy tylko wyjdzie z ich domu, ale nie martwił się o jego bezpieczeństwo.

Porozmawiali jeszcze dłuższą chwilę, po czym Paula wezwały do domu obowiązki. Nie mógł przesiadywać wieczorami w barach, dzisiejszy raz był wyjątkiem. Trzeba było pożegnać przyjaciela. Dlatego, gdy wstał, uściskał serdecznie Juliana Bletchleya.

— Jesteś dla mnie wzorem ojcostwa, Bletchley. Zupełnie jak jakiś starszy brat — uśmiechnął się, choć wyznanie było w zupełności szczere. — Pozdrów ode mnie Jo i dziewczynki. I... do następnego razu.

A potem poszedł. Wrócił do domu, by się spakować po raz ostatni. By po raz ostatni poczytać synkowi do snu. A to spotkanie Juliana Bletchleya i Paula Lockharta także było tym ostatnim.
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#10
10.08.2025, 12:19  ✶  
Mężczyzna wpatrywał się jeszcze przez dłuższą chwilę w milczeniu, kiedy Paul zniknął wśród rozgadanych gości. Wiedział, że coś go gryzło, nie potrafił tego natomiast nazwać. Może było to tylko zmęczenie?
— Będę czekał na wieści z Paryża.

Następnego razu nie było. Julian Bletchley nie pamiętał, kiedy dokładnie dotarła do niego ta wiadomość. W swojej głowie nie był w stanie potwierdzić, czy wtedy był w domu, pracy, czy to był poranek, czy wieczór? Julian Bletchley pamiętał za to kłujący chłód, który wdarł mu się pod skórę i wypełnił całe ciało, usztywniające każdy mięsień. Nie mógł się poruszyć przez długie minuty.
Paul nie żył.
Christie też.
Przez pierwsze dni funkcjonował jak robot. Powtarzał słowa, które wypadało mówić, kiwał głową we właściwych momentach, odpowiadał na pytania, których treści później nie pamiętał. Nie miał czasu na żałobę w sposób, w jaki pewnie powinien ją przeżywać, ponieważ w głowie aurora pojawił się cel, który utrzymywał go w pionie — musiał sprowadzić ciała do kraju bezpiecznie i z należnym szacunkiem. Nie wyobrażał sobie, żeby młode małżeństwo mogło zostać gdzieś na obcej ziemi. Chociaż tyle mógł zrobić.

Formalności były koszmarem, wściekał się, ale jeszcze trochę, jedna pieczątka, jeszcze jedno potwierdzenie. Czasem wydawało mu się, że słyszał głos Lockharta, który żartował z tej całej biurokracji. Gdy wreszcie mógł ich zabrać, stał przy dwóch zamkniętych trumnach i przez długą chwilę nie mógł się ruszyć. Chciał coś powiedzieć, ale gardło miał tak ściśnięte, że brakło mu tchu. Już wracacie do domu, myślał.

Wieczorami, gdy Jo miała nocną zmianę, a dziewczynki już spały, zostawał sam i myślał o Henrym. Chłopiec był zbyt mały, aby miał szansę pamiętać ojca. Zabrakło tych wspólnych lat, które mogłyby to udowodnić synowi, jak Paul bardzo go kochał. Julian czuł w takich momentach, że ponownie go łamało. Kiedy Bletchley natomiast siadał z napojem przez zimnym nagrobkiem, w swojej głowie miał wymówkę, że w jakimś stopniu naprawił świat, który nagle runął. W jakimś stopniu mógł powiedzieć Paulowi, gdziekolwiek w tamtym momencie był: nie zostawiłem cię. Nigdy bym cię nie zostawił. Nic nie uciszyło poczucia winy.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (1689), Julián Bletchley (1521)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa