• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[Jesień 72, 13.09 Lazarus, Jonathan & Anthony] Tomorrow comes the song

[Jesień 72, 13.09 Lazarus, Jonathan & Anthony] Tomorrow comes the song
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
02.07.2025, 11:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2025, 17:22 przez Anthony Shafiq.)  

—13/09/1972—
Anglia, Londyn
Lazarus Lovegood, Jonathan Selwyn & Anthony Shafiq
[Obrazek: XFaB2ii.png]

Be strong!
We are not here to play, to dream, to drift;
We have hard work to do, and loads to lift;
Shun not the struggle—face it; ’tis God’s gift.

Be strong!
Say not, “The days are evil. Who’s to blame?”
And fold the hands and acquiesce—oh shame!
Stand up, speak out, and bravely, in God’s name.

Be strong!
It matters not how deep intrenched the wrong.
How hard the battle goes, the day how long;
Faint not—fight on! Tomorrow comes the song.



Na tym etapie, wszystkie sznurki znów były trzymane w szczupłych dłoniach o długich palcach kogoś, kto w innym życiu z pewnością zostałby pianistą.

Anthony J. Shafiq siedział w swoim biurze. Chciałoby się rzecz - jak zwykle, ale nie byłoby to aż tak zgodne z prawdą. Nawet najzłośliwsi jednak musieli przyznać, że od czasu spalonej nocy lider biura porzucił pozę lekkomyślnego marzyciela i filantropa, na rzecz ciężko pracującego urzędnika. W jasnym, wysokim (jak na standardy podziemnych biur) pomieszczeniu znajdowała się przestrzeń na wszystkie sprawy. Beże i złoto tonował prześwit magicznego okna imitującego zewnętrzne warunki pogodowe. Szczęśliwie magii tej nie infekowała złowieszcza czarna chmura unosząca się nad budynkami...

Szczęśliwie...

Stalowe oczy urzędnika ześlizgiwały się po liście poległych i rannych - jego pracownicy nie byli bumowcami i aurorami, część z nich zdecydowała się jednak podobnie do niego ruszyć na ulice Londynu i nieść pomoc swoim bliskim, a czasem zupełnie obcym. Czasem chodziło o względy materialne i próbę ratowania dobytku, czasem budził się w nich altruizm i dbanie o miasto, jak można było o nie dbać podczas szalejącej pożogi. Część nie powróciła na stanowisko pracy, składając później podania urlopowe na poratowanie zdrowia, konieczność opiekowania się rodziną i bliskimi w tym trudnym czasie gdy tak wielu straciło dach nad głową.

Część była też martwa.

Oczywiście, Shafiq sam przeszedł urzędniczą drogę. Zaraz po ukończeniu kursu prawa międzynarodowego w Paryżu, znał cały układ pokarmowy od podszewki i te braki kadrowe nie stały mu na przeszkodzie, aby dokończyć inwentaryzację szykującą do audytu i utrzymać biuro na niezbędnej powierzchni. W przyszłym miesiącu spodziewali się pierwszych dostaw z kambodżańskiej ziemi. Jeśli tylko mugolska wojna tego nie zaburzy... jeśli te dostawy nie padną łupem Śmierciożerców... Musieli być na to gotowi, a brakowało ludzi. Czy powinien do ochrony tego transportu zaprosić bardziej zdeterminowane jednostki, stanowiące zaplecze Morpheusa. Stanowiące zaplecze Jonathana... Wojenny topór został zakopany, sojusz wciąż pozostawał kruchy, rana świeża. Emocje związane z kłótnią z zastępcą wciąż buzowały, gdy jego ruchy podczas przekładania kolejnych dokumentów stawały się coraz bardziej poszarpane. Część z tej korespondencji nie powinna trafić w ogóle na jego biurko, część z tych spraw powinna być od ręki delegowana komu innemu, nim w ogóle na nią spojrzał.

Oparł łokcie na biurku i opuszkami zaczął powoli rozmasowywać swoje skronie. Niespiesznie. Chłonąc spokój. Opanowanie.

Potrzebował kawy.

Potrzebował...

...pukanie do drzwi wyrwało go z tego zamyślenia. Zmarszczył brwi i spojrzał na kalendarz. A tak... Lazarus Lovegood, rzeczywiście, przecież napisał do niego wczoraj, aby zjawił się dziś. Już dziś? Było tak późno? Rzucił spojrzeniem na zegar umiejscowiony nad bliźniaczym biurkiem swojego wciąż zastępcy. Zaraz potem oczy na moment powędrowały ku sufitowi zdobnemu w rozciągniętą i bardzo zdobną mapę świata. Odetchnął zbierając myśli. Potrzebował asystenta, ale tak bardzo nie chciał wyjść na desperata w tej materii. Szczególnie, że dla wielu wakaty w Wizengamocie zdawały się o wiele bardziej smakowite.

– Proszę wejść! – niedbałym ruchem ręki wprawił magię w ruch i przestawił fotel dla petentów sprzed biurka Jonathana do swojego własnego. Tak rzadko bywał w biurze, że oczywistym było, że wszelkich gości podejmował Selwyn. Teraz jednak Selwyna nie było, a przed nim lada moment miał pojawić się nowy/stary pracownik. Lovegood... Gdzieś miał jego akta...
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
02.07.2025, 15:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.07.2025, 17:02 przez Lazarus Lovegood.)  
Popiół Spalonej Nocy opadł, podobnie, jak szok wywołany gwałtownymi wydarzeniami i po departamentach Ministerstwa zaczęły krążyć listy rannych i poległych, a tuż za nimi - plotki. Kto nie wróci za swoje biurko. Kogo trzeba będzie zastąpić. Tych, którzy byli bliżej związani z którąś z ofiar, stać było na empatię. Pozostałych stać było na zajęcie się tym, co naprawdę mogło pomóc - działaniem.
Lazarus Lovegood nie znał się na opiece nad rannymi, nie umiał odbudowywać domów i nie był na pozycji, która pozwalała mu jakkolwiek przydać się w bezpośrednim naprawianiu szkód. Potrafił natomiast gasić pożary innego rodzaju.

Kiedy rozpętało się piekło, był w pracy, odbębniając nadgodziny w gotowości na wypadek, gdyby Organ Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego potrzebował jakiejś dokumentacji z jego biura w toku swoich przygotowań do audytu. Nudny, piątkowy wieczór (kto zarządza takie zadania na piątek? Czy Shafiq był sadystą?, pomyślał Lovegood z uczciwym zainteresowaniem) z godziny na godzinę zmienił się w pandemonium. Każda para rąk była potrzebna i on sam zaangażował się w działania, i… och.
Przez jedną pełną chaosu i zła noc, wśród strachu i gniewu, czuł się potrzebny, czuł, że ma wpływ na cokolwiek i czuł się bardziej żywy, niż w ciągu ostatnich kilku lat spędzonych wśród regulacji i tabelek Urzędu Celnego.

Nie miał nic przeciw tabelom, były wspanialym narzędziem wtedy, kiedy coś znaczyły. Nie, kiedy kolejny znudzony kierownik kazał sobie dostarczać wciąż te same zestawienia różniące się zakresem dat albo jakimś bzdurnym parametrem. Nie, kiedy służyły tylko wypełnianiu zakurzonych teczek albo wykazywaniu, że urząd działa jak należy, że Ministerstwo działa, jak należy, że nie jest nieudolne i bezwładne, a jego działania wcale nie są pozorne.
Tylko, że Lazarus nie nadawał się do niczego więcej, niż do tworzenia tych przeklętych tabelek, wspierania tych pozornych działań, nie kiedy miał już za sobą lata świetności na polu zawodowym, zakończone upadkiem, którego ofiarą, co najgorsze, nie był nawet on sam. Nie, kiedy dwa razy już podjął próbę wyrównania tego uwłaczającego imbalansu, dwukrotnie z ulgą poddał się temu, co trzeba zrobić i dwukrotnie zawiódł. Przebudzenie było tak samo bolesne za każdym razem.

Dlaczego więc usłyszawszy o wakacie u Shafiqa zrobił mentalną notatkę, by napisać do niego? To była jedna z tych rzeczy, za które jego psychiatra prawdopodobnie poklepałby go po plecach i powiedział coś o postępach w terapii i odzyskiwaniu poczucia sprawczości. A Lazarus prychnąłby z niedowierzaniem.

List jednak powstał, został wysłany, odniósł spodziewany skutek i oto Lovegood został zaproszony do gabinetu Anthony'ego Shafiqa na godzinę 13:00.
W związku z tym, kwadrans po dwunastej wydobył z biurka swoje notatki zawierające wszystko, czego udało mu się dowiedzieć o Anthonym i co sam pamiętał z czasów ich krótkiej, ale owocnej współpracy.
O 12:27 skończył czytać, wypalił papierosa i machnięciem różdżki usunął zapach dymu - zaklęcie będące istnym błogosławieństwem teraz, kiedy po Spalonej Nocy swąd spalenizny utrzymywał się w jego mieszkaniu i wnikał w ubrania mimo podejmowanych przez Lazarusa magicznych i tradycyjnych prób jego usunięcia.
O 12:50 aportował się w głównym  budynku Ministerstwa Magii.
O 12:58 stanął w drzwiach dużego biura OMSHM.

Obrzucił wzrokiem puste biurka, nielicznych pracowników, smutne twarze - atmosfera typowa w tych dniach dla wszystkich właściwie miejsc, które Lazarus odwiedzał. Odprowadzany milczeniem przeszedł długimi krokami do drzwi szefa oddziału i zatrzymał się przed nimi na chwilę.
Dzień dobry. Dziękuję za możliwość spotkania. Czy powinien powtórzyć kondolencje?
Pamiętał Anthony'ego jako zdecydowanego, rozsądnego człowieka, ceniącego kompetencje bardziej, niż konwenanse. Zapukał i, wezwany, wszedł.

Szef OMSHM siedział za zawalonym papierami biurkiem, w nieładzie były nie tylko dokumenty, ale i jego włosy, przeczesywanie najwyraźniej palcami w stresie. Podkrążone oczy, przygarbione plecy. Lazarus nie był mistrzem czytania intencji i nastrojów, ale nawet on widział, że Shafiq wygląda, jak ktoś, kto rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Zerknął na drugie biurko, niezajęte. Czyli Selwyn jest nieobecny. Ciekawe, ile prawdy jest w tym pogłoskach o dymisji. Czy w razie czego, dałoby się zaczepić także u jego zastępcy? Do rozważenia później.

- Dzień dobry. Dziękuję za możliwość spotkania - powiedział, patrząc w wymęczoną twarz Shafiqa.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
10.07.2025, 10:35  ✶  
Pozwolił sobie na lekki, wciąż jednak oficjalny uśmiech, zaś dłonią wskazał miejsce przed sobą, które w myśl tego gestu i jego intencji miał rychło zająć jego gość. Jego potencjalny asystent.

Lisa była z oczywistych względów niezastąpiona i obaj mężczyźni raczej mieli tą świadomość dociążającą barki tego, którego realnie dotknęła ta strata oraz jego rozmówcę, który na tej stracie chciał skorzystać. Asystentka Shafiq'a towarzyszyła mu od początków jego kariery politycznej, będąc za dnia wiernym i lojalnym pracownikiem, a nocą wierną i lojalną kochanką jego małżonki. O tym drugim lawendowym układzie wiedzieli tylko jego najbliżsi przyjaciele, Anthony wszak komuś musiał pochwalić się idealną umową małżeńską, swoim własnym rozsądkiem i wyczuciem, w którym nie skazywał związanej z nim kobiety na małżeńską obojętność i brak ciepła w łożu. To nie było jego ciepło, ale był to układ na który oboje się zgadzali. Wraz ze śmiercią Edith przed laty, Anthony spodziewał się odejścia Lisy, ta jednak pozostała u jego boku, sprawdzając się wybornie jako osobisty sekretarz, który zawiadywał jego życiem, nosił w sercu wszystkie jego sekrety i w pewien sposób nadzorował, aby wszystko działało zgodnie z jego myślą.

A teraz nic nie działało zgodnie z jego myślą i jako człowiek nawykły do posiadania kontroli bardzo, bardzo cierpiał tej kontroli pozbawiony.

Dzisiejsza rozmowa rekrutacyjna może nie powinna się odbyć. Jeszcze nie powinna się odbyć. Powinien oficjalnie ogłosić konkurs, zebrać kandydatów, podzielić cały proces na poszczególne etapy. Potrzebował diamentu. I to już oszlifowanego, produktu ostatecznego, który spełni jego wyśrubowane standardy, jednocześnie udźwignie żałobę i fakt, że nie był Lisą.

A jednak, zdecydował się nawet w pewnej niedyspozycji przyjąć Lazarusa na rozmowę - głównie z dwóch powodów. Pierwszy: wspólna przeszłość. Nie był pewien na ile zawarta o tym wzmianka w liście jest uprzejmym przypomnieniem, na ile zaszytą groźbą, ale może nie powinien być aż takim paranoikiem. Drugi: doceniał proaktywność, doceniał inicjatywę, a wychodziło na to że rudowłosy czarodziej nie był jej pozbawiony. Nienaganna służba. Kilka przydatnych umiejętności - zwłaszcza w kontekście otrzymywania niepokojących paczek i listów, które mogłyby być wysyłane przez coraz mniej przychylnych mu odbiorców. W końcu... i tak był już pracownikiem Departamentu. W grę wchodziło po prostu przeniesienie wewnątrz Organu, co od strony formalnej było niemal banalne do zorganizowania. Ostatni aspekt oczywiście stanowił tylko niewielkie udogodnienie, wobec poprzednich punktów. Jeszcze tylko...
– Panie Lovegood, zanim zaczniemy naszą rozmowę, pozwolę sobie zapytać... Czy pojął pan sztukę oklumencji? Nie jest ona zbyt powszechna, szczególnie przez wzgląd na fakt, że nie została dopisana do podstawy programowej placówek edukacyjnych. Jest to jednak dla mnie warunek konieczny, aby w ogóle rozpatrywać pana kandydaturę, a... cóż, nie chwalimy się takimi umiejętnościami obok składanego podpisu na liście, czyż nie? – uśmiech niejako się rozszerzył. Może gdyby prowadzili tę rozmowę tydzień temu, zaproponowałby coś do picia, odbył całą urzędniczą grę wstępną, nim to pytanie w ogóle by padło. Teraz... zwyczajnie brakowało mu czasu na takie zabawy. Był jednak na tyle uprzejmy, że przestał przeglądać papierzyska, a rozsiadł się wygodniej we własnym fotelu, wspierając łokcie o oparcia i splatając palce przed sobą. Stalowe oczy ofiarowały rekrutowanemu całą uwagę Anthony'ego, który zdawał się teraz prześwietlać osobę przed nim. Może gdyby Jonathan tu był, łagodziłby nieco ów chłód, rozładował napięcie bardziej trafionym żartem. Może gdyby Jonathan tu był, ale go nie było.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#4
10.07.2025, 15:09  ✶  
Nowoprzybyły nie odpowiedział na uśmiech, jedynie skinął lekko głową i zajął miejsce naprzeciw biurka Shafiqa. Usiadł prosto, starannie wyrównując fałdę ministerialnej szaty. Jego dłonie spoczęły na udach, lewa bezczynna, palec wskazujący prawej potarł o kciuk i zamarł.

Lazarus wiedział oczywiście o nieocenionej roli Lisy Velaris u boku Anthony'ego. Wiedział o plotkach dotyczących prywatnego charakteru ich relacji. Co ważniejsze, wiedział, że z jednej strony zastąpienie Velaris będzie dużym wyzwaniem, ale z drugiej po jej nagłej stracie szef OMSHM znajduje się prawdopodobnie na wrażliwej pozycji, zwłaszcza w świetle jego dotychczasowego systemu pracy - częstych nieobecności w biurze i pozostawiania większości bieżących zadań na barkach swego zastępcy i swojej asystentki.
Teraz był sam.

Lovegood wytrzymał spojrzenie stalowoszarych oczu może przez kilka sekund, potem mrugnął i jego wzrok zjechał w dół, na stosiki kopert i pergaminów na blacie biurka. Jeden z listów był ewidentną przesyłką reklamową, w dodatku jak na ironię z jakimś krwistoczerwonym logo. Co w ogóle robił na stole kierownika?
Chaos, pomyślał Lazarus. I za dużo tych kupek. Powstrzymał odruch wyrównania najbliższej z nich.

Na chwilę ponownie zerknął w oczy Shafiqa, który zadał pytanie o oklumencję. Był pewien, że rozmawiali już o tym kiedyś, podczas tej… sprawy z przeszłości. A może nie? Pamięć płatała mu figle, jeżeli chodziło o tamten czas. Nieistotne. Skoro Anthony pytał, to raczej nie był legilimentą. Informacja do zapamiętania.

- Tak, jestem oklumentą, jeszcze od czasów mojej pracy jako archeolog.
Nie posiadł przeciwnej sztuki, legilimencji, ale nie tego dotyczyło pytanie, więc milczał. Ciekawe, jakież to tajemnice są ukryte w Organie Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego, że jego szef tak bardzo potrzebuje oklumentów? Nie był specjalnie zdziwiony.  Shafiq dał mu się poznać lata temu jako zwinny, niczym wąż, tkający sieci, niczym pająk i nade wszystko - ostrożny. Można się było po nim spodziewać… tajemnic.

Lovegood był wdzięczny za brak small-talku, w teorii może i mającego rozładować napięcie, ale w praktyce rozpraszającego i wymagającego podziału uwagi. Oficjalny ton rozmowy nie odwracał uwagi od lekkiego zdenerwowania, które czuł mimo całego swego opanowania i doświadczenia w lawirowaniu w biurokratycznej dżungli Ministertwa. To dobrze. Stres mobilizował. Stres nie pozwalał opuszczać gardy. Nie jesteś tu bezpieczny. Znowu złapał się na mimowolnym ruchu dłoni.

Rzeczowe pytanie Shafiqa nie zmieszało go ani trochę, wręcz przeciwnie, przypomniało mu, dlaczego chciałby dla niego pracować. Przez twarz klątwołamacza przemknął ledwie dostrzegalny uśmiech. Konkretne wymagania. Jasne komunikaty. Dobrze. Mężczyzna naprzeciw usiadł wygodniej i wbił w niego uważne spojrzenie, a Lazarus pozwolił sobie na nieco pewniejsze oparcie się na krześle i zawiesił wzrok na beżowej ścianie tuż nad ramieniem rozmówcy, czekając na dalsze pytania.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
11.07.2025, 16:01  ✶  
Dał moment, by słowa Lovegooda wybrzmiały w przestrzeni biura. Pierwszy właściwy krok na tym szklanym moście nie skończył się upadkiem ryżego urzędnika. Jego samokontrola w pewnym sensie imponowałaby Anthony'emu, gdyby on sam był w nieco lepszej kondycji. Cóż, gdyby był w lepszej kondycji, nie pozwoliłby sobie na taki rozgardiasz na biurku podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

– Pańska służba przebiegała przez lata bez najmniejszej skargi czy choćby jednego zażalenia. Bardzo cenię sobie taki profesjonalizm, ciekaw jestem jednak skąd chęć zmiany... Mój osobisty asystent oczywiście wciąż będzie miał w swoim zakresie obowiązków elementy związane z ministerialną biurokracją, w większej jednak... cóż, potrzebuję zarządcy do swojego kalendarza, sprawy które mogą zdawać się błahe i nieistotne w kontekście polityki międzynarodowej staną się codziennością dla kogoś, kto miałby być przedłużeniem mojej woli. – Nie szukał, po prostu sięgnął do jednej z szuflad, gdzie znajdował się niedoszły budżet delegatury egipskiej. Jego własne notatki przypominały wodne smugi, często pozbawione dla osób trzecich linie biegnące od pojedynczych słów do innych opisowych zlepków. Myśli przypominały bardziej rozlewiska rzek skojarzeń i sądów, rzek z dopiero naszkicowanym korytem, które łatwo było zmienić. O ile listy które wysyłał zawsze spisane były z niebywałą precyzją i estetyką godną klasycznego wychowania, które przyszło mu odebrać lata temu, o tyle tu panował chaos. W pewnym sensie. Nić łączyła nić, węzły mogły być proste do odczytania, dla kogoś kto był w stanie wpasować się w sposób pracy i nade wszystko w sposób notowania. Pięć stron słów, liczb i kresek, pięć stron łagodnego ciągu przyczynowo skutkowego.

Nazwiska. Planowana podróż. Planowane zatrzymanie. Planowane posiłki. Planowane punkty zapewniające rozrywkę. Planowane spotkania. Planowane cele. Planowane zagrożenia.

– Czego zabrakło. O czym nie pomyślałem planując wyjazd do Egiptu przed tygodniem? – Nie potrzebował pochlebcy, a specjalisty. Choć dobierając swoich współpracowników tak latami, nie sposób mu było zapomnieć słów Lorraine z początku września, teraz tak bardzo aktualnych, bardziej niż kiedykolwiek.
Mieniłeś się niedawno królem Arturem. Nie powinieneś więc okazywać przychylności Don Kichotom. Okazuj ją tym, którzy położyliby za ciebie życie. Czy Lazarus byłby gotów położyć swoje życie na szali dla niego? To nie mogło być tematem pierwszej rozmowy o pracę. Ale był ciekaw. Szczególnie że wiedział, że Lisa by dla niego tego nie zrobiła.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#6
12.07.2025, 13:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.07.2025, 17:58 przez Lazarus Lovegood.)  
Każdego ranka zapinam pod szyją ministerialną szatę i czuję, jakbym zaciskał pętlę. Każdego dnia siadam za biurkiem i wykonuję zadania, które do niczego nie prowadzą. Każdego wieczora mam poczucie, że gdybym rano po prostu nie przyszedł, nic by to nie zmieniło. Każdej nocy poranna wizja nabiera kolorów. Sznur od zasłony. Pasek od spodni. Puste mieszkanie. Ile jeszcze wytrzymam?

Lazarus podniósł oczy na rozmówcę i idealnie równym tonem, z nieznacznym wzruszeniem ramion odparł:
- Cóż, spędziłem w Urzędzie Celnym już osiem lat, moja kariera zawodowa nie posuwa się tam do przodu i czuję, że pora na nowe wyzwania. Organ Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego wydaje się jednym ze sprawniej działających i lepiej zarządzanych w Ministerstwie.
Komplement? Pochlebstwo? Klątwołamacz wypowiedział te słowa z doskonałą obojętnością, jak wtedy, osiem lat temu. ”Nieuczciwy i niekompetentny. Usunięcie go to przysługa dla Ministerstwa, nie tylko dla Pana.” Stwierdzenie faktu.

- Mam doświadczenie w organizowaniu pracy zespołów, także w sytuacjach kryzysowych - dodał. Nie dam ci zginąć. Nie tak, jak jemu. To ja powinienem wtedy przyjąć impakt. To ja powinienem zostać w tym korytarzu. Fala desperacji wezbrała i zdążyła wypluć te cztery zdania, zanim Lazarus zdusił ją w sobie. Szczęśliwie Shafiq akurat wyciągał z szuflady niewielki plik zapisanych kartek.

Lovegood natychmiast skupił się na notatkach, pozwalając, by ich treść zepchnęła grożące wypłynięciem na powierzchnię wspomnienie z powrotem gdzieś na tył umysłu. Budżet, czy może plan delegacji był mapą myśli, nie urzędowym dokumentem i, jak to zwykle cudzy proces myślowy, na pierwszy rzut oka był przytłaczający. Lazarus przebiegł wzrokiem stronę, hasła poobejmowane ramkami, połączone strzałkami w ciągi, czemu to jest zaczęte od środka?…

Całość, szczęśliwie dla czytającego, była spisana po angielsku, ale autor najwyraźniej pisząc wybiegał myślami do celu podróży. Poplątany diagram należało czytać od prawej do lewej, jak arabski. Oczywiście. Logiczne.
Lazarus zerknął znad kartek na Anthony’ego z rozbawionym uśmiechem, zadowolony z rozwiązania pierwszej łamigłówki - pierwszy przejaw szczerych emocji od początku spotkania, równie niespodziewany, co krótkotrwały, bo rudowłosy czarodziej szybko przywrócił na twarz wyraz ostrożnej neutralności i powrócił do studiowania planu.

Lovegood lubił planować w kolejności chronologicznej, pokrywając kolejne sekcje kartki oszczędnie, jakby miało jej zabraknąć.
Shafiq najwyraźniej pracował od ogółu do szczegółu i w dodatku dość chaotycznie rozsiewając swoje zapiski na papierze.
Czego mogło brakować? Czy stworzył te notatki specjalnie na potrzeby rozmowy? Czy celowo umieścił tu przeoczenie?

Plan B i może jeszcze C, dla pewności. Lazarus sięgnął pamięcią do tego, czego  nauczył się o planowaniu ekspedycji badawczych. Wymagane przed wyjazdem szczepienia? Warunki pogodowe? To była wizyta dyplomatyczna, więc…
Zmarszczył brwi. Jeszcze raz wrócił na początek i przeczytał całość, szukając tego jednego… Kącik jego ust drgnął. To naprawdę nie było spreparowane?

- Fundusz reprezentacyjny… nie ujął pan funduszu reprezentacyjnego. Upominki dla drugiej strony. Kwiaty. Jakieś pamiątkowe galeony, pióra… może notatniki z logo Ministerstwa. Stroje dla delegacji, jeżeli są potrzebne, to jednak całkiem inna kultura… - zaczął powoli, ale rozkręcił się i myśl popłynęła sama. Wzrok Lovegooda błądził wokół twarzy Anthony’ego, czujnie, bez uśmiechu, czekając na potwierdzenie lub zaprzeczenie.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
14.07.2025, 19:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2025, 19:26 przez Anthony Shafiq.)  
Anthony słuchał go z uwagą, nawet jeśli jego myśli biegły dwutorowo. Oczywiście pamiętał udział Lovegooda w pewnej sytuacji, oczywiście pamiętał ich poprzednią tak długą rozmowę, która dotyczyła pracy, a jednak też trochę nie dotyczyła pracy. Trochę się obawiał tej dokładności urzędnika, albowiem sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie do końca wszystko czym się zajmował i czym zamierzał się zajmować mieściło się w granicach prawa. Z pewnością wyrwałoby to młodszego mężczyzną z okowów rutyny, czy jednak rzeczywiście takiej "nowości" chciał w swoim życiu?

Milcząco podał mu brakującą stronę oraz - co może ważniejsze - ostatnie zadanie Lisy, czyli rozpisany budżet i harmonogram wyjazdu, wraz z listą zadań i delegowanych do nich pomniejszych urzędników. Początek drogi i koniec, jego bardzo swobodna mapa myśli znalazła już swoje urzeczywistnienie, a on chciał milcząco pokazać jak chciałby, żeby w standardowym przebiegu praca, którą zamierzał zlecać mężczyźnie była wykonywana.

– Gdzie by się pan widział zatem za kolejnych osiem lat? Powrót na wykopaliska? A może kolejny awans? Przeniesienie? – Pytanie pułapka, szczególnie, jeśli Lisa pracowała dla niego ponad dwie dekady. Pracowała i nie oczekiwała awansu. W głowie Anthony'ego nie można było być wyżej w hierarchii biurowej, nawet jeśli formalnie tę funkcję pełnił jego zastępca. Nigdy jednak nie traktował Jonathana, jako kogoś podległego sobie. Uważał, że ich symbioza, podział ról, który wypracowywali razem od pierwszych dni wspólnego stażu był oczywisty i naturalny. Stąd też ich gabinet był... ich, a biurka były do rozróżnienia tylko przez wzgląd na to, że za jednym ktoś siedział. Tym razem to Anthony zajmował swoje miejsce. Na drodze wyjątku?

– Jaka jest Pańska najsłabsza strona. Największa wada, która mogłaby przeszkodzić nam we współpracy? Co Pan robi w wolnym czasie w ramach kreatywnego hobby oraz... – zamyślił się. Nie to, że nie był przygotowany do tej rozmowy. Pakiet standardowych pytań padał na rozmowach kwalifikacyjnych choć na bogów, zwykle to Jonathan dosłownie i w przenośni prześwietlał kolejnych kandydatów. Teraz jednak ich sojusz był kruchy i bardzo świeży, wolał go nie pytać. Wolał tę rozmowę przeprowadzić sam, nie chcąc by obecność Selwyna przeszkadzała mu w koncentracji. Ryzyko kąśliwych komentarzy. Ryzyko ich braku. –... jak opisałby Pan niewidomej osobie kolor niebieski?– padło w końcu w tonie identycznym jak poprzednie trzy pytania. Cztery... liczba świata. Osobiście wolał trójkę, liczbę boską i doskonałą, ale dziś musiał stąpać twardo po ziemi, nawet jeśli brakowało jej pod nogami i w sformułowanych pytaniach.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#8
14.07.2025, 23:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2025, 23:44 przez Lazarus Lovegood.)  
Lazarus nie był legalistą. Wiedział, że nikt  nie jest krystalicznie czysty. Sam taki nie był. Ale kłamstwo, manipulacja, czy… kreatywna dokumentacja… powinny być robione dobrze. Po cichu i najlepiej… no, jednak najlepiej w słusznej sprawie.
I, jeżeli Lovegood miał o tym wiedzieć i siedzieć cicho, nie przez ludzi, mających z nim osobiste zatargi. Anthony pytał o wady. Lazarus miał wadę - chował urazy. Długo.

Odebrał brakujące kartki, uśmiechając się zwycięsko. Notatki Shafiqa uzupełnione najwyraźniej przez… Czy to było pismo Velaris?
Kamienie w strumieniu. Menhiry w trawie. Słodkie rodzynki konkretów w serniku myśli.
Poczuł iskierkę sympatii dla zmarłej kobiety. Kiwnął głową z uznaniem. Z tym mógł pracować.

Hihihi, kreatywne… w wolnym czasie… - wewnętrzny głosik Lazarusa rozchichotał się, kiedy padły kolejne pytania.  Oddech mężczyzny zadrżał, gdy ten tytanicznym wysiłkiem woli zepchnął go w głąb umysłu. W głowie zapadła cisza, ale Lazarus miał paskudne poczucie, że coś w nim nadal chichocze. I czeka.

Pytania-pułapki. Wąż na gałęzi. Pająk w sieci. Trapdoor pod ziemią. Wbrew temu, co rozbawiło jego wewnętrznego… krytyka? Tak go chyba nazywał Odysseus?... to pytanie o przyszłość było najtrudniejsze. Miałby z nim problem jeszcze zanim istniała nadzieja obawa, że po prostu nie dożyje tej przyszłości, no bo niby jak… Jak mógłby wiedzieć? Tyle zmiennych. Tyle niewiadomych.
Może mógłby je pominąć? Odpowiedzieć na pozostałe i liczyć, że to jedno jakoś umknie? Ale… zostało zadane! To znaczyło, że domagało się odpowiedzi!

Spojrzał na drugiego mężczyznę, na moment bezbronny, bezradny, nie mogący wydobyć słowa. Przełknął ślinę. Wdech. Wydech. Pięć rzeczy, które możesz poczuć, przypomniał sobie słowa swojego psychiatry. Sztywny, uginający się papier pod palcami. Twarde oparcie krzesła. Miękki materiał szaty. Szew skarpetki pod palcami stopy (o nie, to tylko pogarszało sprawę!) i…
Opuścił wzrok na kartki, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią. Wbił paznokcie wolnej dłoni w mięśnie kłębu. Ból osadził go w rzeczywistości. Pomogło.
- Zdefiniujmy przyszłość. Trudno mówić o planach bez sprecyzowanych warunków początkowych, tym bardziej, że czasy są bardzo niepewne. Czy zakładamy, że przyjmuje mnie pan do pracy? Jeżeli tak, jaki kurs przewiduje pan dla swojej jednostki? - powiedział niemal całkiem normalnie, choć może po nieco dłuższym namyśle, niż byłoby to akceptowalne. To mogło ujść za odpowiedź, jeżeli nie dla Shafiqa, to przynajmniej dla skołatanego mózgu Lazarusa. Dalej.

- Najsłabsza strona… Hm, nie jestem empatyczny. Umykają mi… emocje… innych. Zdarza mi się kogoś urazić, nie mając takiej intencji, bo… próbuję znajdować logiczne rozwiązania problemów, gdy oczekiwane jest wsparcie emocjonalne.
Zawodzę w najważniejszych chwilach mojego życia, raz za razem, nieuchronnie - pomyślał jeszcze, ale tego z oczywistych względów nie zamierzał mówić na głos.

- W ramach hobby rozwiązuję łamigłówki logiczne i… interesuję się poezją… - dokończył cicho, nieco speszony, bo nie spodziewał się, że na tej rozmowie padnie tak klasyczne, ale zarazem tak bardzo bez związku pytanie. Anthony raczej zwykł operować faktami. Co miała wspólnego kreatywność z siedzeniem za biurkiem i organizowaniem kalendarza szefowi? Lazarus czuł się wytrącony z równowagi, jak kątnik oplątywany pajęczyną przez nasosznika, zbyt małego, żeby go dostrzec, zanim będzie za późno, zanim pazury jadowe przebiją karapaks.

Ostatnie pytanie.
Jak opisałby Pan niewidomej osobie kolor niebieski?
Lovegood w ostatniej chwili powstrzymał uśmiech. Wiem, skąd się to wzięło, pomyślał. Nie umknęło jego uwadze, że Shafiq wybrał kolor, który widział.
Szczęśliwie, nasosznik miał bardzo malutkie pazury jadowe.

- Czy mogę dostać dziesięć minut do namysłu? - zapytał.
Odwrócił kartkę na czystą stronę. Omiótł wzrokiem biurko i sięgnął po leżący na brzegu ołówek. Niebiesko-złoty. Oczywiście.
Na chwilę zatopił się w myślach. Niebieski w oczywisty sposób kojarzył się z niebem albo morzem. Niebieskie rzeczy - a mówimy o niewidomym, więc - inne skojarzenia. Chłodny kolor, przyjemny kolor. Wiatr, woda, świeżość. Przestrzeń.
Po angielsku “blue” oznaczało też “smutny”.
Otworzył wolną rękę, poruszył ustami, rozkładając palce. Liczył.
Pięć. Osiem. “Motyle” mają trzy sylaby, ale już “ważki” tylko dwie. Wtedy… siedem. I pięć.

Ołówek przebiegł po papierze. Lazarus zakreślił niedbałą, niepołączoną na rogach ramkę z prawej strony i od dołu tego, co napisał. Położył kartkę na biurku i przesunął między stosikami dokumentów w stronę Anthony’ego, tak, by ten mógł przeczytać. Jedenaście słów, napisanych prostym, pozbawionym ozdobników pismem. Tylko jedno skreślenie.



w niewoli wody
ko   ryba nie wie o ważkach
tęskni do słońca


the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
16.07.2025, 09:53  ✶  
Anthony przypatrywał się Lazarusowi zza maski obojętnej życzliwości, doprawionej oczywistym wobec okoliczności zmęczeniem. Nie umykały mu drobne gesty, oznaka zdenerwowania, ale też - co za tym szło w naturalny sposób - faktu, że mężczyźnie zależało z jakiś powodów na tym stanowisku. Była to ze wszech miar dziwna rozmowa kwalifikacyjna, wszystko było postawione na głowie, ale czy jego pierwsza rozmowa kwalifikacyjna na to stanowisko była normalna? Byli sobie przedstawieni z Lisą na przyjęciu. W ciszy ogrodu Edith obiecała mu, że nie pożałuje swojej decyzji i była to prawa. Teraz nie miał kto ręczyć za Lazarusem, choć już przy okazji pierwszej ich współpracy Shafiq miał świadomość tego, że podczas wykopalisk pełnił funkcję bliźniaczą do adiutanta. Pamiętał o tym, bo zdziwił się tej zmiany na urząd wyzbyty tak bliskiej relacji z osobą u steru. A potem przestał się dziwić, gdy wyłuszczył powody tej zmiany.

Osiem lat i widzą się tutaj.

Przechylił się ku lewemu podłokietnikowi, przenosząc ciężar ciała, przypominając rzeczywiście bardziej węża w swojej pozie, gdy oparł podbródek na jednej z dłoni. Seria obecnych pytań była absurdalna w swoim założeniu, stanowiła zasłonę dymną, pozory w których Shafiq udawał, że jeszcze się wahał. Odbitą piłeczkę metaforycznie złapał i odłożył na stół w milczeniu, kącik ust zadrżał mu na pozbawienie go drogocennego "wsparcia emocjonalnego", a potem łuk brwi delikatnie wzniósł się w zaskoczeniu na wspomnienie o zagadkach logicznych i poezji, bo... cóż, jeśli dodać do tego okazjonalne katowanie fortepianu, to byłoby to też jego hobby. Taka odpowiedź znów przyniosła pytanie o to na ile Lazarus przekopał się przez jego życie, by dać odpowiedź, która mogłaby Anthony'ego zadowolić, a przepytywanego mężczyznę wynieść ponad innych kandydatów.

A potem Lovegood napisał wiersz.

Czy to był test na chińskiego cesarskiego urzędnika?!

Shafiq milczał, trzymając bilecik samymi opuszkami, rozsmakowując się w słowach, w wodzie, w metaforze. Bardzo lubił haiku, choć uważał, że w oryginalne brzmi o wiele lepiej i może mieć tysiąc więcej znaczeń przez wzgląd na specyfikę języka.

Odetchnął i w końcu uśmiechnął się szerzej, szczerzej, uśmiechnął się do rozmówcy, a nie do własnych myśli kłębiących się pod nienagannie zaczesanymi, układającymi się falą włosami.

– Dobrze panie Lovegood, myślę, że... – mechanizm klamki szczęknął na granicy słyszalności, a skrzydło drzwi odchyliło się ukazując rosłą sylwetkę drugiego zarządcy Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego. Twarz Anthony'ego lekko stężała, gdy urwał, a potem powrócił znów do defensywnej wygodnej pozycji na fotelu. – Och Jonathan, przyszedłeś w samą porę. Mówiłem Ci, – wcale nie mówił, ale nie było to ważne – że pan Lovegood chciałby z nami współpracować bliżej niż z biura kontroli granicznej. Cieszy się nienaganną służbą krajowi, wcześniej zyskał doświadczenie jako przyboczny podczas prac badawczych w terenie. Jesteśmy właśnie po pierwszym etapie rozmów, może chciałbyś zadać mu kilka pytań, w końcu jeśli zdecydujemy się na podjęcie współpracy, to będziesz z moim osobistym asystentem pracować równie często co ja. – tak jak pracowałeś z Lisą, pomyślał, choć teraz gdy był w biurze codziennie, zdawało się, że rola jego "głosu" byłaby pomniejszona. Może to dobrze, tak na okresie próbnym, gdy trzeba byłoby sprawdzić się w boju. Zaufanie. Cenna waluta. Trudna do zdobycia.

Uciekł wzrokiem do dokumentów i udawał że szuka akt Lovegooda. Potrzebował coś zrobić z rękami, potrzebował jak najszybciej odsunąć cały natłok otwartej korespondencji myśli i uczuć, które wezbrały w nim moment po pojawieniu się swojego zastępcy. Porządkowanie biurka było więc dobrym przeniesieniem, oddaniem porządku, który robił we własnej głowie.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
16.07.2025, 16:02  ✶  
Jonathan nie spodziewał się, że gdy wejdzie do gabinetu z kubkiem ciemnej kawy (dobrej, prawdopodobnie najlepszej w całym Ministerstwie Magii) przywita go tam nie tylko obecność Shafiqa, ale i drugiego czarodzieja.

Mówiłem ci...

Nie. Absolutnie mu o niczym nie mówił, ale to nie był moment na wytykanie takich rzeczy. Nie kiedy najwyraźniej być może znalazł się nowy asystent dla Anthony'ego. I nie kiedy ich sytuacja przyjacielska wciąż była dość krucha.
– Ah, tak, pan Lovegood z biura celnego, oczywiście, kojarzę – powiedział stawiając kubek na biurku szefa, po to by następnie wyciągnąć rękę do czarodzieja i jeśli ten ją przyjął, uścisnąć ją. – Proszę mi powiedzieć, bo od dawna miałem się o to kogoś od was zapytać panie Lovegood. To prawda, że codziennie walczycie tam z przeklętymi paczkami, czy jednak może pańscy współpracownicy trochę podkręcają historie, abyśmy darowali im część wymaganej biurokacji – zagadał w tym samym czasie przysuwając swój własny fotel, do biurka Shafiqa, tak aby siedzieć z nim ramię w ramię. Selwyn, paradoksalnie patrząc na to co ostatnio wszyscy przeżyli, prezentował się naprawdę dobrze. Uśmiechnięty, ubrany w elegancką granatową szatę, usiadł swobodnie przy swoim szefie, jakby rzeczywiście doskonale wiedział o dzisiejszej rozmowie z Lovegoodem. Co więcej, ci którzy znali go lepiej, lub częściej mu się przypatrywali, mogli zauważyć, że włosy Selwyna zostały nieco odświeżone, lekko przycięte by lepiej się układały, a ilość siwych kosmyków, chociaż wcześniej absolutnie nie dominowała we fryzurze Selwyna, została zredukowana, tak jakby czarodziej chciał pokazać, że nie wstydzi się oznak starzenia, a jednocześnie wolał je nieco spacyfikować.

Mówiłem ci... Mówiłem ci...
Jakimś magicznym trafem teraz gdy Anthony był w biurze codziennie (od całych kilku dni) informacje najwyraźniej przepływały mniej sprawnie, niż wcześniej. Chociaż... Lubił mieć przyjaciela w biurze. Zwłaszcza teraz, gdy jednak zakopali topór wojenny i Selewyn nie musiał codziennie wygrzebywać ze swojej szafy ciemnych szat z czerwonymi akcentami kolorystycznymi, tak aby drażnić drugiego czarodzieja.

– Wcześniej brał pan udział w pracach badawczych w terenie? Jeśli mogę się spytać w jakiej dziedzinie? – spytał potrzymując pozornie swobodną dyskusji, ale w rzeczywistości wykorzystał te okazję, aby zerknąć na aurę mężczyzny i... Natrafił na ścianę, czy też raczej barierę w umyśle Lovegooda, skutecznie pokazująca jego trzeciemu oku, że nie było tutaj mile widziane. No proszę. A więc czarodziej na pewno opanował już te mniej oczywiste kompetencje. – Zakładam, że odpowiadał pan już na pytanie, czemu chce się pan tutaj przenieść?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (3703), Jonathan Selwyn (2757), Lazarus Lovegood (5642)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa