• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[07.09] Tylko kochankowie przeżyją

[07.09] Tylko kochankowie przeżyją
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#41
03.07.2025, 11:25  ✶  
Obserwacje Lucy nie mijały się za bardzo z prawdą. Czas rozciągał się jak guma, ale dla wampira, który miał cały czas wszechświata, czas był tylko konstruktem społecznym, dla ludzi, którzy ginęli o wiele szybciej i częściej. Zachowując pamięć, istota stawała się archiwum, które jednak coraz bardziej zapełnione było coraz trudniejszą przestrzenią do eksploracji. Stan hrabiego był rzeczywiście nie najlepszy choć dla niego wszystko co mówił było logicznym i spójnym oddaniem nieprzebranej ilości żalu i nostalgii, starty, którą mielił w sobie nieprzerwanie przez sześć długich lat, tylko po to, by w przypływie impulsu, zatopiony w miękkiej pachnącej Jonathanem pościeli, zatopiony w skradzionym uścisku, zatopiony w marzeniu, niczym robak w bursztynie, zmienił zdanie. Ten jeden moment, żałośnie krótki punkt w całej historii jego istnienia, to zaciekawienie dlaczego ktoś, kto być może wciąż czuje ku niemu coś decyduje, aby z nim nie być. Miesiąc obserwacji, badań, rozmów, miesiąc ogniskujący się na tym dramatycznym wniosku, który mówił, że od samego początku całe to przedsięwzięcie zwane rozmansem było skazane na porażkę, przez wzgląd na jego wampirzą naturę, która gdy tylko ujawniła się nawet nie w swej całej okazałości, a ledwie malutkim destrukcyjnym ułamku, przeraziła kochanka na tyle dotkliwie, że ten nie zamierzał nigdy więcej mieć z nim do czynienia. Nie było w tym zdrady, kogoś trzeciego, nie było w tym nawet marzeń o rodzinie, które byłyby dla Gabriela nawet zrozumiałe. Nie. Był on i fakt, że klątwa, która przed laty pchnęła go do wymordowania bardzo wielu, wielu ludzi, dalej istniała, dalej pchala jego kończynami, dalej odbierała mu rozsądek w chwilach, w których najwidoczniej najbardziej by tego potrzebował.

Wampirzyca pytała, a on zacisnął się mocniej, jakby słońce już wzeszło, a jego pierwsze mgliste promienie wpełzały leniwie przez otwarte okno. Czy chciał wspominać jak kiedyś było mu dobrze? Czy chciał w ogóle myśleć o tym, jak przepadł w brzmieniu jego głosu, we wrzącym objęciu silnych ramion, w troskliwości, która została mu okazana po tym jak szkło rozbitego akwarium głęboko wniknęło w martwą skórę? Czy chciał rozpamiętywać znów i znów cichy moment w grudniowym ogrodzie, gdy żartowali, które z nich jest wampirem tak naprawdę i siedzieli na kamiennej ławce zdecydowanie za długo. Jego nieudolne próby ogrzania mężczyzny spełzły na niczym, bo przecież niedługo później się tak straszliwie pochorował… To było takie głupie, głupiutkie, śmieszne, inne od wszystkiego co znał. Uczucie przyszło jak złodziej, nieoczekiwanie, przepuszczone przez tunel ususzonych róż, które zakwitały i nabierały życia odczarowane chroniącym zaklęciem.

Zaczął się trząść dreszczem napięcia, które miało go przemienić w zimny kamień. Jego serce nie biło, a bolało tak, jakby ktoś je podeptał znów i znów. Wszystko co było piękne i miłe, wszystkie najcenniejsze jego memorablia zasiane w głowie teraz straszyły jak te krzewy pozbawione kwiecia i liści - powykręcane, ostre zasuszonymi kolcami, przerażające w kształcie ale też we wspomnieniu minionego piękna. Przechylił się trochę, wspomnieniami ludzkiego ciała, które kiedyś jak u każdego człowieka tęskniło za bliskością. Nie. To już nie był dawny odruch. On tęsknił za bliskością. Oswojony, nauczony jej, a potem pozostawiony sam sobie. Przechylił się ku kobiecie by oprzeć skroń o drobny bark schroniony w czarnym rękawie.
– Nie wiem jak to się stało. – skłamał, szepcząc wstydem własnej słabości. – Nie wiem, ale chciałbym… tak bardzo bym chciał, żeby w końcu przestało mnie to boleć.

Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#42
03.07.2025, 21:17  ✶  
Oparł się o jej bark, a ona zamarła, nie wiedząc sama, czy powinna się odsunąć, czy pozwolić na ten moment bliskości.
– To nic. Nie szkodzi – powiedziała, a jej głos brzmiał nagle ciszej i spokojniej, chociaż w głowie Lucy panowała prawdziwa burza myśli, kiedy walczyły ze sobą dwie postawy, obie wywołujące wyrzuty sumienia.

Jedna z nich słusznie zauważała, że śmierć była najlepszym lekarstwem na ból. Śmierć, wbrew temu co mówili ci śmieszni magimedycy od głowy, zajmując się dziedziną, której i tak nie rozumieli, była jedyną gwarancją na spokój. Bo przecież w innych przypadkach ból mógł powrócić. Mógł uderzyć w najmniej spodziewanym momencie, kiedy już wszyscy naiwnie założyli, że ponownie było się jednostką cieszącą się z życia. Albo gorzej. Mógł się przyczepić na zawsze i nie odzywać się za mocno, ale jednocześnie swoim działaniem tłumić jakiekolwiek pozytywne emocje. Więc chyba powinna pozwolić mu umrzeć, czyż nie? Mogła jedyne co, to upewnić się, że nie umrze sam, schować się samej w cieniu i zaśpiewać mu jakąś piosenkę, gdy słońce ponownie zetknie się z jego skórą. Bo to chyba byłoby hah… nieludzkie, kazać mu cierpieć dalej.

A jednak… A jednak nieważne ile o tym nie myślała, nie tłumiło to jej kolejnych wyrzutów sumienia, tych, które wypominały jej, że życie mogło być dobre, a on nie powinien ginąć tylko dlatego, że jej zgorzkniałość mu na to pozwoli.
Powoli i może nieco niezgrabnie jej dłoń zetknęła się z jego dłonią.
– A jaką masz pewność, że w Limbo, otoczony innymi, którzy stracili życie, ból zniknie? Tu… Tu przynajmniej wiesz, że możesz go uśmiercić. Zamknij na chwilę oczy. Pomyśl o miłym momencie przed tym kiedy go spotkałeś. Nie musi być wybitny. Po prostu… Przyzwoity. – Głos dalej miała delikatny, a mówiła głośno i pewnie, chociaż wypowiadając swoje słowa mogła myśleć tylko o tym, że pierdoliła właśnie trzy po trzy.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#43
04.07.2025, 09:13  ✶  
Jej serce było bardziej niż martwe.

Stało w miejscu, z taką samą upartością jak jego.

Nie czuł jednak tego braku, nie odbierał tego jako wady — wręcz przeciwnie! Brak tętna, brak szumu krwi, brak wrzącej skóry, był kojącym spokojem, za którym tak tęsknił. Łagodny zapach perfum, szelest czarnej sukni… Była jak Śmierć, która ulitowała się nad tym, co unikał jej zbyt długo. Była Śmiercią, która znalazła czas kilka godzin przed wschodem, żeby dać mu moment ukojenia i rozmowy pozwalającej uciszyć myśli krzyczące na niego tak wiele dni.

Jego życie obfitowało w wiele doświadczeń, wiele przelanej krwi, wiele ciał i rozrywek, którymi próbował zabić nudę. Gdy poprosiła go o wspomnienia sprzed tej całej upadlającej farsy doprowadzającej go do tego stanu, miał trudność, aby wybrać jedno. Sześć ostatnich długich lat poświęcił na rozdrapywanie bardzo krótkiego okresu w swoim życiu, każde miejsce zostało pokazane jemu, każdy znajomy, przyjaciel klient był mu przedstawiony. Każda przestrzeń była skażona, zainfekowana już momentem, w którym wpuścił go wszędzie, w każdy zakamarek teraźniejszości, pozostawiając jednak bardzo konsekwentnie przeszłość za zamkniętymi drzwiami.

Przeszłość, z której Śmierć przyjęła swoją formę przyoblekając ciało młodej wampirzycy, której oczy lśniły mieszaniną ciekawości i pogardy. Najlepszej mieszanki, wewnętrznego kryzysu czyniącego świat interesującym miejscem w znośnym zakresie.

– Poznałem kiedyś pewną wampirzycę – zaczął bardzo cicho, bynajmniej nie zabierając głowy. Palce tylko na moment drgnęły, gdy na skórze odbiły się cudze opuszki, ale zaraz potem jak nadsuszone korzenie sięgnęły ku źródlanej wodzie, nawet jeśli wobec ich wspólnych doświadczeń, wypowiedziana na głos metafora raczej nie spotkałaby się z pozytywnym odbiorem. Nie ujął jej drobnej dłoni, zamiast tego muskał jej skórę jak drogocenną tkaninę, tak szczęśliwy, że bohaterka jego opowieści nie straciła swojej powłoki.

– … a musisz wiedzieć, że nigdy nie lubiłem wampirów. Gdy więc mój krawiec oznajmił mi, jak wyborny projekt sukni szykuje dla niej, gdy pokazał mi materiały i hafty, które niechybnie uczyniłyby z niej królową balu, gdy zdradził pomysł na wykwintną przemianę niewinnej bieli otoczonej złotą nicią w głęboką zieleń winnych krzewów dociążoną szlachetnymi gronami… – palce przesunęły się nieco głębiej, ku nudnej czerni, ku żałobnym kirom, w które musiała być przyobleczona Kostucha. Westchnął.
– Biedak musiał w te pędy modyfikować mój własny strój, tak byłem zawistny o uwagę pcheł na tym głupim przyjątku. Ale te kilka wspólnie spędzonych dni oczekiwania… one były dobre. Były miłe. Były dniami, które wolałbym wspominać częściej w świecie tak odległym od tu i teraz, że aż nierealnym. A gdy przyszła ta noc, ta bardzo… bardzo długa noc… bez wahania oddałem jej swój diadem, bo lśniła pośród tych chwastów niczym najpiękniejsza z magicznych róż. I nawet jeśli była na mnie wtedy tak bardzo zła, pamiętam jak potem skrzętnie wykorzystała to co się stało, dla własnej radości i satysfakcji i był to widok jeszcze piękniejszy.

Umilkł na moment, bezchmurne nocne niebo zaczęło zaciągać się długim cieniem, gasząc blask gwiazd jedna po drugiej. Zawahał się, czy mówić dalej, ale przecież nie miał nic już do stracenia, zostało tak niewiele piasku w jego klepsydrze. Zatopiony w czarnym skrzydle, zatopiony w myślach, we wspomnieniu o tyle dobrym, że pozbawionym współczesnego skażenia.
– Kiedy… ja… czasem wracałem do tego momentu, kiedy tańczyliśmy razem pawanę. Oni. Oni trzymali mnie długo, żeby mieć pewność, że nikt z ludzi nie będzie pamiętał. I wszystko zlewało się w jedno, w szarość murów, w smród szczurzego futra, w chłód wilgotnego kamienia mojego grobowca. Ale gdy było bardzo, bardzo źle, to myślałem o tej melodii. O tym, że dobrze się stało, że ona otworzyła tamte drzwi. I myślałem o tej pawanie, o spokojnej melodii, o niewymuszonym kroku razem. Pomagało mi to zasnąć. Pomagało mi to nie oszaleć do reszty. Chyba nigdy nie miałem okazji jej przeprosić i podziękować za to, że gdzieś, kiedyś zwróciła mi wolność, nawet jeśli musiałem za nią… musiałem potem zapłacić.
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#44
09.07.2025, 01:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2025, 01:40 przez Lucy Rosewood.)  
Uśmiechnęła się na jego opowieść, chociaż chyba nie powinna, zważywszy na wszystko, co niosło za sobą ich pierwsze spotkanie.
– Myślę, że ona… Ona też miło wspomina tamte chwile, zwłaszcza że przyjechała do Francji zniesmaczona całym światem, nieznosząca każdego z krwiopijców, nieważne czy ich wcześniej znała, czy nie… a tu proszę. Znalazł się ktoś, kto dzielił z nią klątwę, a świetnie jej się z nim rozmawiało, nawet jeśli ta osoba potem w jej oczach spróbowała zrobić z niej pośmiewisko. – Wyprostowała wcześniej podkulone nogi przed siebie, eksponując tym samym dość specyficzne czerwonawe buty na obcasie. - Myślę, że wtedy pierwszy raz od dawna naprawdę się uśmiechała. Tak szczerze, a nie wyłącznie na pokaz. I była zachwycona tamtą suknią, och przecież była przepiękna. Te hafty… Dawno takich nie widziała. Tak. Zdecydowanie była zachwycona, chociaż próbowała nie dać tego po sobie poznać, zwłaszcza kiedy on tak ją wtedy zaskoczył. – Piękna noc, której finał niestety nie był tak piękny, a jednak paradoksalnie, to wciąż było dobre wspomnienie i byłaby gotowa przysiąc, że gdyby tylko zamknęła oczy, mogłaby poczuć ciepłe powietrze tamtej nocy. – A kiedy czar prysł. Kiedy otworzyła tamte drzwi, myślała, że już jest po niej. Ale nie… Chociaż w pewnym momencie w to wątpiła… Uratował ją. – Zamilkła na chwilę i spojrzała na jego palce, muskające tkaninę jej czarnej sukienki.

Chyba nigdy nie miałem okazji jej przeprosić i podziękować za to, że gdzieś, kiedyś zwróciła mi wolność, nawet jeśli musiałem za nią… musiałem potem zapłacić.

Długo myślała, że był na nią za to wściekły. Dlatego go unikała, a jednak… A jednak nie.
– Nie wiedziałam, że cię zamkną – powiedziała cicho. – Chciałam cię ratować, więc zwróciłam się do nich o pomoc. Opowiedziałam im o całym zajściu, mocno sugerując, że to… Coś trzymało cię w niewoli. Bałam się, że cię zabiją, bałam się, że już byłeś martwy, ale sama nie byłam w stanie sobie poradzić. Dlatego jak głupia podkreślałam im ciągle to, jak mnie uratowałeś, aż nie powiedzieli mi wprost, że nie planują twojej śmierci.

Zazwyczaj uważała tego typu zwierzenia za żenujące, ale niech miał. Skoro planował dzisiaj umrzeć, to przynajmniej zasługiwał na szczerość. Na świadomość tego, że ktoś się przez niego kiedyś uśmiechnął.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#45
10.07.2025, 12:18  ✶  
– Upokorzyć? – parsknął rozbawiony, nie odsuwając się bynajmniej mimo jej ruchu i po raz pierwszy tego wieczoru zabrzmiał bardziej jak on – nieco protekcjonalny w manierze, rozbawiony samym doborem słów, niemogący się powstrzymać, bo dodać te trzy pensy do jej przecież dość wrażliwego zwierzenia. Był to jednak nieoczekiwany kolor, niczym blask ostatniej świecy na zgliszczach dawnego życia. – Nie można upokorzyć królowej! Nie gdy oddaje jej się należne miejsce, aby każdy wiedział, że nie jest porzuconą towarzyszką wypacykowanego bękarta, a władczynią tamtego miejsca, niosącą w dłoniach serce uszczęśliwionego jej obecnością boga.

Tamta noc ze wszech miar była wyjątkowa. Jej finał położył się cieniem na ich kiełkującej znajomości, podobnie jak teraz ów blask momentalnie zgasł, gdy zaczęła mu wciąż łagodnie, a jednak przypominać fakt za faktem. Drzwi, których nie miała otwierać, niewola plugawego bożka ucieleśnionego w gwiezdnej skale i ci, którymi rządził, a którzy wykorzystali to, aby zdjąć go z tronu.

Któż bardziej został upokorzony tamtej nocy?

– Myślałem… przez moment po powrocie z wyspy myślałem, żeby wrócić do krypty. Żeby przeczekać kolejne sto, sto pięćdziesiąt lat. Myślałem o tym, że tak wyleczę się drugi raz z tej choroby, z uzależnienia, z tęsknoty za czymś, co mnie niszczy, albo… albo nie. Albo wyjdę w zupełnie innym świecie i sprawdzę, czy reinkarnacja rzeczywiście istnieje. Ale… wytrzymałem kwadrans… – Znów zadrżał, tym razem lękiem o wiele bardziej pierwotnym, wpisanym w połamaną duszę, którą kiedyś ktoś próbował posklejać, ale niezbyt skutecznie porzucił robotę w połowie. Skulił się momentalnie, wbijając zwiniętym ciałem pod jej ramię, wczepiając się w czarne krucze skrzydło, w odrealnione istnienie siedzące obok, siedzące w wielkim pokoju, w którym ściany znajdowały się wobec siebie w stanowczo większej odległości, a wyciągnięciem ręki nie można było dotknąć sufitu.
– Pamiętasz? – podjął głucho, wymamrotał w jej kościsty bark, w słodką nicość bezistnienia pachnącą białymi kwiatami i ciepłem bursztynu – Pamiętasz tamtą melodię? – i nim odpowiedziała, sam zaczął cicho nucić dawną, zapomnianą, dumną wtedy, malutką teraz mruczankę. Zaczął nucić, zmuszając się do spokojnego oddechu dyktowanego miarą pulsu pawany.

Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#46
13.07.2025, 00:32  ✶  
– Sprawiłeś, że wszystkie oczy były skupione na mnie. I mnie nie ostrzegłeś – mruknęła cicho, a na jej martwe serce padł jakiś promyk nadziei, gdy w jego słowach usłyszała echo tego wampira, z którym tańczyła przed laty.

Królowa…

Doskonale pamiętała, że nie zależało jej na tym, aby wszyscy się na nią patrzyli i to tak niespodziewanie, a jego wytłumaczenia, owszem były miłe, ale… Ale skoro przez tyle dekad myślała o tym w zupełnie inny sposób, to teraz nagle nie zamierzała zmienić zdania!

Nie rozumiała do końca jego lęku, tego co przeżył w swojej celi, w której to niejako ona go zamknęła, ale po prostu otoczyła go ramieniem, chcąc przynieść mu jak najwięcej komfortu. I pomyśleć, że chciała go zabić… Widocznie na starość robiła się bardziej impulsywna, a nie na odwrót.
– Są inne metody. Mniej bolesne – powiedziała. – Grunt, by nie siedzieć samotnie z własnymi myślami. To jest… Najpodlejsze co można sobie zrobić. – Zaczęła o tym myśleć. Może… Może gdyby z nim na chwilę została… Może wtedy przestałby się tak zadręczać, rozproszony obecnością drugiego wampira.
– Pamiętam – przyznała i na potwierdzenie swoich słów, dołączyła do ich wspólnej melodii, bezwiednie kreśląc wzory na jego ramieniu.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#47
13.07.2025, 20:36  ✶  
To właśnie był cały problem z wampirami! Ich rozmyślania nie kończył się na dniach i tygodniach. O nie! One latami wbijały sobie myśli do głowy, domniemania stawały się przekonaniami, stawały się FAKTAMI. Tak jak teraz wczepiony w kobietę nieszczęśnik wbijał sobie do głowy przez ostatnią dekadę, że zarozumiały angielski ambasador jest jego szczęściem, bez którego nic nie ma sensu. Jak mógłby tak nagle zmienić zdanie?!

Kiedy więc był tego szczęścia pozbawiony dożywotnio, kiedy każdy kontakt ze światem sprawiał ból, wtedy czekanie na świt wydawało się być absolutną oczywistością.
– Nie wiem z kim – przyznał otwarcie, nie musząc przecież już dużo bardziej eksponować jak samotne i żałosne było jego dotychczasowe życie. Byli oczywiście ludzie... pojedyncze istnienia. Zbyt podobni do niego, za bardzo przywołujący bolesne wspomnienia infekujące egzystencje. Na szczęście ona już dogasała i rzeczywiście było coś przyjemnego w myśli, że w tych ostatnich chwilach osamotnienie i brak zrozumienia łagodniało, wyciszało się. Czuł, że nie był sam. Czuł pod głową, pod dłonią, czuł obok wszystkimi zmysłami obecność, która tak bardzo pomogła myślom w końcu przestać kaleczyć duszę.

Melodia trwała i on trwał w niej.
Wspólny oddech dyktowany prawami prowadzonej frazy, wyciszał go dając coś, czego nie doświadczył od tak dawna. Spokój w jego głowie rozlewał się na wiotczejące ciało, ciemność okrywała ból w łagodności cichego poszumu drzew pochylających się nad rezydencją.

Przestał oddychać, przestał myśleć, przestał czuć. Upragniona nicość była słodsza, niż mógł przypuszczać.

Mogła zdać sobie sprawę z tego, że zasnął, gdy jego głowa stała się dziwnie ciężka, a potem przy lekkim tylko popchnięciu osunęła się wraz z tułowiem, by uczynić z jej uda poduszkę, a z podłogi swoje łóżko.
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#48
16.07.2025, 03:33  ✶  
Melodia ich głosów wypełniała wspólnie pustkę domu, aż nie utworzyła kołysanki, która ułożyła go do snu. Lucy nuciła jeszcze długo, jakby w obawie, że inaczej się obudzi, a potem, gdy już przestała, przyjrzała się śpiącej postaci, teraz tak spokojnej i chwilowo pozbawionej jakichkolwiek zmartwień. Kolejna jego twarz do kolekcji. Kolekcji dość pokaźnej jak na nieliczne przecież dni ich znajomości.

Oderwała wzrok od Gabriela, aby zerknąć na okna. Nadchodził świt. Mogła go zostawić i dać mu się spalić we śnie. Całkiem przyjemna śmierć, zwłaszcza gdyby spróbowała rzucić na niego jakieś zaklęcie umarzające chociaż na kilka chwil ból. Po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić. Spełnić jego prośbę. Pozbawić go bólu. Dać mu coś o czym sama czasem marzyła, ale nie miała w swoim życiu nikogo, kto pomógłby jej się na to odważyć. Uniosła różdżkę…

 
***

Gdy się obudził dalej było ciemno, a on znajdował się w swoim domu, chociaż… Mógł zauważyć w nim parę zmian. Po pierwsze, chociaż dalej leżał w salonie, leżał już nie na nogach kobiety, a łóżku, przykryty barwnym kocem. Okna natomiast udekorowane zostały ciężkimi płatami materiału, które ktoś, przykleił do ściany, jakimś zaklęciem i… Taśmą, bo wampirzyca najwyraźniej zakładała, że łatwiej jej będzie wyczarować silnie klejąca taśmę, niż na stałe przytwierdzić zaklęciem tkaninę do ściany.

Sama Lucy, siedziała w prostym czerwonym fotelu, na środku pomieszczenia, przy którym stało kolejne siedzenie, jak i stolik i czytała… Książkę, posiłkując się niewielką kulą światła, która jako jedyna rozjaśniała tę ciemność. Wampirzyca, nie mając pojęcia, że jej gospodarz już się obudził, przewracała kolejne kartki i co jakiś czas śmiała się z czegoś pod nosem. Poza tym prostym umeblowaniem, gdzieś w ledwie dostrzegalnym kącie pokoju, leżały różne szpargały w tym niezliczoną ilość barwnych kocy, zupełnie jakby ktoś, komu się trochę nudziło, eksperymentował z różnymi ich kolorami i wzorami. Na stoliku natomiast stała butelka z czerwonym płynem i kieliszek.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#49
16.07.2025, 10:00  ✶  
Nicość.

Równowaga.

Wolność.

Błogosławiona śmierci, starsza siostro snu…

Powiedzieć, że spał jak zabity to mało. On przecież już nie żył, pozbawiony świadomości pozbawiony tego wszystkiego czego…

Jej śmiech był dziwnym dodatkiem do tej czerni. Nie zrozumiał go i nie rozpoznał w pierwszej chwili. Śmiech nie mogący przecież należeć do żadnego z demonów, a przecież nie mógł trafić do jakiegokolwiek spokojnego nieba. Nie po życiu, które prowadził. Złośliwe duszki unoszące się nad zbożami, czekającego by rozebrać go ze wspomnień? Czemu jednak nie stał, a czuł bardzo wyraźnie czuł, że leżał. Że jego plecy, pośladki nogi, też przecież kark i tył głowy dotykają czegoś a ciało nieznośnie ciąży.

Ten śmiech wrócił, rozbawiony chichotała, irytująco lekki nad jego zwłokami, a wraz z nim pojawiła się świadomość dotyczącą właścicielki tegoż.

Irytacja wzmogła, choć wciąż nie był do końca pewien co takiego się stało. Czy wampir może zostać ghulem? Czy duch może czuć ciężar? W końcu szczęśliwie (bo wbrew pozorom nasz sponiewierany hrabia nie był aż tak głupi, a zbyt dobrze wyspany) zrozumiał, że jednak jego randez-vous miał z młodszym bratem Kostuchy. Odtwarzając tropy i wspomnienia z pewnym zażenowaniem dotarł do punktu w którym mógł też połączyć jego wyobrażenie śmierci z chichoczacym podlotkiem.

Usiadł na łóżku. Spionizowal się w ten kuriozalny sposób w jaki ludzie lubili ukazywać wstające wampiry. Co właściwie chciał zrobić? Co właściwie myślał o sprawie? Krótki rzut okiem na okolice dał mu pewien *obraz*, unikatowego mariażu makabreski i sielanki. Uroczy pokoik, czuwająca nad śpiącym niewiasta umilajaca sobie lekturą czas. Uroczy pokoik z zaklejonymi oknami, pokryty wciąż kurzem przeszłości w którym zalągł się szkodnik.

Nie dość, że przez nią jego ukochany nie był ostatnią rozmawiającą z nim osobą, to jeszcze jego ostatni wieczór nie wyglądał tak jak zaplanował, nie był ostatni, przegapił świt i kalał oczy tym… tym… musiał przyznać w bardzo ładnym odcieniu kocem.

Zacisnął palce na materiale i puścił je. Nie oddychał, nie czerwienił się. Jego serce nie waliło w furii. Ostatecznie i tak był martwy, przynajmniej według niektórych interpretatorów wampirzej fizjologii.
Zsunął nogi z brzegu łóżka i dotknął bosymi stopami podłogi pokrytej wciąż miękkim pyłem. Nigdzie nie było gramofonu i odkrył, że przyjmuje ten fakt z ulgą. Ostentacyjnie, absolutnie obrażony nie patrzył w stronę intruza, choć wszystkie jego pozostałe zmysły skalibrowane były na to, by odbierać każdy jej najmniejszy ruch tudzież jego brak.

Ze wszystkich miejsc podszedł do butelki i ujął ją za szyjkę szukając na niej metki jakby miał do czynienia z winem.
– Jaki rocznik? – zapytał pozornie obojętnie, przelewając krew do kielicha. Ssanie było intensywne, ale nie takie, by stracił nad sobą kontrolę. Na bogów, w końcu nie miał stu lat żeby rzucać się na widok przeciętego opuszka!

W boleśnie znajomym geście ujął palcami brzeg pucharu, drugą załapał nieco prymitywniej za szyjkę butelki i ruszył w kierunku swojego kata. Czy anty-kata, skoro nie zjednał się ze spalonym kwieciem, skoro najprawdopodobniej dokonała swojej anty-egzekucji i zmusiła go do życia. Zatrzymał się przy fotelu i wyciągnął ku niej rękę z naczyniem w zapraszającym geście. Jego twarz była ściągnięta napięciem, usta przypominały wąska linie ale niech jej będzie. On wystawił kiedyś do wiatru jej oczekiwania, teraz ona jego. Dlaczego wampiry były tak absurdalnie pamiętliwe?
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#50
16.07.2025, 11:53  ✶  
Pozornie nie zareagowała kiedy wstał ze swojego miejsca, wzrok wciąż mając wbity w zadrukowane strony książki w czerwono-zielonej okładce.

Nie zabił jej za zabicie mu planu na zabicie się. To był plus. Czy zakładała, że spróbuje to zrobić? Trochę tak, trochę nie. Była gotowa na oba scenariusze, ale jednak łudziła się że nie będzie musiała się teraz męczyć i walczyć o swoje życie.

– Hm…Pisało, że 1952. Przyznam, że czasem zapominam, że ci w nim urodzeni już potrafią mówić. A jeśli pytasz o czas leżenia w… Piwniczce. – Pobliski szpital z bankiem krwi był całkiem urokliwy, nawet jeśli nieszczególnie mogła zatrzymać się w nim na dużej w obawie, że jej śpiący królewicz się obudzi – To chyba tylko dwa dni. – Przewróciła kolejną stronę, siedząc wygodnie na fotelu, noga założona na nogę, ale w tym momencie podszedł do niej z kieliszkiem. Uniosła spojrzenie znad powieści, odłożyła tom na pobliską stertę innych książek, odsłaniając tym samym, że komedia która czytała było Morderstwo w Boże Narodzenie.

– Jak się czujesz? – spytała przyjmując od niego kieliszek i nie mogła się nie pozbyć wrażenia, że chociaż okoliczności były skrajnie inne, tak gest ten pozostał dziwnie znajomy. – Spałeś jak… Hm. Zabity. Jeszcze chwila, a rozważyłabym włamanie do Departamentu Tajemnic, by wykraść od nich wszystkie ich eseje i inne artykuliki na temat faz snów wampirów, które popełnili samym nie mogąc spać.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lucy Rosewood (9773), Gabriel Montbel (17122)


Strony (7): « Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa