• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[13.09.1972 Lazarus & Odysseus] The Poet and the Pendulum

[13.09.1972 Lazarus & Odysseus] The Poet and the Pendulum
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#1
16.07.2025, 09:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2025, 19:50 przez Lazarus Lovegood.)  
Trigger warning: Myśli rezygnacyjne, wspomniane próby samobójcze

13.09.1972, popołudnie

Lazarus Lovegood nie miał dobrej relacji ze śmiercią.
Powinien przyjąć jej chłodne objęcia w maju 1964 roku, kiedy próbując zneutralizować klątwę w podziemiach badanych ruin popełnił błąd i aktywował ją. “Klątwołamacz myli się tylko raz”, mówiło stare przysłowie. Został jednak, na swoje nieszczęście, uratowany przez człowieka, który wtedy przejął kontrolę, powstrzymał wybuch mocy na wystarczająco długo, by większość zespołu archeologów zdołała się ewakuować, a protestującego Lazarusa wyciągnąć niemal siłą.
Śmierć, jak zdradzona kochanka, zamierzała jeszcze upomnieć się o swoje.

Dwukrotnie jeszcze wyciągała po niego ręce, dwukrotnie jej syreni śpiew okazywał się silniejszy, niż instynkt, silniejszy, niż leki,  silniejszy, niż ostatnie życzenie mentora Lazarusa, które brzmiało “Wypieprzaj stąd, Lovegood! Masz żyć! Polecenie służbowe!” - i Lazarus ulegał, ze spokojną rezygnacją, z gotowością. Z ulgą.
Dwukrotnie zawrócono go z krawędzi. Lecznica Dusz. Leki. Terapia. Nadzór całą dobę, nawet w kiblu. Szpitalne ubrania - spodnie bez troczków, buty bez sznurówek. Uwłaczające. Bezpieczne. Wpychające go z powrotem w życie.

Problem w tym, że Lazarus nie miał również dobrej relacji z życiem.

Życie, jak pozostawiona w domu żona, miało wymagania. Miało pretensje. Wstawaj rano. Idź do pracy. Nakarm zwierzęta. Nakarm siebie. Nie myśl o niej. Nie myśl… o nim. Niektóre z tych obowiązków były nawet przyjemne, jak to z żoną, na przykład opieka nad Lethe i Solem, obserwacja ich spokojnych ruchów wśród zieleni terrariów. Ale wciąż myśli Lazarusa uciekały okazjonalnie w stronę kochanki.


To było nie do końca trafne porównanie, pomyślał Lovegood. Nigdy nie personifikował śmierci ani życia w swojej głowie, nigdy nie miał tak wysokiego mniemania  o sobie, by wyobrażać sobie, że to sama kostucha przemawia do niego. Ale pozostawało faktem, że intruzywne myśli pojawiały się w umęczonym, wspieranym lekami umyśle. Nikt by za tobą nie tęsknił. Co właściwie sobą reprezentujesz? Tylko kolejny urzędnik, kółko w machinie, która w dodatku nie działa zbyt dobrze. Nie masz rodziny. Nie wnosisz nic. Niepotrzebny. Wadliwy. Częściej i częściej, aż Lazarus zaczął bać się nocy. Kiedy policzył miesiące i pomyślał, że pora na kolejną próbę, zorientował się, że pora też na kolejną terapię.

Kiedy trafił przed niemal rokiem do gabinetu Odysseusa Fawleya, wyglądał jak wrak. Nieogolony, z cieniami pod oczami, wychudzony, bo pogorszenie nastroju oznaczało również zaostrzenie jego awersji pokarmowych. Pełen rezerwy, ukryty za barierą oklumencji i własnego opanowania, wysoko funkcjonujący, ale tak desperacko potrzebujący pomocy. Magipsychiatra pozbierał go, trochę siłą, trochę nie do końca aprobowanymi przez środowisko medyczne metodami, zawrócił z równi pochyłej, na końcu której czekała pętla na szyi albo brzytwa w wannie wypełnionej gorącą wodą. Zmienił leki i przeprowadził przez niemal trzy tygodnie, kiedy jego ciało buntowało się przeciwko nowym eliksirom. Lazarus był wdzięczny za to, bo gdzieś po drodze zorientował się, że, wcale nie chce umierać.
- To zdrowy objaw, gratulacje - powiedział mu wtedy Odysseus z nieodgadnioną miną. Gratulacje? Tak, jakby objawy,  złe czy dobre, były jego zasługą.


Tego dnia Lazarus był zadowolony z siebie - coraz częstsza okoliczność ostatnimi czasy, choć zawsze w towarzystwie poczucia winy. Zajął miejsce w gabinecie i pozwolił sobie na uśmiech. Czuł się tu bezpiecznie - warunkowanie, a może hipnoza jednak działały. Przestrzeń była znajoma, kanapa miękka, ubranie starannie dobrane, żeby nie drapało i nie uwierało, a Odys… Lovegood omiótł go wzrokiem. Odys w pewnym sensie był mu bliższy, niż ktokolwiek inny. Spokojny, uważny, żelazną ręką trzymający kontrolę nawet, kiedy Lazarus trząsł się i rozsypywał na jego oczach.
- Zmieniam pracę - rzucił pacjent z cieniem dumy w głosie. Posłał w końcu tę sowę i z pozytywnym wynikiem przeszedł rozmowę kwalifikacyjną, prawda? Odysseus nazywał to… Jak? Budowaniem poczucia sprawczości?
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#2
17.07.2025, 21:49  ✶  
Odys przypominał figurę oblepioną w czerń tak wyjątkowo gęstą, że zdawała się pochłaniać światło i wszystko dookoła, ale być może jeszcze przed połknięciem ktoś by zdołał dostrzec ciemne półksiężyce pod paznokciami. Osad pozostawiony przez bycie wychowanym w cieniu mauzoleum Fawleyów, nauczył mężczyznę dźwięków, gdy palcami trafiało się na coś twardszego niż błoto oraz mokra gleba: chrupnięcie łopatki, łuk żebra, ząb. Potem wracał sobie z tym wszystkim do mieszkania czystego i czasem odnosił wrażenie jakby on sam był brudem w pomieszczeniu.

Pióro zawisło w powietrzu. Odyseusz uniósł wzrok znad notatek, posłał spojrzenie ciemnych oczu na Lazarusa Lovegooda. Nie sądził, że można było się całkowicie odkochać w śmierci.
— To prawie skandaliczne — odpowiedział. — Jak śmiesz próbować konstruktywnie zmieniać swoje życie. Jeszcze chwila, a zaczniesz podejmować samodzielne decyzje i uśmiechać się bez uzasadnienia — szara i zmęczona twarz Odysa, która w zwyczaju zamknięta była w wyważonym profesjonalizmie, odrobinę zadrżała w uśmiechu, kiedy pękł szew między bycie uzdrowicielem a człowiekiem. — To znaczący krok — w którą stronę? — Jak się z tym czujesz, Lazarusie?
Życie? Śmierć? Granica pomiędzy? Czym w ogóle była ona w ich przypadku, co ją stanowiło? To nie miało już znaczenia skoro jego własna obecność zacierała kontury obu. Grzebiąc, kopał w sobie może jeszcze głębiej i raz, może dwa, pomyślał, że w tych chwilach łączyło go z Lazarusem więcej niż kiedykolwiek by się tego spodziewał.


absolutnie, absolutnie
będę z Tobą aż po grób
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#3
17.07.2025, 23:31  ✶  
Lazarus lubił czerń. Oszczędzała decyzji przy ubieraniu rano. Wyglądała niemal zawsze stosownie. Większość jego odzieży była czarna i Odysseus był pierwszym psychiatrą, który nie usiłował go przekonać, że powinien to zmienić dla poprawy nastroju. Lazarus lubił Odysseusa.
Nie tylko ufał mu, jako lekarzowi, jako komuś, kto prawdopodobnie uratował mu życie, choć to były takie duże słowa teraz, kiedy wizja nieistnienia przestała już być tak kusząca i jej realizacja oddaliła się. Lubił jego sarkastyczne komentarze, niestosowne żarciki rzucane niczym nagrody za dobrze wykonane zadanie. Lubił to, że Fawley był pierwszym terapeutą, przy którym Lovegood nie musiał się autocenzurować, który ze spokojem przyjmował jego bolesny, pełen wyrzutów wewnętrzny monolog.

Wytrzymał jego ciężkie spojrzenie z łatwością, jakiej próżno było szukać podczas spotkań w pracy. Tak ciemne, że właściwie nie można było określić ich koloru, jak dwa mroczne korytarze. Skojarzenie, które kiedyś być może budziło niepokój, ale Lovegood był w nie zmuszony - nieraz naprawdę zmuszony - patrzeć tak długo na przestrzeni ostatnich miesięcy, że przestały robić na nim wrażenie. Wpatrywał się w nie wręcz wyzywająco, jakby przechwalał się nową umiejętnością. 

- To jakaś magipsychiatryczna sztuczka, denerwowanie pacjenta, żeby zaczął robić na przekór? - Lazarus uśmiechnął się. Naprawdę czuł się lepiej od samego przekroczenia progu mieszkania Odysa - Albo może obawiasz się, że zrobi mi się lepiej i przestanę przychodzić?

Jak się czuł? Cóż, od tej niezwykłej rozmowy minęły godziny w trakcie których wypalił trzy papierosy, zjadł gulasz warzywny w barze, ciepły i bezpieczny, zmienił skarpetki, które drażniły go szwem na palcach i spędził trzy kwadranse obserwując, jak Lethe wysysa karaczana. Kiedy spróbował przyjrzeć się swoim wcześniejszym uczuciom, okazały się odległe i bez znaczenia. Widział je w sobie, ale ich nie czuł, jakby były czyjeś inne. Jakby oglądał je przez szkło terrarium. Albo - porównanie pewnie bardziej przemawiające do Odysseusa - jak eksponaty w formalinie. Czuł się… pusty.

- Zmęczony jak diabli - westchnął - Istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że Shafiq ma skłonności sadystyczne. Zadawał dzisiaj takie pytania… jestem przekonany, że robił to celowo. Może chciał zobaczyć, jak działam pod presją. Wróciły… wspomnienia - kiedy to mówił, brzmiało tak mało spektakularnie w porównaniu z tym, czego doświadczył w gabinecie Anthony’ego. Teraz nie był w stanie przywołać tamtego natłoku myśli, wrażeń i emocji, nawet, gdy odtwarzał w myślach przebieg rozmowy.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#4
20.07.2025, 15:47  ✶  
— Stara dobra zasada odwróconej psychologii. Mądrzejsi ode mnie z pewnością zdążyli już wydać całe tomy analiz na temat jej efektywności… — Odys umilkł. Prawie słychać było, jak zatrzymał na języku chęć rozwinięcia akademickiego wywodu, który tak bardzo kochał, że konsekwentnie go unikał podczas całej edukacji w Mungu. Zresztą… Prawie westchnął w głowie… Nie chciał swego drogiego Lazarusa tym przecież zadręczać i miał nieodparte wrażenie, że ten nie przyszedł tego dnia po rozprawę naukową. Prześwidrował więc mężczyznę ponownie spojrzeniem, ale tym razem dużo przyjaźniejszym. Najwyraźniej jego pacjent — klient? Znajomy klient? Przyjaciel? — czuł się lepiej. Oczywiście na tyle na ile można było się czuć lepiej, mając w głowie labirynt, w którym raz już próbowano znaleźć drogę do wyjścia. — …ale jak dotąd nie zauważyłem, żeby działała na kogoś, kto i tak zawsze robi wszystko po swojemu.

Pacjenci przychodzili i odchodzili, rzadko pozostawiając po sobie coś więcej, a mimo to z każdą kolejną wiizytą, która nie kończyła się odwróceniem wzroku czy gniewnym trzaśnięciem drzwiami, między nimi zaczęło się coś tworzyć. Nić. Pajęcza? Pająk, jakim by nie był Lazarus, musiałby przyznać, że w końcu ją utkał. Przychodził od dwunastu miesięcy. Zegar, który zwykle wybijał długość terapii — pół roku, może siedem miesięcy, bo z rzadka więcej — dawno już zamilkł, a Fawley zapomniał go nakręcić na nowo. Jego kalendarz byłby inny bez tych wszystkich spotkań.
— Zmiana miejsca zatrudnienia zakończona wnioskiem, że przełożony ma sadystyczne skłonności to niezwykle obiecujący początek nowego rozdziału. Na twoim miejscu zarezerwowałbym sobie kolejne wtorki na stałe — odpowiedział mu w końcu z uśmiechem! — Po takich dniach trudno odróżnić zmęczenie od ochronnego odrętwienia. Nie będziemy się dziś w nie zagłębiać, jeśli nie masz takiej potrzeby — dodał na wzmiankę o powrocie wspomnień Slayzarusa — Wahadła też nie ruszam. Nie sądzę, żeby dziś było wyjątkowo konieczne. Wyglądasz na wypranego z emocji, nie rozsypanego — zauważył.


absolutnie, absolutnie
będę z Tobą aż po grób
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#5
20.07.2025, 23:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2025, 20:01 przez Lazarus Lovegood.)  
Pół roku, to było tyle, ile spędził w Lecznicy Dusz, kiedy ostatnio spróbował targnąć się na swoje życie. Za dużo, bo nie mógł doczekać się wyjścia na wolność. Za mało, bo bał się tego, a finalnie i tak nie był do końca uleczony. Na szczęście ta decyzja nie należała do niego. Podobnie teraz - nie on był tu fachowcem. Były chwile, kiedy pragnął już nigdy nie oglądać tych ścian. Były wizyty, z których, przeciwnie - bał się wychodzić. Cieszył się, że nie musi decydować.
- I kto to mówi? Pan “Odszedłem z Munga, bo system mnie ograniczał”? - Lazarus dobrze wiedział, że metody stosowane przez Fawleya balansują na krawędzi etyki lekarskiej, ale co z tego, skoro działały?...

Nie dziwił się, że Odysseus nie odnalazł się w systemie magicznej opieki zdrowotnej. Czy on sam chciał pracować w systemie - w jego przypadku polityczno-prawnym? Przecież właśnie dlatego zdecydował się na pracę u Shafiqa, mistrza wykorzystywania tego systemu, którego wadliwość miała tylko jedną zaletę: był tak samo dziurawy z zewnątrz, jak i od środka.

Oparł łokieć na podłokietniku kanapy, a brodę na dłoni i z uśmiechem odbił piłeczkę.
- Bądź spokojny, czuję się chory, kiedy myślę o swoim biurku w Urzędzie Celnym, ale myślę, że i przy Shafiqu nie zabraknie nam moich problemów. Będziesz mógł mu wysłać podziękowanie, czy coś. Tak, czy owak, dzisiaj udało mi się przebrnąć przez flashback, ale będę prawdopodobnie potrzebował jakiejś strategii na przyszłość.
Na wypadek, gdyby Anthony zamierzał mi to robić częściej.

Skoro Odys łaskawie nie uznał dziś za konieczne rozgrzebywać ran, Lazarus nie zamierzał się kłócić. Przeżył już tego dnia wystarczająco dużo stresów. Fawley znał to wspomnienie - wyciągnął je na wierzch, kiedy jeden, jedyny raz namówił Lazarusa na opuszczenie oklumenckich barier. To był… trudny dzień. Klątwołamacz przymknął oczy na wspomnienie tamtego bólu. 

- Czasami zastanawiam się, co czeka na końcu tego bałaganu w mojej głowie. To znaczy, oprócz samobójstwa - każdy inny psychiatra skarciłby go za te słowa. Ludzie nie chcieli o tym słuchać. Nie, kiedy mówił to takim konwersacyjnym tonem, nie ściszając lękliwie głosu, nie używając eufemizmów. Uciszali go, nazywali te myśli głupimi, nie pozwalali wypowiedzieć ich na głos, wszak “Co z oczu, to z serca”, czyż nie?

Nie.

Jak Lazarus miał to uciszyć? Jak miał o tym nie myśleć, skoro to było na stałe obecne w jego głowie, jak ścieżka wydeptana między zaroślami i nawet teraz, kiedy nie chciał, kiedy nie planował, przypominająca, że zawsze jest rozwiązanie?
Mógł o tym nie mówić, to prawda. I dalej czuć się jedynym, samotnym, niepełnowartościowym egzemplarzem człowieka, skoro nie potrafił żyć normalnie, tak, jak wszyscy. Ale czy na pewno o to chodziło? O zaduszenie myśli poduszką milczenia, jak ofiary na mugolskim filmie kryminalnym?
Myśli nienawidziły, kiedy się o nich milczało. Krzyczały wtedy jeszcze głośniej - w głowie.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#6
27.07.2025, 13:17  ✶  
— Jestem ponad to — fuknął z irytacją na wspomnienie uczelnianych lat. Tak naprawdę niewielu znało Odysa prywatnie. Lazarus należał do tej nielicznej grupy, co samo w sobie było… kłopotliwe, bo zazwyczaj to Fawley wbijał szpile, punktował słabości, prowokował tak długo, aż ofiara się nie odsłoniła. Tym razem role się odwróciły — Lazarus nie tylko znał zasady gry, ale również odrobił pracę domową. Było to dziwne uczucie. Bycie przypomnianym, że ktoś znał go z tej bardziej krwistej strony. 
Niewielu wiedziało również, że parał się legilimencją. Lazarus należał i do tego grona. Czy to oznaczało, że akceptował jego metody? Czy nie była to forma milczącej zgody, jeśli sam z nich korzystał? W dodatku był oklumentą, więc tamten dzień był… owocny dla nich obu.

A przecież metody, które stosował Fawley, nie były z natury złe.
Tak, czasem zaglądał komuś do głowy z czystej ciekawości. Co miał natomiast zrobić, gdy człowiek z kruchą psychiką przychodził i błagał, żeby wymazać wspomnienie pierwszej miłości — każda próba życia z tym obrazem kończyła się na skraju mostu lub z nożem przy nadgarstku, czy naprawdę powinien wtedy odmówić? W jaki inny sposób miał pomóc, jeśli nie wyrwać wspomnienia jak zgniłą szyszkę z dna kręgosłupa? Jak miał nie sięgnąć palcami w umysł, nie zanurzyć się w śliskie, pulsujące fragmenty tego, co zostało z duszy?
— Nie chodzi o to, żeby te flashbacki przestały wracać, tylko żebyś wiedział, co robić, kiedy już wrócą i jak ewentualnie radzić sobie z tym sam. Popracujemy nad tym w takim razie — zadecydował.

Ostatnie słowa Lazarusa wybrzmiały między nimi z całym ciężarem, jaki powinny były nieść i z całą przestrzenią, którą postanowił Odys im dać. W gruncie rzeczy nie był zaskoczony. Zaskoczenie oznaczałoby, że nie widział.
— Szaleństwo — odpowiedział. — Problem w tym, że to droga bez powrotu, nawet z pomocą zakazanej dziedziny magii, więc jeśli już masz zamiar w nią wejść, warto upewnić się, czy to na pewno twoja. Nie głos w głowie, który udaje twoją decyzję.
Spojrzał na niego spokojnie. Jeśli to tylko myśl, zaledwie pokusa ucieczki, to jeszcze nie wybór, a objaw, a z nimi mógł jeszcze pracować!


absolutnie, absolutnie
będę z Tobą aż po grób
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#7
27.07.2025, 19:59  ✶  
Ofuknięty Lazarus spojrzał uważnie na Fawleya. Nie miał nic złego na myśli, a jednak… Reakcja emocjonalna. Ciekawe. Satysfakcjonujące.
Przebicie się przez jego maskę obojętności było trochę jak odwet za te wszystkie razy, kiedy to psychiatra widział go zredukowanego do żałosnego kłębka bólu, wściekłości - na świat, na siebie, na człowieka, który poświęcił się dla niego, skazał go na życie - na takie życie. To prawda, po to przychodził do Odysseusa, za to płacił (niemało), ale wciąż było to trudne. Emocje były trudne. I niewygodne. Wspomnienia…

Odys proponował mu kiedyś usunięcie tych trudnych wspomnień, ale Lazarus odmówił. Musiałby się pożegnać nie tylko z tymi najgorszymi, pełnymi szumu magii dzwoniącego w uszach, krzyków i trwogi, a potem żałoby i poczucia winy. Musiałby także pokazać uzdrowicielowi, a potem utracić te inne - słodko-gorzkie, spokojne, rozsiane po całych latach prowadzących do tej jednej decyzji i tej jednej tragedii.
Nie był gotów.

- Wspominałeś kiedyś, że niektórzy pacjenci wychodzą od ciebie trzaskając drzwiami - a zdarzyło się kiedyś, że to ty wyrzuciłeś kogoś z gabinetu? - zmienił temat, choć czy na pewno? Trudno było sobie wyobrazić Odysseusa poruszonego na tyle, żeby naprawdę wyrzucił pacjenta za drzwi.  Czy odmówiłby pomocy? Bardzo się starał stwarzać wrażenie zblazowanego i mającego etykę lekarską za nic, ale Lazarus przez rok współpracy nie doświadczył z jego strony bezcelowego okrucieństwa. Cierpienia dzierżonego niczym skalpel - tak. Przymusu - tak, bo czasami był konieczny, by pacjent poddał się terapii, by przyjął eliksiry albo nawet pokarm.
Czy byłby w stanie stracić - albo oddać - kontrolę? Na co dzień wydawał się doskonale opanowany, ale ile to znaczyło, tak naprawdę? Interesujące.

Czy rok to było wystarczająco długo, by poznać człowieka? Lovegood nie wiedział.

- Szaleństwo - kiwnął głową, przyjmując odpowiedź do wiadomości - Nie obawiaj się, nie planuję w najbliższym czasie.
Gdyby już musiał wybierać, jednak wolałby stan wolny od myśli, uczuć i wspomnień. Obłęd brzmiał jak coś dokładnie przeciwnego.

- Dobrze więc - pracujmy. Spodziewam się wkrótce nowych pożarów do gaszenia - nie mogę sobie pozwolić na wysłuchiwanie wrzasków z przeszłości pod czaszką w nieprzewidzianych momentach - niesmaczny żart, w świetle ostatnich wydarzeń, ale czy kogoś w tym pokoju obchodziła poprawność polityczna?
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#8
12.08.2025, 22:01  ✶  
Można było dyskutować, czy terapia prowadzona przez tak szemraną i niepokojącą istotę jak Odys niosła w sobie choć cień ratunku. Można było również spierać się o kryteria, wedle których ktoś odważyłby się odpowiedzieć twierdząco, bo jak przewrotnie trzeba byłoby nagiąć samo pojęcie „pomocy”, aby w nim zmieścić jego metody?

Poza pieniędzmi brał znacznie więcej.
Brał wspomnienia i rozkładał je na części pierwsze. Brał gesty i przechowywał je w zakamarkach swojej pamięci. Brał emocje celem przetopieienia ich w alchemię własnych intencji. Wszystko, co należało do Lazarusa, stawało się własnością Odysa w chwili, gdy rudowłosy zgodził się znaleźć pod jego opieką. Czy było to grzechem?
— Lazarusie, czy tak bardzo chcesz abym to podniósł na ciebie głos? Jeżeli to jakiś twój fetysz, to muszę wiedzieć zawczasu — zagadnął z przesadną uprzejmością. Niestety, usta same drgnęły w żarcie. Po chwili odpowiedział na pytanie: — Nie przypominam sobie, ale zdarzyło mi się dać komuś jasno do zrozumienia, że nie był mile widziany, iż sam uznał, że drzwi są bliżej niż ja. Raz również rzuciłem w kogoś książką — mężczyzna westchnął. — Nie trafiłem, bo to był mugolski Freud.
W przypadku Lazarusa istniała natomiast granica, delikatna niczym pajęcza rozpięta pomiędzy nimi nić. Na początku sądził, że powód do jej niezrywania wynikała z szacunku, ale ostatnimi czasami objawiało się to w postaci dziwnego, słodkiego napięcia, które sprawiało, że wolałby stać w progu i nasłuchiwać niż przekroczyć oraz od razu ujrzeć wszystko.
— W takim razie musimy upewnić się, że twoje „pożary” zostaną rozpoznane zanim jeszcze zaczną tlić się pod powierzchnią. Masz jakieś konkretne życzenia? — spytał. Cóż z niego był za przedsiębiorca! — Alternatywą jest pozwolić jej krzyczeć. Czasami pacjenci wolą hałas od ciszy. Do chaosu można się przyzwyczaić — Fawley spojrzał na kolegę badawczo. — Jak mniemam masz ambicje większe niż bycie pogorzeliskiem? Jak zniosłeś ostatnie wydarzenia?


absolutnie, absolutnie
będę z Tobą aż po grób
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#9
13.08.2025, 00:02  ✶  
Obaj wiedzieli, że Fawley nie musiał krzyczeć. Miał inne sposoby wymuszania posłuszeństwa na pacjentach. Czy zatem sugerował, że naprawdę zrobiłby to na życzenie Lazarusa? Czy to był jego fetysz?
Klątwołamacz uznał, że zdecydowanie woli słuchać jego cichego, równego głosu. Nie miałby nic przeciwko wykładowi w jego wykonaniu. Nie miał nic przeciwko poleceniom wydawanym spokojnie. Lubił zbliżać się do granic opanowania magipsychiatry, lubił widzieć, że wywołuje w nim… emocje. Ale te malutkie zwycięstwa nie byłyby tak słodkie, gdyby przychodziły zbyt łatwo.

- Nie musisz podnosić na mnie głosu, Odyseuszu - powiedział łagodnie. Anegdota o pacjencie potraktowanym Freudem rozbawiła go szczerze i być może, gdyby miał lepsze pojęcie o psychoanalizie, albo o tym, jak myślą normalni ludzie, znalazłby w tym jakiś adekwatny podtekst. Przez chwilę nawet próbował, wtapiając nieobecny wzrok w czerń Odyseussowego swetra. Coś o… grubym tomiszczu?
Książki miały całkiem niefreudowski kształt. To nie miało sensu. Poddał się.

- Teraz jestem bardzo ciekaw, czym sobie u ciebie można zasłużyć na takie traktowanie? - drążył. Ryzykował, że jeszcze bardziej zirytuje swego uzdrowiciela, ale co miał poradzić? Naprawdę chciałby to wiedzieć. Żeby nie popełnić tego samego błędu, oczywiście.

- To jest… interesujące - zaczął w odpowiedzi na ostatnie pytanie - Nie jestem pewien. Te pożary przyniosły mi…. - co właściwie? Lazarus urwał, westchnął i zaczął od nowa - Pomagałem w Ministerstwie. To był koszmar, ale… przespałem potem chyba trzy noce pod rząd. Nie wiem, jak zniosłem te wydarzenia. Wszyscy mówią o tragedii a ja czuję się obok tego. Nie rozpaczam. Nie czuję potrzeby. Szukam dla siebie optymalnego miejsca, żeby… działać. Może przydać się na coś.

I może wreszcie tego nie spierdolić.

Zerknął na Odysseusa, niepewny, czy wyraził się jasno. Nie wiedział, jak się czuł. Podczas Spalonej Nocy… czuł się potrzebny, czuł, że ma wpływ na cokolwiek i czuł się bardziej żywy, niż w ciągu ostatnich kilku lat spędzonych wśród regulacji i tabelek Urzędu Celnego. Teraz… W ogóle się nie czuł. Jak to o nim świadczyło?

Nie zdążył wyrazić tej ostatniej wątpliwości, bo wtedy powrócił kaszel. Męczący, nieustępliwy i niemożliwy do stłumienia, ale nieprzynoszący ulgi. Lazarus odwrócił się, by nie kaszleć na Odysseusa, a odruch nasilał się, rodząc ból głębiej i głębiej w oskrzelach, kiedy zalegająca wydzielina odrywała się pod jego wpływem od podrażnionego nabłonka.
Próbował oddychać, rozluźnić się, ale jego organizm miał własne zdanie na temat tego, co należy robić. Nie trzeba było długo czekać, aż ciałem czarodzieja wstrząsnęły torsje, na szczęście suche, bo jadł już kilka godzin temu, ale wciąż krępujące.
Mięśnie brzucha, obolałe i pełne zakwasów po kilku dniach takich napadów, nie miały na szczęście sił na długie skurcze, więc kaszel szybko osłabł, ale wcale nie stał się przez to łatwiejszy do zniesienia.
- Czy… - próbował powiedzieć, ale nie udało mu się wykrztusić nic więcej, a i to kosztowało go cenny oddech. Poddał się więc i pozwolił, by kolejna fala przetoczyła się przez niego, trwająca zaledwie sekundy, ale rozciągnięta niemożliwie przez jego zaburzoną dyskomfortem percepcję. Kiedy wreszcie napad ustał, Lazarus opuścił głowę.

Zmęczony - pomyślał, czując, jak ciążą mu powieki, jak doganiają go ostatnie źle przespane noce i przeżycia dzisiejszego dnia - Mógłbym zasnąć tutaj, na tej kanapie…
Zmusił się, by spojrzeć na Odysseusa.
- Czy możesz mi przepisać coś na ten kaszel? - zapytał słabym głosem.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#10
28.09.2025, 20:29  ✶  
— Może właśnie powinienem. Na ciebie nakrzyczeć — jeszcze musiał dodać swoje trzy grosze! Dumny Odys nie byłby Odysem, gdyby nie miał wcisnąć ostatniego słowa między wymianą zdań. Taki już był, (niestety). — Nie martw się, nie będę ci rzucał w twarz książkami. W twoim przypadku znalazłbym bardziej… adekwatny przedmiot. Może coś, co trudniej zignorować — nie miał właściwie niczego specyficznego na myśli.

— Nie znoszę arogancji — odpowiedział. Własną trzymał na smyczy, dławił w zarodku, bo magipsychiatra nie miał prawa do słabości. — Najbardziej tej, która płynie z nazwiska i rodowej pychy. Podejrzewam, że wiesz co mam na myśli — dodał, a potem jedynie potwierdził oczywiste domysły: — Nie wytrzymałbym pracy w Ministerstwie. Podziwiam cię za to — prawdopobnie był to najszczerszy moment Fawleya, na jaki się zdobył w obecność Lazarusa. Niech to będzie jego strata, przeżyje. I co prawda ,,nie wytrzymałbym pracy w Ministerstwie” nie oznaczało „nienawidzę ludzi pracujących w Ministerstwie”, nie były również oskarżeniem ani kpiną. Nie miały znieważyć Lazarusa. Wyrażały natomiast proste uznanie, pozbawione maski terapeuty, ponieważ tym razem Odys nie odpowiedział jak lekarz. Skomentował wypowiedź drugiego mężczyzny jak… przyjaciel?

Potem kaszel rozdarł ciszę, Fawley zobaczył, jak Lazarus utracił oddech, opadł pod własnym ciężarem i przez ułamek sekundy cisnęła mu się do głowy absurdalna myśl, że mógłby go tak zostawić. Pozwolić, aby osunął się na bok i zasnął zmęczony, zgnieciony przez własne płuca.

Nie zrobił tego. Odruch zwyciężył nad złośliwością, więc mężczyzna wyciągnął różdżkę i krótkim niedbałym ruchem rzucił zaklęcie diagnostyczne. Zielonkawy błysk przesunął się wzdłuż klatki piersiowej rudowłosego, a wynik Odysowi nie spodobał się ani trochę.
— Jeszcze trochę takich popisów i będziesz musiał dopłacić za konsultację pulmonologiczną — burknął, żeby przykryć to, co naprawdę poczuł. Ukląkł obok kanapy, aby wyciągnąć z szuflady przy stoliku niewielką fiolkę, w której bursztynowy płyn lśnił gęsto. — Wypij. Zmiękczy oskrzela, rozrzedzi to, co ci tam zalega — użyty przez Odysa ton brzmiał jakby Lazarus był wyłącznie kłopotliwym gościem, jednakże ręka, która podała eliksir, zatrzymała się na chwilę za długo, upewniając, że pacjent naprawdę go przyjął.


absolutnie, absolutnie
będę z Tobą aż po grób
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Odysseus Fawley (1783), Lazarus Lovegood (2749)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa