To miał być całkiem przyjemny dzień. Panna Figg rano udała się targ, aby zrobić zakupy. Potrzebowała kilku świeżych składników, a że jej brata nie było w pobliżu, to stwierdziła, że wybierze się przy okazji na spacer. Świeże powietrze dobrze jej zrobi (ta, jasne, wszędzie nadal było czuć swąd spalenizny). Mniejsza jednak o to, nieco ruchu zawsze było wskazane, szczególnie dla kogoś jak ona, kto całe dnie spędzał w kuchni. Zostawiła Wendy na straży, jakby faktycznie było czego pilnować, cukiernia ostatnio wydawała się być nieco opustoszała, bowiem wszyscy zajmowali się swoimi własnymi tragediami i ostatnie o czym myśleli to były pyszne pączki, jednak nie przestawała tworzyć, nawet dla tych kilku, nielicznych osób, które postanowiły odwiedzić jej cukiernię.
Kiedy wracała z zakupów, z koszykiem wypakowanym świeżymi ziołami przydarzyło jej się coś nieprzyjemnego. Złośliwy duch postanowił zrobić jej żart. Zaczęła się zmniejszać, przeraziło ją to nieco, bo ledwo utrzymywała koszyk w swojej dłoni. Nie zdążyła się nawet odezwać do poltergeista, bo zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie do końca wiedziała, co się stało, czuła tylko, że jest jeszcze drobniejsza niż normalnie, skóra wydawała się taka gładka... coś było nie tak.
Zahaczyła po drodze o znajomego klątwołamacza, tam też dostrzegła swoje odbicie w lustrze. Nie spodziewała się takiego widoku. Już raz stała się ofiarą podobnej sztuczki, tyle, że wtedy zamieniła się w mężczyznę, tym razem wróciła do dziecięcych czasów. Klątwołamacz powiedział jej, że to minie, oczywiście. Musiała jednak spędzić jeden dzień pod tą postacią. Cóż, jakoś to przetrawi, nie miała za bardzo innego wyjścia, chociaż duch mógł to zrobić w innym czasie, bo przecież miała tyle rzeczy do zrobienia.
Wytłumaczyła Wendy całą sytuację, kiedy znalazła się w cukierni. Chwilę jej to zajęło, jednak w końcu dotarło do niej, że nie robi sobie z niej żartów. Norka usiadła na sofie, która znajdowała się przy oknie. Nie bardzo miała co ze sobą zrobić, bo przecież nie dosięgałaby do swoich wszystkich kuchennych półek (tak, jakby normalnie nie sprawiało jej to problemu). Na kolanach miała lady, którą głaskała jednostajnym ruchem, kotka wyczuwała, że to jej pani, oczywiście jednak nie byłaby sobą, gdyby nie zwróciła uwagi na to, że coś jest z nią nie tak - jakby sama tego nie zauważyła.