• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[grudzień 1971] Godzina już późna, noc nieprzespana || Ambroise & Prudence

[grudzień 1971] Godzina już późna, noc nieprzespana || Ambroise & Prudence
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#1
29.08.2025, 17:57  ✶  
Co sądzisz o równych prawach czarodziejów, goblinów i charłaków? Uważasz, że to przesada? Zapraszamy na wiec, który odbędzie się jutro o godzinie 7 wieczorem na Horyzontalnej w barze Dziupla!
Nie miał zielonego pojęcia, czemu służyło przysłanie tego listu akurat do niego, nawet jeśli na kopercie nie widniało jego (ani niczyje inne) imię i nazwisko. Po prawdzie mówiąc, wydawało mu się niemal pewne, że mogła to być jakże ambitna prowokacja ze strony któregoś z kumpli, których zdecydowanie byłoby stać na to, aby w chwili przytłaczającej, zimowej nudy wpaść na równie duży bezsens. Co prawda, dosyć elegancki charaktera pisma nadawcy nie był mu w żaden sposób znany, jednak to także wcale nie rozmyło jego podejrzeń.
Ba, był niemal pewien, że ktoś usiłował go wkręcić, przesyłając mu coś, co nigdy nie miało trafić do niego. Być może bowiem miał swoje jasno wyrobione zdanie na ten cały temat. Nie miał również problemu, aby wypowiadać się w tym temacie, jednakże nie był jakkolwiek zainteresowany mieszaniem się w przypadkowe debaty z jeszcze bardziej przypadkowymi ludźmi. To nie był jego poziom frajdy.
W pierwszej chwili zamierzał zwinąć kopertę w kulkę, gniotąc ją razem z zawartością i wyrzucając cały pakiet wprost do kosza na makulaturę stojącego w samym rogu ciemnego, niezbyt przestronnego pomieszczenia. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w tamtym kierunku, aby zauważył, że sterta znajdujących się tam papierzysk była na tyle pokaźna, że ciepnięcie tam jeszcze jednego śmiecia byłoby co najmniej ryzykownym posunięciem. Wszystko raczej niechybnie zawaliłoby się na podłogę.
Wpierw musiałby wstać z zajmowanego krzesła, podnieść cały pojemnik, wrzucić zawartość wprost do kominka, następnie rozpalając w nim ogień, a wtedy równie dobrze mógłby też spalić ten konkretny list zamiast wyrzucać go do śmieci, ale...
...to było od cholery dodatkowych zadań, na które obecnie wcale nie miał ochoty. W tej konkretnej chwili nie chciało mu się bezsensownie przerywać tego, co zaczął robić, nawet jeśli poniekąd już chwilę wcześniej całkowicie wybił się z rytmu odbiorem i czytaniem tej niezbyt go interesującej informacji. Westchnął więc ciężko, po prostu odsuwając wszystkie te czynności na później, a właściwie to na...
...cóż.
Jeśli miał być ze sobą całkowicie szczery (a był, no, przynajmniej w podobnych kwestiach) z całą swoją perfidią postanowił tak długo ignorować makulaturę aż ktoś inny zajmie się całą sprawą. A skoro w tym konkretnym miejscu bywała wyłącznie jeszcze jedna osoba. Prudence. Oczywiście, że był na tyle miły, aby to dla niej zostawić.
Mimowolnie przesunął zresztą wzrokiem w kierunku drzwi, jakby spodziewał się zobaczyć w nich nadchodzącą Bletchleyównę, ale klamka ani drgnęła. Kolejne godziny spędził w półmroku, ciszy i naprawdę szczerze docenianej samotności. Nie kłopotał się nawet spoglądaniem na zegarek, nie potrzebował nigdzie iść, nie miał dyżuru, nie zamierzał opuszczać miasta. Mógł więc swobodnie ślęczeć nad księgami, od czasu do czasu popijając zimną kawę i sporządzając notatki. Względnie czytelne notatki. Naprawdę był miły. No, przynajmniej starał się...
...jak na siebie.
Dopiero w momencie, w którym do jego uszu dotarło głośniejsze niż zazwyczaj trzaśnięcie na korytarzu, pierwszy raz zwrócił uwagę na godzinę. Siódma trzydzieści siedem nad ranem. Jeśli dobrze wyrokował, już wkrótce miał zobaczyć przeuroczą twarzyczkę koleżanki, która raczej nie zamierzała darować sobie okazji, nawet po nocnym dyżurze. Mieli sporo ciekawej literatury i uwag do wymiany.
Jakaż szkoda, że nie na temat goblinów i charłaków. Tak, to z pewnością byłoby niezmiernie ciekawe. Mhm.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#2
02.09.2025, 09:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.09.2025, 12:23 przez Prudence Bletchley.)  

Nie miała nic szczególnie interesującego do zrobienia, nie spieszyła się nigdzie, była to jej codzienność. Bez większego zastanowienia nogi więc przyprowadziły ją w to znajome miejsce, po nocnym dyżurze. W dłoni trzymała kubek z kawą, którą przyniosła ze sobą z tych bardziej cywilizowanych części Londynu, nie wsadziłaby sobie do ust czegoś zakupionego na Nokturnie. Nie oszukujmy się, może nie była szczególnie wymagająca, ale każdy miał swoje granice - jej zaczynała się właśnie tutaj.

Nie zmieniało to jednak faktu, że uważała to miejsce za odpowiednie do wymiany informacji, oczywiście nie było tutaj szczególnie przytulnie, ale nie spotykali się po to, aby spędzić miło czas. Jakoś tak się złożyło, że nawiązała nić porozumienia z Greengrassem z racji na ich nie do końca typowe zainteresowania, zaczęli się wymieniać wiedzą, czy książkami, mieli nawet to obskurne miejsce, w którym mogli to robić. Przynajmniej nikt tutaj nie węszył.

Znalazła się przed drzwiami kamienicy wcześnie rano, tuż po swoim nocnym dyżurze. Nie miała pojęcia, że Ambroise również był na miejscu. Często pojawiali się tutaj i zniknali, zostawiając za sobą jakieś nowe notatki, czy księgi. To był całkiem niezły układ, od czasu do czasu dochodziło do spotkań twarzą w twarz i praktycznej prezentacji nowych umiejętności.

Ostrożnie przekroczyła próg mieszkania, dosyć szybko dotarło do niej, że nie jest w nim sama. Greengrass tu był. Może gdyby o tym wiedziała to przyniosłaby mu kawę, tak miała tylko jedną, swoją własną, będzie musiał obejść się smakiem.

- Greengrass. - Rzuciła na wejściu, dobrze było zauważyć jego obecność, i uświadomić go o swojej, chociaż nie sądziła, że umknęłoby mu trzaśnięcie drzwi. Nim weszła w głąb pozbyła się swojego, grubego, wełnianego płaszcza, Bletchley była zmarźluchem, zimą zawsze opatulała się niczym naleśnik. Dopiero po chwili więc stanęła przed nim w całej okazałości. - Co czytasz? - Zagaiła konwersację, chociaż nie wiedziała, czy czyta, czy pisze, jednak nie chciała wyjść na mruka (chociaż przecież nim była).

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#3
02.09.2025, 11:38  ✶  
Poniekąd spodziewał się, że Bletchleyówna akurat tego dnia postanowi nawiedzić ich dziuplę. Pogoda na zewnątrz zdecydowanie nie zachęcała do spacerów, a spędzanie czasu na nicnierobieniu w czterech ścianach własnego mieszkania nie było tak atrakcyjne jak zgłębianie wiedzy. Nie mówiąc już nic o sąsiadach, którzy z pewnością mieli być znacznie bardziej męczący o tej porze roku. Zwłaszcza z uwagi na zbliżający się sabat.
Uniósł głowę znad zapisanych gęsto notatek, pozwalając, by atrament wysychał powoli na krawędziach pergaminu. Oczy miał jeszcze rozognione od lektury, źrenice rozszerzone w skupieniu. Nie odpowiedział od razu, jedynie kiwając głową na powitanie, bo nie lubił, gdy ktoś wyrywał go z tego rodzaju transu. Dopiero po chwili odłożył własne notatki i ciężką księgę, przesuwając dłonią po jej skórzanej oprawie.
Pióro wciąż tkwiło między jego palcami, ale dłoń zamarła w bezruchu. Na chwilę przeciągnął spojrzeniem po sylwetce dziewczyny. Kącik jego ust drgnął, lecz nie był to uśmiech, raczej cień czegoś w rodzaju samozadowolenia. Oparł się nieco wygodniej o krzesło, stukając paznokciem o krawędź stołu.
- Traktat o zmienności energii zaklęć pod wpływem faz księżyca - odparł spokojnie, bez zająknięcia, jakby mówił o czymś tak zwyczajnym, jak poradnik zielarski. - Zadziwiająco wielu twórców klątw zapomina wspomnieć, że ich moc nie jest stała. Że księżyc potrafi ją wzmocnić albo osłabić, czasem niemal do granicy bezużyteczności. - Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, jakby podobała mu się sama myśl, że coś tak subtelnego jak światło księżyca mogło decydować o życiu albo śmierci; w istocie, dokładnie tak było, lubił poznawać te drobne szczegóły. - Podejrzewam, że to właśnie dlatego ta ostatnia próba niespecjalnie nam wyszła. Pełnia nie zawsze działa intensyfikująco. - Wskazał krótki dopisek na marginesie nie notatek a książki, który sam naniósł przed chwilą.
Niektóre rzeczy były warte odnotowania na tekstach źródłowych, przynajmniej dla niego. Nigdy niespecjalnie przejmował się dodawaniem dopisków tam, gdzie inni chcieliby wiedzieć czysty papier. To była jego własność. No, w tym wypadku wspólna, ale poniekąd w dalszym ciągu jego. Mógł z nią robić dokładnie to, co chciał.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#4
03.09.2025, 12:30  ✶  

Był to taki czas w roku, że nie bardzo miała co ze sobą począć, chociaż czy tak właściwie robiło to jakąś różnicę? No nie do końca. Nie ma się co oszukiwać, Prue nie była duszą towarzystwa, zazwyczaj zamykała się w czterech ścianach, czy to w tej dziupli, czy w swoim własnym mieszkaniu. Raczej stroniła od towarzystwa, wolała spędzać czas w samotności, było to jej własnym, osobistym wyborem.

Ambroise też musiał spędzić tutaj trochę czasu, dostrzegła to w jego spojrzeniu, przekrwionych oczach, które świadczyły o tym, że czytał już dość długo. Jak widać i on raczej niespecjalnie miał co ze sobą zrobić, mimo, że zbliżał się sabat i większość czarodziejów zajmowała się przygotowaniami do celebracji nadchodzącego święta.

Nie czekała na zgodę, usiadła sobie na jednym z wolnych krzeseł, narzuciła nogę na nogę, spoglądała na mężczyznę przez krótką chwilę, a później zajęła się swoją kawą. Upiła powoli, niewielki łyk z papierowego kubka. Ponownie zerknęła na niego dopiero kiedy się odezwał.

- Mhm. - Zawiesiła na moment wzrok. Odpłynęła. Na szczęście mogła sobie na to pozwolić, była przecież w bezpiecznym miejscu. Przed jej oczami pojawiały się pojedyncze zdania, z ksiąg, które kiedyś przeczytała, było to dużo obrazów, większość z nich wiązała się ze słowami faza księżyca. Chcąc nie chcąc, wylądowała przy wilkołakach, które wzbudzały w niej bardzo negatywne uczucia. Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Mrugnęła dwa razy, wróciła.

- Czyli warto będzie spróbować w nów. - Skoro nie pełnia, to jej przeciwieństwo, może to była jakaś metoda? Nie musieli się spieszyć, mogli prowadzić swoje badania powoli, grunt, że w końcu ustalą, jak to wyglądało.

- Nie wydaje mi się, aby zapominali o tym wspomnieć, raczej robią to celowo. - W końcu bezpieczniej dla nich, żeby ta wiedza nie była powszechna, ci bystrzejsi mogli dojść do pewnych wniosków sami, nie wszystko musiało zostać podane na tacy.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#5
03.09.2025, 13:35  ✶  
Nawet, jeśli dostrzegł moment, w którym myśli Bletchleyówny poleciały tylko sobie znanymi drogami (a dostrzegł, bez wątpienia, bo przecież na nią patrzył) nie postanowił tego skomentować. Miał inne rozrywki niż machać ręką przed nosem koleżanki. Już dawno wyrósł ze szczeniackiego zachowania, przynajmniej pod tym względem. Zamiast tego po prostu zaczekał aż Prudence postanowi wrócić do pełnej przytomności umysłu, przypatrując jej się kątem oka, dopóki nie odezwała się do niego ponownie.
- No nie pierdol - odmruknął teatralnie, nawet nie mając zamiaru kryć sarkazmu, którym ociekały te słowa.
Tak, wspomnienie o zapominaniu też nie zostało przez niego użyte całkowicie naiwnie. W tym niemalże dziecinnym przekonaniu, że w książkach powinny znajdować się wszystkie kroki mające umożliwiać poprawne wykorzystywanie zaklęć lub odprawianie rytuałów. Ależ nie. Jeśli kiedykolwiek myślał o tym, że wiedza zostanie mu podstawiona pod nos na lekko zakurzonym, odrobinę śmierdzącym stęchlizną pergaminie, było to najpewniej, gdy miał maksymalnie pięć albo sześć lat. Teraz miał ich sporo ponad trzydzieści i zdecydowanie przestał już wierzyć w bajki.
Ba, w ostatnim czasie był ich wyjątkowym antyfanem. Dokładnie tak jak wykrzywiał wargi w ironicznym uśmiechu na każde wspomnienie o szczęśliwych zakończeniach. W ich świecie nie istniało na nie miejsce. Nieważne, że przez chwilę bądź też nawet kilka długich momentów wydawało się, że wszystko zaczyna układać się dobrze. Zawsze przychodził jakiś nagły zwrot akcji a zakończona historia okazywała się jedynie pierwszą częścią wielotomowego dramatu.
Wiedzieli o tym oboje, nieprawdaż? Nie bez powodu znaleźli się właśnie tutaj, w tym miejscu i o tej porze roku. Zaledwie kilka dni przed zbliżającym się sabatem, jednym z pozornie najradośniejszych w kończącym się roku. Zamiast siedzieć w otoczeniu grona najbliższych im ludzi, oboje bez wątpienia mieli spędzić kolejne godziny w swoim wzajemnym towarzystwie.
A przecież niespecjalnie się lubili. Można było to bardziej określić tolerancją dla dziwactw tej drugiej osoby, może zrozumieniem wewnętrznych horrorów i zamiłowania do makabry albo po prostu sojuszem, ale nie na tyle silną koleżeńską więzią, żeby logicznym było spędzanie razem właśnie tych dni. A jednak. Cóż za urocze zaskoczenie, czyż nie? Byłby tylko jeszcze znacznie bardziej zaskoczony, gdyby kiedyś postanowiła przynieść mu kawę.
Ale nie, to nie był ten dzień. Zamiast tego swobodnie popijała z własnego kubka, czego nawet nie skomentował. Uniósł wyłącznie jedną brew, odchrząkując i wracając wzrokiem do książki, na której marginesie pisał, zanim mu przerwała, po czym na oślep sięgając po kieszonkowy kalendarz.
- Nów mógłby być dobrą opcją, faktycznie. Z tym, że ostatni był - stwierdził, przerzucając kartki na koniec tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego - siedemnastego grudnia. Następny będzie - przerzucił kilka kolejnych stron, jednocześnie mrugając i unosząc wyżej brwi - szesnastego stycznia. Razem z zaćmieniem słońca. To może być interesujące, ale też podchwytliwe - o tym jeszcze nie czytał, nie miał zielonego pojęcia, co to mogłoby oznaczać.
Uniósł więc wzrok na Prudence, czekając, czy dziewczyna ma coś do dodania.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#6
03.09.2025, 21:26  ✶  

Nie, żeby miała jakiś szczególny wpływ na to kiedy wróci do rzeczywistości, tak czy siak, czy którzy przebywali z nią dość często wiedzieli, że prędzej, czy później samo się to stanie. Wędrówki jej umysłu zdarzały się Bletchley dość często, nie walczyła z tym, po prostu dawała się ponieść. Nie miała na to żadnego wpływu, taka już była, nieco wybrakowana, jednak nauczyła się z tym żyć, nie żeby miała inne wyjście.

Przewróciła jedynie oczami, gdy usłyszała jego komentarz, tak wyczuwała sarkazm, nie miała jednak zamiaru psuć sobie humoru, bo i tak nie należał do najlepszych.

Nie była jedną z tych osób, które uśmiechały się same do siebie zadowolone ze zbliżających się świąt, nigdy nie była zbytnio entuzjastyczna, nie przepadała za spotkaniami rodzinnymi, na których musiała się pojawiać. Tacy jak ona nie do końca potrafili się tam odnaleźć, zawsze siedziała gdzieś z boku, wpatrzona w ścianę, jakby nie było nic bardziej interesującego. Od ponad roku jednak czuła na sobie spojrzenia innych, szepty, stała się obiektem ich rozmów, jako ta która została wdową nie stając nawet na ślubnym kobiercu. Unosiła się wokół niej aura śmierci, która związana była nie tylko z tym, że pracowała w kostnicy. Przynosiła ze sobą, gdzie tylko się pojawiała dziwny chłód, mało kto lubił towarzystwo takich osób.

Nie widziała jednak sensu w jakichś próbach zmiany tego jak ją odbierano, to jak wyglądało to teraz było całkiem wygodne. Nie musiała wymuszać na sobie niepotrzebnych interakcji z ludźmi, noszenie pierścionka zaręczynowego sugerowało, że ciągle jest w żałobie, i nie widziała nic złego w tym, że inni tak sądzili. Nie musiała jakoś specjalnie przygotowywać się do nadchodzącego Yule, wystarczy, że pokaże się na rodzinnej kolacji i tyle. Później zaszyje się w swoim mieszkaniu z butelką wina i dotrwa do końca tego jakże wspaniałego dnia.

Przyszło jej więc spędzać ten cudowny okres w towarzystwie wyśmienitego towarzystwa. Mogło być gorzej, czyż nie? Kilka lat temu zapewne nie spodziewałaby się tego, że będzie utrzymywać neutralne stosunki, z którymś z przyjaciół jej brata, z upływem lat jednak dostrzegła, że z niektórymi z nich łączą ją zbliżone zainteresowania, warto więc było wymieniać doświadczenie, zarówno na tej oficjalnej drodze zawodowej, jak i mniej. Cornelius okazał się być nienajgorszym szefem, a Ambroise sojusznikiem.

Wyprostowała się niczym struna, kiedy znowu się odezwał. Oczy jej błysnęły, nów z zaćmieniem księżyca wystarczył, aby wzbudzić w niej nieco życia. - Idealnie się składa, chociaż moglibyśmy też przeprowadzić próby w inne zaćmienie księżyca i inny nów, aby mieć nieco więcej danych. - Nie miała pojęcia, kiedy będzie następne zaćmienie księżyca, i czy będą dalej wtedy współpracować, ale to była jakaś droga, którą mogli podążać.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#7
03.09.2025, 22:19  ✶  
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mu, że świadomie zechce spędzać czas z Prudence Bletchley, wywróciłby oczami i niechybnie wyśmiałby tego człowieka. A teraz mieli wspólne plany. Osobliwe były koleje życia.
- Spójrzmy zatem - kiwnął głową, słysząc słowa Bletchleyówny i praktycznie bez większego namysłu przechodząc do kartkowania kalendarza.
Lubił wiedzieć, co jest na rzeczy. Być może niespecjalnie znał się na astronomii, nie miał zapamiętanych wszelkich dat związanych z wyglądem nieba. Nie był w końcu Blackiem, choć miał kilku w gronie nie aż tak dalekich krewniaków (jak chyba każdy czystokrwisty wywodzący się z rodzin o dosyć konserwatywnych poglądach). Jednakże nie tylko samo słońce, lecz także fazy księżyca liczyły się w kwestiach związanych z ogrodnictwem, a na tych tematach znał się akurat praktycznie profesjonalnie. To oznaczało, że mógł szybko dać Prudence odpowiedzi, których oczekiwała, nawet jeśli jeszcze nie zadała żadnego pytania.
- Trzydziesty stycznia ma pełnię i zaćmienie księżyca - zaczął, bo to też była całkiem przydatna informacja; całkowite przeciwieństwo tego, czego szukali. - Kolejne zaćmienie słońca wraz z nowiem będzie dziesiątego czerwca przyszłego roku. Księżyca wraz z pełnią, hm, dwudziestego szóstego. Też czerwca. Później nic już nie ma. Aż do siedemdziesiątego trzeciego. Czwartego stycznia. Nów i zaćmienie słońca. Osiemnastego stycznia księżyc i pełnia. Co ciekawe, w czerwcu siedemdziesiątego trzeciego kolejność się odwraca. Najpierw, piętnastego, masz zaćmienie księżyca i pełnię, później... ...trzydziestego... ...nów ze słońcem. W lipcu... ...bardzo blisko... ...jest to samo. Piętnasty to pełnia z zaćmieniem księżyca, dwudziesty dziewiąty jest nowiem z zaćmieniem słońca. Grudzień też ma to samo. Dziesiąty i dwudziesty czwarty. Dalej nie ma sensu wybiegać - zakończył, przytrzymując strony brzegiem palca, po czym odchrząkując i wolną ręką sięgając po wodę. - Interesujące, z czego wynika ta zmiana - dodał po zwilżeniu sobie strun głosowych, przez chwilę patrząc na tablicę korkową zawieszoną na ścianie tuż za głową koleżanki.
Być może powinni nieco bardziej zainteresować się astronomią, jako konieczną podstawą dla wielu rytuałów i wzmacniania zaklęć, ale pogoda panująca na zewnątrz raczej nie sprzyjała praktycznej części poznawania nieba. Było zimno i ponuro, nawet jak na drugą część grudnia. Aura, jaką miał ten cały rok też nie należała zresztą do najprzyjemniejszych ani najprostszych do przełknięcia.
O tym jednak raczej nie zamierzali rozmawiać. Byli sojusznikami, nie tworzyli kółka wsparcia, nawet jeśli nie trudno było domyślić się, że każde z nich miało wiele poważnych powodów, aby unikać świątecznej krzątaniny i nie wyrażać zbytnich chęci przyłożenia ręki do sabatowych przygotowań. On nie pytał Prue, czemu tu była. Ona nie pytała jego. Mieli całkiem dobry, wygodny układ. To mu odpowiadało.
Co prawda, nie miał zielonego pojęcia, na jak długo, ale raczej chwilowo o tym nie myślał. Nawet w tej chwili po prostu założył, że mogą wybiec w przód te dwa czy może nawet trzy lata. To, czy rzeczywiście mieli do nich dotrwać, to była już zupełnie inna sprawa.
- A ty? Coś masz? - Spytał po chwili, odbijając wreszcie pytanie o aktualne zajęcia.
Nie widzieli się w końcu przez kilka dni. Ba, może bliżej tygodnia? Półtora? Trochę stracił rachubę czasu, ostatnio tak miał.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#8
11.09.2025, 19:55  ✶  

Nie dało się zaprzeczyć temu, że żadne z nich na pewno nie spodziewało się tego, że będą ze sobą współpracować i, że nie będzie to wyglądało najgorzej. Widać różnie to w życiu bywa, szczególnie kiedy zostało się przez życie dość mocno pogruchotanym, nigdy nie wnikała w to, co dokładnie przytrafiło się Greengrassowi, gdyby jednak wszystko było w porządku to nie siedziałby tutaj z nią przed sabatem, w tej okropnej norze, zresztą gdyby jej życie inaczej się potoczyło to również jej by tutaj nie było, ale jakoś znaleźli się razem, w tym miejscu. Los bywał przewrotny.

Prue nie była specjalistką od astronomii, może powinna nieco się tym zainteresować, jednak gwiazdy nigdy jakoś szczególnie jej nie interesowały, zresztą nie dało się posiadać dokładnej wiedzy na każdy temat, jeśli chodzi o takie rzeczy to zdecydowanie wolała runy, które rozszyfrowywała od dziecka, i uczyła się tego jak można je stosować, kiedy mogą być przydatne.

- Dużo tego, nie wydaje mi się, abyśmy mogli nazbierać wystarczającą ilość powtarzających się danych. - Może powinni skupić się jednak na tych bardziej podstawowych zjawiskach, czasem bycie zbyt szczegółowym nie wnosiło niczego specjalnego, szczególnie kiedy istniało tak wiele możliwości, a pewnie po drodze pojawiłyby się jeszcze inne czynniki, na które nie mogli mieć wpływu. Jasne, to mogłoby być interesującą analizą, ale miała wrażenie, że do niczego by ich to nie zaprowadziło.

- Nie jestem zbytnio biegła w astronomii. - Nie było sensu o tym nie wspominać, raczej nie kryła się ze swoją niewiedzą, gdy nie czuła się w czymś biegła to o tym wspominała, żeby nie doprowadzić do jakichś nie do końca przemyślanych sytuacji.

- Nic ciekawego, jeszcze, trochę czytam o używaniu krwi w różnych rytuałach i czerpaniu z niej energii. - Nekromancja wydawała jej się ostatnio być najbardziej interesującą ją dziedziną, szukała różnych ksiąg, nie było jednak ich na rynku zbyt wiele, więc korzystała ze znajomości, które udało jej się nawiązywać na Nokturnie dzięki usługom, jakie od czasu do czasu tutaj świadczyła.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#9
15.09.2025, 15:30  ✶  
Kiwnął głową, raczej bez większego celu przerzucając jeszcze kilka stron w kalendarzu, chociaż tak naprawdę w większej mierze zgadzał się z tym, co powiedziała jego towarzyszka. Nawet jeśli na ogół lubił również te dłuższe, daleko idące projekty, które zwykły rozkładać się w czasie, tym razem byłoby to raczej bezcelowe.
W czasach, w jakich przyszło im żyć, tak naprawdę sama cholera wiedziała, co wydarzy się następnego dnia. Oni zaś musieliby mówić nie tylko o miesiącach, lecz wręcz o latach zbierania danych. Po co? Zgodnie z jego wiedzą, żadne z nich nie zamierzało w najbliższym czasie bronić doktoratu z astronomii ani specjalizować się w podobnych kwestiach. W łatwiejszym świecie po prostu udaliby się do kogoś, kto już posiadałby odpowiednią wiedzę.
Tyle tylko, że nie od wczoraj wiadomo było, że jednocześnie urodzili się zarówno za późno, jak i być może nazbyt wcześnie. Być może ktoś na właściwej pozycji jeszcze kiedyś miał oprzytomnieć i oficjalnie dojść do wniosku, że nie taka nekromancja zła jak ją malują. W końcu w dosyć odległej przeszłości wykorzystywano ją do całkiem słusznych celów. W gruncie rzeczy było to narzędzie jak wszystkie inne, jego użycie w głównej mierze zależało od intencji wykorzystującego ją czarodzieja.
Jednakże w tym momencie nie była to opinia, jaką należało głosić jasno, wprost i dosadnie. Nieważne, że sam Greengrass na ogół nie miał żadnego problemu z opowiadaniem się po stronie kontrowersyjnych posunięć, jeśli w jego oczach miały sens i dużo zdrowego rozsądku. Akurat ten temat pozostawiał na zdecydowanie bardziej prywatne rozmowy w bardzo wąskim i zaufanym gronie.
O dziwo, Prudence Bletchley do niego należała. O tak. Jeszcze kilka lat temu sam parsknąłby śmiechem pełnym zarówno szczerej pogardy, jak i niedowierzania. Nie sądził, że przyjdzie im być sobie sojusznikami czy że będzie ich łączyć wspólne zdanie na jakikolwiek głębszy temat, nie mówiąc już nic odnośnie zgłębiania nielegalnej, powszechnie pogardzanej wiedzy.
A jednak oto tu byli i ponownie zgadzali się w jakimś temacie.
- Mógłbym zarzucić temat osobie bądź dwóm - stwierdził bez większego entuzjazmu, postukując paznokciem o blat - ale raczej nie ufam im na tyle, aby to miało sens - a więc chyba mogli uznać ten temat za zamknięty.
Tak, znał kilkoro czarodziejów znających się na temacie nieboskłonu, fazach księżyca, zaćmieniach i tak dalej. Jako czystokrwisty, był z nimi nawet pokrętnie spokrewniony albo spowinowacony, ale to nie sprawiało, że zamierzał zachowywać się głupio. Tym bardziej, że zdecydowanie tego teraz nie potrzebowali. Mieli więcej interesujących zagadnień.
- Doszłaś do jakiegoś ciekawego wniosku? - Spytał, opierając łokcie o blat, wychylając się lekko w przód, aby zmienić pozycję kręgosłupa, po czym wbijając niewiele mówiące spojrzenie w Prudence. - Szczególnie skażona krew mogłaby być interesująca - dorzucił, nie zmieniając wyrazu twarzy ani nie dodając chwilowo nic, co miał przez to na myśli.
Wydawało mu się raczej dosyć jasne, że Prue właściwie zinterpretuje jego myśl przewodnią. Nie, nie miał na niej mugolaków czy ludzi półkrwi. W innym przypadku wybrałby nieco odrębne określenie, choć niekoniecznie byłoby to brudna. Nie zniżał się już tak bardzo, przynajmniej na ogół, aby korzystać z tak otwartych obelg wobec czarodziejów innego pochodzenia. Nie był już zadufanym w sobie szczylem z czasów Hogwartu. Teraz był dorosły i nieco bardziej...
...wyrafinowany. I świadomy tego, z kim rozmawiał w danych okolicznościach. Nie zwykł robić sobie wrogów tam, gdzie tego nie potrzebował. W tym wypadku chodziło mu głównie o wampiry i wilkołaki. O przeklęte istoty, o klątwy krwi, które mogłyby na nią wpływać. Mimowolnie spojrzał jednak na złożoną ulotkę z zaproszeniem, jaka nadal spoczywała na jego biurku.
Tak, ciekawiło go, czy charłaki miały także słabszą krew, niosącą ze sobą mniej energii, mniej sił witalnych, skoro tacy ludzie nie mieli w sobie magii. Ot, czysto naukowe zainteresowanie.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#10
15.09.2025, 20:21  ✶  

Zbyt wiele zmiennych, zbyt długi czas na ewentualne badania, które nie musiały się zakończyć sukcesem, nieco ją to demotywowało, szczególnie, że akurat ten projekt nie do końca leżał w jej głównych zainteresowaniach. Astronomia nigdy nie była dziedziną, która by ją fascynowała. Oczywiście miała świadomość, że mogła wpływać na niektóre czynniki, jednak ani nie miała wokół siebie kogoś kto by się tym zajmował, ani nie do końca sądziła, aby to było przydatne akurat jej.

Mogliby spróbować, to było jasne, ale czy naprawdę miało to większy sens? No nie wydawało jej się tak do końca.

- Jeśli im nie ufasz, to chyba nie ma sensu. - Najwyraźniej mieli się co do tego zgodzić, byłby to jeden z nielicznych razów, kiedy do tego doszło. Wypytywanie mogłoby wzbudzić kontrowersje, kto wie, kto aktualnie miał jakie podejście, jeszcze by się zainteresował jego badaniami... zdaniem Prue faktycznie lepiej było porzucić te ideę, nim jeszcze zdążyli jakkolwiek się w to zaangażować. Nie poświęcili na to ani grama czasu, tylko rozważali różne ewentualności.

- Jeszcze nie, póki co tylko czytam. - Wnioski zacznie wyciągać, kiedy przejdzie do praktyki. Wolała zdecydowanie ją od teorii, aczkolwiek, aby przejść do tego musiała najpierw przeczytać wszystkie dostępne księgi. Nic nie robiła pochopnie, zawsze zaczynała od bardzo dogłębnego, teoretycznego przygotowania, aby móc w końcu sprawdzić wszystko poza papierem. Musiała mieć pewność, że nie ma miejsc w których może potknąć jej się noga, oczywiście bywało różnie, ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby jakieś jej potknięcie wynikało z nieprecyzyjnego sprawdzenia tematu.

- Nie wątpię, że każda z nich może mieć inne właściwości. - Przekleństwo przecież musiało wiązać się z jakimiś zmianami w płynach ustrojowych, mogły one zmieniać ich działanie, ich siłę i moc. Dobrze byłoby to sprawdzić w praktyce, być może nawet spróbować opublikować swoje wnioski, chociaż pewnie nie byłoby to do końca mile widziane. Zdawała sobie sprawę z tego, że ich społeczeństwo obawiało się tej dziedziny magii, która dość mocno ją zainteresowała, szkoda, ale tak to już jest z ludźmi, że boją się tego, czego nie znają.

- Chętnie upuściłabym krwi jakimś wilkołakom. - Dodała jeszcze bardzo cicho, ledwie słyszalnie. Nie kryła się z tym, że bardzo, ale to bardzo nie przepadała akurat za ludźmi, których dotknęła ta klątwa. Miała ku temu swoje powody.

Nawet przez moment nie zastanawiała się nad tym, co Ambroise ma na myśli mówiąc o skażonej krwi, nie mówiłby w ten sposób o mugolakach, czy czarodziejach półkrwi w jej towarzystwie, bo przecież ona sama nie należała do elity, nie wydawało jej się, aby zamierzał ją tutaj w jakikolwiek sposób upokorzyć, czy spowodować, aby czuła się gorsza.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Ambroise Greengrass (3728), Prudence Bletchley (2970)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa