• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[Jesień 72, 14.09 Rezydencja Shafiq'a | Jessie, Lazarus & Anthony] See us clear

[Jesień 72, 14.09 Rezydencja Shafiq'a | Jessie, Lazarus & Anthony] See us clear
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
12.09.2025, 11:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.10.2025, 19:15 przez Anthony Shafiq.)  

—14/09/1972—
Anglia, Little Hangleton
Jessie Kelly, Lazarus Lovegood & Anthony Shafiq
[Obrazek: imgproxy.php?id=grTUhJu.png]

On one side of the mirror, me, myself, in doubt.
On the other, the man I mostly want to be.
See us clear as we turn and turn about.



Był kwadrans po szesnastej.

To było o tyle istotne, że sumiennie odbębnił swój czas w biurze, nawet jeśli ostatnie dwie godziny tej tortury składały się na to, że zabunkrowany za stosem dokumentów, przeglądał pewne włoskie dzieło na temat sztuki oklumencyi, które zawierało inny kontekst kulturowy, do tejże aktywności. Na obszernym magicznym pergaminie, który był coraz bardziej niestety obszerny poczynił kilka notatek do sprawdzenia potem, do uzupełnienia bibliografii, zaś Lazarus, jego świeżo upieczony asystent, poza poznaniem biura i własnej biurowej przestrzeni, co jakiś czas dostawał latające papierowe żurawie ze wskazaniami pozycji naukowych do zdobycia w najbliższym czasie, które absolutnie nie były związane z działalnością OMSHMu.

Podobnie jak wycieczka do Little Hangleton, o której został rudowłosy mężczyzna został uprzedzony w ostatniej chwili. Właściwie... kwadrans temu.

– Proszę się nie martwić, będzie miało to odbicie w pańskiej wypłacie – rzucił mu tylko, nie dając przestrzeni na odmowę, a gdy tylko Lovegood był gotowy, obaj teleportowali się... Gdzieś.

Little Hangleton też zostało dotknięte ognistą pożogą, a zaklęcia ochraniające teren Anthony'ego Shafiqa ugięły się pod naporem czarnomagicznego powiewu. Rezydencja - piętrowy rozległy dom z imponującym dziedzińcem otoczonym gęsto lasem przerażał wybitym każdym jednym okienkiem.

Anthony podniósł głowę smutno na ten obraz nędzy i rozpaczy. Nie był w takiej sytuacji jak część magów, którzy tej nocy utracili wszystko, a jednak bardzo nie lubił, kiedy ktoś naruszał jego własność.

– Będzie nam się zdarzało pracować również tutaj. To Little Hangleton, klimat nie sprzyja, ale zwykle na okres projektowania kolejnych kroków, który wychodzi mi całkiem zdatnie w tutejszej bibliotece, zamawiam jednego z Macmillanów, żeby burza działa się tylko w umyśle, nie poza nim. Otrzyma pan tu oczywiście swoją kwaterę, na wypadek intensywniejszego czasu pracy. – Westchnął – Tu też głębiej, w skrzydle dla gości odbywa się większość przyjęć, w których organizację będzie pan zaangażowany. Mój skrzat całkiem sprawnie zarządza zakwaterowaniem i zaopatrzeniem, czarodzieje wolą jednak mieć kontakt z człowiekiem podczas ustalania detali, godzin, transportu osobistych rzeczy, jeśli wydarzenie jest kilkudniowe. Mam... gdzieś mam do przekopiowania pergamin z kontaktami do najważniejszych dostawców. Notatki Lisy niestety... – umilkł. Oboje wiedzieli co się stało z notatkami byłej asystentki Anthony'ego.

Stali tak przez moment i czekali, aż w końcu teleportował się trzeci mężczyzna. Młodzieniec, który rozświetlił twarz Shafiqa szerokim serdecznym uśmiechem.

– Jest i on! Panie Lovegood, to mój cioteczny siostrzeniec Jasper Kelly. Będzie sprawdzał, czy poza wybitymi oknami, nie zalęgła się tu żadna paskudna klątwa. Jasperze, to pan Lazarus Lovegood, mój nowy asystent, mam nadzieję, że nie na okresie próbnym. – Jego ton stał się lekki, przyjazny jak poranek spędzany na kawie we włoskiej restauracyjce nad brzegiem Morza Śródziemnomorskiego. – Chodźmy więc, musimy oszacować szkody, a potem myślę... może obiad w Kent? – zaproponował, nie zamierzając nie korzystać z faktu, że Zadrapanie nie spopieliło całego kraju.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
12.09.2025, 16:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2025, 22:22 przez Lazarus Lovegood.)  
O 14:29 na biurku Lazarusa wylądował pierwszy żuraw origami, a do jego świadomości dotarło, że jego zadania nie będą ograniczały się do prac biurowych oraz związanych z bieżącą pracą Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego.
Przez uchylone drzwi gabinetu kierowników widział biurko Shafiqa, zawalone teczkami i aktami tak, że ledwo było zza nich widać czubek głowy urzędnika, pochylonego nad jakimś tomiszczem i własnymi notatkami.
Lovegood uśmiechnął się lekko do siebie.

O 16:00 stadko żurawi na jego biurku było już ustawione w dwóch szeregach, a Anthony wyłonił się ze swojego pokoju, oznajmiając, że ruszają w teren.
Lazarus tylko skinął głową, różdżką zagonił żurawie do szuflady, umył kubek, w którym zostało jeszcze niemal pół zapomnianej kawy, złapał swój notes i samopiszące pióro i był gotów do teleportacji.

O 16:15 aportowali się w Little Hangleton.
Był głodny. Potrzebował zapalić. Ale przynajmniej spał tej nocy, więc nie było źle.

Słuchał instrukcji szefa i oceniał wzrokiem zniszczenia. Jednonocna apokalipsa nie oszczędziła tego miejsca. Skrzywił się na widok zniszczeń, bezmyślna destrukcja nie tylko degustowała go swoim brakiem sensu i logiki, ale sprawiała mu niemal organiczny dyskomfort. Jak widok łyżki wpadającej do sosu razem z trzonkiem. Jak brak paczki papierosów w kieszeni.

- To zrozumiałe - skwitował zdanie o czarodziejach wolących rozmowę z człowiekiem. Brakowało badań stwierdzających znaczące różnice w inteligencji między tymi gatunkami lub ich brak, ale ludzie mieli tendencje do postrzegania istot mniejszych rozmiarami trochę jak dzieci. Albo coś... niepełnowartościowego.
- Żałuję, że utraciliśmy notatki panny Velaris - powiedział szczerze - Byłyby nieocenioną pomocą. Ale lista kontaktów wystarczy.

Zdumiewająco było patrzeć, jak przybycie młodego człowieka przeistoczyło Shafiqa. Prawie, jak wejscie Selwyna wczoraj podczas ich rozmowy… tylko, że w drugą stronę.
- Dzień dobry - przywitał Jaspera Lazarus
poważnie, ale z uprzejmym skinieniem głową.
Kelly. A więc a) nie rodzony siostrzeniec i b) prawdopodobnie nie czystokrwisty czarodziej.
Malutki kamyczek na szali po stronie tego, że podjął dobrą decyzję uciekając pod skrzydła nowego kierownictwa.

- Jest pan klątwołamaczem? - zapytał młodzieńca z żywym zainteresowaniem.
Ciekawe czy nie ufa mi, moim zdolnościom czy mojemu opanowaniu, pomyślał z pełnym zrozumieniem, zerkając na Anthony'ego. Wraz z towarzyszami ruszył w stronę zabudowań.

- Rozumiem, że w pierwszej kolejności potrzebne będą: naprawa okien, sprzątanie i nowe bariery ochronne - pióro zawisło nad papierem - Ewentualnymi klątwami zajmiemy się od razu.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#3
14.09.2025, 10:26  ✶  

Od Spalonej Nocy minęło kilka dni i społeczność magiczna próbowała powrócić do przedpożarowej normy i naprawić szkody, które wyrządził ogień. Ci, którzy byli poza domami, albo mieszkali poza obrębem Zadrapania, mieli o wiele większe szczęście, jeśli chodzi o zdrowie i dobytek, ale musieli mierzyć się z szeptami, rzucanymi niebezpośrednio oskarżeniami i wrogością za to, że stracili mniej, albo nie stracili nic. Byli również tacy, którzy, aby nie myśleć o śmierci i ogniu, zatracili się w swojej pracy i zaczęli zaciągać do niej swoich współpracowników albo podwładnych, męcząc ich niemiłosiernie.

Gobliny stały się jeszcze bardziej nieznośne, niż do tej pory, niemal opiewając bankowe zabezpieczenia, których do tej pory nikt nie zdołał przełamać, i mamrocząc coś o kolejnych, jakby było to potrzebne. Jessie zazwyczaj wypowiadał się o goblinach w neutralny sposób, przy narzekaniu na ich upartość, niechęć do czarodziei i dziwnym pojęciem własności podkreślając ich inteligencję i niezwykłe zdolności metalurgii. Teraz jednak, marudząc w domu, odniósł wrażenie, że coraz bardziej brzmiał jak jego matka. Czy było to coś złego? Nie. Oczywiście, na głos zacząłby marudzić, że brzmiał jak Charlotte.

Anthony i Lazarus nie musieli czekać na niego długo, chociaż planował pojawić się wcześniej. Niestety, jego plan został popsuty przez gobliny, oczywiście, dlatego do Little Hangleton przeniósł się prawie spod wyjścia z banku i gdyby ktoś przyjrzał mu się uważniej, zdołałby jeszcze zauważyć na jego twarzy grymas. Grymas ten ustąpił miejsca uśmiechowi, gdy jego wzrok trafił na wuja. Dobrze było widzieć Anthony'ego w stanie lepszym, niż tamtego dnia, kiedy podczas niezapowiedzianych odwiedzin usuwali z czarodzieja magiczną farbę w kolorze, którego obaj nie widzieli. Uśmiech zaraz jednak zniknął, gdy młodzieniec zobaczył drugiego mężczyznę. Brew powędrowała wyżej, zdradzając zaciekawienie. Powinienem przyjść później?, spojrzał na wuja z niemym pytaniem.

-Miło mi - odpowiedział również skinięciem głowy. -Tak, chociaż wciąż odbywam staż.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się Lazarusowi, na moment zerknął na notujące pióro i odwrócił się z uśmiechem do wuja.

-Obiad brzmi zachęcająco - powiedział i ruszył za starszymi czarodziejami.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#4
15.09.2025, 09:52  ✶  
Anthony wiele by dał, żeby Jasper miał optymalne szanse do rozwinięcia swoich skrzydeł, lepsze niż te, które dawała mu posada pośród Goblinów. Wyjazdy. Stypendia. Szkolenia. Nawet protekcja rodu Shafiq, która może byłaby trudna do ugrania dla czarodzieja półkrwi, ale nie niemożliwa do osiągnięcia, podobnie jak przed laty udało mu się wepchnąć na odpowiednie tory rozwoju Figga.

Najstarszy z rodzeństwa był jednak podobnie uparty do pozostałej dwójki, a mężczyzna znając doskonale jego matkę w ogóle nie powinien być tym faktem zdziwiony. Z drugiej strony miał wrażenie, że w tej upartości dawane jest młodzieńcowi za dużo swobody. Margerita na przykład doskonale sobie radziła w wytyczonym zawczasu korycie rozwoju i Shafiq był niesamowicie dumny ze swojej chrześnicy oraz absolutnie ślepy na odstępstwa od wyidealizowanego obrazu dziewczęcia we własnej głowie. Radziła sobie wybornie. Teraz trzeba było wesprzeć Jaspera skoro jego własny ojciec chrzestny był po godzinach zajęty podjazdową wojenką.

Wspomnienie Jonathana ni jak nie odcisnęło się na jego twarzy jakimkolwiek grymasem. Godziny pracy w biurze zakończyły się i obiecał sobie solennie, że do końca dnia nie będzie tego dłużej rozdrapywał. Ostatecznie pogodzili się dwa dni temu. Przynajmniej nominalnie.

Anthony otoczył bankowego klątwołamacza ramieniem w ciepłym, rodzinnym geście.
– Wybornie. Będziesz miał coś przeciw, jeśli pan Lovegood przejdzie się z nami? To początki naszej współpracy i każda okazja, by lepiej się poznać jest na wagę złota, zwłaszcza w obliczu ogromu pracy. Wiesz, że już proponowałem Twojej ukochanej matce, że ściągnę do Waszej kamienicy sprawdzoną ekipę z Hiszpanii, ale zdawała się być bardzo opieszała w przyjęciu mojej oferty. Mam związane ręce, byłbyś w stanie może coś na to poradzić? – płynnie przeszedł do kolejnego tematu, kroki całej trójki nakierowując ku głównemu wyjściu, którego framuga również ucierpiała, ale oba skrzydła pozostały nienaruszone.

Weszli do rozległego atrium - holu, którego główną ozdobą była centralnie osadzona fontanna z olbrzymim wężem oplatającym złocistą kulę. Obecnie woda nie tryskała z niej zachęcająco, wręcz przeciwnie, ciecz znajdująca się w marmurowym basenie zdawała się czarna od sadzy i kurzy. Po domostwie hulał wiatr, wszędzie walało się szkło z przeszklonej południowej strony, która wychodziła na ogród. Choć nie widać tego było z poziomu parteru, gdy tylko weszli po schodach do góry, zobaczyli że korytarze zasłane są szkłem. Schody prowadziły do sali balowej (w zdecydowanie nie lepszym stanie), a ścieżka rozchodziła się do skrzydła wschodniego - przeznaczonego gościom i zachodniego, bardziej zindywidualizowanego, przeznaczonego prywatnym pokojom Anthony'ego, w którym korytarz zdobny był obficie w figury, rzeźby i inne artefakty dedykowane smokom. Brak było tylko obrazów, ale przy daltonizmie Shafiqa nie powinno to nikogo dziwić.

Tymczasem cała przeszklona ściana ciągnąca się od strony ogrodu nie istniała. Wszystkie framugi były zwęglone i nadkruszone. Roztaczający się widok na zdewastowane pawilony gościnne, osmolone rzeźby i wygięte karykaturalnie drzewka cyprysowe wzbudzał żałość, tak długo jak się nie pomyślało o tym, że inni mieli zdecydowanie gorzej. Jego domostwo stało i miało się całkiem nieźle. Mimo wszystko polityk pochylił się ze smutkiem nad figurką chińskiego smoka obecnie leżącą na siebie, poranioną przez ostre odłamki pękającej szyby.

Westchnął ciężko i gestem nakazał figurce uniesienie się z potrzaskanej szyby, aby dokonać jej inspekcji bez konieczności dotykania eksponatu.

– A miałem już zamówioną replikę dla Ciebie, żebyś nie była narażona na takie opowieści... – mówił tak, jakby wcześniej nie mówił wszystkim że to już jest replika. Niezręcznie byłoby przyznawać się zbyt otwarcie do swojego prywatnego muzeum. A też przejmował się głównie tą figurką. Pozostałe najwidoczniej nie były oryginalne.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#5
15.09.2025, 14:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2025, 15:58 przez Lazarus Lovegood.)  
Anthony jak gdyby nigdy nic wszedł do budynku i MÓWIŁEŚ, ŻE TU MOGĄ BYĆ KLĄTWY!!! Lazarus wciągnął ostro powietrze, a jego serce zamarło na chwilę. Nierozsądne! Niebezpieczne!
Odruchowo sięgnął po różdżkę.
I patrz drugi zginie-
Odepchnął nieproszoną myśl, jakby oddzielał ją od siebie ścianą i tylko serce ruszyło do panicznego galopu, reagując poniewczasie na wyrzut adrenaliny, wolniejsze, niż myśl, niż odruchy wyuczone w pracy klątwołamacza-archeologa, niż tempo, w jakim Lazarus splatał rozpro…

Nic się nie stało.

Anthony ruszył dalej, na szczęście powoli.
Lazarus, ignorując zarówno swoje przyspieszone tętno, jak i rozlewającą się po ciele ulgę, zrównał się z nim.
Klątwołamacz idzie przodem.
Shafiq mógł należeć do tych czarodziejów, którym ego nie pozwalało puścić przed sobą nikogo innego, przyjść z własnym klątwołamaczem, ufać swojemu nowemu asystentowi, albo nie, ale skoro istniało zagrożenie…

Rozejrzał się po pomieszczeniu.

Percepcja - rozglądam się za klątwami
Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!

Nic.
Nic?
Nie był pewien. Trudno było się skupić, kiedy gdzieś z tyłu jego głowy, za wzniesionym przez niego mentalnym murem, to on aktywował klątwę, a inny czarodziej wyszarpywał różdżkę z kieszeni. Huczała magia. Krzyczeli ludzie. Drżała podłoga.
Nie myśl o tym.

Mimo wszystko… chyba faktycznie nic.
Lazarus zorientował się, że został trochę w tyle, więc w kilku długich krokach dogonił Anthony’ego i Jaspera, będących już u stóp schodów.
Odkaszlnął. 
- Skoro podejrzewamy tu obecność klątw… proponowałbym ostrożność. Wykrycie przez aktywację… nie jest najbardziej optymalną metodą.
Jego głos był cichy i prawie całkiem równy. Spojrzał na najmłodszego członka ich małej wyprawy.
- Wyczuwa pan coś? - zapytał pozornie spokojnie.

Podczas wspinaczki po schodach, zanotował konieczność wymiany futryn, sprawdzenia fontanny i renowacji ogrodu. Piętro prezentowało się nie lepiej, niż atrium. Lazarus rozejrzał się jeszcze raz w poszukiwaniu zagrożeń.
Nic. Tym razem na pewno.

Anthony oglądał figurkę, a Lazarus, spokojniejszy, zanotował orientacyjną liczbę okien.
Ktoś inny mógłby mieć refleksję na temat tego, że ludzie potracili w pożarach członków rodziny,  a Shafiq wydawał się najbardziej martwić figurką.
Lovegood rzucił na nią okiem i tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Cenna rzecz.
Machnięciem różdżki postawił do pionu przewrócony postument, na którym prawdopodobnie pierwotnie stała smocza rzeźba, na wypadek, gdyby gospodarz chciał ją odłożyć na miejsce. Drugim machnięciem podniósł z podłogi odłupany fragment smoczego ogona i troskliwie odłożył na postumencie. Odczekał cierpliwie, aż Anthony... opłacze stratę? Podejmie decyzję? I zapytał:
- Co robimy z... tym? - wskazał szerokim gestem zarówno na nieszczęsnego smoka, jak i na korytarz zasłany mniej lub bardziej zniszczonymi eksponatami.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#6
17.09.2025, 09:58  ✶  

Anthony kiedyś zapytał Jaspera, czy ten lubił pracę dla goblinów. Jessie odpowiedział mu wtedy, że nie jest to może praca jego marzeń, ale ją lubił, mimo pracy z goblinami właśnie, które potrafiły wystawić na próbę cierpliwość nawet najcierpliwszej osoby na ziemi. Teraz jeszcze gobliny zaczęły patrzeć na niego mniej przychylnie po ich ostatniej... mało przyjemnej, ale z pewnością widowiskowej, "rozmowie" z jego matką. Jessie wciąż był młody i chociaż wciąż trwał w tym samym miejscu, to nigdy nie zadeklarował, że było to miejsce, w którym chciał pracować do końca swojej kariery. Wciąż był młody. Całe życie było jeszcze przed nim.

Na ustach znów pojawił się uśmiech, a spojrzenie uciekło na chwilę w bok, kiedy ramiona poruszyły się od cichego śmiechu.

-Nie, nie będę miał. - dlaczego miałby mieć? - I myślisz, że byłbym w stanie ją przekonać? - spytał, znów odwracając się do wuja, rozluźniając się odrobinę w wujowym objęciu. -Myślę, że mogłem stracić część przywilejów, kiedy zdecydowałem się na pracę w banku. I przyprowadzenie psa bez konsultacji z nią.

Zaledwie kilka dni temu Anthony zaproponował ściągnięcie na wyspy swojej ekipy remontowej, by naprawić ich mieszkanie. Wtedy Jessie mu nie odpowiedział, ale teraz, kiedy Anthony powiedział, że jego matka odmówiła swojemu przyjacielowi, sam chciał powiedzieć Nie trzeba. Anthony miał już nadto swojej pracy i swoich zmartwień, by jeszcze zajmować się sprowadzaniem ekipy z Hiszpanii.

Palec powoli pocierał jasne drewno różdżki schowanej pod rękawem, kiedy oczy powoli badały pomieszczenie. Odwrócił się jeszcze na chwilę, skinieniem głowy przyjmując radę Lazarusa, chociaż zachowanie ostrożności było bardzo oczywiste, nawet gdyby nie podejrzewali żadnych klątw.

-Wszystko w porządku, panie Lovegood? - spytał, przez ułamek sekundy przyglądając się Lazarusowi.

A może tylko mu się wydawało, że coś było nie tak?

-Nie, nic. - spytał powoli, marszcząc lekko nos. -I wystarczy Jessie - dodał jeszcze, nim przeszedł do drugiego korytarza, by tam sprawdzić, czy nie kłębiła się żadna niepożądana magia.

Były przypalenia, był dywan z odłamków szkła, w powietrzu wciąż wisiał ciężki zapach tragedii, ale żadnych klątw, na szczęście, nie było. Jessie nic nie wyczuł. Nie rozluźnił uścisku palców na różdżce, ale odetchnął z ulgą, bo jeszcze tylko klątwy tu brakowało. Gdyby jeszcze zobaczył tutaj jakieś krzesło, stojące tam, gdzie stać nie powinno, tego byłoby już za wiele.

-Da się ją jakoś... odnowić? - spytał, zerkając na smoczą figurkę, którą Anthony cicho opłakiwał.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
19.09.2025, 14:48  ✶  
Dopiero słowa wypowiedziane przez osobistego asystenta otrzeźwiły Anthony'ego.

Klątwy. No tak. Przecież to właśnie był powód, dla którego ich tu zaprosił.

Odchrząknął.

– Ależ oczywiście panie Lovegood, ma pan absolutną rację. Proszę mi wybaczyć, że nie doprecyzowałem. Chodzi mi o wschodnie skrzydło i parter. Ta część była dość dobrze zabezpieczona runicznie, stąd moje nieco lekkoduszne przejście od razu tu. Chciałem panu pokazać biuro, gdzie czasem przyjdzie nam współpracować. – odłożył figurkę na podniesiony postument, nie tracąc czasu w tym przypadku na podziękowania. Podziękowaniami miał być ostatecznie obiad.

Przeszedł ponownie kilka kroków w głąb korytarza zakończonego grubą ciężką storą utytłaną błotem i deszczem. Daleko im było jeszcze do tego przejścia, do drzwi prowadzących do sypialni. Tam jeszcze nie był w stanie wejść. Fortepian... stał w końcu przy oknie.

Zamiast tego otworzył drzwi.

Przestronny pokój pachniał łagodnie cyprysami, geranium i przyjemną śródziemnomorską bryzą. Wysokie jasne okna rozświetlało przyjemne słońce, widok wychodził na zupełnie inne miejsce w zupełnie innej szerokości geograficznej. Regały wstały niewzruszone, prezentując całkiem przyjemny podręczny księgozbiór, nieco większy niż ten, który miał zebrany w apartamencie przy Alei Horyzontalnej. Duże biurko było na tyle szerokie, że z powodzeniem mogły pracować przy nim dwie osoby. Obecnie znajdowało się na nim kilka woluminów, choć ich tytuły były z tej odległości niewidoczne.

– Tu na szczęście lita ściana. Mimo ingerencji Macmilanów pogoda tu bywa bardzo kapryśna, a mi najlepiej jednak skupieniu służą Włochy – rzucił lekko, uśmiechając się do siebie. Zaraz jednak uśmiech przeszedł w grymas, gdy szkło pod butem zachrzęściło ostrzegawczo. – Podobne rozwiązanie zastosowałem w pawilonie gościnnym w ogrodzie, więc tam zniszczenia też nie są takie... zatrważające. Ale koniecznie trzeba skontaktować się ze szklarzem. Szklana Alchemia obsługiwała mnie przy wymianie okien podczas remontu. Myślę, że na pewno mają współpracę z jakimś zmyślnym stolarzem. – tu zwrócił się bezpośrednio do Lazarusa, wydając mu dyspozycję bez jednoznacznego artykułowania tejże.

– Zaraz przejdziemy na wschód. Od sali balowej w głąb będzie tylko gorzej niestety. Tam na szczęście nie stało już nic wartościowego. – Zamknął drzwi i raz jeszcze zasmucony spojrzał na smoczy artefakt. – Cóż, czas wyciągnął po niego swoje ręce. Może zdecydowałbym się na Kintsugi, ale to jednak nie ten krąg kulturowy. Oddałbym to w opiekę jednej zmyślnej jubilerce, ale nie mam z nią już kontaktu od jakiegoś czasu. – Westchnął i umilkł na chwilę, ujmując nos w dwa palce. Ucisk powinien pomóc. Ten zapach stawał się coraz bardziej irytujący. Coraz bardziej wżerający w myśl.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#8
19.09.2025, 23:59  ✶  
Oczywista? Być może. Potrzebna? Niektórym obecnym najwyraźniej tak. Rada odnośnie klątw była bardziej przeznaczona dla Anthony’ego, niż dla Jessiego. Lazarus powstrzymał się od spojrzenia na przełożonego z wyrzutem i w ogóle bardzo starannie przyjął neutralny wyraz twarzy.
- Tak… - odpowiedział na pytanie o to, czy wszystko w porządku - Tak. - powtórzył zdecydowanie. Wyprostował lekko dotąd zgarbione plecy.
Tu i teraz. Nie w przeszłości. Nie we własnej głowie.

Skinął młodszemu klątwołamaczowi głową, zgadzając się z jego oceną sytuacji. Było czysto. Nie w sensie porządku, rzecz jasna - rezydencja była zdemolowana i Lazarus był pewien, że nawet z funduszami i kontaktami Anthony’ego Shafiqa nie uda się jej przywrócić do funkcjonowania tak szybko, jak prawdopodobnie jego szef by sobie tego życzył. Ale pod względem magicznym - żadnych niepożądanych efektów. Czarna magia zmiotła co prawda runy ochronne, ale spełniły swoją rolę - zniwelowały jej działanie
”Nowe zabezpieczenia runiczne” dołączyły do listy w jego notesie.

Powinien być zirytowany na starszego mężczyznę. Lekkoduszne, powiedział, jakby to nie było nic takiego, a przecież w głowie Lazarusa, tuż za jego mentalnymi plecami, ze ścian zaczynał sypać się kurz i…
To jest twój problem, a nie jego.
…nie był zirytowany. Kiedy już zepchnął wspomnienie pod powierzchnię świadomości, beztroskie zachowanie Shafiqa budziło… nostalgię. Trochę. Odrobinę.

Ruszył za gospodarzem i z ulgą powitał włoskie klimaty gabinetu. IIuzja okna - podobny zabieg, jak w gabinecie w OMSHM - przetrwała zawieruchę i pomieszczenie wciąż było ostoją idyllicznego spokoju. Lazarus z zainteresowaniem obrzucił wzrokiem równe grzbiety ksiąg na półkach.
Mimochodem wymiótł translokacją szkło z podłogi na korytarz - bałagan do bałaganu - i zapisał nazwę zakładu szklarskiego, wraz z adnotacją o stolarzu. I konieczność rozeznania się w rynku jubilerów i konserwatorów zabytków. Westchnął, zerkając na uszkodzoną smoczą rzeźbę.
- To, o ile się nie mylę, oryginał. Jadeit? Dobrze byłoby powierzyć ją komuś, kto zna się na historycznych chińskich technikach obróbki…
Wstępnie zastanowił się, czy ktoś z jego dawnych kolegów nie interesował się czasem Dalekim Wschodem albo konkretnie smoczą mitologią. Może udałoby się odnowić jakieś stare kontakty?

Ruszyli dalej zdemolowanym korytarzem. Lovegood, pochłonięty swymi zadaniami, nie zwracał nawet zbytniej uwagi na chrzęszczące pod butami szkło.
- Pozwoli pan, że od miejsca, gdzie kończy się bezpieczny teren, to my pójdziemy przodem - powiedział, mając oczywiście na myśli siebie i Jessiego. Decyzja przebrana za pytanie, pozwalająca zwierzchnikowi wyrazić zgodę, choć w myśl jego własnych słów, to nie Lazarus był tu w charakterze klątwołamacza. Dawne zwyczaje nie umierały jednak łatwo. Jasnozielone oczy Lazarusa spoczęły na Anthonym. Biurowe plotki niekiedy malowały go jako cierpiącego na manię kontroli i przerost ego, ale…
Wiesz, kim jestem. Wiesz, co przeżyłem.
- Proszę powiedzieć, kiedy powinniśmy wzmóc czujność.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#9
22.09.2025, 18:21  ✶  

Te najbardziej oczywiste rady często były właśnie tymi najbardziej potrzebnymi właśnie dlatego, że były tak oczywiste. Tak oczywiste, że człowiek często po prostu o nich zapominał, skupiony na zapamiętaniu tych mniej oczywistych szczegółów i przypominał sobie o oczywistości, dopiero gdy dach sypał mu się na głowę. Albo działo się jakieś inne nieszczęście.

Jak teraz, na przykład. Tragedia pięknej posiadłości Anthony'ego pochłaniała właściciela tak bardzo, że ten poruszał się, jak to sam określił, trochę lekkodusznie, niewzruszony widmem ewentualnych klątw, do których pozbycia się wezwał swojego ciotecznego siostrzeńca. Jessie pewnie powinien był wcześniej upomnieć wuja, by zachował ostrożność. Na szczęście Lazarus nadał tej oczywistości głos i po jego słowach Jessie wyprostował się trochę bardziej. Tak, jeżeli w domostwie była jakaś klątwa, z całą pewnością nie chcieli jej odkryć przez właśnie aktywowanie jej.

Nowe pomieszczenie, tak przyjemnie przestronne i rozświetlone, było jak szklanka zimnej wody dla spragnionego w upale. Szkło chrupnęło mu pod butami i pierw podniósł najpierw jedną potem drugą nogę, oglądając podeszwy, czy żaden z odłamków się nie wbił. Na szczęście nie wbiło się nic. Następne dwa kroki w bok uwolniły spod jego butów te kilka odłamków, kiedy Lazarus zgarniał je na korytarz. A potem wyszli z gabinetu.

-A mi było smutno, że mi samochód zniszczyli - mruknął sam do siebie, kiedy tematem rozmowy znów stała się smocza figurka, podniszczona przez szkło.

Na drugi samochód mógł uzbierać pieniądze - nie stanie się to z pewnością szybko, ale było to możliwe do zrobienia. Mógł znaleźć taki sam albo podobny model, ale ten smok... Jadeit... Oryginał... Zniszczony oryginał, nawet po ewentualnej naprawie, nie wróci do wcześniejszej świetności, bo przecież skazy zostaną. A drugi takie egzemplarz może i gdzieś istnieje, ale nie będzie to to samo - bo będzie to jedynie replika.

I spróbuj znaleźć kogoś, kto podejmie się odratowania takiego artefaktu.

Tak więc parter i wschodnie skrzydło... Pokiwał powoli głową, gdy Lazarus mówił do Anthony'ego.

-Był pan klątwołamaczem, panie Lovegood? - spytał po chwili, przechylając głowę lekko w bok

Pytanie zadane było spokojnym tonem, używanym w zwykłej rozmowie, ale usłyszeć można było w nim nutę zainteresowania. Również w oczach młodego chłopaka pojawiła się znajoma iskierka.

Ciekawość.


!Strach przed imieniem
Rzucam teraz, bo oczywiście przypomniałam sobie o tym w trzeciej kolejce
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#10
22.09.2025, 18:21  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (29), Anthony Shafiq (3206), Jessie Kelly (2214), Lazarus Lovegood (2741)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa