16.09.2025, 20:28 ✶
OFIARA
Nie było nigdy nic strasznego w ciemności. Gdy nadciąga czarna zimowa zgroza, świat zasypia głębokim snem — lecz nie da się już śnić słodkich snów w Dolinie, gdy błąkają się po niej koszmary, których człowiek sam nie przepędzi. Oczyszczenie — jeśli dokona się — dokona się jedynie przez Boską Łaskę.
I choć następnej nocy cykl przechyli się w ciemność, i choć idziemy w mrok — nie utoniemy w czerni, bo Matka z nami.
Ciemna była noc. Ciemna i cicha. Nie pamiętała, kiedy ostatnio było w jej zakątku tak cicho. Gdy zamykała oczy, czasem zdawało jej się, że wciąż słyszy za domem twarde, ostre dzioby wron skrobiące o kosteczki ogołocone z mięsa. W ciszy łatwiej wyczuć, kiedy będą zbliżać się strachy z lasu.
Z kolan klęczącej czarownicy posypała się na podłogę ze stukotem garść twardych jagód. Otworzyła oczy. Wnętrze chaty było przytulnie jasne, jak zawsze. Nie było nigdy nic strasznego w ciemności — a jednak nie potrafiła nie czuć lęku wobec tego, co wychodziło z Kniei. Po raz pierwszy zimowa noc nie miała być snem, a koszmarem. Z niepokojem patrzyła, jak liście wyzionęły zielone dusze, jak opiekuńcza ziemia zasypiała. Zasypie ich śnieg, Natura zaśnie — zostaną sami i tylko w gwieździstym niebie będą szukać oparcia. Tak ważne było, aby przebłagać Matkę — podziękować za lato, modlić się o przetrwanie pory mroku.
Duszno było w chacie, nie tylko od wrącej w niej pracy. Na podłodze zawadzały misy pełne kości i piór, kosze jagód, stroiki rozpoczęte i skończone, rzeźby, figury, zioła i kwiaty — składana w mozole Wielka Ofiara dla Bogini Matki. Wołanie o litość dla Doliny Godryka w imieniu tych, którzy sami błagać nie chcieli. A gdyby wcześniej zwrócili się do bogów, być może grzech nie wrósłby w tę przeklętą ziemię tak głęboko, nie poczuł się tak dobrze w Kniei. Być może Ona by ich od tego ocaliła. Lecz jak nawrócić grzeszników, gdy nie chcieli być nawróceni?
Duszno było w chacie wśród czerwonych oparów, gęstych i lepkich. Do gwiazd leciały zza okien czerwone wstęgi dymu znad kotła, a w kotle czerwona maź. Zimny metaliczny zapach błyszczący wśród dymnych nut, oprawiony w woń korzennych żywic i ustrojony konwaliowymi girlandami, a pod wszystkim mirra, ambra, drzewo sandałowe, piżmo — olfaktoryczna jesienna uczta. Helloise zanurzyła w kotle odbarwione na czerwono palce i patrzyła, jak leniwe, tłuste krople spadają z powrotem do kotła. Wrzuciła do niego garść kostek i wróciła do pracy.
dotknij trawy