• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[29.09 Ceolsige & Lazarus] Arcana Non Grata

[29.09 Ceolsige & Lazarus] Arcana Non Grata
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#1
29.09.2025, 11:54  ✶  
29.09 Dom Lazarusa Lovegooda

Wygodnie usadowiona w fotelu, z gracją założyła nogę na nogę, pozwalając by długa, czarna spódnica opadła miękko, odsłaniając jedynie czubek eleganckiego buta. Habrowy, misterny haft w talii delikatnie kontrastował z głęboką czernią materiału, podobnie jak fiolet jej jedwabnej koszuli z burgundową broszką lśniącą dyskretnie tuż pod szyją. Długie, jasne blond włosy opadały swobodnymi pasmami na ramiona, otaczając twarz o spokojnych, inteligentnych rysach.

Uniosła filiżankę do ust, zaciągając się aromatem naparu, po czym wzięła niewielki, degustacyjny łyk. Jej błękitne oczy spotkały się na chwilę ze spojrzeniem Lazarusa, a na ustach pojawił się cień szczerego uśmiechu.

— Wyśmienita herbata, Lazarusie. Masz do tego prawdziwy dar — przyznała, odstawiając porcelanowe naczynko z cichym stukotem na spodek.

Jej ruchy były płynne i niewymuszone. Sięgnęła do niewielkiej, czarnej torebki leżącej obok niej i wydobyła z niej znajomą, dębową fajkę oraz skórzany woreczek z tytoniem. Nie zapalając jej jeszcze, delikatnie postukała cybuchem w niewielkie, drewniane pudełko leżące na stoliku między nimi. Pudełko, przewiązane nadpaloną na końcach, czerwoną wstążką, zdobił wyryty wizerunek Głupca.

— Ostatnio wpadło mi w ręce coś, co może cię zaciekawić — zaczęła spokojnym, melodyjnym głosem. Otworzyła mieszek, a w powietrzu rozszedł się bogaty, ziemisty zapach tytoniu. — Talia tarota. Wygląda na XVII wiek, prawdopodobnie z paryskiego środowiska czarodziejów.

Zaczęła powoli nabijać komin fajki, starannie ugniatając tytoń ubijaczem prostego, stalowego niezbędnika.

— Sądząc po wzornictwie, to właśnie na takich jak ta mugole oparli swoje późniejsze wersje. Ta jednak ma w sobie coś więcej niż tylko historyczną wartość. Przerwała na moment, jej spojrzenie powędrowało ku pudełku, jakby oceniała jego milczącą zawartość. Jej plce niemal machinalnie dołożyły jeszcze szyptę tytoniu do fajki. - Wiesielec z pętlą na szyi oraz księżyc przedstawiajacy kobiętę wskazują, że była inspiracją bardziej dla Viéville niż późniejszego Noblet'a. - Zamachała dłonią w deliaktnym geście jakby rozpraszajac ostanią myśl. - Ciekawa jednak jestem twojej ekspertyzy.

— Zanim zapytasz. Historia jej ostatniego właściciela jest... tragicznie dosłowna. Podobno tuż przed tą przeklętą Spaloną Nocą, wyciągnął z niej kartę Wieży. — Zakończyła nabijanie fajki i zręcznie zamknęła woreczek. Jej oczy ponownie spoczęły na Lazarusie, tym razem z błyskiem zawodowego zainteresowania. — Chwilę później jego dom zawalił mu się na głowę. Zrobiła dłuższa teatralną pauzę pozwalając sobie na tą chwilę rozrywki. - W rodzinie talia była od dawna, starownka, której gościnność zasługuje na wspomnienie, wspomniała że jej siostra prawie zatłukła się na śmierć kijem od szczotki podczas ostatniej próby wróżenia.

Na jej ustach pojawił się ledwie zauważalny, nieco zadziorny uśmiech.

— Wygląda na to, że talia traktuje swoje przepowiednie z zabójczą powagą. Pomyślałam, że taka zagadka – mieszanka historii, klątwy i... dosadnej magii – mogłaby zaangażować twoje nieprzeciętne talenty. I, rzecz jasna, twoją ciekawość.

Wsunęła cybuch niezapalonej jeszcze fajki między wargi, a jej palce dyskretnie powędrowały w stronę ukrytej w fałdach spódnicy kieszeni, w poszukiwaniu różdżki. Obserwowała Lazarusa z widocznym zaciekawieniem.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
29.09.2025, 23:00  ✶  
Pokój był spory, ale nieco mroczny, przez wypełniające go aż po sufit półki z książkami i roślinami. Meble z ciemnego drewna były solidnie wykonane i wyglądały, jakby przeżyły już przynajmniej jedno pokolenie czarodziejów. W jednym kącie stało zawalone papierami biurko. Pośród zwojów pergaminu można było dostrzec przynajmniej jednego żurawia origami z widocznym wśród zagięć papieru fragmentem logo Ministerstwa Magii na skrzydle. W drugim - wolnym od regałów z książkami - stał niewielki, ozdobny stolik i dwa fotele zajęte obecnie przez Ceolsige i gospodarza.

Mężczyzna wytrzymał jej spojrzenie przez chwilę, a potem uciekł wzrokiem ponad jej ramię, gdzie ogromny, brązowo-biały pająk leniwie przemierzał jedno z dwóch stojących na półce terrariów. Drugie, pełne soczyście zielonej roślinności, wydawało się niezamieszkałe.
- Czarna kambodżańska - powiedział. Herbata istotnie była aromatyczna, o słodko-dymnym posmaku. OMSHM otrzymał jej transport wśród podarunków dyplomatycznych i pił ją od trzech miesięcy, Lazarus jednak nie narzekał na monotonię. Może dlatego, że dołączył do zespołu później i raczył się szlachetnym napitkiem dopiero od dwóch tygodni. Jonathan, przy aprobacie zespołu, wręczył mu cztery puszki do zabrania do domu. “Przydział karny”, powiedział. Lovegood nie czuł się ukarany.

Ujął własną filiżankę w obie dłonie, grzejąc się jej ciepłem i zaciągając się zapachem. Mieszkanie od tygodnia nie śmierdziało już dymem Spalonej Nocy i wciąż jeszcze przyjmował to jako dar od losu. Metaforycznie, oczywiście. Tak naprawdę był to efekt odprawionego w Mabon rytuału religijnego. Była to nieobca mu, choć rzadko stosowana praktyka pozbywania się długoterminowych niepożądanych efektów czarnej magii.
Oparł się wygodnie w fotelu, wyciągając długie nogi pod stolikiem - uważając, by nie trącić nimi panny Burke. Upił kilka łyków herbaty, przyglądając się jej tytoniowym poczynaniom i samemu czując narastającą ochotę, by zapalić papierosa.
- Ciekawe znalezisko. Zgaduję, że rozsądnym jest nie pytać, jak trafiło w twoje ręce? - faktycznie bardziej stwierdził, niż zapytał, a w jego głosie pojawiła się nuta rozbawienia.

Zerknął na nie tylko pobieżnie, słuchając historii przeklętej - hipotetycznie - najprawdopodobniej - talii. Byłaby nawet zabawna, gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę i kosztowała ludzkie życia. Lovegood jednak aż do końca zachował profesjonalną powagę i dopiero kiedy Ceolsige skończyła mówić, pozwolił sobie na uśmiech.
- Skoro zawala domy i skłania ludzi do samobójstw ze szczególnym okrucieństwem, może nie powinniśmy zajmować się nią w moim mieszkaniu - znów zerknął przelotnie na terrarium. Pająk zniknął z pola widzenia - Niech zgadnę. Kobieta, która usiłowała się zatłuc kijem, wyciągnęła coś z buław?
Nie znał się na tarocie, ale paserka miała rację - dosadna magia. Tragicznie dosłowna.

A ty, Lazarusie? Jakże ironiczne byłoby, gdybyś wyciągnął kartę Wisielca!
Zamknął na chwilę oczy. Nie teraz.

W milczeniu pochylił się nad pudełkiem, ostrożnie, żeby go nie dotknąć. Trochę nienaturalnym ruchem przechylił głowę w jedną i drugą stronę, oglądając je z każdej strony. Sięgnął po różdżkę, ale zanim zrobił cokolwiek więcej, podniósł jasnozielone oczy na kobietę.
- Czy… otwierałaś je? - zapytał poważnie - Korzystałaś z kart?
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#3
30.09.2025, 18:47  ✶  
Na pytanie Lazarusa o pochodzenie talii, brew Ceolsige uniosła się w geście pełnym ironii. Wyjęła na moment fajkę z ust, a kącik jej warg drgnął w ledwie zauważalnym uśmiechu.

— Szczerze mówiąc, okoliczności były tak trywialne, że już nawet nie pamiętam, jak dokładnie trafiła w moje ręce — odparła z nonszalancją, która była równie gładka, co kłamstwo wplecione w jej słowa. Nie do końca kłamstwo, tym razem rzeczywiście były tak trywialne, że aż interesujące.

Kiedy wyraził swoje obawy co do miejsca ich spotkania, jedynie z pobłażaniem przewróciła oczami. Delikatny, niemal niedbały ruch różdżki w jej dłoni sprawił, że tytoń w cybuchu rozżarzył się cichym syknięciem. Zaciągnęła się głęboko, wypuszczając z ust pierwszy, aromatyczny obłok dymu. Odgarnęła czubkiem różdżki kosmyk, który opadł jej na czoło. Jej spojrzenie powędrowało w bok od Lazarusa, z autentycznym zaciekawieniem lustrując grzbiety opasłych tomów, które wypełniały regały od podłogi aż po sufit. Odchyliła się wygodniej w fotelu układając głowę na oparciu.

Kiedy mówił, spojrzała przelotnie w jego oczy, odruchowy ciepły uśmiech przeciął jej twarz wprawiając fajkę w nieznaczne drżenie. Skinęła nieznacznie głową na pytanie o kartę siostry. Płynnie powróciła do obserwacji zawartości regału, dając Lazarusowi czas i przestrzeń na niezaburzane obserwacje.

— W moim zawodzie złoto przynależy zuchwałym — stwierdziła cicho, bardziej do otaczających ich książek niż do niego.

Dopiero wtedy jej błękitne oczy przeniosły się na Lazarusa, a w ich spojrzeniu pojawiła się profesjonalna powaga. Na usta powrócił uprzejmy uśmiech kiedy wyjęła z nich fajkę.

— Ale nie lekkomyślnym — dodała już innym, uprzejmym tonem. — Talia trafiła do mnie odpakowana. Samo opakowanie nie wydaje się skażone żadną aurą, przynajmniej nie taką, którą byłabym w stanie wyczuć. Na potrzeby tej ekspertyzy ułożyłam karty w pudełku i związałam tak jak zapamiętała to starowinka. - zawiesiła głos spoglądając na chwilę na pudełko - wstążka nie jest oryginalna ale dobrze się komponuje. - Dodała szybko wzruszając delikatnie ramionami.

Jej dłoń, w której wciąż spoczywała czternastocalowa różdżka z berberysu, opadła swobodnie na podołek. Skinęła mu zachęcająco głową, a w jej oczach malowała się spokojna ciekawość jego następnego ruchu.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#4
30.09.2025, 21:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2025, 22:50 przez Lazarus Lovegood.)  
Kiedy Ceolsige wspomniała o okolicznościach pozyskania zabójczej talii, klątwołamacz podniósł na nią uważne spojrzenie, a jego uśmiech stał się nieco szerszy - wciąż rozbawiony. Trochę znaczący.
- Oczywiście, że trywialne. Niewarte wzmianki - zgodził się z nią. Z powrotem skupił się na pudełku - To dobrze - pochwalił, usłyszawszy, że nie próbowała na własną rękę testować kart. Kiedy miało się do czynienia z przeklętymi przedmiotami, ostrożności nigdy nie było za wiele.

Ze słów Burke wynikało, że opakowanie zewnętrzne jest czyste. Lazarus mimo wszystko podniósł różdżkę - z czerwonawobrązowego drewna, smukłą i prostą, ozdobioną jedynie minimalistycznym zdobieniem - i zmarszczył brwi w skupieniu. Ostrożnie skierował odrobinę rozpraszającej magii na opakowanie.
Podstawowe, należące do programu nauczania w Hogwarcie zaklęcia każdy znał mniej więcej w podobnej formie. Były trochę jak charakter pisma - różniące się między czarodziejami, ale rozpoznawalne w swej esencji. Bardziej zaawansowane umiejętności, opanowywane zwykle indywidualnie, pod okiem mentorów, każdy czarodziej wykonywał po swojemu.
Lazarus miał zwyczaj wizualizować moc jako płyn. Potrzebował kropli. Rozrzedzonej, niewielkiej… diagnostycznej… ilości…
kap
Przesiąkła przez pudełko, nie napotykając na żadne nałożone na nie zaklęcia, a potem… znikła, wchłonięta przez coś silnego i mrocznego.
- Hmm… - mruknął czarodziej.

Wyprostował się i wciągnął w płuca aromatyczny tytoniowy dym, który wypełnił pomieszczenie, gdy kobieta zapaliła fajkę. Dzięki spersonifikowanym siłom natury bogom za ten zapach, zamiast swędu spalonych włosów, tłuszczu i skóry, który unosił się tu po pożarach… Na samo wspomnienie żółć podeszła mu do gardła.
Odłożył różdżkę na stół i przesunął palcami po nadpalonych końcach wstążki.
- Klimatyczne - powiedział i rozwiązał kokardkę, a potem otworzył pudełko i spojrzał na wysłużoną talię.

Percepcja - czy klątwa wali po oczach?
Rzut Z 1d100 - 55
Sukces!

Była tam.
Spodziewał się jej po tym, jak rozbiła w puch jego zaklęcie rozpraszające. Dla kogoś niewprawionego w wykrywaniu klątw była niewidoczna, ale dla Lazarusa lśniła krwawo, wciąż jeszcze podrażniona po zetknięciu z rozproszeniem. Nie musiał nawet specjalnie się przyglądać. Uśmiechnął się krzywo.
- Tu cię mam… - szepnął tonem zarezerwowanym dla stworzeń odzianych w chitynowe pancerzyki i klątw właśnie. Przesunął różdżką nad kartami, śledząc runiczne warstwy klątwy.
Paradoksalnie, dość prosta konstrukcja. Aktywowana intencją wróżenia. Oparta na podstawowych skojarzeniach. Jedynym niuansem była siła rażenia proporcjonalna do arkanów - dlatego Wieża mogła zawalić cały budynek, ale czwórka Buław tylko obiła ofiarę.

Podniósł głowę i rzekł do Ceolsige:
- Miałaś rację. Brutalna. Silna, ale nie jakoś szczególnie skomplikowana. To dobrze, bo mogło się okazać, że ma osobny komponent na każdą kartę.
To byłoby żmudne. Nie niewykonalne, oczywiście, ale zajęłoby wiele czasu.
Dopił resztkę swojej herbaty.
- Życzysz sobie usunięcia tego, czy tylko… diagnostyki? - upewnił się.
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#5
01.10.2025, 08:13  ✶  
Ceolsige z zadowoleniem delektowała się smakiem tytoniu, pozwalając by jej wzrok wędrował po kolejnych grzbietach książek na regałach. Nie chciała stwarzać presji, więc tylko przelotnie zerkała na poczynania Lazarusa, dając mu przestrzeń, w jakiej sama lubiła pracować nad mechanizmami. Na jego uwagę o klimatycznej wstążce odpowiedziała jedynie dyskretnym, uprzejmym skinieniem głowy, po czym powróciła do podziwiania imponującej biblioteczki.

Dopiero gdy otworzył pudełko, jej uwaga w pełni skupiła się na jego twarzy. Badała ją z zawodowym zainteresowaniem, szukając pierwszych oznak reakcji, cienia zaskoczenia czy może frustracji. Szept wypowiedziany do kart  sprawił, że na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech rozbawienia, nadjąc im dośc nieoczekiwany drapieżny wyraz z racji trzymanej w nich fajki.

Kiedy Lazarus podniósł głowę, by podzielić się diagnozą, obdarzyła go pełnią profesjonalnej uwagi. Słuchała w skupieniu, choć w jej błękitnych oczach wciąż tliła się iskierka wesołości, wywołana jego specyficznym podejściem do pracy.

Gdy dopił herbatę i zadał kluczowe pytanie, zręcznie wyjęła fajkę z ust, wypuszczając w powietrze idealnie uformowane, powoli rozszerzające się kółko dymu.

— Jestem nieznacznie rozczarowana — stwierdziła z nutą udawanego zawodu w głosie. — Sądząc po niewyraźnych i zniekształconych śladach run na drukowanych przez Viéville'a kartach, można by się spodziewać, że prawdziwy pierwowzór nosiłby jakieś unikalne zaklęcie na każdej z nich. — Pyknęła jeszcze raz fajką, po czym mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do niego. — Mogłabym się choć raz pozytywnie zaskoczyć.

Jej spojrzenie znów stało się bezpośrednie i uprzejme, a cała poza wyrażała już tylko miłe, biznesowe zainteresowanie.

— Odpowiedź na twoje pytanie zależy od tego, czym dokładnie jest ta klątwa. Jeśli to oryginalne zabezpieczenie przed niepowołanym użyciem, które dałoby się jakoś obejść lub kontrolować... to byłoby idealnie. Jeśli jednak to okrutny żart, narzędzie zemsty czy po prostu wymyślna broń, którą ktoś zostawił na swej drodze... - ułożyła fajkę ponownie w ustach i popukała się palcem po policzku. Jej spojżenie zawisło na dłóższa chwilę na kartach. Westchnęła i ponownie wróciła z zamyślenia do uprzejmego zainteresowania rozmówcą. - cóż, w tych przypadkach byłabym wdzięczna za jej całkowite usunięcie.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#6
01.10.2025, 14:06  ✶  
- Być może były opatrzone jakimiś indywidualnymi zaklęciami, ale niewiele już z nich zostało. Czarna magia... może powodować  degenerację innych efektów w czasie.
Powiódł wzrokiem za płynącym ku górze dymem, zastanawiając się przelotnie, czy da się podobne kółko wykonać z pomocą papierosa, czy może fajka jest niezbędna. Potem, z powrotem poważny i skupiony, zwrócił się do rozmówczyni:
- Jeżeli ma być zdatna do standardowego użytku, to optymalnie byłoby usunąć klątwę. Wydaje mi się, że będzie atakować każdego, bez wyjątku.
Poczekał jeszcze na ostateczne potwierdzenie, a gdy Ceolsige kiwnęła głową, odstawił filiżankę i spodeczek na najbliższą półkę i zabrał się do pracy.

Wyjął ostrożnie talię z pudełka, położył na środku stolika i sięgnął po przygotowaną zawczasu skrzynkę, odrapaną i z runami wyglądającymi, jak naniesione ręcznie - niekiedy nawet wyryte niewprawną ręką, a następnie poprawione. Mieściła jego dawne narzędzia pracy.
Dwa lata. Dwa lata, zanim byłeś w stanie w ogóle na nie patrzeć.
Otworzył ją - w środku znajdowało się parę świec, kilka kawałków kredy i jakieś przybory nieodgadnionego przeznaczenia, niektóre w dwóch kopiach - metalowej i drewnianej.
Wyciągnął kredę i zaczął rysować wokół kupki kart jakiś krąg, wypisując w różnych jego punktach runy - niektóre wewnątrz, a niektóre na zewnątrz.

Następne dziesięć minut dało Burke możliwość dalszej kontemplacji księgozbioru klątwołamacza - głównie składającego się z woluminów traktujących o kwestiach zawodowych - albo też jego wychudzonej, odzianej w czerń sylwetki, gdy precyzyjnymi ruchami różdżki pozbywał się karcianego przekleństwa, czasami mamrocząc pod nosem inkantacje. W końcu zgarnął karty, rozłożone podczas procesu na kilka stosików, włożył na powrót do opakowania i przesunął w stronę właścicielki.

- Czyste - oznajmił, stukając różdżką o stół i usuwając wyrysowane wcześniej znaki. Mógłby właściwie namalować tu permanentny krąg ochronny, zwłaszcza, że ostatnio Ceolsige wpadała ze zleceniami jakby częściej. Spojrzał na nią. W swojej pracy skupiał się raczej na efektywności i bezpieczeństwie, niż na dramatycznych ozdobnikach, więc wcale by się nie zdziwił, gdyby była znudzona.
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#7
01.10.2025, 19:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.10.2025, 19:57 przez Ceolsige Burke. Powód edycji: Dopisanie po rzucie )  
Rozczarowanie było nieznaczne. Zbyt wiele rzeczy nie pasowało do siebie. Tylko skinęła głową puszczając kolejne kółka dymu. Początkowo nawet z zainteresowaniem przyglądała się przygotowaniom i wyposażeniu Lazarusa. Jego profesja budziła jej zainteresowanie. Było jednak tak wiele spraw. Jej twarz przybierała coraz bardziej zamyślony wyraz, kiedy powoli pykała fajkę.  Wygodnie rozpostarta w fotelu zbadała wszystkie tytuły na regale i ponownie zawiesiła spojrzenie na poczynaniach klątwołamacza. Skupiony, badawczy wzrok w pewnej chwili przestał podążać za kolejnymi ruchami. Teraz nieruchome źrenice patrzyły jakby przez oparcie fotela gospodarza. Twarz przybrała bardziej spięty i zafrasowany wyraz. Dym przestał wydobywać się z ust miarowymi chmurkami ale raczej sączył się delikatnie wzbierając przy kolejnych oddechach. Swobodna noga kołysała się delikatnie na kolanie siostry, w takt uderzeń serca.

Pogrążona w myślach o ostatnich wydarzenia i najbliższych spotkaniach nie zauważyła nawet, że karty zostały ku niej przysunięta. Dopiero kiedy oznajmił sukces jej spojrzenie zogniskowało się ponownie ja jego twarzy. Niemal automatycznie uśmiech wypłynął na twarz w towarzystwie kolejnego kółka dymu. Przechyliła nieznacznie głowę, wyjęła fajkę i uśmiechnęła się szerzej. - Masz bardzo przytulne fotele. Koniecznie musisz mi zdradzić ich pochodzenie. - Odrzekła uprzejmie, szybkim spojrzeniem oceniając czysty teraz stolik i ponownie złożoną talię.

Schowała różdżkę z powrotem do kieszeni i sięgnęła po pudełko. - Poddajmy twój kunszt próbie. - Uniosła brwi w wyzywającym geście. Wsunęła fajkę w usta i zręcznym ruchem wyjęła w smukłe, delikatne dłonie, stare karty. Z uwagą i spodziewaną delikatnością zaczęła je powoli tasować. - Jedna karta na poznanie losu. - Fajka wydawała się nie wpływać na płynność jej dykcji i ton głosu. Z namaszczeniem uniosła jedną kartę z wierzchu talii. Chwilę się jej przyjrzała. Uniosła brwi i spojrzała na Lazarusa z zadziornym uśmiechem.

Położyła kartę na stoliku.

Rzut Tarot 1d78 - 31
Dwójka Buław


Przyciskała ją palcem jeszcze chwilę do blatu. Na twarzy udawane napięcie. Puściła kartę unosząc palec w geście nadchodzącego zrozumienia. - Intencja wróżenia, jak zdaje się wspomniałeś. - Uniosła brew w jego stronę pytająco. - Dwójka buław jak mniemam, choć to stary projekt. - Jej głos przybrał mistyczne i tajemnicze brzmienie. - Skrzyżowane buławy niosą w sobie wskazanie zakazu, skrzyżowanych dróg lub obu naraz. Jest to wskazanie na nadchodzący wybór między dwiema ścieżkami, które pozornie wydają się takie same. W tym wyborze jest tylko złudzenie wyboru, gdyż żadna z dróg nie wskazuje do czego doprowadzi. Karta podpowiada, że dylemat jest tylko złudzeniem bo nie da się przewidzieć konsekwencji. Jednocześnie karta ostrzega o ostateczności nadchodzącego wyboru. - Wyjmując fajkę z ust spojrzała Lazarusowi intensywnie prosto w oczy. Jej twarz przybrała poważny, tajemniczy wyraz. - Wybór ostatecznie jest rzutem monetą, a radą jest nie oglądanie się na rewers.

Ten mistyczny spektakl trwał jeszcze sekundę zanim na twarz powrócił uprzejmy uśmiech. Ton jej głosu odzyskał delikatną melodyjność. - Niezawodny, jak zawsze. - Delikatnym skinieniem głowy dała znać o swoim zadowoleniu. - Zechcesz sam przetestować swoje dzieło? Na wypadek gdyby moje intencje nie były dość czyste dla klątwy.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#8
01.10.2025, 23:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.10.2025, 06:31 przez Lazarus Lovegood.)  
Stary mugolski obyczaj nakazywał, by główny budowniczy mostu stał pod nim podczas pierwszego użycia. Dowód pewności w swojej sztuce i zarazem gwarancja starannego wykonania zadania. Lazarus czuł się podobnie, patrząc, jak Ceolsige sięga po karty. Jego różdżka leżała wciąż na stole, w zasięgu ręki, gdyby coś miało pójść niezgodnie z planem. Opanował odruch, by po nią sięgnąć i bardzo starannie przybrał spokojny wyraz twarzy. Kobieta mogła udawać napięcie, on postawił między sobą a tym uczuciem ścianę, niczym gródź na tonącym statku.
Wiedział, że wszystko zrobił prawidłowo.
Gdzieś daleko - wciąż w nim - coś głęboko podświadomego, obcego tej wiedzy, wyczekiwało.

Spojrzenie, którym poczęstowała go Ceolsige było trudne. Nie wytrzymał go do końca. Uciekł wzrokiem w bok.
tchórz
Wbił paznokcie w poduszkę dłoni.

Dwójka buław. Wybór, który nie jest wyborem.
- Słyszałem kiedyś, że moc rzutu monetą tkwi w tym, że w sekundzie, gdy jest ona w powietrzu, uświadamiamy sobie, czego tak naprawdę chcemy - powiedział, patrząc na kartę.

Niezawodny, jak zawsze, powiedziała Burke i Lazarus uśmiechnął się zamiast zaprzeczyć.
tchórz    i    kłamca

Kiwnął głową w odpowiedzi na jej propozycję, w odpowiedzi na to drugie i zdecydowanym ruchem przysunął do siebie talię. W milczeniu potasował karty, miękkie i wysłużone, a potem położył na stole. Wziął spokojny wdech i długi wydech, koncentrując się na intencji.
- Jedna karta - powtórzył za Ceolsige, trzymając palce na całej kupce - na poznanie losu.
Budowniczy pod mostem.
Lazarus odwrócił wierzchnią kartę.

Rzut Tarot 1d78 - 1
Głupiec


Przez chwilę wpatrywał się w rysunek. Róg był zaplamiony czymś brunatnym.
- Głupiec - powiedział, zastanawiając się, jaki był przewidziany klątwą los kogoś, kto trafi na tę kartę. Szaleństwo? Szach-mat, pomyślał z niejaką satysfakcją. Za późno.
- O ile się orientuję, głupiec oznacza nowy początek. Okazję do nauki. Wolność, odrodzenie i... niewinność - dokończył trochę zdławionym głosem.

Zdjął dłoń z karty i przez krótką chwilę siedział nieruchomo, nie podnosząc wzroku. Nic się nie stało. Kamienica nie runęła im na głowy ani żadne z nich nie postradało zmysłów.

niewinny

Wreszcie Lazarus zamrugał i spojrzał na Ceolsige.
- Chyba możemy uznać talię za bezpieczną - powiedział, z powrotem perfekcyjnie opanowany - Chcesz jeszcze herbaty?

Jeżeli to, co właśnie przeżywał, nie wystarczyło do aktywowania tej klątwy, to chyba nic nie mogłoby tego dokonać.
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#9
02.10.2025, 14:53  ✶  
Ceolsige obserwowała w milczeniu, jak Lazarus odwraca kartę. Przez krótką chwilę jego reakcja przykuła jej uwagę bardziej niż sam wizerunek Głupca. Widziała napięcie, które skrywał pod maską opanowania, i subtelną ulgę, gdy nic się nie wydarzyło. Uśmiechnęła się pod nosem, ale nic nie powiedziała, pozwalając mu w spokoju dojść do własnych wniosków.

Kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały, jej twarz wyrażała już tylko miłą, przyjacielską satysfakcję. Zręcznie i bez pośpiechu zebrała karty ze stołu, wsunęła je z powrotem do starego pudełka i schowała różdżkę do wewnętrznej kieszeni spódnicy. Dym z jej fajki powoli ustawał, aż w końcu zgasł ostatni żar.

— Doskonale — stwierdziła z aprobatą, wkładając pudełeczko do swojej czarnej torebki. — Firefly przyleci później ze zwyczajowym upominkiem. Mam nadzieję, że trafię w twoje gusta.— Jej ton był swobodny, jakby rozmawiała z dobrym znajomym o wymianie drobnych prezentów, a nie o zapłacie za zdjęcie śmiertelnej klątwy.

Po schowaniu kart wyjęła z ust zimną już fajkę.

— Mogłabym prosić o popielniczkę? — zapytała, jednocześnie sięgając po swoją filiżankę i jednym haustem dopijając resztę chłodnego naparu. Zatrzymała naczynie w dłoni, przyglądając mu się z zamyśleniem. — Muszę przyznać, że ta herbata jest intrygująca. Ma w sobie taki... żelazny posmak. Bardzo wyrazisty. Gdzie można dostać ten gatunek?

Jej uprzejmy uśmiech stał się szerszy, a cała jej postawa wyrażała już tylko chęć do swobodnej, towarzyskiej rozmowy. Interesy na dziś dobiegły końca.

— Jeśli to nie kłopot, chętnie skorzystam z dolewki. - Odstawiła filiżankę i wyjęła z kieszeni niezbędnik szykując się do czyszczenia fajki.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#10
02.10.2025, 21:11  ✶  
Prasznik w terrarium za plecami Ceolsige znów wychynął ze swojej kryjówki. Zbliżała się pora karmienia. Klątwołamacz skwitował zapowiedź wynagrodzenia skinieniem głowy i nieznacznie się odprężył. Upominki były uświęconą z dawien dawna formą odwdzięczania się za przyjacielskie przysługi, a przecież Lovegooda i Burke łączyły tylko takowe, nie żadne szemrane interesy!

Na stole ponownie zagościła jego własna filiżanka, tym razem w towarzystwie porcelanowej popielniczki, którą czarodziej musiał trzymać schowaną gdzieś na podorędziu, a która wyglądała na ręcznie malowaną i podejrzanie drogą, jak na zarobki szeregowego urzędnika.
- Otrzymaliśmy w pracy transport tej herbaty od kontrahentów z Kambodży. Zapewniam cię, że ci, którzy piją ją od czerwca nie doceniają jej tak, jak ty - powiedział Lazarus, obdarzając rozmówczynię krótkim uśmiechem.

Dolał im obojgu herbaty z utrzymującego ciepło imbryczka, a potem wydobył własną paczkę papierosów i również zapalił. Dym w płucach koił rozpędzone gdzieś na tyle umysłu myśli, nawet, jeżeli czarodziejowi nie udało się wydmuchnąć kółka podobnego do tych, które tworzyła Ceolsige.
niewinnyniewinnyniewinny
Nie wiedział, czemu ta wróżba - nie usankcjonowana wszak posiadaniem przez któreś z nich Trzeciego Oka, niedokonana przez profesjonalnego wróżbitę - tak go poruszyła. To tylko karty.
Czy upadł już tak nisko, by szukać odpuszczenia win w losowych wydarzeniach?

Później. Oderwał się od tych myśli i skupił ponownie na swojej klientce. Dodali właśnie kolejne ogniwo w długim łańcuchu drobnych, wzajemnych uprzejmości, które znaczyły ich znajomość. To zasługiwało na chwilę celebracji.

- Dość długo już nie ruszałaś się z Londynu - zagaił - Masz jakieś plany na następną wycieczkę?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Ceolsige Burke (1869), Lazarus Lovegood (1838)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa