01.07.2025, 08:42 ✶
11 września 1972
Targ w Great Hangleton
Targ w Great Hangleton
Po wczorajszym spotkaniu z Charlesem sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Wszelkie emocje, które znajdowały ujście dzięki temu człowiekowi, na powrót zaczynały się kłębić gdzieś na dnie Rodolphusa. Nawet zbliżenie się do Cynthii i niewątpliwa fascynacja jej osobą nie były w stanie sprawić, że gniew, być może rozżalenie i zawód tak szybko miną. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że był przeklęty i powinien dać sobie z tym wszystkim spokój, skupiając się na tym, co było teraz najważniejsze: na służbie Czarnemu Panu. Z pozoru miał wszystko - nazwisko, pieniądze, wygląd, maniery. Dom w Little Hangleton, który nie spłonął, bo ogień nie dał rady tam dotrzeć. A jednak... Jednak czegoś brakowało.
Tego popołudnia wybrał się na targ. W Ministerstwie panował chaos, ale dzięki temu, że pokazał się podczas Spalonej Nocy pod własną twarzą, zmył z siebie ewentualne podejrzenia. Jego obecność została odnotowana, sam również 9 września, jak i również 10, pomagał Ministerstwu na tyle, ile mógł. Dzisiaj więc odesłali go do domu, by odpoczął. Jego umysł potrzebował odpoczynku bardziej niż ciało, które było obolałe i domagało się porządnego snu. Rodolphus od zawsze dbał o to, by zachować idealny balans pomiędzy pracą, tym co robił dla Voldemorta, a snem. Dzięki temu tego typu sytuacje niezbyt mocno odbijały się na jego kondycji, ale doskonale wiedział, że jeszcze chwila i to się zmieni. Miał więc zamiar kupić kilka rzeczy, a potem wrócić do domu, tak po prostu - nudno, bez polotu, bez knucia i bez kombinowania.
Gdy przechodził między kramami, czuł się dużo swobodniej niż w Londynie. Nikt go tu nie zaczepiał, ryzyko że wpadnie na kogoś znajomego również było dużo, dużo mniejsze. Wiedział co prawda, że gdzieś tutaj mieszkał na przykład Shafiq, ale nie martwił się ewentualnym spotkaniem - mężczyzna miał pewnie więcej roboty, niż on. Mimowolnie przystanął przy jednym z kramów, gdzie kobieta o ciemniejszej karnacji sprzedawała świece, maści i coś... Co wyglądało jak alkohol. Ale to świece przykuły jego uwagę. Nie pamiętał, czy uzupełnił zapasy eliksiru nasennego, a w tej sytuacji coś co pomoże mu się odprężyć, byłoby bardziej niż wskazane. Lestrange był jednak odrobinę rozproszony - gdy jego wzrok spoczął na świecach, zamiast się odezwać jak na dżentelmena przystało, mózg wywinął fikołka i zanurzył się w przeszłości. Milczał więc, jakby się nad czymś zastanawiał.