• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[15.09.1972r.] Aby żyć, potrzebny jest cel || Richard & Martin

[15.09.1972r.] Aby żyć, potrzebny jest cel || Richard & Martin
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#1
24.09.2025, 21:40  ✶  

15 września 1972r.
Oslo – Dom Mulciberów / Tromso – inne miejsca (Norwegia)


Im dalej od zniszczonego Londynu, tym lepiej dla jego dzieci. Richard w ten sposób chciał ich uchronić przed decyzjami, które mogą nie mieć odwrotu. Pamiętając rozmowę z bratankiem. Będąc świadkiem tego, jak skończył jego brat. Mogli popierać działania rewolucyjne, ale nie musieli w nich uczestniczyć. Dla dobra chłopców, a tym bardziej Charlesa, podatnego na wpływy innych osób, dobrze byłoby go trzymać od tego wszystkiego z daleka. W dodatku Londyn był dla nich miejscem obcym. Zaś Oslo znali bardzo dobrze.

Siedząc na fotelu w swoim gabinecie, rozmyślał, paląc papierosa i dopijając kolejny łyk whisky. Na biurku miał kilka nieodczytanych listów, do których nie miał w chwili obecnej chęci zajrzeć. Powrót do tutejszego domu, nie zmieniał nic. Jedynie może to, że Richard przesiadywał w gabinecie sam. Nie uczestnicząc z synami we wspólnych posiłkach. Nie widział swojego dalszego celu egzystencji, poza zemstą. Myślał nad tym, co powinien zrobić. Czym zająć, poza interesem rodzinnym, który może prowadzić na odległość. Kontakty Brytyjskie stopniowo urywały się. Utrzymywały jedynie Skandynawskie. Gdyby miał z tego zrezygnować, czym wtedy miałby się zająć? Pieniądze były im potrzebne. A nie zarabiał już w sumach jak był aurorem. Czy jest sens wracać do Ministerstwa?

Kolejnego dnia przyglądając się w lustrze podczas mycia, dłużej przyglądał się swojemu odbiciu, z zapuszczonym zarostem. Przypominając sobie ślad dotyku klątwy, jakiej doświadczył w londyńskiej, rodzinnej kamienicy. Tym samym dotknął swojej szyi, jakby badał, czy ona tam wciąż jest. To także przypominało mu, z czym zmierzał się Robert. Chwila kolejnych rozważań, aż podjął pewną decyzję. Ogarnął się do końca, ale posiłku nie tknął. Wypił tylko kawę, ubrał ciepły płaszcz i szalik, oznajmiając synom, że wychodzi coś załatwić. Na wszelkie inne pytania, nie udzielał odpowiedzi. Z gabinetu zabrał dwa potrzebne mu świstokliki, będące mugolskimi przyrządami do pisania. Opuścił dom, zmierzając do bezpiecznego miejsca. A stamtąd, dzięki świstoklikowi, teleportował się do znajomego miejsca w Tromso, opuszczając Oslo. 


Klimat w dalekiej północy Norwegii był zupełnie inny. Panujące dni i noce polarne mogły być dla nieprzyzwyczajonych utrapieniem. W tym mieście, Mulciber nie pojawiał się często. A ostatni raz, był tutaj pod koniec czerwca. U starego znajomego, wyrabiał fałszywkę swojej odznaki aurorskiej i dokumenty. Tym razem, był tutaj w innym celu. Przemierzając ulice, szukał tego konkretnego miejsca, studia tatuatorskiego. Jeżeli przez miesiące nic się nie zmieniło, powinien być tam, gdzie pamiętał.

Przeszedł kilka ulic, gdzie w końcu ujrzał znajomy napis nad drzwiami. Nie pukając, wszedł do środka. Bywał tutaj, kiedy coś potrzebował znajomemu przekazać. Gdy razem pracowali. Eriksen przychodził tutaj często. Jeden z nielicznych punktów, gdzie można było go znaleźć.

- Mulciber!
Odwrócił się, gdy tylko usłyszał znajomy głos.
- Jesteś sam?
Padło kolejne pytanie wytatuowanego mężczyzny, który jakby rozglądał się za swoim kumplem. Rozmowa odbywała się w języku norweskim. Mężczyzna nie ukrywał faktu, że dobrze było mu zobaczyć znajome osoby.
- Tak.
Odpowiedział zgodnie z prawdą Richard, wracając znów do rozglądania się, obserwując jak jeden mężczyzna kogoś tatuuje.
- Co Cię tutaj sprowadza? Nie wyglądasz mi na takiego, co by przyszedł po tatuaż.
Zapytał Vigo rzucając jednocześnie żartem. Tak bowiem był tutaj nazywany a ilekroć widywał Richarda tutaj, nigdy nie korzystał z tutejszych usług, jedynie przychodził ze względu na obecność Martina.
- Jestem właśnie w tej sprawie.
Odparł ze zdecydowaniem Mulciber, przenosząc poważne spojrzenie na znajomego kolegi z pracy. Vigo nie ukrywał zaskoczenia, ale widocznie coś za tą decyzją musiało się kryć.
- Możemy porozmawiać na osobności?
Zapytał Richard, czekając na odpowiedź.
- Tak. Przejdźmy na tyły.
Odpowiedział Vigo, zapraszając go na zaplecze do swojego biura, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Richard udał się za nim i bez owijania w bawełnę, przeszedł do rzeczy. Wyjaśnił, że potrzebuje tatuaż dłoni na karku. A że był kiepskim rysownikiem, zdał się na umiejętności gospodarza, wyjaśniając, o co mu dokładniej chodzi. Wspomagając sobie także z dostępnym katalogiem projektów. A kiedy ów projekt mieli omówiony i przygotowany, Richard poprosił jeszcze o wpisanie daty pod samym projektem dłoni: 28.08.1972. Chcąc, aby nie rzucały się za bardzo w oczy, ale miały po prostu być.

Gdy tylko stanowisko było wolne, Vigo osobiście zajął się wykonaniem tatuażu. Richard wtedy zdjął z siebie odzież górną, odkrywając liczne blizny na plecach. Pierwszy raz w życiu, poddał się artystycznemu zabiegowi na ciele. Ból, jaki odczuwał na ciele, nie równał się z tym, który nosił w sercu. Zniósł go do samego końca wykonania projektu, nie zważając na czas, ile mogło minąć godzin.

Po zakończeniu i zabezpieczeniu miejsca świeżo powstałego tatuażu, Richard ubrał się powrotem w swój czarny sweter, narzucając na szyję butelkowy szalik. A następnie czarny płaszcz. Podszedł do lady, aby móc wyjąć sakwę, żeby zapłacić za usługę, dokończyć formalności, kiedy w tym samym zaś czasie, do środka ktoś wszedł. Stojąc plecami do tej osoby, nie wykazał wstępnego nią zainteresowania.



@Martin Eriksen
Wojownik chaosu.
„Zło nie znika — zmienia tylko twarz. A ja nauczyłem się patrzeć mu w oczy.”

Martin Eriksen
#2
30.09.2025, 18:23  ✶  

Samotność nigdy nie była dla niego stanem naturalnym, raczej chorobą, która powoli toczyła wnętrze. Martin znosił ją gorzej, niż potrafiłby przyznać – nie dla niego były puste pokoje i cisza rozciągająca się jak lodowata tafla jeziora. Każdy wieczór, kiedy nie było nikogo obok, zdawał się głośniejszy od najstraszniejszych krzyków, bo milczenie własnych myśli miało w sobie coś bezlitosnego.

Sięgał więc po alkohol, początkowo nieśmiało, później coraz częściej, aż stał się on jedynym kompanem, który nie zadawał pytań. Wlewał w siebie kolejne łyki, udając, że pieczenie w gardle to oczyszczenie, że cierpki smak przytępia ból. Ale każdy kieliszek był tylko mostem do przeszłości – do twarzy syna, do wspomnienia dłoni, których już nie trzymał, do życia, którego nie zdołał ocalić.

Siedział nieraz godzinami w półmroku, wsłuchując się w szelest ciszy, w trzask drewna w kominku albo w echo własnego oddechu. I choć wiedział, że jutro znów wstanie, założy aurorską szatę i przywdzieje maskę opanowania, noc pozostawała jego klątwą. Samotność była jak wilk – nie atakowała od razu, ale krążyła coraz bliżej, gotowa rozszarpać, gdy tylko zabraknie siły, by podnieść się po kolejnym kieliszku.

Samotność stała się jeszcze cięższa, gdy jego przyjaciel wyjechał z Norwegii. Nagle zabrakło kogoś, kto rozumiał milczenie lepiej niż słowa, kogoś, z kim można było dzielić ciężar wspólnych wspomnień i zadań. Dom wypełniła pustka – krzesło przy stole stało się wyrzutem sumienia, a cisza gęstniała, jakby chciała go udusić. Martin próbował wmówić sobie, że wciąż potrafi żyć sam, ale prawda była taka, że każdy dzień miał w sobie coraz więcej szarości, a każda noc – coraz więcej butelek.

Kiedy w końcu odszedł "ze służby", przechodząc na zasłużoną emeryturę, zyskał coś, co wydawało się wolnością, a okazało się kolejną klątwą. Brak misji, brak adrenaliny, brak ludzi, których mógł chronić – to wszystko odebrało mu resztki sensu. Został sam, tylko ze swoimi bliznami, tatuażami i wspomnieniami, które wracały z większą siłą niż kiedykolwiek. Emerytura, którą inni nazywali odpoczynkiem, dla niego była powolnym pogrążaniem się w ciemności, z której coraz trudniej było się podnieść.

Czasem jednak wychodził z domu, żeby zrobić podstawowe zakupy lub odwiedzić zaprzyjaźnionego tatuażystę, jak właśnie tego dnia. Nie był pewien czy chce robić sobie kolejny tatuaż, ale z drugiej strony - trochę powierzchni jego ciała jeszcze pozostawało wolne, więc mógłby je zapełnić, jeśli miałby takie życzenie. Nie nastawiał się jednak na nic konkretnego, a na pewno nie nastawiał się na to, że spotka w studiu swojego byłego partnera z cudownych czasów aurorskich.

- Richard...? - wyrwało mu się niepewnie, tuż po tym, gdy przekroczył próg studia tatuażu i dostrzegł znajomą sylwetkę rozmawiającą z właścicielem. W tej chwili czas dla niego zwolnił, a wszystko inne - jak choćby przywitanie się ze znajomym tatuażystą - przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.


@richard mulciber
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#3
30.09.2025, 21:13  ✶  

Słysząc znajomy głos za swoimi plecami, Richard na chwilę zamilkł, rozpoznając znajomy sobie głos. Odwrócił się, aby spojrzeć na osobę, która wypowiedziała jego imię.

- Martin.
Odparł jakby nie spodziewał się go tutaj spotkać, a właściwie nie powinien być tym faktem zaskoczony. To miejsce Eriksen często odwiedzał. Nie uprzedził go, że wraca do tego kraju. Ostatni list, jaki mu wysłał, był u końca sierpnia. Jakby informacja, że poniósł w swojej rodzinie stratę. Jakby też z nim potrzebował się z tym podzielić. W końcu i Eriksen, stracił w swoim życiu drogie mu osoby i w której zemście, Mulciber pomógł dokonać. Pogodzenie się ze stratą, nie było łatwe. Richard to właśnie doświadczył. Bardziej źle przeżywał śmierć brata, niżeli własnej żony. Było to po nim widać.

Vigo obserwował byłych aurorów, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego i z powrotem. Zauważając, że Martin po zobaczeniu tutaj Richarda, wyglądał na zaskoczonego. Nie przejmował się brakiem osobistego powitania.

- Może potrzebujecie przestrzeni, aby porozmawiać?
Vigo zapytał ich obojga w języku norweskim, czekając na decyzję. Mogąc im udostępnić na jakąś chwilę jedno z pomieszczeń.
Richard spojrzał na tatuatora, właściciela tego miejsca.
- Nie… Znaczy…
Zawiesił się na chwilę, wracając spojrzeniem na Martina. Nie chcąc może, żeby źle to odebrał. Kontynuując mowę w języku norweskim.
- Porozmawiamy później. Ja już wychodzę.
Zaznaczył, nie chcąc zabierać im czasu, jeżeli byli umówieni, skoro Eriksen pojawił się tutaj. Mulciber upewnił się, czy odpowiednio zapłacił za usługę i po prostu wyszedł, chowając sakwę do kieszeni spodni, poprawiając zapinając swój czarny płaszcz.


@Martin Eriksen
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (1064), Martin Eriksen (452)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa