• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[08.09.1972] Frozen

[08.09.1972] Frozen
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
02.10.2025, 22:46  ✶  
8 września 1972, wieczór
początek Spalonej Nocy

Kolejny nudny wieczór. Ale Lestrange całkiem lubiła te nudne wieczory. Mogła wtedy w spokoju przekopać się przez piętrzącą się kupkę raportów, poukładać sobie myśli w głowie, ustawić nowe plany działania na kolejne dni. A Matka jej świadkiem, że bardzo tego teraz potrzebowała, zwłaszcza mając na uwadze to dziwaczne zjawisko, jakiego doświadczali w Maida Vale z czarnymi różami w roli głównej. Wzięła jedną z nich do domu, ale to nie tak, że miała cały czas świata, by nad rośliną dumać, mogła to więc robić właśnie teraz, w ten leniwy wieczór w Biurze Aurorów, obmyślić jakiś plan działania, co sprawdzić w następnej kolejności i tak dalej. Miała iść na patrol, ale to dopiero za jakiś czas. Teraz zaś elegancko zamieszała srebrną łyżeczką w filiżance kawy, bardziej z odruchu niż realnej konieczności i przerzuciła stronę w raporcie, który leżał przed nią na biurku. Sprawdzała, czy wszystko ma wypełnione, czy czegoś przypadkiem nie pominęła; jej skrupulatność dla wielu osób bywała wręcz irytująca, tak jak to, że zawsze trzymała na swoim biurku chorobliwy wręcz porządek. Victoria rzadko się gdzieś spieszyła i pod tym względem ona i Alastor byli bardzo zbieżni w działaniu, życiowo powolni – jak to niektórzy opisywali i coś w tym chyba było. I teraz też nigdzie się nie spieszyła, powoli kartkując raport, który w końcu ułożyła na schludny stosik, gdy już upewniła się, że wszystko jest w porządku, upiła łyk idealnie ciepłej kawy i już miała sięgnąć po nowy raport do wypełnienia, kiedy padło to niemalże sakramentalne:

– Londyn płonie – i w i tak dość przerzedzonym biurze, bo sporo ludzi w ten piątkowy wieczór miało wolne, zapadła cisza, choć nie tak od razu. To było jak takie ciche zaklęcie, które wyłowiło aurorów z marazmu, w który wpadli. Które obudziło ich z… cokolwiek robili, gotując się na ten raczej spokojny wieczór i łatwą służbę. Ciemnowłosa spodziewała się, że teraz właśnie padnie jakaś druga część tego żartu, ktoś się zaśmieje, ktoś powie „dobra, zamknij się” i rzuci w żartownisia zwiniętym w kulkę papierem, albo zostanie wyjaśnione o jakie metaforyczne „płonięcie” chodzi. Jak na złość jednak, nic takiego się nie stało. Sekretarka, która przekazała tę informację, z trzęsącymi się dłońmi jak na złość nie chciała cofnąć swoich słów, tylko powtórzyła to, co już zresztą raz powiedziała. – Londyn płonie.

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#2
03.10.2025, 01:00  ✶  
Chyba wszystkim w biurze aurorów, ten wieczór wydawał się przesadnie nudny. Ale może właśnie dzięki nim byli w stanie nabrać nieco więcej sił do tych momentów kiedy byli wrzucani w teren lub pochylali się nad wyjątkowo parszywą sprawą.
Pierwszym zwiastunem tego, że coś było nie tak, były chyba zmarszczone brwi sekretarki siedzącej tego wieczora w biurze, Juliett - niby nic wielkiego, ani też nawet niezwykłego, ale kobieta poświęciła odrobinę zbyt wiele czasu naczytanie liściku. Jeden, drugi, trzeci raz... Ktokolwiek rozsyłał wezwania do biura aurorów i brygady uderzeniowej, odrobinkę chyba musiał się pomylić, bo wstała bardzo powoli od swojego biurka i, wciąż czytając notkę, ruszyła w stronę zamkniętych drzwi do biura Harper.
Crickerly siedział tam już z pół godziny i maltretował szefową nową porcją bardzo ważnych dowodów, zebranych w tej jednej bardzo ważnej sprawie, która dla każdego innego wyglądała jak coś do opisania i zamknięcia w jeden dzień. On jednak kolejny raz węszył czarnoksiężnika i wnosił o przypisanie mu do grupy kolejnej pary rąk - tych w końcu nigdy za wiele.
Otworzone drzwi przepuściły przez siebie skrawek suchego komentarza Harper, ale bardzo szybko zostały zamknięte, kiedy panna Everleigh przekazała wiadomość szefowej. Pierwszy wyszedł z gabinetu Crickerly, mrucząc pod nosem niecenzuralną wiązankę, jakby ta miała go właśnie przed czymś uratować. Dopadł do swojego biurka, odkładając teczkę z dokumentami, które jeszcze wcześniej pokazywał Moody. Druga ze środka wyszła Juliette, już szybszym krokiem.
- Londyn płonie - drżały jej ręce, a głos chyba tez potrzebował drugiego podejścia, żeby zabrzmieć nieco pewniej. - Londyn płonie - powtórzyła, widząc jak czas w pomieszczeniu na moment się zatrzymał i jak niepewne spojrzenia krążyły pomiędzy tymi, którzy tu tkwili. - Ministerstwo zostaje postawione w stan najwyższej gotowości i wszyscy, którzy zdolni są do pomocy, mają polecenie udać się jak najszybciej do punktów teleportacyjnych - podobne formułki padały co najwyżej na ćwiczeniach, przeprowadzanych w interwałach czasowych na tyle długich, że nikt nie brał ich do końca na poważnie. W końcu katastrofa na skalę miasta mało kiedy miała miejsce. - To nie są ćwiczenia! - powtórzyła wreszcie, wprawiając w ruch resztę zasiedzianych aurorów. - Jeśli wasz partner jest na służbie, łapcie go, jeśli nie macie nikogo pod ręką, brygada uderzeniowa też została poinformowana, tam na pewno się ktoś znajdzie - kontynuowała, robiąc krok w stronę Victorii i też odsuwając się z przejścia. - Wiem, że nie przydzielono ci jeszcze nowego partnera więc... poczekaj ze mną na brygadzistów, dobrze? Na punkcie teleportacyjnym i tak zaraz będzie kolejka.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
03.10.2025, 22:51  ✶  

Widziała kątem oka, jak Juliett ładuje się do biura Harper, ale nie było to tak nadzwyczajne, żeby poświęcić temu jakąś głębszą myśl. To znaczy do czasu. Bo to, że Crickerly chwilę później wyszedł, bardziej wkurzony niż zwykle, a Everlight za moment za nim – już jak najbardziej osobliwe było.

Miała wrażenie, że wszystkie myśli uleciały jej z głowy – wszystkie: te bezmyślne myślące o własnych kociakach i te jak najbardziej sensowne. Pustka. Victoria zamrugała, gapiąc się na sekretarkę, zamarła tak z filiżanką w dłoni, tak samo zresztą jak reszta obecnych tu w tej chwili aurorów. Dopiero przy… zirytowanym? Albo bezsilnym? „to nie są ćwiczenia!” zaczął do niej docierać sens wypowiedzianych słów.

Najwyższy stan gotowości.

Udać się jak najszybciej do punktów teleportacyjnych.

Partner na służbie… Victoria odłożyła do połowy upitą filiżankę kawy i wstała, chociaż miała wrażenie, że robi to bardziej mechanicznie, bez udziału własnej świadomości. Rozejrzała się na boki, jakby szukała punktu zaczepienia, jakiejś kotwicy, by się w końcu zatrzymać i złapać jakikolwiek oddech. Słyszała słowa Juliett gdzieś w tle i była pewna, że jej mózg je rejestruje, a gdy będą potrzebne, to je wyłowi, ale teraz trochę jak w takiej mantrze, otwierała szafkę, żeby wyciągnąć stamtąd przygotowaną wcześniej torbę. Tak jakby jej umysł potrzebował tego znajomego gestu, żeby móc wyjść z tego pierwszego szoku i przygotować się na to, co za chwilę nadejdzie. Od czasu bardzo niefortunnego zadania, podczas którego razem z Brenną władowały się prosto do leża wkurwionej smoczycy, której ukradziono jaja, miała przygotowaną torbę z takimi podstawowymi rzeczami jak… ciuchy na zmianę (po tym, jak smok zionął ogniem, a Victoria zasłoniła Brennę biorąc na siebie główne uderzenie żywiołu i ubrania tego nie wytrzymały), jakieś słodycze, bandaż, tego typu rzeczy. Trzymając tę torbę, otworzyła ją, by powrzucać do niej eliksiry, które trzymała tutaj, własnego wykonania, zwykle dobierając je do charakteru podejmowanego zadania. Teraz jednak nie patrzyła na etykietki, po prostu wrzucała to, co nawinęło jej się pod rękę, nie będąc pewna, co właściwie jej się przyda, a co nie.

– Tak, pewnie – odpowiedziała kobiecie, nie patrząc na nią od razu, bo właśnie zamykała torbę, którą zaraz zarzuciła sobie na ramię, a z biurka zgarnęła swoją różdżkę i dopiero przyjrzała się Everlight, pozwalając, by ci aurorzy, którzy mieli swoje pary, albo wiedzieli, do kogo się dołączyć, pobiegli przodem. Victoria starała się nie myśleć o Cainie… zwykle trening jaki przeszła do opanowania oklumencji wystarczał, by zapanować nad emocjami i własną twarzą, ale prawda była taka, że strata partnera w takich, a nie innych okolicznościach była dla niej trudna na wielu poziomach. I o ile łatwiej pracowało się z kimś, kogo się znało, do kogo było się przyzwyczajonym, niż za każdym razem dopasowywać się do drugiej osoby. W końcu nie wiedziała na jakiego brygadzistę trafi. Odetchnęła mocniej i przesunęła wzrok na Juliett. – Wiadomo coś więcej? Jaki obszar Londynu? Co się dokładniej dzieje? – zapytała, licząc na to, że w tym małym oknie czasowym dowie się czegokolwiek więcej.

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#4
04.10.2025, 04:47  ✶  
Panna Everlight przez moment stała i przyglądała się jak Victoria sięga do szafki i wyciąga z niej torbę i zaczyna przebierać w eliksirach. Zdecydowanie nie była to standardowa procedura, chociaż pewnie większość aurorów miała w biurze zapasowe ubrania - eliksiry już niekoniecznie, licząc chyba przede wszystkim na pomoc pogotowia albo przypadkowych uzdrowicieli. Inna sprawa, że kiedy auror stawał oko w oko z czarnoksiężnikiem, to często wszystko rozgrywało się na tyle szybko, że ocierało o być albo nie być. Przy tym drugim uzdrowiciel już do niczego się nie przydawał.

Harper powiedziała coś ze swojego gabinetu i Juliett cofnęła się, tak by stanąć w drzwiach.
- Biura szybkiego reagowania zostały poinformowane jako pierwsze, ale fale... - urwała bezradnie. Ministerstwo mogło próbować zmobilizować w pierwszej kolejności te najważniejsze jednostki, żeby zapobiec niepotrzebnej panice, ale sporo ludzi tutaj posiadało akurat umiejętność fal dla lepszej komunikacji. I teraz ta straszliwa informacja rozprzestrzeniała się jak pożar. Cokolwiek szefowa biura na to odpowiedziała, Julie pokiwała głową i odsunęła się od drzwi, uprzednio je zamykając. Niewątpliwie Harper sama rwała się, by zrobić cokolwiek byle nie siedzieć za biurkiem, ale obowiązki wzywały. Albo raczej krzyczały na nią rozpaczliwie.

Kobieta uniosła dłoń, prosząc w ten sposób Lestrange, by ta dała jej chwilę, a utkwione w odległym punkcie spojrzenie sugerowało, że i ona teraz nasłuchuje tego, co mógł mówić do niej ktokolwiek kto właśnie rozbrzmiewał w jej głowie.
- Dużo tego... - odpowiedziała wreszcie, wyraźnie niepewna. - To jakby... niektóre zgłoszenia mówią o czymś, co sypie z nieba. Zapalają się poszczególne budynki i wydaje mi się, że obejmuje to całe miasto - w jej głosie zagrał wyraźny niepokój, ocierający się o zwyczajny strach. Bo jak nie bać się, kiedy słyszało się coś takiego? Gaszenie pożarów nie było pracą ani brygadzistów, ani aurorów, więc musiał to być co najmniej kataklizm i Juliett to rozumiała. - A przez to, że zgłoszenia wciąż napływają, ciężko określić co dzieje się dokładnie, albo co jest tego powodem. Ktoś wspominał coś o obrzeżach innym mieście?

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
05.10.2025, 16:54  ✶  

Nie, nie była to standardowa procedura, ale Victoria wolała mieć przy sobie eliksiry, niż ich nie mieć. Przydawały się i to nie tylko jej, ale też tym, z którymi pracowała. Jak choćby eliksiry ochrony przed ogniem, które trzymała w biurze, ale nie dla siebie, nie – ich przecież nie potrzebowała, a dla innych. Wcześniej dla Caina, teraz… dla kogokolwiek, komu przyjdzie z nią pracować, zwłaszcza w taki dzień jak dzisiaj, tak? Skoro Londyn płonie, to taki eliksir był na wagę złota i mógł przesądzić w krytycznym momencie o czyimś być, albo nie być. Co do reszty, pod tym względem Isabella Lestrange doskonale nauczyła swoją córkę wprowadzenia w życie i wyznawania pewnej być może popularnej, a być może nie, maksymy, która idzie mniej-więcej tak: umiesz liczyć? To licz na siebie. Więc robiła te swoje eliksiry, trzymała je w pracy, nosiła, gdy uważała, że będą potrzebne… Standardowa procedura czy nie.

Victoria przyglądała się Juliett przez chwilę, gdy ta szukała odpowiednich słów, by opisać to, co się właśnie działo. Mogła się tylko domyślać, sama fal nie opanowała i to był jej bardzo świadomy wybór; nie lubiła otwierać swojego umysłu przed innymi, nawet przy czymś tak z pozoru niewinnym jak fale, zresztą jedna z jej sióstr akurat tą umiejętnością władała. I może nie było to najbardziej optymalne, nie mieć tego w swoim zestawie zdolności przy pracy aurora, ale Victoria nie mogłaby się bardziej tym nie przejmować. Miała inne zalety – jak choćby to, że można było ją wrzucić do ogniska i nie robiło to na niej większego wrażenia. Kochała ogień, prawdę powiedziawszy. I gdyby miała wskazać żywioł, który kierował jej życiem, to nie byłaby to wcale stateczna ziemia, którą tak ukochała i po której tak mocno stąpała, nie byłaby to woda, którą można było zamrozić jej sposobem bycia, byłby to właśnie ogień, który płynął w jej żyłach i czasami przebijał się przez te lodowe bariery zdystansowania, pokazując prawdziwe kolory Victorii.

– Coś się sypie z nieba? – wiedziała, że Everlight nie zna na to odpowiedzi i w zasadzie było to bardziej pytanie retoryczne, przy którym Victoria wyglądała chyba bardziej na zaskoczoną niż zaniepokojoną (taka była w ogólności). Jeśli coś się sypało z nieba i powodowało zapłon… Co to mogło być? Jak bardzo było niebezpieczne? Czy będą w stanie ugasić pożary wodą, czy może jednak nie…? Mózg ciemnowłosej pracował teraz bardzo szybko, a jej mina wskazywała na bardzo intensywne myślenie. – Cały Londyn… Całe miasto płonie? – niedowierzanie przebiło się gdzieś przez zwykle spokojny głos Lestrange. Było źle. Całe miasto… Jakie mieli możliwości, żeby objąć ochroną całe cholerne miasto, jeszcze tak wielkie jak Londyn? – Czyli to nie tylko Londyn? To cały… kraj? – a może tylko bliskie otoczenie Londynu? Tak czy inaczej, byli w głębokiej dupie i ta myśl spowodowała, że Victoria sięgnęła do swojej torby, przeszukując ją teraz gorączkowo w poszukiwaniu eliksiru ochrony przed ogniem. Zamierzała go wcisnąć tej osobie, którą złapie przy punkcie teleportacyjnym, z którą pójdzie w teren. Nawet przesunęła się już w kierunku wyjścia z biura. Za chwilę powinno się tam odkorkować. – Jasna cholera i to jeszcze w piątek o tej godzinie. Nieźle to sobie wymyślili – nie wierzyła, ze to sprawka mugoli. Zapalające się coś lecące z nieba – pachniało magią na kilometr. I było oczywiste, w jakim kierunku biegną właśnie jej myśli.

Gdzie był Cain, gdy był potrzebny?

Lestrange mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, ściskając przy tym jedną fiolkę eliksiru, który wyłowiła z torby.

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#6
06.10.2025, 22:13  ✶  
Juliett kiwnęła głową, powoli i z namysłem, jakby wciąż zastanawiała się czy w ogóle było to prawdą. Otrzymywane przez nią komunikaty najwyraźniej były niepełne lub zwyczajnie sprzeczne, co w sumie mogło mieć miejsce jeśli napływały z różnych stron i ludzie łapali się teraz fal jak deski ratunku.
- Ciężko powiedzieć co. Pojawia się w niektórych zgłoszeniach, w innych jest pomijany. Ktoś sugerował śnieg, ale śnieg na początku września? Niby nie takie rzeczy się zdarzały, ale... ale to Anglia? - mimo tego, że pytanie Victorii wydawało się retoryczne i tak zdecydowała się odpowiedzieć, może wykorzystując tę okazję by jakoś samej sobie ułożyć informacje, do których miała dostęp. Może też powinna wrócić do pracy, zamiast stać obok Lestrange, ale chwilowo zamknięte drzwi do biura Harper zdawały się sprawiać, że Everlight jakby z niecierpliwością czekała aż wreszcie się otworzą, a Moody wyda jakieś własne polecenia. Protokoły, wprawiane w ruch podczas kryzysów to jedno, ale zdanie zwierzchnika miało jednak o wiele większą siłę przebicia, szczególnie kiedy była to szefowa Biura Aurorów.
- Dostajemy zgłoszenia z różnych miejsc z Londynie, magicznym czy niemagicznym. Więc może dojść do tego, że zaistnieją jakieś kryzysy związane z mugolami - a wtedy amnezjatorzy będą mieli pełne ręce roboty. Było to więc cholernie problematyczne i niewygodne, dokładające stosy papierkowej roboty, nawet jeśli ten moment nie był chyba najwłaściwszym by się tym przejmować. - Nie wiem. Może to inne miasto, a może ktoś coś pomylił albo to niezwiązany incydent. Jest na to odrobinę za wcześnie. My, jako biuro aurorów, mamy polecenie oddelegowywać ludzi do incydentów dziejących się u nas, w Londynie. Z resztą, przy punktach teleportacyjnych powinni się znaleźć osoby, które będą was nakierowywać. Wiesz, żeby nie teleportować się na ślepo - wyjaśniła.
W międzyczasie biuro w większości opustoszało - pracujący w nim aurorzy, przynajmniej ci, którzy mieli pod ręką swoich partnerów, udali się wskazanego punktu teleportacyjnego i całość pomieszczenia wyglądała, jakby zostało zawieszone w czasie. Na wpół dopite kubki z kawą, niedojedzone pączki, częściowo tylko wypisane raporty - dokładnie tak jak zostały porzucone i przez moment można by aż pomyśleć, ze to faktycznie był jakiś koniec świata.
- Pozostaje tylko mieć nadzieje, że uda się to szybko opanować - westchnęła, uśmiechając się niemrawo, jakby na moment chcąc nieco rozluźnić napiętą atmosferę, albo chociaż samej sobie dodać otuchy.
Harper wreszcie otworzyła drzwi biura, klnąc przy tym pod nosem, kiedy kierowała się do drzwi prowadzących do biura brygady uderzeniowej. Przynajmniej w tym momencie plusem był fakt, że znajdowali się po sąsiedzku. Natknęła się tam jednak na Bonesa i paru Brygadzistów, którzy najwyraźniej byli tymi, którzy nie posiadali partnerów.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
08.10.2025, 10:40  ✶  

Pył, śnieg… Victoria zmarszczyła brwi, układając to sobie jakoś w głowie. Cokolwiek to było, jeśli w ogóle powodowało zapłon, to nie powinna się tego bać, przecież od tego nie spłonie. To znaczy wiedziała doskonale, że nie ma rzeczy niemożliwych, ona czy Atreus było tego doskonałym przykładem, ale w takich chwilach wolała być pewna tego, że nie ma takiego ognia, który wyrządziłby jej krzywdę.

– W takim razie zwrócę uwagę na ten pył, albo czymkolwiek jest – czy rzeczywiście leciał z nieba… a może to był pył już spopielonych rzeczy? Nie było to takie nadzwyczajne, bo gdy coś stawało na drodze ognia i ten stoczył swą walkę, to w powietrzu później unosiła się sadza osiadająca na wszystkim nawet setki metrów dalej. – Może to już pozostałości po jakichś spalonych rzeczach? – zasugerowała zresztą na głos, gdy już doszła do wniosku, że to nie może być znowu takie niemożliwe.

– Skoro to obejmuje całe miasto, to na pewno zaistnieją. Będziemy mieć powtórkę z Doliny Godryka – westchnęła, przywołując w pamięci to przedziwne zjawisko, gdzie słońce i księżyc były przez miesiąc widoczne razem na niebie i to nawet dla mugoli tam żyjących, którzy nagle zdali sobie sprawę z istnienia magii, a czyszczenie im pamięci co kilka godzin było wyjątkowo nieekonomiczne.

Intuicja podpowiadała Victorii, że za szybko nie wróci dzisiaj do domu. Zwykle, gdy wysyłali ich tak pilnie w teren wieczorami, to nie kończyło się to za szybko i Lestrange już czuła w kościach kolejne nadgodziny i bezsenną noc. Może w dzień uda jej się przespać… Nie miała pojęcia, jak bardzo myliła się w swoich estymacjach – ale kto mógł wiedzieć, na brzegu jakiej katastrofy się właśnie znajdowali?

– Tak. I pozostaje się modlić do Matki, żeby to jednak był przypadek – wymamrotała pod nosem, mając na myśli zgłoszenie z innego miasta. Przed Beltane Victoria nie była taka religijna. Brała udział w sabatach, ale bardziej Z obowiązku i tradycji, niż dlatego, że faktycznie wierzyła. Wszystko jednak zmieniło się w maju, gdy zobaczyła na własne oczy… i była przekonana, że w Limbo widziała właśnie Matkę.

Obserwowała przy tym, jak Harper Moody w końcu wyszła ze swojego gabinetu i wkurwiona przechodziła do biura BUM. To był moment przy którym Victoria westchnęła.

– Chyba czas i na mnie – cała ta rozmowa z Juliett była jak cisza przed burzą, na którą się przygotowywała, nie wiedząc jeszcze o prawdziwej skali zdarzenia. Była gotowa w każdej chwili puścić się biegiem korytarzem do punktu teleportacyjnego, jakby wcale nie stała tutaj przez dobrą minutę, puszczając przodem tych, którzy mieli swoich partnerów aktualnie w pracy. – Trzymaj za nas kciuki – rzuciła jeszcze do kobiety.

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#8
08.10.2025, 18:55  ✶  
Teoretycznie, czysto teoretycznie, rzeczy niemożliwe nie istniały - to była ładna maksyma, która dodatkowo wybrzmiewała dosadniej w świecie, w którym obie żyły. W świecie nasyconym magią. Ta jedna posiadała jakieś swoje granice, a każdy umysł chyba podświadomie walczył o to, by zachować jakieś okruchy zdrowego rozsądku i racjonalnego myślenia, a Everlight musiała być w tym momencie właśnie taka. Bo rola sekretarki w biurze aurorów nie ograniczała się tylko do nudnego przewracania papierów. W tych wszystkich informacji kłębiących się w głowie, musiała wybrać te najwłaściwsze i przekazać je dalej - wydać instrukcje i wskazać dalsze plany działania, a także które protokoły były wcielane w życie. Dzięki temu ujmowała zmartwień takiej Harper.

Nawet przez myśl nie mogło jej przejść, że ten tajemniczy śnieg - już sam w sobie podejrzany i ciężki do uwierzenia, był tak naprawdę popiołem. Bo kto widział kiedykolwiek nad wyspami popiół? Tego typu zjawiska można było chyba uświadczyć w okolicy wulkanów, a tych tutaj nie było za wiele. Właściwie to było ich zero. Musiałoby dojść do kataklizmu na skalę światową, że przywiało tutaj jakieś związane z nimi opady.

- Najpierw pojawiły się doniesienia o ciemnych chmurach i opadach. Potem rozpoczęły się pożary - powiedziała powoli, zakreślając odrobinę niechętnie ten ciąg przyczynowo skutkowy. Gdyby to były pozostałości po spalonych rzeczach to byłoby to prostsze. - Mam nadzieję, że się mylisz, ale przesadny optymizm nie jest chyba niczym, co nam teraz pomoże - westchnęła, uśmiechając się słabo.

- Powodzenia - rzuciła, podnosząc ku górze zaciśniętą w szczęśliwym geście dłoń, dając znać Victorii, że akurat tego miała zamiar życzyć w opór i jej, i wszystkim funkcjonariuszom, którzy znajdą się tego wieczora na służbie. Ona teraz musiała martwić się o coś zupełnie innego - o informacje zwrotne od tych, którzy ruszali w teren. Co do panującej sytuacji lub co gorsza, odnośnie rannych i ciężkich, podbramkowych sytuacji które należało przekazać dalej, najlepiej do pogotowia. Widząc jak Lestrange zbiera się do wyjścia i jak brygadziści łapią się z aurorami, sam wróciła do swojego biurka, wracając do pracy.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (1890), Baba Jaga (1506)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa