Nadszedł ten dzień. Zaiste, bardzo ważny, wyczekiwany... nie, nie wyczekiwali go wcale zbyt długo. Dość spontanicznie zaręczyli się jakieś dwa tygodnie temu, a dzisiaj Yaxley stała w swoim własnym pokoju wpatrując się w swoje odbicie, ubrana w białą suknię. Niezbadane są wyroki bóstw, czyż nie? Już za chwilę, oficjalnie miała stać się żoną. Nigdy nie należała do dziewcząt, które miały wyobrażenia o swoim ślubie, zamążpójście nie było największym z jej marzeń, tak właściwie to nie spodziewała się tego, że będzie pragnęła spleść swoje życie z czyimś. Wiele się zmieniło, widać musiała trafić na odpowiedniego człowieka, miała sporo szczęścia, że dane jej było poznać jak to jest pokochać kogoś tak, że nie da się sobie wyobrazić własnej przyszłości bez tego mężczyzny u swojego boku. Los im sprzyjał, trafili na siebie, chociaż to wcale nie musiało być takie proste, mogli pochodzić z nieodpowiednich rodów, mogli nigdy się nie spotkać, a jednak dane im było zaznać tego wszystkiego, wiedziała, że więź która ich łączy jest wyjątkowa, niemalże od samego początku, od momentu kiedy poznali się w Mungu była pewna, że Ambroise namiesza w jej życiu. Nie dało się ukryć, że właśnie tak się stało. Zmienił jej podejście, naleciałości, w pewien sposób ukształtował ją na nowo, przynajmniej pod niektórymi względami.
Nie denerwowała się jakoś szczególnie, cieszyła się oczywiście z tego, że będą mogli świętować w towarzystwie swoich bliskich, na własnych warunkach, no, poniekąd, nie mogli przecież ograniczyć listy gości do kilkunastu osób, nie postępowano tak w ich świecie, mimo wszystko uniknęli zapraszania ciotek, o których istnieniu przypominano sobie tylko podczas ślubów i pogrzebów.
Tak właściwie była praktycznie gotowa do opuszczenia rezydencji, przed chwilą zostawiła ją tutaj jej matka, pozostawały jedynie drobne szczegóły, które miały dopełnić jej idealnego wyglądu. Nie do końca rozpoznawała siebie w lustrze, chyba nigdy jeszcze nie przygotowywała się tak starannie do żadnego wyjścia, nie ma się co dziwić - w końcu to jedyny w życiu taki dzień. Wszystko musiało być idealne, przynajmniej na tyle na ile sobie to ustalili.
Przeniosła utęsknione spojrzenie w stronę swoich butów, które znajdowały się tuż przy lustrze, jej ukochane trepy ze smoczej skóry czekały na to, aż jak zawsze założy je na swoje stopy, póki co jednak jeszcze się wahała, chociaż urocze pantofle były okropnie niewygodne, być może powinna poprosić Triss, aby czuwała i czekała na jej znak, na pewno nikt nie zauważy jak dyskretnie zmieni obuwie w czasie ślubu.