Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
—19/04/1972—
Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka
Erik, Brenna & Danielle Longbottom
Czy Longbottomowie byli normalną rodziną? Czy wśród śmietanki towarzyskiej świata czarodziejów uchodzili za ludzi, z którymi warto było się znać? A może wręcz przeciwnie, wraz z każdym swoim ruchem, stawali się coraz mniej interesujący dla tych, których zdanie liczyło się najbardziej w ich małej społeczności? Do tej pory Erikowi wydawało się, że byli na całkiem stabilnej pozycji, ale teraz? Nie był już tego taki pewny.
— Nie mogę się doczekać, aż pochwalimy się w biurze, że przygarnęliśmy czwartego psa w tym miesiącu — stwierdził z nutą sarkazmu i wepchnął ręce po kieszeni. — Mam wrażenie, że ta informacja o adopcji poprzedniej trójki już sprawiła, że dziwnie na nas patrzyli, ale teraz...
Teraz przynajmniej mamy wymówkę, że uratowaliśmy psa przed rychłą śmiercią, dokończył w myślach, pozwalając sobie na ciche westchnięcie, podczas wspinaczki po kolejnych stopniach prowadzących na piętro posiadłości. Nie chciał dokładać już Brennie kolejnych obowiązków, przy jej wypełnionym po brzegi grafiku – zarówno służbowym, jak i prywatnym – więc wziął na siebie opiekę nad zwierzakiem przez ostatnie dwa dni. O ile opieką można było nazwać wysłanie sterty listów do wszystkich znanych specjalistów od magizoologii i wyprawę do sklepu po tak zwaną wyprawkę dla psiaka.
— Tak jak ustaliliśmy z rodzicami, pies na razie nie ma wstępu na parter, żeby się przyzwyczaił do domu i w spokoju zażył te wszystkie lekarstwa... — poprowadził Brennę ku jednej z sypialni, która tymczasowo służyła za bardzo duży kojec dla mieszanki terriera z kundelkiem.
Uchylił powoli drzwi i zamarł, przekrzywiając z zainteresowaniem głową. Jego twarz momentalnie się rozświetliła, gdyż zobaczył iście idylliczną scenę... Ich kuzynkę Danielle leżąca na łóżku razem z nowym członkiem ich domowej watahy. Nie był pewny, czy kobieta drzemała, czy po prostu przymknęła oczy, ale wyglądało to nadzwyczaj uroczo.
— Dobrze, że żaden wujek sobie go nie zaklepał — rzucił szeptem do Brenny. — Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu.
Ruszył do przodu, a drewniane panele zaskrzeczały z niezadowoleniem pod wpływem jego ciężaru, wydając się z siebie donośne skrzypnięcie. Erik syknął z niezadowoleniem. Cóż, jeśli ktokolwiek tu urządził sobie drzemkę, to teraz zdecydowanie dobiegł jej koniec. Eh, dobrze, że Ministerstwo Magii nigdy nie próbowało zrobić z niego szpiega, skoro nawet do pokoju we własnym domu nie potrafił wejść niepostrzeżenie.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞