• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[19/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Danielle

[19/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Danielle
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
19.06.2023, 00:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:34 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—19/04/1972—
Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka
Erik, Brenna & Danielle Longbottom


Czy Longbottomowie byli normalną rodziną? Czy wśród śmietanki towarzyskiej świata czarodziejów uchodzili za ludzi, z którymi warto było się znać? A może wręcz przeciwnie, wraz z każdym swoim ruchem, stawali się coraz mniej interesujący dla tych, których zdanie liczyło się najbardziej w ich małej społeczności? Do tej pory Erikowi wydawało się, że byli na całkiem stabilnej pozycji, ale teraz? Nie był już tego taki pewny.

— Nie mogę się doczekać, aż pochwalimy się w biurze, że przygarnęliśmy czwartego psa w tym miesiącu — stwierdził z nutą sarkazmu i wepchnął ręce po kieszeni. — Mam wrażenie, że ta informacja o adopcji poprzedniej trójki już sprawiła, że dziwnie na nas patrzyli, ale teraz...

Teraz przynajmniej mamy wymówkę, że uratowaliśmy psa przed rychłą śmiercią, dokończył w myślach, pozwalając sobie na ciche westchnięcie, podczas wspinaczki po kolejnych stopniach prowadzących na piętro posiadłości. Nie chciał dokładać już Brennie kolejnych obowiązków, przy jej wypełnionym po brzegi grafiku – zarówno służbowym, jak i prywatnym – więc wziął na siebie opiekę nad zwierzakiem przez ostatnie dwa dni. O ile opieką można było nazwać wysłanie sterty listów do wszystkich znanych specjalistów od magizoologii i wyprawę do sklepu po tak zwaną wyprawkę dla psiaka.

— Tak jak ustaliliśmy z rodzicami, pies na razie nie ma wstępu na parter, żeby się przyzwyczaił do domu i w spokoju zażył te wszystkie lekarstwa... — poprowadził Brennę ku jednej z sypialni, która tymczasowo służyła za bardzo duży kojec dla mieszanki terriera z kundelkiem.

Uchylił powoli drzwi i zamarł, przekrzywiając z zainteresowaniem głową. Jego twarz momentalnie się rozświetliła, gdyż zobaczył iście idylliczną scenę... Ich kuzynkę Danielle leżąca na łóżku razem z nowym członkiem ich domowej watahy. Nie był pewny, czy kobieta drzemała, czy po prostu przymknęła oczy, ale wyglądało to nadzwyczaj uroczo.

— Dobrze, że żaden wujek sobie go nie zaklepał — rzucił szeptem do Brenny. — Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu.

Ruszył do przodu, a drewniane panele zaskrzeczały z niezadowoleniem pod wpływem jego ciężaru, wydając się z siebie donośne skrzypnięcie. Erik syknął z niezadowoleniem. Cóż, jeśli ktokolwiek tu urządził sobie drzemkę, to teraz zdecydowanie dobiegł jej koniec. Eh, dobrze, że Ministerstwo Magii nigdy nie próbowało zrobić z niego szpiega, skoro nawet do pokoju we własnym domu nie potrafił wejść niepostrzeżenie.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
21.06.2023, 23:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.09.2023, 18:22 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna wspinała się po schodach za bratem, uśmiechnięta od ucha do ucha. Ręce miała pełne - rzeczy dla pieska, bo chociaż mieli dużo karmy, zabawek, posłań, obroży i kocyków, to ten konkretny piesek zasługiwał na własny kocyk, posłanie oraz obrożę i smycz. A no i jeszcze były leki, które należało mu podać. To wszystko Brenna dorwała w ciągu tego kwadransa wolnego, jaki zdążyła wygospodarować pomiędzy chwilą, w której sprowadzili psiaka i urządzili mu kąpiel przed posiadłością (skrycie wołając Danielle, czy przypadkiem nie chciałaby pomóc w opiece - skrycie, by mama nie zobaczyła psa ZANIM pozbędą się pcheł, bo choć Elise Potter miała wbrew pozorom miękkie serce, to na pewno nie tolerowałaby żadnych pasożytów), a tym momentem.
- Naprawdę? Mam wrażenie, że patrzą na mnie jak zwykle - stwierdziła Brenna lekkim tonem. - To znaczy, wiesz, nie to, że nie patrzą dziwnie, po prostu nic się nie zmieniło. Nie jestem pewna, czy byliby zaskoczeni, gdybym powiedziała, że przygarnęłam psa, kota, kanarka, dwie fretki i przypadkowego chłopaka, który stał przed Dziurawym Kotłem i mi powiedział, że nie ma gdzie mieszkać...
Oczywiście, nigdy by tego nie zrobiła.
Opłaciłaby przypadkowemu chłopakowi tydzień noclegów w Dziurawym Kotle i prześwietliła go siedem pokoleń wstecz, sprawdziła widmowidzeniem, aurowidzeniem i jasnowidzeniem - ściągając w tym celu Dani i Idę - i dopiero wtedy wtedy myślała o dawaniu mu dachu nad głową. W końcu mógłby być zagrożeniem.
Co innego ktoś, kogo znała. Wtedy bardzo możliwe, że od razu zabrałaby go do posiadłości.
(Choć takiego też by sprawdzała. Nawet nie ze względu na siebie. Za to przez wzgląd na innych domowników już owszem: ich życiem nie miała prawa ryzykować)
Jeżeli zaś szło o psa, kota, kanarka i fretki, wszystkie jednak zostałaby zaproszone do domu bez wahania, chociaż w nowo nabytej paranoi, zapewne po sprawdzeniu magią, czy przypadkiem nie są animagami.
- Myślisz, że Derwin marzy o psie? - spytała Brenna, a kąciki ust drgnęły jej lekko. - Bo w tym schronisku zostało ich jeszcze całkiem sporo... - wymamrotała, zaglądając do pomieszczenia. Najchętniej dałaby dom tym wszystkim zwierzakom, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że już trzy to sporo. A im "wpadł" pod opiekę właśnie czwarty... Tymczasem w domu było przecież jeszcze mnóstwo sów, bo niemal każdy domownik posiadał własną. - Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale przychodzimy z darami! I eee... zaraz... taką specjalną pastą, która ma go odrobaczyć...  Wiecie, myślałam, że opieka nad zwykłymi zwierzakami jest łatwiejsza nad tymi magicznymi, ale okazuje się, że nie. Te wszystkie środki, pigułki, karmy, tresura... Wczoraj próbowałam nauczyć psiaki aportowania, ale chyba tylko Gałgan rozumie ideę. Ponurak i Łatek zakładają, że chodzi o to, że to ja biegnę za piłką i im ją przenoszę - paplała radośnie Brenna, jakby wcale, ale to wcale nie spędziła tego ranka na szukaniu informacji o nieudanych aportacjach, przyczynach zakłóceń magii i nie planowała jutro małej wycieczki na owiane grozą Mgliste Mokradła. To nie miało teraz znaczenia, gdy była tutaj, w otoczeniu rodziny.
I psów, oczywiście.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#3
24.06.2023, 23:28  ✶  

Każda rodzina miała swoje tajemnice lub cechy, które można uznać, że wyróżniały ją na tle innych, czarodziejskich rodów. Niektórzy trzymali Voldemorta w piwnicy, która jednocześnie stała się jego noclegownią i bazą wypadową. Inni z kolei wieszali ludzkie głowy pod samym sufitem i oburzali się, gdy ktoś zwrócił im uwagę, że to trochę dziwne i obrzydliwe. Przykładów można by podawać jeszcze bardzo wiele, ale jedno było pewne - pośród tej całej śmietanki towarzyskiej, Longbottomowie z chęcią ratowania wszystkiego co się dało, wypadali chyba najnormalniej.

Nic dziwnego zatem, że widok kompletnie obcego psa w ich posiadłości nie był dla niej zaskakujący. Jeżeli już coś miałoby ją zaskoczyć, musiałby być to jakiś magiczny, najlepiej egzotyczny zwierz, który akurat potrzebował pomocy, a któryś Longbottom całkowicie przypadkowo znalazł się w pobliżu, gotowy jej udzielić. I ona, jako osoba do bólu empatyczna, nie miałaby w sumie żadnego ale. Wszelkiej maści zwierzęta kochała całym sercem (oczywiście, nie w takim stopniu jak jej przyjaciółka Jackie), a psy to już w ogóle.

Rozsiadła się wygodnie na kanapie, z zamiarem interakcji i zapoznania z kolejnym nowym domownikiem. Psiak wydawał się być niezwykle zainteresowany kanapką, którą akurat trzymała w dłoniach - wskoczył kanapę i usadowił się tuż obok, kładąc łapkę na jej kolanach. Zerknęła to na futrzaka, to na przekąskę i uznała, że w sumie to ona nie jest jakoś bardzo głodna, a zwierzak tak intensywnie machał ogonem, że nie potrafiła mu odmówić. Nie oszukujmy się, tylko człowiek bez serca potrafiłby to zignorować.

Z zadowoleniem dostrzegła, że przekąska musiała być wyjątkowo smakowita - zniknęła właściwie na dwa, może trzy gryzy. Futrzak nie przestawał merdać ogonem, a jego nos poruszał się szybko, jakby z nadzieją, że wywęszy więcej smakołyków.

- Nic więcej nie mam... - uniosła ręce w geście obronnym. Terrier skorzystał z okazji, by językiem przesunąć po jej dłoniach, co sprawiło, że roześmiała się krótko. - Aha, taki z ciebie manipulant? Nie jestem pewna, czy takie zwierzaki jak Ty powinny jeść szynkę. Ale ukradniemy zaraz jakąś puchę Gałganowi, nawet nie zauważy, że mu zniknęła, a jak zauważy, powiemy że to Ponurak, nie będzie miał nic przeciwko i na pewno mu się upiecze. Jak masz na imię? Niech zgadnę... czy to Biszkopt? Albo Muffinek? - nawijała sobie do zwierzaka, czego ten cierpliwie słuchał. Stopniowo osuwała się do pozycji leżącej, a zwierzak wraz z nią; nawet nie wiedziała kiedy, a jej powieka stała się ciężka i samoistnie się zamknęła.

Nie była pewna, ile trwała jej drzemka. Miała dosyć lekki sen, dlatego charakterystyczny dźwięk skrzypnięcia bez problemu ją obudził - uchyliła oczy, dostrzegając swoje kuzynostwo, obładowane wyprawką dla futrzaka, niczym muły transportowe.

- Skąd go macie? Jest przeuroczy... - zaczęła, najpierw niemal bezgłośnie, co by zwierzaka nie obudzić. Ekscytacja brała nad nią górę i musiała się nią z kimś podzielić, a nikt od Brenny i Erika by jej lepiej nie zrozumiał. - Trochę śmierdzi zmokniętym psem i dostrzegłam kilka pcheł, które skakały mu po głowie, ale to chyba mały problem, z którym szybko się uporamy. Macie ze sobą jakieś przysmaki? Wyżebrał ode mnie kanapkę i chyba mu mało, bo prosił o więcej - gadała, nieświadomie coraz to głośniej - śpiący wcześniej terrier powoli przebudził się i po dosyć intensywnym przeciągnięciu, zeskoczył z kanapy, wyraźnie zainteresowany przybyłymi. Danielle zmarszczyła lekko brwi, jakby dotarł do niej sens słów Brenny.

- Znaczy Ponurak i Łatek są najmądrzejsi z całej trójki. Po co mają biegać za jakąś głupią piłką, skoro Ty możesz im przynieść? - zapytała z wyraźnym rozbawieniem. 



let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
29.06.2023, 00:19  ✶  

Zdusił w sobie głębokie westchnienie. Po tylu latach pracy w departamencie zdążył się już przyzwyczaić, że ich nazwisko kojarzyło się dosyć... specyficznie. Nie dość, że Longbottomowie od pokoleń mieli dosyć ścisłe powiązania z siłami bezpieczeństwa, to jeszcze trafiło się, że całkiem sporo roczników w rodzie postanowiło kontynuować rodzinną tradycję. Reputacja sama się budowała.

— To zależy, jak bardzo się dzielisz z naszymi znajomymi z pracy podwyższoną czujnością przez ostatnie... zdarzenia na scenie społeczno-politycznej — odparł lekkim tonem, odwołując się oczywiście do nabierającego na sile konfliktu ze zwolennikami Czarnego Pana. — Gdybyś przyjęła tego chłopaka spod Kotła do domu bez sprawdzenia, to dałabyś sygnał, że... zmiękłaś. A teraz nawet my zastanawiamy się nad niektórymi decyzjami po kilka razy.

To nie tak, że zmienili się o sto osiemdziesiąt stopni i chęć zawarcia przyjaźni z całym światem gwałtownie zmalała tudzież zmieniła się w czystą nienawiść do każdego, kto miał inne zdanie od nich. Przynajmniej jeszcze nie. Ciężko było jednak nie zmienić swojego podejścia, zwłaszcza gdy oboje byli w szeregach aż dwóch organizacji starających się zwalczać wpływy Śmierciożerców w Wielkiej Brytanii.

— A kto nie marzy o psie, gdy masz magię na podorędziu? — Wzruszył ramionami. Gdyby nie magiczne zdolności pewne aspekty opieki nad czworonożnym podopiecznym byłyby dużo bardziej uciążliwe, a tak łatwo było je wyeliminować z codziennego życia. — Jeszcze kilka wizyt, to zostaniemy honorowymi sponsorami tamtego przytułku. Szanuję, że próbujesz rozszerzyć naszą działalność charytatywną.

Uśmiechnął się przepraszająco do Danielle, gdy jego wtargnięcie ją rozbudziło. Na szczęście paplanina Brenny dosyć sprawnie zatarła ślady zażenowania detektywa. Przycupnął na krawędzi łóżka, co by mieć obie kobiety w polu widzenia.

— Znaleźliśmy podczas spaceru w Szkocji — wytłumaczył zdawkowo, domyślając się, że zapewne siostra będzie chciała przedstawić o wiele bardziej szczegółową wersję historii. Ze wszystkimi dramatycznymi fragmentami.

Uśmiechnął się uspokajająco do psiaka, jednak nie rzucił się od razu do tego, aby go podrapać za uchem. Wolał, żeby zwierzak przywykł do obecności kilku osób w pokoju o tak małym metrażu. Zwłaszcza dosłownie chwilę po przebudzeniu. Biedak pewnie dalej był nieźle zestresowany po ostatnich przeżyciach.

— Coś w tym jest, Dani — wtrącił się do rozmowy, stając po stronie kuzynki. — Może są trochę wygodnickie, ale mieszkają w posiadłości. Wszyscy jesteśmy tu trochę rozpuszczeni. A jak dobrze wiadomo, zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli. Tak samo, jak z dziećmi. — Zmarszczył brwi. — Tylko wtedy to odnosi się rodziców, a nie właścicieli. Tak dla jasności.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.06.2023, 09:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.09.2023, 18:17 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna przystanęła na moment i spojrzała na brata, uśmiechając się półgębkiem. Zarówno z powodu jego uwagi odnośnie tego, że „zmiękła”, jak i tego, jak ładnie to wszystko ujął: zdarzenia na scenie społeczno – politycznej.
- Jak myślisz? Przyjęłabym go? - spytała tylko, nie dzieląc się żadnym ze swoich przemyśleń o wynajmowaniu pokoju i sprawdzaniu wszystkich krewnych żywych i martwych, jakby była naprawdę ciekawa, jak odpowie na to Erik. Choć prawda była taka, że wciąż nie umiała odmówić pomocy, to przy jej udzielaniu była dużo ostrożniejsze teraz niż jeszcze pięć lat temu. A przed dekadą? Wtedy otworzyłaby chyba drzwi domu absolutnie przed każdym i nawet nie pomyślała o tym, aby zadawać jakiekolwiek pytania... – I wiesz co? Ty się dziwisz, że mówię, że powinieneś aspirować na Ministra Magii… - dodała jeszcze z tonem rozbawienia w głosie. Sam sposób, w jaki się wyrażał jej zdaniem idealnie pasował do świata polityki.
Z drugiej strony Erik był trochę za dobry na polityka.
Jeśli któreś z nich zmiękło, a raczej nie utwardziło się dostatecznie, to Brenna obawiała się, że on. Erik miał dobre serce i to nawet w tych ciężkich czasach nie obrosło jeszcze lodem. A politycy musieli być bezlitośni, aby utrzymać się na stanowisku i faktycznie wprowadzić jakiekolwiek zmiany. Zwłaszcza w ich świecie.
- To było przeznaczenie, tak chyba mogę to ująć – uzupełniła opowieść brata, kiedy już wtargnęli do pokoju do Danielle. Uśmiechnęła się mimowolnie na widok kuzynki oraz zwierzaka. – Można powiedzieć, że… za jego sprawą skończył w ramionach Erika.
Oraz za sprawą jej różdżki.
Brenna też nie rzuciła się do psiaka, za to podeszła do najbliższego stolika, żeby zacząć układać tam te wszystkie przyniesione dla niego rzeczy. Zamarła jednak, kiedy Danielle wspomniała o pchłach. Pchłach!!!
- Pchły? – powtórzyła z naciskiem, podchodząc do psa. Dość powoli, tylko dlatego, żeby go nie przestraszyć, choć miała chęć rzucić się do niego biegiem. Pochyliła się, jakby oczekiwała, że od razu dostrzeże te paskudne insekty gdzieś pośród sierści. – Przecież kąpałam go natychmiast, gdy przyszliśmy… słodki Merlinie, trzeba natychmiast zabrać go na zewnątrz i zafundować mu kolejną kąpiel. I nie wymawiaj tego słowa... na "pch" znaczy się... kiedy mama jest w domu. Jeśli ona zorientuje się, że wpuściliśmy do domu psa z… pchłami… - tu zniżyła głos niemalże do szeptu, jakby w obawie, że pani Longbottom stoi pod drzwiami i podsłuchuje, gotowa wpaść tu z płonącym mieczem. - … to wywali mnie razem z tym psem. Na szczęście dokupiłam szamponu…
Tu wskazała na stolik, gdzie stała świeża buteleczka. Ostatnio już się kończył po kąpielach wszystkich innych psiaków, może więc użyła go za mało?
– Erik, wypluj to – oświadczyła stanowczym tonem, zwracając spojrzenie na brata, kiedy wspomniał o upodobnianiu się do swoich właścicieli. – Jeśli te psy upodobnią się do nas, to za dwa tygodnie Łatek przyniesie szczeniaka w zębach, za miesiąc Ponurak stanie na progu z jakimś wychudzonym kolegą, a za dwa miesiące Gałgan postanowi zagonić nam do domu jakąś kotkę. Ciężarną. Która urodzi ze trzy młode. To znaczy, nie tak, że miałabym coś przeciwko, ale mama mogłaby trochę ciężko to znieść, a nie wiem, czy zdołam ich wszystkich wtedy ukryć w swoim pokoju…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#6
01.08.2023, 18:23  ✶  

To, że w domu regularnie przybywało zwierząt nie dziwiło nikogo i nawet ciocia Elise zdawała się do tego przywyknąć, choć nie podchodziła do tego tak entuzjastycznie jak chociażby jej tata. Trafiali do nich nie tylko ludzie, którzy z jakiegoś powodu potrzebowali schronienia, ale i psy, ranne sowy (które po powrocie do zdrowia decydowały się na pozostanie w posiadłości na stałe, mimo możliwości odlotu), bezdomne kociaki.

Podczas spaceru w Szkocji? - uniosła lekko brwi. - A co z jego właścicielem, próbowaliście go szukać? - zapytała, bardziej proforma. Wiele ludzi miało niestety przedmiotowe podejście do zwierząt, a do zguby swojego pupila podchodziło bez większych emocji. Niestety, nie zdziwiłaby ją informacja, że właściciel nie szukał swojego zagubionego zwierzaka. Oburzała, ale nie dziwiła.

Z nieukrywanym rozbawieniem obserwowała reakcję kuzynki na wieść o pchłach. Wiedziała, że Brenna nie boi się kilku małych owadów, które wystarczyłoby potraktować jakimś banalnym zaklęciem, a przede wszystkim obawia się reakcji cioci Elise.
- Nie zorientuje się... - zaczęła, podnosząc się z kanapy, w międzyczasie posyłając porozumiewawcze spojrzenie do kuzynostwa -... jeżeli ogarniemy sprawę przed jej przyjściem, a żadne z nas się nie wygada - dodała. To nie tak, że chciała oszukiwać ciocię czy robić jej na złość. Matka Brenny oraz Erika cieszyła się dużym szacunkiem w oczach wszystkich domowników, a Danielle po prostu uznała, że dorzucanie jej zmartwień w postaci kilku skaczących owadów, których mogą pozbyć się w kilka minut nie jest warte psucia nastroju starszej Longbottom. I wszystko wskazywało na to, że nie była jedyną osobą, która w ten sposób pomyślała. W międzyczasie machnęła różdżką, transmutując jeden ze stolików w wannę, którą po chwili wypełniła wodą. W końcu kąpiel to kąpiel, prawda? Kompletnie umknęło jej to, że Brenn owszem, wspomniała o kąpieli, ale na zewnątrz. Poza tym, co złego może się stać, poza odrobiną wody na podłodze?

- Skoro dzieci upodabniają się do rodziców... Brenn, kiedy zmienisz się w ciocię? - zapytała ją, bardziej dla zaczepki, bo wiedziała, że odpowiedź brzmi "nigdy". Gestem zachęciła psa, by podszedł bliżej prowizorycznej wanienki. Zerknęła na kuzynostwo. - Na szczęście nie zauważyłam jeszcze, żeby Łatek biegał z paczką pączków po domu i rozdawał każdej napotkanej osobie, choć coś wydaje mi się, że to kwestia czasu. Gałgan za to ma predyspozycje na pajaca i nie mówcie mi, że nie



let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
13.09.2023, 20:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2023, 22:05 przez Erik Longbottom.)  

— Tak. Gdybyś się wahała, to możliwe, że posłałabyś go do domku ogrodnika. A gdybyś już kompletnie była skonfundowana, to po kilku minutach wyleciałoby od nas stado sów, bo szukałabyś mu jakiegoś kąta u naszych znajomych — powiedział, siląc się na beztroski ton.

Zamilkł, gdy siostra odniosła się do jego potencjalnej kariery w świecie polityki. Ostatnio myślał o tym nieco bardziej na poważnie, jednak dalej uznawał, to za mrzonkę swojej rodzinki. On na stanowisku Ministra Magii. W kraju (i w rządzie) musiałoby bardzo źle się dziać, żeby wzięto pod uwagę jego kandydaturę. Bądź co bądź, chociaż był rozpoznawalny w ich społeczności, tak pod względem kariery nie był jakiś wybitny. Był tylko detektywem. Bones czy Moody byliby dużo lepszymi kandydatami, gdyby ktoś z departamentu miałby się zgłosić na to zaszczytne stanowisko.

— Próbowaliśmy, ale w hotelu nic nie wiedzieli na ten temat. Jak mówi Brenna: przeznaczenie — Pokiwał głową, w pełnej rozciągłości zgadzając się z młodszą siostrą w tej kwestii.

Na wspomnienie o pchłach, przesunął się o kilka centymetrów, przyglądając się uważnie pościeli, jakby chciał się upewnić, że te nie biegają już wte i we wte, szukając nowego... żywiciela. Ugh, kąpiel zdecydowanie była dobrym pomysłem. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?

— Jeszcze rozumiem analogię do Łatka i Ponuraka, ale Gałgana? — Odwzajemnił spojrzenie siostry, ale widząc zdecydowanie wymalowane na jej twarzy, zaczął się zastanawiać, czy sam o czymś nie zapomniał. W końcu mieli ostatnio sporo na głowie, ale chyba... — Nie przyjęliśmy nikogo ciężarnego, prawda? — Zmarszczył brwi, zerkając na Danielle, sądząc, że ta w razie czego potwierdzi lub zaprzeczy jego słowom. — Bo w sumie mieszkają u nas Crawleyowie, Julian i Thomas... Z tego, co wiem.

Do czego to doszło, że człowiek może nie wiedzieć z kim właściwie mieszka w jednym domu, pomyślał. Charles mógłby równie dobrze sprowadzić do posiadłości swoich znajomych, a Longbottomowie pewnie zorientowali się po kilku dniach. Lub tygodniach. Bądź co bądź, zdarzało im się przyjmować gości o najróżniejszych porach, toteż widok Heather Wood czy Camerona Lupina przy porannym stole kilka dni rząd, nie zwróciłby zbytnio uwagi. Przynajmniej nie ze strony Erika.

— Jest gorzej, Dani. Jest matką chrzestną. To jak taka ulepszona ciotka, która ma więcej obowiązków, ale też na więcej sobie może pozwolić. Tylko poczekaj, aż córa Nory pójdzie do szkoły. Wtedy to dopiero się zacznie — odparł, kompletnie ignorując to, że ta definicja pasowała również i do niego. Gdzieś tam z tyłu głowy zaświtała mu myśl, że musiałby dorównać Brennie, gdyby ta postanowiła go przebić, ale przecież w kwestii Mabel walczyli ze sobie bardzo fair i nie stosowali brudnych taktyk. Przynajmniej do tej pory. — Prawda, Brennie?

Parsknął śmiechem na słowa kuzynki. Co prawda, to prawda. Psy zdążyły już spędzić jakiś czas w posiadłości, obyły się z podwórkiem, więc przejawiały coraz więcej charakterystycznych cech charakteru i rytuałów. U Ponuraka było to stosunkowo łatwe do wykrycia, bo jeśli nie siedział schowany w pokoju Erika lub Charlesa, to po prostu nie było go widać. A to też wiele o nim mówiło.

— Dobrze, że nie mamy pod domem żadnego sklepu. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby dziadek postanowił wytresować któregoś psiaka, żeby mu przynosił tytoń do fajki? — Zdusił w sobie parsknięcie śmiechem. Szanował Godryka, toteż żartowanie z niego nie było wyjątkowo łatwe. Nie, kiedy jedno spojrzenie potrafiło odmłodzić Erika o dwadzieścia pięć lat i sprawić, że machinalnie stawał za plecami matki, gdy przychodził czas konfrontacji. — Przynajmniej zawsze jest... żywo w domu.

Najgorsze, co mogłoby się przydarzyć rodzinie tak kontaktowej i chętnej do szukania towarzystwa innych czarodziejów i czarownic, to właśnie samotność. I chociaż domownicy i ich historie mogły być źródłem nie lada rozrywki, tak zwierzęta wnosiły do domostwa coś zupełnie nowego. A już zwłaszcza dla Erika I Brenny. Gdy byli dziećmi nie mieli szansy doświadczyć na własnej skórze, jak to jest wychować psa czy kota kompletnie od zera i ja własną rękę. No.. Chyba, że sowy rodziców i dziadka pasowały do tego zestawienia. Akurat ptaków pocztowych w rezydencji zawsze było pełno.

Może gdyby rodzina nie była tak zajęta wystarczyłaby im jedna sowa, ale było wręcz przeciwnie! Zarówno rodzice jak i dziadek rodzeństwa byli wyjątkowo zajęci. Praca w Ministerstwie Magii, Godryk prowadzący spotkania Srebrnych Różdżek... I tak ziarnko do ziarnka, list do listu, a w porach obiadowych parapety kuchni i jadalni roiły się od wielobarwnych sówek spragnionych zapłaty za usługi pocztowe. W formie smakołyków ma się rozumieć.

— Chyba mi nie powiesz, że nie mam racji? - Uniósł sugestywnie brwi.

Wspólna adopcja była prawdopodobnie jedna z najlepszych i najbardziej rozsądnych decyzji, jakie podjęli. Zwłaszcza, gdy wzięło się pod uwagę to, że na swój sposób kopali swój własny grób poprzez dosyć otwarte działania na szkodę Śmierciożerców i Czarnego Pana. Czym w porównaniu do tej lekkomyślności było wpakowanie do posiadłości rodowej kilku zabiedzonych psów?

Wystarczyło na nie spojrzeć. Chociaż ich stan diametralnie się poprawił, czasami dalej było po nich widać, że spędziły w mugolskim schronisko trochę czasu. Czy mogli pomóc innym zwierzakom w tym przybytku? Być może, jednak co najwyżej w formie paczek lub dużego czeku. Gdyby się tam wybrali osobiście, ryzyko, że wrócę z kolejną wataha drastycznie wzrastało.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
15.09.2023, 13:42  ✶  
- Błąd, braciszku. Gdybym go znała, wzięłabym go do nas. Gdybym go nie znała, opłaciłabym mu nocleg, ukradła mu coś i sprawdziła widmowidzeniem, czy przypadkiem to nie zwolennik Voldemorta. I dopiero potem zaczęłabym szykować mu pokój – stwierdziła Brenna, szturchając lekko brata. – Na wypadek, gdybyś ty chciał kogoś adoptować, zapamiętaj procedurę. Widmowidzenie, aurowidzenie, jasnowidzenie, i potem może z nami zamieszkać. Chyba że to taki Thomas, oczywiście.
Charliego w końcu już na starcie potraktowała widmowidzeniem i rozmawiał z aurowidzem. Gdyby chodziło tylko o jej życie, Brenna na pewno nie wahałaby się długo. Ale w domu mieszkały także inne osoby, i ich zwyczajnie nie miała prawa w takich sytuacjach narażać.
– Jeszcze nie – skwitowała jego pytanie. Ton, jakim to wypowiedziała, jasno wskazywał na to, że uważa, że to wyłącznie kwestia czasu. I tego, czy będzie to ciężarna kotka, suczka ze szczeniakami czy jakaś czarownica czystej krwi, która ma urodzić dziecko mugola.
Erik miał sporo racji. Gdyby nagle Danielle postanowiła zakwaterować im jakąś swoją koleżankę, Charlie spytał Heather, czy chce tu zamieszkać albo Erik uznał, że ktoś z pracy potrzebuje dachu nad głową, o ile ta osoba nie byłaby jakoś podejrzana – Brenna początkowo nie zorientowałaby się, że domowników przybyło. A jakby już to odkryła, po prostu zapytałaby, czy powinna dostawić coś do pokoju.
– Dlaczego wtedy się zacznie? Gdy pójdzie do Hogwartu, będziemy rzadziej ją widywać. Muszę nadrabiać ten czas teraz.
Czy ta walka była fair? Brennę hamowało w niej głównie to, że nie chciała nadmiernie przytłoczyć Nory. Nie przeszkodziło jej to jednak na zarzucaniu chrześnicy całą masą prezentów, a także zapisaniu niedawno kupionego w Londynie mieszkania właśnie na Mabel. Jeżeli jej matka chrzestna przeżyje dostatecznie długo, dzieciak dostanie je na osiemnastkę… ewentualnie inne, gdyby do tego nazbyt się przywiązała. Jeśli zginie – Mabel będzie miała zapewniony przyzwoity start.
– Ja i mama, Danielle? Pod jakim względem? Tym, jaką ma świetną fryzurę, czy że wszyscy stajemy na baczność na jej widok? Bo obawiam się, że pod żadnym z tych względów nigdy jej nie dorównam – żartowała. Spojrzała na wannę, zawahała się, ale ostatecznie zakasała po prostu rękawy. Ostatecznie potem usuną plamy z wody za pomocą magii, a sama wanna przecież i tak zniknie. – Ostatnio kąpiel chyba średnio się mu podobała, więc mogę potrzebować pomocy. A co do dziadka… Dobrze, że dom jest taki wielki, a on i tak głównie siedzi w swoim gabinecie, inaczej pewnie wywaliłby mnie stąd razem z psami.
Ewentualnie odpuścił, bo przyniósł je wszystkie także Erik. To on był tym idealnym potomkiem, dziedzicem czystej krwi, nie Brenna czy którakolwiek z jej kuzynek. Stanowiło to jeden z powodów, dla których unikała zebrań Srebrnych Różdżek.
Pośród śmiechów, żartów i chlapania wodą, ponownie wykąpali psa, przy okazji przemaczając ubrania całej trójki. I część mebli, kiedy ten otrząsnął się na samym środku salonu. Brenna uznała to za procedurę niewystarczającą i kolejne pół godziny spędziła jeszcze ze szczotką, obok miednicy z wodą, upewniając się, że żadna pchła nie ostała się na grzbiecie psa – który dostał wielką kość na czas tych wszystkich zabiegów. A potem trójka rodzeństwa wspólnie wyszła do sadu, wraz z całą, psią hałastrą, zamieszkującą Dom Longbottomów.
Był to jeden z ostatnich aż tak beztroskich wieczorów… przynajmniej na jakiś czas. Tego dnia jednak jeszcze nie wiedzieli, że zawisło nad nimi złowrogie widmo Beltane i Voldemorta, i że wkrótce domowników raczej ubędzie niż przybędzie.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1565), Erik Longbottom (1640), Danielle Longbottom (953)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa