• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02/05/1972] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze || Cameron & Florence

[02/05/1972] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze || Cameron & Florence
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
29.06.2023, 23:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.05.2024, 09:24 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cameron Lupin - osiągnięcie Piszę więc jestem

—02/05/1972—
Namioty medyków, Knieja Godryka
Cameron Lupin & Florence Bulstrode


Z perspektywy czasu, młody Lupin miał ogromne szczęście, że udało mu się umknąć z polany, zanim doszło tam do starcia aurorów z ludźmi Czarnego Pana. Wprawdzie przez takie, a nie inne zachowanie wylądował w samym środku innego dramatu (związanego z duchem, żywym trupem i nikczemną wiedźmą), ale przynajmniej nie musiał unikać śmiercionośnych zaklęć w ferworze bitwy.

Czy to jednak oznaczało, że wyszedł z Beltane bez szwanku? Cóż... Nie. Jego ciało dalej zdobiły drobne ranki, które nabył podczas wspinaczki na pale majowe, na ręce widniał wyraźny ślad po ugryzieniu w kształcie pełnego zestawu ludzkich zębów, a na głowie miał co najmniej dwa guzy – swoiste pamiątki po oberwaniu patelnią od Williama Lestrange. Kto wie, o ile gorszy byłby jego stan, gdyby wraz z Norą Figg nie napotkał w drodze powrotnej jednego z zespołów ratunkowych?

Dzięki Brennie i jej towarzyszowi udało im się wydostać z lasu i trafić pod opiekę specjalistów. Cameron w pierwszym odruchu odmawiał podania leków; pragnął znaleźć swoich bliskich i upewnić się, że dożyli poranka. Niestety, jego ciało odmówiło współpracy i po pierwszym zestawie mikstur regenerujących, zapadł w sen na jednej z leżanek w szpitalu polowym. I dopiero teraz się obudził.

— O cholera — wymruczał, gdy się rozbudził i podniósł do pozycji pół-siedzącej. Omiótł wzrokiem pobliskie łóżka polowe, jednak wyglądało na to, że spora część pacjentów obecnie przebywała w objęciach Morfeusza. — Ej, sorry? — Zaczepił stojącą do niego tyłem kobietę w fartuchu medycznym. — Jak długo spałem? — Przesunął się bliżej krawędzi łóżka, ignorując tępy ból głowy. — Czy znaleźli kogoś jeszcze? Tam w lesie działy się dziwne rzeczy i ja muszę...

Pod wpływem jego paplaniny, uzdrowicielka odwróciła się w jego stronę, a Cameron aż zdębiał. Jego twarz pokryła się czerwienią, gdy zdał sobie sprawę, że ma przed sobą swoją osobistą nemezis, swój najgorszy koszmar, swoją wykładowczynię ze szpitala św. Munga... Florence Bulstrode.

— Czy ja umarłem? To wydaje się... złe — wymamrotał z beznadzieją w głosie.

Kto by pomyślał, że obraz opiekującej się nim Bulstrode zrówna się w jego głowie z tym że wylądował w piekle? Huh.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
29.06.2023, 23:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2023, 23:54 przez Florence Bulstrode.)  
Florence opuściła polanę przed atakiem, odesłana przez Patricka do Doliny Godryka. Tam schroniła się przed nawałnicą i wpatrywała się w okno domu, zaciskając dłonie w pięści w bezradnej obawie. Nie wiedziała, co się działo, ale była pewna jednego.
Jej bracia, Patrick, wszyscy na polanie byli w straszliwym niebezpieczeństwie, a ona nie mogła zrobić niczego, aby im pomóc.
Nic dziwnego, że gdy tylko wiatr zaczął cichnąć, ruszyła biegiem w tym kierunku – i dotarła na miejsce jeszcze nim na dobre rozłożono namiot medyków, zziajana, walcząca o każdy oddech, rozczochrana, zupełnie jak nie ona. Pozwoliła sobie na moment paniki, na próbę odnalezienia najbliższych… aż do chwili, w której zobaczyła pierwszego rannego.
Potem wszystko się ze sobą zlewało.
Zaklęcie. Kolejne zaklęcie. Odmierzanie eliksiru, jednego z tych, które zabrała ze sobą, bo Steward informował ją przecież, że mogą być kłopoty. Panika, tak silna, że omal nie do powstrzymania, kiedy przynieśli Atreusa i Patricka. Przerażenie, towarzyszące jej potem, kiedy opatrywała kolejną osobę, wiedząc już, że Stewardowi nic nie będzie, ale jej najmłodszego brata muszą przenieść do kowenu Macmillanów. Przerażenie starannie skrywane za maską uzdrowicielki. Choć wewnętrznie była cała roztrzęsiona, ruchy miała pewne, a instrukcje pacjentom, osobom, które ich przynosiły i młodszym uzdrowicielom wydawała spokojnym, stanowczym głosem.
Kiedy Cameron się przebudził i odezwał, właśnie nastawiła nogę pewnego jegomościa, który miał pecha walnąć o drzewo, ale szczęście przeżycia. Właściwie nic dziwnego, że chłopak nie rozpoznał jej od tyłu. Włosy Florence były trochę rozczochrane, spódnica pomięta i przybrudzona ziemią. Z dużym prawdopodobieństwem Cameron – ani żaden inny stażysta – nigdy nie widział jej w takim stanie.
Za to ton głosu nie różnił się od tego, jakim zwracała się do niego zwykle. Odwróciła się, tylko na moment.
- „Ej sorry”, panie Lupin? – spytała uprzejmie, teraz machnięciami różdżki wyczarowywała usztywnienie. - Spał pan przez dwie godziny. Jeżeli można polegać na mojej opinii, jest pan dostatecznie żywy, aby po takim czasie wstać z łóżka, bo owszem, znaleziono wiele osób, które potrzebują pomocy uzdrowicieli. A teraz niech pan będzie łaskawy wstać i odmierzyć dwie porcje Szkiele Wzro. Zielona fiolka w mojej torbie – poinstruowała, jakby nigdy nic. Jej torba unosiła się w powietrzu jakiś metr dalej.
Sama obejrzała wcześniej Camerona. Nie wydawał się ranny, jedynie wyczerpany. Sądząc po tym, w jaki sposób zwrócił się do niej na dzień dobry, był nieco skonfundowany, ale jego stan psychiczny raczej nie zwiastował rychłego załamania. Mógł więc pomóc przy innych rannych, bo bogowie jej świadkami, że brakowało im rąk do pracy. Niemożność teleportacji i całe to zamieszanie sprawiało, że na miejsce dotarło w jej opinii zbyt niewielu uzdrowicieli.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
01.07.2023, 23:09  ✶  

W normalnych okolicznościach Cameron cieszyłby się z widoku Bulstrode, która nie prezentowała się tak doskonale, jak zazwyczaj podczas obchodów po szpitalnych oddziałach czy na salach wykładowych. Pewnie sypnąłby z rękawa jakimś żartem. Bądź co bądź, zawsze wydawała się taka... obojętna. Jakby nic nie było w stanie jej zaskoczyć, a jeśli już tak było, to akceptowała dany stan rzeczy, zanim ktokolwiek wychwyciłby jej zdziwienie.

Teraz jednak nie było mu ani trochę do śmiechu. Sam fakt, że kobieta nie miała czasu doprowadzić się do porządku, świadczył o tym, że wydarzenia na Beltane oficjalnie zasłużyły na miano „katastrofy”. Widział, jak Florence radziła sobie w św. Mungu, nawet gdy był przepełniony ofiarami wypadków czy magicznych pojedynków. Zawsze sprawiała wrażenie, że ma wszystko pod kontrolą. A teraz? Teraz wszystko wydawało się nieco... niepewne.

— P-p-przepraszam, pani Bulstrode, — Wyprostował się niczym struna od gitary. To chyba jednak dalej była rzeczywistość. Cholera. — N-n-nie.... J-ja...

Chciał zaprotestować. Czy dwie godziny po tym wszystkim, czego doświadczył, naprawdę wystarczyło? Z drugiej strony, pacjenci nieraz budzili się po operacjach w ciągu trzydziestu-czterdziestu minut. A w tym wypadku Lupin nie był obiektem żadnego większego zabiegu. Wziął głęboki oddech. Bulstrode była bezpośrednio, ale miała rację. Musiał wziąć się w garść.

— J-już się za to biorę — wymamrotał, opuszczając stopy na podłogę.

Włożył buty, poprawił swoje ubranie i sięgnął po jeden z kitlów lekarskich, które odróżniały uzdrowicieli od innych pracowników operujących na terenie niedawno Beltane. Następny krok wydawał się naturalny: ruszył do torby, z której wyjął wspomniany przez kobietę eliksir, a następnie sięgnął po rozłożone w kącie fiolki.

— J-j-jak w-w-wiele osób w-w-wysłał szpital? — spytał, wręczając kobiecie usłużnie odmierzone Szkiele-Wzro.

Rozejrzał się po okolicznych łóżkach, jakby jedno spojrzenie po pacjentach mogło pozwolić mu zorientować się w sytuacji. To był błąd. Teraz gdy w zasięgu wzroku miał więcej łóżek, zdał sobie sprawę, że skala zdarzeń, a także liczba rannych była większa, niż przypuszczał. Nie mówiąc o tym, że pewnie dalej nie dotarli tu wszyscy ocalali.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#4
01.07.2023, 23:30  ✶  
Drażniło ją to. Drażniło ją błoto na spódnicy, drażniły ją włosy, które wydostały się z niewoli frotki i wpadały do oczu, kiedy pochylała się nad pacjentami. Drażniło ją, że nie miała czasu się tym zająć. Drażniło ją, że nie mogła pojechać do kowenu z Atreusem i że nie mogła siedzieć przy boku Patricka. Drażniło ją, że Voldemort w imię idei czystej krwi naruszył świętość sabatu, odebrał wiele żyć i skrzywdził masę czarodziejów, także tych ze „słusznych” rodów. Odsuwała jednak to wszystko na bok i pracowała bez wytchnienia od chwili, kiedy dotarła tutaj, równo z pierwszymi pracownikami ministerstwa. Była uzdrowicielką. Musiała pomagać rannym. A że była w Dolinie Godryka, dotarła na miejsce jako jedna z pierwszych.
- Zbyt niewielu, panie Lupin – odparła, przyjmując od niego fiolkę, a następnie podając ją mężczyźnie o złamanej nodze. Był wyraźnie nie do końca przytomny, wciąż zamroczony z bólu i od uderzenia, ale jego życiu nie groziło już niebezpieczeństwo. – Nie działa sieć Fiuu ani teleportacja. Początkowo na miejscu były pojedyncze osoby, które mieszkają w Dolinie albo uciekły tam podczas Beltane i wróciły zająć się rannymi. Potem parę przybyło razem z pracownikami Departamentu Przestrzegania Prawa. Dopiero przed godziną Błędnym Rycerzem dotarła grupa z Munga, a część z nich wróciła kolejnym kursem, by stabilizować po drodze pacjentów, którzy musieli szybko trafić do szpitala.
Mówiła tak, jak zwykle mówiła w szpitalu, gdy udzielała informacji albo coś tłumaczyła. Rzeczowym tonem, niezbyt szybko, ale i nie wolno. Zdawała się spokojna. Camerona pewnie mogła tym nawet oszukać: nie udałoby się to w przypadku kogoś, kto znał ją lepiej albo był bardzo wytrawnym obserwatorem. I przez cały czas wymachiwała różdżką nad mężczyzną, rzucając kolejne zaklęcia.
– Osoby, które walczyły na polanie, w większości już opatrzono. Wciąż przynoszą jednak ciała i rannych z lasu, który jest przeszukiwany.
I ciał było niestety więcej niż rannych.
Przy wejściu do namiotu zapanowało pewne zamieszanie. Wnoszono dwie kolejne osoby: młodą czarownicę dźwigał na rękach mężczyzna w średnim wieku, a z kolei jakaś kobieta na magicznych noszach przesuwała pojękującego chłopaka.
– Oni potrzebują pomocy! Szybko! – zawołała czarownica, a Florence już ruszyła w ich stronę, pośpiesznie. Pochyliła się nad chłopakiem, ale ledwo spojrzała na niesioną dziewczynę, to na niej skupiła uwagę.
– Panie Lupin, proszę się nim zająć! – nakazała, wskazując na chłopaka. Zdawało się, jakby coś w lesie go poszarpało, krwawił z ran. Dziewczyna jednak padła ofiarą jakichś czarnomagicznych zaklęć: Florence wskazała na łóżko, ledwo co zwolnione przez Camerona, jedno z zaledwie trzech wciąż wolnych, i zaczęła oględziny nieprzytomnej.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
03.07.2023, 23:48  ✶  

Faktycznie. Brenna wspominała coś o tym, że zaczęły się problemy z teleportacją. Osobiście nie doświadczył ich jeszcze na własnej skórze, jednak nie zamierzał też kusić losu. Biorąc pod uwagę, że nie było tutaj zbyt dużo personelu medycznego, pewnie będzie tu siedział dłużej niż większość wolontariuszy. Zwłaszcza jeśli Bulstrode będzie kręciła się w pobliżu.

— A c-co z zapasami? — spytał, gdy już przyswoił skrót ostatnich wydarzeń opisany mu przez Florence. — W Dolinie powinna b-być j-jakaś apteka, tak? P-powinniśmy k-kogoś wysłać.

Skoro ranni dalej nadchodzili, to i eliksiry zaczną kończyć się szybciej, niż będą warzone. Nawet jeśli zbierze się tu same kółko eliksirowarów, to samego procesu produkcji nie uda im się zbytnio przyspieszyć. No, chyba, że zależało im na bardzo krótkotrwałych skutkach tudzież ich braku.

Lupin aż podskoczył, gdy rozległ się okrzyki dochodzące z wejścia do namiotu. Automatycznie cofnął się o pół kroku, jakby oczekując, że ktoś zamierza ich napaść, jednak gdy okazało się, że to kolejna „partia” rannych, stanął u boku swej mentorki.

Tak jak na dyżurach, tak jak na dyżurach, powtarzał sobie w myślach, prostując plecy i biorąc głęboki oddech. Miał ochotę się zaśmiać, ale nie byłby to szczęśliwy śmiech. Wybrał pracę w szpitalu właśnie dlatego, że chciał pracować na miejscu; w kontrolowanych, znanych mu warunkach, gdzie mógłby podchodzić do wszystkiego metodycznie, zgodnie z tym, czego uczył się na kursach, z książek tudzież od innych uzdrowicieli. Leczenie ludzi w wyczarowanym naprędce namiocie zdecydowanie nie wpisywało się w jego ramy idealnych warunków pracy. Ale cóż mógł na to poradzić?

— Przenieś go na tamto łóżko — wskazał przedostatnią z dostępnych koi. Głos zamarł mu w ustach. Skoro dalej znoszono rannych, to szybko może im się skończyć miejsce. Czy do tego czasu, zdołają przenieść, chociaż część pacjentów do Munga lub oddać pod opiekę rodziny? — Proszę.

Podążył za kobietą, sięgając po swoją różdżkę. Zanim jednak zdecydował się na rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia, postanowił zadać wolontariuszce, czy też brygadzistce, która go przyprowadziła kilka pytań.

— Wiadomo, co mu jest? W jakim stanie go znaleźliście?

— Był z tą dziewczyną — Wskazała za siebie, na pacjentkę, która znajdowała się pod opieką Florence. — Jak do nich dotarliśmy, był nieprzytomny, ale jak przenieśliśmy go na nosze, to zaczął kontaktować. Narzekał na ból stopy, ale nie było czasu, żeby...

— Rozumiem — przerwał jej. Wziął głęboki oddech. — Dziękuję, dziękuje. — Zbliżył się do pacjenta. — Posłuchaj: jesteś w namiocie szpitalnym. Twoja przyjaciółka jest już pod opieką specjalistów. Ja jestem Cameron i się tobą zajmę, okej?

Drobne kiwnięcie głową i jęk musiały mu wystarczyć, jeśli chciał dostać jakąkolwiek zgodę na leczenie. Zaczął stosunkowo spokojnie. Okazało się, że chłopak wcale nie był tak bardzo poszarpany; jego ubranie było w okropnym stanie, ale całe rany klatki piersiowej i rąk nie zagrażały życiu. Proces gojenia mógł trochę zająć. Następnie Cameron rozciął materiał spodni przy jednej z nogawek, jednak nie stwierdził na tej nodze zbyt wielkich problemów. Kilka otarć, drobne zranienie, ale nic, co mogło wywołać wielki ból. To przy drugiej nodze zaczęło się robić ciekawie.

— Krwawienie i ugh... Przemieszczenie kości — skomentował pod nosem. — Nic dziwnego, że go boli.. — Przyłożył delikatnie różdżkę do skóry pacjenta, chcąc zredukować krwawienie przy pomocy odpowiedniego czaru. — Musiał spaść z dużej wysokości.

Wiatr? Całkiem prawdopodobne. Cameron poczuł gulę w gardle. Może powinien być wdzięczny za to, że wylądował tak... fortunnie po tym, jak i jego porwał żywioł podczas ucieczki? Parę siniaków to nic w porównaniu z tym. Takich biedaków mogło tam być więcej.

— Mam tutaj zwichnięcie stawu skokowego — odezwał się głośniej do Florence. Dalej był stażystą, a przez szpitalne doświadczenia czuł się w obowiązku informować kobietę o diagnozie i działaniach, jakie miał zamiar podjąć. — Zamierzam oczyścić nogę, a potem naprawić zwichnięcie, usztywnić i zabandażować okolice urazu.

W tych warunkach nie mógł sobie pozwolić na przeprowadzenie dodatkowych testów. Musiał polegać na swojej wiedzy i pamięci, a także osobistych obserwacjach. Wziął głęboki oddech i przystąpił do kolejnych działaniach, starając się trzymać nerwy na wodzy. Eliksirami na łagodzenie bólu zajmie się później. Koniec końców facet i tak będzie musiał wylądować w Mungu, co by otrzymać dodatkowe zalecenia.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#6
04.07.2023, 12:26  ✶  
- Zapasy oszczędzaj – poinformowała Florence. Tylko wyćwiczenie sprawiło, że jej głos nie zabrzmiał ponuro. Bo była bardzo ponura, po prostu nie miała prawa pokazać tego studentowi. Jedna z najgorszych sytuacji dla medyka: gdy masz dwóch pacjentów potrzebujących eliksiru i tylko jedną fiolkę. – Transportują je Błędnym Rycerzem. Zakupiono już pewną ilość w tutejszej aptece, ale jest mała. Posłano kogoś do Sproutów, być może oni podzielą się zapasami.
Ledwo chwilę później nie myślała jednak o zapasach, a o dziewczynie, którą położono na szpitalnym łóżku. Wszystkie symptomy wskazywały niestety na paskudną klątwę, a przy tym jeszcze hipotermię. Skóra za zimna (nie tak, jak „zimnych”, ale prawie), brak reakcji na bodźce, brak reakcji oczu na światło, ciemne ślady pojawiające się na skórze… A Florence nie miała nawet pełnego dostępu do swojej szafki w Mungu, gdzie pięknie poustawiane stały eliksiry oraz kadzidła, każde właściwie opisane, każde na swoim miejscu! Zaciskając mocno wargi rzuciła zaklęcie rozgrzewające i zaaplikowała dwie cenne krople jednego z eliksirów, które miała w torbie. Jednym uchem słuchała przy okazji Camerona.
- Tylko jedna kropla eliksiru przeciwbólowego, brakuje go. Poza tym zaklęcie niwelujące ból, upewnij się, że zadziałało, zanim zaczniesz, magia tutaj wciąż szwankuje. Czy jest wyziębiony? – powiedziała, bo wszystkie wymienione poczynania były zgodne z procedurami. Lupin może się jąkał, ale przynajmniej nie stracił głowy w trudnej sytuacji. Przez zaklęcie „niwelujące ból” zasadniczo rozumiała takie, które pacjenta nieco oszołomi, ale nie brzmiałoby to dobrze w jego uszach, gdyby tak to ujęła. Przy przemieszczeniu kości i przywracaniu ją na właściwą pozycję normalnie powinni go znieczulić, ale to nie była normalna sytuacja.
Florence sama skupiła się znów na swojej pacjentce. Mruczała inkantacje, usiłując rozproszyć skutki rzuconego na nią zaklęcia. Irytacja odezwała się gdzieś w duchu Bulstrode, gdy nie zadziałało za pierwszym i za drugim razem – i nie była pewna, czy to efekt jej własnej niekompetencji, czy może tego, co tutaj się stało.
I o ile jeszcze te dwa lata temu może i dałaby się przekonać do pewnych postulatów śmierciożerców, na przykład, że mugolaki niekoniecznie powinny sprawować wysokie stanowiska, skoro stoją na granicy dwóch światów… To teraz najchętniej udusiłaby Voldemorta gołymi rękoma. Nie tylko przysłał jej tutaj kilkudziesięciu pacjentów, ale jeszcze w jakiś sposób popsuł magię. Jej magię!!! Do czego to podobne, że czary rozpraszające jej nie wychodziły? Ostatni raz jeden z tych czarów nie wyszedł jej, kiedy była na piątym roku Hogwartu!
Mimo całej tej burzy w głowie, Florence zachowywała niewzruszoną minę. Wyraz twarzy miała skupiony. I w końcu… tak, o Bogini… ciemne plamy zaczęły powoli ustępować.
– Przeżyje, ale będzie trzeba przetransportować ją do Munga. Daphne! Daphne, dopisz ją na listę! Ktoś wie, jak ona się nazywa?
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
08.07.2023, 17:06  ✶  

Na usta cisnęła mu się tylko jedna odpowiedź. To za mało. Błędny Rycerz może i nie miał problemów z tym, aby prężnie przemieszczać się między różnymi dzielnicami Londynu, jednak wtedy przewoził tylko ludzi. Teraz musiał znaleźć miejsce zarówno na towary, jak i na pasażerów. A w tym momencie pewnie nawet osoby zawiadujące działaniami na polanie nie były pewne, czego potrzeba bardziej. Chociaż tyle dobrego, że zawczasu wysłano kogoś do wioski.

— M-można dodać aptekę na P-pokątnej do l-l-listy przystanków następnych transportów — rzucił niepewnie. — Odciążymy minimalnie szpital.

Wprawdzie magazyny św. Munga mogły uchodzić za więcej niż pojemne, jednak czy powinni odcinać główną placówkę medyczną Londynu od zapasów? Z czasem większość rannych i tak zostanie tam przekierowana, a jeśli wtedy wyjdą jakieś braki... Może być ciężko. Teraz jednak Cameron nie wybiegał na tyle daleko w przyszłość, proponując pierwsze, co przyszło mu do głowy. Nie mógłby też zaprzeczyć, że z chęcią wypytałby kierowcę, co się dzieje z jego rodzeństwem i czy któreś było obecne przy przekazaniu zapasów.

— Już sprawdzam! — Jak na komendę, Lupin sprawdził temperaturę swojego pacjenta. — Jest w normie. — Wbił na moment wzrok w plecy Bulstrode, starając się przyswoić kolejne instrukcje, zmieniając nieco swój plan działania. — Robi się.

Sięgnął po eliksir przeciwbólowy, patrząc z niejakim niesmakiem na twarz przestraszonego mężczyzny. Informacja o tym, jak małą ilość specyfiku dostanie, zdecydowanie nie napawała go dużym entuzjazmem. Cameron odwrócił wzrok w bok, chcąc zebrać myśli do kupy.

— Wszystko będzie dobrze. To mocny... ekhm... towar — zapewnił rannego, podsuwając mu odpowiednią dawkę mikstury. Nie mógł być jak manekin, musiał się komunikować z pacjentami, bo kto wie, co się tu jeszcze odwali? Część tych ludzi pewnie dalej była w szoku po tym, czego zaznała ubiegłej nocy. Brak informacji na temat sposobu leczenia pewnie wcale ich nie uspokajała.

W głębi ducha cieszył się, że nie mierzy się z klątwą jak jego szefowa. Zaklęcia rozpraszające zdecydowanie nie były jego największym talentem. Gdyby nie braki kadrowe na polanie, pewnie poprosiłby o jakieś przeniesienie do grupy eliksirowarów. Na to pewnie pora przyjdzie, dopiero gdy ruch się nieco przerzedzi lub przywędruje tu kolejna grupa medyków ze szpitala. Oby się pospieszyli, pomyślał przelotnie, mrucząc pod nosem inkantację zaklęcia oszołamiającego. Otumaniającego? Niwelującego ból? W tej chwili wszystkie te określenia zdawały się do siebie ponadprzeciętnie zbliżone.

Dalej przyszedł czas na doprowadzenia zwichnięcia do porządku i... Szło mu to jak po grudzie. Szeptał pod nosem najróżniejsze przekleństwa przy akompaniamencie jęków pacjentów. Upewnił się, że zaklęcie i eliksir zadziałały, jednak najwidoczniej ból dalej robił swoje. Chyba że był to fantomowy ból, a facet jęczał z przyzwyczajenia.

— Już mało brakuje — poinformował sucho, przecierając pot z czoła jedną ręką, a drugą machając różdżką nad uszkodzoną kończyną. — Uwaga, teraz może być gorzej!

Machnął zamaszyście swoim magicznym patykiem. Mężczyzna krzyknął, jednak po chwili zamilkł, jakby sam zdziwiony tym, że faktycznie odczuł jakieś zmiany w ciele; opadł na poduszki, wgapiając się w zwisające nad nim poły namiotu. Tymczasem Lupin wyczarował magiczną szynę i bandaże, które owinęły się wokół rany.

— Dzięki bogom, że chociaż tego nam nie brakuje — skomentował, przysiadając na moment w nogach łóżka, nie zdając sobie nawet sprawy, że słowa te wygłosił na głos.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
08.07.2023, 22:35  ✶  
- Zgłoszę to przed następnym kursem.
Florence mogła mówić bzdury w rodzaju „nie, nie trzeba!” albo „przecież to was biznes” i tym podobne, ale w tej chwili przyjęłaby eliksiry prawdopodobnie nawet, gdyby przyniósł je Voldemort (przynajmniej jak długo miałaby pewność, że zadziałają prawidłowo). Jeżeli Lupinowie chcieli przekazać trochę eliksirów, nie zamierzała na to narzekać. Ograniczyła się więc tylko do tego krótkiego stwierdzenia.
Milczała potem, kiedy Cameron zajmował się swoim pacjentem, a ona skupiała na klątwie, bo w takich sprawach nie było miejsca na rozproszenie. (A przynajmniej rozproszenie uwagi, bo rozproszenie klątwy było więcej niż wskazane.) Daphne – stażystka dopiero z pierwszego roku, ze względu na to, że była dopiero na początku swojej drogi uzdrowicielki, robiąca teraz teraz raczej za „wynieś, przynieś, pozamiataj” niż kogoś zajmującego się poważnie rannymi – przybiegła na wezwanie i przez moment rozmawiały przyciszonymi głosami na temat transportu kobiety i informacjach, jakie trzeba zapisać na jej temat dla uzdrowicieli w Mungu. Kiedy skończyły rozmowę, a do namiotu nie przyniesiono chwilowo nikogo, kto wymagałby natychmiastowej pomocy, Florence podeszła do Camerona i jego pacjenta.
Tego drugiego obrzuciła spojrzeniem pełnym namysłu, zastanawiając się, czy może wiedzieć, jak nazywa się nieprzytomna dziewczyna. Ale zdawał się oszołomiony, zarówno zaklęciem, jak i bólem, obawiała się więc, że jego informacje będą mało wiarygodne. Zresztą, ledwo chwilę później, jego oczy uciekły w tył głowy. Florence pośpiesznie użyła zaklęcia skanującego, ale wyglądało na to, że nerwy, ból i zmęczenie po prostu sprawiły, że w organizmie „zgasło światło”. Mężczyźnie nic już nie groziło, a może i lepiej dla niego, że stracił przytomność…
– Doprawdy, panie Cameron? – powiedziała, zwracając się do Lupina. Chociaż tego im nie brakowało? – Mam dla pana złe wieści. Magia zdaje się tutaj szwankować. Te bandaże i szyna zapewne za jakiś czas znikną i trzeba będzie wyczarować je znowu.
Sama odkryła to jakiś czas temu i naprawdę musiała ugryźć się wtedy w język, aby nie zacząć przeklinać na głos, a w przypadku Florence świadczyło to już o znacznym wzburzeniu. A jeżeli o przekleństwach mowa…
– Prawie wszystko dobrze – stwierdziła, pochylając się nad pacjentem, sprawdzając pobieżnie, w jakim jest stanie, i czy procedury, które zastosował Cameron, przyniosły pożądany efekt. – Prawie, bo był jeden błąd. Nie wolno nam przeklinać przy pacjentach. To ich stresuje. Skoro ja pana słyszałam, ten pan także – mruknęła cicho, nie chcąc obudzić nieprzytomnego. – Przyniesiono tutaj pańską rudowłosą koleżankę. Może się pan teraz za nią rozejrzeć, ale proszę pamiętać, że nie jest jedyną pacjentką. Ani nawet nie jedną z tych w najpoważniejszym stanie, chociaż to powinno pana akurat cieszyć – dodała, rozglądając się po namiocie. Sytuacja, po raz pierwszy od jakiegoś czasu, zdawała się jej jeżeli nie zupełnie opanowana, to prawie opanowana.
Przeszło jej przez głowę, że mogłaby wrócić do Patricka, ale zaraz odgoniła tę myśl. Jeżeli ranni przestaną napływać, powinna myśleć raczej o pójściu do lasu, by pomóc ich szukać i udzielać niezbędnej pomocy na miejscu.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
10.07.2023, 00:11  ✶  

Czy był jakiś powód, dla którego Lupinowie mieliby nie przekazać, chociaż części zapasów dla wolontariuszy? Bądź co bądź, to też podpadało pod udzielenie pomocy ocalałym z festiwalu, skoro nie mogli pomóc na miejscu. Poza tym w służbę medyczną była zaangażowana także Cecylia, jak i Cedric. Na pewno nie przeszliby obojętnie wobec braku różnych specyfików na polanie. Cameron swoją sugestią po prostu... przyspieszał nieco cały proces. Chociaż na tyle mógł się zdać, oprócz bezpośredniej pomocy w namiotach medyków.

Chociaż w całym rozgardiaszu nie zwrócił zbytnio uwagi na to, że Florence nie kontrolowała jego pracy, zajmując się własną pacjentką, tak podświadomie był wdzięczny za to, że mógł to zrobić po swojemu. Może nieco niekonwencjonalnie i w nerwach, ale jednak. Nie pogorszył sprawy, a to jego zdaniem był swego rodzaju sukces. Nie było to jednak nic, z czego powinien być dumny, bo jednak brak wyrządzenia kolejnych szkód ciężko było zaklasyfikować jako wielkie zwycięstwo.

— Ekhm... L-lepiej z-zajmować s-się j-jednym problemem naraz? M-może, chyba, t-tak m-myślę? — zabełkotał, gdy uzdrowicielka znalazła się za jego plecami. [a]— T-teraz b-bandaże działają, więc m-można pomóc innym. G-gdy będzie trzeba mu z-znów p-pomóc, t-to b-będziemy gotowi.
[a]Bulstrode była najwyraźniej lepiej rozeznana z tym, jakie efekty na tutejszą magię wywarł atak Śmierciożerców. Spuścił głowę, gdy przeprowadziła inspekcję jego pacjenta. Wepchnął dłonie do kieszeni fartucha medycznego. Dopiero gdy otrzymał wynik oględzin, wypuścił powoli powietrze z ust. Jak to jednak było w stylu Florence... Każda pochwała niosła za sobą kilka słów krytyki. Kto by się spodziewał, pomyślał pusto Lupin, oblewając się lekkim rumieńcem.

— Rozumiem. Przepraszam. — Uciekł wzrokiem w bok.

Nie było to sprawiedliwe, że nawet w takich warunkach nie mógł pokazać, że też się stresował, a zamiast tego musiał to dusić w sobie. Z drugiej strony... Na wykładach z obchodzenia się z pacjentami chyba faktycznie było coś wspomniane o „właściwym podejściu”. Cóz, nikt nie był idealny.

Oczy mu się rozświetliły, gdy dostał nowe informacje na temat Heather. Momentalnie wpadł w swego rodzaju nostalgiczny nastrój, czując nagłą tęsknotę za dziewczyną. Powinien się znaleźć przy niej teraz, zaraz. Zobaczyć czy nic jej nie jest i dowiedzieć się, co się wydarzyło z jej perspektywy na polanie. Cameron zaczął się gorączkowo rozglądać po namiocie w poszukiwaniu rudej czupryny.

— Dziękuję. Za wiadomość i... opiekę nad nią...? — Zmarszczył lekko brwi, mając nadzieję, że faktycznie trafił i to Flo miała wcześniej pod opieką Wood. Co by nie mówić, była specjalistką, więc wiedziała, co robi. Mógł więc ufać, że jej ocena stanu zdrowia brygadzistki była dobra. — Będę miał oczy dookoła głowy. Obiecuję.

Na większe zapewnienia nie było go w tej chwili stać. Gdy pozwolono mu już na dobre odejść od pacjenta, Cameron ruszył na poszukiwania Heather, mając oczywiście na względzie, że nawet gdy już znajdzie się u jej boku, to nie będzie mógł tam zostać na wieki. Bądź co bądź, miał jeszcze innych pacjentów pod opieką. Przynajmniej na ten moment.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (1761), Cameron Lupin (2373)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa