—02/05/1972—
Namioty medyków, Knieja Godryka
Cameron Lupin & Florence Bulstrode
Z perspektywy czasu, młody Lupin miał ogromne szczęście, że udało mu się umknąć z polany, zanim doszło tam do starcia aurorów z ludźmi Czarnego Pana. Wprawdzie przez takie, a nie inne zachowanie wylądował w samym środku innego dramatu (związanego z duchem, żywym trupem i nikczemną wiedźmą), ale przynajmniej nie musiał unikać śmiercionośnych zaklęć w ferworze bitwy.
Czy to jednak oznaczało, że wyszedł z Beltane bez szwanku? Cóż... Nie. Jego ciało dalej zdobiły drobne ranki, które nabył podczas wspinaczki na pale majowe, na ręce widniał wyraźny ślad po ugryzieniu w kształcie pełnego zestawu ludzkich zębów, a na głowie miał co najmniej dwa guzy – swoiste pamiątki po oberwaniu patelnią od Williama Lestrange. Kto wie, o ile gorszy byłby jego stan, gdyby wraz z Norą Figg nie napotkał w drodze powrotnej jednego z zespołów ratunkowych?
Dzięki Brennie i jej towarzyszowi udało im się wydostać z lasu i trafić pod opiekę specjalistów. Cameron w pierwszym odruchu odmawiał podania leków; pragnął znaleźć swoich bliskich i upewnić się, że dożyli poranka. Niestety, jego ciało odmówiło współpracy i po pierwszym zestawie mikstur regenerujących, zapadł w sen na jednej z leżanek w szpitalu polowym. I dopiero teraz się obudził.
— O cholera — wymruczał, gdy się rozbudził i podniósł do pozycji pół-siedzącej. Omiótł wzrokiem pobliskie łóżka polowe, jednak wyglądało na to, że spora część pacjentów obecnie przebywała w objęciach Morfeusza. — Ej, sorry? — Zaczepił stojącą do niego tyłem kobietę w fartuchu medycznym. — Jak długo spałem? — Przesunął się bliżej krawędzi łóżka, ignorując tępy ból głowy. — Czy znaleźli kogoś jeszcze? Tam w lesie działy się dziwne rzeczy i ja muszę...
Pod wpływem jego paplaniny, uzdrowicielka odwróciła się w jego stronę, a Cameron aż zdębiał. Jego twarz pokryła się czerwienią, gdy zdał sobie sprawę, że ma przed sobą swoją osobistą nemezis, swój najgorszy koszmar, swoją wykładowczynię ze szpitala św. Munga... Florence Bulstrode.
— Czy ja umarłem? To wydaje się... złe — wymamrotał z beznadzieją w głosie.
Kto by pomyślał, że obraz opiekującej się nim Bulstrode zrówna się w jego głowie z tym że wylądował w piekle? Huh.