• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02/05/1972] Rachunek sumienie – poranek po wielkiej wichurze

[02/05/1972] Rachunek sumienie – poranek po wielkiej wichurze
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#1
05.07.2023, 11:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.07.2023, 11:43 przez Bellatrix Black.)  

Nie, żeby sprawiało jej to ogromną przyjemność, jednak postanowiła pojawić się w Dolinie, żeby inni widzieli, że tacy jak ona również przyszli pomóc. Panna Black posiadała umiejętności, które mogły się przydać podczas naprawy strat po wichurze. Nie, żeby ją one nie cieszyły, w końcu oznaczało to, że Voldemort osiągnał to, na czym mu zależało. Ciekawa była, czy w pełni udało się im zrealizować założenia, jednak okaże się to dopiero za jakiś czas.

Napisała krótką informację do przyjaciela, że powinni się spotkać przy Kniei, wiedziała, że nie ma nic lepszego do roboty, bo co może być lepsze od towarzystwa Trixie?

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie działała teleportacja. Musiała się tutaj znaleźć przy pomocy Błędnego Rycerza, który był okropnie zatłoczony. Nie przywykła do takich niewygodnych warunków. Wysiadła z niego niezwłocznie, kiedy tylko zatrzymał się w Dolinie Godryka. Poprawiła włosy - musiały być idealnie związane, żaden kosmyk nie mógł sobie niesfornie fruwać na wietrze. Ruszyła szybkim tempem dalej.

Ubrana była w ciemne, wełniane spodnie, w końcu nie było to miejsce, do którego powinna się stroić i butelkowozielony sweter. Zmierzała przed siebie wypatrując Rabastana, który miał być jej dzisiejszym towarzyszem. Nie trwało to długo, jak zakładała pojawił się tutaj przed nią. Podeszła do niego i cmoknęła go w policzek na przywitanie. - Cieszę się, że jesteś. - Odparła jeszcze z uśmiechem na twarzy. - Muszę ci powiedzieć, że to była chyba najgorsza podróż w moim życiu - Nie byłaby sobą, gdyby o tym nie wspomniała. - Wiele się tutaj musiało wydarzyć, żałuję, że brałam w tym udziału. - Dodała jeszcze.

- Tam chyba jest zbiórka. - Pokazała mu wzrokiem namiot. Ruszyła też w jego kierunku. - Myślę, że dobrze będzie jeśli udamy się do lasu, kto wie, co tam zastaniemy, możemy się na coś przydać na miejscu po tym wszystkim. - Gdyby znaleźli coś niewygodnego mogliby to ukryć, więc można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pokazać się, swoje zaangażowanie i chęć pomocy, a po drugie sprawdzić, czy śmierciożercy nie pozostawili po sobie żadnych śladów.

Stanęli do kolejki w namiocie, gdzie wpisali się jako jedna grupa poszukiwawcza. Mogli wreszcie wejść w las. - Gotowy? - Zapytała jeszcze, chociaż nie mogło być inaczej.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#2
06.07.2023, 00:32  ✶  

W jednym Bella się nie myliła. Rabastan faktycznie nie miał zbyt wiele do roboty. Niezaangażowany w plany Czarnego Pana dotyczące Beltane, ostatnią noc spędził w pracy. Wieści o tym, co się wydarzyło na festiwalu z okazji sabatu, dotarły dopiero pod koniec jego nocnej zmiany, toteż nie miał możliwości uraczyć nielicznych słuchaczy późnych audycji zbyt wieloma szczegółami. Może to i lepiej? Na dobrą sprawę w przestrzeni publicznej dalej było zbyt mało konkretów, więc bardzo chętnie oddał mikrofon innym pracownikom studia Nottów.

Po kilkugodzinnej drzemce w rodzinnej posiadłości, odebrał wiadomość od panny Black. Półprzytomny zapisał na pergaminie kilka słów, które w gruncie rzeczy miały na celu jedno: potwierdzenie tego, że zjawi się na miejscu. Złapanie transportu okazało się nieco problematyczne, jednak dzięki kursom prywatnych przewoźników i jako takiej dostępności Błędnego Rycerza dostał się na miejsce.

Czy było w tym coś dziwnego? On wprawdzie był oficjalnie bezrobotny, a Bella pracowała w Ministerstwie, jednak oboje dzielili jedno: potężne nazwisko. Zarówno hasło Lestrange, jak i Black dla wielu będzie stanowiło wystarczające wyjaśnienie ich obecności. Potężne rody trzymały się razem, a w obliczu t r a g e d i i, która nastąpiła w Kniei, wypadało, aby pojawił się tu ktoś o poważanym statusie.

— Belle — Odwzajemnił powitalny gest, obejmując krótko ciemnowłosą dziewczynę. — Kiedy Błędny uciekł mi sprzed nosa, miałem ochotę wezwać karocę matki albo skrzata. — Zmarszczył nos, poprawiając poły ciemnej szaty. — Zdecydowanie sobie nie radzą z transportem ludzi na miejsce. — Pokiwał potakująco głową. — Przynajmniej teraz tu jesteśmy. To dobra okazja.

Wydał z siebie przeciągłe westchnienie. W pewnym momencie rozległo się nad nimi chrapliwe krakanie. To Edgar; nieodłączny towarzysz Rabastana, postanowił dać o sobie znać. Rabastan poprowadził Bellatriks ku jednej ze ścieżek prowadzących do lasu, które wskazała im inna wolontariuszka, a po chwili zniknęli wśród dzikich chaszczy Doliny Godryka.

— Dostałaś wezwanie z pracy? — spytał. — Podobno po okolicy kręcą się jacyś mugole. Zmieniają im pamięć, żeby uniknąć... incydentów. — Skrzywił się z lekkim obrzydzeniem. — Cokolwiek się tutaj stało, musiało być... widowiskowe.

Powyrywane z korzeniami drzewa w okolicy Polany Ognisk i rozbite na kawałki stoiska z festiwalu były jednymi z wielu dowodów na to, że atak zwolenników Czarnego Pana na pewno napsuł krwi wrogom wielkiej sprawy.


!E1
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
06.07.2023, 00:32  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście na coś dziwnego... Najpierw poczuliście chłód bijący z waszego wnętrza, a później doznaliście omamów słuchowych - cokolwiek znajdowało się w pobliżu, żerowało na waszym strachu.

Jeżeli posiadacie nekromancję na poziomie ◉◉◉◉○ lub więcej (a także jeżeli mieliście styczność z tymi istotami w przeszłości)
Zorientowaliście się, że dziwna istota skryta w cieniu żeruje na waszej energii witalnej, karmiąc się waszym strachem. Jeżeli uda wam się zaklęcie Patronusa, zjawa odejdzie.

Każdy inny przypadek
Czujecie się coraz słabiej, musicie stąd uciekać. Jeżeli posiadacie przewagę teleportacja, udany rzut na translokację pozwoli wam na ucieczkę na kilkanaście metrów w głąb lasu, skąd ucieczka jest już łatwa. Jeżeli nie, musicie wykonać rzut na aktywność fizyczną. Stopień trudności ucieczki wynosi 50, czyli na kości musicie wyrzucić 50 lub więcej oczek. Za każdą ocenę powyżej trolla, do wyniku rzutu doliczacie +10. Jeżeli nie uda wam się uciec w dwóch turach, wasza postać mdleje i zostaje odnaleziona przez inną ekipę ratunkową. Po tym zdarzeniu widocznie postarzała się o przynajmniej 3 lata.

Każda postać z zawadami dotyczącymi aktywności fizycznej, uników, otrzymuje karę -10 do rzutu.
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#4
06.07.2023, 09:46  ✶  

- Dramat z tym transportem, mam nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy, nie przywykłam do tego, że nie mogę się teleportować. - Nie korzystała z opcji, którymi przemieszczało się pospólstwo, sama myśl o tym, że musiała znowu skorzystać z Błędnego Rycerza wzbudzała w niej obrzydzenie. Naprawdę była to dramatyczna dla niej sytuacja.

- Karoca matki brzmi jeszcze w miarę atrakcyjnie, na twoim miejscu bym z tego skorzystała, żeby nie musieć siedzieć obok tych wszystkich ludzi. - Zastanawiała się, czemu Rabastan jeszcze nie skorzystał z tej możliwości.

Uniosła spojrzenie do góry, skąd usłyszała krakanie. Zauważyła kruka. Będą mieli towarzystwo. - Śliczna ptaszyna. - Skomentowała jeszcze.

- Wiesz co, ściągają tu wszystkich, nie ma się co dziwić, pięknie ich załatwili. Zniszczenia są naprawdę widoczne, musiało im pójść tutaj wczoraj całkiem nieźle. - Odparła z uśmiechem na twarzy, bo cieszyła się z sukcesu popleczników Czarnego Pana. Przyjemność sprawiało jej patrzenie na to zamieszanie. Teraz już nikt nie będzie się czuł zbyt pewnie, a o to im przecież chodziło, żeby się ich bali.

- Zmienię pamięć tylu mugolom ilu trzeba, żeby myśleli, że tak skrupulatnie dzisiaj pracuję. - Chociaż chętniej by ich wszystkich po prostu pozabijała, jednak musiała sprawiać pozory. Nie miała z tym problemu, wiedziała, że to słuszne postępowanie i jedyna droga, żeby mogła wtopić się w tłum.

Weszli do lasu. Szli przed siebie dłuższą chwilę, wtedy nagle, zupełnie z nienacka Trixie poczuła chłód. Było to dziwne uczucie, bo zaczęło wypełniać ją od środka. Spojrzała na Rabastana, żeby zobaczyć, czy on również tego doświadczy. - Rabi, coś się dzieje. - Powiedziała do niego, gdyby przypadkiem jeszcze nie ogarnął.

Chwilę później nadeszły omamy słuchowe, to upewniło ją w tym, że nie mogli tu dłużej zostać. Ironia, że zaatakowała ich istota, którą ściągnął tutaj ich pan. Tak to już w życiu bywa. - Musimy uciekać, biegnij ile masz sił w nogach, przed siebie. - Nie zamierzała wiać sama, w końcu byli tutaj razem. Musieli opuścić tę część lasu we dwójkę.

Sama Black zaczęła biec przed siebie ile tylko miała sił w nogach.



Rzut N 1d100 - 80
Sukces!


wiadomość pozafabularna
Mam dwie kropeczki w aktywność fizyczną, więc będziemy dodawać 20 punktów
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#5
06.07.2023, 22:26  ✶  

Skinął krótko głową. Nie miał w zwyczaju dbać o punktualność, a już zwłaszcza w życiu codziennym. Cóż to była za różnica, czy wyściubi nos spod kołdry wraz z pierwszym pianiem koguta o poranku, czy po południu, gdy już większość ludzi zbierała się do obiadu? I tak nie czekały na niego żadne obowiązki, którym nie zdołałby sprostać. Punktualność, od której nieznośnie zalatywało gorliwością, nie była im przeznaczona. Arystokracja nie miotała się bezmyślnie z kąta w kąt, a uważnie patrzyła przed siebie i rozważnie stawiała krok za krokiem.

— Jedynym minusem byłaby uwaga, jaką by do mnie przyciągnęła — skomentował przekornie. Black miała jednak trochę racji. Jeśli drogę powrotną spędzi z nosem przyciśniętym do szyby, bo będzie gnieciony przez resztę pasażerów, to chyba czas się upominać o rodzinny środek transportu. — Samo to, że nie zmieniłem dziś wyglądu, to osiągnięcie.

Czuł się w obowiązku zwrócić na to uwagę. Bądź co bądź, nawet podczas nieformalnych wizyt nieco poprawiał swą aparycję. Zadarł podbródek, przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Chaos, który obecnie ogarnął Dolinę Godryka, dawał im sporą przewagę, jednak czy ich zaciekłość w tym wypadku wyjdzie im w ogólnym rozrachunku na zdrowie?

— Zadziałali dość... bezpośrednio, nie można im tego odebrać — stwierdził neutralnie. Nie przepadał za wchodzeniem na pierwszy plan, więc może dlatego nie podobał mu się tak ostentacyjny pokaz, jednak rozumiał, co skierowało Śmierciożerców na tę ścieżkę. Czarny Pan najwyraźniej oczekiwał szybkich i bezpośrednich efektów. A takie mogła zapewnić tylko konfrontacja. — Oby Ministerstwo spędziło tu jak najwięcej czasu. Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć pośród ruin.

Uśmiechnął się zjadliwie. Niech tu siedzą. Niech szukają. Niech wywrócą całą Knieję Godryka do góry nogami i przekopią cały las. Niech marnują swój czas, gdy lojaliści jedynej słusznej sprawy rośli w siłę. Samo to, jak łatwo grupka zwolenników Czarnego Pana zdominowała Beltane, jawnie świadczyło o tym, jak opieszali byli pracownicy Ministerstwa. Teraz, na pobojowisku, próbowali odrobić swą bierność, jednak czy zda im się to na cokolwiek?

Droga przez głuszę nie była dużym wyzwaniem pod względem fizycznym. Stanowiła raczej sprawdzian spostrzegawczości... Dla tych, którzy chcieli coś znaleźć. Czy ich dwójka pragnęła osiągnąć jakieś konkretne wyniki? Rabastan przede wszystkim chciał zobaczyć na własne oczy, co wyrządzili tutaj ich... współpracownicy. Ewentualnie niesienie pomocy niedobitkom było kwestią drugorzędną. Gdyby tylko nie było tu tak zimno.

— Co masz na myś...

Rabastan zwolnił kroku, aż sam się zatrzymał, czując, że coś jest nie tak. Wbrew jego woli zanurzył się we wspomnieniach, które starał się zostawić za sobą. Niedoszła wybranka serca, której głos zdawał się mu teraz dudnić w uszach. Zrobiło mu się słabo, chociaż miał ochotę podążyć za głosem, zachęcającym go do tego, co by zbliżył się do pobliskiego cienia. Z tego przedziwnego transu wyrwało go dopiero ostrzeżenie Bellatriks.

— W nogi. Jestem tuż za tobą — zarządził, dosłownie chwilę przed tym, jak kobieta zniknęła mu z oczu. Wziął głęboki oddech i rzucił się w tym samym kierunku. Oby szczęście im sprzyjało.


Aktywność fizyczna: Próba ucieczki przed dziwnym stworem
Rzut Z 1d100 - 45
Slaby sukces...
+ 30
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#6
06.07.2023, 23:28  ✶  

Trixie musiała nieco zmienić swoje przyzwyczajenia, kiedy zaczęła pracować. Wymagano od niej, aby pojawiała się o odpowiedniej porze, także punktualność stała się dla niej dosyć istotna. Mimo swojego pochodzenia, które mogło powodować, że zjawia się gdy tylko się jej podba, to traktowała poważnie czas swój i innych. Nie miała w zwyczaju się spóźniać. Uważała, że źle by to o niej świadczyło.

- Czy ja wiem, czy to minus. Wszyscy by o tobie mówili. - Zdecydowanie dla Trixie tylko dodawało to temu środkowi transportu atrakcyjności. Zdawała sobie sprawę, że w przypadku Rabastana mogłoby być zupełnie inaczej. Nie bez powodu ciągle modyfikował swój wygląd i mieszał się w tłumie. No, ale każdy miał swoje upodobania, jedni lubili gdy o nich mówiono, a inni woleli chować się w cieniu.

- To prawda. Myślałam, że będę musiała cię rozpoznać po oczach, jednak zaskoczyłeś mnie dzisiaj. - Wydawało się jej, że bez najmniejszego problemu mogłaby rozpoznać swojego przyszłego szwagra w różnych postaciach. Jego oczy zawsze były tak samo smutne, jakby czegoś mu brakowało. Sporo przeżył w swoim życiu i nadal widać było, że odcisnęło to na nim piętno, a czas nie do końca leczył rany.

- Tak, bardzo bezpośrednio i brutalnie. - Uśmiechnęła się do przyjaciela zadowolona z takiego obrotu spraw. Wreszcie pokazali swoją siłę przed większym gronem osób, teraz wszyscy będą o nich mówić. Z drugiej strony Black czerpała również przyjemność z tych bardziej kameralnych ataków, gdzie mogła trochę popastwić się nad ofiarami, poświęcić im czas. Tutaj zadziałali bardziej hurtowo. Mogli też skrzywdzić czystokrwistych, ale przecież, ofiary mogą się pojawiać, szczególnie, gdy chodzi o osiągnięcie większego celu. Powinni być do tego przygotowani. Kilka żyć, to nic przy tym, co mogli zyskać.

- Patrząc na to, jak wygląda to miejsce śmiem twierdzić, że sporo czasu im zajmie doprowadzenie tego do porządku, względnego porządku. - Nie wydawało jej się, żeby udało im się zupełnie poskładać to w całość, zbyt wiele zostało zniszczone.

- Oni się zaangażują, a my będziemy mogli działać, Czarny Pan będzie rósł w siłę. - Powiedziała cicho zadowolona. Będą mieli czas, aby zająć się kolejnymi działaniami, gdy wróg będzie lizał rany. Idealnie się składało.

Chyba powinni się skupić bardziej na otoczeniu, może wtedy to coś by ich nie zaskoczyło. Na całe szczęście Rabastan również to poczuł. Nie dotyczyło to tylko jej, jeszcze by się okazało, że jest słaba, czego zdecydowanie nie chciała.

Widziała, że na chwilę odpłynął. Zresztą to samo stało się z nią, w porę się jednak opamiętała. Gnała przed siebie bardzo szybko, odwracała jednak co chwilę głowę, żeby mieć pewność, że Rabastan nie został tam sam. Nie pozwoliłaby mu na to, był jej przyjacielem, skoro tu razem przyszli to i musieli opuścić to miejsce razem. Nie widziała innej możliwości.

Na całe szczęście udało im się umknąć tej dziwnej istocie. Oparła się o drzewo, aby uspokoić oddech. - Co to było? - Podejrzewała, że mogła to być sprawka Voldemorta, szkoda tylko, że atakowała wszystkich jak leci.

Po krótkiej przerwie ruszyli dalej w las. Trixie była ciekawa, co jeszcze tutaj znajdą. Szli dłuższą chwilę, wchodząc coraz głębiej w Knieję. Nie było już odwrotu. Rozglądała się uważnie, żeby tym razem nie przegapić ewentualnego niebezpieczeństwa.



!E2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#7
06.07.2023, 23:28  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście na zniszczony dom. Olbrzymie drzewo wyrwane z ziemi wraz z korzeniami przebiło jego dach na wylot, ale w środku nie znaleźliście nikogo. Ktokolwiek tutaj mieszkał, musiał znajdować się poza domem.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#8
07.07.2023, 00:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2023, 00:38 przez Rabastan Lestrange.)  
Zamrugał na słowa przyjaciółki. Sądził, że jego postawa wyjątkowo dobitnie ukazywała, że nie łaknął uwagi, jak co poniektórzy mężczyźni z czystokrwistych rodów (ekhm Longbottom). Wziął głęboki oddech, powstrzymując się od ułożenia dłoni w piramidkę, zanim ponownie przemówił.

— Gdybym chciał, żeby o mnie mówiono, zmieniłbym kolor włosów na wściekły róż i zaczął chodzić w przebraniu klauna na szczudłach przy Alei Horyzontalnej — odparł z kamienną miną. — Po moim naturalnym blondzie możesz wywnioskować, że mi na tym dziś nie zależy.

Metamorfomagia była jedną z niewielu form izolacji, która była całkowicie poza kontrolą jego rodziny. Bywały dni, gdy zmieniał swój wygląd jedynie w minimalnym stopniu. Chociażby po to, aby zminimalizować skutki nieprzespanej nocy. Czasami jednak pragnął anonimowości, a wtedy przywdziewał nową twarz i nową sylwetkę niczym maskę, która mogła go ochronić przed światem. Jeśli nikt cię nie zna, nie jest w stanie rozpoznać i powiązać z innymi, to tak jakbyś nie istniał. Rabastan uwielbiał uczucie wolności, jakie mu to dawało.

— Czy my – Lestrange'owie – mamy jakieś wyjątkowe oczy? — Uniósł z zaciekawieniem jedną brew, sądząc, że tym komentarzem kobieta nawiązuje do swojej relacji z jego starszym bratem. W końcu byli ze sobą ekhm blisko. — Chyba powinienem się mieć na baczności. Wolałbym, żebyś kiedyś nie przekazała tego triku moim drogim rodzicom.

Bądź co bądź, niezależność była towarem deficytowym. Nawet – a może zwłaszcza – w przypadku szlachetnych rodzin czystej krwi. Wielopokoleniowe familie stanowiły podstawę magicznej społeczności; skupiali wokół siebie zarówno spojrzenia podziwu, jak i zazdrości, ale płacili za to cenę w formie ograniczonego życia prywatnego. Wiele aspektów ich codziennej egzystencji było pod kontrolą nestorów i matron rodzinnych, toteż okazja do wydarcia, chociaż drobnych kęsów swobody była nadzwyczaj nęcąca.

— Będą się bać, jeszcze bardziej niż dotychczas — wytknął zdawkowo.

Może pokaz siły w przededniu lata był czymś, czego Czarny Pan potrzebował? Tchórze będą się chować po kątach lub co rusz spoglądać przez ramię w obawie przed kolejnym atakiem. Rabastan miał tylko nadzieję, że nie wypatrzą niczego, co zniweluje przyszłe plany Śmierciożerców. Biurokraci pewnie już szykują jakieś kontrole, pomyślał przelotnie i aż się skrzywił. Współczuł Bellatriks, że Ministerstwo pewnie nagle zaostrzy swoje zasady. Pewnie na pokaz, bo czy naprawdę byli w stanie cokolwiek wyegzekwować w praktyce?

— Prawie mi żal, że nie zostaliśmy zaproszeni — dodał konspiracyjnym szeptem, uśmiechając się półgębkiem. — Zobaczyć go w pełnej krasie, pośród tych wszystkich ludzi...

Siła i potęga były czymś, co nęciło każdego. Niektórzy pragnęli tych rzeczy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, inni po prostu, aby je posiadać, a inni, by za ich pomocą wytyczyć nową, lepszą ścieżkę. A gdy do tego doszła jeszcze charyzma, rezultaty mogły być... nadzwyczaj okazałe. Jak się zresztą na własnej skórze przekonali ludzie odwiedzający festyn na Beltane.

Biegł szybko, jakby od tego zależało jego życie i... dobiegł całkiem daleko. Dreptał swojej towarzyszce po piętach i przede wszystkim nie oglądał się za siebie. Wolał nie wiedzieć, co robiło to tałatajstwo, które zostawili daleko za sobą. Czy dalej tkwiło pośród cieni, czy jednak wychyliło łeb, aby zobaczyć, jak uciekają przed nim w popłochu. Zaczerwienił się na samą myśl. Ucieczka? Nie, nie, nie. Taktyczny odwrót, poprawił się w myślach.

— Skąd miałbym wiedzieć? — fuknął Rabastan, przyciskając plecy do pobliskiego dębu. Wziął kilka głębokich oddechów, starając się powstrzymać odruch wymiotny. Nie nastawiał się na to, że będzie musiał biec, nie mówiąc o nagłej ucieczce przed jakimś stopniu. To byłoby tyle, jeśli chodzi o spacerek arystokraty po wiejskich lasach. — Ten chłód... I ten strach... Miałem wrażenie, że wydobywa się ze mnie, a nie ze... — Zaczął machać rękami w powietrzu, wskazując na wszystko dookoła nich. — Ze świata!

Po złapaniu kilku dodatkowych oddechów, para ruszyła głębiej w las, niezbyt wiedząc, czego mogą się spodziewać po przejściu jeszcze kilku metrów w Kniei Godryka...

Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#9
09.07.2023, 19:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2023, 19:04 przez Bellatrix Black.)  

Zmierzyła go wzrokiem mrużąc przy tym oczy. - Myślę, że w różu byłoby ci do twarzy. Może kiedyś wiesz, pokażesz mi jak się w nim prezentujesz? - Była śmiertelnie poważna, kiedy to mówiła. - Nie musisz od razu na Pokątnej, możesz jak będziemy gdzieś sam na sam, czy coś. Obawiam się, że mógłbyś szybko spaść z tych szczudłów, oczywiście, nie żebym ci tego życzyła. - Zdawała sobie sprawę, że ironizuje, jednak postanowiła pociągnąć to dalej. - Tak, tak, widzę, że ci nie zależy, chociaż czasem, wiesz, nie mówię, że często mógłbyś zrobić coś podobnego, myślę, że twoja matka byłaby zachwycona. - Dodała jeszcze.

- Macie, ale nie jestem pewna, czy każdy jest w stanie do dostrzec. - Mrugnęła do niego porozumiewawczo. Znali się w końcu tak długo, że bez mniejszego problemu byłaby go w stanie rozpoznać pod każdą postacią, a przynajmniej tak się jej wydawało. - Jakbym mogła, lepiej, gdy rodzice nie znają naszych wszystkich tajemnic. - Nie sądziła również, żeby było to potrzebne. Czas najwyższy, aby młodsze pokolenie zaczęło przejmować władzę. Czuła, że już niedługo będą mogli popisać się swoimi umiejętnościami, byli od najmłodszych lat przygotowywani do tego, że to oni przejmą istotną pozycję w świecie czarodziejów. Miała nadzieję, że zdarzy się to już niedługo.

Zdawała sobie sprawę, że musi wykonywać polecenia rodziców, aby do tego doszło. Wydawało jej się, że to chwilowe posłuszeństwo jest warte tego, co dzięki temu osiągną. Wtedy wreszcie będą mogli robić to, co im się będzie podobało. Oczywiście tak, jak oczekuje tego tradycja.

- To jest w tym najważniejsze, strach, mam nadzieję, że dzięki niemu przyłączy się do nas więcej osób. - W końcu strach był ich sprzymierzeńcem, wzbudzali respekt, dzięki czemu więcej osób postanawiało ich wspierać, w końcu nikt nie chciał skończyć jako trup.

- Jeszcze nas zaprosi, czasem dobrze być w tle, możemy mu pomóc dzisiaj, swoją obecnością. Nie wiadomo bowiem, czy wszystko poszło po ich myśli, jeśli coś wzbudzi nasze podejrzenia możemy zawsze zatrzeć ślady. Wydaje mi się, że to też istotne. - Och, bardzo by chciała grać pierwsze skrzypce u boku Voldemorta, wiedziała jednak, że musi na to zasłużyć. Nie chciała wychodzić przed szereg, wykonywała wszystkie polecenia bez zająknięcia i wierzyła w to, że dostrzeże jej zaangażowanie.

Udało im się uciec przed dziwnym stworem. Trixie nie spotkała w swoim życiu jeszcze czegoś podobnego, najwyraźniej Rabastan również, co potwierdziło jego odburknięcie. - Nie wiem, tylko pytam. - Wzięła głęboki oddech, bo naprawdę nieco zmęczyła się tym biegiem. - Mam tylko nadzieję, że nie polazło za nami. - Wolałaby nie trafić na tę istotę po raz kolejny. Zimny dreszcz przechodził po jej ciele na samą myśl o tym spotkaniu. - Tak, jakby całe ciało się temu poddawało, jakby zaraz miało ulecieć ze mnie życie. - Dodała jeszcze słysząc słowa swojego towarzysza.

Wtedy też przed nimi ukazał się dom. - Ciekawe, czy ktoś jest w środku. - Lepiej chyba dla tych osób, które mieszkały, żeby ich nie było. Drzewo najwyraźniej przebiło dach, gdyby na jego drodze stanął człowiek... pewnie już by go nie było na tym świecie. - Idziemy zobaczyć, czy ktoś jest w środku? - Zapytała Rabastana, po czym sama ostrożnie nacisnęła klamkę, a następnie weszła do środka.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#10
09.07.2023, 23:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2023, 23:25 przez Rabastan Lestrange.)  

O tak, moja matka na pewno byłaby z tego zadowolona, pomyślał. Jak to kobieta z Potterów, uwielbiała celebrować piękno pod każdą postacią, a gdyby któreś z jej dzieci stało się popularne na salonach... Cóż, raczej nie miałaby nic przeciwko.

— Niektórzy powiedzieliby, że lojalność wzbudzona przez strach nie jest zbyt trwała — mruknął nieco przyciszonym tonem. — To nie jest szkolne podwórko, gdzie ostracyzm ze strony rówieśników jest końcem świata, więc próbujesz mu zapobiec za wszelką cenę. — Zaczerwienił się lekko, zauważając, że jego pogląd na sprawę mógł zostać uznany za nieco kontrowersyjny. — Miejmy nadzieję, że więcej wśród nas będzie oddanych lojalistów, niż tchórzy.

Skinął głową w geście zgody ze słowami Bellatriks. Miała racja. Im dłużej pozostawali na drugim planie działań organizacji, tym lepiej dla nich. Czarny Pan raczej nie wierzył w naukę na błędach i dawanie swoim podwładnym nieskończonej liczby szans. Tym lepiej dla nich, że dopóki robili swoje i nie zwracali na siebie zbytniej uwagi, mogli bacznie obserwować to, co się działo na wyższych szczeblach dowodzenia z większego dystansu. Kiedy się odezwać, kiedy zachować ciszę. Kiedy można sobie pozwolić na wprowadzenie osobistych zmian do określonych planów, a kiedy podążać za instrukcjami od początku do końca.

— O tym samym pomyślałem — odparł po dłuższej chwili. — Ktokolwiek brał w tym udział, raczej nie pokaże się zbyt szybko w tej okolicy. Mamy przewagę i potencjalnie cenne informacje do raportu. — Uśmiechnął się pod nosem. — Jesteśmy niewidzialni. No prawie niewidzialni. Widzieli nas tyle, ile musieli.

Ich pochodzenie zapewniało im dostatecznie wytrzymałą tarczę obronną na obecną chwilę, a okoliczności sprzyjały ich wizycie w Kniei Godryka. Byli młodzi, chętni (jako tako) do działania w zorganizowanej grupie, a poza tym inni czarodzieje potrzebowali pomocy. Nieważne, czy wolontariusze myśleli, że są tu dla sławy, dla kilku zdjęć w gazecie, czy wezwała ich tutaj ciekawość lub obowiązki służbowe. Dla tych, którzy faktycznie liczyło się to, aby nieść pomoc, liczyło się tylko to, że po prostu tu przybyli i teoretycznie odwalali ważną robotę.

— Gdyby biegło, już by nas tutaj nie było — stwierdził, mimo wszystko zerkając przez ramię w stronę dróżki, którą niedawno gnali. — Poza tym zrobiło się jakby cieplej, czujesz to? — Przyłożył dłoń do policzka. — Jesteśmy bezpieczni. Przynajmniej na tą chwilę.

Czy było to lekkomyślne podejście? Może trochę. Jednakże, skoro potwór nie ruszył w ślad za nimi i nie odczuwali towarzyszącej mu aury, to może faktycznie zostawili go daleko w tyle. Pewnie nie jesteśmy pierwsi, pomyślał. Nie weszli zbyt głęboko w las, więc może inne grupy też napotkały ten fenomen na początku drogi? Eh, Ministerstwo Magii pewnie przetrząśnie te tereny przy asyście wszystkich możliwych departamentów. Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami będzie miał coś do roboty. Po raz pierwszy od... dawna?

Zagwizdał cicho na widok zrujnowanej chaty. Zniszczenia były pokaźne, widać to było na pierwszy rzut oka, jednak Rabastana bardziej dziwiła lokalizacja tego miejsca. Czy były to pozostałości sprzed lat, gdy w lesie pomieszkiwali jeszcze ludzie z Doliny Godryka, zamiast wynieśli się do centrum wioski? A może była to działka jakiegoś odludka lub starej czarownicy, która nie życzyła sobie towarzystwa?

— Zakładam, że o to im chodziło, gdy wysyłali nas na przeszukiwanie tych chaszczy — skomentował, uderzając czubkiem buta o drobny kamyk i posyłając go w stronę pobliskiego drzewa. — Lepiej zajrzeć. Jeśli będą pytać o szczegóły, to przynajmniej powiemy im, co zastaliśmy w środku.

Wszedł do głównej izby tuż za Bellatriks. Wnętrze wcale nie wyglądało lepiej. Meble pokryte były sporą warstwą kurzu, a spore jego ilości wzniosły się w powietrze pod wpływem siły uderzenia drzewa. Chłopak spojrzał w górę, pociągając nosem.

— Myślisz, że do wioski też doleciały jakieś konary? — rzucił ciekawsko. Wiele informacji odnośnie do skutków ubiegłej nocy dalej pozostawało niepotwierdzonych, a Rabastanowi trudno było określić, na ile było to możliwe. W końcu nie widział na własne oczy siły wiatru, który miotał całą Knieją zaledwie parę godzin wcześniej.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Bellatrix Black (6548), Rabastan Lestrange (6468), Pan Losu (540)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa