Słońce powoli zniżało się ku horyzontowi, kiedy Brenna przysiadła na wzgórzu, na skraju Doliny Godryka. To był kolejny z serii długich, majowych dni, zakończony – po pracy, jak zwykle ostatnio dłużej niż przewidywały jej godziny – przechadzką do Sproutów, aby kupić kilka ziół w celu uzupełnienia domowej apteczki. Brenna dostała listę, dość długą, bo ich zapasy poważnie ucierpiały w tych pierwszych godzinach po Beltane.
Początkowo miała zamiar wrócić prosto do domu, ale fakt, że pogoda tego wieczora była całkiem przyzwoita, sprawił, że nadłożyła drogi. Miło było, choć przez chwilę, wędrować po prostu bez celu i pozwolić myślom błądzić. A na zakończenie przysiąść na trawie, w pobliżu lasu, i wpatrywać się w niebo. Miała tylko trochę wyrzutów sumienia, że nie wzięła ze sobą żadnego z psów, ale nie mogłaby przecież wprowadzić ich do szklarni.
Chociaż nawet teraz, dłoń trzymała w pobliżu kieszeni z różdżką i co jakiś czas zerkała ku Kniei. Przeszukano ją wzdłuż i wszerz, ale to był stary i wielki las. I Brenna wciąż żywiła obawę, że tajemnicze stwory oraz zwierzęta, które w nim grasowały, postanowią wkrótce wyjść do Doliny. (Właściwie była pewna, że tak się stanie. Mogli mówić, że jest czarnowidzem, ale sama Brenna uważała, że po prostu realistycznie patrzy na życie.)
Spuściła wreszcie wzrok, w samą porę, by dostrzec zbliżającą się sylwetkę. Początkowo Brenna sądziła, że ścieżką nadchodzi jeden z mugoli, mieszkających w okolicy. Nie było to nic specjalnie zaskakującego ani nic, czym powinna się przejąć – bo miała na sobie zwykłe, mugolskie ubrania, powycierane spodnie, luźną bluzę i kolorowe trampki, tak stare, że jeszcze jeden sezon i pewnie się rozpadną. Nie musiała chować się przed mugolami. Po chwili jednak w kobiecie rozpoznała inną mieszkankę Doliny, mianowicie Victorię Lestrange. Zawahała się na moment, nietypowo dla siebie niepewna, co zrobić. Mogła udawać, że jej nie zauważyła. Ba, możliwe, że sama nie została zauważona.
Ostatecznie jednak zareagowała tak, jak robiła to zawsze w takich sytuacjach.
- Cześć, Tori! – zawołała, unosząc rękę i machając ją nad głową, by dać znać o swojej obecności na wzgórzu w pobliżu dróżki.
Gdzieś za nią ciemniała Knieja, las znany przez całe życie, który teraz stał się obcy i złowrogi, może nawet bardziej niż Zakazany Las.