• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[13.06.1972] Miecz dla Gryfona

[13.06.1972] Miecz dla Gryfona
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
12.09.2023, 15:26  ✶  

Znalezienie prezentu dla Brenny Longbottom było nie lada wyzwaniem. I nawet nie dlatego, że nie miał pojęcia, co mógłby jej dać, albo że w ogóle potrzebował. W końcu to nie tak, że łączyła ich jakaś wielka zażyłość. Jak na razie spotykali się doraźnie tylko przez to, że... że coś się działo. Coś wybuchało, coś było burzone. I tak oto - siup! Ich drogi się krzyżowały. Bo to zawsze musiało być skrzyżowanie, nigdy nie mogła być prosta. Życie Laurenta od czasu Beltane w ogóle proste nie było. Więc? ten prezent? O co chodzi, w czym problem? Ano w tym, że Laurent doskonale wiedział, co jej dać. Co CHCIAŁ jej powierzyć, głównie przez to, że zawdzięczał jej życie. Gdyby nie ona to... sam nie wiedział, jakby to się miało skończyć. Tymczasem był, oddychał, miał się naprawdę dobrze. Zniknęły już nawet sińce z szyi prawie całkowicie i gdyby się uprzeć mógłby zrezygnować z tej cienkiej chustki - atłasu wyszywanego kwiatami, biało-niebieskiej. Ciemny granat przechodził w coraz jaśniejszy i w końcu stawał się bielą. Bo i w tych kolorach przyszedł odwiedzić kuźnię Hjalmara. W bardzo, ale to bardzo konkretnym celu.

Jego poruszanie się po tym miejscu nie było do końca opanowane. Owszem, odwiedzał jubilera, miał jednego, za którego pracami przepadał, ale w Little Hangleeton, nie tutaj. Zresztą u samego Hjalmara, w towarzystwie którego Pandora spędzała ostatnio zaskakująco dużo czasu, nigdy też nie był. Chyba nawet nie mógł powiedzieć, żeby przebywał z nim dłużej sam na sam. Ta przelotna znajomość pozwoliła zweryfikować jedną bardzo istotną kwestią - pomijając to, że Laurent był bardzo zainteresowany osobą, która kręciła się wokół jej siostrzyczki. Co prawda on nie miał takiego syndromu obrońcy jak Pandora czy ich ojciec - Edward - ale nie znaczyło to, że się nie martwił, albo że nie chciał poznać ludzi, z którymi ta się zadawała. Zresztą... krąg tych znajomości coraz bardziej zaczynał się zawężać. Szybko się odkrywało, że w tym świecie prawie każdy znał każdego i wszystko było połączone nićmi powiązań. Sznurkami, za które chcesz, albo musisz, pociągać, jeśli chciałeś i zamierzałeś cokolwiek osiągnąć. Tak jak teraz Laurent zamierzał osiągnąć prezent doskonały dla osoby, która nigdy nie potrzebowała rycerza. Ona potrzebował miecza. Najlepiej takiego, żeby naprawdę jej się przysłużył, a nie tylko wisiał na ścianie nad kominkiem.

Miał pewną swoją wizję - tylko musiał ją zweryfikować z możliwościami. Mieć wizję - to jedno. Możliwości? Drugie. Nie miał do czynienia z kowalstwem poza podkuwaniem koni czy naprawą wozów dla abraxanów. Małe to doświadczenie. A na pewno nigdy w życiu nie myślał o zbrojach, mieczach i... innych strasznych narzędziach. Obrzydzenie przemocą wiązało się też z tym, że narzędzia do przemocy służące również nie napawały go wielką miłością. Ale tutaj miało być inaczej. Owszem, miecz krzywdził i zabijał. Ale ten miecz miał przede wszystkim chronić. Szczególnie, że trafiał do odpowiednich rąk.

- Dzień dobry..? Przepraszam, czy trafiłem do kuźni państwa Nordgersim? - Odezwał się, nie widząc nikogo na zewnątrz, ale drzwi były pootwierane, brzmiało, jakby ktoś się tłukł w środku... to był taki niezręczny moment, gdy nie wiesz, czy stawać w progu, czy może jednak czekać? Odezwać się, pukać? Zawsze wolał zawołać, niż pchać się prosto pod otworzone drzwi. Nigdy nie było wiadomo, czy akurat domu nie pilnował jakiś pies... O, na przykład taki, który stał obok samego Laurenta. Wielki, przypominający dobermana pomiot piekielny pieszczotliwie zwany psem. Jarczuk z pestką na czole, którego szpiczaste uszy były teraz skierowane na dom, włącznie z uniesioną głową. Laurent nie zamierzał przyjeżdżać do Doliny Godryka samemu. Nie kiedy było tutaj teraz tak niebezpiecznie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#2
12.09.2023, 17:33  ✶  

Mistrz Dagur jak co dzień spędzał czas w swojej kuźni, którą prowadził ze swoim jedynym synem, Hjalmarem. Jak zawsze mieli pełne ręce roboty i nieraz nie wiedzieli w co je włożyć. Nawet teraz z wnętrza kuźni dobiegały rytmiczne uderzenia kowalskiego młota o spoczywający na kowadle rozgrzany metal. Zarówno ojciec, jak i syn swoje miejsce pracy opuszczali wyłącznie podczas zasłużonych przerw i po zakończeniu swojej pracy. Zdarzały się wyjątki od tej zasady, gdyż nierzadko jadali po prostu na terenie kuźni.

Przez odgłosy towarzyszące ich pracy przebiły się kroki oraz męski głos, świadczący o tym że najwyraźniej ktoś zamierzał skorzystać z ich usług. Dagur nie odłożył młota, jednak zamierzał poświęcić swoją uwagę potencjalnemu klientowi zaraz po tym, jak zwrócił się do syna.

— Synu, wygląda na to, że mamy klienta — Stwierdził pomiędzy jednym uderzeniem kowalskiego młota, a drugim.

— Dzień dobry! Jest pan we właściwym miejscu! Wejdźże Pan, tylko zostaw tego psa przed kuźnią! — Zakrzyknął po chwili do przybysza, który powinien wejść do środka sąsiadującej z ich domostwem kuźni. Jeśli to zrobi to jego oczom ukaże się zarządzającym tym miejscem Mistrz Dagur oraz jego syn, Hjalmar. Dagur to trzymetrowy, potężny mężczyzna w założonym na roboczą koszulę fartuchu ze smoczej skóry, z dłońmi okrytymi rękawicami z tego samego materiału stojący nad naprawdę ogromnym kowadłem.

Sama kuźnia była wystarczająco ogromnym budynkiem aby zmieścił się bez problemu i był w stanie się swobodnie się poruszać po warsztacie, bez siania spustoszenia. Temu budynkowi było daleko do ogólnej stabilności, ale nad tym skrupulatnie pracował. Tak samo jak pracował nad wyplenieniem stąd szczurów, którym najwyraźniej bardzo odpowiadało to miejsce. Jedynie czego nie zamierzał zmieniać to panującego tutaj zapachu ciężkiej pracy.

Ulfhednar
a wolf will never be a pet
Hjalmar mierzy koło metra osiemdziesięciu ośmiu wzrostu i jest dobrze zbudowany dzięki ciężkiej harówce w kuźni. Przeważnie nosi swoje jasne włosy spięte w wikiński warkocz z wygolonymi lub krótko obciętymi bokami. Ma zadbany zarost w postaci wąsa i brody, chyba że akurat złapie go chęć na powrót do Islandzkich korzeni i pozwoli mu żyć własnym życiem. Jak na nordyckiego człowieka przystało - ma niebieskie oczy. Mówi w sposób spokojny i powolny z północnym akcentem - jego głos jest dosyć donośny. Na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemnym rozmówcą, który nie wykazuje agresywnych zachowań chociaż jego aparycja może niektórych pomylić.

Hjalmar Nordgersim
#3
12.09.2023, 21:41  ✶  

Hjalmar od samego ranka krzątał się to po kuźni, to po magazynie, który znajdował się za nią. Nie robił tego, aby uniknąć ciężkiej pracy, bo tej się nie imał. Robił to dlatego żeby przeprowadzić tak zwaną inwentaryzację tego co znajdowało się aktualnie w warsztacie, a czego im brakowało. Musieli mieć ciągły zapas materiałów czy surowców, aby praca mogła wrzeć. Drugim argumentem przemawiającym za zewidencjonowaniem wszystkiego na miejscu był fakt, że młodszy z Nordgersimów lubił mieć porządek w miejscu pracy.

Słysząc nawoływania ojca, odłożył to co w tym momencie robił i czym prędzej udał się w jego kierunku. Co by nie mówić miał do swojego starszego bardzo wiele szacunku i to była jedna z sytuacji kiedy mógł ją okazać poprzez przybycie na jego wezwanie. Po kilkunastu sekundach wyłonił się w kuźni, przejeżdżając po swojej brodzie. Hjalmar ubrany był w flanelową koszulę z podwiniętymi rękawami do łokci oraz spodnie dżinsowe. Na wierzch miał nałożoną ściśle zaciśnięty fartuch z tego samego materiału co Dagur. W porównaniu do głowy rodu Nordgersimów, nie miał trzech metrów wzrostu - a nieco metr mniej - oraz założonych rękawic, które na zapleczu nie są za bardzo potrzebne - Ojcze? - zapytał, zatrzymując się nieopodal kowadła przy którym mistrz akurat pracował - Klienta? - zdziwił się. Po raz pierwszy był chyba świadkiem, aby którykolwiek z klientów o tej porze przychodził odebrać swoje zamówienie albo złożyć nowe. Zazwyczaj przybywali tłumnie popołudniami czy późnymi wieczorami, na kilka chwil przed zamknięciem zakładu.

Hjalmar nie chciał przeszkadzać ojcu w pracy, więc postanowił ruszyć w kierunku osoby, która znajdowała się przed kuźnią. Ta w końcu została przecież zaproszona już do środka. Po krótkiej chwili, zaledwie kilku krokach, objął wzrokiem całe podwórko, nie przyglądając się w pierwszej kolejności osobie, która tam stała. Musiała minąć moment zanim zorientował się, że to nikt inny jak Prewett we własnej osobie - Laurent? - dopytał z niedowierzaniem jakby stojąca nieopodal osoba była kimś innym. Ze wszystkich osób we Wrotach Muspelheimu, tenże mężczyzna był chyba ostatnim, którego by się spodziewał.

Przyglądał mu się dobrą minutę bez słowa. Z powodu tej niespodziewanej wizyty nie bardzo wiedział co zrobić. Czy Pandora wysłała go, aby coś mu przekazać? Ale przecież bardzo dobrze wiedziała gdzie może go znaleźć - nie ruszał się z Doliny Godryka prawie wcale. A może zrobił coś złego ostatnim razem? Zapomniał o czymś? Nie bardzo był pewien. A może Laurent przyszedł bronić honoru siostry? To by jednak znaczyło, że jakoś musiał przesadzić. Na szczęście to były tylko domysły (a miał przynajmniej taką nadzieję), które mógłby snuć przez kolejne dni dlatego postanowił po prostu zapytać - Co Cię tutaj sprowadza? - podrapał się po głowie, a na jego twarzy dało się dojrzeć nieukrywane zaskoczenie - Wchodź do środka. Psa możesz uwiązać tutaj - wskazał mu miejsce gestem dłoni - Chyba, że jest grzeczny to niech sobie posiedzi, a ja mu zaraz jakiejś wody przyniosę - dodał, wyciągając w jego stronę rękę, aby się z nim przywitać. Zaraz po tym podstawił mu swój stołek, a sam zamierzał oprzeć się o jedną ze ścian warsztatu w późniejszym czasie. Co by nie mówić - "klient nasz pan" i Hjalmar świetnie o tym wiedział, dlatego właśnie oddał mu siedzisko.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
12.09.2023, 22:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2023, 22:13 przez Laurent Prewett.)  

Mrugał oczyma, spoglądając na ten dom. Tę... kuźnię. Spodziewał się czegoś dużego, ale... nie spodziewał się... tego? Naprawdę nie był pewien, czy dobrze trafił. Niby budynek nie wyglądał jak stodoła czy stajnia, ale wielkościami WSZYSTKIEGO naprawdę jej dorównywał. Ciężko wyglądać jak profesjonalny klient, który przyszedł tutaj wiedząc, czego chce, kiedy widząc taki, hm... OGROM... ogrom... wszystkiego! Nawet jego jarczuk wydawał się przy tym jakiś taki... mały... maluszki? Ba! Nawet Michael, który jest wielkim rumakiem byłby tutaj jakimś takim marnym niczym. Tak i wielkie oczy selkie wpatrywały się w wielkie twory półolbrzymów.

- Jestem? - Zapytał jakoś tak wcale niepewny, ale uśmiechnął się. Równie niepewnie. W tym świecie nigdy nie było dość cudów, jakie można było zobaczyć i jakich można było doświadczyć. Ciągle pojawiało się coś nowego, co całkowicie wytrącało cię z równowagi i powodowało, że nowe dane były zapisywane na pergaminie zwanym dalej mózgiem. Gorzej, kiedy to piór spisujące dane nagle zaczynało drapać swoją powierzchnię. Całkowicie niezdrowo! - Siad. Zostań. - Nakazał zwierzęciu, które spojrzało na niego swoimi wielkimi, czarnymi oczami, jakby miało do niego żal, że musi tutaj zostać. Laurent odetchnął i pogłaskał go krótko po głowie, zanim ruszył do przodu. Nieszczególnie się przy tym śpiesząc i próbując dojrzeć coś więcej we wnętrzu, zanim wpadnie w paszcze lwa. Czy raczej - wilka. I problemem nawet nie były widoki, bo te były absolutnie imponujące. Problemem był zapach.

Bogowie, jak tu śmierdziało! Laurent aż się zatrzymał i w pierwszej chwili zrobiło mu się niedobrze, to i zamrugał oczami parę razy, nie chcąc wyjść na, na... no na snoba, którym w sumie był. Pojawianie się Hjalmara było prawie jak ratunek. Albo nie! Gorzej! Przed nim jeszcze bardziej źle byłoby wypaść... źle! Przyzwyczaisz się - przekonał samego siebie, starając się przezwyciężyć to... ale nie. Nie był w stanie. Cofnął się o krok, przywdziewając na usta sympatyczny uśmiech.

Laurent próbujący bronić honoru siostry poległby już na samej próbie rzucenia wyzwania, pokonany przez smród potu mieszający się z wonią żelaza.

- Aaa może byśmy skorzystali z ładnej pogody? - Zaproponował szybko, żeby czasem Hjalmar nie zdążył mu uciec! Z dwójki tego rodzeństwa to Pandora rwała swoje sukienki, wkładała spodnie i latała po drzewach. Laurent to był panicz salonów, a czyjeś wchodzenie na drzewo co najwyżej przyprawiało go o zawał. No bo co, jeśli spadnie? - Jest wytresowany, nie musisz się przejmować. Dzień dobry, miło mi cię widzieć. I miło mi również pana poznać. - Wychylił się troszkę, spoglądając na samca nad samcami alfa kogoś, kogo tak samo pieszczotliwie można było nazwać człowiekiem, jak Dumę - psem. Kolana prawie Laurentowi zmiękły i zrobił przez moment większe oczy. Na bogów, naprawdę nie chciał się zachowywać niesympatycznie, ale był zupełnie rozstrojony. Jakby gafa za gafą były po prostu wpisane w to spotkanie. Wyciągnął na spotkanie Hjalmara dłoń, żeby ją uścisnąć. Owszem, mężczyzna był od niego wyższy (jak chyba ponad połowa mężczyzn, jakich spotykał), ale to w ogóle nie było porównanie z Dagurem. Laurent jakoś patrzył teraz inaczej na Hjalmara. I tylko dlatego, że się zastanawiał, jak on powstał, skoro jego ojciec...

- Mam nadzieję, że nie niepokoję? Przychodzę jako klient. - Zapewnił od razu, żeby nie pozostawiało wątpliwości, dlaczego w ogóle się stawił i gdyby miało to jakikolwiek wpływ na przyjęcie go, bo może akurat otwierają kuźnię później? Nie wiedział. To i przyszedł się dowiedzieć. - Zastanawiając się, w którą stronę się pochylić uznałem, że lepszych ekspertów nie znajdę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#5
14.09.2023, 22:25  ✶  

Prowadzenie własnej działalności wymagało co jakiś czas dokonywania inwentaryzacji. Jako mistrz kowalski miał opanowane to w małym palcu, jednak nie przeszkadzało mu to w powierzaniu tego rodzaju obowiązków swojemu synowi. Sam cenił sobie porządek w miejscu pracy. Odziedziczy on po nim ten zakład. Ewentualnie założy własny pod szyldem rodzinnego biznesu, w czym będzie go wspierać. Obecność klienta w przydomowej kuźni wymagała oderwania jego syna od wykonywanej przez niego pracy. Tym bardziej, że on miał do skończenia własną robotę i dopóki nie odłoży młota oraz nie odejdzie od kowadła, nie będzie mógł zająć się ich klientem.

— Porozmawiasz z naszym klientem dopóki nie skończę pracować. — Polecił swojemu synowi, który nie krył swojego zdziwienia obecnością potencjalnego klienta o tej porze. Ci faktycznie przychodzili do nich w późniejszych godzinach. Odstępstwo od swoistej normy nie było niczym złym. Nie odprawią tego młodzieńca z kwitkiem, tylko należycie go obsłużą.

— Znacie się? — Pomimo bycia zajętym ciężką pracą, Dagur nie zapytałby swojego pierworodnego o znajomość z ich klientem. Nie ze wścibstwa, a ciekawości. Jego zainteresowanie było podyktowane również tym, że w osiedlili się w tym kraju dopiero dwa lata temu i zależało mu na tym, aby się tutaj zaaklimatyzowali i nawiązywali nowe znajomości. — Możesz nalać swojemu przyjacielowi piwa, tak by nie siedział o suchym pysku! Przynieś też dla mnie! — Zawołał ze środka kuźni. Nie było nic lepszego niż potężny kufel chłodnego piwa w słoneczny, letni dzień w ramach przerwy od pracy w kuźni. Uderzył ostatnie parę razy młotem w kawałek metalu i po schłodzeniu zawiesił na haku pierwszą wykutą końską podkowę. Ta była przeznaczona dla abraksana. Pozostały mu jeszcze trzy do wykucia.

Perspektywa wynurzenia się z kuźni i skorzystania z ładnej pogody wydawała się Dagurowi na tyle obiecująca, że nawet on postanowił opuścić ten budynek i stanąć przed nim w pełnej krasie. Nie rozwiązał swojego fartucha, jedynie zdjął rękawice ze smoczej skóry i wcisnął je do kieszeni fartucha. Raz jeszcze otaksował uważnym spojrzeniem panicza Prewetta, który zdawał się zapomnieć o manierach. W ich ojczystych stronach młodsi witali w pierwszej kolejności starszych. Tym razem był skłonny to wybaczyć, gdyż to mogło być związane z tym co ukazało się oczom tego młodzieńca i nie chodziło tylko o samą kuźnię, ale również o niego.

— Mi również, chłopcze. — Odezwał się, uśmiechając się szczerze. Gdyby nie miał do czynienia z przyjacielem swojego syna to nadal używałby oficjalnej formy zwracania się do tego młodzieńca, do którego wyciągnął potężną, wielką niczym pokrywy od śmietnika dłoń. Przyjaciel jego syna wyglądał na prawdziwe chuchro, które mógłby połamać niczym gałązki, a więc będzie musiał wyjątkowo uważać aby to wymiana uścisków dłoni nie wymagała wezwania uzdrowiciela.

— Mówiłem, że klient. Mówże co mamy dla Ciebie stworzyć, chłopcze. Jesteśmy najlepsi, więc lepiej trafić nie mogłeś! — Zwrócił się do znajomego Hjalmara, zamierzając przejść od razu do konkretów. — Gdy skończymy to możecie sobie trochę pogawędzić. Możesz zaprosić swojego przyjaciela do domu. — Spojrzał w tym momencie na swojego syna, który zapewne nie będzie mieć nic przeciwko temu, aby spędzić trochę czasu z kolegą. Jego dom pozostawał otwarty dla każdego, kto miał pokojowe zamiary.

Ulfhednar
a wolf will never be a pet
Hjalmar mierzy koło metra osiemdziesięciu ośmiu wzrostu i jest dobrze zbudowany dzięki ciężkiej harówce w kuźni. Przeważnie nosi swoje jasne włosy spięte w wikiński warkocz z wygolonymi lub krótko obciętymi bokami. Ma zadbany zarost w postaci wąsa i brody, chyba że akurat złapie go chęć na powrót do Islandzkich korzeni i pozwoli mu żyć własnym życiem. Jak na nordyckiego człowieka przystało - ma niebieskie oczy. Mówi w sposób spokojny i powolny z północnym akcentem - jego głos jest dosyć donośny. Na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemnym rozmówcą, który nie wykazuje agresywnych zachowań chociaż jego aparycja może niektórych pomylić.

Hjalmar Nordgersim
#6
14.09.2023, 23:35  ✶  

Czy, aż tak było czuć tutaj ciężką pracę? Być może, ale Hjalmar nie zwracał na to uwagi. Dagur zresztą pewnie też. Co więcej, młodszy z Nordgersimów mógł bez problemu stwierdzić, że to jeden z ładniejszych zapachów jakie czuł w swoim życiu. Zapach dobrze zrobionej i ciężkiej roboty, a to świadczyło tylko o jednym - sukcesie.

- W sumie... Czemu nie? - stwierdził - Trochę słońca jeszcze nikomu nie zaszkodziło, chociaż w kwestii ciepła to preferuję jednak sprawdzone metody - zaśmiał się, wskazując gestem głowy na rozgrzany do czerwoności piec. Co by nie mówić to właśnie Hjalmar był trochę winny tego zachowania Pandory, wszak to on ją ciągał po tych drzewach. Niemal każda impreza na której byli, kończyła się właśnie na drzewie. Czemu tak się działo? W sumie to nawet nie wiedział. Po prostu od zawsze ciągnęło go do natury, a to właśnie korony drzew pozwalały odpocząć od zgiełku Londynu czy wszechobecnej ludzkości - Dobry, dobry - odparł na przywitanie Laurenta. Zdziwił się trochę kiedy zobaczył jego wielkie oczy. Czy w kuźni coś się stało? Wybuchł pożar? Dagur padł na zawał? A... No tak. Ojciec. To wiele wyjaśniało jeżeli nie wszystko. Nie zamierzał tego komentować, a jedynie skwitować szczerym uśmiechem.

- Tak, brat Pandory - odpowiedział ojcu, wyjaśniając kimże był młodzieniec z którym rozmawiał - Przyniosę. Dzban powinien starczyć - przyznał - Dwa. Bo jeden cały będzie dla Ciebie - poprawił się szybko, przypominając sobie, że starszy z Nordgersimów to jak wielbłąd i wypić swoje musi. Nie to, żeby młodszy nie poszedł w jego ślady bo też lubił sobie wylać za kołnierz, sęk w tym, że nie był w stanie spożyć takiej ilości alkoholu co on - Zaraz będę - zapewnił zarówno Laurenta jak i Dagura, poczym zniknął w otchłani domostwa. Krzątał się przez dłuższą chwilę po kuchni nalewając dwa dzbany zimnego piwa, które przyniósł prosto z piwnicy. Nie było nic lepszego od tego pysznego napoju w tak ciepły dzień jak ten. To się po prostu należało od życia!

Nie minęły 2, a może 3 minuty kiedy Hjalmar powrócił, ustawiając piwa na stołku, który wcześniej ustawił. Od razu jednak zawrócił do środka, aby przynieść i coś dla futrzanego przyjaciela. Sam w końcu był po części związany z szeroko pojętą definicją czteronożnych - w końcu był likantropem. Oczywiście psu nie dał złocistego trunku, a przyniósł miskę z chłodną wodą. Nie była lodowata, aby przypadkiem jego pies nie dostał żadnego szoku termicznego, ani nic z tych rzeczy.

- No ciężko się nie zgodzić - przyznał na słowa ojca. Sam Nordgersim uważał, że usługi jakie świadczyli były na bardzo wysokim poziomie. Dodając do tego islandzki fach, którego nie oferował nikt inny w najbliższej okolicy kilku godzin drogi, co łącznie dawało unikatową mieszankę umiejętności i sztuki - Jak zgaduje Laurent to nie chodzi raczej o podkowy dla abraksanów? Bo o te mógłbyś przecież napisać list zamiast się fatygować do doliny - zauważył, biorąc przelewając sobie piwa z dzbanka do biesiadnego rogu, w którym trunek smakował jeszcze lepiej - Jasne. Dzięki. Inwentaryzację i tak już prawie skończyłem. Wystarczy przyrządzić listę zakupów i wszystko będzie gotowe, ale to chwilę może poczekać - zapewnił Dagura. Skoro mistrz, ojciec, a po części nawet szef mówił, że będą mogli później porozmawiać zamiast pracować, to kim on był aby się na to nie zgodzić?

- Bierz piwo i opowiadaj czego potrzebujesz. Na pewno coś zaradzimy, zresztą nie ma rzeczy, której byśmy nie byli w stanie zrobić - przyznał, biorąc solidnego łyka - Ahh... Pyszne. Jeżeli nie będziemy wstanie zrobić tego własnymi rękoma, a robimy chyba 99,99% rzeczy... To zawsze pozostaje magia - dodał z uśmiechem. Sam Hjalmar bardzo rzadko korzystał z magii. Gdyby ktoś chciał, aby pokazał mu swoją różdżkę, ten musiałby się trochę zastanowić gdzie ona dokładnie leży... Chyba gdzieś w warsztacie? A może w magazynie? Nie był pewien - kiedyś ją znajdzie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
15.09.2023, 12:47  ✶  

Pewnie Hjalmar byłby przynajmniej dwa razy bardziej zdziwiony, gdyby wiedział, co przesunęło się po głowie Laurenta. Ale przecież Laurent był niewinny. Wyglądał jak aniołek, zachowywał się jak aniołek i prezentował - też jak aniołek. Któż by go o takie sprośne myśli podejrzewał...

Aktualnie brakowało zaś Laurentowi kilka więcej punkcików w traceniu gruntu pod nogami, żeby odwrócił się i uciekł w pola. Trochę przekoloryzowując obraz, bo na szczęście miał talent do szybkiego odnajdywania się w sytuacji i dopasowywania do niej. Pierwsze spotkania z istotami, które daleko wybiegały ponad normy bywały zawsze trudne. Zawsze "coś" potrafiło wypaść, szczególnie, kiedy nijak nie było się na to przygotowanym. Bo Laurent nie był przygotowany na zetknięcie się z półolbrzymem i wilkołakiem w jednym. Duma, który siedział grzecznie, podniósł swój kufer z ziemi mimo polecenia, gdy Laurent wycofał się ze środka, starając trzymać fason - ale to bynajmniej nie sam selkie zaaferował psa. Jarczuk doskonale wyczuł Hjalmara. Albo konkretnie - że coś z nim nie tak. Nie było szczerzenia zębów czy szczekania, ale z gardzieli bestii dobył się pomruk - ostrzegawczy. Zdziwiony Laurent spojrzał na stworzenie i wykorzystał to trochę jako pretekst - konieczność szybkiego podejścia do niego i zareagowania, żeby go uspokoić. Idealny moment, kiedy zaczęto tutaj wołać o piwie. Czemu mnie nie dziwi, że Pandora mruga oczkami akurat do takiego samca... Bo nie dziwiło. Nie znał Hjalmara z charakteru, miał szczerą nadzieję, że to się zmieni, ale było na czym zawiesić oko. Znał swoją siostrę jednak na tyle, żeby wiedzieć, że "jest na czym zawiesić oko" nie wystarczyło, żeby tak się, jakby to ładnie ująć... wciągnęła w znajomość. Tak, to dobre określenie. Dyplomatyczne. W każdym razie - blondyn podszedł do psa, żeby go uspokoić. Nie alarmowało go to nadmiernie - jarczuk był bardzo wyczulony na magię, ale posiadaczy różnych genetyk nie brakowało w świecie czarodziei. Czasem to było wręcz przerażające. Prawdopodobnie wyczuwał więc krew olbrzyma. Poświęcił chwilę, żeby go uspokoić i nakazać mu się położyć - akurat kiedy Hjalmar wybrał się po piwo, a Dagur aktualnie oporządzał, żeby wyjść do klienta. Albo do znajomego jego syna - najwyraźniej tutaj podejście zależało od znajomości. Nic dziwnego. Uścisnął dłoń Dagura na powitanie, chociaaaż... nawet nie wiem, czy to można uznać uściskiem. Laurent był nie dość, że drobny, do tego chudy, to jeszcze ściskał dłoń umięśnionemu, trzymetrowemu gigantowi.

- Dziękuję. - Za wodę dla jarczuka, chociaż kiedy do niego Hjalmar podchodził do Laurent nie zaryzykował i nie oderwał dłoni od boku zwierzęcia. Mogło się wydawać, że wszystko było w najlepszym porządku, ale to nie był zwykły piesek, który jak ugryzie to nic się nie stanie. I to było zwierzę o silnym, agresywnym instynkcie. Więc Laurent chwilę poczekał, aż mężczyzna wróci do stołu, żeby wstać, ocenić jak Duma się podnosi i dopada do miski, zanim sam usiadł przy mężczyznach. - Tak podejrzewałem. - Uśmiechnął się do Dagura, który powiedział, że lepiej nie mógł trafić. Też tak uważał, choć obeznanie w branży miał zerowe. Ale tutaj pokładał po prostu jakieś zaufanie - właśnie ze względu na koneksje. - A robicie podkowy dla abraksanów? Jeśli tak, chętnie zmienię kowala. - I nie powiedział tego złośliwie czy coś takiego, naprawdę nie chciał kogoś obrazić. Hjalmar nie brzmiał jakby żartował, więc zainteresował się tematem. - Zależy mi na mieczu, ozdobnym, ale i praktycznym. Najlepiej taki, by w razie czego możliwe było złapanie różdżki. Przepraszam, ale moje pojęcie o broniach jest... nie znam się zupełnie. - Uprzedził tutaj, żeby nie było wątpliwości, że Laurent dokładnie wie, czego chce. To znaczy - wiedział, czego chce, ale nie znał szczegółów tego "chcenia" przez ograniczenie swoim brakiem wiedzy. - Zależy mi na tym, by pomagał walczyć z czarną magią. Lub przed nią bronić - nie wiem, jakie możliwości są tu do dyspozycji. W idealnym rozrachunku byłbym zachwycony, gdyby był w stanie ochronić osobę dzierżącą przed czarną magią, bądź jej wpływem. - Nie było to jakoś wielce wydumane, ochronne przedmioty istniały i nie były takie szokująco niecodzienne. Natomiast miecz do takiego użytku - nie wiedział, z czym by to się jadło. - Cena nie gra roli. - Dodał, żeby to nie podlegało wątpliwości. - Podziękuję za piwo. Mam bardzo słabą głowę. - Panowie nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo słabą.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#8
17.09.2023, 15:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2023, 15:45 przez Dagur Nordgersim.)  

Niektórzy co wrażliwsi klienci, tacy jak przyjaciel jego syna, mogli być niezadowoleni z odczuwania tego zapachu. Dagur naprawdę na niego nie zwracał większej uwagi i uważał go za naprawdę ładny zapach przez związek z dobrze wykonaną pracą oraz sukcesem. Po opuszczeniu kuźni Dagur zwykle od razu kierował się do łaźni po to się odświeżyć. Nie tylko po to aby nie przynosić zapachu pracy do domu i po to aby móc zbliżyć się do swojej kobiety. Po tylu latach ich pożycie nadal było nad wyraz udane. Nigdy tego typu rzeczy nie ukrywali przed swoimi dziećmi, jedynie przekazywali im pewną wiedzę stosownie do ich wieku, jednak bez używania do tego celu trzminorków i memortków.

Może jego syn powinien informować swoich przyjaciół o nim, aby uniknąć takich sytuacji. Przynajmniej w jakimś stopniu. Bo słowa mogą nie oddawać faktycznego obrazu sytuacji i ktoś może nawet nie uwierzyć w to, że pod tym dachem mieszka prawdziwy olbrzym. Oczywiście, względem ludzi. Bo prawdziwe olbrzymy mierzyły nawet osiem metrów i były znacznie groźniejsze od niego. Mniej ucywilizowane, choć prawda była taka że on to subtelnością nie grzeszył.

— Nie wiedziałem, że twoja dziewczyna ma brata. Powinieneś przyprowadzać ją znacznie częściej do nas. — Od czasu tamtego wesela Dagur postrzegał Pandorę jako dziewczynę swojego syna i to nie miało ulec zmianie. Bardzo polubił tę dziewczynę i nie miał nic przeciwko temu aby stała się częścią ich rodziny. Nawet kupiłby im dom w Dolinie Godryka. Byliby blisko nich, jednak nie mieszkali z nimi. Obecność rodziców za ścianą nie była dobra dla młodego małżeństwa. Prawda była taka, że jego dzieci już dawno powinny wyfrunąć z rodzinnego gniazda i uwić nowe.

— Dwa to w sam raz. — Przytaknął z zadowoleniem. W Anglii mogli zakupić wiele rodzajów piw, jednak Dagur potrafił warzyć własne, naprawdę przyzwoite piwo, które z powodzeniem mógłby sprzedawać gdyby tylko miał czas na warzenie go w ilości przekraczającej ich domowe zużycie. We wszystkim był konieczny umiar. Piwo miało ugasić pragnienie podczas pracy, nie był to czas świętowania aby mogli się beztrosko spić jak wieprze. Po powrocie swojego pierworodnego, Dagur napełnił swój swój biesiadny róg chłodnym piwem i od razu pociągnął spory łyk. Otarł usta dłonią. Tego potrzebował.

— Nie to, co ci partacze z Little Hangleton! — O tym, że stanowili konkurencję dla Flitwicków, Dagur wiedział bardzo dobrze. Przez ich pokrewieństwo z znienawidzonymi przez niego goblinami, miał o nich nienajlepsze zdanie. Gdyby nie własne uprzedzenia to ich współpraca mogłaby okazać się owocna. Teraz starał się hamować, gdyż mieli klienta a ten nie powinien słyszeć jak pomstuje na gobliny same w sobie oraz Flitwicków. Bezsprzecznie przewyższali tych pokurczów swoim kunsztem. Gdyby jeszcze był w stanie posiąść tajniki kucia goblińskiego srebra to byłoby to bardzo korzystne dla prowadzonego przez nich interesu.

Większość ludzi, którym Dagur podawał dłoń na powitanie, mogła mieć podobne wrażenia. Ściskając dłoń Laurenta miał to wrażenie, że ściska dłoń dziecka albo kobiety a nie mężczyzny.

— Wykuwamy je. Hjalmarze, pokaż swojemu przyjacielowi tę, którą dzisiaj wykułem — Spoglądając na młodego Prewetta, bez wahania potwierdził to, że potrafią wykuwać podkowy dla koni niezależnie od ich rozmiarów. Co więcej, mógł pokazać temu młodzieńcowi wytwór swoich rąk. Był to towar najwyższej klasy. Dlatego wysłał po nią swojego syna.

— To sporządzimy tę listę i jeszcze dzisiaj wyślę Erlendura z zamówieniem do dostawcy. — Odparł. Tak zdecydowanie będzie szybciej dla nich, choć taki towar i tak będzie wymagać osobistej kontroli przy odbiorze. Nie zamierzał płacić za trefny towar, tylko za ten w najwyżej jakości. Użycie jak najlepszych materiałów przedkładało się na końcowy efekt ich pracy.

— Dla kogo to ma być miecz? Dla Ciebie? Jest to o tyle istotne, że zdobienia można spersonalizować. Jeśli ma być możliwe pochwycenie za różdżkę to najodpowiedniejszy będzie miecz jednoręczny. — Dagur podszedł do tego nad wyraz profesjonalnie, jak przystało na rzemieślnika niezrównanego w swoim fachu. Miewał takich klientów, którzy byli skłonni zlecić im wykonanie danego miecza, ale nieposiadających stosownej wiedzy, jak i takich którzy uważali się za eksperta, wiedząc lepiej od niego co i jak.

— Taki miecz mógłby odbić czarnomagiczne zaklęcie albo nawet je wchłonąć... nie gwarantuje to jednak niezawodności, bo tworząc broń z ochronnymi właściwościami nie jestem w stanie sprawdzić ich w kontrolowanych warunkach. Nie param się tego rodzaju magią i nie zatrudniam jakiegoś czarnoksiężnika do udziału w takich testach.— Przedstawił swoją propozycję właściwości takiego miecza. Bez problemu mógł zaczarować go w ten sposób, zgodnie z życzeniem klienta.

Poczuwał się zobowiązany poinformować go o tym, że przekaże mu w gruncie rzeczy niesprawdzony towar przez brak możliwości przeprowadzenia testowej walki przeciwko czarodziejowi posługującemu się czarną magią. Nie tylko nie będzie w stanie stwierdzić skuteczności pieczęci nałożonych na ten miecz, ale również określić ich siły przy różnego rodzaju czarnomagicznych czarach rzucanych z różną mocą. To nie tak, że oddawał swojemu klientowi wyrób kiepskiej jakości. Wolał o tym wspomnieć, po to aby uniknąć sytuacji w której Laurent przychodzi z mieczem, który nie spełnił swojej funkcji i nie ochronił go albo posiadacza przed czarnomagicznym zaklęciem. Było tutaj za dużo zmiennych.

— Cena będzie uzależniona od użytych materiałów, wykonanych zdobień i nałożonych pieczęci. Informację o wykonaniu broni i możliwości jej odbioru wysyłamy listownie. — Poinformował młodszego Prewetta o tym, co wpływało na cenę tworzonej przez nich broni. Nie będzie w stanie podać mu konkretnego terminu odbioru tego miecza, gdyż wykucie przyzwoitej broni nie trwało jednego dnia, a tygodnie. Zwłaszcza z ograniczonym użyciem magii. Nadanie pilniejszego biegu ich pracom również kosztowało.

— Jak nie pijesz piwa to co chcesz? Poślę po to Hjalmara do domu. — To mogło się wydawać nieprawdopodobne, jednak Laurent stanowił pierwszego mężczyznę, z którym Dagur miał styczność, który stronił od picia piwa z powodu słabej głowy. Na pewno mieli herbatę, którą preferowała jego żona, prawdopodobnie sok dyniowy, gazowany sok pomarańczowy Ottera i butelki kremowego piwa. Woda była głównie dla zwierząt albo stanowiła składnik innych napojów.

Ulfhednar
a wolf will never be a pet
Hjalmar mierzy koło metra osiemdziesięciu ośmiu wzrostu i jest dobrze zbudowany dzięki ciężkiej harówce w kuźni. Przeważnie nosi swoje jasne włosy spięte w wikiński warkocz z wygolonymi lub krótko obciętymi bokami. Ma zadbany zarost w postaci wąsa i brody, chyba że akurat złapie go chęć na powrót do Islandzkich korzeni i pozwoli mu żyć własnym życiem. Jak na nordyckiego człowieka przystało - ma niebieskie oczy. Mówi w sposób spokojny i powolny z północnym akcentem - jego głos jest dosyć donośny. Na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemnym rozmówcą, który nie wykazuje agresywnych zachowań chociaż jego aparycja może niektórych pomylić.

Hjalmar Nordgersim
#9
18.09.2023, 20:45  ✶  

Może i ostrzeganie ludzi przed tym, że Twój własny ojciec jest olbrzymem i ma z trzy metry wzrostu miało jakiś sens... Ale czy na pewno? Większość z nich stawała się wtedy jeszcze bardziej ciekawska, wszak mało kto ma ojca giganta. Miało to swoje plusy, ale także minusy i bardzo ciężko było stwierdzić, która z tych rzeczy przewyższała nad drugą. No bo z jednej strony fajnie było mieć unikatowego tatę ale z drugiej, kiedy stawał się swego rodzaju niemalże muzealnym eksponatem, to nie było już w porządku. Musiała być pewna granica.

Nie skomentował słów Dagura odnośnie "swojej dziewczyny". Starał się próbować zachować pokerową twarz, jednak nie poszło idealnie, ponieważ zadrgała mu brew. Oczywiście był w niej zakochany po uszy i dałby się za nią pokroić, ale czy wszyscy musieli o tym wiedzieć? Znaczy jeżeli ktoś tego nie widział do tej pory to musiał być albo ślepy albo prawdziwym ignorantem. Może i powinien w końcu coś zrobić z tym faktem - poprosić Pandorę o rękę, ale z uszanowaniem dla tradycji wedle której potrzebował przecież najpierw zgody jej ojca na ten związek. Drugą rzeczą, którą potrzebował wiedzieć to rozmiar jubilerski serdeczna palca dłoni Prewettówny, ale do tego miał już plan, aby wykorzystać Laurenta, chociaż ten jeszcze o tym nie wiedział... Wszystko w swoim czasie.

Znał swojego ojca nie od dzisiaj, nie od wczoraj, a od jakichś dobrych prawie trzydziestu lat. Nie pili ze sobą ani pierwszy, ani ostatni raz. Nordgersim zdawał sobie sprawę, że zabranie jednego dzbana to jakiś śmiech na sali, wszak Dagur wypiłby go samemu w mgnieniu oka. W to akurat nie wątpił. Dziwił się jednak, że Prewett nie pił piwa. Nie lubił? Uważał je za "mało" szlachetne?

Uniósł oczy do góry, kręcąc głową kiedy usłyszał o tych całych partaczach z Little Hangleton. Tutaj nie miał czego komentować, bo to by nic nie dało. To nie dałoby nic. Ojciec musiał sobie pogadać, a że akurat padło na te goblińskie istoty to trudno. Sam Hjalmar do nich nic nie miał i to nawet nie chodzi o to, że szacunku. Po prostu nic mu nie zrobiły w jego życiu. Miały swoje tajemnice, swój kunszt - dokładnie tak samo jak oni.

- Oczywiście, że tak - odparł, znikając na moment w kuźni aby przynieść podkowę o którą poprosił go ojciec - Prawdę mówiąc to wykuwamy teraz więcej podków czy narzędzi, niż mieczy... Ale to nie znaczy, że nasza jakość w tej kwestii spadła w jakimkolwiek stopniu. O to to nie - zapewnił Laurenta, pokazując mu dzieło ojca. Może i dla większości osób były to "tylko" podkowy ale dla Nordgersimów, którzy żyli kuciem to było coś więcej - to było całe ich życie. Do każdego zamówienia, nawet najmniejszego, podchodzili z całkowitym oddaniem i zapałem - Jasne - zgodził się ze starszym mężczyzną. Im szybciej zrobią zamówienie tym szybciej je otrzymają - bardzo prosta zależność.

- Zdobienia to nie wszystko - dodał chwilę po Dagurze - Trzeba to przecież dopasować do użytkownika. No bo nie oszukujmy się, nie będziemy kuć takiego samego miecza dla kobiety czy mężczyzny. Oczywiście nie ubliżam żadnej ze stron, ale każdy patrzy inaczej. Źle zrobiony miecz może być problemem. No bo co w sytuacji kiedy ten będzie za ciężki? Dla niektórych osób może stanowić tylko problem w walce, niż użyteczną obronę - wytłumaczył, przedstawiając swój punkt widzenia. Musieli znać szczegóły - dużo szczegółów. Nie mogli przecież robić miecza pod Dagura, aby potem został wręczony jakiejś drobnej osobie albo na odwrót. Co jeżeli zrobiliby mały miecz, a miałby z niego korzystać mistrz tejże kuźni? Przecież byłby dla niego bardzo nieporęczny i lepiej by mu poszła walka bez niego.

O pieczętowaniu się nie wypowiadał. Nie znał się na tym i nie miał zamiaru wtrącać swoich pięciu groszy. Wystarczyło, że starszy Nordgersim się wypowiedział jako ekspert w tej dziedzinie. Hjalmar też się nie znał na czarnej magii, wszak uważał ją za zło tego świata. Islandczycy po prostu nie byli w stanie jej przetestować. Co najwyżej mogli towarzyszyć Laurentowi w próbie przetestowania go, ale to było wszystko co mogli dla niego zrobić. Można powiedzieć, że będzie kupował trochę kota w worku... Ale kto nie ryzykuje ten nie ma dobrego miecza.

- W przypadku takiego zamówienia sądzę, że można by zrobić wyjątek - stwierdził biorąc łyka, spoglądając na ojca - To duże zamówienie i będzie sporo kosztowało tak jak mówisz. Na Islandii przecież zdarzało nam się dostarczać ważniejsze produkty wprost pod drzwi zamawiającego - przypomniał bo może zapomniał o tym. Prawdę mówiąc nie mieli jeszcze żadnego porządniejszego dzieła odkąd znaleźli się na Wyspach Brytyjskich. Wszystko wskazywało na to, że miało to się zaraz zmienić.

- Masz może jakiś zamysł na niego? Tak czysto wpoglądowo... Może jakiś materiał Ci się podoba? Na przykład na rękojeść czy coś? Heban? Zdobienia? Kamienie szlachetne? - dopytywał jak jakiś śledczy na przesłuchaniu - Doborem stopu my się zajmiemy, także najważniejsze jest z głowy - oznajmił Laurentowi, aby ten przypadkiem nie zszedł im na zawał serca tutaj.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
19.09.2023, 12:06  ✶  

Ludzie byli przeróżni, a sprawdzanie ich reakcji było całymi latami badań i na końcu i tak mogłeś dać się zaskoczyć. Laurent miał bardzo dużą tolerancję na szeroką gamę genetyk - jedne były bardziej przerażające od innych, ale to, że byłeś inny, nie oznaczało, że od razu musisz być zły. Tak i posiadanie ojca pół-olbrzyma nie było wcale takie straszne! Choć łatwo było sobie wyobrazić, jakie docinki i nieprzyjemne komentarze spotykały Hjalmara, kiedy ten przedstawiał swojego ojca zanim rzeczywiście kogoś przed jego oblicze przyprowadził. I tak, wliczałam w to wszystkie te wspaniałe żarciki, jakie z całą pewnością się przewijały w dodatku do całości. Laurent potrafił w swojej głowie tworzyć różne sprośne wizje, ale nie należał do tych osób, które by dokuczały "przyjacielowi" jego siostry ani tym bardziej rzucały nieprzystępne komentarze, które mogłyby go wrzucić w stan dyskomfortu.

Zamrugał parokrotnie, spoglądając ze zdziwieniem na znajomego, kiedy Dagur obwieścił o przyprowadzaniu częściej swojej dziewczyny, ale zaraz uśmiechnął delikatnie i spojrzał na Hjalmara. Och, w celu mierzenia pierścionka jak i poradach gdzie ją zabrać na wymarzoną randkę blondyn był skłonny do pomocy jak do niczego innego! Wątpił tylko, żeby mężczyzna potrzebował jakiejkolwiek pomocy - ewidentnie radził sobie z jego siostrą jak nikt inny dotąd. Dlatego też życzył mu jak najlepiej, trzymał za niego kciuki i gotów był spiskować w celu urobienia Edwarda, by bezproblemowo córę wydał. Nie skomentował tego inaczej niż tym uśmiechem oraz krótkim spojrzeniem na Hjalmara.

- Myślę, że się dogadamy. - Wziął do dłoni podkowę, obrócił ją parę razy. Owszem, nie znał się na kuciu, ale podków się w swoim życiu naoglądał i akurat jakość takowej ocenić mógł. Niektórzy klienci czasem sobie wręcz życzyli różne dziwne - magiczne, czy ze zdobieniami, raz nawet miały być w kolorze złota! Ich fanaberie, Laurenta nie interesowały takie świecidełka. Interesowało go to, żeby podkowa przede wszystkim chroniła kopyta jego skrzydlatych przyjaciół. I tych nieskrzydlatych też. Odłożył ją na stół po oględzinach. - Chętnie podkuję u was w najbliższym czasie konia albo abraksana i jeśli wynik mnie zadowoli będziemy mogli podpisać stałą umowę. Czy takie rozwiązanie jest zadowalające? - Miał sprawdzonego kowala, więc było to chyba jasne, że rodzina-rodziną, ale kota w worku się nie kupuje, mimo wszystko. Zdrowa konkurencja była ważna, o czym nie wiedział wspomniany jeszcze przed chwilą Edward Prewett. Dla niego konkurencja mogła nie istnieć i najlepiej było, kiedy tak pozostawało. W końcu wtedy sam rządził pieniędzmi rynku w danym obszarze, co mu bardzo odpowiadało. Faktycznie jak dotąd zaopatrzał się w Little Hangleton, a mógł w zasadzie wcześniej połączyć wątki, że przecież co w rodzinie... niby jeszcze Hjalmar do Prewettolandu nie należał, ale to się miało niedługo zmienić! I chociaż życzył tej dwójce jak najlepiej to miał pewne obawy co do tego, jak to będzie wyglądało na papierze. Czy Hjalmar był gotów zmienić swoje nazwisko i zająć się rodzinnym biznesem? A Pandora? A jeśli nie, to... too zdecydowanie nie chciał o tym teraz myśleć.

- Nie, nie dla mnie. Dla przyjaciółki. - Splótł palce na stole. - Rozumiem. Przeprowadzenie takich testów samo z siebie jest problematyczne, więc w pełni rozumiem. Nawet cieszy mnie to słysząc, że takowych nie przeprowadzicie. - Zamienił to trochę w żarcik, ale to było uspakajające. Że zaraz tutaj nie pojawi się swąd czarnej magii i kwestia tego, że no pewnie, oni to testują i kując naprawdę wszystko. Tak jak mówił - cena dla niego roli nie grała, więc tylko pokiwał zgodnie głową na znak, że rozumie Dagura. - Kobieta, której chciałbym podarować miecz, jest bardzo sprawna fizycznie i bardzo dobrze radzi sobie nawet z rosłymi mężczyznami. Choć, oczywiście, nadal jest kobietą i o kobiecej budowie. - Były jakieś miary siły, ale Laurent się na nich nie znał. Za to czekał chwilę zanim mówił dalej, nie będąc pewnym, czy takie referencje panom wystarczyły, żeby wykuć odpowiednią broń. Kwestię komentarzy względem dostarczania czy umawiania się zostawił chwilowo bez komentarza, pozwalając to mężczyznom ustalić między sobą. On się zamierzał tutaj dopasować, choć tak jak Hjalmar mówił - kiedy masz klienta, który wykłada ogromne ilości galeonów, traktujesz go inaczej niż pojedynczego klienta, który raz na rok przyjdzie podkuć jednego konika. - Chciałbym, by nawiązywał do motywu Gryffindora. Na pewno byłby tu więc obowiązkowy spinel. W wersji pojedynczej lub większej ilości - jak mówiłem mój brak znajomości mieczy oraz jubilerstwa nie pozwala mi nawet podać precyzyjnych wskazówek. - Ponieważ miecz mógł ucierpieć na nadmiarze kamieni, albo na przykład mogło grozić ich wypadnięciem. Wszystko mogło się stać. A też nie był z niego żaden projektant i nie posiadał daru rysowania. Wierzył w profesjonalistów. - Czerwień i złoto mają dominować. Proszę nie szczędzić na materiałach, tak jak wspominałem jestem gotów wyłożyć naprawdę dużą gotówkę na to dzieło. - Żeby nie mieli wątpliwości, że mogą nawet wsadzić tam spinel wielkości pięści olbrzyma, gdyby akurat uznali, że tak będzie dobrze! Co prawda raczej by nie było... ale wiadomo, o co chodzi. - Prosiłbym o przygotowanie paru projektów, gdybym je zobaczył łatwiej byłoby mi wybrać bądź wskazać, co mi w nim pasuje, a co nie. - Raczej we wszystkim się tak robiło - czy to kiedy zamawiałeś meble, budowę domu czy nową szatę. Projektant najpierw przedstawiał projekty, a nie wymyślał jeden, robił i potem pytał czy jest okej.

- Nie ma potrzeby, będę zaraz się ulatniał, mam sporo rzeczy do załatwienia. - Uśmiechnął się w kierunku właściciela kuźni w odpowiedzi na propozycję, że ten pogoni syna po coś do picia.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (3561), Dagur Nordgersim (3583), Hjalmar Nordgersim (3112)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa