Patrick milczał podczas drogi powrotnej, z położonej na obrzeżach Kniei Godryka, chaty Mildred Found. Zdarzenie, którego tylko co był świadkiem, sprawiało, że głowę miał pełną różnych, choć raczej niezbyt wesołych myśli. Czym właściwie były te pożerające cudzą energię bezkształtne istoty, które najpierw wyssały kilka lat życia z ciała (i duszy?) towarzyszącej im rozedrganej czarownicy, potem rozgościły się w jej domu a wreszcie spróbowały zaatakować również towarzyszącego im Laurenta?
Nie wiedział.
Czy pojawiły się wtedy, już tamtej nocy, gdy Lord Voldemort przekroczył progi limbo a on, Victoria, Mavelle i Atreus zrobili to zaraz za nim? Czy też zdarzyło się coś jeszcze, czego nie byli świadomi?
Czy dało się je zniszczyć? A jeśli tak, to czy zaklęcie Patronusa – rzeczywiście było skuteczne? Może tylko je przeganiało? Osłabiało na chwilę?
Nie chciał zabierać głosu przy Mildred Found. Nawet nie dlatego, żeby jej nie ufał. Wydawało mu się pewnym nietaktem rozmawianie przy niej o jej krzywdzie w taki sposób, jakby jej nie było obok. A przecież nie mogli jej zaangażować. Nie była aurorem lub brygadzistą. Nie była nawet znawcą magicznych stworzeń jak Prewett. Była zwykłą czarownicą, ofiarą zarazy, która nagle pojawiła się w Kniei Godryka i sięgnęła jej chaty. Umysł Patricka wzdrygał się przed podobną nieuprzejmością i sprawiał, że chciał chronić Mildred przed dodatkowym i niepotrzebnym bólem.
W pierwszej kolejności zadbał więc o to, by towarzysząca im Found została bezpiecznie odstawiona tam, gdzie potrzebowała. Jeśli Brenna musiała z nią ustalić jakieś szczegóły dotyczące sprzedaży chaty, nie przeszkadzał obydwu. Zamiast tego posłał proszące spojrzenie Victorii, by odeszła z nim na bok.
- Poczekaj! – zawołał też w stronę oddalającego się Laurenta. Bo może on jednak naprawdę coś zobaczył albo zauważył. Może się to dało jakoś zlepić z tym, czego dowiedzieli się sami. Może każdy z ich czwórki dostrzegł coś istotnego. I jeśli wymienią się informacjami to wszystko razem ułoży się w jakąś logiczną całość. – Porozmawiajmy na spokojnie o tym, czego się dowiedzieliśmy i co zobaczyliśmy – zagaił. – Bo to było dość… dość niecodzienne.
I wcale nie chodziło mu o to, że zaatakowały Prewetta.
- Czy któreś z was było w Kniei Godryka po Beltane? – zapytał.