• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[18.05.72] Porozmawiajmy o widmach - Brenna & Victoria & Laurent & Patrick

[18.05.72] Porozmawiajmy o widmach - Brenna & Victoria & Laurent & Patrick
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
20.09.2023, 20:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:03 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Patrick milczał podczas drogi powrotnej, z położonej na obrzeżach Kniei Godryka, chaty Mildred Found. Zdarzenie, którego tylko co był świadkiem, sprawiało, że głowę miał pełną różnych, choć raczej niezbyt wesołych myśli. Czym właściwie były te pożerające cudzą energię bezkształtne istoty, które najpierw wyssały kilka lat życia z ciała (i duszy?) towarzyszącej im rozedrganej czarownicy, potem rozgościły się w jej domu a wreszcie spróbowały zaatakować również towarzyszącego im Laurenta?
Nie wiedział.
Czy pojawiły się wtedy, już tamtej nocy, gdy Lord Voldemort przekroczył progi limbo a on, Victoria, Mavelle i Atreus zrobili to zaraz za nim? Czy też zdarzyło się coś jeszcze, czego nie byli świadomi?
Czy dało się je zniszczyć? A jeśli tak, to czy zaklęcie Patronusa – rzeczywiście było skuteczne? Może tylko je przeganiało? Osłabiało na chwilę?
Nie chciał zabierać głosu przy Mildred Found. Nawet nie dlatego, żeby jej nie ufał. Wydawało mu się pewnym nietaktem rozmawianie przy niej o jej krzywdzie w taki sposób, jakby jej nie było obok. A przecież nie mogli jej zaangażować. Nie była aurorem lub brygadzistą. Nie była nawet znawcą magicznych stworzeń jak Prewett. Była zwykłą czarownicą, ofiarą zarazy, która nagle pojawiła się w Kniei Godryka i sięgnęła jej chaty. Umysł Patricka wzdrygał się przed podobną nieuprzejmością i sprawiał, że chciał chronić Mildred przed dodatkowym i niepotrzebnym bólem.
W pierwszej kolejności zadbał więc o to, by towarzysząca im Found została bezpiecznie odstawiona tam, gdzie potrzebowała. Jeśli Brenna musiała z nią ustalić jakieś szczegóły dotyczące sprzedaży chaty, nie przeszkadzał obydwu. Zamiast tego posłał proszące spojrzenie Victorii, by odeszła z nim na bok.
- Poczekaj! – zawołał też w stronę oddalającego się Laurenta. Bo może on jednak naprawdę coś zobaczył albo zauważył. Może się to dało jakoś zlepić z tym, czego dowiedzieli się sami. Może każdy z ich czwórki dostrzegł coś istotnego. I jeśli wymienią się informacjami to wszystko razem ułoży się w jakąś logiczną całość. – Porozmawiajmy na spokojnie o tym, czego się dowiedzieliśmy i co zobaczyliśmy – zagaił. – Bo to było dość… dość niecodzienne.
I wcale nie chodziło mu o to, że zaatakowały Prewetta.
- Czy któreś z was było w Kniei Godryka po Beltane? – zapytał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
21.09.2023, 11:40  ✶  
Gdy wychodzili z Kniei, deptali Laurentowi po piętach. Nawet gdyby Brenna była dużo, dużo bardziej zła, nie pozwoliłaby jemu - ani nikomu innemu - wracać samotnie przez las pełen potworów. A przecież jej złość wynikała głównie z jego nieostrożności i tego, że się naraził na niebezpieczeństwo, gdy wcale nie musiał, nie z tego, że (jak najwyraźniej sądził), robił komukolwiek kłopot.
Nie mówiła o swojej wizji, o naturze tych istot, nie omawiała tego, co zobaczyli. Z tych samych powodów, z których milczał Patrick, i dla których najważniejsze spostrzeżenie wyszeptała mu do ucha - Mildred Found przeszła dostatecznie wiele. Odprowadzili więc ją pod farmę, gdzie chwilowo zostawała, a Brenna rozmawiała z nią przez chwilę po cichu, ustalając szczegóły, odnośnie umowy, jaką zamierzała podpisać z panią Found jak najszybciej. Dopiero później wróciła do pozostałej trójki.
To wszystko było nie tylko "niecodzienne". Było straszne i stanowiło kolejny kamyczek na całym stosie zmartwień, jaki mieli.
- Ja, nawet kilka razy - przyznała Brenna. - Ale to już wiesz i nie natknęłam się na nie dotąd... bezpośrednio. Za to wiem, gdzie w Kniei na swoim grobie tkwi pewien duch. Może będzie w stanie coś o nich powiedzieć.
Brała udział w przeszukiwaniach, potem kolejnego dnia znów przemierzała las, wreszcie poszła tam z Laurentem i następnie z wujem. Była w Strażnicy. Ani razu nie natknęła się na widma, choć mignęły jej w wizji śmierci wuja.
- Próbowałam się czegoś o nich dowiedzieć. Wnioski znasz... - mruknęła, a potem zerknęła na pozostałą dwójkę. O własnej wizji może niekoniecznie chciała wszystkim opowiadać, ale byłoby trochę głupio stać tutaj i ich zwodzić. Zwłaszcza Victorię, była jej przyjaciółką i aurorką w dodatku. - Rozmawiałam z różnymi osobami. Z ich przemyśleń i poszukiwań wyłania się obraz, że to istota podobna do dementora... albo tych dziwnych istot przypominających mordercze całuny z opowieści, wiecznie zapominam ich nazwę. Coś takiego na pewno nie istniało wcześniej, a przynajmniej nie w ciągu jakichś dwustu ostatnich lat. Brak opisanych przypadków. Są głodne. Bardzo głodne. Energii. Mogą wyssać ją z żywego, z martwego, może nawet zabrać ducha, ale to jeszcze nie jest potwierdzone. Wnioski: krzyżówka, stworzone przez Voldemorta albo... wyszły z Limbo. Lub nie wyszły, a próbują wyjść. Obstawiałabym tę opcję z limbo.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
21.09.2023, 12:50  ✶  

Był zmęczony. Słońce tak przyjemnie padało na twarz, kiedy w końcu wyłonili się z gęstej linii drzew. Jednak się zatrzymał, kiedy odezwał się Patrick. Albo raczej - Michael się zatrzymał, kiedy Laurent delikatnie poruszył grzywą na jego szyi, dając sygnał do stopu. Rozchylił ciężkie powieki, a ich rozchylenie pozwoliło zobaczyć już niemal letnie, zachwycające niebo. Czysty błękit, do którego chciało się wyciągnąć dłoń by przesunąć po nim opuszkami palców i przekonać się, czy jest tak samo gładkie jak satyna. Nie od razu opuścił spojrzenie na osoby znajdujące się teraz w dole. Siłą rzeczy, skoro siedział na grzbiecie wielkiego rumaka.

To, co kobieta powiedziała, miało sens. Bardzo wiele sensu. Wnosiło pewne poprawki do jego własnych przemyśleń i nakierunkowały go na to, co sam podejrzewał.

- Bezpośrednio w Kniei - nie. Natomiast od Beltane tereny przy Kniei zaczęły być dziwnie martwe. - Chodziło mu o to, że nawet wtedy, kiedy byli na Beltane, to cała aura otoczenia, mimo że nie było widm, ta dziwna cisza, brak ptaków, brak zwierząt kicających po drzewach, wszystko to jakby rozstąpiło się przed obecnością tych paskudztw. - Śmierciotula. - Wyszedł naprzeciw opowieści Brenny. - Skontaktuję się z Departamentem do Spraw Magicznych Istot. - To jest - w sprawie tych całych Widm, bo a nóż widelec jednak nie jest to taki nowy gatunek? - Pisałem w tej sprawie do różnych ekspertów Magicznych Stworzeń, aczkolwiek bezskutecznie. Teraz zaczynam sądzić, że błędnie szukałem. Należy raczej zaczerpnąć wiedzę u ekspertów do spraw duchów. - Choć za to również odpowiadał wspomniany Departament, dlatego też do ich szefuńcia napisać zamierzał. - Jesteś pewna, że z martwego... na martwej osobie również mogą się pożywić? - Prawie mu włoski stanęły na karku. - Byłbym bardzo wdzięczny i zobowiązany, gdybym mógł liczyć na raporty spotkań z tymi istotami zarówno od waszej strony, innych aurorów jak i pobocznych świadków. Niekoniecznie dla mnie - dla szefa Departamentu. - Uściślił tutaj od razu. Bo tak naprawdę każda drobna, potwierdzona notka mogła zmienić wiele. - Ustalenie, jak wielkim zagrożeniem są te stworzenia i czy należy się ich... pozbyć wymaga bardzo, bardzo wielu potwierdzeń o ich stopniu zagrożenia. A o ile jestem wyznawcą, że każde istnienie zasługuje na życie, to życie ludzi zawsze jest priorytetem. Stąd moja prośba. - Wyjaśnił. W końcu niekoniecznie musieli wiedzieć, jak wygląda cały proces dokumentacji i wszelkich innych pierdół akurat wśród magicznych stworzeń. Jeśli zaś o widma chodzi to, cóż, ciężko pertraktować zaś z czymś, co odczuwa tylko głód. - Nie mam nic do dodania. Trzeba brać poprawkę na to, że te stworzenia mogą zacząć być bardziej agresywne i wychodzić z Kniei, kiedy przypadkowi ludzie przestaną być dla nich pożywieniem. Chciałbym też sprawdzić, czy żywią się na zwierzętach. - To znaczy - poszukać raczej czy są jakieś szczątki. Dobrze wiedzieć, że Patronus skutecznie je odpędza. - Postaram się was informować, jeśli czegoś się dowiem, co mogłoby wam pomóc. - Przyobiecał. W końcu aurorom przyda się chyba każda informacja związana z zachowaniem tych stworów, a w jego kompetencjach nie było kontaktowanie się z Harper, tylko Lazarusem. - Mam szczerą nadzieję - z wzajemnością.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
21.09.2023, 20:13  ✶  

Laurent zupełnie źle odczytał intencje i złość Victorii – bo ona również, podobnie jak Brenna, nie była na Laurenta zła dlatego, ze przeszkadzał. W ogólnie nie miała w głowie takich myśli. Była zła, ale ta złość wynikała bardziej ze zmartwienia, bo Laurent zwyczajnie na siebie nie uważał. Tyle. A zupełnie egoistycznie nie chciała go stracić, to nie było ani trochę skomplikowane.

Wyłapała spojrzenie Patricka i skinieniem głowy dała mu znać, że zrozumiała przekaz. Była więc gotowa odejść na bok i poczekać, aż Brenna skończy dobijać targu odnośnie wątpliwej wartości chaty w lesie – ale musiała mieć ku temu powód. W każdym razie Mildred została odprowadzona bezpiecznie, nikomu najwyraźniej nic się nie stało… całe szczęście, a Victoria zdołała w końcu swoje emocje schować za maską oklumencji, idealnie gładką, idealnie spokojną. Lauren na szczęście zatrzymał się i został z nimi…

Spojrzała wymownie na Brennę, kiedy Patrick zapytał czy byli w Kniei po Beltane.

– Byłyśmy nawet we dwie – potwierdziła nieco bezbarwnym, wypranym z emocji głosem. – Nie słyszałeś w Biurze historii o błotoryju? – to brzmiało jak wstęp do jakiegoś beznadziejnego dowcipu, ale najgorsze w nim było to, że na końcu błotoryj wybuchał i że nie był to wcale żart. Poza tym Victoria raczej nie szlajała się po Kniei.

Ale fakt, wyglądało na to, że była tutaj najmniej poinformowana w temacie. Od czasu Beltane w Ministerstwie mówiono o tak wielu dziwnych przypadkach wszystkiego, a kiedy jeszcze zmagasz się ze swoim chłodem, nie swoimi wspomnieniami i nagłą sławą, to jakoś… Pewne rzeczy mogły umykać. Nawet komuś tak skrupulatnemu jak Victoria.

– Cały czas tam miałam wrażenie, jakbym była znowu w Limbo. To wrażenie… Nie wiem. Może mi się tylko wydaje, ale to odczucie bycia obserwowanym… – spojrzała tutaj na Patricka, ciekawa czy miał podobne wnioski do niej. Z wtedy, gdy szli leśną ścieżką, martwą, po przejściu tamtędy Voldemorta i jego podwładnych. – Jest duża szansa, że wylazły z Limbo może nawet przypadkiem. Tak jak my tam weszliśmy… One mogły wyjść – i dlatego tak się wystraszyła, kiedy Laurent wyszedł do nich sam. To, co jej się wydawało, zupełnie nie zbadawszy tematu, brzmiało nieco zbieżnie do tego, czego dowiedziała się Brenna. A potem spojrzała uważnie na Laurenta. – Jasne. O ile nam nie zakleją nagle ust – miała tylko nadzieję, ze Laurent przestanie się narażać… Ale to nie było miejsce na tę rozmowę.

Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
24.09.2023, 21:00  ✶  
Patrick zmarszczył brwi, słuchając Brenny, Victorii i Laurenta. W jego oczach odmalowało się pewne zaskoczenie, którego nawet nie próbował przed nimi ukrywać. Zaskoczenie, bo nie podejrzewał nawet jak bardzo byli zaangażowani w całą sprawę.
Tak. Wiedział, że Brenna szukała wszelkich dostępnych informacji o śmierci Derwina Longbottoma. I tak, to od niej dowiedział się o tym, że coś, jakieś stworzenie, najprawdopodobniej, doprowadziło jego ciało do takiego stanu. Właściwie to od niej uzyskał wszystkie informacje, które miał o całej sprawie.
Ale Laurent? Cóż, wiedział, że musiała go zaangażować w jakimś stopniu. Tylko chyba nie docenił, nie doszacował, zaangażowania, które młody mężczyzna przejawiał.
Ostatecznie, kiedy prosił ich o rozmowę, chciał po prostu dowiedzieć się jakie mieli przemyślenia dotyczące dzisiejszej wędrówki po lesie razem z Mildred Found i spotkania z bezkształtnymi widmami. A dostał właściwie… plan działania? Przynajmniej wstępny.
Pokręcił głową. A potem posłał Victorii coś na kształt krzywego uśmiechu.
- Nie znam historii o błotoryju – przyznał się od razu. Co nie zmieniało tego, że nie musiał być wybitnym specjalistą do spraw magicznych stworzeń, by wiedzieć, że było to niebezpieczne stworzenie przypominające trochę kłodę. I, że jeśli Victoria poszła z Brenną do Kniei to prawdopodobnie również miało jakiś związek ze sprawą śmierci Derwina Longbottoma.
Zacisnął usta, próbując zebrać wszystko, co usłyszał do kupy oraz zastanowić się nad tym, czy było jeszcze coś, czego właściwie nie wiedzieli a co wiedział on.
- To może być żaden trop, ale… - zaczął wreszcie, dość powoli ważąc wypowiadane przez siebie słowa. – Też rzuciło mi się w oczy, że w okolicach domu Mildred nie było śladów po zwierzętach. Jeśli rzeczywiście te bezkształtne widma sprawiają, że zwierzęta przed nimi umykają to warto byłoby sprawdzić czy mieszkający w okolicach Kniei Godryka ludzie nie widzieli nagłej i niespodziewanej migracji zwierząt – opisał powoli. Tak, istniała szansa, że zwierzęta uciekały w głąb kniei, ale nawet jeśli to wtedy – co byłoby już pewnym rodzajem szaleństwa i Steward oczywiście nie wysłałby kogokolwiek samodzielnie do lasu, ale może żyły tam jakieś rozumne stworzenia, które wtedy mogłyby im coś o tym powiedzieć. Jak w Zakazanym Lesie. O ile oczywiście, istniała tu podobna analogia. Koniec końców, przynajmniej zyskaliby datę - kiedy wszystko się zaczęło. – Obstawiam, że Ministerstwo Magii dość szybko wyda informacje o zakazie wstępu do Kniei. – Ale czy będą próbowali zamykać im usta? Wątpił. Przedstawiciele Ministerstwa Magii nie byli wstanie upilnować nawet kilku medyków drugiego maja, jak mieliby upilnować przynajmniej kilkanaście osób? Już sama Mildred Found rozniosła informacje o pojawieniu się bezkształtnych widm przynajmniej kilku osobom.
A była pewnie tylko kroplą w morzu.
- Wątpię by te istoty były świadomym dziełem Voldemorta – wymamrotał w odpowiedzi do słów Brenny. Posłał przy dłuższe spojrzenie Victorii. Byli razem z limbo. Widzieli tam Voldemorta. Poszedł tam kraść, nie tworzyć. Jeśli miałby coś zrobić to najwyżej przypadkiem. – Biorąc pod uwagę, że pożywiały się na ubraniach Mildred, równie dobrze mogłyby pożywić się także na ciele zmarłego. – No chyba, że gdy dorwały Derwina ten jeszcze żył, umierał tylko i nie mógł się bronić – ale tego ostatniego Patrick nie powiedział już na głos.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
24.09.2023, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.10.2023, 22:45 przez Brenna Longbottom.)  
– Jestem pewna – powiedziała cicho Brenna, a jej twarz przez moment nic nie wyrażała. Pytanie Laurenta było ważne, ale i tak godziło głęboko w coś we wnętrzu Brenny. – Zginął wcześniej. Zanim dopadły go widma.
Mavelle spotkała go w Limbo.
I obie widziały jego śmierć. Jedna z nich we wspomnieniu, które przeżyła jako własne. Druga w kręgu widmowidzenia, spoglądając na śmierciożercę, na ogień i czające się na granicy lasu potwory. Ale to były rzeczy, o których Brenna nie chciała i nie mogła rozmawiać. Na pewno nie tutaj, nie teraz, nie pośród tylu osób. Zresztą, niewiele miało to do rzeczy w przypadku obecnego tematu rozmowy, skoro nie zginął zabity przez widma... to jego śmierć nie była przedmiotem dyskusji.
Trzeba przyznać, że relacja Laurenta trochę Brennę zaskoczyła, bo nie spodziewała się, że sprawa tak go zainteresowała. Do tej pory nawet nikt nie wiedział za wiele o widmach – Brygada dostała parę zgłoszeń od osób, które natknęły się na nie w lesie, ale to było tyle. Dopiero dziś przypadek Mildred Found oraz zaginięcie małego Charliego zasugerowały, że… jest w tym coś więcej. Nie oczekiwała też aż tak szczegółowego sprawozdania, sama udzielając go do pewnego stopnia odruchowo, bo… to po prostu był Patrick. Gdy zadawał pytania, odruchowo odpowiadała i to wyczerpująco. A zawsze mówiła dużo (to znaczy prawie zawsze, jeżeli akurat sytuacja nie była absolutnie nieodpowiednia do mówienia do wypowiadania tych wszystkich głupotek, jakie zazwyczaj wylatywały z jej ust). I nie chciała wykluczać Victorii, która tu mieszkała i była aurorką. To mocno Lestrange dotyczyło. Nawet jeżeli nie planowała się przyznać, co dokładnie zobaczyła w chacie.
Nie odpowiedziała jednak odnośnie raportów. Nie miała zamiaru obiecywać czegoś takiego. W jej oczach takie rzeczy powinny iść przez Ministerstwo – i to mimo tego, że tak jakby działała w podziemnej organizacji.
– My – mruknęła na pytanie odnośnie migracji zwierząt i natknięcia się na takie. – Ehem… ta historia o błotoryju – powiedziała, posyłając Lestrange blady uśmiech. – Chociaż zakładałyśmy, że przegnała je wichura – dodała dla porządku. Wcale nie była pewna, że umknęły przed widmami. – Poza tym, widziałeś artykuł z relacji o poszukiwaniach w Kniei? Natknęli się na jakieś uciekające, dziwne zwierzęta… dziennikarze. Możemy spróbować do nich napisać i dopytać do szczegóły. Widziałam zdjęcia uciekającego stada, były podpisane nazwiskiem autorki – rzuciła do Stewarda. Nie była pewna, czy autorka fotografii zechce cokolwiek tutaj ruszyć
Nie skomentowała zakazu wstępu do Kniei. Też wydawało się jej, że taki wkrótce się pojawi – chociaż już bolała ją głowa na samą myśl o tym, w jaki sposób mieliby go wyegzekwować.
– Po prawdzie też tak sądzę – przyznała Patrickowi, kiedy wspomniał o Voldemorcie. W głowie kłębiło się jej wiele teorii, ale na razie żadnej z nich nie wygłaszała na głos. Musiała skonsultować je ze specjalistami. Przede wszystkim spirytystami. Może Jamil albo Sebastian? W żyłach obu płynęła krew Trelawneyów, a to dawało im nieco… szerszą percepcję. [b]


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
25.09.2023, 09:59  ✶  

Laurent nie do końca miał poprawnie wszystko poukładane w swojej głowie, a emocje mogły też łatwo sprawić, że coś się źle odebrało. W końcu kiedy masz wątpliwości co do samego siebie nic dziwnego, że masz wątpliwości, czy inni w to wierzą. Gorzej, jak akurat wątpliwości nie posiadasz, a i tak pojawiają się z zewnątrz - i wtedy są źle interpretowane. Laurent spojrzał przez sekundę na Victorię z konsternacją na twarzy, kiedy ta wspomniała o błotoryju, ale to w końcu aurorzy i brygadziści - wałęsali się po dziwnych miejscach w poszukiwaniu jeszcze dziwniejszych rzeczy. Nie dopytywał.

Nigdy nie wybrał się do Azkabanu osobiście, żeby porozmawiać z dementorami więc nie miał porównania, tak samo jak nie szukał śmierciotuli, bo tą równie ciężko znaleźć co te widma wałęsające się po borze. O co jednak chodziło - nie miał okazji poczuć, jak to jest stanąć przed dementorem twarzą w twarz, jedynie o tym czytał. Dla celów naukowych niemal prosiło się, żeby teraz pojechać tam i się przekonać, czy rzeczywiście wrażenie było to samo, a więc - czy dementorzy również pochodzili z Limbo? Było to dziwaczne, a miał wrażenie, że jeszcze moment i głowa rozboli go na dobre od próby poskładania tych klocków w jedną całość. Klocków, których nie mogli badacze poskładać od tylu lat, a tutaj co się w zasadzie działo? Jakieś silne, pokraczne stężenie wiadomości i doznań, koniecznych do wyłożenia prawie na już w potrzebie chronienia ludzi.

- Słuszna uwaga. - Skinął głową w kierunku Patricka, kiedy ten wspomniał o zwierzętach migrujących z Kniei, a potem pokiwał jeszcze kilka razy, kiedy Brenna powiedziała o dziennikarzach. Tyle do zrobienia... Tyle do zorganizowania... O tym wszystkim przecież... ach, może źle zrobił. Może trzeba było osadzić się w Ministerstwie? Żeby mieć kontrolę nad tym brudem? Chyba by tam nie wytrzymał. Dobiłoby go to, jak można być bezczynnym i bezradnym wobec niektórych wydarzeń. - Wydaje mi się, że na chwilę obecną nie mamy niczego poza nwiecznym głodem wędrującym przez Knieję Godryka. - To tak odnośnie tych magicznych stworzeń, tego, do czego one mogły być zdolne, czy mogłyby... mieć prawo żyć. Oczywiście. Tylko to prawo nie mogło stać w szrankach z życiem ludzkim, jakie dla Laurenta było najwyższą wartością. We wszystkim należało zachowywać rozsądek. Czasem mu się wydawało, że Lazarus go nie do końca posiadał, a jego rozumowanie było przyćmione przez miłość do magicznych stworzonek. Laurent nie był wiele lepszy, ale on nie potrzebował więcej dowodów, żeby stwierdzić, że to, co się tutaj zalęgło było bardziej niebezpieczne niż się wydawało, a postawienie tabliczki "zakaz wstępu" niekoniecznie było wielkim środkiem zapobiegawczym. Owszem, wspaniałym pierwszym krokiem - ale to pierwszym. Nie wspominając, że te stwory odebrały dom innym magicznym stworzeniom jak i zwykłym zwierzętom.

- Nie pozwolę na to. - Zerknął w kierunku Victorii, kiedy ta powiedziała o klejeniu ust. - Podejmę się walki z Ministerstwem Magii o zalegalizowanie białej magii dla aurorów i brygadzistów. - To była obietnica dla jednych, dla innych może groźba. Prawda była taka, że biała magia mogła być niebezpieczna dla zwykłych czarodziei, więc może wystarczy możliwość nieco wyłagodzenia prawa i umożliwienie osobom, które powinny móc z tego korzystać, robić to, co do nich należy. Przecież to chore, żeby brygadziści i aurorzy nie mogli bronić siebie pod groźbą kar. Siebie i innych. - Nie obchodzi mnie, co na to Ministerstwo. Ci popaprani... - Laurent aż zacisnął szczęki ze złości i zaciśnięte dłonie w pięści zadrżały na grzywie Michaela. - Skutek uboczny czy nie - ile jeszcze ten chory człowiek ma wyrządzić szkód w tym świecie? Historia znowu ma się powtórzyć, znowu ma być "za późno", kiedy w końcu Ministerstwo przyzna, że coś nie gra? - Laurent sam dawno nie czuł w sobie takiego ognia. Od czasów szkoły. Kiedy wszystko się w nim paliło w konieczności zmiany na lepsze. Na osiągnięcie czegoś lepszego, czegoś więcej. Ambicja. Choć tym razem ta ambicja nie miała z nim samym niczego wspólnego. Odetchnął, próbując się uspokoić. Nie wychodziło mu to za dobrze.

- Natura rządzi się swoimi prawami. Te duchy prawa natury zakłócają. - Odezwał się abraksan, spoglądając teraz przez moment do tyłu, na swój grzbiet i siedzącego na nim Laurenta, wyczuwając jego złość - a to był bardzo, ale to BARDZO niezwykły widok - nawet dla niego. Dopiero później spojrzał czerwonym okiem na pozostałych. - Podziwiam waszą odwagę. - Przyznał rumak, a całkiem niełatwo było mu zaimponować.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
01.10.2023, 22:41  ✶  

Patrick zupełnie się pomylił. Victoria do dzisiaj w sprawę była zaagnażowana kompletnie zerowo. Nie szukała ocalałych po Beltane, nie badała Kniei… Weszła do niej tydzień po atakach, ale nie ze względu na jakieś widma czy innych zagubionych, a dlatego, że mugol z Doliny biegł przerażony i krzyczał coś o zębatych paszczach.

– To dziwne, w Biurze sporo o tym gadali. Chcesz skrót? To słuchaj. Jakiś mugol wrzeszczał o stworach z zębami to pobiegłyśmy sprawdzić, a tam stado błotoryjów, w ogóle nie tam gdzie powinny być, bo nigdy się tak blisko Doliny Godryka nie zbliżały. I oczywiście nas zaatakowały – przekrzywiła głowę wpatrując się znowu w Brennę. To nie był dobry dzień, wtedy. Bo nigdy nie chciała być pokryta od stóp do głowy wnętrznościami błotoryja. – Udało nam się je przegonić, jednego nawet złapałyśmy. Wydział Zwierząt miał potem trochę zabawy z odławianiem ich – darowała sobie crème de la crème tej historii. – Tak, no, myślałyśmy, że to wichura zniszczyła ich leże i że musiały szukać sobie innego miejsca – nic o widmach, nic o Longbottomie. Bo Victoria nie miała pojęcia co mu się właściwie stało.

Zastanowiła się nad słowami Patricka. Faktycznie… nie widziała tam żadnych śladów zwierząt, a przyglądała się. Tylko, że wtedy nie wydało to jej się ani trochę dziwne. Natomiast kiedy Steward o tym wspomniał…

– Faktycznie… Masz rację. Wokół jej chaty nie było żadnych śladów. Ale rośliny wyglądały za to całkowicie normalnie – przekrzywiła nieco głowę w zastanowieniu.

– Co wy. O czym wy gadacie – nie wytrzymała w końcu. Jakie ciało zmarłego. Jakie zginął wcześniej. Jakie „jestem pewna”. Patrzyła to na Brennę, to na Patricka, to na Laurenta. Teraz do niej dotarło, że Laurent gadał coś o martwej osobie. – Jakie pożywianie się na martwych – ten pomysł w ogóle ją przerażał. A gdyby odłożyć go na bok, to w ogóle… co. Laurent sugerował coś takiego, a wcześniej sam się do tego cholerstwa zbliżał? Lestrange przestawała rozumieć co tu się dzieje. Nie miała pojęcia jak głęboko byli umaczani w tej sprawie. Ale teraz przyszło jej do głowy, że sugestia Brenny o Patronusie nie wzięła się tylko z przeczucia. Za to nie zamierzała zdradzać przed nimi swoich myśli i emocji – świadectwem tego, że coś się działo, że niekoniecznie jej się podobało co tu się dzieje, była pozbawiona jakichkolwiek emocji twarz aurorki. Nie każdy wiedział, że była oklumentą… ale Patrick z pewnością zdawał sobie sprawę, jeśli kiedykolwiek próbował (albo całkowicie przypadkowo) odczytywać jej aurę.

– A co to ma wspólnego z informowaniem jeśli czegoś się dowiemy? – jedno to móc przekazywać informacje, a drugie to… walczyć z całym Ministerstwem o zmianę głupkowatego prawa. Bo tak, było głupkowate. Kto nie posiadł zdolności Fal nie mógł się nawet szybko skontaktować i wezwać Patronusem pomocy. – Nie wiem czy to odpowiedni moment na tę rozmowę – na złość na Ministerstwo i inne… Victoria już się nie złościła. Po prostu robiła swoje, ani słowem nie mówiąc o tym, ze widzi jak jej koledzy i koleżanki tworzą patronusy żeby bronić siebie i innych. A kiedy Ministerstwo się obudzi i coś zrobi? Ta, to było ciekawe. Na Beltane wysłali ich tak naprawdę garstkę i jak to się skończyło? Lestrange podejrzewała, że władze już dawno są pod butem Voldemorta, dlatego tak to wygląda.

Tknęły ją słowa Michaela. Jeśli te widma zakłócały prawa natury, to co robiła ona, Patrick, Mavelle i Atreus? Nie odpowiedziała. Po prostu zacisnęła mocniej dłoń. Jeśli widma były wybrykiem natury to ona też.

Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#9
09.10.2023, 02:40  ✶  
Patrick tylko kiwnął głową na słowa Brenny. Nie dociekał skąd wiedziała, że Derwin Longbottom zmarł zanim dopadły go bezkształtne widma. Znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że zrobiła wszystko co tylko było w jej mocy, by dowiedzieć się wszystkiego o śmierci wuja, o tym kto go zamordował i jak się to wszystko potoczyło. Nie musiał znać wszystkich źródeł jej informacji – choć tutaj, gdyby miał się zastanowić, pewnie strzelałby, że w grę wchodził jej dar widmowidzenia.
- Więc tym bardziej potwierdza to moją teorię – zauważył, a potem, jakby zdając sobie sprawę, że teoria to było jednak słowo mocno na wyrost, biorąc pod uwagę, że właściwie wypowiedział w całej sprawie raptem jedno zdanie, dodał – Tę o tym, że te istoty potrafią żerować na martwych przedmiotach.
Pewnie źle wypadał na tle reszty – ale po Beltane, Patrick, przede wszystkim, próbował poukładać się sam ze sobą. Sporo malował, głównie sięgający niemal całej ściany obraz, dużo myślał, trochę spędzał czas z dziadkami a trochę po prostu – siedział w samotności na fotelu i patrzył tępo w parujący w jego rękach kubek z herbatą. Wybrał też trochę zaległego urlopu i tak jakoś… tak jakoś sporo spraw z Biura Aurorów po prostu mu umknęło. Tak jak ta z błototyjem. Gdyby miał naprawdę bliskiego kolegę, chętniej zrobiłby maraton po angielskich pubach niż usiadłby za biurkiem w pracy, ale z uwagi na to, że wszyscy jego bardzo bliscy koledzy chwilowo nie mogli rzucić wszystkiego i ruszyć z nim w alkoholową podróż życia (gdzie to oni musieliby się upijać a on mógłby szkicować) to polował na wampirzycę z Brenną a teraz zastanawiał się nad sposobem na odesłanie pewnego upierdliwego ducha z powrotem w zaświaty.
- No to trzeba chyba napisać do autorki zdjęć – zauważył w końcu. – Jak rozumiem artykuł był przed waszym zgłoszeniem mugola i sprawą z błotoryjami? – dopytał. – No i jeszcze można sprawdzić jak to wygląda na tle całej kniei. Gdzie byłyście wy, gdzie była tamta, gdzie może był ktoś jeszcze – wyliczył. – To może pokazać, czy te… widma, poruszają się w jakimś konkretnym kierunku, czy też jest ich więcej i są rozproszone…
Patrick niemal się uśmiechnął. Reakcja Victorii była żywa i… normalna. Tak normalna, że przez moment sam zaczął się zastanawiać, dlaczego wizja istot, które potrafią robić takie rzeczy w ogóle go nie zszokowała. Czy naprawdę jego własne problemy na tyle przysłoniły mu świat?
- Zakładam po prostu, że to co robiły w chacie Mildred, to nie była żadna zabawa w ludzi, ale żerowanie – opisał. – Skoro uciekają przed nimi zwierzęta to mogą żerować nie tylko na ludziach, ale i na zwierzętach. Pomijają tylko rośliny, choć nie wiem jak te zareagowałyby na długotrwałe przebywanie w ich towarzystwie.
Uniósł rękę i dotknął nią nasady nosa. Nie chciał się wypowiadać o działaniach i braku działań Ministerstwa Magii. Już Beltane udowodniło, że przynajmniej część decyzyjnych osób musiała mocno bagatelizować zagrożenie ze strony Voldemorta i jego popleczników. Patrick wątpił, by nagle ot tak zaczęli pracować jak trzeba, bo w Kniei Godryka pojawiły się podejrzane stworzenia. Pewnie wyślą tam kogoś, by zneutralizował zagrożenie, ale… ale tylko tyle.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do Stewarda, że Laurent mówił o Voldemorcie. A właściwie wyrażał sprzeciw wobec jego działań.
Ciekawe i pokrzepiające, pomyślał.
- Bądź co bądź, ale jakieś zebranie wszystkich informacji w jedno, to dobry pomysł – zauważył. Dobry na wielu, różnych polach. – Jeśli rzeczywiście chciałbyś się podjąć walki, lepiej byś szedł walczyć uzbrojony po zęby w odpowiednią amunicję. A tu wiedza może być amunicją - wyjaśnił. - Zastanawiam się jeszcze nad jednym... jak często one muszą żerować? Zakładam, że przebywając w Kniei, przynajmniej przez pewien czas, miały dostęp do zwierząt. Kiedy te uciekły, ruszyły w stronę zabudowań ludzkich. Tak dotarły do chaty Mildred. A gdyby pozbawić je pożywienia? Zamknąć gdzieś, gdzie nie będą stanowiły zagrożenia? Ciekawe czy w ogóle dałoby się coś takiego zrobić. - Albo odłowić i odesłać do kuzynów, do Azkabanu?
Nie odpowiedział na słowa Michaela, zbyt mocno skupiony na kwestii Patronusów. Czy naprawdę były aż tak skuteczne? Czy też jedynie odpędzały widma na chwilę?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
09.10.2023, 13:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2023, 17:18 przez Brenna Longbottom.)  
- Nie na martwych przedmiotach. Na tym, co zostało na nich po ludziach - sprostowała Brenna, tak dla formalności. Miała wrażenie, że tak jak ona w kręgu szukała ech po Mildred, tak to samo robiły widma. - I skoro kupuję ten dom, będę mogła to sprawdzić. Napiszę też do tej dziennikarki, wpadłyśmy kiedyś na siebie.
Prawie dosłownie, bo Daisy wpadła prosto w ramiona Brenny z drabinki przeciwpożarowej przy Pokątnej.
- I pytanie brzmi, czy zwierzęta uciekają, bo te istoty żerują też na nich, czy... po prostu czują to samo, co my i umykają instynktownie - dodała, odruchowo zerkając na Michaela. Bo może on mógł rzucić nieco światła na tę sprawę? To znaczy nie w zakresie pożywiania się, a uciekania. Duma przecież ostatecznie też niezbyt chciał się do nich zbliżyć.
Uśmiechnęła się tylko blado, kiedy Laurent zapowiedział walkę z ministerstwem w sprawie nekromancji. Nie zamierzała go do tego zniechęcać, bo o tym, że sama sięgała po patronusy, gdy uważała to za konieczne, mieli okazję wszyscy ledwo co się przekonać. Wszystko, co dotyczyło energii, było jednak cholernie skomplikowane. Z jednej strony rozpaczliwie potrzebowali tych zaklęć i wiedzy, z drugiej Voldemort dzięki takiej wiedzy wdarł się do limbo... a w dodatku ministerstwo było straszliwie twardogłowe.
- Przeszukiwania Kniei - rzuciła Brenna, kiedy Victoria zaczęła dopytywać, o co chodzi. Być może informacje do niej nie dotarły, ponieważ przebywała jakiś czas na urlopie, a w Biurze panował przecież chaos. - Niektóre rzeczy... były dziwniejsze od innych? Niektórzy wolontariusze uciekali prawdopodobnie przed tymi widmami. Nie widzieli ich, ale mówili o czymś, czego obecność zdawała się odbierać siły. Przyniesiono podobno jakąś kobietę, która zasnęła z niewiadomych powodów i przy niej ludzie czuli się jakoś… dziwnie. A do tego dochodzi jeszcze znalezione w Kniei ciało. W złym stanie. Człowiek, który tego dnia był na Polanie, wyglądał… wyglądał jakby był martwy od bardzo dawna – dodała z pewnym zmęczeniem. To nie była żadna wielka tajemnica, bo wszak ciało widziało sporo osób, a potem trafiło do biura koronera, raporty były więc w Ministerstwie. Ale nie było to też coś, o czym Brenna chciała wiele mówić. Chodziło przecież o jej wuja, a ta żałoba była jeszcze świeża. Wolała nie rozmawiać o jego śmierci na prawo i lewo, nie pozwolić, by wszędzie szerzyły się plotki. Poza tym Brenna o pewnych rzeczach nie chciała rozmawiać. Z nikim.
– Z tego powodu zaczęłam w zeszłym tygodniu trochę grzebać w sprawie, szukać, co to mogło być. Myślałam nawet, że może jakieś zaklęcia, klątwy, czarna magia albo dziwna transmutacja, ewentualnie właśnie jakieś istoty... specjaliści dość zgodnie zasugerowali magiczne stworzenia. Nowe stworzenia, jeszcze nie sklasyfikowane, ale w naturze podobne do dementorów. Jeśli ktoś wcześniej natknął się na jakieś ich ślady… to nic o tym nie słyszałam… do dziś. Dlatego mam wrażenie, że mogły wyleźć z samego Limbo – mruknęła, obracając się w stronę lasu. Nie miała jeszcze pojęcia, że to zasadniczo jeszcze nie koniec. To dopiero początek. Że kiedy oni byli w lesie, to gdzieś dalej aurorzy oglądali ciała, wyglądające na bardzo, bardzo stare, choć tych dwóch mieszkańców Doliny zaginęło dopiero niedawno. Że znajdą wkrótce Charliego Dafoe, postarzałego. Że gdzieś w Kniei zginęły dwie osoby i jedna z nich zamieniła się w ducha, ale drugiej… drugiej nie ma nigdzie.
Te wszystkie informacje dopiero przyjdzie jej zbierać, po trochu, każdy strzęp informacji, jaki zdołają dopadnąć.
– Będę po prostu grzebała w tym dalej. To co spotkało Mildred sugeruje, że sytuacja jest jeszcze poważniejsza niż się obawiałam. Zwłaszcza jeśli te stwory faktycznie wyszły z Limbo – uzupełniła. – Departament Tajemnic na pewno też będzie chciał się tym zająć, więc mam nadzieję, że ustalą więcej niż ja.[/b]
To w końcu nie była jej specjalizacja. A chociaż Brenna nie wahała się prosić o pomoc i szła prawie do każdego, kto mógł dostarczyć jej informacji, to w większości nie były osoby, mające naprawdę duże możliwości.
- Może uda mi się jeszcze dopaść jakiegoś spirytystę. Poza tym... pewnie informacje niedługo same się pojawią. Te widma pewnie nie znikną same z siebie... W każdym razie, chyba pora lecieć do Ministerstwa i to wszystko zgłosić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1877), Patrick Steward (1789), Victoria Lestrange (1685), Laurent Prewett (1997)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa