• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[15.05.1972] Za siódmą chmurą

[15.05.1972] Za siódmą chmurą
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
19.10.2023, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:46 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Otwarty na nowe doznania).

„ Ten, który zamknie oczy zmęczone
Otworzyć je może po tamtej stronie
Na sercu ciężko, myśli zlęknione
Że drogi nie ma w powrotną stronę”
♫
15 maja 1972, południe
– Cain & Victoria –



Czas mijał na siedzeniu w biurze i Victoria w zeszłym tygodniu nawet ośmieliła się wziąć nockę. Wyglądała i czuła się już sto razy lepiej niż na samym początku miesiąca, kiedy zdecydowała się wrócić do pracy. Nadal ciągle było jej zimno i nadal nic nie było w stanie jej ogrzać, nawet słońce, ale przestała się już trząść w losowych momentach i dała sobie spokój z wyciąganiem koca z torebki, by narzucić go sobie na ramiona (tak, Cain był tego świadkiem trzy razy i trzy razy usłyszał od niej dokładnie to samo „no co? Zimno mi” oraz „ech, i tak nic to nie daje”). Dawało tylko mentalnie, bo wyobrażała sobie, że w ten sposób jest jej cieplej, chociaż rzecz jasna nie było. Słońce, jakie grzało tego dnia, również absolutnie nic nie dawało, ale dzień był tak piękny… Że gdy wpadła do biura, to zaczęła namawiać Bletchleya, żeby poszedł z nią do Doliny Godryka. Bo tam to dzieją się różne dziwne rzeczy – na pewno o tym słyszał, musiał, że mugole się zjeżdżają do jej rodzinnej miejscowości (i całkowitym przypadkiem miejsca, gdzie zorganizowano ten nieszczęsny sabat…) i podobno widzą na niebie jednocześnie słońce i księżyc… Victoria nic takiego nie widziała. Ale pomyślała sobie… Że chciałaby poznać jego zdanie na ten temat.

Nie była jakoś bardzo nachalna, nie była jedna z tych kobiet, która non-stop trajkotała o jednym, żeby tylko facet stwierdził, że dla świętego spokoju niech będzie jak chce, byle się tylko zamknęła. Nawet nie usiadła mu na biurku i nie wpatrywała się w niego zaburzając strefę komfortu. Spoglądała… ze swojego miejsca przy swoim biurku, rzucając co jakiś czas „niewinne” uwagi, badając, czy odnoszą oczekiwany skutek.

Chyba odniosły, bo w końcu wyszli z punktu fiuu i gdy Victoria spokojnie odprowadziła Bletchleya nieco dalej, sama spojrzała w niebo.

Nie, nadal nie widziała nic nadzwyczajnego – tylko słońce. I nadal było jej zimno, mimo że jego promienie padały na jej odsłoniętą skórę. Westchnęła zrezygnowana.

– I co? – zapytała po chwili. Nie brzmiała już jak człowiek wyprany ze wszelkich emocji; nadal nie epatowała swoją aurą, ale brzmiała zdecydowanie żywiej niż pierwszego dnia ich wspólnej pracy. Zresztą jej skóra również nabrała kolorów, nawet jeśli nadal była zimna, to przynajmniej wyglądała dużo zdrowiej. Wciąż nie było wiadomo co właściwie się działo. Cynthia ją badała, nie była pewna swoich wniosków, a do tego wszystkiego ten jej dziwaczny wypad na Nokturn… Powinna ze swoim partnerem o tym porozmawiać. Powiedzieć mu co się dzieje. Powinna, tak.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#2
20.10.2023, 11:39  ✶  

Ponieważ była do tyłu z tym, co działo się w biurze, opowiedział jej to i owo. Ploteczki zasłyszane to tu, to tam, sprawy naglące i te naglące mniej, próby udawania, że Lord Voldemort wcale nie szarpnął się na życia wszystkich wokół, brak zrozumienia ze strony Ministerstwa na to, co ich zastało, paraliż, Departament Tajemnic, który zaczynał stawać na głowie, ale nikt oczywiście nie wiedział, dlaczego, bo skąd mieliby wiedzieć? Tamto miejsce rządziło się własnymi prawami. Mogli tam ustalać, że podłożą bombę pod samo Ministerstwo i też nikt specjalnie nie byłby zdziwiony. Rzeczywiście, tak jak obiecał - pojawiła się też kawa i muffinki. Że nie wiedział, jaką lubi, to wziął jej białą, mleko zawsze można dolać i zwykłego muffinka z kawałkami czekolady. W ich biurze więc było... spokojnie. Przynajmniej między nimi. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie był mimo wszystko zainteresowany tym, co działo się w Limbo, co się wydarzyło, jak to się stało, jaki był Czarny Pan, największy czarnoksiężnik ich czasów. Ciekawe, czy większy od Grindelwalda? Czasem miał wrażenie, że nie ważne było, co zrobisz w tym życiu - ważne, żeby cię zapamiętali i o tobie mówili. Im mocniej odciśniesz się na ludziach, tym chętniej wpiszą cię w historię. Możesz więc być zwykłym spierdoleńcem jak ta dwójka i proszę bardzo - pamięć o tobie przetrwa wieki. Był zainteresowany, ale nie pytał jej. Dowiedział się potem tego i owego od osób zdecydowanie bliższych od Lestrange w sposób, który nie wzbudzał podrygów bycia zwierzątkiem w zoo. Natomiast podejrzenia były słuszne i rzeczywiście zdarzali się tacy, którzy przychodzili niby to sprawdzić, co u ciebie, jak się czujesz, a niektórzy wprost żeby poplotkować i zapytać "naprawdę GO widziałaś..?" - w domyśle: Lorda Voldemorta. Nie dziwiło go, że przychodzili akurat do niej a nie do Atreusa. Atreus by pewnie nie miał zahamowań, żeby w końcu komuś przywalić w nos za bycie upierdliwym. W którymś momencie Cain po prostu zrobił tabliczkę w postaci strzałki z napisem "Victoria TAM", bo był osobą, na którą pierwszą się trafiało po otworzeniu drzwi i już mu się nie chciało machać ręką i pokazywać kierunku. Prawdziwy spokój był dopiero wtedy, kiedy Victoria zamknęła drzwi. I znów panowała cisza.

Cain był takim małym plot twistem. Mieszanką tego, co miłe i co wydawało się niemal antypatyczne w niektórych słowach. Siedzącą w biurze przylepą, bo czasami aż za dużo gonił po godzinach za duchami przeszłości albo za tymi teraźniejszymi i spodziewając się tych przyszłych. Ten plot się wcale nie zawężał i nie budował napięcia w życiu takiej Victorii Lestrange, która żyła swoimi problemami i swoimi sprawami, tak i twist nie pokazywał strony zwrotnej, skoro akcja zamierała w całkowicie szarej i rutynowej rzeczywistości. Parę razy Cain zostawił Victorię i wyszedł z biura, idąc zrobić coś innego, kiedy go poprosili, niekoniecznie zawsze będąc na miejscu. Kiedy przyszła Victoria i powiedziała "Hej, chodźmy na Polanę Ognisk" usłyszała "Dobra". Tak od razu. Jakby spodziewał się tego pytania i tylko na nie czekał. Jakby odpowiedź została podana odruchowo i bez zastanowienia, a jednak kiedy zapadł moment ciszy i Cain podniósł na nią spojrzenie to kiwnął głową. Dobra. Mnóstwo ludzi kręciło się wokół Kniei i działy się tam rzeczy naprawdę dziwne. Teren stał się całkiem niebezpieczny i lepiej było uważać. Jeśli miał okazję więc popilnować Victorii i przy okazji samemu zobaczyć, co w trawie piszczy (choć znając Brennę ona już zrobiła 50 kółek po tym terenie) to czemu nie? Tamten teren stał się terenem czarnej magii, cuchnąc nią wszem i wobec. Kochana papierologia Ministerstwa nie zając, nie miała uciec. Chyba że ktoś z frustracji zdąży ją podpalić do ich powrotu.

- Ładna pogoda, przyjemny spacer. - Skomentował, spoglądając na... zieleń... zieleń... i jeszcze więcej zielenie... Super. Ludzie naprawdę lubili tak sobie... chodzić po lesie? Przecież tu wszystko na tej polanie wyglądało tak samo. Jeśli pominąć mugoli, którzy się kręcili. I robili kłopoty. I twierdzili, że widzą rzeczy w miejscach, albo miejsca w rzeczach. Domyślając się, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała obrócił na chwilę spojrzenie w jej kierunku i wzruszył ramionami. - Nic nadzwyczajnego. - Gdyby tylko pominąć ślady po niedawno toczonej tutaj bitwie i całą resztę zamieszania, rzecz jasna. Tym nie mniej Cain nawet nie wiedział, co mieliby tu znaleźć, na co zwrócić uwagę, o ile cokolwiek. Spodziewał się w sumie trochę tego, że naprawdę coś się stanie, kiedy tu wkroczą. Coś... innego. Nienaturalnego. Faktycznie - magicznego. Nic. - Wracajmy, szkoda tracić czas. - Szukać można, tylko ile chce się na to poświęcić czasu pracy? - Podpytaj Harper o przydzielonych do sprawy aurorów. - Zaproponował jej, jeśli chciała się czegoś dowiedzieć więcej na temat samej Kniei. - Chociaż nie wiem, czy Departament Tajemnic jej całkowicie nie wygryzł. Słyszałaś o tym? Że w pełni przejęli sprawę? - I tak, było to dość dziwne mimo wszystko. Jego zdaniem. Uniósł brew i zerknął na towarzyszkę.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
20.10.2023, 13:25  ✶  

Była całkiem wdzięczna, że Cain powiedział jej to i owo, chociaż na początku jak wróciła do pracy to jej skupienie było dość… kiepskie i było to widać. Być może powinna jeszcze poleżeć w łóżku i posiedzieć w domu, ale prawdę powiedziawszy to nie miała na to najmniejszej ochoty i to wcale nie dlatego, że była pracoholiczką. Po prostu ją to dobijało – więc już wolała w swoim wolnym z początku tempie ślęczeć nad papierami, których zbierała się góra, bo już mało kto w ogóle nad tym wiedział w tej niespokojnych czasach jak teraz. Z każdym dniem było natomiast coraz lepiej. I gdyby Cain zapytał ją o to, co go interesowało – to pewnie by mu nawet odpowiedziała, zaspokajając jego ciekawość, bo to nie było tak, że Victoria przechodziła przez jakąś traumę. Ale ogólnie mało mówiła ludziom o tym co się wokół niej dzieje, bo mało kto pytał – no chyba że byli to całkowicie obcy, to wtedy nie mówiła nic. Nie dziwne, że przychodzili do niej, a nie do Atreusa – bo jego długo nie było, zostawała więc ona. I to wcale nie tak, że nie potrafiła komuś powiedzieć, żeby wypierdalał – nie robiła tego dlatego, że nie chciała potem wysłuchiwać o tym, że wyżej sra niż dupę ma, chociaż kilku osobom powiedziała dość dobitnie, że nie może o tym mówić osobom postronnym i żeby nie pytali, bo i tak nic nie powie, a poza tym, to potrzebuje trochę odpocząć i że żegna. Na pewno wolałaby, żeby Bletchley zapytał ją, chociaż nie wiedziała jakich miał znajomych i z kim trzymał. Prawdą było jednak to, że to od niej się wszystko zaczęło i na niej się skończyło, kiedy złapała Atreusa za rękę, bo chciał wejść prosto w ogień tam na dole. Miała tylko nadzieję, że nie wypytywał o nią innych, by z drugiej czy trzeciej ręki dowiedzieć się czegoś na jej temat. Nie lubiła, kiedy ludzie robili coś za jej plecami, miała uraz do tego, jak matka ustawiała jej życie, robiąc z nim co chciała i nie pytając nawet o zdanie o to, co ona o tym myśli. I dowiadywała się w ostatniej chwili. Nienawidziła tego – więc jeśli coś miałoby ją zdenerwować i nadepnąć na odcisk, to na pewno przypadkowe dowiedzenie się, że takie coś ma w ogóle miejsce.

Była miło zdziwiona, że Cain bez kręcenia tak po prostu wstał i z nią poszedł, kiedy to zaproponowała. Nie planowała prawdę mówiąc żadnej wycieczki na Polanę Ognisk, wcale nie była pewna, czy chce ją oglądać. Podobno było tam drzewo rosnące do góry nogami, korzeniami na górze, na którym wisiała kilka godzin i musieli ją ściągać. Nie widziała tego, tak samo jak obrazu nędzy i rozpaczy. Raczej planowała pokręcić się po mieście, posłuchać być może tego co mówią mugole tak mimochodem, może podejść nieco do Kniei, skoro tam to się wszystko zaczęło… ale niekoniecznie chciała na samą Polanę iść i wcale tam nie chciała… ale kiedy Cain to zaproponował… a w sumie czemu nie? Nie była tutaj w końcu sama… Poprowadziła go więc w Knieję, pamiętając że on i orientacja w terenie to tak niekoniecznie idą ze sobą w parze.

- Przecież sam chciałeś tu iść – wypomniała mu, bo to nie był jej pomysł, żeby cisnąć się przez Knieję na Polanę. Czy nic nadzwyczajnego? Cóż, te drzewa rosnące do góry nogami… koroną w ziemi, korzeniami ku górze… aż przeszły ją ciarki. Ale nic z tego nie pamiętała – naprawdę była całkowicie nieprzytomna, niemal martwa kiedy to wszystko miało miejsce. - Nie wiem czy sprawa mnie aż tak interesuje – mruknęła. - Jestem po prostu zaniepokojoną sąsiadką, to wszystko – ale skoro on nic nie widział… zastanawiała się po prostu czy osoba, która tutaj nie mieszka, być może zobaczy coś więcej, wyczuje coś więcej. Ale nie, najwyraźniej nie miało to żadnego znaczenia czy się tutaj mieszkało i dużo przebywało, widocznie chodziło o to, że było się mugolem. - Coś tam słyszałam. Ale chyba wiesz, że obecnie jesteś moim największym źródłem plotek? – plotek pracowych rzecz jasna. I chyba nie świadczyło to o nich zbyt dobrze… w sensie o jakości i ilości tych plotek, ale rzecz w tym, że Victoria nie była osobą, która żyła plotkami.

Zawrócili, Victoria znowu robiła za przewodnika.

- Wiesz co, Cain? A propos plotek… pewnie słyszałeś coś ostatnio o mnie i o Brennie, i Nokturnie… – zaczęła niemrawo bo tak naprawdę to nie miała zielonego pojęcia jak ma mu to powiedzieć. A cholernie dobrze wiedziała, że naprawdę powinna, bo gdyby to się powtórzyło… - To wcale nie tak, że coś kradłyśmy, zresztą po co – obie miały kasy jak lodu. Victoria kurtkę oddała, a Brenna zabrała koszulę swojemu bratu… - A tak naprawdę to Brenna nie chciała mnie zostawić samej i to wszystko moja wina – zapatrzyła się w dróżkę pomiędzy drzewami, jaka rysowała się przed nimi. - Posłuchaj… Coś się stało w Limbo… – powiedziała po chwili namysłu i po wzięciu głębszego oddechu. Nie, to nie był dla niej łatwy temat.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#4
20.10.2023, 16:16  ✶  

To prawda, otoczenie przyprawiało o ciarki, szczególnie kiedy odtwarzało się wydarzenia, jakie miały tutaj miejsce, albo spoglądało na te drzewa. Co było jednak bardziej ujmujące to to, jak spokojnie było teraz. Każda wojna dzieliła się na bitwy mniejsze czy większe, a wydarzenia, jakie minęły pozostawiały echa. Te echa ludzie z widmowidzeniem mogli wyciągnąć na zewnątrz, czasem tonąć w nich jak niemal we własnych wspomnieniach, a niekiedy gubić się w niewyraźnych majakach. Spokój był jednak najgorszy. Pozostawione rany na ziemi w końcu zmazywał czas i nie było już niczego poza wspomnieniami w twojej głowie. Nie chciał wchodzić zbyt głęboko na polanę ognisk, mieszać się zanadto koło mugoli i Departamentu Tajemnic, który się gdzieś kręcił, chociaż to akurat głównie ze względu własnie na to, że wspomnienia, nawet jak były wyciszone, to potrafiły w najmniej odpowiednim momencie stawać się żywe. I chociaż nie był przywiązany do Victorii Lestrange to nie znaczyło, że był takim gnojem, żeby tylko dla ciekawości zacząć sobie podziwiać ten cały syf, jaki tutaj nastał. Teraz to już i tak wątpił, żeby było warto.

- Myślałem, że na samej polanie rzeczywiście będzie większa szansa na zobaczenie czegoś. - Sam by się zaś tutaj nie wybrał, może podpyta o to kogoś, kto rzeczywiście łaził po tych okolicach czy widzieli coś dziwnego, albo czy rozmawiali z mugolami, koło których mimo wszystko sam nie chciał się za bardzo tutaj kręcić. Z naciskiem na "tutaj", bo nie chciał zaraz być przez kogoś łapany i dopytywany, czy też to widzi! Takie słowa dało się dosłyszeć, kiedy się mijało więcej niż jednego mugola. Ale tak, wraz z tymi słowami nieco uniósł brwi, patrząc na tą... piękną... naturę. - Która pałęta się po Dolinie z odznaką aurora. - Właśnie taka to była sąsiadka. - Złoto, nie sąsiedztwo. - Kiedy człowiek może czuć się bezpieczniej niż mając samego glinę po drugiej stronie płotu? W okolicznościach, jakie mieli, to pewnie odpowiedź byłaby: mieszkając jak najdalej stąd. - Tak? - Uśmiechnął się do niej. - To już niepokojące, ale w takim razie, pani Rookwood, słyszałaś, że Dolohov dał dziewczynie na Beltane diadem, który zmienił ją w kurczaka? - Plotki się niosą i ludzie gadają, ile w tym prawdy? Pewnie tyle, ile w legendach. Ale Cain lubił plotki. Głównie właśnie przez ich absurdalność. Natomiast często starał się nie słuchać, z drugiej strony, ludzkiego pierdolenia, bo głowa mu pękała. Tak ze skrajności w skrajność. Czasami po prostu... nie chciał sobie odmawiać tej przyjemności pośmiania się z bzdurek, które były opowiadane. Bo jak okrutne czasy by się nie działy - słyszałeś o Dolohovie goniącym za dziewczyną, którą mu diadem w kaczkę przemienił, czy tam inną kokoszkę i co? Nie zabawne? Bo jego bawiło. I ludzi wokół też. Choć niektórzy jego fani byli chyba bardzo przejęci. - Wyjdź do ludzi to nie będę jedynym. Jak tak będziesz w biurze siedzieć to życie przegapisz. - A co by złego się nie działo i jakby nie mieli ponurych czasów - z tego życia trzeba było korzystać. Według Caina - tym bardziej dlatego, jak czasy ponure mieli. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy zgaśnie. I nigdy nie wiedziałeś, kiedy zgaśnie życie człowieka obok ciebie.

- Nie, nie słyszałem. - Odpowiedział gładko, tak samo jak na wszystko inne. I tylko on sam wiedział, że było to kłamstwo. Wiedział. Słyszał. Czy brał to na poważnie? Jak było wspomniane - traktował plotki jak kawały. O niektórych się mówiło, szczególnie, kiedy ich sława rosła. To było bardziej naturalne niż te dziwaczne drzewa, jakie zostawili za plecami. - Aha, no dobrze... Zainteresowałaś mnie, mów dalej. - Zachęcił ją z uśmieszkiem, unosząc brwi w zdziwieniu, kiedy wspomniała o kradzieży. Chociaż zdziwiony nie był tak naprawdę, bo tak, było wspominane o kradzieży. Brenna kradnąca coś... mogłaby co najwyżej ukraść komuś starą kurtkę, żeby wcisnąć mu w ręce 10 nowych. - Słucham cię uważnie cały czas. - Chociaż nie potrzebowała tego zapewnienia, bo zdążył to nie raz i nie dwa udowodnić, że nawet jeśli coś robił, a ona mówiła, to słuchał i nie pozostawał jej słowom obojętny, ani nie słuchał na zasadzie "jednym uchem wpuszczam, a drugim wypada". Więc jeśli chciała mu coś powiedzieć - proszę bardzo. Może nawet lepiej tu niż w biurze, gdzie ktoś nawet przypadkiem mógłby usłyszeć, a tutaj słyszeć mogły co najwyżej ptaki i drzewa, szczególnie kiedy się oddalili.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
20.10.2023, 18:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2023, 11:19 przez Victoria Lestrange.)  

Nie myślała teraz o wojnie, ani o ataku na Beltane, ani nic z tych rzeczy. Patrzyła na te drzewa, ale przypominała sobie tylko ciemność i ogień. Dużo ognia wszelakiej maści – a w ogniu ostatecznie widziała koniec. W głowie miała bałagan, który nie zdążył z niej wylecieć przez dwa tygodnie, to było stanowczo za mało, a na domiar wszystkiego… sprawa się skomplikowała. Nie dość że nikt nie potrafił powiedzieć co się dzieje, nawet pracownicy Departamentu Tajemnic, którzy ją oglądali (bo oczywiście, że miało to miejsce), to jeszcze Victoria miała wrażenie, że naprawdę wariuje. Że traci rozum, bo straciła go w Limbo, a teraz jest jakimś swoim nieśmieszny echem, które żyje na kredyt i w końcu w pół drogi zatrzyma się i umrze tam gdzie stała.

– Oni to widzą po prostu w miasteczku. Zjechali się tu jacyś mugole z cholera wie skąd i gadają o słońcu i księżycu i… sama nie wiem – niespecjalnie miała ochotę z mugolami dyskutować. Bo co miałaby im w ogóle powiedzieć? Że nic nie widzi? Amnezjatorzy robili co mogli, ale nie miało to żadnego sensu, bo mugole dalej widzieli to samo i się krąg zamykał. – Daj spokój, mieszkam tu. To nie znaczy że po pracy jestem na wiecznej służbie – po pracy było po pracy, czemu miałaby sobie dokładać roboty? Czasami to robiła, ale nigdy nie o to dokładnie chodziło. – Jest tu znacznie więcej stróżów prawa niż jedna ja – dodała bez przekonania, bo przecież była tu posiadłość Longbottomów, niemal wszyscy w BUMie. Teoretycznie spokojniejszego miejsca nie powinno być, a w praktyce… jak widać Dolina okazała się być centrum… totalnego zamieszania w życiu czarodziejów.

– Nie mów tak do mnie – czy w jej głosie słychać było ostrzegawczą nutę? Może. Nie była żadną panią Rookwood i nie rozumiała skąd w ogóle się wzięła ta plotka, bo kiedy usłyszała o czym się gada i że wzięła potajemny ślub, to aż nie wiedziała co powiedzieć. Pierścionek na jej palcu zdecydowanie nie wyglądał jak ślubna obrączka… a jej narzeczony wolał trzymać od niej dystans, kiedy jej ściskało się z tęsknoty serce. Nie rozumiała skąd się to brało, razem z tym, że wiedziała kiedy on podrywa inne kobiety, albo coś mu grozi… a on że coś grozi jej. Ale to nie było naturalne, nie mogło być. – Nie kojarzę żadnego kurczaka. Pamiętam za to goblina który oszukiwał z loterią fantową – zmarszczyła brwi i przygryza dolna wargę od środka, na myśl o zbyt krótkim mundurze brygadzistki i kajdankach do kolekcji które „wygrała” w tej loterii.

Miała ochotę mu powiedzieć, że może sam powinien wyjść do ludzi zamiast ciągle siedzieć w biurze, skoro zna wszystkie plotki z niego, ale powstrzymała złośliwość, która nigdy nie wyszła poza ściany jej głowy, chociaż ją kusiło, bo nie lubiła takich „rad”. Nic nie wnosiły poza to, że się denerwowała. Pierdolone rady życzliwych. Może nie lubiła? Może nie miała na to ochoty i dokładnie tyle jej wystarczało? Poza tym z jej strony nie był to żaden zarzut, powiedziała, ze jest największym źródłem plotek, co nie znaczy, że jedynym. Bo życie przegapisz. Gap się na swoje. Zacisnęła mocniej zęby i odetchnęła, ale nic nie powiedziała. Pochodziła z czystokrwistej rodziny z długą tradycją, niewiele miała do powiedzenia na temat swojego życia, przegapiała je niezależnie od tego czy siedziała w biurze, czy nie. A to, że pozwolono jej pracować tam gdzie chciała – była małą wojną która wygrała. Jedną z niewielu. I czuła jak od jakiegoś czasu narasta w niej gnie, i on w końcu… znajdzie swoje ujście. Ale może Bletchley nie pomyślał o tym, co do niej mówi? Że jej życie to było aktualnie w rozsypce i żeby żyć trzeba było je pozbierać do kupy, a z dnia na dzień było tylko… jakby gorzej. Płaciła swoją cenę za to, że chciała powstrzymać największego Lorda ich czasów. Cain nie doczekał się odpowiedzi, ale jeśli na nią patrzył, nawet z ukosa, to mógł zobaczyć, że walczyła ze swoją i swoją mimiką. I że w końcu udało jej się nad nią zapanować. Spokojny kwiat lotosu na tafli jeziora.

– Wiem, że kłamiesz – i nawet nie starał się w tym momencie stworzyć bardzo przekonujące kłamstwo, bo od razu założyła, że skoro ona słyszała te plotki, to Cain tym bardziej. I owszem, wiedziała, że słucha. Przerywała nie dlatego, że podejrzewała, że nie słucha, a dlatego, że szukała słów. – Ja… Nie jestem pewna co się właściwie stało, ale przypominają mi się różne rzeczy, których nie rozumiem. Ani nie wiem dlaczego tak się dzieje, ani co to wywołuje. Wtedy… przypomniałam sobie, że muszę koniecznie iść na Nokturn, teraz, w tej chwili, bo inaczej stracę kupę pieniędzy. Ta myśl… nie wiem skąd mi się wzięła, ale przez nią byłam gotowa porzucić dyżur i w środku nocy pędzić na Nokturn. Tak po prostu. Brenna była na tyle miła, że nie pozwoliła mi iść samej – powiedziała w końcu, kiedy porzuciła próbę ubrania to w odpowiednie słowa. – Nie wiem o co mi chodziło, bo kiedy trafiłyśmy na Nokturn, to sobie przypomniałam, że przecież już to załatwiłam i że jest w domu. A za chwilę, że przecież nie ma tego w domu bo ktoś to zabrał – skrzywiła się wyraźnie i potarła dłonią kark. – Chodzi mi o to, że… Nigdy wcześniej mi się takie rzeczy nie przydarzały. I ja nie wiem nawet co miałam na tym Nokturnie odebrać, nigdy nie robiłam tam żadnych interesów – a czemu mu to mówiła? Bo był osobą, z którą ostatnio spędzała najwięcej czasu w ciągu dnia. I wszystko układało się tak, że w przyszłości również tak będzie, skoro zostali partnerami w pracy. – Gdybym nagle chciała robić coś równie absurdalnego i nie umiałabym ani nie chciała tego wytłumaczyć, to proszę… Albo mnie zatrzymaj w jakiś sposób, albo nie puszczaj mnie samej – bo tego nie rozumiała. Bo nie potrafiła określić co się stało i dlaczego zachowywała się w taki sposób.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#6
20.10.2023, 22:18  ✶  

- W miasteczku też? Ale syf... - Dobrze, nawet on sobie nie zdawał sprawy ze skali tego problemu. To znaczy... "NAWET ON", jakże dumnie to brzmiało! Jakby naprawdę łaził po Ministerstwie i wiedział wszystko i we wszystko wkładał nos. A on jedynie czasami gadał z ludźmi, jak każdy inny człowiek obecny w biurze. No chyba że alienująca się Victoria, ale powiedzmy, że to było zrozumiałe, bo nie miała najłatwiejszego okresu w swoim życiu. Nawet nie słyszał żadnych komentarzy w kierunku do tego. Bardzo szybko wszystko wróciło do... nie, to nieprawda, nic nie wróciło do normy. Panował syf, wszystko było w chaosie, wszyscy biegali, były ciągłe roszady, uzupełnianie braków, zamieszania... Ale nie można było dać się w tym wszystkim zwariować. Cain nie dawał. To nie był koniec świata. Tak długo, jak długo byli ludzie, którzy mogli ten świat bronić, tak długo ten świat się nie skończy. - Nie jesteś na wiecznej służbie? Nie należysz do osób mających zawsze odznakę w kieszeni? - Bo znał takich aurorów i brygadzistów, którzy niezależnie, co się działo, tak samo się poczuwali do obowiązku poza robotą jak i w niej. W zasadzie to żartował z tamtymi słowami, ale skoro już pociągnęła temat i chciała dać się poznać to proszę bardzo! Temat się sam stworzył. Albo został przez Victorię stworzony celowo. Było mu to wszystko bardzo jedno. Co było jednak faktem to że sprawiała takie wrażenie, jakby nie miała nic lepszego do roboty tylko pilnowanie porządku.

Oho, drażliwy temat z plotkami na temat bycia Rookwoodówną. Nie dziwił się - kto by kurwa chciał wychodzić za Rookwoodów? Byli shady as fuck. I wyglądali tak, jakby ci chcieli zajebać. Albo w ogóle ciebie zajebać. Nie robił sobie jednak dalej z tego żartów, bo życie prywatne Lestrange go zanadto nie interesowało. Szczególnie, że do Lestrange też nie pałał sympatią - jako rodziny. Raczej antypatią. Pewna łatka zawsze była przypięta, kiedy nosiłeś dane nazwisko. Chociaż to nie znaczyło, że nazwisko definiowało. Fakt jest jednak smutny, ale i prosty - jabłka nie padały daleko od jabłoni. Pytanie, czy upadłeś bliżej jednego czy drugiego rodzica? Lestrange też mieli... tą "przypadłość" że mieli całkiem (nie)sławne rodzeństwo na pierwszych stronach gazet. Parszywa opinia, chyba by osiwiał na miejscu głowy tej rodziny.

Zakrztusił się własną śliną, kiedy palnęła to niewzruszone "wiem, że kłamiesz". Miał o niej trochę lepszą opinię osoby dociekliwej, a nie rzucającej... sobie ot tak takie stwierdzenia. Spojrzał na nią unosząc brwi i mrugając, rozbawiony, nie mając pojęcia, skąd się w ogóle jej to zdanie wzięło. Niepokojącą myślą było, że może była też aurowidzem? Mogło tak być. Albo mogła sobie tak o z dupy strzelić takim stwierdzeniem jako prowokacją. Tak też mogło być.

- Skąd ta wiedza? - Zapytał rozbawiony, ale i zaciekawiony. Ale to rozbawienie zaraz zniknęło. Kobieta ewidentnie... miała problem? Tak, problem miała, to oczywiste, ale chodziło o to, że miała problem z powiedzeniem tego, co powiedzieć chciała. Kiedy zaczęła - to poszło, ale jej słowa, że jednak trudno jej to wyjaśnić i w ogóle... Szkoda jej było. Naprawdę szkoda. Poklepał ją po łopatce, tak delikatnie, rzecz jasna. Dla otuchy. - Możesz na mnie liczyć. Rzucę na ciebie stupefy i poczekam, aż ochłoniesz. Co ty na to? - Uśmiechnął się do niej, obracając ku niej błyszczące, szare oczy. Cain dużo się uśmiechał. Bo czemu miałby sobie i ludziom żałować tego grymasu? Życie było naprawdę za krótkie. I zbyt kruche. Dlatego ta rada, którą jej dał, nie była nieprzemyślana. Była prostą prawdą. Człowiek nie był stworzony do samotności. I niezależnie, czy idziesz posiedzieć w parku, by ludzie cię mijali, czy jesteś ekstrawertykiem i porywasz tłumy na imprezie - każdy potrzebował kontaktu. I sam się do niej stosował. Inaczej zostałoby mu to, co Victorii - użalanie się nad swoim losem, tym, co go spotkało i brakiem dowartościowania od strony rodziny.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
20.10.2023, 23:22  ✶  

Kiwnęła głową zamiast odpowiedzi – tak, w miasteczku też. I tak, był to straszny bałagan, na szczęście jedynie na skalę lokalną, więc Ministerstwo jakoś sobie z tym radziło… Ale już widziała, tak z własnego doświadczenia, ile roboty tu musiało mieć Czarodziejskie Pogotowie Ratunkowe… Gdyby nie to, że zmieniła Departament, to byłaby tutaj teraz z nimi… Albo i nie, bo możliwe, że gdyby nie ona, to nikt nie wszedłby do Limbo powstrzymać Voldemorta? Jakby nie było… Pomimo mnóstwa swoich wątpliwości czuła, ze odegrała w tym wszystkim kluczową rolę, nawet jeśli większości rzeczy ni cholery nie rozumiała.

I jeszcze długo miała nie zrozumieć – ale nie wyprzedzajmy faktów. To nie tak, że się alienowała. Ona po prostu czas, jaki mogła wykorzystać na spotkania towarzyskie, przeznaczała na szukanie informacji o tym, co jej się stało. I jak to do kurwy odkręcić. Nie chciała do końca swoich marnych dni być zimna jak lód.

– Oszalałeś? Oczywiście, że nie jestem. Jest czas na pracę i czas na przyjemności – albo na „nie pracę” jak miała ochotę odpowiedzieć, ale znowu ugryzła się w język. – A ty? Jesteś na wiecznej służbie? – prawdę mówiąc to nie wyglądał na takiego, ale pozory lubiły mylić. Dokładnie tak samo jak myliły w stosunku do niej. Jak to ktoś zdążył ją już nazwać: była białą owcą Lestrange, puchatym, łagodnym zajączkiem rodziny, cynamonową, słodką bułką… do czasu, aż się nie zdenerwowała, albo nie traciła cierpliwości, a zwykle potrzeba było trochę czasu, żeby ją z równowagi wyprowadzić. Wtedy budziła się prawdziwa harpia, ale tej Cain nie miał okazji oglądać i oby w przyszłości też mu się to nie przytrafiło. Jej jabłko zdecydowanie upadło daleko od jabłoni – albo po prostu sturlało się z górki i tak sobie smętnie leżało, ani przy innych jabłuszkach, ani nie takie piękne, bo poobijane…

To by dopiero było… Aurowidz skrywający się za szlafrokiem oklumencji. Na szczęście dla Caina – aurowidzem nie była, legilimentą również nie, co zapewne mogło być jego druga, niepokojąca myślą. Była za to osobą, która sporo obserwowała, nawet jeśli nie była jakąś wielką duszą towarzystwa i mogła się wydawać całkowicie pochłoniętą na pracy sztywniarą, to – obserwowała i wyciągała swoje wnioski. Natomiast Cain bardzo ją przecenił, bo nie miała nic złego na myśli, za to jej poważny (jak zazwyczaj…) ton musiał zrobić swoje. Czy byłoby nieodpowiednie napisać, że podobało jej się to, jak się uśmiechał? To był miły uśmiech, nie wiedziała czy był szczery, czy nie, ale był miły. Ona sama ostatnio uśmiechała się za to o wiele zbyt mało.

– Sądziłam, że już ustaliliśmy, że to ty jesteś naczelnym plotkarzem naszego pokoju. A skoro nawet do mnie doszły pewne słuchy na mój własny temat, to dam sobie paznokcia uciąć, że do ciebie również. Skoro więc mówisz, że nie słyszałeś, to zakładam, że kłamiesz. To dość prosty proces dedukcyjny – wyjaśniła mu, jak to miała w zwyczaju ludziom tłumaczyć różne rzeczy, które stały za jej doborem słów czy gestów. Nie była to żadna prowokacja, nie była też strzałem z dupy. Było to poparte czystą obserwacją i logiką, nic więcej.

– Dzięki, to mi wystarczy – stwierdziła i nawet zrobiło jej się jakoś lepiej z myślą, że gdyby znowu miało się coś takiego dziwnego odwalić, to przynajmniej może liczyć na to, że zostanie zatrzymana. Kiedy tak na nią spojrzał, to też się uśmiechnęła, odrobinę wyginając te swoje pełne usta, nie pociągnięte obecnie żadną szminką, ani nic takiego. Te oczy też miał ładne. I prawdą było, że ludzie potrzebowali towarzystwa, nawet takie osoby, które wcale nie przepadały za tłumami. Natomiast Victoria na razie mierzyła się z wieloma rzeczami, które nie do końca pozwalały na to, by w pełni cieszyć się życiem – i lwia cześć miała swoje źródło w tym cholernym Beltane.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#8
21.10.2023, 10:43  ✶  

Za większość rzeczy, które Cain mógłby powiedzieć Victorii, ta by się obraziła. Do tego można dopisać to, że byłoby jej przykro, że czułaby się pokrzywdzona, zraniona, że pewnie by to nie pomogło jej stanowi psychicznemu. Nie chodziło o to, że miał o niej takie niskie mniemanie, albo tym bardziej - że myślał o niej źle. Niektórzy uważali go za dobrego człowieka, ale jego umysł to było śmietnisko. To, co mógł powiedzieć o Victorii, było tym, na co wyglądało ze wszystkich rzeczy, jakich o niej nie wiedział. Ona szukała rozwiązań, dla niektórych ludzi to było izolowanie się od grupy. Bardzo ciężka przypadłość, bo ludzie naprawdę lubili czepiać się tych, którzy odstają. Pomagało to, że u aurorów prawie wszyscy odstawali, bo w tej okrutnej pracy nie dało się być normalnym. Więc te wszystkie zdania i słowa nie były opisami jej osoby, a raczej przypiętymi metkami, dla których były przygotowane nożyczki. Nie wypowiadanymi, bo nie był okrutnym człowiekiem, żeby krzywdzić kobietę, która okej, miała kija w dupie i była taka och, ach, gwiazdą ostatniego nieszczęścia Beltane jak Atreus, myśląc ironicznie, była nieprzystępna w obyciu w kwestii swojego tonu czy mimiki, ale jednocześnie pokazywała pełną chęć do nawiązywania kontaktu, rozmowy, poznawania i bycia poznaną. Gdyby miał powiedzieć, co o niej sądzi, powiedziałby, że jest sympatyczna. Ponoć to najgorsze określenie na osobę - że jest "miła", czy "sympatyczna". Oznaczało to tyle, że niczego szczególnego nie mogłeś o niej powiedzieć, niczym się nie wyróżniła, ale to nieprawda. Nie w tym przypadku. Bo inne zdanie, jakie mógłby o niej powiedzieć to to, że nie wie. Nie wie, co o niej sądzić, bo jej nie znał. Znał to, że była miłą osobą, tylko bardzo mocno przyciśniętą przez życie.

Uśmiechnął się szeroko, jakby chciał się zaśmiać i spojrzał na nią z takim powątpieniem, albo wyrazem pod tytułem "aha, naprawdę?", kiedy wypowiedziała te pamiętne słowa, że w żadnym razie! Że jest czas na pracę i przyjemności! To "oszalałeś" zabrzmiało tak ikonicznie, że cokolwiek by powiedziała dalej to chyba by się wewnętrznie zaśmiał. Nie wiedział, czy żartuje, czy mówi prawdę, ale brzmiała tutaj całkowicie poważnie. Natomiast jakoś jej nie dowierzał, nie pasowało to do jej obrazka eleganckiej pani, która nosi upięte włosy, spódnicę do biura i... w zasadzie tak jak oni wszyscy. To jest - spódnice na zmianę ze spodniami. Ale tak, właśnie takie wrażenie sprawiła - osoby, która w pracy jest zawsze i będzie zawsze, nawet jak akurat ma czas na siedzenie na kanapie i czytanie Władcy Pierścieni. Może należała do tych osób, które bardzo chciały wyjść na wyluzowane? Lecz tak, jak już zostało ujęte - pozory lubiły mylić. Nie potrafił sobie wyobrazić bawiącej się Victorii. Co ona wtedy robiła? Jak ten czas spędzała? Jakoś jej obrazek w knajpie, z kieliszkiem w ręku, tańczącej do modnego jazzu był... nie uważał, żeby jego wyobraźnia była kiepska, ale to było ciężkie do wyobrażenia sobie.

- Przyznam ci się, że nigdy nie rozstaję się z odznaką. - Tak, to była akurat szczera prawda. To znaczy - nie do końca, bo nie sypiał z nią na przykład i nie chował do kieszeni pidżamki, jeśli tak się przyczepiać słówek, ale tak poza tym to praca aurora to chyba nawet nie była do końca dla niego praca. To było... to było chyba życie. Rzecz jasna były miejsca, w które chodził jako auror, od razu świecąc odznaką po ryjcach każdego, kto się nawinął, a były miejsca, gdzie po nią nie sięgał, nie zmieniało to tego, że mentalność pozostawała ta sama. Tutaj działał troszkę odmienny czynnik do wrażenia, które sprawiał. On po prostu miał szerszą skalę szarości, niż powinien mieć auror i robił rzeczy, którym aurorowi nie przystoiło i których robić nie powinien. W końcu legilimencja była łamaniem prawa. Kradzież dowodów była łamaniem prawa. Zdobywanie informacji nawiązując kontakty w podziemiu było wątpliwe moralnie.

Aurowidz chowający się za oklumencją byłby dokładnie tym, co chciał osiągnąć w swoim życiu, czego starał się nauczyć, ale to było trudne. Cholernie trudne. Z rodzinnym darem szło rodzinne przekleństwo, nawet jak starasz się od wszystkiego dystansować nie zawsze wychodzi to tak, jak trzeba. Dobrze. Oklumenci byli niebezpieczni. Każdego oklumentę, którego spotykał, od razu wrzucał do worka osób, na które uważał, albo najlepiej osób, od których należy się trzymać z daleka. Rzecz jasna można było to robić chociazby dlatego, żeby chronić swoją prywatność, albo z wielu powodów, ale nieufny wobec ludzi Cain miał bardzo ograniczone pole widzenia - chowasz się, więc masz coś do ukrycia. Gdyby nie to, że słyszał o Victorii tyle dobrego to... nie, pewnie nie wyglądałaby wiele inaczej ta znajomość, ale byłaby przynajmniej pięć razy bardziej nieszczera z jego strony. I nie byłoby wcale miło.

- Łał. - Skomentował jej dedukcję, w zasadzie trochę brakowało mu słów. Nie dlatego, że to odkryła, bo tu wiele nie było czego odkrywać, tylko tego, jak to okręciła wokół krótkiego "ja wiem, więc on też musi wiedzieć". No, tutaj go miała - zdziwiła go tym. Ale egocentryczne myślenie w zasadzie pasowało do damy z bogatej i wpływowej rodziny, więc może nie powinien być aż tak zszokowany. A może to po prostu przeceniała jego, bo słyszał trochę tego i owego? Jakoś jednak łatwiej było mu założyć negatyw niż to, że był aż tak "doceniany". Tutaj nie było co obserwować. Cain ciągle mówił tak samo, uśmiechał się tak samo, nie było żadnych anormalnych odruchów, zmian, które można było zaobserwować, wiec całość oparta została na tym rozumowaniu okręconym wokół prostego zdania. Choć Cain sam teraz zwątpił, czy czasem jakiś odruch go nie zdradził. - To twoje klasyczne dedukowanie? Że jeśli ty coś wiesz, znaczy że kolega też musi to wiedzieć? - Zapytał z lekkim rozbawieniem. Bo sytuacja była w zasadzie zabawna.

Cofnął swoją rękę z jej pleców, zwijając wargi w wąską linię i kiwając do niej głową. Akurat tutaj już nie było się z czego cieszyć. Przynajmniej nie była z tym sama.


!pęknięcia


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#9
21.10.2023, 10:43  ✶  

Błętkiny ogień


Coś w oddali zamigotało. Jeżeli zbliżyliście się w tym kierunku, zobaczyliście płonący na niebiesko krzew. Nie mogliście go dotknąć - był niematerialny jak duch. Nagle, tuż obok tego krzewu pojawiła się sylwetka mężczyzny. Jeżeli czytujecie gazety lub znacie go osobiście, rozpoznaliście w nim Atreusa Bulstrode. Leżał tam nieprzytomny z połamanymi palcami, a później zniknął razem z krzewem. Po ich obecności nie było żadnego śladu.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
21.10.2023, 12:50  ✶  

Obrazić by się może i nie obraziła, ale cholernie pewne, że byłoby jej przykro. Obrażała się za mocniejsze rzeczy od osób znacznie jej bliższych, a Cain… nie znali się specjalnie dobrze, ani tym bardziej długo, ta znajomość była zaledwie w powijakach i tak naprawdę wiedzieli o sobie tyle, co zdołali z siebie wyciągnąć, zaobserwować i gdzieś tam zasłyszeć od innych ludzi. Bo oczywiście, ze Victoria też słyszała to i owo, po prostu wolała wyrobić sobie opinię sama, a w tym momencie nie była nastawiona negatywnie. Wydawało jej się, że dość płynnie porusza się pomiędzy tym, co jest żartem, a tym co jest prawdą, w rozmowach z Bletchleyem. I może nie była kompanem, jakiego sobie wymarzył, bo z początku jeszcze próbowała nabrać sił i nie była przesadnie rozmowna (i wyglądała źle), a teraz też wcale nie szukała towarzystwa innych, bo w głowie robiła sobie cały plan tego, gdzie pójdzie po pracy, gdzie będzie szukać, który dział ksiąg w bibliotece sprawdzać… To było bardzo dużo ciężaru i pracy na jedną, niewysoką Lestrange, a przy tym starała się nie być niedostępna i dać się poznać. Tak samo jak próbowała poznać swojego partnera, ale nie robiła tego bardzo nachalnie, chcąc dać mu jego przestrzeń, by nie czuł się przy niej nieswojo. Nie oceniała. Robiła to rzadko, tak przynajmniej starała się o sobie myśleć, rozkładając słowa i czyny innych na czynniki pierwsze, zastanawiając się skąd taki a nie inny dobór słów, skąd taka mina, skąd taki ruch… Nie zawsze jej się to udawało, zwłaszcza gdy emocje brały górę, ale się starała, naprawdę. Tym niemniej chyba rzeczywiście powiedzieć o kimś, ze jest „sympatyczny” to jak stwierdzić, że cię ta osoba w ogóle nie obchodzi i nie masz nic więcej do powiedzenia. Victoria na ten przykład powiedziałaby o Cainie, że jest „zabawny” – bo był, przynajmniej w jej poczuciu humoru.

Oj, to by się Cain zdziwił, jakby ja w takiej knajpie zobaczył, bo nie była to wizja niemożliwa, a nawet się zdarzała. Może niekoniecznie w tym miesiącu, ale Victoria wcale nie była taką sztywniarą, za jaką ją wszyscy mieli. Owszem, nie była głośna, nie uznawała za zabawne rozrabiania i robienia świńskich żartów, i lubiła wieczory z dobrą książką w ręce, ale lubiła też wyjść na miasto – czy to do restauracji, czy do knajpy na alkohol (nawet jeśli nie piła strasznie dużo, bo od razu przypominał jej się alkoholowy trip po egzaminach w Hogwarcie…), i uwielbiała tańczyć. Zaś odznaka… Może i ją wszędzie nosiła (zgoda), ale to raczej tak „na wszelki wypadek” i wcale nie wychylała się pierwsza tam, gdzie można było przymknąć oko.

– Jest różnica pomiędzy noszeniem odznaki wszędzie, a ciągłym byciem w pracy – zauważyła, nie wiedząc jak rozumieć jego odpowiedź, bo choćby biorąc poprawkę na siebie, można to było rozumieć dwojako, a Cain użył też takich a nie innych słów… Chciała wiedzieć i chciała poznać, ale niekoniecznie wyciągać wnioski z własnych domysłów za każdym razem, kiedy wcale nie miała odpowiedniej ilości danych.

To akurat zabawne, bo Victoria nie miała wiele do ukrycia. Ukrywała swoje myśli i aurę, uczucia i emocje, bo nie chciała, by ktoś grzebał jej w głowie. Jej myśli miały być tylko jej myślami – i było to jedyne miejsce, gdzie mogła sama podejmować swoje decyzje, gdzie wszystko było tylko jej, bez ingerencji jej rodziny. Nauczyła się oklumencji przed własną rodziną, ale mogło to być też przydatne w czasach w jakich żyli, natomiast kiedy się tego uczyła, to nikt jeszcze na szeroką skalę nie słyszał o żadnym Voldemorcie i jego przydupasach. Victoria za pomocą oklumencji starała się też wyciszyć własne burzliwe emocje i pomagało jej to w decyzjach podejmowanych na podstawie logiki, a nie zrywów serca, ale to nie znaczyło, że nie odczuwała. Odczuwała i to niemało. Ale jaką tragedią dla kogoś, kto chciał zachować swój umysł tylko dla siebie, było zorientowanie się, że przypominają mu się rzeczy, których nie może pamiętać? Że robi rzeczy wbrew własnej… woli? W pewnym sensie wbrew własnej woli. Umysł był dla Victorii twierdzą i największą bronią, a kiedy nie mogła ufać nawet samej sobie…

– Nie – odparła na jego pytanie, bo to nie dlatego, że skoro ona musi, to on też, nie. – Nie musisz wiedzieć tego co ja, a ja tego co ty. Ale niewiele się włóczę po Ministerstwie, bo zaraz ktoś czegoś chce, ktoś zadaje pytania, na rzeczy o których nie chcę rozmawiać z obcymi. Wiesz ile razy złapali mnie już jacyś dziennikarze tylko dlatego że chciałam iść do biblioteki na Horyzontalnej? – to nie tak, ze się chowała po kątach i uciekała dziennikarzom, tym bardziej, że zaświtała jej w głowie ta myśl, że można coś na tym ugrać… ale to nie znaczyło, że na każdym kroku musi zaspokajać cudzą (obcą) ciekawość. Nie była tam ku uciesze gawiedzi, tylko w pracy. I próbowała poskładać do kupy swoje życie. – Chodzi mi o to, że jest znacznie większa szansa na to, że ty coś usłyszysz, niż ja. A takie bzdury lubią się roznosić po ludziach. Bardzo wątpię, że tego nie słyszałeś – i nie mówiła tego w negatywie, jakkolwiek Cain o tym nie sądził. Doceniała to, że jednak coś tam słyszał, potem jej powtarzał, a ona się uśmiechała albo kręciła głową.

Bletchley wziął dłoń z jej pleców, a Victoria miała wrażenie, że przed nimi w oddali coś zamigotało. Przekrzywiła nieco głowę, bo nie spodziewała się na obrzeżach Kniei niczego takiego zobaczyć, zresztą wracali tą samą drogą, która szli na polanę. Nie szli też przesadnie wolno, ale w miarę jak się zbliżali… Zobaczyła to. Płonący na niebiesko krzew – i Victoria stanęła jak wryta. I może nawet pobladła… To było tu. Dwa tygodnie temu widziała to samo. Ten płonący krzak, nawet wtedy, kiedy Voldemort i jego kumple już zniknęli, a oni w czwórkę zostali całkiem sami – i ten krzew płonął. Limbo było pełne ognia, być może wejśnie do niego przez ognisty portal było jakąś wskazówką. Ciemne oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu i kobieta wyciągnęła dłoń do niebieskiego płomienia – nie bała się ognia, była na niego kompletnie odporna – ale jej dłoń przeszła przez niego, nie był ciepły, nie był zimny. Po prostu był.

– To jest, to… – zaczęła, ale wtedy obok krzewu pojawił się Atreus. Leżał na ziemi, jego palce były połamane – powiedział jej kilka dni temu, kiedy spotkali się na kawie, że połamał mu je śmierciożerca. Mówił też, że w najbliższy poniedziałek wróci do pracy… czyli to chyba dzisiaj. Chyba dzisiaj był pierwszy dzień jak miał wrócić. Ale nie leżałby tu z tymi palcami i… och.

Och.

Zniknął, razem z krzewem. A Victoria po prostu patrzyła się i nawet nieco rozchyliła usta w zdziwieniu – nie bardzo sobie zdając sprawę z tego, że to w ogóle zrobiła. Serce jej waliło, miała mętlik w głowie.

Co tu się do cholery dzieje?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5805), Pan Losu (66), Cain Bletchley (5828)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa