• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[1 czerwca 1972, Smakosz] Zapachy lata || Otto & Józia

[1 czerwca 1972, Smakosz] Zapachy lata || Otto & Józia
Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#1
30.10.2023, 13:02  ✶  
1 czerwca 1972
Smakosz
Otto & Josephine Abbott


Chyba nikomu nie trzeba było przypominać co to był za dzień 1 czerwca - oczywiście był to dzień Dziecka, ponieważ jakże by inaczej. W rodzinie Abbottów trochę tych dzieci było, a część tych dzieci miała już nawet swoje dzieci. Nie można było tego tak zostawić, a zwłaszcza tych wszystkich duszyczek, którym należał się prezent z okazji ich święta.

Lada świt, niemalże wraz z kurami, wstał Otto i czym prędzej udał się do piwniczki pod ich małą, rodzinną destylarnią aby wybrać najlepsze trunki z odpowiednich półek, a następnie wysłać je wszystkim pociechom. Każdy kto chociaż raz dostąpił możliwości zejścia do zakamarków "Smakosza" wiedział, że leżakują tam najróżniejsze wina, zamknięte szczelnie w butelki w dniu narodzin danego dziecka. I w ten właśnie sposób była cała sterta win sygnowana odpowiednimi szyldami takimi jak - Nora - 46, Avelina - 46, Alice - 58 czy Mabel - 64, a także wiele, wiele innych. Gdyby tylko Otto potrafił czytać to najpewniej mógłby rozszyfrować te niewiadome dla siebie znaki napisane przez Józefinę, a tak to musiał polegać na swoim zmyśle i fakcie, że każda pociecha miała swój kolor butelek - ot, taki mały trick aby się przypadkiem nie pomylić.

Abbott uwinął się raz dwa z tym zadaniem, wszak była to czysta przyjemność. Do każdej przesyłki dołączył karteczkę z uśmieszkiem, sądząc, że to powinno wystarczyć do rozpoznania kto wysłał taką wiadomość. Nim zegar wybił siódmą rano, było już po całej operacji, a zadowolony Otto wrócił do domowego zacisza aby przyrządzić swojej najdroższej żonie śniadanie - takie na które miała tylko ochotę. Wspólny posiłek, szybka kawka, poranna fajka i można było się brać do dalszej pracy.

Gdzieś koło godziny dwunastej, a może trzynastej, przyleciał biedny i zziajany Bimberek z pakunkiem i listem. O ile do jego przeczytania potrzebował wsparcia Józi, tak zerknięcie do środka przesyłki pozwoliło mu wysnuć pewnego rodzaju wnioski odnośnie nadawcy. Nie pozostało mu nic innego jak ruszyć do sadu, aby odnaleźć swoją mądrzejszą połówkę.

- Józia, droga moja... Tutaj się chowasz, a ja Ciebie chodzę i szukam - przyznał, wyłaniając się zza drzewa z drewnianą fajką w ręku i liście w drugim - Spójrz no na ten list, cośmy dostali przed chwilą. Biedny ten nasz Bimberek. Taki zmęczony przyleciał, aż mu wody musiał jeno dać trochę - dodał, podając list - To chyba nasza Pszczółka kochana, Norka odpisała, wszak dzisiaj posłałem wszystkim dużym dzieciom po butelce wina zgodnie z tradycją - wytłumaczył, zaciągając się fajką - Paczka, w której były bezy może świadczyć, że to właśnie ona... No chyba, że ktoś też się nauczył... Ale nie, wątpię... Znaczy nie wątpię w te wszystkie perełeczki nasze ale tylko Norcia robi takie bezy... Pamiętam jak u... Tego no... Syna szwagra siostry Agnes były i to właśnie wtedy ona przyniosła! Niech mnie Merlin bije jeżeli się mylę! - mówił, biorąc przerwy na krótkiego buszka co kilka słów.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#2
30.10.2023, 13:29  ✶  

Dzień dziecka był bardzo istotnym dniem dla Józki. Mieli tych dzieci tyle, a każdemu trzeba było sprawić jakiś prezent, żeby poczuło się chociaż trochę wyjątkowe. Jose kochała je wszystkie, te swoje, trochę mniej swoje i obce. Lubiła towarzystwo młodszych pokoleń, może też przez to, że dzięki nim czuła się młodsza, mimo, że czas płynął, a siwych włosów przybywało - nie, żeby się tym jakoś specjalnie przejmowała.

Pani Abbott wstała równie szybko, co jej mąż. Tyle, że ona od razu ruszyła do swoich obowiązków. Ktoś musiał nakarmić kurki, krówki, świnki i całą resztę zwierząt, które zamieszkiwały ich gospodarstwo. Wzorowo spełniała swoje farmerskie obowiązki, zależało jej na tym, aby ich zwierzątka również były szczęśliwe.

Prezenty dla dzieciaków przygotowała już wcześniej. Jako, że lato powoli się zaczynało, rośliny kwitły zebrała zioła, które mogły się przydać każdemu z nich. Pozbierała również jajka, wydoiła krowy, wydawało jej się, że takie zdrowe składniki ucieszą członków jej rodziny.

Dalszą część dnia spędzała w sadzie - wśród drzew, które tak bardzo kochała. Musiała mieć pewność, że będą zdrowe i dadzą odpowiednią ilość owoców - w końcu od tego zależało, czy w tym roku będą mieli równie dużo trunków. Jakoś ich rodzinnych produktów była zależna od sadów. Wszystko było ze sobą powiązane. Przytulała się właśnie do jednego z drzew, żeby okazać swoją wdzięczność, kiedy usłyszała kroki, bardzo dobrze wiedziała, kto się tutaj pojawił.

Odsunęła się od drzewa i odwróciła w stronę nadchodzącej postaci. - Nie chowam się mój drogi, gdybym się chciała przed tobą schować, to nigdy byś mnie nie znalazł. - Potrafiła przewidywać przyszłość, więc Otto mógłby mieć problem z odnalezieniem jej gdyby naprawdę tego chciała.

- Trzeba go jeszcze nakarmić, napracował się dzisiaj. Musimy dbać o naszą sówkę. - Faktycznie zmartwiła się o stan zwierzęcia, było już bowiem wiekowe i w każdej chwili mogło kopnąć w kalendarz. Sięgnęła po list, który przyniósł jej Otto, szybko zerknęła na jego treść. - Bardzo dobrze myślałeś. Norka nasza kochana wysłała nam na spróbowanie te swoje wypieki. Jak to dobrze, że jej się wreszcie wieść zaczęło. - Widać było, że naprawdę ją to cieszy. - Szybko żeś zdążył im powysyłać prezenty, ja to jeszcze nie doszłam do naszej sówki kochanej, martwię się, że może sobie nie poradzić z drugą turą paczuszek. - Może lepiej by było dzieciaki pozapraszać do gospodarstwa, przynajmniej mieliby się wreszcie sposobność spotkać. Miała wrażenie, że ostatnio wszyscy gdzieś pędzą i zapominają o cioteczce i wujeczku. - Co myślisz o tym, żebyśmy im zorganizowali małe przyjęcie?

Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#3
30.10.2023, 14:06  ✶  

Bez żony to jak bez ręki i Otto bardzo dobrze o tym wiedział. Nikt inny nie pomagał mu tak w pracy na gospodarce jak właśnie Józefina. Gdyby nie ona to by chyba oszalał w pojedynkę z tym wszystkim, a tak to znacząca część obowiązków spadała z jego barków. Może i nie była przygotowywana do tego od początku swojego życia ale radziła sobie wyśmienicie, a nawet lepiej od samego gospodarza w pewnych aspektach - zwłaszcza opieki nad zwierzętami czy sadem.

Co by jednak nie mówić - miała rację. Mogłaby się przed nim ukrywać i całą wieczność ale Otto by jej całą wieczność szukał do czasu, aż by ją odnalazł albo jego dni na tej ziemi dobiegły by końca - Józia, wiesz że i tak bym chodził i bym Cię szukał. Nawet na drugi kraniec świata bym dotarł aby sprawdzić czy Ciebie tam nie ma - wyjaśnił. Pewnie gdyby jakimś cudem ją odnalazł to wspomniałby, że kolacja gotowa i mogą wracać bo zaraz wystygnie i będzie niedobre. Abbott oczywiście by to podgrzał albo zrobił od nowa, byle tylko smakowało.

- Dostanie, nie musisz się obawiać. Krzywda mu u nas nie grozi, a godne traktowanie. Toż się narobił dla nas przez cały swój żywot. Jeno mu się zaraz da, co by sił odzyskał troszku - pokiwał głową na zgodę - No jak się jej miało nie powieść jak to zdolna dama jest! - oburzył się lekko, a nie na małżonkę a na ogół społeczeństwa, który mógłby twierdzić inaczej - Tylko jeno kawalera jakiego jej brak, co by pomógł... Ale dobrze, dobrze... Niech robi tę karierę w tym Landynie. Zaraz zobaczą, że to kawał zaradnej kobitki i się będą w kolejce do niej ustawiać... Wiesz jak to mówią - przez żołądek do serca - uniósł palec do góry jakby głosił jakąś starą prawdę... W sumie trochę tak było, ponieważ wierzył w te wszystkie powiedzonka i inne teksty, które najczęściej nie miały za dużo z prawdą ale to już historia na kiedy indziej - Jeno, ten nasz Bimberek to ma z nami katorgę na ten dzień Dziecka... Mam tylko nadzieję, że się nie pomyli z drugą turą. Ale on twardy jest i zuch sowa to da radę - stwierdził, przytrzymując fajkę ustami coby mieć wolne dłonie - Najmilsza moja! Tóż to wspaniały pomysł jest! Wszystkie jeno siedzą w tym Landynie i się pewnie nie odzywają do siebie, a czy ta rodzinna atmosfera, śmiech, zabawy, tańce! Czy to jest właśnie zapach lata? Czy to nie jest najpiękniejsze co może się zdarzyć? - rozłożył szeroko ręce aby móc uścisnąć swoją małżonkę za tak piękny pomysł - Wszystkie no tu zjadą i się bawić będą. Stół tu, stół tam. Tyle potraw będzie, że ja nie wiem. Dla każdego coś dobrego! - żywo gestykulował zaraz po tym kiedy uwolnił Józię ze swojego uścisku. Oczywiście najpierw ją puścił, a dopiero później przystąpił do wizualizacji swojego pomysłu... znaczy pomysłu Jose ale wiadomo o co chodzi.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
30.10.2023, 23:29  ✶  

Józia idealnie odnalazła się w tym świecie. Może kiedyś i marzyła o tym, że zostanie zananą zielarką, jednak szybko zeszła na ziemię. Odnalazła to, czego potrzebowała kilka domów obok. Nie spodziewała się, że kiedyś ktoś będzie na nią spoglądał tak jak Otto. Była nieco dziwaczna, często czuła się inna od reszty szkolnego towarzystwa. Jak widać czasem to, czego potrzebowaliśmy było pod nosem. Życie, jakie wiodła z Otto było dla niej naprawdę satysfakcjonujące. Czuła, że jest szczęśliwa, od kiedy go poznała i to szczęście nadal trwało, mimo upływających lat.

- Oj Ottuś, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. To jest niesamowite. - Wiedziała, że zapewne dokładnie tak by zrobił. Ona by się chowała, a ten nie przestawał by jej szukać. Oczywiście nigdy w życiu by w ten sposób nie postąpiła, nie wiedziała, jak bardzo musiałby ją wkurzyć, żeby zniknęła. - Drugiego, jak ty, to ze świecą szukać, myślę, że i tak bym nie znalazła. - Nie zaczęłaby pewnie nawet szukać, bo po co, skoro najlepszy okaz trafił się właśnie jej.

- Nigdzie by mu tak dobrze nie było, jak u nas. Szkoda, że tak szybko czas płynie i niedługo zakończy swojego żywota, nie wiem, co my wtedy zrobimy. - Trochę martwiło Józkę to, że ich sówka lata świetności miała już za sobą. Oczywiście, że nadzieję miała, iż jeszcze długo im będzie towarzyszyć, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał jej zupełnie co innego, a raczej ta reszta zdrowego rozsądku, która jej została.

- Oj zdolna, zdolna, jak wszystkie nasze dzieciaczki. Nie wiem, jak to się stało, że każde takie udane. - Duma ją rozpierała z ich latorośli, tych własnych jak i ich rodzeństwa, czy kuzynostwa. Nie mieli się czego wstydzić, że wychowali takie wspaniałe dzieciaki. - Oj tam kawalera, Otto, to nie te czasy i bez kawalera sobie poradzi. Na co jej byle jaki kawaler, kiedy sama tak sobie świetnie radzi. - Wydawało jej się, że nie było to aktualnie najważniejsze. Dziewczyna poradziła sobie sama z wszystkimi trudami tego świata, po co miałaby teraz szukać jakiegoś chłopa, który by to wszystko popsuł? - Oj, stara prawda, już ty o tym wiesz najdroższy. - Akurat z tym się zgodziła, bo akurat Otto to potrafił zaskoczyć w kuchni, w przeciwieństwie do niej. Takie jej przysmaki gotował przez ich wspólne życie, że nie była w stanie się w nim odkochać. Kto inny by tak dbał o jej żołądek?

- Nawet jak się pomyli, to sami swoi, nie obrażą się przecież, może się powymieniają prezentami, jeśli trzeba będzie. - Wydawało jej się, że ich dzieciaki powinny być wyrozumiałe, przecież tak je wszystkie wychowali, no może nie wszystkie to oni akurat wychowywali, ale rodziny mieli dobre, dzieciaki powinni również być im podobne.

Ucieszyła się ogromnie, kiedy Otto przyznał jej rację. Nie, żeby choć przez moment pomyślała, że mogłoby być inaczej. Podeszła bliżej męża i się do niego przytuliła. Będę znowu mieli dużo roboty, ale tak to ona mogła pracować, wiedziała dla kogo i po co. - Ognisko, bimberek i dużo strawy, żeby się stoły od tego uginały. - Musieli ugościć ich najlepiej jak potrafili.

Dym z fajki Otto wchłaniał się w jej włosy. Nie przeszkadzało jej to zupełnie, przywykła do tego przez te lata, które spędzili razem, kojarzył jej się przyjemnie. Po chwili została uwolniona z silnego uścisku. Spoglądała na męża uśmiechnięta. Podobało jej się, że zareagował na pomysł tak entuzjastycznie. - Musimy tylko podpytać, kiedy mają czas, co jeśli mieć nie będą? Wiesz, jacy wszyscy zabiegani...

Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#5
31.10.2023, 19:49  ✶  

Cóż innego miał uczynić, niż jej poszukiwać? W końcu przysięgał Józi, że będą razem aż ich śmierć nie rozłączy, a jednemu i drugiemu nie było raczej śpieszno aby odwiedzić osobiście samego Merlina - Takiego drugiego promyczka szczęścia jak Ty to ja bym też przecież nigdzie nie znalazł - przyznał - Smutna prawda. Trzeba będzie znaleźć Bimberka Juniora... A najlepiej to znaleźć jakąś sówkę i ją uratować. Takie przecież są najlepsze, a i dobry uczynek jeno zrobim! - odparł. Otto nie miał zamiaru katować ich sowy. Jeżeli Bimberek tylko poczuje się gorzej albo osłabnie to przejdzie na zasłużoną emeryturę i zamieszka w jednej z dziupli na terenie ich gospodarstwa. To będzie najlepszy czas w jego życiu, a zarazem uznanie jego wysiłku.

- No jak to co się stało Józia? Wszyscy z góry nas obserwują i widzą żem my prawi i dobzi ludzie, więc nam błogosławią w tym życiu. Nikomu źle nie życzymy, pomocnim dla innych - wytłumaczył, unosząc głowę do góry. Abbott był święcie przekonany, że coś musi być na rzeczy. Ktoś musiał się nimi opiekować i sprawować pieczę nad ich rodziną. Nie było innej możliwości.

- Oj, no tak. Ja żem ciągle zapominam, że one to w tym mieście żyją i nie mają całego gospodarstwa do ogarnięcia. Jeno racje masz słuszną, że tak mówisz. Ja żem jej nie gonię przecież, broń Merlinie. Jeno szczęścia dla niej chcę - zgodził się z żoną. Przejechał po swoim wąsie na słowa najdroższej - no tu miała rację, że potrafił tworzyć arcydzieła w kuchni. No i chyba można by śmiało stwierdzić, że ich droga Norka miała ten dar po tej części rodziny.

- Wymienią, wymienią. Uczciwe są to się tam dogadają ze sobą, a jeno nie można Bimberka za to karcić czy skarżyć. Gdyby przyjeżdzały częściej to by nie trza im sów posyłać, a do rąk by im dano - pokręcił głową z pewnego rodzaju dezaprobatę na taki obrót spraw. Otto pamiętał jeszcze jak niemal wszystkie dzieciaki zjeżdzały do ich gospodarstwa na wakacje aby odpocząć od tego miejskiego zgiełku... Ale wiedział też, że czasy się zmieniły i ten jakiś Pan Czarny się panoszył po świecie ze swoimi giermkami. Jakby ich tylko spotkał i na szabel wyzwał jednego z drugim. Aj! Już to widział w swojej wyobraźni jak wołają do niego - Skończ Waść! Wstydu oszczędź! A że on dobry szermierz i człowiek to by odpuścił bo jak się poddają to co innego ma zrobić?

- Ale to najlepiej jak już to wszystko ładniej zakwitnie. Wtedy te wszystkie zapachy owoców będą się przeplatać po naszym sadzie i będzie miło i przyjemnie - dodał, przytulając Józię - Już nie mogę się doczekać tej woni destylaciku o smaku lata... Coś pięknego - aż go zakręciło w nosie na samą myśl. Otto miał w sobie coś z alkoholika ale takiego z wyczuciem i umiarem. Pił dopóki mógł, a mógł dopóki mu nie zabroniła małżonka - ale jemu to nie przeszkadzało. Wiedział, że dba w ten sposób o jego zdrowie.

- Ja im dam, że czasu mieć nie będą. Jeno jeden dzień w roku aby się tu zebrać im nie zaszkodzi. To nawet się w głowie nie mieści, że któreś mogło by nam taką przykrość sprawić. To tak jakbyśmy zapomnieli im prezentu wysłać! No nie do pomyślenia! - uniósł fajkę do góry w geście odgrażania się - Chodź no Józia zobaczymy tego beza co nam Pszczółka nasza wysłała. Może jakiejś kapuczyny by nam zrobił do tego? - zaproponował, wystawiając swoją rękę tak aby Józefina mogła go złapać pod nią i ruszył czym prędzej w kierunku ich domostwa. Musieli przecież jeszcze nakarmić Bimberka, który musiał być bardzo głodny.

Kiedy dotarli na ganek, Otto dostrzegł, że po ich sowie nie było ani widu ani słychu. Zniknęła. Wyparowała - Niech mnie Merlin bije. Na moją miłość do Ciebie, gdzie ten nasz Bimberek się podział? Dopiero tutaj wody pił, a teraz znowu gdzieś poleciał? - rzekł, opierając się o parapet. No niemożliwy był to ptak. Tak pracowity jak ich właściciele, a stary był i powinien odpoczywać dużo więcej, niż przedtem.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#6
02.11.2023, 11:16  ✶  

Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała kolejne słowa męża. Zawsze miło było usłyszeć coś takiego, mimo tego, że od wielu lat tworzyli rodzinę to Otto nigdy nie przestał jej komplementować. Widać było, że nadal traktuje ją jak wtedy, gdy się poznali. Zresztą ona czuła się podobnie, ich uczucie kwitło pomimo upływu czasu, widać, czasem zdarza się jak w bajkach - żyć długo i szczęśliwie, że też akurat ona miała tyle szczęścia.

- Prędzej, czy później uratujemy jakieś ptaszysko. Ostatnio znajduję wiele rannych zwierzaków. Można by wtedy faktycznie go zaadoptować i zastąpić Bimberka. - Pomysł jej się spodobał. Będzie się uważniej rozglądać po lesie i może uda jej się przynieść coś do domu. Najlepiej by było.

- Matka nad nami czuwa, to fakt. Jednak te nasze modły przyniosły efekty, niektórzy mówią, że to nie ma sensu. Jak nie ma sensu, jeśli widać, że nam sprzyja? Mało kto ma takie udane życie, jak my. - Oczywiście nie było to bez powodu. Józia i Otto wiele czasu spędzili na składaniu ofiar bogini. To musiało mieć związek, inaczej pewnie nic by się im nie układało.

- Szczęście może być różne, wiesz jak jest. Ci młodzi to nie są tacy, jak my teraz. Mają jakieś swoje dziwne plany, ambicje wygórowane. Jakby z prostych rzeczy się nie można było cieszyć. - Wiadomo, że czasy się zmieniały, jednak czy warto było aż tak bardzo pędzić. Życie uciekało przez palce, a przecież było tylko jedne. Sama Jose nie wiedziała co o tym myśleć. Trudno jej było przyzwyczaić się do tego, jak bardzo zmieniały się priorytety.

- Masz rację mój drogi, jak zawsze. Wolałabym zresztą, żeby przyjeżdżały częściej. Ostatnio dom się taki pusty wydaje, ciężko mi się do tego przyzwyczaić. - Większość piskląt już wyfrunęła z gniazda i pusto się zrobiło. Ino wiatr się odbijał od ścian. Taka niby kolej rzeczy, nie sądziła jednak, że tak szybko do tego dojdzie.

Rozmarzyła się, bo ten moment się zbliżał. Przymknęła oczy, kiedy Otto ją przytulił. - Najlepszy czas w roku się zbliża. Kwiaty już kwitną, drzewa też, niedługo zaczną rosnąć owoce, powoli czuć już lato w powietrzu, a będzie tylko lepiej. - Lato było jej ulubioną porą roku, uwielbiała obserwować, jak rośliny żyją, owocują. Widać było efekty ich całorocznej pracy.

- Musimy zapowiedzieć im szybko, kiedy przyjechać mają, nie będą mogli odmówić i się wymigać najdroższy. - W końcu będą mogli zaplanować sobie jeden dzień wolny, przynajmniej zdaniem Józi nie powinno to być problemem.

Złapała więc Otto pod rękę, ruszyła z nim w stronę domu. - Zaparz, zaparz, nikt nie robi lepszej od ciebie. Przyda nam się chwila odpoczynku. - Zawsze znalazł się jakiś powód do celebracji kolejnego, pięknego dnia.

- Faktycznie gdzieś zniknął. Musimy z nim porozmawiać o tym jego pracoholiźmie mój drogi, bo długo tak nie pociągnie ten nasz biedny sówek. - Wiek swój już miał, wypadałoby by trochę szanował swoje zdrowie.

Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#7
13.11.2023, 00:34  ✶  

I jak tu się miał nie zgadzać ze swoją małżonką kiedy prawiła najszczerszą prawdę. Ci - młodzi - pędzili na złamanie karków, ciągle chcieli więcej, wszystko robili w biegu... Ale czy można było im się dziwić? Życie mieli jedno, a doba trwała tylko 24 godziny, co zapewne było problemem dla niektórych. Z drugiej zaś strony czy oni też tacy nie byli kiedyś i teraz po prostu patrzyli "z góry" na poczynania swoich młodszych członków rodziny?

- Dlatego właśnie trzeba ich życia trochę zwolnić bo się nabawią tych wszystkich chorób albo innych renautyzmów zanim dotrą do czterdziestki... - pokręcił przecząco głową z troski o najmłodszych - Mnie też to boli, że ich nie ma... Ale nie możemy zabronić tego. Mają takie samo prawo do podjęcia swoich decyzji czy nauki na własnych błędach jak mieliśmy my - stwierdził - To zupełnie tak jakby 20 lat temu rodzice mi powiedzieli abym nie brał Ciebie Józia za żonę... w życiu bym się na coś takiego nie zgodził - dodał - Miejmy tylko nadzieję, że kiedyś zrozumieją, że trzeba trochę zwolnić - skwitował ze swojej strony, a następnie wsłuchał się w rozważania swojej żony. Ciężko było się z nimi nie zgodzić - lato było najlepszym okresem dla kogoś kto trudzi się tego typu fachem... a to był dopiero początek tej pory roku i rzeczywiście miało być już tylko lepiej!

Kiedy Józefina złapała go pod dłoń, aż westchnął, pogrążając się na moment w nostalgii - Ahh. Stare czasy się przypominają jak wracałaś na wakacje ze szkoły, zupełnie jak nasza Alice teraz - przyznał, krocząc powoli wśród drzew w kierunku ich domostwa - Zawsze Cie zabierałem na spacer po sadzie rodziców... no i zabierałem mamie kwiaty dla Ciebie, a ona nigdy nie była zadowolona ale no cóż... musiała się z tym pogodzić skoro to dla większego dobra było, prawda? - zapytał, chociaż nie potrzebował potwierdzenia na swoje słowa. Przez te wszystkie lata może i narobił trochę szkód wśród ogródka rodziców ale robił to dla swojej ukochanej, później narzeczonej, aż w końcu małżonki. Gdyby ktoś zapytał Otto czy było warto w dniu dzisiejszym, ten rzekłby bez sekundy zawahania, że jak najbardziej i zrobiłby to jeszcze raz gdyby zaszła taka potrzeba. Z biegiem lat, sam się jednak dorobił własnej ziemi i nie potrzebował już podbierać roślin u swojej matki, a mógł z własnego ogrodu.

- Usiądź najdroższa na moment, a ja zaraz wrócę z kawą - poprosił, przejeżdżając dłonią po jej plecach aby tym samym ją do tego zachęcić - Rozmówimy się, jak najbardziej... Ale tak na spokojnie trzeba, jeno wspomnieć aby bardziej się szanował - rzucił, znikając w środku i czym prędzej kierując się do kuchni. Sprawnym ruchem różdżki zacząć grzać wodę, a w międzyczasie przygotował dwa kubki z czarnym napojem tak jak uwielbiali to popijać. Do mlecznika nalał mleka - tak jak to wskazywała nazwa. Kiedy woda była już zagotowana, nalał wody i ułożył na tacce, ruszając w kierunku podwórka.

- Tadaam! - rzekł trochę głośniej ale nie krzycząc, aby przypadkiem nie wystraszyć Józi, poczym rozstawił wszystko na stole - Proszę. Ta dla Ciebie, a ta dla mnie - wskazał odpowiednie kubki i czym prędzej zerknął do pudełka z bezami od ich drogiej Norki - Spróbujmy tych pyszności... - zawahał się przez moment, losując swoją szczęśliwą słodkość, pomimo faktu, że z tą był w związku małżeńskim od ponad 20 lat. W końcu się jednak zdecydował na jedną i wziął gryza - No palce lizać, aż słów mi brakuje na ten smak. Idealne po prostu - stwierdził, oblizując palce. Szybko skonsumował resztę bezy i wskazał dłonią dwie sowy na horyzoncie - Hmmmkffttppttrrm - spróbował zwrócić uwagę Józi na nadlatujące ptaki ale nie wypadało mówić z pełnymi ustami ani wskazywać palcem wskazującym. Liczył, że zrozumie o co mu chodzi, a nawet jeśli nie, to po prostu się rozejrzy.

To było dopiero pomysłowe - któreś z ich pociech wysłało swoją sówkę wraz z Bimberkiem aby go nie przemęczyć - A to ciekawe, ciekawe - przyznał, popijając kawą kiedy zwierzęta wylądowały na ganku.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#8
14.11.2023, 07:46  ✶  

Kto to wie, jak to właściwie było. Józka wiedziała, że życie w mieście nie jest dla niej. Mimo, że w Hogwarcie szło jej całkiem nieźle to nigdy nie zakładała, że mogłaby mieszkać gdzieś indziej niżeli w Dolinie Godryka. Tutaj życie płynęło wolniej, sąsiedzi zawsze byli skorzy do pomocy, gdzie właściwie byłoby jej lepiej?

- Możesz mieć rację Otto, martwi mnie tylko, że tak gnają. Nie odetchną, jakby było warto niewiadomo za czym, żeby się kiedyś nie obudzili, że im życie umyka przez palce. Tak tylko mówię. Oczywiście nie zamierzam się w to mieszać, bo kimże jestem, aby im zabraniać, to tylko obserwacje. - Może świat właśnie ku temu zmierzał? Na całe szczęście oni nie byli już młodzi, nie musieli gonić, mogli korzystać z życia w sposób, w który robili to od lat. - No tak, młodzi muszą mieć  możliwość, żeby podejmować swoje decyzje, tylko wiesz, nie zawsze one są dobre. To, że zostałam twoją żoną, to najlepszy wybór mojego życia, ale co jeśli byłoby inaczej? - Nie musiała się tym przejmować, bo jej życie z Otto należało do naprawdę udanych, ale co, jeśli by tak nie było. Musiała być czujna, sprawdzać, czy im wszystkim dzieciom na pewno jest dobrze, bo kto do nich wyciągnie pomocną dłoń jeśli nie oni? Nie łatwo być rodzicem. Trzeba było obserwować poczynania młodych z boku, wiedzieć kiedy reagować, a również pozwolić im na trochę samodzielności. Na szczęście z którymś z kolei dzieciakiem zawsze było nieco prościej.

- Kiedy nasza Alice tak urosła? - Przecież dopiero co to sama Józia wracała ze szkoły. Czas płynął nieubłaganie, musieli się z tym pogodzić, taka już była kolej rzeczy. Najważniejsze, że mimo upływu lat nic się nie zmieniło, a im dalej było tutaj razem dobrze. - Pokochałam sad już wtedy, tak jak i ciebie. Kto by pomyślał, że tak szybko nam lata młodości uciekną przez palce, chociaż nie wiem jak ty, nie czuje tego, aż tak bardzo. Myślałam, że będzie gorzej. -  Z godnością przyjmowała starość, choć może właściwie nie była to jeszcze w pełni starość, a dopiero dorosłość, czyż jednak dorosłość nie była w pewien sposób początkiem umierania?

Józka przycupnęła sobie na drewnianej ławeczce, gdzie czekała w ciszy na męża, który poszedł zaparzyć kawę. Przyjemnie jej się tak siedziało, bezczynnie na świeżym powietrzu. Często pozwalała sobie na takie chwile wytchnienia. Nie trwało to długo, po chwili Otto zjawił się przed nią z pyszną kawusią. jego przybycie zwiastował dosyć głośny okrzyk, który wyrwał ją z rozmyslań o ich biednej sówce. - Wspaniale, nie mogę się doczekać, kawusia i te bezy, obstawiam, że razem to będzie wspaniałość. - Sięgnęła po swoją kawkę, upiła niewielki łyk z kubeczka. - Jak ty Ottuś zrobisz kawkę... - Odparła głośno z aprobatą, po czym wpakowała sobie do paszczy jedną z niewielkich bez. - Wyborne to wszystko, ależ miły poranek. - Najwyraźniej pani Abbott smakowało to drugie śniadanie.

W pewnej chwili Otto zaczął machać podejrzanie ręką, jakby coś się wydarzyło. Jose rozejrzała się wokól i zauważyła Bimberka, tyle, że tym razem nie był sam. - Idę zobaczyć, któż to tym razem. - Spodziewała się, że dzisiaj w powietrzu będzie u nich tłoczno, wszak sami od rana wysyłali listy do swoich pociech. Józka złapała sówkę, nie ich tylko obcą, w sumie nie była obca, bo znała tego ptaszka. - Avelinka tym razem napisała. - Krzyknęła nim jeszcze wróciła do męża. Usiadła ponownie przy stole, postawiła na nim również fiołki eliksirów, które były dodane do listu, po czym zaczęła czytać w głos, bo Otto przecież nie umiał. - Droga Ciociu i Drogi Wujku,

Przesyłam wam kilka fiolek eliksirów żebyście nie musieli nic kupować, a czasy są niespokojne, więc posiadanie jakiegoś antidotum, czy eliksiru wiggenowego w domu jest teraz bardzo zalecane! Mam nadzieję, że niebawem się spotkamy.

Razem z przyjaciółką chciałybyśmy otworzyć swoją własną aptekę, biznes tu w Londynie. Szukamy teraz lokalu oraz dostawców na surowce roślinne. Znalibyście kogoś, kto byłby chętny do współpracy z jeszcze nie otwartym biznesem?

Jesteście zdrowi? Nie było żadnych problemów? Nic was nie atakowało?


Pozdrawiam, ściskam, kocham,

Avelina P.

P.S. Mam nadzieję, że eliksiry wam się przydadzą. Roztwór czyszczący jest dobry do usuwania brudów, bardziej skuteczny niż zaklęcia.

Józefina przeczytała list zupełnie innym tonem głosu, niż mówiła normalnie, jakby próbowała naśladować Avelinę. - Ależ oni o nas dbają. - Skomentowała jeszcze.

Dobry Wuja
brak cytatu bo Otto nie potrafi pisać
Okrągłą twarz okalają krótko ścięta, lekko kręcona, brązowo-rudawa czupryna, która jest pogrążona w nieładzie. Nie zwraca na nią jakiejś szczególnej uwagi, czego nie może powiedzieć o swoim sarmackim wąsie - ten nosi z największą dumą. Oczy ma takim samym kolorze jak jeden z trunków, które przyrządza - piwnym. Mierzy około metra siedemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, co nie czyni go najwyższym mężczyzną ale rekompensuje to sobie nie najgorszą budową ciała, zaprawioną pracą w ciężkich warunkach. Najczęściej przywdziewa szeroko pojęte koszule czy kożuchy, które wręcz uwielbia. Pachnie owocami, a czasem alkoholem, który nie zawsze oznacza, że coś wypił ale bardzo często tak właśnie jest.

Otto Abbott
#9
19.11.2023, 23:28  ✶  

Otto miał wrażenie, że momentami byli zbyt przewrażliwieni na punkcie dobra i dostatku swoich wszystkich krewnych. W pojedynkę byłoby ciężko spamiętać to wszystko i upewniać się, że nikomu nic nie pasuje... ale we dwójkę? To było proste zadanie, nic trudnego i przede wszystkim czysta przyjemność. W końcu swój do swego ciągnie i tym samym nie było innej możliwości jak to, że Józefina zostanie jego małżonką. Abbott w końcu nie widział świata bez niej - byli trochę jak te papużki nierozłączki. Nawet jeżeli był bardzo zajęty przetwarzaniem owoców na kolejne pyszne nalewki, to i tak znajdował sobie jakiś powód, aby pójść sprawdzić co u Jose.

Kiedy Alice tak urosła? To było bardzo dobre pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć. To się stało... tak o, szybko, samo... - Nie wiem moja droga. W tym Hogwarcie to Was chyba karmili drożdżami... - przyznał, widząc w tym jedyną możliwość. No bo jak inaczej mógł to wytłumaczyć? Nie umiał. W tym wszystkim była jedna smutna wiadomość, trochę podprogowa - jeszcze chwila, moment i ona też wyfrunie z gniazda, a oni nic nie mogli z tym zrobić - Ja to się czuję silny jak nigdy. Też myślałem, że to będzie straszne ale kiedy mam takie wsparcie codziennie... to naprawdę nie mam co narzekać - odparł. Józia według Otta trzymała się bardzo dobrze i po prostu przeżyła kolejne 18ste urodziny, któryś już tam raz z kolei.

Zrobienie kawy to był pikuś. Chwila, moment i zrobione. Wytworne dania robiło się dużo trudniej ale i one stanowiły czystą przyjemność - Oj, słodzisz mi... Ćwiczyłem ją te wszystkie lata kiedy pobierałaś nauki w szkole. Musiałem przecież się czymś zająć, aby bez Ciebie nie zwariować - powiedział spokojnie, ciesząc się niezmiernie, że jej smakowało. Wiedział, że mówi prosto z serca, wszak to uczciwa kobieta była, a i Abbott akceptował krytykę i zawsze starał się ulepszać wszystko tak, aby było perfekcyjnie - Z jednej strony takie poranki to coś pięknego, trochę ciszy i spokoju bez dzieci... Ale z drugiej strony z nimi też było świetnie. Trochę hałasowali, rozrabiali... - westchnął, ponieważ tylko tyle mu już zostało. Nie było sensu się nad tym rozwodzić - taka była kolej rzeczy.

Pokiwał głową na zgodę, a następnie zaczął się przyglądać temu jak sprawnie Józia poradziła sobie z sowami. To był prawdziwy talent. Jak jej się te wszystkie zwierzęta słuchały to było coś przepięknego - Avelinka! No tak! - uniósł rozradowany ręce do góry - Nasza perełka! - odparł, przykładając fajkę do ust. Zamilkł od razu po tym, dając małżonce pole do popisu - tak należało określić umiejętność czytania.

Otto przymknął oczy, popalając sobie troszkę z tej okazji. Kiwał też głową jakoby potwierdzając, że rozumie to co zostało zamieszczone w liście. Najciekawszy w tym wszystkim był fakt, że to brzmiało jakby sama Avelina im recytowała tą wiadomość. Coś wspaniałego - Józia to jednak była kobieta wielu talentów - Oj, dbają, dbają - zgodził się - Eliksiry! No tak, specjalność Avelinki. Od razu mi się kojarzy z ziołami wszelkiej maści... Jak one tak schną sobie i pięknie pachnie... To też taki zapach lata ale dosyć późnego, nie sądzisz? - otworzył oczy, pytając - Może moglibyśmy jej pomóc? Wiesz, trochę tutaj ziemi gdzieś przeorać, aby posadzić jej trochę ziółek? Oczywiście broń mnie sam Merlinie przed wycinaniem drzew pod to... O nie - wytłumaczył się. Nie było o tym mowy - drzewa były rzeczą świętą i bardzo dobrze o tym wiedział - Ale jestem pewny, że trochę miejsca by się mogło znaleźć - wziął łyka kawy - Powiem Ci najdroższa, że prorocze słowa prawisz dzisiaj. Dopiero mówiłaś, że trzeba by ich jakoś ściągnąć do nas, a tu proszę. Sama pisze, że chciałaby się spotkać. No coś pięknego! Jednak o nas nie zapomnieli jeszcze - odetchnął z ulgą. Otto by chyba serce pękło gdyby tak to się właśnie stało - My zdrowi przecież. Tu na wsi inaczej, niż w mieście. Spokój, cisza, świeże powietrze. Żyć i nie umierać... - przetarł dłonie - Dobrze, dobrze. Niech nasza Perełka się rozwija. Tylko najlepiej to na ten no... Głównej ulicy by sobie otworzyła ten lokal... Jak ona się tam nazywa... - zamyślił się, poprawiając wąsa, próbując sobie przypomnieć jak się nazywała Pokątną. W Londynie był może z trzy razy i jakoś nigdy nie było mu po drodze aby zapamiętać to wszystko - Oczywiście możemy jej też pomóc. Finansowo ale też z całą resztą. Jakichś szafek mógłbym jej zrobić, a Ty tych ziółek przygotować. Ususzyć je w domu i była miała na początek. Co sądzisz? - zapytał, kończąc swoją bezę. Ahh... no coś wspaniałego

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#10
27.11.2023, 23:48  ✶  

Cóż mieli lepszego do roboty niż zamartwianie się o swoich najbliższych. Zdaniem Józi był to ich obowiązek, kto o nich zadba jeśli nie oni? Nie przeszkadzało jej nawet to, że większość z dzieciaków była już dorosła i zapewne nie oczekiwała pomocy. Nawet drobne gesty były ważne i świadomość, że gdzieś tam jest ktoś, kto ich wspiera. Przynajmniej tak się wydawało Józefince. Wiedziała, że Otto ma podobne zdanie, co jedynie powodowało, że mieli większą siłę przebicia, we dwójkę mogli zdziałać cuda. Zresztą miała wrażenie, że już zdziałali, bo stworzyli taką wspaniałą rodzinę. Czuła, że z pomocą męża to mogliby i góry przenosić, a żadne nieszczęścia im nie groziły. Życzyła każdemu, żeby spotkał na swojej drodze kogoś takiego jak on. Pasowali do siebie, jak nikt inny, mieli szczęście, że trafili na siebie, gdy byli tacy młodzi. Dzięki temu mogli przeżyć wiele radosnych lat w swoim towarzystwie.

- Czas zdecydowanie zbyt szybko płynie, chociaż po nas zupełnie tego nie widać, szkoda, że te dzieci tak szybko rosną. - Musieli się z tym jednak pogodzić, bo co innego mogli zrobić? Nie będą w stanie zatrzymać wszystkich przy sobie, prędzej, czy później nadejdzie moment rozłąki. Miała jedynie nadzieję, że nie zapomną o nich i będą pojawiać się w domu chociaż od czasu do czasu.

- Masz rację, nie ma co narzekać. Jesteśmy zdrowi, w kwiecie wieku, nie mogło być lepiej. - Nie spodziewała się nawet, że tak im się pięknie to życie ułoży. Jak w bajce, tylko nie w takiej do końca standardowej, bo brakowało w niej księżniczki, ale nigdy nie chciała zostać jedną z nich. Zdecydowanie lepiej czuła się wśród roślin i zwierząt, to był jej żywioł.

- Jakoś sobie poradziłeś pod moją nieobecność, dobrze, że na mnie poczekałeś. - Powiedziała z uśmiechem upijając kolejny łyk kawy, którą dla niej przygotował. - Bez dzieci trochę tu cicho, nie powiem, że gdy wszystkie były w domu to mi czasem tej ciszy nie brakowało. Dopiero, kiedy znikają człowiek zauważa, że jednak nie do końca tego chciał. - Trochę tęskniła za czasem, kiedy było ich tu więcej. Mieli o kogo dbać, co chwilę ktoś potrzebował ich pomocy. Niby teraz mogli zająć się sobą, jednak to chyba nie do końca było to, co uszczęśliwiało Józkę.

- Ziółka tak, przeróżne, zapachy bogate, lato zawsze mi się z nimi kojarzy. Trzeba będzie zacząć je zbierać i suszyć, póki wszystko rośnie, na pewno się przyda naszym skarbeńkom do pracy, kto im nazbiera, jeśli nie my. - W myślach już planowała, gdzie będzie, które zioła suszyć, potrzebowała sporo miejsca, jeśli miała zebrać wszystko, co mogło okazać się przydatne. Szkoda by było nie wykorzystać w pełni wszystkich plonów.

- Świetny pomysł, byłbyś w stanie jej coś tam wystrugać faktycznie? Może z naszych zagajnikowych, magicznych drzew. Myślę, że byłyby trwalsze od tych zwyczajnych, na pewno znajdzie się jakieś, które nie jest do końca żywe, a szkoda by było, żeby takie dobre drewno się zmarnowało. - Dla Józki ważne było, żeby nie zmarnować żadnego z surowców, które mieli dostępne u siebie w gospodarstwie. Najlepiej, gdyby wykorzystali każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (3055), Otto Abbott (3530)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa