Smakosz
Otto & Josephine Abbott
Chyba nikomu nie trzeba było przypominać co to był za dzień 1 czerwca - oczywiście był to dzień Dziecka, ponieważ jakże by inaczej. W rodzinie Abbottów trochę tych dzieci było, a część tych dzieci miała już nawet swoje dzieci. Nie można było tego tak zostawić, a zwłaszcza tych wszystkich duszyczek, którym należał się prezent z okazji ich święta.
Lada świt, niemalże wraz z kurami, wstał Otto i czym prędzej udał się do piwniczki pod ich małą, rodzinną destylarnią aby wybrać najlepsze trunki z odpowiednich półek, a następnie wysłać je wszystkim pociechom. Każdy kto chociaż raz dostąpił możliwości zejścia do zakamarków "Smakosza" wiedział, że leżakują tam najróżniejsze wina, zamknięte szczelnie w butelki w dniu narodzin danego dziecka. I w ten właśnie sposób była cała sterta win sygnowana odpowiednimi szyldami takimi jak - Nora - 46, Avelina - 46, Alice - 58 czy Mabel - 64, a także wiele, wiele innych. Gdyby tylko Otto potrafił czytać to najpewniej mógłby rozszyfrować te niewiadome dla siebie znaki napisane przez Józefinę, a tak to musiał polegać na swoim zmyśle i fakcie, że każda pociecha miała swój kolor butelek - ot, taki mały trick aby się przypadkiem nie pomylić.
Abbott uwinął się raz dwa z tym zadaniem, wszak była to czysta przyjemność. Do każdej przesyłki dołączył karteczkę z uśmieszkiem, sądząc, że to powinno wystarczyć do rozpoznania kto wysłał taką wiadomość. Nim zegar wybił siódmą rano, było już po całej operacji, a zadowolony Otto wrócił do domowego zacisza aby przyrządzić swojej najdroższej żonie śniadanie - takie na które miała tylko ochotę. Wspólny posiłek, szybka kawka, poranna fajka i można było się brać do dalszej pracy.
Gdzieś koło godziny dwunastej, a może trzynastej, przyleciał biedny i zziajany Bimberek z pakunkiem i listem. O ile do jego przeczytania potrzebował wsparcia Józi, tak zerknięcie do środka przesyłki pozwoliło mu wysnuć pewnego rodzaju wnioski odnośnie nadawcy. Nie pozostało mu nic innego jak ruszyć do sadu, aby odnaleźć swoją mądrzejszą połówkę.
- Józia, droga moja... Tutaj się chowasz, a ja Ciebie chodzę i szukam - przyznał, wyłaniając się zza drzewa z drewnianą fajką w ręku i liście w drugim - Spójrz no na ten list, cośmy dostali przed chwilą. Biedny ten nasz Bimberek. Taki zmęczony przyleciał, aż mu wody musiał jeno dać trochę - dodał, podając list - To chyba nasza Pszczółka kochana, Norka odpisała, wszak dzisiaj posłałem wszystkim dużym dzieciom po butelce wina zgodnie z tradycją - wytłumaczył, zaciągając się fajką - Paczka, w której były bezy może świadczyć, że to właśnie ona... No chyba, że ktoś też się nauczył... Ale nie, wątpię... Znaczy nie wątpię w te wszystkie perełeczki nasze ale tylko Norcia robi takie bezy... Pamiętam jak u... Tego no... Syna szwagra siostry Agnes były i to właśnie wtedy ona przyniosła! Niech mnie Merlin bije jeżeli się mylę! - mówił, biorąc przerwy na krótkiego buszka co kilka słów.