• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[2.06.1972] Rise and shine | Rodolphus, Laurence

[2.06.1972] Rise and shine | Rodolphus, Laurence
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
07.11.2023, 10:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.02.2024, 15:57 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Piszę, więc jestem

W Dolinie Godryka był piękny, czerwcowy dzień. Wiosna się skończyła, nastała era lata. Deszczu było coraz mniej, a słońca na niebie - coraz więcej. Nie można było powiedzieć, że Rolphowi to przeszkadzało, chociaż z pór roku najbardziej lubił jesień i zimę. Czas, gdy można było swobodniej działać pod osłoną nocy, bo noce były coraz dłuższe. To był jego czas - zdecydowanie nie lubił swojego wizerunku w pełnym słońcu, gdy ludzie zrzucali eleganckie ubrania i przywdziewali krótkie sukienki czy spodnie. Cieszył się w gruncie rzeczy, że żył w Anglii, gdzie temperatury nie były tak uciążliwe, jak w innych rejonach świata. Lecz gdy dochodziły do niekomfortowego poziomi - zwykle zostawał w domu.

Dzisiejszy dzień był słoneczny, ale nie ciepły. Mógł odwiedzić kilka stoisk na rynku w Dolinie, chociaż nie lubi tu bywać za często. Starał się trzymać magicznej części Londynu, lecz obowiązki czasem sprawiały, że potrzebował znaleźć się w... świecie, który mu nie pasował. Rolph jednak nie dawał po sobie poznać, że mu ten świat przeszkadzał. Jakby przywdział kamienną maskę - nawet mięsień mu nie drgnął na twarzy, gdy ktoś go potrącił. Po prostu przeszedł z tym do porządku dziennego, nie słysząc nawet słów przeprosin drobnego chłopaka, któremu posypały się książki z rąk. To chyba był czas egzaminów - przynajmniej w Hogwarcie powoli się rozpoczynał. Jak to wyglądało u mugoli: nie miał pojęcia i nie chciał się dowiadywać.

- Błagam, pomóż... - Rolph drgnął, słysząc kobiecy głos, dochodzący z zaułka. Zerknął w lewo, w kierunku z którego dochodził. Na ziemi leżała zakrwawiona kobieta. Włosy miała potargane, wzrok: przerażony. Miała podarte ubranie i rozwaloną torebkę, pod okiem już pyszniło się zaczerwienienie, świadczące o rychłym pojawieniu się w tym miejscu lima. Lestrange zmarszczył brwi. Wyglądała na mugola. Nie obchodzili go mugole. Nawet jeśli krwawili z boku, tak jak teraz kobieta. Ale skąd miał pewność, że nie była czystej krwi? Ostrożnie wszedł w zaułek.

Ktokolwiek by teraz tam zajrzał, ujrzałby scenę dziwną i dość jednoznaczną, bowiem wysoki mężczyzna, odziany elegancko, z zaczesanymi do tyłu czarnymi włosami, nachylał się nad przerażoną kobietą, ewidentnie ranną. Wokół było pełno krwi.
Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#2
10.11.2023, 15:17  ✶  

Kalendarzowo trwała jeszcze wiosna. Jednak wychodząc na zewnątrz, można było poczuć ciepło lata. Pogoda także dopisywała. Laurence nie miał swojej ulubionej pory roku, jako że każda miała w sobie coś wspaniałego. Minusem tego wszystkiego może był zbyt szybki upływ czasu. Nim się obejrzysz, a poprzedni miesiąc już dawno minął.

Laurence, jako że mieszkał w Dolinie Godryka, bywał dość często. W ostatnich tygodniach zmuszony był do wynajęcia mieszkania na jakiś czas, z powodu wydarzeń jakie miały miejsce na Beltame i odbudowanie swojego domu. Prace były już w miarę ukończone. Przebywając dnia dzisiejszego w Dolinie Godryka, załatwiał kilka podrzędnych spraw osobistych. Miał już wracać do Ministerstwa, gdyby nie jedno co rzuciło mu się w oczy.

Przemierzając ulice, zdawało mu się że mijając pewien zaułek, coś widział. A może i słyszał. Cofnął się i zajrzał do środka. O ile rozumiał, że część członków z jego rodziny, nie lubowała się przebywać w miejscach zamieszkanych przez mugoli oraz chwalili sobie ideologię Lorda Voldemorta, tak obecność kuzyna, przyglądającego się rannej kobiecie, była trochę zaskoczeniem. Jakby niczym się nie przejmował?

- Rudolf?
Zapytał, jakby chciał się upewnić, że to on. Ale zaraz wzrok skierował na ranną kobietę, która potrzebowała pomocy. Nie zastanawiał się zbyt długo i podszedł bliżej, kucnąwszy przy niej. Nie dbał w tym momencie o to, że ubrudzi sobie ciemny garnitur.
- Co jej się stało?
Rzucił mu pytanie i miał nadzieję, że to nie on stoi za jej tak fatalnym stanem zdrowia. Laurence zlustrował stan kobiety, szukając ran. Badając jej ciało dotykiem i reagując na miejsca, które ją mogły boleć. Chodziło o wybadanie wewnętrznych uszkodzeń.
- Jest Pani już w dobrych rękach. Jak się Pani nazywa?
Uspokoił kobietę i jednocześnie pilnował, aby nie straciła mu tutaj przytomności. Będzie musiał użyć zaklęć, aby opatrzyć jej rany i co najważniejsze, trzeba będzie przewieźć ją do szpitala.
- Masz na tyle odwagi aby mi pomóc?
Zapytał kuzyna. Bo jeżeli ta kobieta była mugolem a jego kuzyn za nimi mógł nie przepadać, to może ten jeden raz się przełamie?
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
10.11.2023, 15:42  ✶  
- Wolę Rolph - odpowiedział odruchowo, przeklinając chwilę, w której ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem. Wyprostował się machinalnie, dopasowując ton i barwę głosu do twarzy rozmówcy, zanim w ogóle jego mózg wysłał sygnał ciału, by się obróciło. - Laurence, co za niespodzianka.
Nie brzmiał jednak, jakby był zaskoczony. Uśmiechnął się nawet na widok mężczyzny, jednak w jego oczach pozostała obojętność. A może to było tylko takie wrażenie? Rodolphus miał niezwykle jasne oczy, które mocno kontrastowały z włosami i nawet z bladą cerą, przez co wyglądało to dość... Beznamiętnie. Ale nie wolno było oceniać książki po okładce, prawda? Rolph nigdy oficjalnie nie zrobił nic, co mogłoby zaważyć na jego opinii "bycia pośrodku". Mimo iż jego niechęć do mugoli była znana, to bywały przypadki, w których po prostu ich ignorował albo dyskretnie podsunął kawałek liny, gdy się topili. Ot, jakby nie był złym człowiekiem, tylko zwyczajnie wyniosłym i snobistycznym.
- Nie mam pojęcia, dopiero tu wszedłem - odsunął się, robiąc krewnemu miejsce. Laurence widział dokładnie miejsce, z którego kobieta krwawiła. Był to lewy bok, krew płynęła obficie, znacząc czerwoną posoką dłoń nieznajomej, bruk i jej jasne ubranie. Na dodatek miała pełno siniaków na przedramionach i oczywiście najpewniej podbite oko. Gdy przy niej ukucnął, rozpłakała się.
- Pomóż, to tak strasznie boli - mocno dociskała dłonią krwawiącą ranę. - Anne. Millan. On mnie zaatakował. I uciekł.
Mówiła urywanymi zdaniami i była potwornie blada, a po jej twarzy ciekły łzy. Ostrożnie oderwała rękę od boku. Była cała we krwi.

Rodolphus milczał. Przyglądał się tej dziwnej scenie dziwnym wzrokiem, jakby jego myśli odpłynęły gdzieś daleko stąd.
- Odwagi? - zapytał tylko po nieznośnie długiej chwili, która dla kobiety trwała wieczność. Oczywiście że mógł po prostu się odwrócić i odejść - ba, nawet planował to zrobić. Ale w chwili, gdy zjawił się Laurence, trzeba było podjąć tę dziwną grę. Był starszy, bardziej doświadczony i mimo iż jego poglądy nie podobały się części rodziny, to był cennym sprzymierzeńcem. Albo kimś, kto mógł mu bardzo łatwo zaszkodzić lub po prostu trzymać informację o jego zachowaniu w garści, by potem wyciągnąć ją jak z kapelusza przy najbliższej okazji, która mogłaby pogrążyć Rolpha. Nie rozumiał jednakowoż co miała odwaga do tego, że miałby mu pomóc lub nie. Chociaż podejrzewał, że Laurence uważał, iż odejście w tej chwili byłoby oznaką tchórzostwa, nie rozsądku. - Co mam zrobić?
Na leczeniu się nie znał. Wiedział tylko tyle, ile widział - kobieta krwawiła i ją bardzo bolało, szczególnie gdy Laurence zaczął naciskać w okolice brzucha. Wniosek był prosty - musiała oberwać właśnie tam.

I takaż była prawda. Gdy Laurence ostrożnie się nachylił, zobaczył podarty materiał sukienki i ranę po ugodzeniu nożem. Rolph nie mógłby mieć z tym nic wspólnego - takie działania były zarezerwowane dla osób niekorzystających z magii. Zwykłych oprychów, którzy chcieli kogoś okraść i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Rana była blisko środka brzucha, wyglądała na głęboką. Tutaj liczyła się już nie każda minuta, a każda sekunda. Traciła dużo krwi, a jej wzrok robił się mętny. Jednak kobieta miała w sobie wolę walki. Była silna, ale nie widzieli żadnego potwierdzenia na to, czy była czarownicą, czy nie.
Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#4
14.11.2023, 14:03  ✶  
Spotkać się w zaułku, przy rannej kobiecie, to dopiero niespodzianka. Na krótko Laurence posłał kuzynowi uśmiech, aby zaraz ruszyć z pomocą kobiecie. Na razie rodzinne rozmowy muszą przełożyć, skoro już znaleźli się w sytuacji wymagającej reakcji uzdrowiciela. Starszy Lestrange był przyzwyczajony do tego, jakie spojrzenia miewało jego rodzeństwo czy kuzynostwo a nawet starszyzna. Mało kto w tej rodzinie tryskał wesołością i życzliwością względem innych, jeżeli nie musieli publicznie tego okazywać. To jednak wciąż rodzina. Akceptuje się takich, jakimi są.
- Proszę dać spojrzeć.
Poprosił Laurence, biorąc nawet jej rękę od rany, aby móc lepiej zobaczyć ranę. Poprosił, kucając już przy niej, gdzie na pierwszy rzut oka dostrzegł sporo krwi. Jej krótka odpowiedź trochę brzmiała tak, jakby sugerowała atak jego kuzyna na nią. Co jednak nie miało raczej racji bytu, skoro Rodolf dopiero co tutaj wszedł. Nie mieliby też pojęcia, kogo szukać. Sprawcy tutaj nie było.
Aby mieć większy i lepszy dostęp do rany, gołymi rękoma rozdarł materiał aby zrobić większą dziurę. Nie wyglądało to najlepiej. A ona nadal wykrwawiała się. Dlatego też pomoc kuzyna będzie mu trochę pomocna. Stąd jego pytanie od „odwagę”, gdyż jak się okaże że to mugolka, czy mugolaczka to, żeby Rodolf nie kręcił mu tutaj nosem.
- Odwróć jej uwagę i rozmawiaj. Utrzymuj przy przytomności, jak będę opatrywać ranę.
Zwrócił się z prośbą. Chciał użyć zaklęć w celu wyczarowania bandaża i nałożenia jej na ranę. Nie zszyje jej magicznie, bo jeszcze niepotrzebne problemy będzie miał, za używanie magii w obecności mugola. Jeszcze kobieta zacznie coś rozpowiadać. By musieli też tracić czas na zmianę wspomnień. Za dużo zachodu.
- Albo poszukaj kogoś, kto pomoże ją przetransportować do szpitala. Tylko szybko.
Dał mu wybór. Ale że czas naglił, Laurence nie mógł czekać na podjęcie decyzji kuzyna.
- Jest Pani wstanie opisać napastnika?
Zapytał, chcąc utrzymywać z nią kontakt rozmowy. W tym czasie, jako że siedział bokiem, wyjął różdżkę i wyczarował bandaż na posadzce. Magiczny przedmiot schował, wziął bandaż i zaczął opatrywać jej ranę na tyle, aby trochę krwawienie ustąpiło. Jeżeli im odleci, będzie chyba zmuszony użyć zaklęcia gojącego ranę, na tyle, aby zmniejszyć krwawienie. Gdyby była czarodziejem, bez problemu mógłby jej zaleczyć ranę. Może była charłakiem? Tylko jej nazwisko nic mu nie mówiło.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
14.11.2023, 22:17  ✶  
Laurence był tym typem człowieka, który ruszyłby na koniec świata, by pomóc innym, gdyby wiedział że to przyninesie efekt, jaki zamierzał uzyskać. Był... inny. I tak jak wszyscy nazywali dużą część rodziny Lestrange dziwnymi, tak Laurence dla Rodolphusa był dziwny. W tym ciekawym tego słowa znaczeniu. Na nienawiść było jeszcze za wcześnie, podobnie jak na pogardę. Oczywiście że w sprawach rodziny jego wyroki nie były tak ostre i natychmiastowe, jak w przypadku obcych mu osób.

Jeżeli można było jakoś najlepiej podsumować stan kobiety, to przelewanie się przez ręce było chyba najlepszym określeniem. Patrzyła zamglonym spojrzeniem to na Laurenca, to na Rodolpha. Widać było, że nawet mruganie sprawia jej ból i trudność. Rolph patrzył na tę scenę jak oczarowany. Sącząca się coraz wolniej krew, półprzytomne, mgliste spojrzenie i próby poruszania ustami były hipnotyzujące. Do tego stopnia, że przez chwilę kucał w bezruchu, jakby napawał się jej cierpieniem i całą makabryczną scenerią, która się rozgrywała wokół ataku. Jeżeli jednak coś mogło przywrócić go do realnego świata, to właśnie głos Laurenca. Rodolphus zamrugał kilka razy.
- Spójrz na mnie - powiedział miękko, ocieplając lekko spojrzenie. Złagodził rysy twarzy i ujął podbródek kobiety, by przekręcić jej głowę w swoją stronę. Nie obchodziła go, ale musiał grać w imię reputacji i przyszłych korzyści. A był dobrym aktorem, przynajmniej w swoim mniemaniu. - Anne. Jakie było twoje pierwsze zwierzę?

Nie zadał tego pytania bez powodu. Zwierzęta powodowały ciepłe wspomnienia. Na dobre zakorzeniały się w umysłach ludzi, przywiązanie do nich było jedną z nici, które trzymały ludzi na tym świecie. Większość mieszkańców Doliny Godryka miała zwierzęta lub jakkolwiek z nimi obcowała, to nie były zapuszczone, wysokie kamieniczki w Londynie. Tu były otwarte tereny, psy, koty, stadniny koni w oddali. Musi istnieć jakaś nić połączenia między Anne a czymś miłym tutaj.
- Lucky - szepnęła, pozwalając by młodszy Lestrange przechylił jej głowę w swoją stronę. Nie miała sił protestować, a dzięki temu manewrowi Laurence mógł wyczarować potrzebne mu przedmioty do tego, by zatamować krwawienie. - Był jak ty. Ale blond.
Odpowiadała starszemu, ale patrzyła na młodszego. Oczy się zamknęły, a Rolph delikatnie puknął kobietę w czoło. Na chwilę odzyskała przytomność.
- To był pies? - mrugnięcie wziął za "tak". Znowu puknął ją w czoło, bo zaczęła mu odpływać. - Jaka rasa?
Kobieta milczała. Utrzymywała jednak przytomność, starała się odpowiedzieć, ale była tak bardzo senna i słaba. Jeszcze chwila a im zejdzie.
- Nie chcemy ci zrobić krzywdy, Anne, ale musisz być silna - odezwał się znowu. W tej grze był rycerzem na białym koniu a Anne czystokrwistą czarownicą, która została zaatakowana przez mugola. Tylko uciekając w sferę wyobraźni był w stanie utrzymywać tę żałosną postawę.

Gdy Laurence zatamował krwawienie, nie rozwiązało to problemu skrajnego osłabienia i najpewniej uszkodzenia narządów wewnętrznych. Największe uszkodzenie zostało tymczasowo załatane, ale wiedział doskonale, że to rozwiązanie na kilka chwil. Anne nie miała już sił, bolał ją absolutnie każdy kawałek ciała.
- Laurence, ona odpływa - nie mógł nic zrobić, chyba że uderzyć mocniej, by ją otrzeźwić. Ale powstrzymał się, podejrzewając że zbyt mocny cios może ją zabić. Gdy puścił jej podbródek, głowa Anne opadła bezwładnie na klatkę piersiową. - Idę po pomoc.
Zerwał się, wyjątkowo sprawnie, na równe nogi i zniknął za zaułkiem. Kopnął coś, ale nie zwrócił na to uwagi. Coś miękkiego, czarnego. Wyglądało jak mugolska portmonetka.
Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#6
16.11.2023, 16:35  ✶  

Laurence był inny. Wiedział to doskonale, widząc to także w odbiorze jego rodziny. Kuzynostwo także mogło krzywo patrzeć na jego działania, lecz każdy w jego i młodszego pokolenia wiedział, że robił wszystko dla rodziny. Spełniał się jako dziedzic, ma syna, wykształcenie uzdrowiciela. Jedyna różnica to, że nie pracował w Szpitalu św. Munga. Przeniósł się do Ministerstwa Magii, gdzie również mieli wydział odpowiadający pracy uzdrowiciela. Możliwe, że też kierował się zasadą czystości krwi i nielubienia mugoli, ale nie do takiego stopnia co większość członków jego rodziny. Jego zawód był dostępny dla wszystkich, więc i zdarzało się, że będąc na misjach pilnych, jak ostatnie Beltame, musiał ratować życie nawet tych niemagicznych. To również pokazało, że mógł zasłużyć na awans, nie robiąc różnic w społeczeństwie. Może gdy uda mu się awansować na szefa Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof, ojciec zrozumie co miał na myśli? Doceni jego poświęcenia?

Aktorstwo było ważną cechą, jaką trzeba było odgrywać w tym świecie. Zwłaszcza u osób, które musiały do czegoś się zmusić. Laurence możliwe że zauważył zamyślenie kuzyna, więc musiał go sprowadzić na ziemię. Nie miał też przy sobie odpowiednich narzędzi to porządnego opatrzenia rany, oczyszczenia jej i zaszycia. A z magią nie mógł przesadzać. Widział, że rana była głęboka. Sam bandaż spowolni jedynie krwawienie. To i tak było za mało.
Słuchał jak kuzyn próbował rozmawiać z kobietą, jednocześnie kończąc bandażowanie, co do łatwych zadań nie należało, kiedy musiał trochę poruszać jej ciałem. Sprawdził jeszcze, czy nie ma ona innych krwawiących ran. Nie przejmując się tym, że on sam miał ręce w jej krwi.

Słysząc nagle, że Anne im odpływa, wyciągnął swoją chusteczkę i wytarł ręce, aby zaraz sprawdzić jej puls. Ujął jej nadgarstek w jedną rękę, dotykając odpowiednio palcami na tętno. W głowie licząc ile ma uderzeń.

- Jeżeli jej organizm nie zostanie uzupełniony o utraconą krew, umrze w każdej chwili.
Wyjaśnił kuzynowi najprostszym językiem medycznego rozumowania i nie musiał widocznie mu tłumaczyć, że trzeba szukać jakiejś pomocy i to szybko. Aby kobietę przetransportowano od razu do szpitala.
Istniało jeszcze jedno rozwiązanie. Zabrać ją do siebie. Miał dom nieopodal, trzy ulice dalej. Tylko musiałby skądś krew wziąć, aby ją przetoczyć. Szybciej byłoby ją dostarczyć do szpitala. Jakiegokolwiek.

Wytarł ponownie ręce i wychylił się zza zaułek, jakby chciał sprawdzić, jak Rodolphowi idzie szukanie pomocy, kiedy zaś spojrzał na chodnik, zauważył coś małego, czarnego. Portmonetka? Spojrzał za siebie, gdzie przebywała ranna i nieprzytomna kobieta. Czyżby to należało do niej? Podszedł, na zabrudzoną swoją chusteczkę podniósł ją i wrócił do kobiety. Kucnął przy niej i obserwował, pilnując aby mu nie umarła. W najgorszym wypadku, będzie zmuszony użyć zaklęcia uleczającego rany, zmniejszając głębokie obrażenie. Wszystko teraz leżało w rękach kuzyna. Czy zdąży sprowadzić pomoc. W takich sytuacjach Laurence był psychicznie silny i opanowany. Nie jedno życie uratował, nie jedno też odeszło pod jego opieką.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
16.11.2023, 22:50  ✶  
Rodolphus nie miał pojęcia, w jaki sposób Laurence miał zamiar uzupełnić krew w tej kobiecie, ale nie dopytywał. Gdy chciał, potrafił być bardzo przekonujący. Tak jak i teraz - po prostu pochwycił pierwszą lepszą osobę płci męskiej za ramię i wskazał na zaułek, jednocześnie tłumacząc sytuację. Laurence mógł być spokojny: młody Lestrange najwyraźniej nie miał zamiaru zwiać, skoro wszedł z nim... z nimi w interakcję.

Portmonetka była zdecydowanie mugolska, lecz jej zawartość pozostawała zagadką. Nie dlatego, że chroniły ją zaklęcia, ale dlatego, że nieprzytomna kobieta zaczęła stękać, przykuwając całą uwagę Laurenta. Odchodziła - widział to. Chciała walczyć, ostatkiem sił wydawała z siebie dźwięki, ale nie było szans by otworzyła oczy. To była kwestia dosłownie minut. I nawet Rolph który wbiegał w zaułek z dwójką mężczyzn, nie był w stanie tego zmienić.
- Co się stało? Co mamy robić? - w przeciwieństwie do Rodolphusa, który zatrzymał się w pewnej odległości od kobiety, oni nie mieli oporów, by uklęknąć przy nieprzytomnej. Pomni jednak, że jest przy niej prawdziwy lekarz, wpatrywali się w mężczyznę, oczekując instrukcji. - Jak ją podnieść? Zaraz będzie wóz, już jadą, zawiozą ją do kliniki niedaleko.
Rolph tymczasem przetoczył wzrokiem po zaułku, krzywiąc się na to, co zobaczył. Jego oczy dostrzegły torebkę. Miał to być napad, a złodziej nie wziął damskiej torebki? Przestraszył się, czy chodziło o coś innego? Bez wahania podszedł do porzuconej torebki na ziemi, a następnie kucnął, by bez pardonu sięgnąć do jej wnętrza. Portfela nie znalazł, nie wiedział że ma go Laurence. Ale znalazł papierośnicę, a także kulkę. Była przezroczysta, jednak gdy Rolph wziął ją w palce, wypełniła się białym dymem.
- Laurence - Rolph zmarszczył brwi. Mugol nie miałby przy sobie przypominajki. I właśnie dlatego nienawidził Doliny Godryka. Musieli się ciągle ukrywać, nie mogli korzystać z tego, co było im dane. Byli lepsi i musieli udawać, że są tak samo głupi jak mugole, którzy nie potrafili nawet poprawnie przenieść umierającej. - Ona umrze, zanim ją tam dowiozą.
Machnął przypominajką, żeby starszy Lestrange na pewno ją zobaczył, a potem schował ją do kieszeni. On nie zapominał o niczym, ale wolałby nie zwrócić na przedmiot uwagi dwóch mężczyzn. Wiedział, że nie musiał mówić nic Laurencowi, bo sam doskonale wiedział jaki jest stan kobiety, ale chciał - nie, musiał - powiedzieć to na głos. Nie bez satysfakcji zrzucając podjęcie decyzji co do czarów i magii w obecności być-może-mugoli na starszego od siebie.
Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#8
17.11.2023, 00:27  ✶  

W tym miejscu nie było warunków ani Laurence nie miał swojej torby z narzędziami i produktami medycznymi, aby udzielić odpowiednio pierwszej pomocy. Musiał improwizować i potajemnie bawić się w magię. Później i tak przyjdzie mu spisać raport tego incydentu i czyje życie zostało zagrożone, że zmuszony był interweniować.

Laurence wierzył, że kuzyn go nie zostawi, ale na wszelki wypadek wyszedł tylko rzucić okiem, jak wygląda sytuacja przed zaułkiem. Ocenić otoczenie, ulicę po obu stronach wejścia do zaułka, gdzie dostrzegł porzuconą portmonetkę. Zabrał ją, aby później ją przebadać, sprawdzić zawartość. Gdy jednak wrócił do kobiety, było po niej widać, że walczy o życie a przynajmniej próbuje. Kucając przy niej, odłożył na bok znalezioną rzecz i przyłożył dwa palce do jej szyi, aby ocenić tętno.

- Walcz Anne. Nie poddawaj się. Pomoc zaraz przybędzie.
Mówił do niej z nadzieją, że go słyszy i jeżeli zmierzała na drugi świat, niech się zatrzyma. Niech cofnie. Wtem do środka weszli sprowadzeni mężczyźni przez Rodolphusa.
- Napaść. Kobieta ma dość poważną ranę ciętą. Tutaj jej nie mogę zbyt wiele i musi natychmiast jechać do szpitala.
Nie musiał im pokazywać, gdzie, gdyż obandażowane okolice boku przez brzuch, zdążyło się zaczerwienić. Przynajmniej, kobieta nie krwawiła już tak obficie co wcześniej, jednakże była na granicy światów. Na pytanie o przetransportowanie jej i informację, że wóz zaraz tu będzie, Laurence usłyszał swoje imię od kuzyna. Spojrzał w jego kierunku, dostrzegając co mu pokazał. Również zmarszczył brwi, nieznacznie skinąwszy głową, że rozumie o co chodzi.
- Przeniesiemy ją. Wyjdźcie i pilnujcie wozu. Dajcie znać, kiedy przyjedzie. Potem dam wam kolejne instrukcje.
Polecił obu panom, po czym skierował wzrok na Rodolpha.
- Pomożesz mi.
Laurence był tu uzdrowicielem to wydawał polecenia. Wiele mieszkańców znało go tutaj jako lekarza, medyka czy uzdrowiciela. Udzielał pomocy medycznej każdemu. Pamiętając to co pokazał mu młodszy Lestrange, mugole nie posiadają raczej takich przedmiotów jak przypominajka. Kobieta musiała być czarodziejem albo charłakiem.

Gdy mężczyźni wykonali polecenie, Laurence chwycił kuzyna za rękę i pociągnął do siebie na boczną stronę obok kobiety tak, aby ich zakrywał. I żeby jeszcze przy nim kucał.

- Kryj i pilnuj. Trzymaj za nadgarstek, udając że mierzysz jej puls. Spróbuję uleczyć ranę, aby przeżyła.
Rzekł szeptem, aby tylko Rodolph usłyszał. I zaraz wyjął różdżkę kierując na zabandażowane intensywnie czerwone miejsce. Przyłożył koniec różdżki i użył niewerbalnego zaklęcia na gojenie ran. Nie wyleczy jej dosłownie, ale chciał zmniejszyć głębokość rany, która zmniejszy też ubytek krwi. Mogą to uznać za cud i silną wolę walki o życie przez kobietę. I tak majaczyła, nie kontaktowała z nimi. Była nieprzytomna, nieświadoma. Ciepło zaklęcia otoczyło wewnętrzne obrażenie rany. Laurence przerwał zaklęcie natychmiast chowając różdżkę, kiedy usłyszał hasło, że wóz przyjechał.
- Weźmiesz ją, czy ja mam to zrobić? Wystarczy ostrożnie na ręce i zanieść. Nie ma czasu ogarniać całej procedury zabezpieczeń.
Zapytał kuzyna, jeżeli wyraził zgodę, była pod jego opieką. Jeżeli zaś odmówił, Laurence weźmie to na siebie.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
17.11.2023, 11:09  ✶  
Rodolphus uśmiechnął się kącikiem ust. Pomożesz mi. Nie było tu miejsca na dyskusję, Laurence nie pozostawiał mu już takiego wyboru, jak przed chwilą. Czy to dobrze, czy to źle - ciężko mu było to ocenić w tej chwili. Ale miał wrażenie, że w tej chwili stoi przed nim prawdziwy Lestrange, nie byle podrzędny lekarz, który bawi się w mugolskiego boga. Zmarszczył jednak brwi, gdy Laurence go chwycił i pociągnął w swoją stronę. Na ten kontakt fizyczny nie był przygotowany i wcale mu się on nie spodobał. Na twarzy Rodolphusa odbiła się irytacja. Irytacja, nie gniew. Gniew był zarezerwowany na inne sytuacje, teraz po prostu poczuł ukłucie dyskomfortu, które było tak gwałtowne, że nie był w stanie zapanować nad mimiką.

Bez słowa strząsnął z siebie rękę kuzyna, a potem sam pochwycił nadgarstek nieprzytomnej kobiety, ustawiając się tak, by zasłonić Laurenca i jego działania przed niepożądanym wzrokiem. Przypatrywał się chwilę temu, co robił, niezbyt wczuwając się w rolę pomocnika medyka. Bo i w zasadzie nie miał pojęcia, jak to działa: powtarzał tylko to, co widział u kuzyna wcześniej. Trzymał dwa palce na żyłach z przodu i... Tyle. Co więcej miał zrobić?
- Wezmę - Rolph puścił niezbyt delikatnie rękę kobiety, pozwalając by ta bezwładnie opadła na ziemię. Jednak gdy chciał, potrafił być delikatny. Ostrożnie wsunął dłonie pod zgięcie kolan i plecy kobiety, a następnie na "trzy" wstał, tym razem nie bez wysiłku i z cichym trzaśnięciem stawów. - Dobrze byłoby pozbierać jej rzeczy.
Powiedział cicho, ruszając w stronę samochodu, który zaparkowali tuż u wylotu alejki. Przy niej zresztą zrobiło się niemałe zamieszanie. Tłum gapiów był co prawda niewielki, lecz rósł z każdą kolejną chwilą. Każdy chciał zobaczyć, co to takiego się stało, że mężczyźni biegają w panice wokół wejścia do alejki. Niektóre kobiety, widząc nieprzytomną w ramionach Lestrange'a, zasłaniały usta z przerażeniem. Mężczyźni pobladli, gdy Rolph ostrożnie ułożył Anne na tylnych siedzeniach.
- Jedziesz z nimi? - zapytał jeszcze, z pewną dozą obrzydzenia patrząc na ubrudzone krwią ręce. Na ubrania nawet nie chciał patrzeć, będą do wyrzucenia. Liczył, że Anne była przynajmniej półkrwi, bo inaczej wyśle jej rachunek za nową koszulę, szytą na miarę. Albo lepiej - postara się znaleźć tego, który dopuścił się ataku na czarownicę. O ile faktycznie była czarownicą, nie szlamą. Do tego jednak potrzebowali Anne przytomnej, zdolnej do rozmowy.
Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#10
17.11.2023, 22:13  ✶  

Stanowcze słowa Laurenca jasno sugerowały, że jego polecenie ma być wykonane. Nawet skierowane do kuzyna. I pomimo tego, że wiedział o tym iż nie każdy Lestrange lubi być dotykany, tak jednak nie chciał tracić czasu na mówienie mu, gdzie ma stanąć i co robić. Zrobił to ściągając go po prostu na swoją stronę tak, aby zakrywał widok jaki mugole nie powinni widzieć.

Laurence zauważył, że Rodolphowi gest dotknięcia jego ręki nie podobał się, ale zignorował jego wyraz twarzy. Sam był poważny jak cała ta chora sytuacja. Kobieta musiała przeżyć, gdyż potrzebne są jej zeznania. Martwa na nic im nie pomoże. Muszą wiedzieć, kto dopuścił się jej zaatakowania i w jakim celu. Posiadana przypominajka też nie wróżyła niczego dobrego. Kobieta mogła mieć problemy z zapamiętywaniem rzeczy, zadań, czegokolwiek skoro ją posiadała. Inna wersja, mogła ją komuś dostarczyć.
Na hasło przyjazdu pojazdu, Laurence natychmiast przerwał zaklęcie i musiał schować różdżkę, jednocześnie pytając kuzyna, czy podejmie się dostarczenia rannej do pojazdu. Słysząc potwierdzenie, cofnął się aby zrobić mu miejsce. Zdążył zakryć ślady używania magii, różdżka była schowana bezpiecznie.

- Pozbieramy. Pierw ją muszą zabrać.
Wycierając ręce udzielił krótkiej odpowiedzi i ruszył za nim, ale nie podchodził bliżej do samochodu. Rozejrzał się, zauważając już częściowe zbiegowisko zaniepokojonych mieszkańców. Westchnął, spodziewając się tego.
- Nie jadę.
Odpowiedział kuzynowi, po czym zwrócił się do mężczyzn przy samochodzie.
- Dostarczcie ranną jak najszybciej do najbliższej wspomnianej kliniki. A szanownych państwa proszę o rozejście się do domów. Okolica nie jest bezpieczna, sprawca jest wciąż na wolności. Zajmiemy się poinformowaniem policji.
Ostatnie słowa skierował do przebywających tutaj mieszkańców. On sam musiał źle wyglądać z ubrudzonymi rękoma i rękawami od krwi, mimo wycierania w chusteczkę, która nadawała się do wyrzucenia. Rodolphowi dał znak gestem głowy, że ma się znów schować do alejki. Sam jeszcze nie wchodził, chcąc poczekać, aż ludzie się rozejdą. Nie wpuszczał nikogo do środka, aby nie widzieli tam niczego ciekawego, poza kałużą krwi.
Kobiety bez zastanowienia oddaliły się przerażone. To kwestia czasu, aż zjawi się jakiś patrol policji. Ktoś spanikowany może szybciej im przekazać informację. Tego nie unikną, choć powinni sami to zgłosić.
Laurence wrócił do kuzyna, mając nadzieję, że pozbierał wszystko. Włącznie z portmonetką.
- Zbierz wszystkie jej rzeczy i chodźmy do mnie. Ogarniemy się i omówimy sytuację.
Polecił. A do domu Laurenca daleko nie było. Mogliby nawet użyć teleportacji, co z drugiej strony było nieco kłopotliwe dla starszego Lestrange'a.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Laurence Lestrange (2911), Rodolphus Lestrange (3030)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa