6 lipca 1972
Maeve Chang & The Edge
Cyrk Bellów, tuż po występie
Kilka dni temu usłyszała o nich szlajając się po Pokątnej; nie po raz pierwszy Bellowie obili się jej o uszy, ale nigdy dotąd nie słyszała, by ktoś prawił tak kwieciste peany na ich temat. Ich autorką była siedząca w ogródku kawiarni kobieta o wręcz rozkosznej urodzie, a takim Maeve dawała kredyt zaufania bez pokrycia. Niestety opisywała swoje przeżycia jakiemuś amantowi, więc nie miała ani odwagi, ani ochoty, by się tam wpychać na trzecią i proponować, by panienka ją tam zabrała, skoro tak gorąco ten show reklamuje, ale robiła to z takim zachwytem w głosie, że Mewa uległa i tak zbierającej się weń pokusie. Stwierdziła, że w końcu samodzielnie pójdzie się przekonać, czy zasłyszane tu i ówdzie superlatywy się cyrkowi należały.
Musiała przyznać, że przedstawienie było dopracowane - obserwowała ichniejszą wersję Pięknej i Bestii uważnie, nie spuszczając z nich oka ani na moment. Nie mogła powiedzieć, że się nudziła, ale też nie reagowała na każdy prawie-że-upadek kobiety połykaniem w strachu wstrzymywanego powietrza. Patrzyła z zainteresowaniem, wpychając sobie raz po raz popcorn do ust, licząc podświadomie, że jednak czyjś kark zostanie tutaj złamany. Taka już była, zawsze szukała sensacji. A może to zboczenie zawodowe, może ją ciągnęło do nieszczęść, do śmierci? W końcu kto się wychował na ulicach Nokturnu, ten się w cyrku nie śmiał.
Nie życzyła jednak marnego końca akrobatce; z dwojga złego, zawsze w pierwszej kolejności tragicznego wypadku życzyłaby mężczyźnie.
Po tym występie wyszła z namiotu, by ponownie napełnić swój kubełek popcornem. Kiedy przychodziło do jedzenia, nie znała umiaru, nie umiała się powstrzymać przed wchłanianiem go w ilościach nieznanych normalnemu człowiekowi. Stojąc w kolejce rozglądała się wokół, próbując zająć swoją uwagę czymś interesującym z otoczenia, bo czas oczekiwania na kolejną przekąskę dłużył jej się niemiłosiernie i niewiele brakowało, by zaczęła taranować ludzi stojących przed nią w kolejce. A może wystarczyłoby rzucić jakieś zaklęcie, które rozproszyłoby tłum? Nie wiem, wznieść alarm bombowy...
Głupie myśli urwały się jednak nagle, gdy w tle spostrzegła znajomą twarz. Zmrużyła oczy, próbując się przyjrzeć gościowi, przysięgając, że gdzieś już go widziała - relatywnie nieprzyjemne przeczucie dawało jej wskazówki, że znała go z szemranych interesów, ale w przypadku podziemnych koneksji Mewy, nadal nie dawało to żadnych konkretnych poszlak. Próbowała połączyć wątki tak zaciekle, że prawie ukręciła sobie sama łeb, lampiąc się na niego przez własne ramię. Wyrwała się z transu, dopiero gdy ktoś szturchnął ją, że to jej kolej. A potem ją oświeciło.
Wcisnęła sprzedawcy kilka monet, prawdopodobnie odrobinę za dużo, ale nie miała czasu liczyć. Objęła popcorn ramieniem i chybcikiem pomknęła w kierunku mężczyzny, decydując się go zaczepić. Z tyłu głowy słyszała głos matki, która stanowczo odradzała objawianie prawdy i rujnowanie sobie przykrywki. Maeve zdecydowała się go uciszyć, bo nie była fanką zdrowego rozsądku. Preferowała dobrą zabawę, ocieranie się o niebezpieczeństwo i testowanie granic własnej głupoty.
- Kazałeś mi wyjechać z kraju, bo bałeś się, że odkryję, że rodzice sprzedali cię do cyrku? - Zapytała, wskakując tuż przed oblicze Edge'a, uśmiechając się zuchwale lewym kącikiem ust. Kilka ziaren popcornu podskoczyło razem z nią i spadło na trawę pod ich stopami. Na razie nie wracała do persony Finley, choć piła do wycieczki, na którą ta się udała, bo po prawdzie na to nie wpadła. Więc Flynn pewnie nie wiedział jeszcze, kto mu się wtrynia w paradę, ale ona doskonale wiedziała, z kim ma do czynienia - Mewa zderzyła się z Krukiem.
I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
I wanna wear your flesh
— like a costume —