Zakupiona przez niego przed ponad dwoma laty kuźnia prezentowała się w stosunkowo opłakanym stanie. Budynek nie wydawał się być stabilny i sprawiał wrażenie jakby miał się zawalić w każdej chwili pod wpływem silniejszego podmuchu wiatru albo ciężkich kroków Dagura. Tego rodzaju tragedia nie miała miejsca, budynek nie zawalił się niczym domek z kart przygniatając ich w środku wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza, dzięki któremu zarabiali na chleb, sfermentowane śledzie i piwo. Jednak wypadało to zmienić i zająć się tym problemem po to aby właśnie uniknąć tego rodzaju nieszczęścia.
Najprościej byłoby zrównać z ziemią tę kuźnię i wznieść ją od nowa, jednak na to nie mogli sobie pozwolić. Interes musiał się kręcić i pozostawała im jedynie renowacja. Dagur zasięgnął opinii specjalistów w zakresie budownictwa, także tego magicznego, hojnie ich opłacając. Zatrudnił tych obeznanych w magicznym budownictwie. Poza patrzeniem jak owi specjaliści krzątają się po terenie posesji, wykonując niezbędne renowacje, sam postanowił im pomóc w tym najlepiej jak potrafił. Poza tym musiał wszystko nadzorować, jak przystało na właściciela tego przybytku, który miał zostać oddany w znacznie lepszym stanie niż w tym, w którym został pierwotnie zakupiony. Poza nadzorowaniem wszystkiego, tak by wszystko szło zgodnie z jego planami i aby nikt inny nie ruszał narzędzi, zaangażował się również w sprzątanie niewielkiego gruzowiska i dachu, który zostanie wymieniony na nowy.
Niepodważalną zaletą panującego w kuźni zamieszania było to, że szczury pochowały się w swoich norach. Po tym remoncie zajmie się deratyzacją. Poszuka najlepszego sposobu na rozwiązanie kwestii niepożądanych lokatorów. Może kupi kuguchara, matagota albo najzwyklejszego kota. Może pozostawi jakieś kąski jedzenia nasączone jakimś eliksirem, który ma zastosowanie w deratyzacji.
Po zakończonej renowacji będzie trzeba posprzątać w środku i przed domem. Na całe szczęście do tego nie będą potrzebować tylu ludzi. Ponad dwa lata temu po przekroczeniu po raz pierwszy progu tej kuźni sprzątali własnymi rękoma, zrobią to i tym razem. Pracy się nie obawiali. Dagur nie byłby sobą, gdyby nie zagonił syna do pomocy. Wychował go na tyle dobrze, że nie musiał go dwa razy wołać ani ciągnąć na siłę. Od rana uwijali się w pocie czoła, aby zrobić jak najwięcej do przerwy obiadowej. Nie szczędzili jednak piwa dla siebie i rzemieślników.
— Żwawo, synu! Ładujmy to do wora! — Zawołał do swojego pierworodnego, stojąc z różdżką w dłoni. Za pomocą magii przenosił fragmenty cegieł i dachu do ogromnego wora na środku podwórza.