• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[06.07.1972, Dom Victorii] Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie?

[06.07.1972, Dom Victorii] Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
12.12.2023, 23:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:05 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Otwarty na nowe doznania).
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Wymiana listów z Mavelle i Brenną była szybka, ale też żadnym problemem nie było dla Victorii wygospodarowania wieczora dla panny Bones. Nie było co ukrywać, że była zwyczajnie ciekawa, czego kuzynki dowiedziały się na swoim wyjeździe, a sądząc po tonie listów, jakie od nich otrzymała – czegoś się dowiedziały. I była to sprawa raczej poważna, bo inaczej pewnie napisałyby jej w liście nieco więcej.

Ale nie miała nic przeciwko wizycie. Poinformowała skrzata w domu, że będzie się spodziewać gościa i kogo, i żeby wpuścić Mavelle do małego saloniku, gdzie się pewnie zamkną. Victoria swoich znajomych wolała przyjmować tam, było to znacznie bardziej kameralne miejsce, gdzie byle członek rodziny nie mógł wtargnąć ot tak, a teraz jeszcze była w domu jej młodsza, dwunastoletnia siostra… Więc tym lepiej było się pozamykać i w spokoju porozmawiać. Tego popołudnia Victoria postanowiła poćwiczyć trochę nowych rzeczy odnośnie translokacji, spędzała więc czas w ogrodzie na tyłach domu, próbując przenosić różne obiekty na większy dystans, niż się to udawało dotychczas.

Kiedy więc Bones zapukała do drzwi, to dość szybko otworzyła jej skrzatka, ubrana w schludny fartuszek. Zaprosiła ją do środka, zaprowadziła do mniejszego salonu, do którego prowadziło dwoje drzwi. W środku były regały zapełnione książkami, fotel i stolik obok niego przy jednej ze ścian, ale też większa kanapa i wygodne fotele przy niższym stoliku.

– Z-z-zaraz z-zawołam p-panienkę V-Victorię. Cz-czy chce p-panienka coś do p-p-picia? – skrzatka zwróciła się do Mavelle i zresztą gdy dostała odpowiedź, to zaraz zniknęła i Bones na chwilę została sama.

Niedługo później drugie drzwi się otworzyły i to Victoria się pokazała; w spodniach, a nie spódnicy, brązowej koszuli i spiętych wysoko w kucyk włosach, które w niektórych miejscach odrobinę się zmierzwiły. Panna idealna wcale nie była taka perfekcyjna jak widać.

– Cześć. Mam nadzieję, że długo nie czekasz – przywitała się i opadła na jeden z foteli. – I jak podróż? Pozwiedzałyście coś, czy jak zwykle przy Brennie bujałyście się od kłopotów po tarapaty? – uśmiechnęła się nawet do Mav odrobinę, ale był to krótki i ulotny uśmiech.

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
14.12.2023, 21:20  ✶  
Ciekawość to podobno pierwszy stopień do najgorszych czeluści, jakie tylko mogą istnieć; niemniej z drugiej strony – trudno nie być ciekawym czegoś, co przecież dotyczy bezpośrednio, czyż nie? I to już nawet niekoniecznie podpada pod kategorię „ciekawe” a „niezbędne do rozwikłania sedna całej sprawy”.
  Jak zwał, tak zwał, nieistotne – istotne, że pęd ku wiedzy pognał kuzynki daleko poza granice kraju, co częściowo było nawet smutne. Smutne, bo przez taką a nie inną politykę Ministerstwa, dość trudno było szukać informacji na własnym terenie. W każdym razie… wycieczka ta miała także i swoje dodatkowe, bardzo duże plusy, chociażby w postaci niewielkiego pudełka wypełnionego makaronikami.
  Cóż, jak już przekazywać wieści, to przynajmniej przy czymś słodkim czy coś w ten deseń…
  Przywitała się ze skrzatką i dała się poprowadzić do salonu; w odpowiedzi na pytanie poprosiła o kawę. W końcu na kawę się – w teorii – umawiały, czyż nie? Znaczy, to tak w tle, bo informacje przecież były najważniejsze.
  Chwilę samotności Bones wykorzystała na odłożenie pudełka smakowitości na stolik oraz na rozejrzenie po pomieszczeniu; nie omieszkała uważniej przyjrzeć się pozycjom na regałach, a następnie zajęła jeden z foteli.
  Czekała.
  - Cześć, nie, skądże znowu – zapewniła z uśmiechem i parsknęła z rozbawieniem – Cóż mogę rzec… bez tarapatów oczywiście się nie obyło, ale to też nie tak, że nic nie zwiedzałyśmy. I że nie wykupiłyśmy zapasów kilku cukierni – trochę trudno było stwierdzić, czy naprawdę tak zrobiły czy to tylko żart, ale… wskazała głową na pudełko – Przywiozłyśmy prosto z Francji, mam nadzieję, że ci posmakuje – dodała jeszcze i westchnęła cicho, przeczesując włosy palcami.
  - Trochę szkoda, że miałyśmy dość mało czasu na tę wycieczkę, ale sama wiesz, jak jest – trochę ciężko o urlopy, gdy nad wszystkimi wisi widmo Voldemorta, nie mówiąc już o tym, iż kuzynki zdecydowanie należało zaliczyć do osób, które to często nie miały umiaru w robieniu nadgodzin – W każdym razie… trochę się dowiedziałyśmy. I nawet nie jestem pewna, od czego zacząć – przyznała. Bo jak powiedzieć „może umrzemy, a może nie”? - Ale może od tego, że generalnie mamy szansę powrócenia do normalności? – zaczęła, wychodząc chyba z założenia, że nie ma co odwlekać w nieskończoność.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
16.12.2023, 14:35  ✶  

Tak, było to smutne: że wykonując swoją pracę, broniąc ludzi przed czarnoksiężnikami na Beltane, doznało się krzywdy, której własne Ministerstwo niejako zabraniało leczyć. Niejako – bo ci, którzy mogą cokolwiek wiedzieć, byli wyjęci spod prawa; nekromancja wszak była prawnie zakazana w Anglii. I był to problem dla takich jak oni, którzy swoje zdrowie położyli na szali i państwo w żadnym stopniu nie było w stanie się przyczynić, by im pomóc. Ot, zrobili swoje, bohaterowie, a teraz zamiatamy pod dywan i do widzenia. Radźcie sobie sami, chociaż nikt w tym kraju nic nie wie. A przynajmniej nie oficjalnie. Człowiek zaczynał wątpić, prawda?

Regały były zapełnione książkami zupełnie nieprzypadkowo – bo trochę jak w bibliotece, alfabetycznie, o ile Mavelle w ogóle poświęciła tyle czasu, by się w tym połapać.. Osoba, która układała te tomiszcza ewidentnie zadała sobie trud, by było to zrobione kolorystycznie i żeby wielkość poszczególnych egzemplarzy nadmiernie się nie wyróżniała. Regały były też dopasowane tematycznie. Trochę o historii, zaklęciach, magicznych stworzeniach… za to sporo o ziołach i kwiatach, czy ogólnie o roślinach. Było też trochę o alchemii, ale znalazło się też trochę tytułów zupełnie nienaukowych, bo jakieś powieści czy wiersze bardziej i mniej znanych autorów. Być może było w tym trochę pokazówki, a może zupełnie nie – pewnie trudno było to określić na pierwszy rzut oka, biorąc pod uwagę wielkość domu, jakość mebli i ogólną wiedzę ile pieniędzy posiadali Lestrange’owie.

– No tak. Nie spodziewałam się niczego innego – Brenna miała chyba taki talent po prostu – przyciągała do siebie kłopoty jak magnes przyciąga opiłki żelaza. Zakładała, że to Brenna, bo w końcu znały się już ponad dwadzieścia lat i zawsze tak było, a Mavelle zawsze miała za kogoś dużo bardziej rozważnego i spokojnego. Chociaż może to tylko wrażenie. To wykupienie zapasów z kilku cukierni też ją nie zdziwiło – i uśmiechnęła się na to w odpowiedzi. Jak na zawołanie, gdy Bones wskazała na pudełko, na które Victoria dopiero teraz zwróciła uwagę, pojawiła się skrzatka, która zaraz odłożyła na stolik srebrną, zdobioną tacę, z dzbankiem, z którego przyjemnie pachniało kawą, dzbanuszek z mlekiem, cukiernicę, miseczkę z jakimiś płaskimi ciasteczkami i dwie filiżanki. Zaraz zresztą nalała kawę do jednej i drugiej, i zniknęła bez słowa. Zaś Victoria pozwoliła sobie otworzyć przyniesione przez Mavelle pudełko i uśmiechnęła się pod nosem. – Widzę, że nie próżnowałyście. Na pewno posmakuje – skomentowała, widząc jakie to słodkości Mavelle przyniosła na tę wizytę i sięgnęła po jednego makaronika. Nie było tego po Victorii widać, ale lubiła słodkości.

– Tak, wiem. Dwa, może trzy dni urlopu i do pracy – zwłaszcza teraz, przy obecnej sytuacji. Wszelkie wyszukiwania informacji i rozwiązań na ich obecny stan, to było tak naprawdę wykorzystywanie czasu wolnego po godzinach. Mało w tym było miejsca też na życie. – To by się pokrywało z tym, co ja się dowiedziałam, tak – potwierdziła, bo babcia Victorii, czy raczej jej dusza z Limbo, powiedziała coś podobnego – że da się to odwrócić. Jednak to było tylko jej słowo, a teraz wyglądało na to, że mieli potwierdzenie z jakiegoś kompletnie niezależnego źródła. To… dobrze. Chyba. – Coś więcej wiadomo? Czy musimy nadal szukać? – naprawdę powinna z tym wszystkim pójść do Cynthii… Tylko ciągle nie było okazji.

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
17.12.2023, 20:53  ✶  
Podziękowała krótko skrzatce, zanim ta zniknęła i sięgnęła po kawę. Bez dodawania mleka czy cukru; ot, po prostu czarna, zwykła, najzwyklejsza kawa. Skinęła też lekko głową – w istocie, nie próżnowały. Nie mogły wręcz. A uśmiech towarzyszył stwierdzeniu, że na pewno posmakuje – cóż, w opinii Bones, ja najbardziej powinno.  
  - Otóż to – westchnęła cicho, z pewnym żalem. Znaczy, to nie tak, że sama przecież często-gęsto poświęcała pracy znacznie więcej czasu niż by należało, ale czasem jednak przychodził taki moment, kiedy się chciało rzucić wszystko w cholerę i wynieść się jak najdalej stąd. A wtedy naprawdę przydałby się dłuższy urlop niż te parę dni; trudno, pozostawało jednak zacisnąć zęby i maksymalnie wykorzystać to, co można było.
  - Moim zdaniem warto szukać dalej, bo wciąż mam wrażenie, że wiemy o wiele za mało – przyznała, obejmując filiżankę dłońmi, niezmiennie zimnymi – W każdym razie, zwrócono nam uwagę, że Beltane nie może być przypadkową datą. To szczególny sabat, podobny do Samhain, więc jeśli czegoś próbować… to właśnie wtedy. Widocznie fakt, że granica jest wtedy najbardziej zatarta, ma jakieś znaczenie dla stanu, w którym się wszyscy znaleźliśmy. Ale, Victorio... – urwała na chwilę, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co miała do przekazania – Jak on to ujął… Jest wiele rodzajów żywych trupów, różnią się pomiędzy sobą, ale je wszystko łączy jedno: utraciły źródło energii w sobie i czerpią je z innego miejsca. I prawdopodobnie to się stało z nami. Tyle że… jeśli wyczerpie się ta energia, to zniknie to, co nas przyćmiewa lub po prostu… umrzemy. I nawet jeśli spróbujemy w Samhain, to też będziemy ryzykować – wyrzekła w końcu.
  - W zasadzie to nic, czego nie należałoby się spodziewać, prawda? – uśmiechnęła się blado, niewesoło. Śmierć była wpisana w ich zawód, w ten czy inny sposób. Bones swój testament miała od dawna i co jakiś czas aktualizowała; po prostu na wszelki wypadek. Ale teraz, gdy Śmierć tak wyraźnie zaglądała w oczy, już trochę inaczej się to wszystko widziało, prawda…?
  Z drugiej strony, jak już się przekonała na własnej skórze, umieranie samo w sobie nie było takie straszne. Nie było się czego bać. Nie samego przejścia, bo jeśli chodziło o to, co – kogo – się tu zostawiało, to już całkiem inna sprawa.
  - Zasugerował odnalezienie tego źródła energii… Chociaż sama nie wiem, jak o tym myślę, to chwilami mam wrażenie, że ktoś kogoś nie zrozumiał – co nie było takie nieprawdopodobne, skoro ekspert był Szwedem, a angielski bynajmniej nie zaliczał się do ojczystego – W każdym razie pewnym jest, że przypadek mój, twój i Patricka różni się od Atreusa. I trzeba podpytać kapłanki, bo to też może być klucz do zrozumienia tego, czym jesteśmy i gdzie jest nasze źródło – podsumowała z grubsza to, czego się dowiedziała podczas tego „urlopu” - Spróbuję pewnie złapać Arcykapłankę.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
17.12.2023, 23:49  ✶  

Jak wiele niewiadomych czekało na ich rozwiązanie? Najwyraźniej dużo. Wszystkie rzeczy, jakich się dowiadywali może i odpowiadały na podstawowe pytania, ale w gruncie rzeczy generowało pięć kolejnych – i tak… nigdy się nie kończyły. Im dalej w las, tym więcej drzew, tak to właśnie wyglądało. I to takich dorodnych drzew, a nie małych sadzonek, co to ledwo od ziemi odbiły. Victoria przyglądała się Mavelle, nawet przestała na chwilę gryźć makaronika, którego sobie porwała w pierwszej kolejności. Słuchała i… chyba docierało to do niej gdzieś z boku. Patrzyła na Bones swoimi dużymi, ciemnymi oczami o kształcie migdałów… Jeśli się wyczerpie to umrzemy. Jeśli spróbujemy w Samhain to też będzie ryzyko.

– Czyli krótko mówiąc… śmierć albo śmierć i mała szansa na powodzenie? – zapytała wprost, chociaż właściwie nie musiała. Czuła to od dawna. Czuła, że jej czas jest policzony, że nie wie nawet, czy to Limbo jej nie zabije i czy będzie tutaj za rok. A jednak… nadal było to zaskoczenie. Tylko nie aż tak wielkie jak mogłoby być. – Tak, nic nadzwyczajnego… – odpowiedziała i odłożyła na talerzyk kawałek makaronika, żeby sięgnąć po filiżankę. Dłoń delikatnie jej zadrżała, ale był to ułamek sekundy… nic wielkiego.

Nic nadzwyczajnego. Żywi nie wchodzą do Limbo, a tym bardziej z niego nie wychodzą. Oni… byli jakimś kompletnym wybrykiem natury, musiał być w tym jakiś haczyk; no i oto on.

– Moja babcia powiedziała, że straciliśmy energię, która była częścią nas i musieliśmy ją zastąpić czymś innym. To też pasuje do tego, czego się dowiedziałyście – odparła po chwili zastanowienia i napiła się kawy. Gorzkiej i czarnej – a pijała taką z mlekiem, czasem z cukrem. Teraz jednak zaaferowana całkowicie o tym zapomniała i szybko odłożyła filiżankę, na nowo interesując się niedojedzonym wcześniej makaronikiem.

– Różni się? W sensie… ojej. Może… – Victoria zawiesiła się na moment. – A co jeśli… Słuchaj. Co jeśli my tę energie zastąpiliśmy tamtymi? Ich… ich energią? – ta myśl sprawiła, że Victorię aż wykręciło i nawet tego nie ukryła. Tego obrzydzenia. Doskonale pamiętała, ze do ich trójki podeszły trzy postaci i mówili coś do nich. Jej babcia, jej wspomnienia. Ciągle pamiętała wrażenie nienasyconego głodu i strachu ofiary. – Może to dlatego Atreusa musieli wyciągać kapłani. Bo on nie wziął tej energii… Może mu jakąś wcisnęli oni? – guzik się na tym znała, ale to jedyne co przychodziło jej do głowy. – Byłam w kowenie. Co prawda nie rozmawiałam z Arcykapłanką, a z jedną z kapłanek… nie sądziłam, że to ważne, ale opowiadała mi o Beltane i Samhain. I granicy rozmytej i cienkiej. Takie tam teorie… Może faktycznie trzeba pytać Arcykapłankę…

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
25.12.2023, 17:37  ✶  
- Albo po prostu wrócimy do normalności – bo opcje były przecież dwie. Śmierć lub odzyskanie dawnych siebie, aczkolwiek Bones nie była specjalnie pozytywnie nastrojona i wolała zakładać, że jednak na końcu tej drogi będzie czekała Kostucha. Zwłaszcza jeśli ostatecznie nie kiwną palcem, żeby cokolwiek spróbować zmienić, odwrócić skutki pamiętnego sabatu.
  Ale nie, naprawdę głupotą byłoby wierzyć, że wszystko samo się naprawi. Że zimno samo opuści ich członki, że będzie można dotknąć każdego bez oglądania, jak „ofiara” się wzdryga pod palcami.
  Cóż, po prostu do długiej listy rzeczy, które mogły zabić, należało po prostu dodać kolejną. I może zastanowić się przy okazji nad tym, cz testament nie wymaga pewnej aktualizacji, skoro końca należałoby się spodziewać raczej prędzej niż później. Śmierć we własnym łóżku, na emeryturze? Sen, który nigdy nie podejrzewałaby, że się kiedykolwiek ziści.
  Skinęła lekko głową. Strata energii i zastąpienie jej czym innym – to już wiedziała, to pasowało, to składało się w spójną całość. Tylko jednak, źródło tej „obcej” energii – kwestia, która męczyła. Jak je odnaleźć bez ponownej wycieczki do Limbo? Czy da się to zrobić? Jak wzmocnić więź ze światem żywych?! Tyle pytań, a odpowiedzi...
  Obróciła naczynie w dłoniach, zastanawiając się nad teorią. Cztery osoby, trzy duchy, jeden wyciągany przez kapłanów. Fakt, że mieli wspomnienia tych osób, połączony z jednoczesnym ich brakiem u przywołanych dusz. Tak.
  Musieli mieć energię osób, które ujrzeli – to nie ulegało wątpliwości. Ale Atreus… zastukała lekko palcem o naczynie. Może te wszystkie wycieczki cholera-wie-gdzie były jednak całkowicie, absolutnie przezbędne, a odpowiedź jednak kryła się pod samiuteńkim ich nosem? Bez schodzenia do świata szumowin wszelkiej maści. A wystarczyło tylko zwrócić oczy na Macmillanów, strażników tradycji i kultywowanych obrzędów ku czci Matki, Natury, którym z pewnością nie były obce sprawy Limbo.
  - Karlsson też zwracał uwagę na granicę między światami – mruknęła. I może właśnie o to chodziło – ta cienka granica znacznie ułatwiała jej przekroczenie. Dwa dni w roku – i w ciągu nich dwóch możliwy był powrót dusz z tamtego świata. Opętańcy przecież nie powstawali każdego możliwego dnia… - Ale aż zastanawiam się, czy w Samhain nie będziemy mieć przypadkiem powtórki – skrzywiła się, tknięta paskudną myślą. Czy istniało jeszcze coś, co mógłby chcieć zabrać Voldemort z Limbo? Czy mógł planować kolejny taki atak? Może trzeba zasugerować Shafiqom, żeby schowali lepiej te swoje kamienie runiczne, tak na bardzo wszelki wszelki wypadek… - W każdym razie, napiszę do niej – skwitowała, pociągając następnie łyk kawy. I oby udzieliła odpowiedzi, oby się nie okazało, że jednak okaże się niezbędna mała wycieczka, w połączeniu z przypieraniem do ściany. Metaforycznym, oczywiście. Ale tak jakby… była to wiedza, której potrzebowała. Potrzebowali.
  - Ta kapłanka, z którą rozmawiałaś – wspomniała coś konkretnego?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
02.01.2024, 22:19  ✶  

– Kilka razy już słyszałam, że coś nam odebrano, więc… – odebrano. Znaczy, że zniknęło. Musieli to, czego zabrakło, zapełnić czymś innym, bo natura nie lubiła pustki i próżni, to, co stało się puste – napełnili. Czy to wtedy, kiedy… odwracała cykl. Myślała, że odzyskuje to, co utraciła, ale najwyraźniej zadziało się znacznie więcej i nie było to takie proste. – Skoro musieliśmy tę pustkę czymś wypełnić, by żyć, to jeśli to, co nas utrzymuje, zniknie… to to co najpierw utraciliśmy, nagle się pojawi? – jakoś jej się nie wydawało. Victoria aż przymknęła oczy i przetarła dłonią po twarzy, odsuwając na bok kosmyki ciemnych, prawie czarnych, falowanych włosów. Wyglądała na zmęczoną, bardzo zmęczoną…

Widać w niej było też trochę zawahania. Oraz tego, że tez nie wierzyła, ze wszystko się naprawi samo. Nie. Samo to się mogło tylko bardziej zepsuć, tak akurat działał świat.

– Tak między nami… Znam się trochę na nakromancji. Ale to za mało. Nie mam potrzebnej wiedzy. Ale wystarczająco, żeby wiedzieć, że to, co zostaje odebrane, to sobie samo nie wraca – z drugiej strony byli takim przypadkiem, że najwyraźniej wyszkolony w nekromancji człowiek też trochę krążył po omacku i stać się mogło cokolwiek, również coś kompletnie niespodziewanego. Oni byli przecież tym niespodziewanym.

– Kapłanka, z którą rozmawiałam, powiedziała się, że nie do końca rozumie, dlaczego Voldemort wybrał Beltane, a nie Samhain. Bo najwyraźniej Samhain nadaje się lepiej na wtargnięcie do Limbo. Z tego co ja zrozumiałam, to to, że raz granica jest cienka, a raz rozmyta, ma znaczenie i robi różnicę, ale nie mam zielonego pojęcia jaką – więc czy będą mieli powtórkę? Być może Voldemort już dostał, czego chciał. A może będzie mu  jeszcze mało.  Cokolwiek stamtąd zabrał, po cokolwiek mu to było – wyglądał na zadowolonego z siebie. A to, że według kapłanki, pomiędzy lutym a marcem nie urodzą się prawie żadne dzieci, bo Voldemort zaburzył energię i cykl, też nie napawało optymistycznie.

Ale możliwe, że nawet do tego nie doczekają…

– Do tej pory myślałam, że cokolwiek robili, miało to coś wspólnego z działaniami spirytystycznymi. Nie wiem, że jego dusza się gdzieś zagubiła w Limbo i musieli go wyciągać – guzik się na tym znała, ale tak to sobie wyobrażała. – Ale teraz zastanawiam się, czy Arcykapłanka pod nosem Ministerstwa nie uprawia nekromancji – niekoniecznie czarną magię od razu, ale… Westchnęła. – Daj znać, jak poszło. Jeśli trzeba będzie jakoś pomóc, to też daj znać.

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
08.01.2024, 00:55  ✶  
Przytaknęła. Tak. Zagłębiając się w samo znaczenie słów, właśnie takie, a nie inne wnioski się nasuwały. Odebrano – czyli czegoś koniec końców brakowało. Nie stanowili teraz całości, jak wcześniej, przed  nieplanowaną wycieczką do Limbo, to było bardziej, jak… coś odebrane, coś wsadzone na miejsce. Trochę jak ubranie, w którym powstała niebagatelna dziura i zamiast skończyć na śmietniku – zostało załatane. Tyle że łata nijak nie pasowała kształtem, materią, kolorem do tego fragmentu, który znalazł się… właśnie, gdzie?
  - Nie mam pojęcia – przyznała mało chętnie. Jakieś podstawy nekromancji może i ogarniała, skoro była w stanie odwrócić wtedy cykl, skoro patronus nie był czymś, przed czego wezwaniem by się wzbraniała (choć tak po prawdzie, powinna, biorąc pod uwagę politykę Ministerstwa… cóż, szanowne Ministerstwo w pewnych aspektach mogło pocałować się samo w dupę, delikatnie mówiąc) – Chciałabym wierzyć, że to jest takie proste. Że choć brzmi to fatalnie, to założenie, iż mamy ich energię brzmi prawdopodobnie. I że jeśli to „coś” zniknie, to wtedy wróci do nich, a nasza energia powróci do nas, ale... – pokręciła głową. Nie, to nie było takie proste, nie mogło być. Zwłaszcza że pamiętała – Derwin zaprzeczył, by dysponował wspomnieniami, które nie przynależały do niego, więc, więc… - Gdzie w zasadzie jest nasza energia? – mruknęła w zamyśleniu, bardziej do siebie niż pod adresem Victorii. Ot, myśl, która się wyrwała na świat.
  - Może nie chciał czekać? Nawet jeśli Samhain stwarza lepsze warunki, to wciąż jest to pół roku... – podsunęła dość ponuro. Nie siedziała w głowie Voldemorta, nie miała pojęcia, co mu się roiło, wiedziała jedno: mieć moc teraz a mieć ją za kilka miesięcy: to jednak różnica. I nie można powiedzieć, żeby nie miała z tym pewnego doświadczenia; może, bardzo duże może, gdyby wcześniej była zdolna zmienić swą formę, pewne sprawy potoczyłyby się inaczej?
  A może nie.
  Nigdy nie miała się tego dowiedzieć.
  - Prawdę powiedziawszy, to też coś takiego nasuwało mi się na myśl. Że się zagubił, a one, nie wiem, jakoś go zakotwiczyły i ściągnęły? Ale im dłużej o tym myślę... – potrząsnęła głową. Tak, może to właśnie było to. Nekromancja. I nie, żeby jakoś ją ten fakt specjalnie burzył; byłaby to zresztą niemała hipokryzja.
  - Jasne, dam znać. O ile się nie okaże, że nie zechce współpracować – skwitowała bez większych emocji, dopijając kawę. Co, jeśli spotka się z odmową? Wolałaby, żeby do tego nie doszło, ale jeśli jednak… czy robienie sobie wrogów z Macmillanów to jest coś, na co może sobie pozwolić? Ale nie ma co uprzedzać faktów.
  Nie zabawiła długo u Lestrange – ot, raptem dosłownie parę chwil, poświęconych już bardziej przyziemnym sprawom, jak choćby pochwaleniu kawy (w końcu kawa kawie nierówna), zanim najwyższa już pora była na powrócenie do siebie. I naostrzenie pióra.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (1744), Mavelle Bones (1740)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa