Także Paros morzem oblaną i Antron skalistym;
Plonów dawczyni, czcigodna, co pory roku sprowadzasz,
Ty Deo, a też Persefona, twa córka przepiękna −
W zamian za pieśń, darujcie mi szczęsny żywot łaskawie;
Ja zaś o tobie i w innej pamiętać pieśni przyrzekam*.
Morpheus rozciągnął palce dłoni, po czym ściągnął je w szpony i rozluźnił. Zaczął ruszać nią w nadgarstku, czując, jak chrząstki najgorzej zaprojektowanej części ciała strzelają i trzaskają, zmęczone trwaniem w jednej pozycji od kilku godzin. Nie jeden do końca, nadgarstek poruszał się, kreśląc kolejne symbole i mapy z tomu, który jakiś kretyn zniszczył, rozlewając nań jakiś eliksir, już na zawsze rozmywając część zapisków. Longbottom musiał więc przepisać księgę, zaklętą tak, aby nie dało się zrobić tego na maszynie, niczym skryba ze średniowiecza. Bazując na formie zapisków i języku, prawdopodobnie zostały stworzone około XIV wieku. Nie zamierzał oczywiście przerysowywać iluminacji, nie miał ku temu talentu, na szczęście w tym woluminie nie miało to takiego znaczenia, jedynie dekoracyjne. Spotkał się jednak z woluminami, w których każda część graficzna miała swoje konkretne przeznaczenie.
Spojrzał na zegarek i westchnął ciężko. Jego ciało już powoli wołało o odpoczynek, chociaż powinno zacząć już kilka godzin temu. Dochodziła dziewiąta wieczorem, ale już wiedział, że nie będzie spać. Nauczył się swojego rytmu już w Hogwarcie, gdzie często w środku nocy schodził do Pokoju Wspólnego, siadał na fotelu i uczył się dalej lub bezmyślnie tasował karty, wchodząc w trans medytacyjny i tworząc jedne ze swoich najlepszych, najbardziej trafnych rozkładów, które mieniły się przed oczami splotami losu i nićmi przeznaczenia. Wiedział, że nie może zamiatać tego pod dywan, bo takie przedłużanie spowoduje tylko wypalenie zawodowe, a bez swojego zawodu Morpehus był nikim. Jego cała osobowość to wieszczenie. Miał możliwość dostać się do samego Wizegamotu, pracując już długo w jego administracji, mógł nawet kandydować na Ministra zamiast niesławnego Nobbiego Leacha. Patrząc na to, że był niebrzydki i dość obeznany z prawem, wystarczyło popracować nad kampanią i mógłby to wygrać. Przynajmniej tak sam uważał. Ale nie zrobił tego, bo nie chciał zajmować się całym cyrkiem, tylko jedną określoną sztuką.
Przecierając twarz, odłożył swoją pracę do kartonowego pudła, opisanego jego eleganckim charakterem pisma, aby zachować ją na później. Czuł ogólne osłabienie, dawno nie jadł i jeśli tego nie zrobi za chwilę, dostanie hipoglikemii. Przeniósł się do głównej części ministerstwa, a stamtąd aportował do centrum Londynu, aby kupić sobie cheeseburgera w Wimpym. Nie było to może najbardziej odpowiedzialne ani odpowiednie jedzenie, ale mógł je dostać szybko i blisko, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Właściwie jedyny powód, dla którego zwracał uwagę, było osamotnienie, ale z drugiej strony, nadal nosił czarny garnitur (do centrum nie wziął szaty, oczywiście), czarna koszula, były jasnym sygnałem żałoby. Nieodpowiedni czas na wyjścia do restauracji i celebrację.
Gdy wrócił, zniechęcony popatrzył na swój projekt, po czym zauważył, że ktoś jeszcze jest w Departamencie. Alexander. Uśmiech rozświetlił mimowolnie jego twarz, w ten sposób, jak robią to tylko Longbottomowie, uśmiechając się całą sobą, rozjaśniając przestrzeń niczym tysiąc wspaniałych słońc. Przeszedł do archiwum i wyciągnął swój obszerny raport z półrocznej delegacji do Grecji, konkretnie jeden z zeszytów i dopasowane do niego małe pudełeczko. Nie widział Mulcibera od długich, długich miesięcy, a i tak rozpoczął ich rozmowę w ten sam sposób, co zwykle:
— Spójrz co znalazłem.
Położył teczkę nad badaniami dziwnego, eklektycznego kultu, który początkowo jawił się jako filia wieszczki z Delfów, ale po dłuższych badaniach okazała się mieć również związki z kultem Demeter i Persefony. Najważniejszą jednak rzeczą było to, że zespołowi badającemu udało się odnaleźć resztki prawdziwej magii, leżące w ruinach, które oznaczały, że nie były to jedynie próby mugoli do zajrzenia wewnątrz splotów magii, ale rzeczywiste wróżenie.
Było około wpół do dwunastej w nocy, idealna godzina na wieszczenie.
*Homerycki Hymn do Demeter, wersety 490-495, tłumaczenie Włodzimierz Appel