Hjalmar Nordgersim & Pandora Prewett
Lato zbliżało się w nieubłagalnym tempie. Wraz z przeprowadzką do Wielkiej Brytani, życie Nordgersima nabrało takiej prędkości, której nie doświadczył do tej pory nigdy. Mała wioska, gdzieś na odludziu i tak mało zasiedlonej Islandii, nie pozwalała na podobną ilość wrażeń chociażby w jednym procencie. Teraz jednak nie rozchodziło się o nadejście przepięknej pogody i beztroskich chwil w akompaniamencie jeziora czy morza, a o maj... A dokładnie końcówkę maja - urodziny Pandory. Islandczyk zdawał sobie sprawę, że nie może ot tak pominąć tego wydarzenia, wszak Prewettówna się całkiem napracowała dla prezentem dla niego. Z drugiej zaś strony nie bardzo wiedział co sam mógłby jej podarować - szczerze wątpił, że cokolwiek byłoby w stanie przebić łańcuszek z literą "P", który podarował jej na początku roku.
Hjalmar nie wiedział jeszcze, że pomoc z zaplanowaniem tego dnia nadejdzie szybciej, niż się spodziewał... Co więcej, to wsparcie już dotarło kiedy Brynjólfur przyniósł mu list od niejakiej Akane - przyjaciółki Pandory. Powiedzieć, że był zaskoczony to jak nie powiedzieć nic. Niedźwiedź siedział sobie spokojnie i przyglądał się urodzinowej pozytywce, starając się wpaść na jakiś genialny pomysł kiedy zobaczył znajomego maskonura, którego był przecież właścicielem. Odebrał od niego list i zabrał się czym prędzej do czytania. Gdyby miał strzelać to spodziewałby się jakiegoś zamówienia na kolejne - dziwne - rzeczy w których Azjatka się kochała. To co było w środku, przebiło jednak wszelkie oczekiwania i jak się okazało, było pomocną dłoń, wyciągniętą w jego stronę - Akane postanowiła urządzić przyjęcie niespodziankę... Chociaż czy z jej gadatliwością i otwartością była jakakolwiek mowa o niespodziance?
A więc impreza? No niech będzie... Pomyślał podchodząc do pieca w kuźni. Hjalmar zdawał sobie sprawę, że jedną rzecz może już odhaczyć, uznać jako gotową. Pozostawała więc kwestia prezentu oraz wystrojenia się. O ile druga sprawa nie była w ogóle trudna, tak ta pierwsza jak najbardziej. Nie miał zielonego pojęcia co mogłoby być idealnym podarunkiem - takim z którego byłaby szczęśliwa. W ostateczności chciał po raz kolejny sięgnąć za swój sprawdzony fach kowalstwa i jubilerstwa, wykonując dla niej jakąś ozdobę... Chociaż czy to nie byłoby uznane za pójście na łatwiznę w jego przypadku?
Mimo swoich największych chęci, nie był w stanie wymyślić nic ciekawszego od biżuterii. Na tym się jednak znał i był w stanie się wykazać. Postawił na coś małego ale zarazem oryginalnego i tym postanowił wykonać dla Pandory złotą broszkę w kształcie orła - czyli symbol jej domu do którego przynależała za czasów pobierania nauki w Hogwarcie. Od teraz będzie mogła nosić na piersi i pokazywać wszystkim, że jest dumną krukonką. Pomysł może i nie był zbyt ambitny ale Hjalmar nie mógł wymyślić nic lepszego i wierzył, że Pandora doceni po prostu fakt, że wykonał dla niej coś własnoręcznie zamiast pójść na łatwiznę kupując jakiś syf na Carkitt Markett. Aby przypieczętować swój cały projekt, postanowił wykorzystać dwa błękitne szafiry, które od tej pory stanowiły oczy orła i były w kolorze domu Krukonów. Podobnie jak wcześniej, na odwrocie zamieścił małą i prostą inskrypcję - Sto lat!
Cały projekt może i nie był bardzo ciężki do wykonania ale spowodował, że Nordgersim nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Łaził jak na szpilkach, odliczając dni do 28 maja. Bez problemu można było powiedzieć, że po prostu go nosiło. Był tak dumny ze swojego dzieła - zresztą jak zawsze - że nie wiedział co ze sobą zrobić. I o ile inne przedmioty, które wykonywał dla pozostałych klientów budziły w nim podziw i radość, tak ten budził coś więcej - w końcu rozchodziło się o Pandorę, a nie jakiegoś losowego Adama z ulicy Pokątnej.
Długo wyczekiwany dzień w końcu nadszedł. Impreza była pieczołowicie zaplanowana na wieczór tegóż dnia. Poranek wyglądał tak jak zawsze - najpierw kilka godzin ciężkiej harówki w kuźni, a dopiero później mógł pozwolić sobie na jakaś zabawę. Broszkę zapakował w ładne, satynowe pudełko, a następnie schował do niedużej torebki na prezent. Nie omieszkał również załatwić na tę okazję trójniaczka miodowego, który przywiózł mu Ivar z Njalą na specjalne zamówienie. Postawił na miód pitny, uznając, że podarowanie Prewettównie wódki czy spirytusu może ją urazić lub być po prostu uznane jako faux pas, a tego chciał przecież uniknąć. Ubrał błękitną koszulę do jasnych, eleganckich spodni. Postawił też na pantofle jako, że nie wypadało raczej przyjść w ubraniach roboczych. Pieczołowicie zawiązał swoją wikińską kitę, chociaż zdawał sobie sprawę, że Turczynka lubi go w rozpuszczonych włosach - ta wersja była dostępna tylko i wyłącznie dla niej. Nie omieszkał również skorzystać z najlepszych perfum jakie tylko miał i tym samym pachniał teraz lasem - drzewami.
Tym razem skorzystał z pomocy sieci Fiuu aby szybko znaleźć się w Londynie. Nie miał ani chwili do stracenia, zwłaszcza, że zebrał się do podróży bardzo późno. Przybył na miejsce na czas, a przynajmniej miał taki wrażenie - w końcu na zegarku miał jeszcze kilka minut do 19 - Hej, cześć - przywitał się od razu z Akane, którą akurat złapał przed wejściem - Mam nadzieję, że się nie spóźniłem ale sama wiesz jak to jest tu dotrzeć z Doliny Godryka. Nie ma lekko - zauważył, a następnie podniósł swoją torebkę z prezentem do góry - Zostawiamy gdzieś te prezenty aby je później dać czy jak z nimi robimy? - dopytał głównej organizatorki. Nie chciał psuć jej planu. No i przede wszystkim był wdzięczny, że również został tutaj zaproszony.