• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[03.01.1971, Florence i Theseus, Mungo] Pierwsze ataki śmierciożerców

[03.01.1971, Florence i Theseus, Mungo] Pierwsze ataki śmierciożerców
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
23.10.2022, 19:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:56 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Najgorsze zawsze były dyżury od świąt do Nowego Roku.
Obsada wtedy zawsze była trochę mniejsza, bo uzdrowiciele od czasu do czasu mieli taką fanaberię, jak chęć spędzenia Bożego Narodzenia z bliskimi czy wybrania się na noworoczną zabawę. Z kolei obciążenie, przynajmniej na Oddziale Urazów Pozaklęciowych i Leczenia Klątw - większe niż zwykle. Florence, która dość często brała podwójne dyżury właśnie w tym okresie, miała wrażenie, że po kilku latach pracy w Szpitalu Świętego Munga widziała już wszystko. Podejrzane prezenty gwiazdkowe, które sprawiały, że komuś znikały części ciała. Pojedynki przy wigilijnym stole, ponieważ żona dostała podarunek, który powinien trafić do kochanki, z jej imieniem na karteczce. Rodzinne kłótnie, zakończone zbiorową wycieczką na czwarte piętro w szpitalu. Prezenty, które miały być zabawne, a kończyły się obrażeniami, z którymi mógł poradzić sobie tylko uzdrowiciel. Wypadki z magicznymi fajerwerkami. Skutki zerwań i zdrad, do których jakoś o dziwo często dochodziło dokładnie w tym okresie roku: może dlatego, że ludzie postanawiali nagle, że w święta nie chcą się już okłamywać albo wraz z Nowym Rokiem pragną zacząć nowe życie. I tak dalej.
W okolicach trzeciego stycznia zwykle się to wszystko uspokajało.
Zwykle.
Teraz jednak było inaczej. Florence chodziła ostatnio poddenerwowana. Chciała wierzyć, że koszmary, które ją dręczyły, były efektem przepracowania, nie Trzeciego Oka, ale to byłaby naiwność, a o pannie Bulstrode można było powiedzieć bardzo wiele - nie to jednak, że była naiwna. W dodatku uzdrowiciele w Mungu mieli ręce pełne roboty, bo poza standardowymi, złośliwymi, magicznymi podarkami czy efektami rodzinnych sprzeczek, na oddział trafiało jakby więcej osób. Deklaracja wygłoszona przez człowieka, który zwał się Lordem i Czarnym Panem, okazała się zaledwie początkiem kłopotów. Zaraz potem słowa zostały chyba wprowadzone w czyn, bo Florence ledwo dwa dni temu widziała, jak na pierwsze piętro transportują ofiary tajemniczego pożaru, a wczoraj sama udzielała pomocy medycznej pewnemu mocno poturbowanemu aurorowi. „Problemy podczas akcji”, nie pytajcie, skąd ta czarnomagiczna klątwa, którą tak ciężko było usunąć… Słyszało się o tajemniczych zgonach wśród mugoli, o zamieszaniu podczas jarmarku, o jakimś ataku na mugolski sklep.
Niepokój już na dobre zagościł pod jej skórą. Dotąd nie mieszała się w politykę. Tym razem jednak ta "polityka" mieszała się w jej życie, w jej pracę, i napawała obawą o bezpieczeństwo braci aurorów. Oraz - bo Florence zwykle na pierwszym miejscu stawiała Munga, ale rodzinę zaraz za nim - o to, jak to wszystko wpłynie na szpital. Potrzebowali więcej uzdrowicieli, więcej środków, więcej specyfików, a wiedziała, że ich nie dostaną.

Mimo późnej pory zrobiła obchód po pokojach, z różdżką rozświetloną zaklęciem Lumos w dłoni. Miała dwóch pacjentów, których stan wciąż nie był najlepszy i zaglądała zwykle do nich regularnie, nie mogąc oprzeć się obawie, że umrą, kiedy tylko spuści ich z oka. Była zmęczona i niewyspana, i w teorii powinna za moment kończyć dyżur, ale zamiast do pokoju, w którym mogła zmienić szatę uzdrowiciela na własne ubrania, skierowała się na parter, do recepcji. Sama nie była pewna dlaczego - może to krew Bulstrodów, niosąca ze sobą jasnowidztwo, a może tylko myśl o tym, że miała spytać o coś recepcjonistkę?
Jak się okazało, dobrze, że coś ją tknęło, bo w drzwiach stanął ktoś, kto najwyraźniej potrzebował pilnej pomocy…
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#2
06.11.2022, 23:10  ✶  
Nie pamiętał dokładnie, ile czasu minęło od tego jak siłą przebił się przez drzwi cukierni. Działał wtedy instynktownie. Jeszcze nie zdążył schować różdżki, trzymając ją niewygodnie w dłoni, kiedy ciągnął ze sobą ciało jakiejś nieznajomej osoby. Pierwsza pomoc zawsze była ważna i mogła uratować komuś życie. Nie przejmował się w takich momentach naruszeniem mienia, za co przyszło mu się i tak później tłumaczyć. Wtargnął na zaplecze nieznajomego sobie sklepu i po chwili plądrowania znalazł to, czego potrzebował do zatamowania krwi wypływającej z rany na udzie nieprzytomnego człowieka. Nie odkażał tego, nie próbował robić niczego, co mogłoby tylko sprawę przez przypadek pogorszyć.

Pierwsza pomoc nie była jednak wszystkim. Musiał zabrać go do miejsca, w którym zajmą się nim w odpowiedni sposób. Adrenalina jeszcze w nim buzowała, kiedy zarzucił sobie bezwładne ciało na plecy. Szczęście, nie był byle przechodniem i często musiał zajmować się ciałami zwierząt o podobnych gabarytach, a także broczących tak samo jak ten człowiek.

Nie był w stanie przemieścić się do Munga szybciej niż za pomocą standardowych środków komunikacji. Musiał uporać się również z usuwaniem pamięci dwójce mugoli, którzy byli świadkiem ataku. Theseus nie był w stanie określić dokładnie, dlaczego w biały dzień doszło do czegoś takiego, ale działał instynktownie. Dopiero w drodze do szpitala zdał sobie sprawę, że sam prawdopodobnie oberwał, ale ból nie był na tyle istotny, żeby adrenalina nie pozwoliła mu iść dalej.

- Dostał zaklęciem... na ogłuszenie, ale zaatakował go prawdopodobnie ktoś, kto włada żywiołem ognia. – wysapał, nadal trzymając nieznajomego na swoim ramieniu. – Jest poparzony. Bredził coś, ale jest teraz nieprzytomny.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
06.11.2022, 23:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2023, 19:41 przez Florence Bulstrode.)  
- Cholera jasna - podsumowała Florence, widząc dwie osoby wtaczające się na oddział. A skoro sytuacja wywołała w niej taką reakcję, musiało być bardzo źle: wszak właśnie minął ją zataczający się, zielony na twarzy mężczyzna (trzecie piętro - rzuciła do niego, na wypadek, gdyby na dole niepokierowano go właściwie) i ktoś, kto wyglądał jak piękny przypadek smoczej ospy (tego ominęła szerokim łukiem, paskudztwo było bardzo zaraźliwe, oby na drugim piętrze szybko wsadzono go do izolatki). I nawet nie zmieniła wyrazu twarzy, kiedy ich zobaczyła.
Za to ta dwójka?
To nie wyglądało na jakiś głupi wypadek.
Atak. Kolejny atak...
O ile Florence do Voldemorta mogłaby być nastawiona dość neutralnie, a pewne postulaty nawet odpowiednio sprzedane uznać nie do końca za tak szalone, to takie sceny gwałtownie przesuwały (i miały przesuwać coraz bardziej) Bulstrode z osi neutralności w stronę "nienawidzę tego gada". Nie dość, że ot tak napadał sobie ludzi na ulicach, to jeszcze dokładał jej i innym uzdrowicielom pracy.
- Połóż go tutaj - zarządziła tonem nieznoszącym sprzeciwu, wskazując na rząd krzeseł w poczekalni. Dwie osoby, siedzące w pobliżu, czekające na swoją kolej, pierzchły, choć było tam dość miejsca i dla nich: jak gdyby się bały, że bliskość rannego w jakiś sposób skazi i ich. Z drugiej strony trudno było się dziwić, widok nie należał do zbyt przyjemnych. Usadowiwszy się po drugiej stronie pomieszczenia, zerkały teraz ku nim, wyraźnie zaintrygowane całą sceną.
Sama Florence, po tym pierwszym przekleństwie, na które sobie pozwoliła, nie okazywała już zdenerwowania. Podbiegła do Theseusa, by pomóc mu położyć mężczyznę, upewniając się, że ten nie zleci z tego prowizorycznego posłania na podłogę i przebiegła wzrokiem po jego ciele, szukając najpoważniejszych obrażeń. Od razu przystąpiła do działania i planowania najbliższych posunięć.
- Sarah! Proszę, niech mi przyślą z góry stażystę! Będziemy też pewnie musieli zawiadomić BUM - zawołała do recepcjonistki. Rannego trzeba było przetransportować na czwarte piętro, bo wyglądało na to, że to dokładnie "ich" działka: urazy pozaklęciowe, może także klątwa. Ale obrażeń było zbyt wiele i jeden rzut oka wystarczył Florence, aby ocenić, że pomocy trzeba było udzielić natychmiast. Rany po poparzeniach, skutek zaklęcia ogłuszającego, tym mogła zająć się na górze, ale rana na udzie... Jeśli poszła tętnica... Nie, jeżeli poszła tętnica, to prawdopodobnie nie dotarłby tutaj żywy.
- Ty też siadaj. Przecież zaraz się przewrócisz, nie będę cię zbierała z podłogi - zażądała, tym samym, nakazującym tonem, pozwalając sobie na jeden, szybki rzut oka na Theseusa. Wyglądało na to, że jego też trafiło jakieś paskudne zaklęcie i na skutek adrenaliny chyba nawet tego nie zauważył. Sama uzdrowicielka pochyliła się nad rannym, pośpiesznie machając różdżką i zajmując się hamowaniem krwotoku. Po chwili znikąd pojawiły się bandaże, otaczając udo: rana została mniej więcej zasklepiona, ale mogła jeszcze otworzyć się podczas transportu na górę.
Po tej operacji zabrała się za badanie pulsu. Słaby, ale regularny, dobrze, stan był ciężki, ale przynajmniej chwilowo stabilny. Potem uniosła powieki, zaglądając w oczu. "Zaklęcie ogłuszające" powiedział Theseus, ale musiała zakładać, że równie dobrze była to jakaś paskudna klątwa. A może i oba na raz. Flo zdążyła nauczyć się, że doraźnie wydanym diagnozom nigdy nie wolno ufać. Różdżka znów się poruszyła, kiedy Florence tak na wszelki wypadek użyła finite incantem, aby zakończyć ewentualnie skutki słabszych klątw, jeżeli jakieś ciążyły na jej pacjencie.
- Co dokładnie się stało? Zostaliście zaatakowani? Mamy zawiadomić funkcjonariuszy? - spytała, dalej tym opanowanym tonem, jakiego zwykle starała się używać wobec pacjentów w takich sytuacjach, ani na moment nie unosząc głowy i nie przerywając oględzin. Mężczyzna oddychał, oczy zareagowały, gdy zaświeciła mu lumos w twarz, był jednak bardzo blady i na pewno stracił dużo krwi. Reakcja źrenic oraz kolejne zaklęcie skanujące nie wykazywały przynajmniej żadnych poważnych obrażeń głowy.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#4
23.11.2022, 20:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.11.2022, 20:42 przez Theseus Fletcher.)  
Niewiele się zastanawiał. Nie patrzył na ludzi w poczekalni jak na kogoś, kto ma się tam dostać przed nim. W ogóle nie myślał, działał raczej instynktownie. I wykonywał polecenia, o których dopiero miał usłyszeć. Tego właśnie potrzebował w tej chwili, medyka, specjalisty od eliksirów, sam Merlin raczy wiedzieć czego.

Kładł właśnie poszkodowanego w miejscu, gdzie kobiecy głos kazał mu go położyć. Przetarł czoło brudne od nie jakiejś szadzi, na czole powstała smuga. Wcale sobie tym nie pomógł, jeśli chciał doprowadzić się do porządku.

- Nie, nie. – wystawił rękę i pokręcił dłonią, w geście odmowy. Niewiele mógł z siebie wydobyć, jeszcze w szoku. W końcu udało mu się skupić nieco większą uwagę na tym gdzie jest i kto jest przy nim. Ludzie mają taki odruch, ci którym nie jest obojętna krzywda innych, że jak zaczną się kimś w jakiś sposób opiekować, to ciężko im po prostu odejść. Fletcher chciał po prostu przy nim kucnąć i pilnować, czy sie nie przewraca. – Mi nic nie jest. – zapewnił. Sam w stu procentach pewien, że to prawda. Po prostu parę siniaków i kilka kropel potu. Nic więcej. Prawda?

- Nie wiem, ja byłem później. Wydaje mi się, że były tam dwie osoby. – rzucił. Po prawdzie, to pamiętał tyle co nic. Byli w wąskiej uliczce. Zaalarmował go ogromny huk i krzyk, z którego dało się wyłuskać strzępki jego znaczenia. Nie był to przypadkowy wypadek. Coś zaplanowanego. Mógł sobie gdybać, ale tak to wyglądało. – Zdaje mi się, że on mógł pracować tam. Na Horyzontalnej, choler-a. – Może był to jakiś sprzedawca? Piekł sobie bułeczki, wyszedł na papierosa i ktoś go przydybał. – Mnie się chyba nie spodziewali, bo to było w uliczce, na tyłach jakiegoś zakładu. – mówił bez ładu i składu, ale na bieżąco i w miarę świeżo. To, co pamiętał.

- Nie wiem, chyba? A to procedura jest jakaś do tego? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
23.11.2022, 22:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2023, 19:36 przez Florence Bulstrode.)  
Różdżka Florence zatańczyła, gdy uzdrowicielka wykonała serię skomplikowanych gestów, mrucząc pod nosem zaklęcie uzdrawiające. Ze względu na skalę obrażeń potrzeba tu było czegoś zdecydowanie mocniejszego niż episkey. Z czubka różdżki spłynęło błękitne światło, wnikając w nogę pacjenta: krwawienie na udzie ustało, chociaż rany na razie nie znikły zupełnie. Były zbyt rozległe, aby dało się z nimi uporać za pomocą jednego czaru, zwłaszcza, jeśli miały zostać usunięte bez śladów. Kolejny czar, tym razem rzucony bardzo szybko, był wzmacniający i miał na celu upewnienie się, że z czarodzieja nie ujdzie życie w ciągu najbliższych paru minut.
Celowo go nie cuciła ani nie pozbywała się efektów zaklęcia oszałamiającego. To niech poczeka aż będzie mieć pod ręką eliksir przeciwbólowy. Zresztą pewnie i tak dość szybko zemdlałby znowu, z szoku albo z powodu wcześniejszego krwawienia. Odnotowywała sobie szybko w głowie, że trzeba było zaaplikować eliksir wzmagający produkcję krwinek, bo stracił zdecydowanie za dużo krwi.
- Jesteś uzdrowicielem? - spytała, na moment zwracając na Theseusa baczne spojrzenie chłodnych, jasnych oczu, kiedy zapewniał, że właściwie to nic mu nie jest. Wydawała się trochę ponura, ale jak na okoliczności, spokojna. Zwracała się do Fletchera opanowanym głosem, słowa wypowiadając powoli i wyraźnie. Sadza na jego twarzy, sposób wyrażania, sugerowały jej, że mógł być w szoku. Może trafiło go jakieś zaklęcie oszałamiające, może uderzył się w głowę i doszło do wstrząsu mózgu, mogło szumieć mu w uszach ze stresu albo bólu, starała się więc mówić stanowczo i na tyle głośno, by na pewno do niego dotarły. - Jeżeli nie, to posłuchaj rady uzdrowicielki, z łaski swojej usiądź na tej części ciała, na której plecy kończą swą szlachetną nazwę i czekaj na pełną diagnozę.
Nie mogła go do tego zmusić, oczywiście. Głównie dlatego, że jego towarzysz wymagał pomocy znacznie pilniej. Miała jednak dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że albo Theseus grzecznie usiądzie, albo ona zaraz będzie udzielać mu pomocy, gdy już będzie leżał na podłodze. Nieprzytomny albo półprzytomny.
Sarah, na całe szczęście, chyba jej posłuchała, bo znikła na moment z recepcji. Ku niezadowoleniu dwóch kolejnych pacjentów, którzy pojawili się i zerkali to na puste okienko, to na Florence, która znów pochyliła się nad nieprzytomnym mężczyzną. Nie poświęciła nowoprzybyłym wiele uwagi, bo nie wyglądało na to, by mieli wyzionąć ducha już, tu, zaraz, natychmiast. To oznaczało, że człowiek przyciągnięty przez Theseusa miał pierwszeństwo.
Drgnęła, gdy zdołała poskładać jego historię w coś, z czego wyłaniał się obraz: napadnięto na niego, celowo, Aleja Horyzontalna, dwóch ludzi. Mina uzdrowicieli stała się jeszcze bardziej ponura, ale jej ręka wciąż poruszała się pewnie, gdy tkała kolejne zaklęcie. Gdy skończyła, część oparzeń zaczęła powolutku znikać, a sama Florence znów zwróciła się do Fletchera.
- Jeżeli został napadnięty, a jak rozumiem, tak się stało, i na miejscu nie było już funkcjonariuszy, musimy powiadomić Brygadę Uderzeniową. Ktoś pojawi się, żeby przesłuchać jego i ciebie, a ktoś zostanie posłany na miejsce ataku. Wątpię, żeby napastnicy jeszcze tam zostali, ale być może uda znaleźć się jakieś ślady, które doprowadzą ich do winnych. Aleja Horyzontalna. Obok którego budynku?
Wszystkie budowle przy tej ulicy znała doskonale.
W końcu do ataku doszło najwyraźniej niemal tuż za jej progiem.
Napawało to uzdrowicielkę tylko dodatkową obawą, której jednak nie mogła po sobie poznać, mając tutaj bardzo rannego człowieka i zapewne lekko rannego Theseusa.

EDIT (po uzgodnieniu z graczką, że podsumuję)
Gdy stażysta zbiegł z góry, Florence kończyła już udzielać pierwszej pomocy rannemu. Za pomocą chłopaka ostrożnie umieściła pacjenta na niewidzialnych noszach, które następnie zostały przelewitowanego przez stażystę na piętro. W tym czasie zziajanej Sarah Florence udzieliła krótkich instrukcji, prosząc, aby przekazała zgłoszenie do Brygady - mieli tutaj ofiarę ataku, świadka ataku, więc ktoś powinien pojawić się tu i jeżeli jeszcze nie otrzymali takiego zgłoszenia - sprawdzić także Aleję Horyzontalną.
Nie wymuszała na siłę na Theseusie, by poddał się zabiegom leczniczym, chociaż nim pognała na górę (na wszelki wypadek dwukrotnie) zapytała, czy nie da się wyleczyć i uprzedziła, że jeżeli nie poczeka aż dostanie pomoc, zaraz może gdzieś zemdleć. W normalnych okolicznościach może i próbowałaby zmusić go do tego, aby dał się opatrzeć i zaaplikować parę eliksirów, ale w tej chwili na oddział "wjeżdżał" pacjent, którego życie potencjalnie wisiało na włosku i było to znacznie pilniejsze. Jeśli Theseus pozwolił się sobą zająć, rzuciła podstawowe zaklęcia i poleciła, aby stażysta wydał mu później odrobinę eliksiru, dzięki którym to zabiegom powinien szybko dojść do siebie. Jeśli nie - to już była jego sprawa, chociaż uzdrowicielka szacowała, że skończy się to dla niego utratą przytomność. Niezależnie od decyzji Fletchera ledwo moment później wbiegała z powrotem na piętro, na którym nieco zziajana po tej przebieżce zabrała się za walkę o postawienie ofiary ataku z powrotem na nogi. Rzucała kolejne zaklęcia, a gdy stało się to możliwe, przywróciła mu na moment przytomność, by zapewnić, że jest bezpieczny, wyciągnąć z niego nazwisko i zmusić do wypicia paru kropli eliksiru.
Później czekało ją jeszcze przekazanie nazwiska do recepcji, na wypadek, gdyby rannego szukała rodzina, uzupełnienie stosu papierów, dotyczących nagłego przypadku oraz rzecz jasna pogawędka z członkami Brygady Uderzeniowej, gdy już pojawili się na oddziale. Dyżur okazał się, bagatela, trzy godziny dłuższy, niż miał być początkowo. I był dopiero jednym z bardzo wielu długich i ciężkich dyżurów, jakie mieli zafundować Florence i innym uzdrowicielom śmierciożercy...

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Theseus Fletcher (574), Florence Bulstrode (2003)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa