Lubiła takie poranki, szczególnie wtedy, kiedy nie musiała iść do pracy. Zawsze było jej nieco przykro, kiedy miała dyżur, a za oknem była taka piękna pogoda. Czuła, że coś traci. Tym razem jednak miała szczęście, nie musiała iść do biura aurorów, mogła wykorzystać więc ten dzień zupełnie inaczej, tak jak lubiła najbardziej. Szkoda, że Cameron nie miał tyle szczęścia i musiał iść do Mungo. Ciągle się mijali, przez co nie mogli w pełni wykorzystać wakacji, szkoda. Liczyła na to, że niedługo uda im się wyżebrać kilka dni wolnych i gdzieś razem wyjechać, uciec chociaż na kilka dni od codzienności. Dostali nawet zaproszenie do Brenny, może nie były to wymarzone wakacje - Dolina nie kojarzyła jej się z letnią destynacją, ale w sytuacji w jakiej się znajdowali wcale nie była najgorsza. Mogli być pod ręką, gdyby ktoś ich potrzebował, a przy okazji odpocząć.
Wstała wcześnie, obudziły ją pierwsze promienie słońca, wyszła z domu ubrana w krótkie spodnie i szeroką koszulę z krótkim rękawem - musiał ją u niej zostawić jej chłopak, złapała miotłę w dłoń i wyruszyła na wycieczkę. Zaliczyła po drodze cukiernię na Pokątnej, żeby wysłać swojemu najdroższemu ukochanemu coś słodkiego na śniadanie, a później poleciała dalej.
Uwielbiała być w przestworzach. Kochała latać, mimo tego, że nie grała już zawodowo w quidditcha to nadal nie rozstawała się z miotłą, jej umiejętności również wcale nie odbiegały od tego, co potrafiła kiedyś. Przywiązywała wagę do tego, aby być w formie. Kto wie, czy kiedyś nie wpadnie na to, aby wrócić do tego, aby kontynuować karierę sportowca.
Leciała przed siebie, właściwie bez celu. Zajęło jej to sporo czasu, ale szczęśliwi czasu nie liczą, szczególnie, kiedy nie muszą iść do pracy. Miała wrażenie, że zbliża się do Doliny, dostrzegła kawałek trawy, z dala od wioski, duże drzewo rzucało cień na ziemię. Było to idealne miejsce, aby wylądować. Dotknęła stopami ziemi i zeszła z miotły, rzuciła ją pod drzewem, a sama zaś wyłożyła się na trawie. Przymknęła oczy i odpoczywała, korzystała z tego pięknego dnia.