22.02.2024, 20:57 ✶
Przygoda zaczęła się dla Hadesa i Kim tego ranka, kiedy Brenna Longbottom wpadła do Biura Brygady i spojrzała prosto na nich.
– Cześć, zbierajcie się, ukradli nam zwłoki – oświadczyła na powitanie.
Dwadzieścia minut później ich trójka i dwójka „techników” (chociaż w ich świecie tak takich nie określano) była już na cmentarzu w Little Hangleton.
*
Jak się okazało zwłoki, i to nie jedne, a sztuk kilka, ukradziono z rodzinnego, czarodziejskiego grobowca, w Little Hangleton. „Kradzież” odkryła czarownica, luźno z tym rodem – wymarłym już w linii męskiej – spokrewniona, która zauważyła, że kłódki i pieczęcie naruszono. A gdy zajrzała do środka, zauważyła, że w środku nie ma ani ciała jej wuja, pochowanego zaledwie pół roku temu, ani znacznie starszych kości.
Można by się sprzeczać, że sprawa nie jest tak poważna. Mieli na głowie Voldemorta, śmierciożerców, przedziwne anomalie po Beltane i poważniejsze sprawy. A w końcu te kości nie były już właścicielom potrzebne. Problem polegał na tym, że jedyny powód, jaki zdaniem Brenny można by mieć do wykradania szczątek ludzkich z cmentarza, to zapewne jakieś paskudne, nekromantyczne rytuału, zaklęcia i eliksiry. (Tak naprawdę nie była pewna: nie znała się w końcu na nekromantycznych rytuałach i nie miała pojęcia, czy faktycznie trzeba przy nich do kociołka wrzucać ludzkie palce albo włos z głowy nieboszczyka.) Sprawa czarnoksiężnika z Mokradeł uczyniła niektórych w Departamencie jeszcze bardziej przeczulonymi na tego typu wydarzenia w miasteczku, słynącym z dziwnych wydarzeń, ostatecznie więc zgłoszenie potraktowano poważnie.
Grobowiec leżał w jednej ze starszych części cmentarza, a jego wejście było dotąd skryte pod zaklęciami przed ciekawskim wzrokiem mugoli. Nie potrzeba było specjalnych zdolności, aby zbliżając się zauważyć, że kłódka została zniszczona… a przez drzwi, na których umieszczono pieczęcie, niemożliwe do łatwego usunięcia standardowymi zaklęciami, biegło długie pęknięcie.
– Nie wiadomo, kiedy doszło do kradzieży. W teorii widać od razu, że coś jest nie tak, ale zgłaszająca rzadko odwiedza cmentarz, a nikt poza nią nie miałby powodu podchodzić bliżej do grobowca – stwierdziła Brenna, zatrzymując się w pobliżu wejścia obserwując drzwi – trochę uchylone, pewnie tak zostawiła je kobieta, która odkryła kradzież.
– Cześć, zbierajcie się, ukradli nam zwłoki – oświadczyła na powitanie.
Dwadzieścia minut później ich trójka i dwójka „techników” (chociaż w ich świecie tak takich nie określano) była już na cmentarzu w Little Hangleton.
*
Jak się okazało zwłoki, i to nie jedne, a sztuk kilka, ukradziono z rodzinnego, czarodziejskiego grobowca, w Little Hangleton. „Kradzież” odkryła czarownica, luźno z tym rodem – wymarłym już w linii męskiej – spokrewniona, która zauważyła, że kłódki i pieczęcie naruszono. A gdy zajrzała do środka, zauważyła, że w środku nie ma ani ciała jej wuja, pochowanego zaledwie pół roku temu, ani znacznie starszych kości.
Można by się sprzeczać, że sprawa nie jest tak poważna. Mieli na głowie Voldemorta, śmierciożerców, przedziwne anomalie po Beltane i poważniejsze sprawy. A w końcu te kości nie były już właścicielom potrzebne. Problem polegał na tym, że jedyny powód, jaki zdaniem Brenny można by mieć do wykradania szczątek ludzkich z cmentarza, to zapewne jakieś paskudne, nekromantyczne rytuału, zaklęcia i eliksiry. (Tak naprawdę nie była pewna: nie znała się w końcu na nekromantycznych rytuałach i nie miała pojęcia, czy faktycznie trzeba przy nich do kociołka wrzucać ludzkie palce albo włos z głowy nieboszczyka.) Sprawa czarnoksiężnika z Mokradeł uczyniła niektórych w Departamencie jeszcze bardziej przeczulonymi na tego typu wydarzenia w miasteczku, słynącym z dziwnych wydarzeń, ostatecznie więc zgłoszenie potraktowano poważnie.
Grobowiec leżał w jednej ze starszych części cmentarza, a jego wejście było dotąd skryte pod zaklęciami przed ciekawskim wzrokiem mugoli. Nie potrzeba było specjalnych zdolności, aby zbliżając się zauważyć, że kłódka została zniszczona… a przez drzwi, na których umieszczono pieczęcie, niemożliwe do łatwego usunięcia standardowymi zaklęciami, biegło długie pęknięcie.
– Nie wiadomo, kiedy doszło do kradzieży. W teorii widać od razu, że coś jest nie tak, ale zgłaszająca rzadko odwiedza cmentarz, a nikt poza nią nie miałby powodu podchodzić bliżej do grobowca – stwierdziła Brenna, zatrzymując się w pobliżu wejścia obserwując drzwi – trochę uchylone, pewnie tak zostawiła je kobieta, która odkryła kradzież.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.