• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[30 czerwca 1972, Olibanum] A miało być tak pięknie || Stanley & Richard

[30 czerwca 1972, Olibanum] A miało być tak pięknie || Stanley & Richard
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
17.03.2024, 02:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:42 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Richard Mulciber - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

30 czerwca 1972, "Olibanum"
Stanley Andrew Borgin & Richard Mulciber

Jak to mawia klasyk - A miało być tak pięknie. W zasadzie było, aż do dzisiaj. Do tego felernego w skutkach poranku. Do tego przeklętego przesłuchania. Cały świat się zawalił i to przez jedną osobę, która postanowiła puścić parę z gęby. Postanowiła nakapować na przykładnego, dobrego i oddanego słusznej sprawie brygadzistę. Brygadzistę Stanleya Borgina.

Tyle ile mógł, tyle nawijał na uszy Moody. Owijał w bawełnę, mówił na około. Odpowiadał tylko na to, co było od niego wymagane. Nie dodawał nic od siebie - nie chciał z nią współpracować, a co więcej, nie miał zamiaru podawać jej niczego na tacy. Chciała coś się od niego dowiedzieć? Musiała go rozszarpać. Sam nic by nie powiedział.

Na całe szczęście, tyle wystarczyło. Puściła go. Kazała mu się wynosić. Kim więc był Borgin, aby się sprzeciwiać swojej niedoszłej szefowej? Nikim. Zgodnie z prośbą, a może nawet rozkazem, wyniósł się z Ministerstwa. Raz, a dobrze. Opuścił je na zawsze. Nie miał zamiaru, aby kiedykolwiek tam się pojawić z własnej woli, a już na pewno jako wolny obywatel. Raz go wypuścili - drugi raz tego samego nie zrobią.

Co teraz powinien zrobić Stanley? Napić się? Cieszyć się wolnością? Poszukać nowej pracy? Nie. Musiał udać się o poradę do kogoś odpowiedniego. Kim była taka osoba? Mulciberem. Robertem Mulciberem - magicznie odnalezionym ojcem Stanleya, z którym nawiązywał teraz relację po prawie 26 latach rozłąki. Potrzebował od niego kilku rzeczy. Po pierwsze - poinformować, że sprawa się rypła. Po drugie - powiedzieć, że już nie wraca do Ministerstwa. Po trzecie - otrzymać jakieś słowo otuchy, ponieważ zaczął panikować, a jego myśli zaczęły krążyć po najgorszych torach.

Nic więc dziwnego, że kiedy wpadł do sklepu swojego staruszka, rozejrzał się nerwowo po jego wnętrzu. Był przygotowany na wszystko - dzierżył różdżkę w swoich dłoniach. Borgin nie myślał racjonalnie. Był niczym zwierze, które zostało zagonione w róg. Uciekał. Bał się. Próbował prześcignąć to, co było niedoścignione - swoje przeznaczenie.

W środku była pustka. Nie było żadnych klientów. Nie było rozgardiaszu i panował znaczący porządek - Robert nie próżnował w działaniach. Po za głuchą ciszą, wydawało się, że nikogo tutaj nie było. Trochę taka martwa atmosfera.

Nie mając zbyt wielu możliwości, uznał, że poczekanie na ojca będzie odpowiednie. Nie wiedział co innego miałby zrobić albo gdzie mógłby go znaleźć. Tutaj mógł być chociaż bezpieczny. Nic tu mu nie groziło. Nic na pierwszy rzut oka.

Stanley upewnił się, że drzwi są zamknięte i wykonał kilka kroków w głąb tego przybytku - Jesteś? - zapytał nerwowym głosem, a jego drżąca dłoń dopadła do paczki papierosów. Niedbale wyjął ją ze środka. Ta niestety wypadła mu z dłoni, ponieważ był zbyt roztrzęsiony - Kurwa mać - rzucił w eter, chowając różdżkę. Schylił się po papierosy. Wyjął jednego i odpalił. Poczuł ulgę. Zmysły zaczęły mu powracać do normy.

- Sprawa się wyjebała. Ktoś doniósł na mnie do Harper. Zaczynają węszyć w sprawie z Greybackiem - stwierdził, kiedy na horyzoncie pojawiła się znajoma sylwetka Roberta - tak mu się tylko wydawało, wszak to nie był jego ojciec, a wuj. Psiakrew tych Mulciberów, którzy byli jak jedna kropla wody. Zagubiony Stanley nie był w stanie ich rozróżnić. Nie miał nawet na to czasu i chęci.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#2
17.03.2024, 04:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.05.2024, 20:42 przez Mirabella Plunkett.)  

Tak się jednak złożyło, że w Olibanum nie było Roberta, tylko jego brat bliźniak. Zajmujący się drobnymi porządkami, oględzinami regałów, nie mając spaczenia na punkcie czystości, czy wszystkie regały są czyste. To akurat zlecił pracownikowi, który był tutaj jeszcze pół godziny temu. On z kolei zajął się tym, aby uporządkować towar i uzupełnić braki. Odkąd wrócił z Oslo, miał ze sobą nową dostawę. Kadzidła, świece i jakieś akcesoria do nich. Część poszła na wystawę, reszta to magazynu.

W tym momencie został sam na sklepie. Gdyby ktoś przyszedł, usłyszałby i najpewniej wyszedł. Nie była to jeszcze pora zamknięcia, więc pozwolił sobie zostać dłużej. Lepsze to, niż kisić się w jednym miejscu każdego dnia. Robert to potrafił, Richard niestety nie.

Spokój i cisza, pisaniem piórem na papierze zeszytu. Richard siedząc przy biurku uzupełniał statystyki towarowe co obecnie jest na stanie, co dostarczył, a czego nie mógł na chwilę obecną dostać i będzie to w późniejszym terminie. Przyrządy to pisania, jak również kałamarz, stały po lewej stronie na biurku, aby łatwiej było mu pisać, jako osobie leworęcznej. Irytujące musiało być dla niego i brata, aby za każdym razem przestawiać przedmioty z lewej na prawą i odwrotnie. Na stoliku stała także popielniczka z wypalonymi paroma papierosami. Richard specjalnie ją załatwił, a nawet dwie, żeby cokolwiek w tym sklepie, biurze było na niedopałki.

W pewnym momencie usłyszał, że ktoś zawołał. Głos był znajomy. ”Stanley?” – przeszło mu przez myśl. Ale nie był do końca pewnym. Odłożył pióro na miejsce mu przeznaczone. Wstał i wyszedł z biura kierując się do części sklepowej słysząc przy tym przeklinanie.

Richard nie zdążył go jakkolwiek powitać, kiedy młody chłopak na pierwszy rzut oka przeszedł do sprawy z donosicielem, Harper i Greybackiem. Zmarszczył brwi, dostrzegając, że chłopak wyglądał na roztrzęsionego, choć po zapaleniu papierosa, dochodził do siebie. Czyżby coś poszło nie tak? Richard miał na sobie białą koszulę i czarną kamizelkę, włącznie ze spodniami tego samego koloru. Nie nosił swetrów latem, nie musiał zakrywać karku. Nie on miał klątwę.

- Przejdź do biura. Tam porozmawiamy na spokojnie.
Polecił mu wskazując drogę. Sam z kolei wyjął różdżkę, aby zabezpieczyć sklep. Możliwe też, że i wcześniej zamknął. Kilka machnięć różdżką i nawet tabliczka się odwróciła. Zamek w drzwiach przekręcił a dodatkowe zaklęcia wyciszyły i ochroniły wnętrze.
Jeżeli Stanley posłuchał i przeszedł do biura, Richard dołączył do niej po chwili, zamykając za sobą drzwi.
- Usiądź.
Zalecał, wskazując mu wolne krzesło. A sam skierował się za biurko, zajmując fotel, na którym to najczęściej zasiada Robert.

Zamknął zeszyt, po czym oparł się wygodniej plecami o oparcie. Wypadałoby coś wyjaśnić młodemu, żeby przez całe spotkanie nie był w błędzie.

- Roberta nie ma tutaj. 
Wyjaśnił ze spokojem. Nie trzeba było dodawać, że Richard miał taki sam głos co Robert. Może na pierwszy rzut oka Stanley nie rozróżnił ich, ale Richard nie miał powodu, aby udawać swojego brata, akurat przed jego synem. Nie byłoby to w porządku. Dlatego od razu uprzedził o nieobecności jego ojca w tym miejscu. Nie zamierzał też się z nim bawić, skoro z jego słów wychodziło na to, że sprawa jest poważna? Stanley to nie Rodolphus. Syna swojego brata traktował poważnie.
- Jeżeli chcesz, wysłucham cię i przekaże Robertowi informacje.
Nie chciał naciskać, ale widział po nim, że potrzebował rozmowy. Tym samym nie okazując też jakiegokolwiek zaskoczenia, zdziwienia na wieść o tym, co jeszcze chwilę temu powiedział Borgin. Że ktoś go wydał, że zaczęli interesować się sprawą Greybacka. Nie pytał o nic w tej sprawie, pozwalając Borginowi samemu podjąć decyzję. Sprawa ta była Richardowi znana na tyle, ile sam powinien wiedzieć.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
17.03.2024, 22:01  ✶  

Stanley jeszcze nie potrafił rozgryzać swojego ojca, więc stwierdzenie, aby przeszli do jego biura, brzmiało jak najbardziej w jego stylu. Polecenie proste i klarowne. Jako doświadczony funkcjonariusz, który wypełnianie rozkazów miał we krwi, posłuchał się i udał we wskazane miejsce. Nie omieszkał również kiwnąć głową na zgodę.

Nie patrzył za siebie. Nie obchodziło go to, co Robert miał zamiar tam zrobić. Nie chciałby mu przecież zaszkodzić, więc nie zrobiłby niczego złego. Kto by działał przeciwko swoim dzieciom? Chyba tylko Rookwoodowie, ale nie o tym teraz.

Kolejne polecenie było równie proste, więc usiadł. Złapał jakąś szklankę, która od teraz miała pełnić rolę popielniczki - pełen wypas.

Palił dalej, rozkoszując się tym pięknym smakiem, tą całą goryczką, którą zawierały w sobie papierosy. W międzyczasie Mulciber zasiadł na przysłowiowym "tronie". Określenie "Mulciber" też byłoby poprawne, ponieważ spodziewał się Roberta, a nie Richarda. Może to i lepiej? zastanawiał się przez kilka sekund. W końcu z wujem mieli przymierze. Sojusz. Rozumieli się niemal bez słów, więc mógł liczyć na spokojne wysłuchanie i poradę. Bez osądzania i bez tego wzroku. Karcącego, każącego przemyśleć swoje życiowe wybory.

- No tak. Jest Was przecież dwójka - westchnął, zapominając o tym fakcie. Nadal było to na swój sposób abstrakcyjne. Robert Mulciber, Richard Mulciber. Dwie osoby w jednej osobie. Bliźniaki to było strasznie pojebane zjawisko. Jak do cholery miał ich rozróżnić w takim momencie?

Stanley siedział cicho przez dłuższą chwilę, rozważając wszystkie możliwości. Raz za razem popalał. Zastanawiał się. Myślał. Wymyślił?

- Tak. Poproszę. Potrzebuje tego, bo inaczej zaraz oszaleje chyba - stwierdził, wykładając paczkę papierosów na stół, tak aby Richard mógł się poczęstować. Borgin już wiedział, że wuj lubi sobie zapalić, tak jak on - Ale muszę to powiedzieć Robertowi sam... - dopalił jedną fajkę i sięgnął po drugą - Znaczy ojcu - poprawił się szybko. Starał się pracować nad zmianą formy, którą miał nazywać Roberta -Ja zawiodłem, to ja mu muszę powiedzieć, chociaż nie ukrywam, że jest to kusząca opcja - wyznał. Zrzucenie odpowiedzialności na kogoś innego, aby powiedział o czymś, co nie poszło, było idealnym planem. Richard był jednak częścią rodziny Stanleya, a rodziny się nie wystawiało. Nie wprowadzało się ich na minę. Musiał więc to zrobić samemu.

- Zanim przejdziemy do szczegółów... masz może kawałek kartki i coś do pisania? - zapytał - Zostawię mu wiadomość. Musi tu się w końcu pojawić. Uwielbia to miejsce przecież - dodał, rozglądając się po całej okolicy. Książki, świece i tony kurzu - no coś wspaniałego.

Jeżeli otrzymał, to o co poprosił, zaczął pisać krótką notkę. Mulciber jednak przejawiał takie same wartości, więc mógł liczyć na jego pomoc - Od czego by tu zacząć... - przeniósł wzrok z kartki na wuja, sugerując, że może on podpowie jak rozpocząć ich rozmowę. Treść listy już miał opracowaną w swojej głowie. Musiał jednak jakoś to wszystko opowiedzieć - bez owijania w bawełnę, wszak nie wiedział już na przeciwko Harper.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#4
18.03.2024, 14:38  ✶  

Zakładając po słowach Stanleya, że jakaś sprawa się posypała i że mogło chodzić o tę Harper, od razu podjął działania, aby zabezpieczyć sklep zaklęciami ochronnymi, wyciszającymi, zamknąć. Bratanka skierował od razu do biura. Gdzie mogliby na spokojnie porozmawiać. Było widać po młodym, że tego zdecydowanie potrzebował.

Zauważając, że zgarnął szklankę po to, aby pełniła mu funkcję popielniczki, uniósł brew ku górze w małym zaskoczeniu. Nie zwrócił mu uwagi na to, że już takowa była na tym biurku, ale może z przyzwyczajenia jakiegoś, wolał inne naczynie. Usiadł na tronie zajmowanym najczęściej przez brata i wyjaśnił chłopakowi małe nieporozumienia.

- Przyzwyczaisz się. Na to potrzeba czasu.
Nie miał mu za złe tej pomyłki. Ale też nie chciał, aby wciąż myślał o tym, że rozmawia z ojcem. Dlatego sprostowanie tutaj, było konieczne.

Richard zaproponował chęć wysłuchanie. Nie naciskając, a dając mu chwilę na zebranie myśli. Uporządkowanie chaosu, jaki się najwyraźniej pojawił w jego umyśle. Chłopak zgodził się. Choć w następnych słowach, trochę się zakręcił, nie przyzwyczajonym jeszcze do nazywania Roberta ojcem. Richard pozwolił mu mówić, widząc jak ten sięga po papierosy, zostawiając paczkę na burku. Nie chciał mu pomagać jej wypalić, kiedy w tej chwili potrzebował jej bardziej i to całej. Wyjął zatem swoją papierośnicę i z niej swojego papierosa, którego zapalił, dla towarzystwa. Przedmiot, położył na biurku. Po zaciągnięciu się i wypuszczeniu dymu, postanowił odpowiedzieć.

- Rozumiem.
Odkąd Richard był wtajemniczony w sprawę Harper Moody i tego Greybacka, a także przynależności Stanleya do śmierciożerców, nie musieli krążyć z tematem i rzucać hasła, aby druga strona domyślała się. Ułatwiało to im komunikację. Skoro chłopak chciał sam powiedzieć ojcu, niech tak będzie.

Ktoś doniósł na Stanleya. Biuro zaczęło bardziej przykładać się do sprawy z Greybackiem. To dało Richardowi jasny wniosek podsumowujący ich ostatnie spotkanie w większym gronie na ten temat. Kto dostarczył głowę. Pytanie tylko, jak to się odbyło, że połączono fakty z Borginem?

Na razie Richard nie pytał. Dał młodemu czas aby pozbierał myśli, uspokoił się. Na prośbę o papier i coś do pisania, Richard wsadził papierosa do ust i otworzył jedną z szuflad biurka. Wyjął czystą kartkę, którą położył biurku, w stronę Stanleya. Przysunął mu także pióro i kałamarz.

- Jeżeli nie zmieni planów, jutro powinien tutaj przyjść.
Uprzedził, wyciągając papierosa z ust. Może chciał uspokoić Stanleya? Zapewnić, że Robert odczyta pozostawioną dla niego notatkę najszybciej, jak to było możliwe. Choć Richard mógłby przekazać to osobiście, dzięki czemu nie trafiłoby to w niepowołane ręce a bezpośrednio do jego brata. Ale nie będzie wnikał z to, co zapewne może Robert sam ustalił z synem, w kwestii przekazywania informacji.
- Krótko. Nie zdradzając za wiele, jeżeli chcesz zostawić wiadomość tutaj. Robert skontaktuje się z Tobą.
Poradził, samemu nie będąc przekonanym do tego, aby rozpisywać się w szczegółach. Jeżeli sprawa jest bardzo poważna, najlepiej omówić ją w cztery oczy. Lub z osobami w nią wtajemniczonymi. Na razie mógł jedynie wesprzeć bratanka i go wysłuchać. Może coś doradzić? Robert jako jego ojciec, ma większe prawa do podejmowania decyzji. Jak i w całej tej sytuacji.
Dał Borginowi chwilę, aby w spokoju napisał treść, jaką chciał przekazać swojemu ojcu, strzepnąwszy popiół z papierosa do popielniczki.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
18.03.2024, 22:42  ✶  

Na całe szczęście, Richard był bardzo wyrozumiały. Zdawał sobie sprawę, że rozróżnianie ich może być trudniejsze, niż to się mogło wydawać, a już na pewno dla kogoś, kto nie miał wprawy w obyciu z dwójką bliźniaków. Stanley uważał, że idzie mu coraz lepiej, chociaż dzisiaj popisał się swoją percepcją.

Borgin nie miał też problemu, aby to poczęstować wuja papierosem. W końcu wyciągnął do niego swoją dłoń. Chciał go wysłuchać, pomóc.

Teraz jednak we dwójkę się rozkoszowali dymkiem. Powoli też rozkręcali rozmowę. Snuli plan co zrobić dalej. Kwestia popielniczki? Była bardzo prosta. Stanley kilka razy już odwiedził "Olibanium" i za każdym razem, jako popielniczka, służyła zwykła szklanka czy kubek. Tym razem również postawił na ten sprawdzony obiekt. Porządek był bardzo ważny.

Pokiwał głową na słowa, których trochę oczekiwał. "Będzie tu jutro" brzmiało idealnie. To było wystarczająco dużo czasu, aby ten dał radę ochłonął i odrobinę wszystko sobie ułożyć. Przygotować jakąś wersję, którą mógłby opowiedzieć Robertowi. Oczywiście w grę wchodziła tylko jedna możliwość - szczera prawda. Nie miał zamiaru go okłamywać.

Naskrobał krótką notatkę. Na tyle enigmatyczną, na ile dał radę. Rozchodziło się o względy bezpieczeństwa, a jego ojciec też miał na pieńku z niektórymi osobami. Nigdy nie mogli się spodziewać, kto może wpaść do ichniejszego lokalu. Notatka napisana w ten sposób, pozostawiała wiele niewiadomego dla osób postronnych, a jednak zawierała wystarczająco dużo informacji, aby osoba w temacie, wiedziała o co chodzi.

- Tak będzie najlepiej - zgodził się z Richardem, odkładając pisadło na bok. Notatke przytrzasnął jedną z książke, tak aby jakiś wiatr jej przypadkiem nie ukradł. Nie ukrywał jej przed wujem. Jeżeli ten chciał zerknąć - miał do tego pełnię możliwości.

- Raz jeszcze dziękuje - rzucił w kierunku Mulcibera. Ten de facto nic wielkiego jeszcze nie zrobił, chociaż dla Stanleya liczył się sam fakt tego, że znalazł się tutaj tego dnia - Nie wiem jak do tego doszło - rozpoczął swoją historię, robiąc krótką przerwę na zaciągnięcie się - Zaczynając jednak od początku. Tak, to ja zaniosłem głowę do Ministerstwa na prośbę ojca - stwierdził bez zawahania. Brat Roberta chyba jednak o tym już wiedział - Dwa miesiące nic się nie działo. Było to cholerne Beltane i nikt nie drążył tematu. Nikt nie dopytytwał o to - strzepał popiół z końcówki papierosa - Nikt mnie nawet nie widział z tym wszystkim. Kurwa mać no - zacisnął pięść ze złości. Nie zdecydował się jednak uderzyć w blat. Musiał trzymać emocje na wodzy.

- No i dzisiaj mnie ta jędza wezwała. Nasłała te swoje psy, aby mnie przyprowadzili - przeniósł wzrok na twarz Richarda - Rozumiesz? Na funkcjonariusza, który tyle lat poświęcił służbie Ministerstwu. Nie zawołała mnie sama, a kazała mnie przyprowadzić. Jak jakiegoś przestępce. Przypomnę tylko, że prawo działa w ten, a nie inny sposób. Dopóki mi niczego nie udowodnią to jestem osobą niewinną - zauważył - Jednak nie mam zamiaru już tam wracać. Raz mnie wypuścili. Drugi raz tego już nie zrobią - westchnął, opierając się o fotel. Stanley spojrzał na sufit z odrobiną bezradności.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#6
19.03.2024, 13:17  ✶  

Mieszkając dwadzieścia sześć lat w Norwegii, pojawiając się w Anglii jedynie w okolicznościach tego wymagających, bądź interesach rodzinnych i wezwaniach przez ojca czy brata w ostatnich latach, mógł nie zostać tak dobrze zapamiętany jak jego bliźniak Robert, często będąc z nim mylonym. Stąd również mogła wynikać ta wyrozumiałość. A członkom rodziny (nawet ostatnio poznanym) nie zamierzał robić z tego problemu na zasadzie "weź zgaduj", jeżeli jak tutaj, sytuacja była dość poważna.

Pozwolił Stanleyowi na spokojnie napisać krótką notkę, która miała być przekazem informacji dla Roberta bezpośrednio od syna. Kiedy została napisana, tylko rzucił okiem na jej treść. Może w upewnieniu się, czy nie za dużo napisał. Była jednak w porządku. Wtedy mogli przejść już do rozmowy, rozkoszując się tytoniem, który dla Richarda działał także jak uspokajająca amortencja.

Na podziękowania Richard skinął głową, czekając na podjęcie rozmowy przez Borgina. Co tak właściwie się wydarzyło? Chłopak zaczął od początku. Było pomocne dla Richarda i potwierdzające, że to młody Borgin właśnie miał za zadanie dostarczyć głowę zdrajcy do szefowej biura aurorów. Pytanie, czy zabrał się do tego w odpowiedni sposób?
Jak tylko usłyszał, że chłopak dostał takie zlecenie od Roberta, to aż westchnął. Kto by inny na to wpadł, żeby syna wysyłać z takim zleceniem? No oczywiście, że jego wspaniały braciszek. Może nie mieli nikogo innego, więc zadanie dostał Stanley.

Słuchał go uważnie. Nie przerywał. Analizował każde słowo i zdanie, aby zobrazować sobie w głowie zarys sytuacji. Choć były pytania, pozostawiał je na razie na później. Był poważny, gdyż nie oczekiwali takiego obrotu sprawy. Dopiero co mieli wszystko ustalone w sprawie dalszych działań, zbierania informacji.

- Biura aurorów tak w większości pracują. Z jednej strony ogarniają jeden wielki bałagan, a po cichu, na boku zajmują się innymi sprawami. Ktoś, kto na Ciebie doniósł, musiał coś widzieć, podejrzewać, albo Cię zwyczajnie nie znosi i jest lizusem samej Szefowej Biura. Pytanie, czy Cię przesłuchiwała? Czy dała Ci jakikolwiek powód podejrzewania Cię o zamieszanie w sprawie Greybacka?
Dał mu chwilę do zastanowienia się. Nie oczekiwał, że powie mu wszystko. Na pewno Robert będzie od niego wymagał dość szczegółowego raportu. Richard jednak chciał wiedzieć, jak źle stoi ta sprawa, jako że on sam był aurorem. Chciał wiedzieć, ile też Stanley im sprzedał informacji.
- Może i prawo działa tak jak mówisz. Jeżeli nie ma ona mocnych dowodów i nie dałeś jej takich, aby Cię podejrzewała, nie może Cię zatrzymać, aresztować, czy postawić zarzutów. Zastanów się na spokojnie, czy było coś, co mogło Cię zdradzić? Czy jesteś pewny, że nikt Cię wtedy nie widział? Czy może zwyczajnie Cię z jakiegoś powodu ta baba nie lubi?
Zadał mu dodatkowe pytania, do samodzielnego przeanalizowania całego zdarzenia na spokojnie. Nawet, jeżeli miało to miejsce dwa miesiące temu. Czy był ktoś, kogo mógłby mu zaszkodzić? Richard wiedział jak działało prawo norweskie i brytyjskie. Stanley miał rację w tym, co mówił, że nie mając dowodów, on jest nadal niewinny. Co potwierdził jego wypowiedź w swoich słowach.

Zaciągnął się ponownie papierosem i strzepnął pył do popielniczki. Dając mu też chwilę do namysłu. Przeanalizowania wszystkiego na spokojnie. Ochłonięcia.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
20.03.2024, 00:53  ✶  

Zdawał sobie sprawę jak działają Biura Aurorów. Sam był na takim kursie. Sam prawie jednym z nich został. Richard nie musiał mu przypominać, chociaż może musiał? Może ich odrobinę lekceważył, nie dopuszczał pewnych faktów do głowy?

- Wuju no... - rzekł - Na pewno by się znalazło kilka osób z którymi miałem na pieńku. To jest nie do ukrycia. Chociażby ta Longbottom. No zołza jakich mało - pokręcił głową, bo aż go zaczęło nosić na myśl o Brennie. Pałał do niej niczym więcej jak najczystszą nieprzychylnością, która powoli przeradzała się w nienawiść - o ile już tego nie zrobiła.

- No przesłuchiwała. Pytała o rzeczy związane z końcem kwietnia i przełomem maja. Na pewno jej chodziło o tamtą przesyłkę - stwierdził - Pytała czy coś mi wiadomo o tych przesyłkach. Czy nie kręciłem się tam. Oczywiście ją zbyłem. Nie powiedziałem jej prawie nic więcej, niż tyle co musiałem. No i przede wszystkim, mówiłem, że było to bardzo dawno temu, więc żadnych szczegółów nie pamiętam. Dwa miesiące to przecież bardzo dużo czasu - zauważył, popalając odrobinę na uspokojenie - Wydaje mi się, że tak... Chociaż miała trochę słowo kontra słowo. Nie miała niezbitych dowodów. Pewnie myślała, że ja ją do czegoś naprowadzę - wyjaśnił jak sam to widział. Borgin nie chciał jej powiedzieć niczego, co mogłoby ich przybliżyć do rozwiązania tego problemu - Ja to odebrałem jako przesłuchanie. Tym bardziej, że mieli mnie tam doprowadzić jej ludzie - przypomniał, a może wręcz zwrócił uwagę. Dla Stanleya to był jak cios w potylicę - dla autorytetu jego osoby jako brygadzisty.

Zastanawiał się przez chwilę. Stukał się też po brodzie. Mineły może z trzy minuty zanim powrócił uwagą do Richarda - No na zdrowie mojego ojca, a Twojego brata Roberta. Nie było nikogo, kto mógłby mnie widzieć. Nie mam zielonego pojęcia jak się o tym dowiedzieli. Może ktoś zauważył jak odchodziłem skądś? - pokręcił tylko głową. Nie przypominał sobie niczego takiego - Nie wiem czy mnie nie lubiła do tej pory. Nie zrobiłem nic złego. Nie miałem niczego w kartotece, co by mogło powodować jakieś problemu. Żadnych większych konfliktów w pracy. Nienaganna służba - rozłożył ręcę - Po prostu jej odjebało po tym Beltane. Za mało dostała po tym swoim krzaczastym łbie - zgasił papierosa ze złością w szklance - Gdyby tylko ta jędza wyzionęła ducha podczas Beltane. Kurwa. Świat byłby takim pięknym miejscem - zarzekał się. W sumie tak uważał. Jeden problem miałby z głowy.

- Teraz nie dosyć, że musimy się pozbyć Harper. To musimy jeszcze znaleźć kapusia - stwierdził. Nie mieli innej możliwości - sprawiedliwości musiało stać się za dość. Musieli też udowodnić, że z Mulciberami się nie zadzierało.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#8
20.03.2024, 13:28  ✶  

Jeden wniosek nasuwał się sam. Jeżeli przypomnieć sobie dodatkowo to, jak Stanley opisywał kilka osób negatywnie, pod względem osobistym i zawodowym. Szczególnie interesująco się wtedy odniósł właśnie do tej Longbottom. Mieli więc pierwszą podejrzaną. Pytanie jeszcze, czy tego dnia była w pracy, kiedy Borgin dostarczał przesyłkę od ojca?

- Więc na chwilę obecną mamy pierwszą podejrzaną.
Zaznaczył. Ale nie zakładał od razu, że mogła to być tylko jedna osoba. Jeżeli na spokojnie wejdą w głąb tej sprawy, może znajdą kogoś jeszcze. Podejrzanych mogli mieć dużo, po ostatnim segregowaniu zdjęć. Kto jeszcze bliżej był Harper, aby być na tyle wścibskim, żeby donosić samej szefowej biura? Pierw trzeba zrobić listę podejrzanych, których mógłby o to winić Stanley. A następnie szukać dalej.

Słuchając procesu przesłuchania, Richard uniósł brew ku górze. "Kto po dwóch miesiącach decyduje się na przesłuchanie pracownika, który może szczegółów nie pamiętać?" - zastanawiał się w myślach. Takie rzeczy robi się od razu. Góra dzień dwa po zdarzeniu. Ale dwa miesiące? Mulciber nie ukrywał zaskoczenia. Chujowo się do tej sprawy z Greybackiem zabrali, jeżeli miałby to oceniać jako auror.

- O tyle dobrze, że nie poczęstowała Cię Veritaserum.
Tutaj można było być spokojnym. Ale istniała obawa, że mogło do tego dojść. Kobieta traciła grunt pod nogami, mogła być zdolna do wszystkiego. Nie kontrolowała sytuacji? Richard zapamiętał ten szczegół, nasyłania ludzi na Stanleya. Na jakiej podstawie tak postąpiła. Pomocne w tym były kolejne wyjaśnienia Borgina.

Potwierdzając na zdrowie jego brata, że nikt nie widział Stanleya dostarczającego przesyłkę, problem leżał już w inny położeniu. Harper szukała na siłę winnego, przez co upatrzyła sobie Stanleya. Bo przecież kobieta swoich pupili nie będzie podejrzewać. Stąd było ważne wiedzieć, czy Borgin dawał jej podstawy do tego, żeby go nie lubiła. Ale podobno nic takiego miejsca nie miało, jak go słuchał.

- Ona już traci grunt pod nogami, Stanley.
Po wysłuchaniu go, pozwolił sobie na skomentowanie całości, dając sobie też chwilę, aby pewne informacje przetrawić, podsumować.
- Przesłuchuje Ciebie po dwóch miesiącach, kiedy można było to zrobić od zaraz po otrzymaniu przesyłki i przepytać więcej pracowników a nie jednego. Biorąc pod uwagę, że dokonaliście tego przed Beltame. Chyba, że zastosowała już taką procedurę, ale to myślę, że wiedzielibyście o tym. Jeżeli miała podejrzenia i chciała uzyskać więcej informacji w tej sprawie.
Analizował na głos, szukając może w tym także jakiegoś sensownego wytłumaczenia? Zrozumienia jej podejmowanych działań? Jakby chciał porównać pracę tutejszego szefa biura aurorów do tego, któremu on sam podlegał zanim odszedł?
- Nasyła swoich ludzi po Ciebie bez jakichkolwiek podstaw. Nie powinno się tego robić, jeżeli w niczym nie zawiniłeś.
Chwilę jeszcze pomyślał, zaciągnąwszy się papierosem.

Rozważał, jak dobrze można byłoby wykorzystać jej zachowanie względem pracownika Ministerstwa, biorąc pod uwagę to jak określił Stanley, że jej odjebało. Bo tak właściwie było. Nie panowała nad sytuacją? Losowego brygadzistę sobie wybrała jako kozła ofiarnego, aby sprawę przesyłki zamknąć? Istniały na to paragrafy.

Myśląc dalej, pamiętając też z ostatniego ich grupowego spotkania w jej sprawie, jak można ją zniszczyć. Prasa. Medialnie przecież można to także opisać. Jak taka kobieta traktuje pracowników sobie podwładnych. Choćby anonimowo podesłać, że zastrasza brygadzistów, winiąc ich za coś, czego nie zrobili. Już by zapoczątkowało jej naruszenie reputacji. To jednak musiałby omówić z bratem.

- Nie wykluczone, że kapusia trzeba znaleźć. Co nie zmienia też faktu, że nadal potrzebujemy człowieka w środku. Aby namierzył taką osobę. Bardzo dyskretnie.
Z jednego problemu, zrobiło się więcej. Trzeba byłoby najpewniej zredagować plan działania. Ale to Robert musi podjąć decyzje.
- Rozumiem, że nie chcesz tam wracać. Planujesz złożyć wypowiedzenie? Choćby listownie. Żeby zakończyć ten rozdział.
Zaznaczył, pamiętając że o tym wcześniej Stanley też wspomniał.
- Chodzi mi po głowie odebrania jej działań wobec Ciebie, jako próbę zastraszania pracownika, który szczerze powiedziawszy, nic nie zrobił. A stał się ofiarą szefa biura, z kaprysu, co Cię nie lubi? Na takich też są paragrafy. Pytanie, jak na to spojrzy sam szef Departamentu Przestrzegania Prawa?
Dodał. Nie znał ich szefa Departamentu. A to w sumie też była kluczowa osoba, o której cokolwiek powinni wiedzieć. Fakt, że o tym dopiero teraz pomyślał, jak cała sprawa z Greybackiem się posypała. Kim była osoba będąca w hierarchii wyżej od Harper Moody?
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#9
24.03.2024, 19:31  ✶  

Pokiwał głową na zgodę. Użycie veritaserum mogłoby go całkowicie zniszczyć i rozłożyć na łopatki. Powiedziałby wszystko. Wyśpiewałby jak na jakimś kazaniu. Sam na siebie dałby dowody.

- Hmm... No i tu jest pies pogrzebany. Miała jakieś ciastka, którymi mnie chciała poczęstować - dodał. To mogła nie być istotna informacja, ale po połączeniu ze słowami Richarda, nabierała dużo sensu - Oczywiście ich nie wziąłem. Tak łatwo by mnie nie podeszła - zaznaczył. Chciał postawić sprawę klarownie i prosto. Sztuczka dobra, ale niewystarczająca, aby go pokonać.

Nikt nigdy nie zgłaszał żadnych większych uwag do pracy Stanleya. Nikt o nic go nie posądzął. Nie mogli też tego zrobić za to, że zatrzymał swój kurs Aurorski? To nie był powód, aby na kimś się mścić, ani wbijać przysłowiowe szpilki.

Słuchał uważnie, ponieważ słowa, które padały w jego kierunku, miały po prostu sens. Dwa miesiące to był hektar czasu, a dodatkowo nasyłanie swoich psów na kogoś? Wersja z paragrafami była bardzo kusząca. Może mogliby jej podsunąć jakieś zastraszanie albo coś w ten deseń? Na pewno znalazłyby się jakieś bonusowe rzeczy, o które mogliby ją oskarżyć. Nadużycie władzy? Niekompetencja? Trochę opcji mieli.

- To są fakty. Ciężko jednak coś więcej w tej kwestii wykombinować... bo samemu pamiętasz jak wygląda podział w Ministerstwie. Wczorajsza lista dobitnie to udowodniła - przypomniał, gdyby wuj zapomniał. W to akurat wątpił, wszak łeb miał nie od parady - Nie ma takiej możliwości abym tam wrócił - przeciął powietrze rękoma, dobitnie pokazując co na ten temat sądzi. To była już sprawa zamknięta. Nie dało się tego otworzyć ponownie czy naprawić. Musieli żyć dalej - Nie wiem szczerze. Nie zastanawiałem się nad tym. To było dla mnie tak zaskakujące, że po opuszczeniu jej biura, jakaś bańka wewnątrz mnie pękła. Przynajmniej zachowałem zimną krew podczas przesłuchania - stwierdził - Nie wiem czy jest w tym momencie konieczne - dodał. Sam zapewne by tego nie zrobił nigdy. Ale może powinien?

- Raczej ma tutaj gówno do powiedzenia. Ona trzęsie tym całym departamentem. Nikt jej się nie sprzeciwia, a już na pewno nie oficjalnie - odparł, a następnie zamilkł na kilka chwil. Trochę chciał to sobie ułożyć w głowie. Może przypomnieć jakieś szczegóły pośród tego całego harmideru. Robił co w swojej mocy, aby Richard miał pełen pogląd na zaistniałą sytuację.

- Na pewno będę chciał poruszyć ten temat w innych kręgach. Może ktoś z drugiej strony będzie mógł pomóc w tej sprawie. Wskazać nam kapusia. Tylko tyle nam w tym momencie potrzeba. Sami się nim zajmiemy. Sami sprawimy, aby sprawiedliwości stało się za dość - i nie chodziło tutaj o żadne sądy czy inne wizyty przed Wizengamotem. Tutaj w grę wchodził kodeks Hammurabiego - oko za oko, ząb za żab.

Dla Borgina to było teraz najważniejsza. Nie ta cała Harper Moody i ten jej zakichały kochanek, który gryzł aktualnie glebe. Mógł się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Ale "ten", kto go wydał? To był smakowity kąsek, a Stanley miał czas. Mógł czekać, szukać, pytać. W końcu będą musieli ją znaleźć, a wtedy? Rozkosz i przyjemność. Sprawi, że to  będzie najcięższy wieczór dla tej osoby zanim wyzionie ducha. Nie było miejsca na pół środki.

- Jutro pewnie to samo powiem ojcu. Zobaczę co ma do powiedzenia w tej kwestii. Mam tylko nadzieję, że nie będzie jakoś... zły? - wzruszył ramionami. Nie bardzo wiedział jak powinien był to określić. Czy mógł w ogóle mówić o złości w tym momencie?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#10
24.03.2024, 23:20  ✶  

Więc kobieta jednak zastosowała tę sztuczkę, z użyciem Veritaserum na ciasteczkach, częstując nimi Stanleya. Robert powinien być dumny ze swojego syna, który umiał sobie poradzić w takich sytuacjach i nie dał się na nich namówić. Nawet jedno ciasteczko od Harper.

Szkoda tylko, że tak musiała zakończyć się kariera porządnego chłopaka. Młodego Brygadzisty, który w oczach Richarda mógłby być dobrym Aurorem. Zrobił na nim wrażenie już do pierwszego spotkania.

- Tak. Pamiętam.
Potwierdził. Miał dobrą pamięć, o to nie trzeba było się martwić. Jeżeli chodziło o takie sytuacje związane z prawem, osobami zajmującymi stanowiska czy wczorajszej rozmowy i prezentacji pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa.

Rozumiał też, że Stanley nie chciał tam wracać. Jedynie chciał, aby ten etap zakończył rozsądnie a nie z hukiem. Odbije się to na jego reputacji. A przecież tego nie chcieli.

Kiedy wspomniał o reputacji, czy może jej dowodzeniu w departamencie? Dało jasny przekaz, że pracownicy mogli bać się jej podskakiwać, sprzeciwiać, czy otwarcie mówić o niezadowoleniu. Gdyby on miał tam pracować, podlegać tej kobiecie… Może lepiej nie wyobrażać sobie za wiele.

Zaciągnął się papierosem, słuchając Stanleya uważnie. Czyżby nawet i Szef  Departamentu się jej obawiał? Pozwalał sobie na bycie przez nią sterowanym? Manipulowanym? Warto byłoby się także i temu przyjrzeć. Zostawił już ten temat. I tak przyjdzie mu o tym porozmawiać z Robertem, to będzie musiał od nowa mówić wszystko po kolei. Potrzebował teraz zebrać myśli, uspokoić nerwy, siebie i poukładać wszystko.

Temat przeszedł zatem na osobę, która wydała Stanleya. Kapusia, trzeba było znaleźć. Jak sam Stanley zaznaczył, chce podjąć się tego samemu w swoim kręgu zaufanych osób.

- Gdybyś potrzebował czasem pomocy, daj znać.
Odparł strzepnąwszy popiół z papierosa do popielniczki. Rozumiał o co mu chodziło. Nie o to, aby złapać i postawić przed sądem. Mówiąc sami się tym zajmiemy jasno zaznaczył, że sprawiedliwość wymierzy samemu. Richard nie miał powodu aby mu tego zabraniać. Nawet w swojej reakcji nie wydawał się być tym zdziwionym. Jakby może sam już takie wyroki wykonywał?
- Tylko, bądź ostrożny.
Dodał. Może i nie musiał. Ale są przecież rodziną. Oferował mu swoją pomoc i na tym nie było końca. Miał do niego jeszcze jedno pytanie, lecz Borgin poruszył wątek z ojcem. Czy Robert będzie zły?
- Bardziej przychylałbym się do słowa zaniepokojony. Wykonałeś swoje zadanie, a że coś poszło nie tak, pojawiło się dopiero po dwóch miesiącach. Jakby teraz sobie o tej sprawie przypomnieli. Do jutra nie poruszę z Robertem Twojej sprawy. Pozwolę, abyście to sami ze sobą omówili, wyjaśnili. Jedynie przypilnuję, aby jutro tutaj zajrzał, gdyby nagle plany mu się zmieniły.
Wyjaśnił. Może nawet i chciał uspokoić tymi słowami Stanleya. Aby jego umysł lepiej zaczął pracować. A co będzie jutro? To się okaże. Nawiązał szczególnie do tej notatki, jaka teraz spoczywała na biurku, skierowana do Roberta.
- Pozwolę jeszcze o coś Cię zapytać. Ze względu na sytuację, jaka się teraz wokół Ciebie zadziała. Podczas szkoleń na Brygadzistę, opanowałeś może umiejętność komunikacji telepatycznej na odległość? Pomocne na wypadek wezwania wsparcia.
Zapytał, gdyż w krytycznych sytuacjach, umiejętności Fali były bardzo pomocne. Szybsza metoda wezwanie wsparcia, niż rzucanie zaklęć alarmowych, jeżeli różdżką zawiedzie, albo sowy nie ma w pobliżu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (3051), Richard Mulciber (3372)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa