• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[14.08.72, Morze Śródziemne] Patrz, znalazłam trupa

[14.08.72, Morze Śródziemne] Patrz, znalazłam trupa
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
22.05.2024, 21:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:11 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Brenna nie znała się na statkach. Nie miała więc pojęcia, czym (po teleportacji na południowy kraniec Wysp, złapaniu pomu do Francji i dwóch świstoklikach, co pozwalało skrócić całą podróż między kontynentami do kilkunastu godzinach) dokładnie płynęły pomiędzy krańcem Europy a Afryką. Wiedziała tylko, że statek nie był bardzo duży, że należał do jakiejś francuskiej rodziny czystej krwi, był magiczny, co przyspieszało rejs i że podróżowali nim sami czarodzieje, głównie z Francji i Anglii, poza załogą zaledwie kilkanaście osób, a poza przewiezieniom ludzi statek przewoził też towary. A ponieważ miała ciekawską naturę i skłonność do zaczepiania ludzi, dowiedziała się również, że towary zamówiła bardzo majętna rodzina czystej krwi z Egiptu, że starsza, angielska czarownica, która weszła z nimi na pokład, jechała do Afryki, bo zawsze było to jej marzenie, i że młoda francuska czarodziejka o nadąsanym spojrzeniu miała w Kairze wyjść za mąż.
Wczesnym rankiem, mniej więcej w połowie podróży, dowiedziała się też, że płynie z nimi morderca.
Nie natknęła się na samego mordercę, za to znalazła jego ofiarę. Czystym, bardzo absurdalnym przypadkiem, który mógł wskazywać na to, że Brenna albo jest przeklęta, albo pod szczęśliwą gwiazdą urodzona – zależy jak na to spojrzeć.
Po prostu nie mogła znaleźć Victorii.
Uznała, że może jako wilk ją wywęszy.
Zamiast Victorii wywęszyła krew.
Oczywiście, że otworzyła drzwi kabiny – musiała sprawdzić, czy ktoś tam nie potrzebuje pomocy. Jeden rzut oka wystarczył, aby oceniła, że żadnej pomocy już nie udzieli, i aby przyszło jej do głowy, że policjant na wakacjach (nawet jeśli te „wakacje” oznaczały „szukamy nekromanty i wcale nie po to, by go aresztować”), to proszenie się o kłopoty. Bo policjant zawsze znajdzie jakieś przestępstwo. Powstrzymała też głęboko zakorzeniony odruch natychmiastowego wpakowania się na miejsce zbrodni, by poddać je oględzinom: tak jakby mogłaby stać się wtedy podejrzaną, najpierw wypadało powiadomić… prawdopodobnie kapitana.
Stała na progu, kontemplując, czy powinna zamknąć drzwi, i biec po kapitana, czy może próbować kogoś zawołać i posłać po kapitana, gdy kątem oka dostrzegła ruch i och – na szczęście – Victorię.
- Tori, możesz na chwilę? – poprosiła, machając do niej z daleka. – Znalazłam trupa.
To nie tak, że Brenna była obojętna wobec ofiar mordów. Nie była. Nigdy nie nauczyła się obojętności. Ale spokój w pewnych sytuacjach był kluczowy, a tutaj towarzyszyło jej pewne wrażenie… jakby braku realności. I może dlatego zabrzmiała trochę tak, jakby mówiła, że „znalazłam monetę na ulicy”.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
25.05.2024, 11:56  ✶  

Na tym polu były z Brenną równie wielkimi ignorantkami, bo i Victoria miała mgliste pojęcie o statkach. Nigdy jakoś jej wystarczająco nie zaciekawiły, nie zainteresowała się odpowiednio tematem – ot… wiedziała tylko, że różnią się rozmiarem, ale które było łodzią, które już jachtem, a które statkiem? Dla niej to wszystko to było statek: albo mały, albo większy… A no i były jeszcze promy – to te największe. Taak. Za to zainteresowała się samą logistyczną częścią tej… nazwijmy to wycieczką. Skąd dokąd się teleportować, skąd dokąd świstokliki, skąd dokąd płynąć. Rozrysowała sobie nawet wszystko na kartce, zapisała wszystko co i jak. Dokładnie też poinformowała Sauriela, który ostatnimi czasy bywał u niej często, bo pilnował jej kota… no teraz to już dwa koty. Ale poinformowała też swoich rodziców, bo to jednak nie była jakaś tam wycieczka krajoznawcza, tylko faktycznie wyruszała aż do Afryki, żeby poszukać czegokolwiek w związku ze swoją dolegliwością. No i oczywiście wiedzieli w pracy: a na pewno wiedziała Harper i wiedział Cain, bo jednak dużo wcześniej zgłosiła wniosek o wolne i podała w nim powód, chcąc mieć pewność, że go na pewno dostanie. Laurent też wiedział, chociaż nie przedstawiła mu całego planu wycieczki.

Do niedawna statki i pływanie było jej całkowicie obojętne, ale w tym roku jakoś miała do tego szczególnego pecha i wizja płynięcia gdzieś statkiem nie wydawała się już tak ekscytująca… Najpierw pechowa Perła Morza, później płynięcie łódką po jeziorze Windermere… Obie te sytuacje nie skończyły się dobrze, chociaż ewidentnie żyła i mogła teraz pospacerować po statku, który niósł ich pomiędzy Europą a Afryką, możliwie jak najkrótszą trasą, by już na miejscu skorzystać z kolejnego świstoklika.

Teraz zaś, porankiem, spacerowała sobie po statku i musiała się minąć z Brenną, bo przez jakiś czas stała na pokładzie i oglądała… przestrzeń, odpływając gdzieś myślami. W końcu jej się to znudziło, pomyślała też, że coś podejrzanie długo nie widziała nigdzie Brenny, która od czasu do czasu kojarzyła jej się z piłeczką kauczukową, która nie mogła ustać w miejscu, bo jak raz nią rzucisz, to zaczyna się obijać o wszystko dookoła i lecieć jeszcze dalej. W końcu i ją zaczęła szukać – a raczej rozejrzała się po pokładzie, nigdzie jej nie zobaczyła i po prostu poszła w kierunku kajuty, która była im przydzielona…

I spotkała ją gdzieś w połowie drogi, stała przy losowej kabinie i machała do niej z daleka.

– Co to za konspiracja? – wypaliła na początku, kompletnie nieprzygotowana na to, co nadejdzie za chwilę, gdy już stanęła przed Brenną, a kiedy przyjaciółka powiedziała te słowa, to aż jej brwi podleciały tak wysoko na czoło, że gdyby nosiła krótką grzywkę, to by się pod nią schowały. – Że co? – rzuciła i zamrugała, po czym wychyliła się zza ramienia Brenny, jakby to miało w czymś pomóc. I jej się to wydało całkowicie nierealne, nawet do głowy jej nie przyszło, żeby pomyśleć, że Brenna zobojętniała. Po prostu… Po prostu w głowie jej się to nie mieściło. – Ale jak to. Gdzie. Dlaczego – to nawet nie brzmiało jak pytania, tylko raczej jak zarzuty – nie do Brenny, tylko do świata.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
25.05.2024, 12:14  ✶  
Brenna bywała narwana i faktycznie biegała niekiedy we wszystkich kierunkach na raz, ale organizować rzeczy umiała nieźle. Nie potrafiła powiedzieć niczego o statku, jachcie czy cholera wie czym, czym płynęli, ale najpierw upewniła się, że rodzina organizująca przejazdy działa legalnie, że pasażerowie dopływają do celu i że mają aktualne zezwolenia, a dopiero potem załatwiła bilety. Jej plecak pełen był różnych map, notatnik nazwisk, adresów oraz koordynatów, głowa porad, odnośnie tego, jak się zachowywać i jak się nie nazywać, napisała kilkanaście listów i jeszcze więcej ich otrzymała. Zabrała mnóstwo rzeczy, wiedziała, do kogo iść, kogo absolutnie unikać i ba, nawet skontaktowała się z tamtejszym ambasadorem brytyjskiego ministerstwa. Victoria postarała się o eliksiry, tak na wszelki wypadek i jeszcze o świstokliki, bo teleportacja w ciemno, nawet mając dokładne współrzędne, bywała ryzykowna. Wizja całej wyprawy trochę Brennę niepokoiła (martwiła się, że niczego się nie dowiedzą i martwiła się, że opuszcza Anglię, nawet jeśli zrobiła wszystko, co w ludzkiej mocy, by podróż trwała jak najkrócej), a trochę ekscytowała, bo… to jednak była Afryka. Nawet jeżeli na zwiedzanie będą miały przy pomyślnych wiatrach jakieś dwanaście godzin.
Sądziła, że są dobrze przygotowane.
A jednak, na trupa przygotowana nie była.
– Znalazłam trupa – powtórzyła cierpliwie, wciąż jeszcze skonsternowana tą sytuacją i czująca się trochę nierealnie. – Tutaj, w tej kabinie. Nie jestem pewna dlaczego, może wszechświat mnie lubi albo bardzo nienawidzi. Na mój gust rozwalono mu głowę. Czyli no… płynie z nami morderca – powiedziała, uchylając nieco bardziej drzwi kajuty, i ujawniając mężczyznę w średnim wieku, leżącego w kałuży krwi. Jego głowa faktycznie była w takim stanie, że gdyby obie nie naoglądały się już w życiu trupów, miałyby pełne prawo teraz zemdleć albo zwymiotować na sam widok. – To Francuz, podawali mi nazwisko, ale ni cholery go nie wymówię, jakieś Beaucoś tam, z nim akurat nie rozmawiałam, ale płynął ze swoją siostrą, żoną, córką i służącą, wpadłam wcześniej na tę siostrę i żonę… Na ślub, do Kairu. Będą mieli pogrzeb zamiast ślubu… – wymamrotała i przeczesała włosy, bo chyba zaczynało do niej docierać, że tak, mieli tu trupa, mieli tu zbrodnię, mieli tutaj rodzinę, której trzeba przekazać wieści i w ogóle. – Wolisz dotrzymać towarzystwa panu, a ja biegnę do kapitana, czy odwrotnie? – zapytała, bo jej mózg wreszcie zaczął pracować, jak należy i układać plan działania. – Nie zawrócimy już do Francji, bliżej w tej chwili do celu niż do portu, nie wiem, jak tam działają służby, ale mam pewne obawy, że mogą próbować nas kurwa uziemić, do rozwiązania sprawy, albo co. Nie mamy na to czasu, trzeba zmusić kapitana do współpracy i znaleźć winnego, zanim dopłyniemy.
To znaczy, Brenna i tak chciałaby znaleźć winnego, bo miała tutaj zbrodnię, a jak miała zbrodnię, chciała od razu rozwiązywać zagadkę. I niewiele ją obchodziło, że była po godzinach pracy, bo tak już działała. Ale sam fakt, że brak rozwiązania mógł wprowadzić zamieszanie w ich napiętym harmonogramie i zatrzymać na dłużej w afrykańskim porcie, stanowił dodatkową motywację.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
26.05.2024, 09:40  ✶  

Jakoś się podzieliły zadaniami w miarę swoich możliwości i kontaktów. Nigdy nie wątpiła w zdolności organizacyjne Brenny, nawet jeśli sprawiała wrażenie roztrzepanej. Owszem, wszędzie jej było pełno, ale według Victorii to wymagało ogromnego nakładu energii i właśnie planowania, żeby znaleźć na to wszystko czas. Organizowanie wyprawy do Afryki to zupełnie inna sprawa, zwłaszcza jeśli miały ograniczony czas i chciały e to jak najwięcej upchnąć i wycisnąć, ale w końcu im się udało – nawet jeśli większość tego czasu to sama podróż i szukanie informacji na miejscu. To nie były wakacje, ale może chociaż chwilę uda się coś pozwiedzać i zobaczyć… Victoria była też ciekawa jak na jej skórę i ogólnie na nią całą wpłynie bycie narażoną na takie wysokie temperatury, jakie bywały właśnie na Czarnym Kontynencie. Tak czy siak były przygotowane – obie. I faktycznie Victoria miała ze sobą w swojej torbie cały zapas przeróżnych eliksirów i maści, czy past, tak na wszelki wypadek… no i pieniądze. Obie były przygotowane… ale najwyraźniej nie były przygotowane na absolutnie wszystko.

– Czekaj – czas, czas, nie tak szybko! Victoria miała bardzo bystry i lotny umysł, ale tutaj ewidentnie nie nadążała. – Tak po prostu wlazłaś do tej kabiny i znalazłaś trupa? – kto inny pewnie by w tej chwili panikował, ale nie, one dwie, wciągnięte do tej surrealistycznej rozmowy, rozmawiały o tym trochę tak, jakby komentowały obecną pogodę, która swoją droga była całkiem udana. Ale gdy Brenna uchyliła drzwi, a Victoria się do nich zbliżyła, by zajrzeć do środka, i zobaczyła to, co wcześniej zobaczyła pani detektyw… Tak, gdyby to był jej pierwszy trup, to by pewnie zemdlała, albo poczułaby śniadanie nie tam, gdzie powinna. A tak… No na to już trochę jednak zobojętniała. Zaraz odsunęła się od drzwi i wzięła głęboki oddech, nie dlatego, że robiło jej się słabo, tylko modliła się o cierpliwość. Nie wiedziała, co wszechświat chciał jej przekazać, ale wpadła na to samo co Brenna – czyli, że to oznacza możliwość uziemienia ich na miejscu i ogólnie kupę niepotrzebnego bałaganu, na który zwyczajnie nie miały czasu, bo wszystko inne miały dopięte i spięte tak, że naprawdę będą go miały dla siebie niezbyt dużo.

– Zostań, lepiej ci pójdzie zagadywanie tych sióstr, żon i córek, jakby się tu miały teraz pojawić – Lestrange rozmasowała sobie nasadę nosa. – Pójdę… Pójdę do kapitana – Victoria skrzywiła się wyraźnie i odsunęła od kabiny. – W sumie nie mamy dużo czasu… A trzeba to załatwić jak najszybciej – zgadzała się z Brenną, bo taka była cholerna racja. Wygładziła jeszcze spodnie i koszulę ruchem dłoni, kompletnie niepotrzebnie, poprawiła rozpuszczone włosy i poruszała nieco mięśniami twarzy, usiłując na powrót wrócić do swojej „neutralnej” maski, odchrząknęła i ruszyła w stronę miejsca, gdzie urzędował kapitan. – Życz mi powodzenia – rzuciła jeszcze do Brenny, mając nadzieję, że facet jej nie spławi i że załapie tak szybko jak one, ile to będzie problemów dla nich wszystkich.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
26.05.2024, 21:20  ✶  
- Wyczułam krew - wyjaśniła Brenna krótko. - Zostałam na razie na progu.
Nie chciała naruszyć miejsca zbrodni, chociaż i tak będą musiały tam wejść. Tyle że po sfotografowaniu sytuacji od progu. W rękawiczkach. Za wiedzą kapitana (i zgodą, miała nadzieję, choćby miała wyciągnąć mu tę z gardła). Rzecz jasna wciąż starając się niczego nie dotknąć, bo musiała brać pod uwagę, że jednak nie zdołają wykonać śledztwa błyskawicznego (zwłaszcza pozbawione dostępu do pełnej ekipy i na przykład patologa), ale mogły przynajmniej się rozejrzeć.
– Jasne. Leć – westchnęła i zamknęła drzwi z powrotem. Jeszcze tego brakowało, aby ktoś przechodząc zauważył trupa i rozpoczęła się ogólna panika. A to nie byłoby trudne, w końcu statek nie był taką wielką Perłą Morza.
*
Znalezienie kapitana nie było trudne. Ten był mężczyzną w średnim wieku, na szczęście mówiącym po angielsku, chociaż niezbyt dobrze. W pierwszej chwili nie zrozumiał zupełnie, co Victoria chciała przekazać – a może po prostu liczył, że nie rozumie? Upewniał się trzy razy, zanim ruszył w końcu z nią ku kajutom, szybkim krokiem. Chyba nie dowierzał w opowieść o trupie aż do momentu, w którym zobaczył ciało na własne oczy.
Zaklął chyba, a może wezwał bogów. Brenna nie mogła być pewna, bo zrobił to po francusku, potem wyrzucił z siebie kilka szybkich słów, również dla niej niezrozumiałych, cofnął się, sprawiał wrażenie, jakby chciał odejść, być może zawołać kogoś jeszcze z załogi… a potem zrobił w tył zwrot i spojrzał na nie, jakby coś ważąc.
– Wy jesteście z tej całej… Ministerstwo Magii, tak? – spytał, z mocnym akcentem, i wyraźnie niechętnie. Był tu kapitanem, one były obce, w dodatku były kobietami. Ale morderstwo podczas rejsu mogło zepsuć im opinię, a teraz stał przed wyborem: zawracać do Francji prawie będąc u celu i ryzykować niedowiezienie transportu, włożenie śledztwa w ręce miejscowych służb, którym nie ufał za grosz, albo spróbować z nimi. O ile, oczywiście, nie one tego tutaj ukatrupiły. – Jakaś wskazówka?
– Chętnie obejrzymy miejsce zbrodni – podłapała natychmiast Brenna. – Będziemy potrzebowały pełnej listy pasażerów, najlepiej z pańskim komentarzem. I trzeba znaleźć krewne tego pana, nie wiem, gdzie teraz są. Niedobrze, gdyby nam przeszkodziły, poza tym będziemy musiały z nimi porozmawiać.
– Merde – syknął. – Znajdę je. Zaraz przyjdzie tu do was mój zastępca. Tylko nic nie ruszajcie.
– No cóż, mogło pójść gorzej – westchnęła Brenna. Przynajmniej miały jego zgodę na to, by zacząć działać, bo bez jego współpracy nie miałyby żadnego pola manewru. – Pędzę po rękawiczki i aparat, wrócę za minutę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
29.05.2024, 11:07  ✶  

Wyczuła krew – no przecież! Victoria przyjęła to z kamienną twarzą, nie wnikając po co Brenna w ogóle się przemieniała w wilka – ot normalny dzień w pracy, normalne dziwactwo panny Longbottom. Spojrzała na nią tylko z lekkim powątpiewaniem, ciągle na barkach czując absurd i surrealizm całej tej sytuacji, a ostatecznie wzruszyła na to lekko ramionami. Nie na całą sytuację, na problem, jaki tutaj miały, nie - tylko na to, jak to się stało, że Brenna ten problem w ogóle znalazła.

***

Całe szczęście dopuścili ją do kapitana, i całe szczęście, że jakoś się z nim dogadała, chociaż nie bez problemów. Nie była pewna, czy mówi niewyraźnie, czy typ udaje, że nie rozumie, przez krótką chwilę rozważała nawet pokazanie mu na migi co jest grane, ale na szczęście nie musiała robić tej pajacerki, bo mężczyzna w końcu przyjął do wiadomości, co mu próbowała cały ten czas przekazać (chociaż miała wrażenie że zamiast słuchać uważnie, to wolał się na nią po prostu gapić, a jego wzrok podejrzanie dużo razy zjechał nie tam, gdzie patrzy się z kiedy się z kimś rozmawia, ale Victoria nie zareagowała). Ale w końcu za nią poszedł.

No, to przedstawienie trupa miały już za sobą. Lestrange w ciszy przyglądała się reakcji kapitana, nim ten w końcu się do nich odezwał.

– Tak. Jestem aurorem, a tu jest detektyw brygady – odparła krótko, mając nadzieję, że typ znowu nie będzie miał problemu ze zrozumieniem. Ale słowo “auror” było chyba tak charakterystyczne, że powinien sobie chociaż z nim poradzić? Zaraz Brenna przejęła pałeczkę, i w sumie dobrze, Victoria więc przyglądała się scenie po czym upewniła się że drzwi do kabiny są zamknięte i kiwnęła głową na potwierdzenie, że poczekają na zastępcę. Potrzebowały kooperacji z kapitanem, żeby to wszystko się nie pokiełbasiło jeszcze bardziej.

– Dobra, poczekam tu… i popilnuję – i miała gorąca nadzieję, że jednak zastępca kapitana pojawi się szybciej niż później, i że to on się tu zjawi najpierw, a nie rodzina ofiary.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
29.05.2024, 20:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 20:12 przez Brenna Longbottom.)  
Brennie faktycznie przebieżka po rzeczy zajęła góra minutę, a chociaż Victorię minął najpierw członek załogi, a potem rozświergotana para Francuzek, nikt nie chciał wchodzić do środka. Chwilę później Brenna, z dość ponurą miną, fotografowała w środku trupa i przyglądała się obrażeniom, a Lestrange rozglądała się po kajucie.
Nie było wielkich śladów walki. Przepychanka chyba trwała krótko. Victoria zauważyła, że ktoś rzucił chyba szklanką i rozbił ją o ścianę, ale poza tym niczego nie uszkodzono, nie doszło więc do zaciętego starcia. Nie dostrzegła niczego umazanego krwią, co wyglądałoby na narzędzie zbrodni. Ktoś za to bez wątpienia rozbił głowę mężczyzny i nie wyglądało to na wypadek.
– Walnięcie z jednej strony, przewrócił się i walnął głową o łóżko z drugiej… nie miał szans – mruknęła Brenna, przykucając przy trupie. – Albo ktoś miał sporo siły, albo użył czegoś naprawdę ciężkiego, medyk to ze mnie żaden, ale nawet ja widzę wgłębienie i tyle krwi… Widzisz tutaj coś takiego ujebanego krwią?
– Pardon?
– Kurwa – mruknęła Brenna, prawie się potykając, gdy rzucała się do drzwi na dźwięk damskiego głosu. Zastępca kapitana miał przecież nikogo nie przepuszczać! Brenna uchyliła drzwi dosłownie o kilka centymetrów, zasłaniając sobą wnętrze. W szparze zobaczyła nikogo innego, jak żonę tragicznie zmarłego. Za jej plecami stał wyraźnie zakłopotany zastępca kapitana.
– Jestem Fleur Beauharnais‎ – przedstawiła się kobieta, angielskim płynnym, chociaż z lekkim akcentem. Była blada jak sama śmierć, dłonie zacisnęła na spódnicy, ale nie płakała, głowę trzymała wysoko, stała wyprostowana. Ubrana w elegancką, nienagannie czystą szatę w jasnobłękitnej barwie, kapelusz i nawet białe rękawiczki: uosobienie szyku. – To ja zabiłam mojego męża.
Brenna zamarła, z trudem powstrzymując chęć obejrzenia się na Victorię. Nie żeby to było takie ogromne zaskoczenie: w dużej części spraw morderstw morderca znał ofiarę. Często dochodziło do nich przypadkiem albo pod wpływem emocji. I nie raz morderca przyznawał się pod wpływem wyrzutów sumienia czy po prostu wiedząc, że nie umknie. Ale chyba Brenna nie zakładała… że pójdzie tak szybko.
– Pani… Beauharnais… – powiedziała Brenna z wielkim trudem wypowiadając nazwisko. – Możemy porozmawiać… hm…
W końcu należało ustalić kilka rzeczy. Zebrać zeznania dotyczące przebiegu wydarzeń, motywu, czasu, w jakim doszło do zgonu...
– Sąsiednia kajuta należy do mojej siostry i córki, możemy rozmawiać tam – oświadczyła Fleur i odwróciła się, nie czekając na reakcję. Brenna obejrzała się wreszcie na Lestrange.
– Może jednak nas nie uziemią – powiedziała, ale z jakimś powątpiewaniem. – Niech pan pilnuje drzwi, dobrze? – poprosiła, zanim ruszyła za panią Beauharnais do drugiej kajuty. Kobieta usiadła tam już na łóżku, wciąż sztywnie wyprostowana i zapatrzyła się na aurorkę oraz Brygadzistkę.
- Nie rozumiem, o czym chcecie rozmawiać - powiedziała płaskim tonem. - Przyznaję się. Mam coś podpisać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
31.05.2024, 19:11  ✶  

Stojąc przed drzwiami, gdy czekała na Brennę i zastępcę kapitana, próbowała wtopić się w tło. Wyglądać tak, jakby nie stała tam na czatach, tylko że po prostu sobie tam… jest. Albo wręcz że wcale jej tam nie ma. Musiało to wyglądać naprawdę śmiesznie, ale na szczęście nikt nie próbował jej zaczepiać, ani zagadywać, i w końcu odetchnęła z ulgą, gdy kilkadziesiąt uderzeń serca później dołączyła do niej Brenna, a niedługo później zastępca kapitana, który na widok tego, co było w kabinie, zaklął szpetnie i wpuścił je do środka.

Victoria rozglądała się w środku uważnie, szukając wszelkich śladów, które mogłaby ofotografować Brenna. Robiła jej z karteczek numerki, a z notatnika zrobiła miarę obrazującą skalę, by później technicy nie mieli żadnej wątpliwości co do tego, jaką co miało wielkość. To były warunki całkowicie polowe, ale nie miały innej możliwości, jak grać na zasadach, które zostały im narzucone.

– Nie, nie widzę… – westchnęła, przyglądając się śladom krwi. I sama podskoczyła na dźwięk czyjegoś głosu z wyraźnym francuskim akcentem. Brenna była znacznie szybsza, dopadła do drzwi, a Victoria stała gdzieś za nią, bardziej z boku, słuchając tej wymiany zdań. I jej nie zaszokowały jej słowa. W zdecydowanej większości spraw, to małżonek był zabójcą; w pierwszej kolejności zawsze przepytywali się najbliższą rodzinę i niczym dziwnym nie było jeśli ofiarą i oprawca się znali. Zbrodnia w afekcie przytrafiła się bardzo często. Czy tak miało być i tym razem? Takie przyznanie się o niczym jeszcze nie świadczyło. Mogło by prawdziwe, a mogło być też całkowitym blefem – to też nie byłaby żadna nowość. Kiedy Brenna w końcu się do niej odwróciła, Victoria wzruszyła ramionami, chcąc jej przekazać że nie ma na ten temat jeszcze żadnych przemyśleń. Ale wyszła z kabiny, zamykając za sobą drzwi i zmierzyła zastępcę kapitana spojrzeniem.

– Jeszcze raz, pani godność? – zaczęła Victoria, ignorując słowa kobiety, po czym zapisała je wyraźnie na kartce (i miała nadzieję że nie zrobiła błędu w nazwisku, coś tam kiedys się uczyła francuskiego, ale nie na tyle, by się moc sensownie nim posługiwać plus było to dawno). – O której nastąpił zgon pani męża? – to były suche pytania, bo Victoria nie zwykła użalać się nad osobami, które przesłuchiwała. Nie bez powodu to ona była tym "złym gliną".

– Chyba jakieś pół godziny temu, nie mam zegarka – padło w odpowiedzi, a Victoria sobie to zapisała i pomyślała, że to chyba… chyba trochę za szybko, że to musiało minąć trochę więcej czasu, nic nie dała jednak po sobie poznać.

– Jak wyglądały wydarzenia poprzedzające śmierć? – ciemnooka uniosła spojrzenie znad kartki.

– Wszystko pamiętam jak przez mgłę, krzyczał na mnie i groził, nie chciałam go zabić, ale wpadłam w jakiś szał, potem wybiegłam na górny pokład, nie myślałam jasno – krzyczał i groził… może trzeba będzie przepytać ludzi, czy słyszeli krzyki. Może ktoś coś wie?

– A co się właściwie stało? Co spowodowało tę kłótnię? – i wypadek?

– Bił mnie, zdradzał i nie mogłam już tego wytrzymać – Victoria zanotowała i podniosła głowę, by spojrzeć wymownie na Brennę. Cóż, pasowało na motyw. Może chciała coś dodać? Ta kobieta pewnie myślała, że przyznanie się załatwi wszystkie formalności, niestety to nigdy nie było takie proste.

– Wie pani, z kim panią zdradzał? – to nie mogły być łatwe pytania i mogło się wydawać, że zakończenie czyjegoś żywota jest tym najtrudniejszym krokiem, ale trudności dopiero się zaczną.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
31.05.2024, 21:59  ✶  
Brenna rozejrzała się uważnie po kajucie, zwracając uwagę na każdy wyciągnięty z bagaży drobiazg, na rozmiar walizek, na ich stan. Wszystko mogło być ważne. Potem bardzo dokładnie, jeszcze raz, przyjrzała się Fleur, na razie nie wtrącając się w rozmowę, która toczyła się między nią a Victorią.
Jej nie niepokoiło to, że uważała, że do zgonu doszło jakieś pół godziny temu – chociaż Brenna wstępnie szacowałaby niespełna godzinę, to ostatecznie kobieta będąc w szoku mogła stracić poczucie czasu. Natomiast biorąc pod uwagę rozbryzgi krwi, sukienka zdawała się jej zbyt czysta. Chyba że kobieta uderzyła zaklęciem, stojąc daleko od męża, to niby też wchodziło w grę…
– Wiem, że utrzymywał kochankę w Paryżu – odparła Fleur, wciąż tym samym, dziwnie wyzutym z emocji tonem. – Spotykał się też z innymi kobietami, ale nie znam ich nazwisk i chyba żadna nie była stałą. Czy ta rozmowa naprawdę jest konieczna?
– Niestety, trzeba dopełnić formalności – powiedziała Brenna łagodnie, chociaż de facto nie miały prawdziwej jurysdykcji. – Jak daleko stała pani od męża w chwili jego śmierci?
– Tuż przy nim.
– Rozumiem… – mruknęła Brenna i zerknęła na Victorię, chcąc pochwycić jej spojrzenie, a potem samymi oczami wskazać na kobietę.
Jej suknia nie nosiła śladów krwi.
Nic więcej nie zdążyły jednak powiedzieć, bo oto ponownie rozległo się pukanie. Brenna podniosła się i ruszyła do drzwi jako pierwsza.
– Za moment wracam – rzuciła, kiedy okazało się, że za progiem stoi jakaś młoda kobieta, odziana dość skromnie. Bardzo blada, trzęsła się cała i gdyby nie była ubrana tak mało elegancko, Brenna pomyślałaby, że to córka zmarłego, której kapitan właśnie przekazał wiadomość po tym, jak wspomniał o wszystkim żonie. Zamknęła drzwi, wychodząc na zewnątrz. – Pani…
– Henriette – powiedziała dziewczyna i objęła się ramionami, a potem rzuciła Brennie nieco spanikowane spojrzenie. Była wyraźnie spanikowana. – Chcę się przyznać.
– Do czego chce się pani przyznać…?
– Zabiłam pana Beauharnais‎a! – zawołała, podnosząc głos, a Brenna odruchowo rozejrzała się, ale w pobliżu był tylko zakłopotany zastępca kapitana, wciąż pilnujący wejścia do kajuty. – To byłam ja. Nie muszą panie rozmawiać z panią Beauharnais‎.
– Dlaczego dźgnęła go pani nożem?
– On… on… – Dziewczyna urwała i spuściła wzrok, trzęsąc się tylko coraz bardziej. – Próbował mnie skrzywdzić, a ja…
– Spokojnie – szepnęła Brenna, odruchowo wyciągając ku niej dłoń i zaraz ją opuszczając, bo Brygadzista nie powinien dotykać podejrzanych czy świadków: za łatwo mogli zostać o coś oskarżeni. A chociaż doskonale wiedziała, że pan Beauharnais nie został dźgnięty nożem, i że Henriette mogła zmyślać i to skrzywdzenie, szarpnęło nią współczucie wobec przerażonej dziewczyny. – Poczekaj chwilkę, proszę.
Uchyliła drzwi i zajrzała do pokoju.
– Pani Beauharnais, proszę chwilę poczekać. Victorio, możesz? – poprosiła, czekając aż Lestrange wyjdzie na korytarz, by wskazać jej Henriette. – To Henriette. Jak sądzę służąca pana Beauharnais. Właśnie spytałam, dlaczego dźgnęła swojego pracodawcę nożem, bo przyznaje się do jego zabójstwa – powiedziała, bardzo spokojnym tonem, chcąc przekazać informację „tu się kurwa dzieje coś dziwnego” w taki sposób, by dziewczyna nie zorientowała się, że Brenna nie wierzy jej ani za knuta. Bo przecież ona nie wiedziała tego, co wiedziała Vika: głowę zmarłego rozbito, na pewno nie użyto do tego żadnego noża…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
05.06.2024, 23:03  ✶  

Pod tym względem kobiety podzieliły się rolami; tam, gdzie Brenna przyglądała się kajucie, tam Victoria nie spuszczała wzroku z żony nieboszczyka, chłonąc jej mowę ciała, mimikę, tiki nerwowe, spojrzenia…

Victoria zapisała sobie kolejne zdania, nie robiąc żadnych uwag na głos, nie chcąc dawać kobiecie żadnych wskazówek. Ot – same fakty; jej odpowiedź, skrzętnie zanotowana, zero innej reakcji od Victorii. W końcu i Brenna zadała kolejne pytania, które Lestrange odnotowała. Tuż przy nim zabrzmiało sucho, jak za chwilę suchy miał być pergamin wchłaniający atrament. Tuż przy nim, a rozbryzg krwi był tak wielki… Czy Fleur się przebrała? Kątem oka dostrzegła spojrzenie Brenny, ale i na to nic nie powiedziała. Jedynie zdążyła otworzyć usta, lecz jej pytanie nie wybrzmiało, zakłócone pukaniem do drzwi. Ciemnowłosa odwróciła się w ich stronę, ale to Brenna była pierwsza (ależ zaskoczenie…) i dopadła do drzwi i w tym czasie Victoria nie zadawała kobiecie żadnych pytań; za to zanotowała je sobie na… jak sądziła, na za chwilę: narzędzie zbrodni?

Po chwili drzwi otworzyły się i wyjrzała przez nie Brenna, nieco chyba skonsternowana i zamyślona, wołając Victorię. Ta cichutko odetchnęła przez nos, po czym przysunęła do siebie papiery, zabrała pióro i wstała z krzesła.

– Przepraszam, za chwilę wrócę – odezwała się do kobiety, nie siląc się jednak na uśmiech i po prostu podeszła do drzwi, za moment je zamykając. Mina zastępcy kapitana, którego twarz zobaczyła kawałek dalej, mówiła jej absolutnie wszystko. Zresztą kolejne słowa Brenny… Gdyby były tutaj same, ona i Bren, to westchnęłaby słyszalnie, pokręciłaby głową, pomasowała sobie nasadę nosa… Ale same nie były – mogła jedynie zamrugać kilka razy, próbując zapanować nad swoją twarzą, po czym kupując sobie cenny czas, spuściła głowę na swój notatnik, przerzuciła dwie kartki, przyłożyła do niego pióro i zaczęła notować… Henriette, prawdopodobnie służąca, twierdzi, że zabiła ofiarę poprzez dźgnięcie go nożem.

Dwie kobiety przyznawały się do tego, ze go zabiły i żadna z nich, prawdopodobnie tego nie zrobiła… bo facet ani nie zmarł od noża, ani… Chyba że jego żona wyczyściła się czarami, ale nie zdążyły jej jeszcze zapytać czym go zabiła. Natomiast…

– Ma pani ten nóż? – zapytała rzeczowo, podniósłszy spojrzenie na kobietę. Co im teraz powie? Że wyrzuciła go do wody? – Kiedy to się stało? – chciała wiedzieć, czy jej słowa, i pani Beauharnais się pokryją. Henriette jednak nie będą mogły wprowadzić do kajuty zajmowanej przez panią Fleur… żeby nie dogadały zeznań. Och… brzmiało jak bardzo bolesny późniejszy ból głowy. Tym razem to Victoria spojrzała wymownie na Brennę.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (5363), Victoria Lestrange (5302)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa