• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Wróżbita Maciej i Starcie Kochanków

[Lato 1972] Święto Żniw - Wróżbita Maciej i Starcie Kochanków
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#1
26.05.2024, 22:01  ✶  
Nie wróżyłem dla gawiedzi, a bynajmniej nie zwykłem wróżyć, karty wykorzystując jedynie do własnych celów. Niestety, stało się. Kolejna dusza zainteresowana przyszłością podeszła do mnie i, cóż, niestety albo stety, bo to oznaczało kolejne drobne, które wylądują w cyrkowym budżecie.
Ocknąłem się z zamyślenia w mgnieniu oka, przywdziewając uśmiech, gotowość, żywiołowość. Cyrk nie spał, cyrk działał. Spektakl nie kończył się nigdy, kiedy oczy publiki skierowane były na nasze osoby. Tylko jak trwać w wiecznym występie, kiedy los podsyłał na twej drodze demony z opowieści ukochanej osoby? Podobieństw do opisu było wiele, zbyt wiele, a jeszcze ta maniera...
Cóż, grałem dalej. Bez słowa zaprosiłem do stołu, przetasowałem karty, nie przestając obserwować oczu przybysza. Były tak nienaturalnie niebieskie, że aż mogłyby przerażać.
- Poproszę imię, nazwisko oraz datę urodzenia - odparłem ciepłym tonem. Bynajmniej nie byłem narwańcem, który osądzałby, nim się upewni najgorszego. Jasne włosy mógł mieć każdy, kasę również... ale nie każdy mógłby być wybrany przez Flynna, tak swoją drogą. Chociaż w tej chwili byłem raczej na etapie, w którym nie byłem w stanie czegokolwiek po nim oczekiwać. Jego osoba gwałtownie stała się dla mnie wielkim znakiem zapytania.
- Czego chciałby się pan dowiedzieć z kart...? Czy jest coś, co ostatnio zaprząta pańską głowę? - zapytałem, ciągnąc temat. Ludzie byli różni. Każdy miał własne demony i marzenia, a z pewnością nikt nie chciał pytać o biedne sieroty w okolicy. Jeszcze raz przetasowałem karty, po czym rozłożyłem je na stole przed Prewettem.
- Poproszę o wybranie jednej karty. Warto skierować na nią pełnię swoich myśli - poradziłem z delikatnym uśmiechem, przedstawiając gestem, zachęcając do dotknięcia, do wybrania tej jednej jedynej z puli. Kto wie? Może nas zaskoczy albo nie zaskoczy nas wcale.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
26.05.2024, 22:20  ✶  

Ciekawość kart niekoniecznie ograniczała się do ciekawości tego, co one odkryją. Ta ciekawość zawierała w sobie przyglądanie się brązowym oczom, płynnym ruchom, czarującemu uśmiechowi, jaki mężczyzna potrafił ewidentnie przybrać na swoją twarz. Albo i ten uśmiech był jego klasycznym uśmiechem sprzedawanym klientom. Laurenta nie obchodziło to wszystko w pigułce, bo nawet nie wróżbę gotów był kupić, tylko czas. Czas tego urokliwego mężczyzny, który nim kupczył i czarował każdą jedną damę bez odrobiny magii. I ta każdą jedną dawała się na to złapać, bo przecież było ja co spojrzeć. Charakterystyczna uroda miała na pewno swoich amatorów jak i przeciwników.

Zdaje się, że to był jeden z tych ludzi, których Flynn zwykł nazywać rodziną. Jak bliską? I czy w ogóle istniała jakąś granica, żeby mówić o dalszych i bliższych relacjach?

- Laurent Prewett. - Uśmiechnął się trochę weselej, bo chociaż wątpliwości rozkładały go na czynniki pierwsze, proces rozkładu odtajał i na razie mógł sobie działać w tle. Wszystko dlatego, że ten ciepły ton zachęcał do tego, żeby wejść z nim w interakcję. Uzupełnił więc przedstawienie się o datę swoich urodzin, teraz już stając przed mężczyzną. Położył śliczną kotkę na ziemi, żeby nie zajmowała mu rąk, a ta niezrażona zajęła się myciem swoich łap. Jak chyba każdy szanujący się kot. - Sporo jest takich spraw. - Pamiętał, co mu mówiła Guinevere na temat wróżenia i co też wspominał Vakel, kiedy go odwiedził. Jeszcze wróżby z kart nie widział w takiej formie, w jakiej zaproponował to Alex. Więc chwilowo zamiast skupiać się na Alexie - skupił się na kartach. I tak, rzeczywiście myśli potrafiły być rozbiegane, ale Laurent w ogóle skierował się tutaj w konkretnym celu, więc... Skupił się na swojej woli zaśpiewania dla ludzi na Lammas.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#3
27.05.2024, 00:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.05.2024, 00:07 przez The Overseer.)  
Miałem ostatnimi czasy trochę na głowie, więc nie dziwić się, że obawiałem się, iż te wróżby mogłyby być przekłamane. Bywałem jednakże profesjonalistą w swojej dziedzinie i najwyraźniej nigdy nie powinienem wątpić w swoje umiejętności, w przeczucia również. Blondyn, który okazał się być TYM tlenionym blondynem z opowieści Flynna, siedział właśnie przede mną, nieświadomy tak na dobrą sprawę niczego, pełen własnych obaw, które można było wyczytać z jego oczu, ale... czy to było znowu takie istotne? Na tle karty, którą właśnie miał sposobność wyciągnąć, to jak najbardziej zdecydowanie.
Nie chciałem mu doradzać w kwestii, która tę jego śliczną, bogatą główkę zaprzątała, ale słowa same cisnęły mi się na usta. Miałem te perfidne skłonności do ratowania każdego z opresji, a to najwyraźniej była jedna z tych sytuacji. Chłopak miał problem, a ja miałem słowa śpiewane mi przez odkrytą kartę Sprawiedliwości. Rada. Nie przewidywanie przyszłości, nie wizja równowagi czy jej braku, tylko rada. Kilka słów, które mogłyby odmienić jego życie.
- Laurencie, powinieneś wyrównać rachunki z samym sobą - odezwałem się miękkim głosem, ponownie podnosząc na niego wzrok. Nie znosiłem w sobie tego, że pragnąłem pomóc nawet takiej mendzie, ale... był też człowiekiem, miał własne problemy. Kto wie? Może jak się poukłada, to zostawi nas w spokoju? - Może zabrzmi to bajecznie, ale powinieneś pójść za głosem swego serca, bo tych myśli w twojej głowie jest za dużo... Sprawiają, że nie jesteś sobą. Brakuje ci wewnętrznej równowagi - dodałem, po czym zagryzłem wargi. W mojej głowie pojawiła się obawa, czy aby pójście za głosem serca w interpretacji Laurenta Prewetta nie oznaczałoby powrócenie na stałe w ramiona Flynna. Na to nie mogłem pozwolić.
- Zaczekaj jeszcze chwilę... Karty chcą ci przekazać jeszcze jedną informację - przyznałem, krzywiąc się nieco w ramach głupiego pokazu. Przetarłem dłonie o siebie i skierowałem je nad rozłożoną talię. Tym razem to ja wybierałem kartę. Dla Laurenta.

Rzut Tarot 1d78 - 12
Sprawiedliwość

Rzut Tarot 1d78 - 68
Siódemka Denarów
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
27.05.2024, 09:01  ✶  

Ponoć wróżby miały być tylko wskazówką. Stanowiły jedynie część możliwości zajrzenia w przyszłość, która wcale nie była taka jasna. Jasnowidzenie potrafiło bardzo wyraźnie kreować rzeczywistość na parę sekund przed tym, jak się wydarzy, a te dalsze i odległe były zamazane i zazwyczaj - pełne niepokoju. Gdyby było inaczej to nikt by nie gromadził tych pięknych, szklanych kul głęboko pod Ministerstwem i nie wymuszał na ludziom, którzy z nimi i wokół nich pracują, zmowy milczenia. Jakie sekrety działy się poza naszymi oczami, kiedy nikt nawet nie chciał obracać tam swoich ocząt..? Laurenta teraz obchodziło to, jakie sekrety kryje ta jedna karta. Co się w niej kryje i co pod nią jest, co objawi mu i jaka prawda przesunie się przez usta tego człowieka. Wróżby były tym bardziej trafne, im bardziej znasz klienta, tak?

Pierwsza myśl jest najlepsza. Twój mózg automatycznie sięga po twoją własną wiedzę, więc dlaczego miałby cię okłamywać? Twoja intuicja potrafi być dobrym doradcą, jeśli tylko dasz jej szansę zabłysnąć. Dlatego mimo, że jego dłoń nie oparła się od razu na karcie to w zasadzie widział tę kartę od razu - jedną jedyną ze wszystkich rozłożonych - i już wiedział, że to ta. Ta jedyna, prawie jak kobieta, którą upatrujesz wśród tłumu i wiesz, że innej dzisiaj nie zobaczysz. Twoje oczy to tylko jej kształty. Jej kształty to tylko twoja uwaga. Tak jak myśl Alexandra była teraz skupiona wyłącznie na tym, kogo przed swoimi oczami miał. Różnica była taka, że to jego wybrany nie był, a ktoś, kto otoczył widmem tajemniczego zagrożenia ludzi, których cenił. Szczególnie tego jednego człowieka, którego serce nigdy nie potrafiło wybrać. Albo nigdy nie chciało wybierać.

Odwrócił kartę i nie bał się jej. Bo czym była sprawiedliwość? Mieczem ognistym w rękach Michaela? Prawem chroniącym i gromiącym grzeszników, a według dekalogu wierni żyli i poruszali się ścieżkami Pana? Miał czyste sumienie z samym sobą, choć popełniał błędy. Choć wielką zadrą tego sumienia była odległa przeszłość. Nie bał się więc tych słów, które padły. Tych rachunków do wyrównania było wiele i wiele było też spraw, które pęczniały jak truchło gotowe wybuchnąć. Nikt nie chciał być tego świadkiem. Podniósł wzrok na tę twarz o zmysłowych rysach, która jawiła się teraz jak twarz jednego z najbardziej przyjaznych ludzi na świecie. Obcy, owszem, a przecież na pewno się pojawił ktoś z Bulstrode, na pewno była tu Victoria, Nora - twarz jakże kochane i drogie, pełne ciepła. Z jego oczu rozpłynął się więc dystans, który został zastąpiony przez ciekawość, a uśmiech był automatycznie odwzajemniony do tego człowieka. Człowieka, z którym miał bardzo głęboko wbity klin.

- Jest Pan bardzo spostrzegawczy. - Nie uważał, żeby potrafił przyjmować maskę pokerzysty, ale wcale niekoniecznie uważał, że pierwsza z brzegu osoba była w stanie ot tak, od ręki, po odsłonięciu karty, szeptać o tym, co jest. Patrzeć i widzieć. Wydawało się to idiotyczne, kiedy już to powiedział, mówić tak do kogoś z Trzecim Okiem, ale słowa padły, a on tylko trochę bardziej się uśmiechnął ze zrozumienia własnej gafy, nieco z zakłopotaniem. Przynajmniej tyle był z siebie w stanie wykrzesać po ostatnich tragicznie ciężkich dniach. - Myślałem, że właśnie idę za głosem serca przychodząc tutaj... - Dodał w zamyśleniu, kierując spojrzenie na scenę, która teraz była pusta i czekała na występy. - Och? - Wyrwany z zamyślenia spojrzał z powrotem na wróżbitę. Diva przymierzyła się do skoku i wskoczyła na kraniec stolika, na którym operował Alexander, nie naruszając żadnej z kart. Patrzyła na nie z zainteresowaniem, lekko ruszając ogonem zwisającym z kantu stołu. - Co ona oznacza?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#5
27.05.2024, 23:40  ✶  
W przeciwieństwie do Laurenta, zawsze obawiałem się karty Sprawiedliwości czy też innych symboli z nią powiązanych. Doskonale pamiętałem wróżbę z Lithy, obraz z ogniska... Wyraźne togi sędziów zarysowane wśród płomieni. Tak wyraźne, że nie mógłbym ich pomylić z niczym innym. Niestety, jeśli o sprawiedliwość chodziło, o twarde prawo i zasady, które rządzily naszym światem, spodziewałem się jednak nieprzychylnych wieści, nieprzychylnych mi bądź dla mojej rodziny, dla ludzi, których kochałem, więc stąd pochodziły te obawy. Mieliśmy za wiele do stracenia, wciąż stąpając gdzieś na granicy porządku i łamania prawa, więc... kiedyś mogło się to skończyć, ten względny spokój. Kajdany były blisko.
Ale tym razem karta nie była dla mnie, tylko dla mojego klienta i w tym układzie idealnie wpasowała się w jego stan emocjonalny, w te słowa o mnogości rzeczy, które ciążyły mu na sercu. Nie potrzebowałem jego imienia, tym bardziej nazwiska. Data urodzenia również była zbędna, bo nie parałem się numerologią. Liczyło się to, co powiedział. Niby niewiele, ale jednak... Podłapałem to, podłapała to magia wokół nas i aż żałowałem, że nie mogliśmy być w innych relacjach. Przez drobną chwilę tego pożałowałem, ale trwało to zaledwie sekundę, bo zaraz ta magia wokół nas diametralnie się zmieniła. Osobiście uważałem, że to nie głos serca go tu przywiódł do mnie, tylko ten parszywy los, który dawał i odbierał. Dawał i odbierał.
Wyłożyłem siódemkę denarów na stolik, choć użycie w tym przypadku słowa wyłożenie mocno mijało się ze stanem faktycznym. Ja tą kartą uderzyłem o stół, a właściwie dłonią, w której trzymałem kartę. Mocno i gwałtownie, tak wyraźnie, że z pewnością mogło to zwrócić uwagę osób w pobliżu. Ostatecznie wizerunek karty został pod wielkim znakiem zapytania zarówno dla mnie, jak i dla Laurenta. Ale to było nieistotne, bo rada, którą dla niego miałem, wcale nie pochodziła z kart, tylko prosto ode mnie.
Odruchowo złapałem go wolną ręką za przedramię, ale szybko tego pożałowałem. Puściłem ją odrażony, bo to była ręka, którą niegdyś mógł ściskać Flynn... Ta sama ręka, którą jakiś czas temu kochał. Albo chociaż pożądał. Czyżby zazdrość...? Zresztą, nie o to tu chodziło. Moje spojrzenie uległo zdecydowanemu ochłodzeniu, podobnie jak ton głosu.
- Odpierdol się od mojej rodziny - wyrzuciłem z siebie stanowczo, zastanawiając się, jakim cudem jeszcze tu był, tu żył i oddychał. Flynn rzekomo załatwił sprawę, ale - jak też wspominał - był kłamcą, nie mówił prawdy czy jak to tam sobie nazywał. Pewnie mijał się z nią również, jeśli chodziło o jego drogą Lukrecję, a to sprawiało, że jeszcze bardziej byłem zły, że ten człowiek tu przyszedł, tu podszedł, że wciąż kręcił się w pobliżu innych cyrkowców. W tym Flynna.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
28.05.2024, 00:37  ✶  

Karta uderzyła o stół, intensywny ruch pociągnięcia, intensywność w tych pięknych, brązowych oczach i stężała mimika twarzy. Zasyczał kot, podskoczył wystraszony, a Laurent automatycznie rzucił się do kotki, żeby ją złapać. Przeciągnęła pazurami po jego ręce, próbując się odepchnąć od niego, ale nie zwrócił na to uwagi, bardziej przejęty samą kotką. Ciii... Szepnął zaraz do niej przytulając w swoje ramiona. Zwierzę przylgnęło do niego, machając teraz mocno ogonem na boki z niezadowolenia, choć w tym przypadku - wystraszona, nieco zjeżona, niepewna tego, co się stało. Na szczęście nie wyrywała się bardziej. Wtulona więc na ramieniu Laurenta w jego szyję chwilowo stała się trwałym i bezpiecznym elementem, a wzrok samego Prewetta utknął w zdziwieniu najpierw w Alexandrze, którego wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Brak informacji sprawiał, że nie potrafił rozczytać tej emocji - czy to była złość i trwoga przez to, co zobaczył w karcie? Przesunął błękit spojrzenia na kartkę wyglądającą całkiem... niepozornie. Sprawiedliwość i monety - och, cóż, aż mu się coś przewróciło w żołądku jak połączył to z Dante i jego żądaniem, żeby na dobry początek zwrócić mu trochę mamony. Nie, nie trochę. CAŁĄ, którą zabrał. O czym wiedzieć przecież nie mógł ten jasnowidz, ten wróżbita? Tak, tak, pamiętał lekcje - była różnica, ale chwilowo wchłonął ten zmieniony nastrój i dał się zupełnie rozproszyć. Więc z karty, która miała taki impet i miała uderzyć w jego życie (w niego samego) przewędrował zaraz spojrzeniem z powrotem do Overseera. No cóż tam zobaczył? Co dojrzał, co dostrzegł? Co...

Strach napiął jego mięśnie, kiedy mężczyzna go złapał za przedramię, zjeżył się cały zupełnie jak ten kot podtrzymywany jedną ręką. Strach nie zniknął, ale zyskał inne zabarwienia - niezrozumienie i uścisk, ciężar w głębi brzucha, fizyczny ból, chociaż fizycznie nic mu się nie działo - gdy zostało mu posłane spojrzenie, jakby był najwstrętniejszym stworzeniem na ziemi. Stworzeniem, którego nie powinno się dotykać, bo...

- S-słucham? - Powtórzył mało inteligentnie, ale zasłonił jednocześnie kota tą wolną ręką, jakby to jego trzeba było chronić. To zwierzę, a nie jego samego. Te słowa... były... wzbudzały wspomnienia. I chociaż było tyle ludzi wokół to Laurent miał złudne wrażenie, jakby przez te trzy minuty spędzone przy tych kartach byli tu sami. - Każdemu klientowi pan to mówi? - Zapytał chłodniej, lustrując go(nadal zszokowany) wzrokiem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#7
28.05.2024, 16:24  ✶  
Dobre sobie. Ja mu mówiłem, żeby się odpierdolił od cyrku, a on nie wiedział, o co chodziło. UDAWAŁ, że nie wiedział. Czy to może kwestia tego niedopowiedzenia, bo nie dla każdego to musiało być jednoznaczne, że my cyrkowcy byliśmy swoją rodziną, szczególnie że platynowy panicz wychował się w zdecydowanie innych warunkach. W wielkim domu, z rodzicami u boku, pewnie kucykiem, pieskiem i co tam mu się tylko zamarzyło, a my po prostu mieliśmy siebie. I, tak na dobrą sprawę, bardziej ceniłem sobie to, co miałem. Za nic nie wymieniłbym Bellów za bogactwo, inaczej bym również skończył jak ten niedomyślny dupek.
- Nie. Dokarm swoje ego faktem, że jesteś wyjątkiem, Lukrecjo - odparłem w ramach odpowiedzi. Nie uśmiechałem się, już nie czarowałem urokiem osobistym, nie skradałem sobie jego przyjaźni. Byłem nieprzejednany, zły, może nawet wściekły, ale tego ostatniego starałem się aż tak bardzo nie eksponować. Raczej bywałem skrytym człowiekiem niż ekscentrycznym, głoszącym wszem i wobec o swoich humorkach. - Żebyś to sobie wyraźnie wbił do głowy... NIE ŻYCZĘ SOBIE, ŻEBYŚ ZBLIŻAŁ SIĘ DO CYRKU ALBO KTÓREGOKOLWIEK CZŁONKA TRUPY CYRKOWEJ. Dowiem się o tym pierwszy i nie będę tak uprzejmy. Żadne z nas nie będzie. Mogę ci to zagwarantować - wyjaśniłem, miałem nadzieję, że dosadnie wielkimi literami, że już żadne Pan Ą.Ę. zrozumiał doskonale i nie będę musiał ponownie tego powtarzać.
Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego mogło się lata temu spodobać Flynnowi. Nie mogłem zdzierżyć, że w tak snobistycznych ramionach odnajdował ukojenie. I jeszcze ten człowiek, bogaty człowiek z możliwościami, puszczał się na prawo i lewo, sprzedając swoje ciało jako dziwka... Nie mogłem tego zrozumieć. Może inaczej, nie chciałem tego zrozumieć. Był zniszczony do szpiku kości, zdegenerowany. Nie radziłem sobie z tymi wizjami. Cholernie mi się one nie podobały. Nie leżały mi. Nie chciałem mieć ich w głowie, a przede wszystkim nie chciałem widzieć już nigdy więcej Laurenta Prewetta w pobliżu cyrku ani słyszeć o tym, że śmiał złamać ten nakaz.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
28.05.2024, 17:00  ✶  

Zmroziło go, kiedy usłyszał ten pseudonim. Pseudonim z przeszłości, albo ten, który powiedział ledwo paru osobom. A skąd taki człowiek miał ten pseudonim znać? Przecież to było oczywiste, a zmrożony i strwożony umysł z logiką sobie nie radził wcale. Nawet on jednak potrafił wytworzyć odpowiedź na pytanie skąd wie. Prostota zagadnienia, w swym banale, nie wymagała nawet pytania. Tamto wydarzenie, kiedy przyszedł do Elaine i przypadkowo spotkał Flynna, nie było cichutkie. Poniosło się po tym cyrku, nie dotyczyło tylko Elaine, przybiegła też tam jakaś dzika kobieta. Więc przecież musiały paść jakieś wytłumaczenia. Tylko... tylko jakie? Jakie, skoro człowiek przed nim gotów był nim szarpać, krzyczał i żądał?

Tak, ten dzień z całą pewnością mógł być o wiele gorszy. Mógł przecież jeszcze stworzyć zapadnię pod jego nogami i pozwolić mu nauczyć się sztuki spadania. Kiedy to się wszystko zaczęło? Dlaczego tak się stało? Próbując żyć jak najlepiej, wkładając tyle wysiłku, żeby pomóc ludziom, szukając miejsca, gdzie byłoby się kochanym - skąd więc brał się cały ten ból? To zło? Podejrzewał, nie było sensu się łudzić, że mogą na niego nieco krzywo patrzeć przez to, co się wtedy działo, ale przecież wszystko z Flynnem wyjaśnili, tak? Tak? Och, tak, jak najbardziej. Właśnie tak uderzało poczucie zdrady.

- To najpierw poproś swoich cyrkowców, żeby nie wślizgiwali się tak chętnie do mojego domu. - Powiedział to szybciej, niż pomyślał. Jego jedyna broń, jaką miał - słowa. Syknął nimi, pokazał kły jadowe. Ukąsił. Jak każdy wąż, do którego zbliżysz się za blisko. Ten wrzask powinien sprawić, że będzie się kulił, ale przecież tego nie zrobi w miejscu publicznym. No właśnie - publicznym. Stał więc wyprostowany i patrzył z obruszeniem na tego człowieka, starając się nie drżeć i zachować swoją dumę. - Najwyraźniej nie wszyscy podzielają to zdanie o nieuprzejmości. - Zabrzmiało to na jego języku niemal jak drwina, ale w rzeczywistości była wynikiem małej histerii. Nerwowego załamania. Powinien się odwrócić i po prostu stąd odejść, ot tak. Zrezygnować z kolejnego swojego durnego marzenia. Zostać tam, gdzie pasował - w Keswick, przy abraksanach, a nie wygłupiać się w tym okrutnym, pozbawionym serca świecie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#9
29.05.2024, 15:42  ✶  
Zamiast z godnością przyjąć do siebie informację i stąd iść, ten postanowił pokazać pazury. Nie byłem pewien, które ze zwierząt naprzeciw mnie miało je ostrzejsze - kotka czy może Laurent Prewett? Cóż, nie zamierzałem pozwolić się stłamsić. Dzikiej, nieokiełznanej zwierzyny mieliśmy w cyrku pod dostatkiem, więc nie straszne mi było byle podrapanie, choć... nie brałem poprawki na to, że te zadrapania nie były wcale powierzchowne, tylko sięgały zdecydowanie głębiej. Tak, tam głębiej. Robiły rysy na samym sercu pana Alexandra, Zarządcy Cyrku.
Widać było, że na drobną chwilę podana przez Laurenta informacja wybiła mnie z rytmu. Oczywiście, że nie wiedziałem, że cyrkowcy bywali na włościach Prewetta. W tej chwili przeklinałem tych, którzy śmiali przekroczyć jego próg, niestety zakładając, że jednym z tych delikwentów był Flynn we własnej osobie. Modliłem się w duchu, żeby to była tylko służbowa wizyta, a nie odwiedziny w jego sypialni. Choć użyte przez Prewetta słowo wślizgiwali było w tym przypadku niepokojące.
Adekwatnie zrobiło mi się gorąco na tę wieść, ale nie zamierzałem dać Platynowej Blondie satysfakcji.
- Czy to był Edge i Little Fox? - zapytałem go poważnym tonem, nieskorym do negocjacji. Wystarczy potwierdzenie, a już sam sobie porozmawiam z obojgiem. Flynna trochę rozumiałem, bo miał kwestię powrotu Dantego do załatwienia, ale Elka... Zgrywała taką mądrą i cwaną, a pieśń stara jak świat, że takie bogate paniczyki przynosiły jedynie nieszczęście, jakoś jej umknęła? Kto wie? Może nawet zapracowała sobie własną nierozwagą na ostatni wybuch w mojej przyczepie. Mogła sobie zapracować, ale też ktoś jej w tym pomagał.. On, ten gość na przeciwko mnie.
- Tak jak wspominałem, żadne z nas już nie będzie uprzejme. Z dniem dzisiejszym wpada pan na czarną listę klientów cyrku - zapewniłem ponownie i zacząłem zbierać karty. Koniec wróżenia. Niech wykorzysta radę, jeśli chce, jeśli nie, niech wrzuci ją do zapomnienia. W tej chwili już mnie nie interesowało, czy mu pomogę, czy też nie. Wszedłem na plac boju, a tu jeńców nie mieliśmy. Teoretycznie. W praktyce zapewne pierwszy rzuciłbym się by ratować takie mendy jak on. - Żegnam. - dodałem, gdyby jednak nie odczytał sugestii. Z szlachciurami trzeba było wszystko dosadnie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
29.05.2024, 16:50  ✶  

Wszystko w nim drżało z gniewu i jednocześnie z prób ukojenia tego gniewu. Złapanie go za lejce, żeby nie miał tutaj wylewu i żeby nie wyglądało to tak, jakby dał się sprowokować jakiemuś cyrkowcowi od siedmiu boleści. Kim był ten człowiek, jak żył, co robił na co dzień? Nie miało to już żadnego znaczenia. Teraz był prawdziwy cyrk, w którym byli tylko klaunowie. Przecież nie przyszedł tutaj walczyć o Edga - ten nigdy nie był jego i nigdy nie będzie. Edge spoczywał w rękach właśnie tego pana - i Laurent załapał to dopiero teraz, kiedy ogień już rozprzestrzenił się pierwszym uderzeniem po żyłach i sprawiał, że zaciskał zęby i prawie nimi zgrzytał. Nastawiał się na walkę. Tylko że walka mogła być z góry przegrana - określona tym, że Edge przyznał, że mu powiedział, bo przyleciała do niego wiadomość. Z dwóch stron był na przegranej pozycji i to stroszyło go tylko bardziej. W absurdzie, bo przecież co takiego złego zrobił! Co zrobił komukolwiek z nich! Czym sobie zasłużył na takie traktowanie? Pomaganiem Edgowi? Przynajmniej staraniami. Sielankowymi spotkaniami z Elaine? Nie rozumiał, ale nie miał teraz zrozumieć. Nie było na to czasu ani emocjonalnej przestrzeni, a i ten wróżbita nie był skory do dalszych rozmów i wyjaśnień.

- ... był. To dobre słowo. Był. - Nieco się wycofał, nieco się rozluźnił. Bo nie chciał żadnej z tej dwójki robić kłopotów w tej durnej kalkulacji, jakiej nie miał czasu przewartościować odpowiednio szybko i sprawnie. Więc powstawała ta brzydka plama i ta brzydka rozmowa, której już się nie dało cofnąć.

Przez moment spoglądał na to pakowanie kart, wsłuchując się w tło pierwszych przymiarek do występów - już ktoś coś mówił ze sceny. Patrzył na Alexandra, bo to kolejne nieszczęście wpisane w życiorys było wręcz... chore. Mimo wszystko nie potrzebował pożegnań. Stanowczego odepchnięcia od tego miejsca i jednocześnie od siebie samego. Nie chciał samego siebie już kompromitować w tej sytuacji - wyciągnął złotą monetę i rzucił ją na stolik, na te zbierane karty, zanim obrócił się, żeby zniknąć w tłumie.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (1935), The Overseer (1688)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa