• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade [28.06.1972] Meet you at the graveyard

[28.06.1972] Meet you at the graveyard
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#1
31.05.2024, 14:32  ✶  
[suma]

- Mnie świecisz czy sobie? - zapytał z pewnym zniecierpliwieniem, kiedy cień znowu się przesunął, uniemożliwiając mu dobre obejrzenie trzymanego w dłoniach przedmiotu. Kieszonkowy zegarek był ładny, ale cholernie stary. Pozłacania nieco przetarły się już, nie mówiąc o tym że czepiała się go ziemia, a skoro oblepiała go z wierzchu, to dałby sobie rękę uciąć, że cały wewnętrzny mechanizm był nią jakimś cudem zapchany. No dobrze, nie zakładałby się o własne ręce, bo jakby to zrobił to znając jego szczęście, straciłby obydwie. A bardzo je lubił, bo się przyzwyczaił do nich przez 33 lata życia. Jak któregoś razu złapał za jakiś przyprawiony klątwą świecznik i mu potem palce zrosły, to przez następny miesiąc kategorycznie odmawiał sięgnięcia po cokolwiek innego, póki William tego nie sprawdził. To był ciężki miesiąc dla nich obojga.

Teraz palce zacisnęły się na wieczku, zatrzaskując je z cichym trzaskiem, a dłoń z przedmiotem wysunęła się do przodu, w kierunku stojącego obok niego brata, który machał tą różdżką jak paralityk. Jak wrócą do domu, to może powinien zaciągnąć go do Munga, żeby sprawdzili czy z nim wszystko w porządku.
- Liż - zaordynował, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wyuczył się przez lata praktyki, naśladując ich drogiego ojca. Ale nie ważne jak bardzo się gimnastykował, miał wrażenie że bliźniaki tylko udają, że to w jakikolwiek sposób na nich działało - głównie przez grzeczność.

- Przepraszam panów... - delikatny głos rozbrzmiał za ich plecami i Tim na moment zesztywniał. Dwójka typów stojących w kącie cmentarza po zmroku wcale nie wpisywała się w typowy wieczór, tego był absolutnie pewien. Do tej pory dookoła nich panowała absolutna cisza, ale mimo to nieznajomej w ogóle nie było słychać. Czy to było jakieś zaklęcie? Oczywiście, że musiało, przecież takie właśnie miał szczęście. A przecież wcale nie robili tutaj nic złego. No... przynajmniej nie tak złego, jak mogłoby się wydawać. Tylko przeglądali starą szmuglerską skrytkę, której położenie dostali w zamian za małe zlecenie.
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#2
31.05.2024, 15:12  ✶  
— Najchętniej to bym rozświetlił drogę wyjściową z tego kurwidołka — odparł z rezygnacją, po czym głośno westchnął. Rozejrzał się jeszcze smętnie po cmentarzu, po czym wrócił do zegarka, który oglądali. Spojrzeniem i różdżką. Jakim cudem dał się przekonać do przyjścia tutaj po godzinach pracy? Och, to całkiem proste. Znowu uwierzył w to, że potrzebuje go na maksymalnie kilka minut. Z tymi swoimi bojowymi zadaniami starszy brat zaczął niepokojąco mocno przypominać ich starego. Brakowało jeszcze, żeby chłop zaczął się bawić w godzinę policyjną. Już na samą myśl zbierało mu się na wymioty. Nie, to zdecydowanie była przesada. Jasne, Tim był już trochę stary, ale chyba nie przekroczył tej magicznej granicy, za którą robisz się starym zgredem, prawda?
— Mam nadzieję, że dostanę wyrównanie nadgodzin za ten wypad, stary. Inaczej nie licz na to, że na starość dam ci szklankę wody. Co najwyżej pół, resztę wypiję — rzucił, nie do końca myśląc, co tak właściwie plecie. Czy faktycznie liczył na galeon? Nie. Wątpił w to, żeby miał cokolwiek za to otrzymać. W końcu to rodzinny biznes i każdy musi się dokładać. Wszystko ładnie pięknie, ale kiedy kurwa Dio zacznie coś robić w takim razie? Nie, żeby miał zamiar jej to kiedykolwiek wygarnąć. Zbyt mocno lubił darmowe piwo w kotle oraz nieobitą mordę. Taa, miała całkiem dobry prawy sierpowy.
Czy ten zegarek mógł być coś wart? Szczerze w to wątpił. Jasne, wykonanie ogólne było całkiem niezłe, ale był jednocześnie strasznie zużyty. Otarcia, rysy, gleba, która zapewne dawno temu rozjebała cały wewnętrzny mechanizm. Pewnie więcej wyniesie ich renowacja niż ewentualna sprzedaż. Strata czasu, no ale przecież, że tego nie powie.
— Poliż? Ja nie chcę być nietaktowny i niemiły, ale czy ciebie pojebało, stary? W tej chwili to mogę co najwyżej ocenić kwasowość gleby, w której się taplał przez ostatnie lata. Mam swoje standardy, wyczyść go najpierw — odparł, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jasne, nie był może szczególnie bystry, ale nie miał zamiaru wpierdalać gleby jak jakiś kret czy inna glizda. — Poza tym. Sam go już dotykałeś, więc klątw na pewno nie ma. Nie widzę też żadnych kamieni, które mógł... — zaczął, ale nagle przerwał, a wszystko za sprawą cichego głosu, które przerwał tę jakże żywą dywagację. Jakim cudem ktoś był na cmentarzu o tej porze. W sumie, głupie pytanie. Oni jakoś mieli powód. — Mógłbym dać sobie rękę uciąć za to, że tutaj zgubiłem ten pierścionek, stary. Dzięki, że mi pomagasz go znaleźć. Będę miał przejebane, jeśli go nie znajdziemy. Obiecałem Penny, że dzisiaj się oświadczę, a każdy jubiler jest o tej porze zamknięty — dokończył, przybierając odpowiedni ton głos do naprędce wymyślonej historii.
— Och, nie usłyszałem panienki. W czym możemy pomóc? — rzucił, po czym wstał i oświetlił różdżką przestrzeń przed sobą. Laska nie wyglądała nawet jakoś bardzo źle, ale czemu kurwa była taka blada?
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#3
23.06.2024, 05:39  ✶  
Timmy spojrzał na niego groźnie. Bardzo groźnie nawet, bo brat zwyczajnie pierdolił jak zwykle. Zamiast narzekać to przyłożyłby się do roboty, a nie jeszcze tutaj w jakieś dyskusje z nim wchodził. To miała być prosta dwudziestominutowa przygoda. Wchodzą i wychodzą, a nie kłapią o głupotach.

Już miał mu powiedzieć, żeby dupę sobie rozświetlił, ale oparł się nierówno o kamienny piedestał i stracił równowagę.

- Nadgodziny? Wyrównanie? A co tobie mało, że tutaj fant proszę ja ciebie patrz jaki dobry? Wygląda na pierwszy rzut oka na autentyczny, a nie jakiś wyciągnięty ze śmietnika - trochę co prawda śmierdział dymem, ale nie on pierwszy, nie ostatni co go Timmy trzymał w rękach. Nie dawał jakoś bardzo, więc co najwyżej była na nim jakaś mini klątewka, a może zwyczajnie tylko zaśmierdział od wilgoci i tylko mu się wydawało.

Zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z dalszego utyskiwania młodszego brata, ale mimo wszystko potarł zegarek o spodnie. Wyglądał odrobinę lepiej, ale mógł się poświęcić, więc jeszcze parę kółek w materiał nogawki i wyglądał jak prawie nowy. Nachuchał w niego i przetarł tarczę mankietem.
- Masz. Już bez gleby. Ładny, czysty. Jak chcesz dezynfekcję to ci zaraz różdżką machnę, ale nie wiem czy się nie zamachnę źle i nie wsadzę ci jej do nosa BO TAK TYM ŚWIATŁEM TRZĘSIESZ - obruszył się już nie na żarty.

- Czy ja ci muszę tłumaczyć jak krew mamusi działa? - zapytał zniecierpliwiony. - W chuju mam te klątwy, chcę wiedzieć czy to podróbka czy autentyk. Ja wiem że wzrok to ja mam wybitny, tak samo jak i ekspertyzę, ale nawet ja mogę się pomylić bo... - trzęsiesz tym światłem.

Tim się wyprostował, a potem wpakował ten zegarek do kieszeni, tak jakby przed chwilą sprawdzał na nim co najwyżej godzinę. Ale nie miał pojęcia która była, bo wskazówki zacięły się na szóstce i dziewiątce, pokazując za piętnaście szóstą.
- Przepraszam panów, ale może widzieli panowie gdzieś w okolicy dziewczynkę? - nastała pauza. Krótka, bo kobieta chyba zauważyła puste spojrzenie starszego z mężczyzn. - Podobna do mnie, ma na imię Fiona. Odrobinę sepleni kiedy mówi. Zgubiłam ją i strasznie się martwię...
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#4
01.07.2024, 15:34  ✶  
Naprawdę nie potrafił zrozumieć, dlaczego Tim tak bardzo chciał się bawić w ich starego. Jakby, czemu to miało służyć? Groźne miny to działały może na dzieciaki, które próbowały ukraść ze sklepu lizaka. Billy po prostu patrzył na brata z niezrozumieniem przemieszanym z niedowierzaniem. Że niby miał się tym przejąć? No bez przesady, szanujmy się. —Serio? Jestem trochę na stary, żeby działały na mnie takie rzeczy — rzucił tylko, po czym głośno westchnął i poprawił pozycję tej cholernej różdżki. Coraz bardziej zaczynał wątpić w sens tej wyprawy. Nie, żeby uważał starszego Fletchera za idiotę, nic z tych rzeczy. Chłop miał głowę na karku, co udowadniał chociażby tym, że ich zakład dalej stał i nawet nieźle funkcjonował. Czasami czuł się wręcz dziwnie, gdy równo co miesiąc otrzymywał stałą pensję. Wciąż nie potrafił przywyknąć do tego, że do przeżycia mogło starczyć zwykłe wstawanie rano i siedzenie w jakimś miejscu przez kilka godzin. Zero ryzyka przypału, czy wpierdolu, gdy wybierzesz złą ofiarę. Co tu dużo mówić, wychowanie się na nokturnie rządzi się swoimi prawami.
— No zajebisty fant, ale nie wydaje mi się, żeby klient miał płacić za dodatkową warstwę brudu i ziemi — rzucił sarkastycznie, przewracając przy tym lekko oczami.
— Zluzuj, po prostu chciałem sprawdzić, czy jesteś skłonny renegocjować warunki mojego zatrudnienia. Nie to nie, ale jutro przychodzę godzinę później. Gdy już tu skończymy, mam zamiar iść się napić, a nie mam zamiaru psuć sobie zegara biologicznego — dodał jeszcze, przesuwając różdżkę tak, żeby lepiej było widać detale ich znaleziska.
W ciszy obserwował dalsze działania Tima. Z początku nie rozumiał, co autor miał na myśli, ale gdy typ zaczął wycierać go w materiał nogawki, poczuł kolejną falę zażenowania. Czasem naprawdę czuł się przy bracie jak przedmiot, a nie człowiek. Jasne, czasem śmiesznie było dostać na mordę jakąś klątwą, ale nawet on miał jakieś standardy.
— Podróbka czy autentyk? Te złote plamki to jest lekka warstwa rzucona na wierzch, żeby zegarek lepiej wyglądał. Mogę co najwyżej ocenić stop metalu, z którego to zrobiono, ale czy to coś nam zmieni? Nie będę w stanie ocenić, ile lat to ma, ale wiesz. Zawsze możemy nakłamać — Wzruszył przy tym ramionami, powoli rezygnując z dalszego dyskutowania. Przecież go nie zaboli, jeśli wpierdoli trochę pyłu albo piasku. Miał już w mordzie znacznie gorsze rzeczy.
Czy nagłe pojawienie się osoby trzeciej było dla niego wybawieniem? W sumie to nie. Wolał już mieć za sobą próbę smaku i zmyć się do baru, ale oczywiście, że życie nie mogło być takie łatwe.
— Fiona. Niezbyt kojarzę, ale może Ty? — rzucił w stronę brata, stając na równe nogi. Otrzepał trochę spodnie z nagromadzonego pyłu, po czym przyjrzał się kobiecie nieco uważniej. No ewidentnie chora albo na solidnym kacu. Dawno nie widział kogoś o tak bladej skórze.
— Proszę się nie martwić. Dzieciaki to zawsze tak robią, że najpierw robią, a potem myślą. Znajdziemy zaraz pannicę. Gdzie byłyście razem ostatni raz? Zaczniemy poszukiwania stamtąd — zagaił grzecznie, zerkając przy tym na Tima z nadzieją, że jakoś ich z tego wyciągnie.
— Och. Wydaje mi się, że... koło bramy cmentarza? Odwróciłam się na chwilę i zniknęła mi z oczu — odparła kobieta, przenosząc swoje spojrzenie na Billy'ego. — Musi być przerażona. Sama o tej porze, tak daleko od domu. Strasznie się o nią martwię — dokończyła, po czym ruszyła w stronę bram.
— Um... idziemy z nią, czy spierdalamy? Wydaje się jakaś odklejona. Skoro zgubiła córkę to pewnie nawet nie zauważy, że my też się zwinęliśmy — rzucił jeszcze do drugiego Fletchera, z nadzieją że się z nim zgodzi.
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#5
09.07.2024, 22:55  ✶  
Timowi by palców zabrakło i wszystkich innych członków cielesnych, gdyby tylko spróbował wymienić powody, dla którego czasem bawił się w ich starego. Pierwszy i najważniejszy był taki, że ich biologiczny stary był typowym facetem z Nokturna. Częściej kończył nachlany w bocznej alejce niż w łóżku z własną żoną i Timmy w którymś momencie zaczął myśleć, że w ogóle z małżonką wylądował w takowym zaledwie dwa razy biorąc pod uwagę liczbę dzieci. Albo raczej ich narodziny. Reszta powodów wynikała w sumie w większości z tego pierwszego, bo Gabriel był skończonym idiotą w mniemaniu jego najstarszego syna, przynajmniej jeśli chodziło o rolę ojca. To on, jako starszy, musiał te gównarzerię niańczyć na przeróżne sposoby, począwszy od dosłownego robienia za młodu za niańkę poprzez odbieranie z aresztu. Wachlarz możliwości był tutaj zwyczajnie nieskończony, szczególnie że bliźniaki zdawały się dzielić dosłownie jedną komórkę mózgową, którą z resztą przez większość czasu trzymała chciwie Dione. I tak to właśnie było - dotychczasowe życie tak się Timmowi wżarło pod skórę, że zwyczajnie czasem tego nie kontrolował.

Fletcher wzniósł oczy do nieba, odmówił w myślach pospiesznie zdrowaśkę i poprosił Dziewicę, Matkę i Staruchę, wszystkie trzy jednocześnie, żeby mu siłę i cierpliwość dały. Nie, nie siłę, pomyślał dobie po chwili. Bo jak by dostał siłę bo ty tego Billa tu i teraz udusił gołymi rękoma.

Gnój zasrany.

Za dobrze mu się chyba powodziło, że wszelkie gratki i fanty przestały do niego aż tak przemawiać. Timothy był przedsiębiorcą i to takim co wiedział ze czasem ciężko było chleb na stół położyć bo fajki i wóda się przecież same nie kupią. Liczył się więc każdy złamany knut, jaki można było wycisnąć z potencjalnego klienta. Dla Williama to był szmelc, super, ale jego starszy brat widział w tym potencjał.

Will mówił do niego, jakby nie był tak głupi jak wysoki, a Tim patrzył na niego ze zniecierpliwieniem. Najwyraźniej na tej swojej kowalskiej praktyce za dużo razy stuknął młotkiem nie w kowadło, a w swoją własną głowę, bo zachowywał się jakby to on posiadał dodatkowe jedenaście lat w zawodzie rzeczoznawcy. Ale cóż - sarknąć coś miłego nie miał zbytnio szans bo nie byli sami.

- Fiona. Fiona. Fiooona - mruknął pod nosem, smakując to imię z różnymi akcentami, ale wreszcie wzruszył ramionami. - Przepraszam, ale nie - odpowiedział kobiecie, ale współczucia było w tym tyle co nic. Kiedy Bill zaczął mówić, posłał mu bombastic side eye, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej w tym też był specjalistą - albo przynajmniej zdążył na własnym przykładzie wywnioskować, co takiego zawsze robiły dzieciaki. Nic nie mówił, pozwalając jednak bratu wieść prym, przynajmniej do momentu kiedy kobieta wreszcie nie odwróciła się od nich i nie zaczęła prowadzić ich w kierunku cmentarza.

- Spierdolka. Ja w prawo, ty w lewo. Ważne żeby nie w te samą stronę, to ją dodatkowo zmyli - rzucił cicho, jednocześnie na moment obejmując Willa ramieniem i do siebie przygarniając dla większej konspiracji. Już go nawet miał odpychać i dawać w długa, ale kobieta znowu się odezwała.

- Wiedzą panowie, to bardzo miło, że chcą mi panowie pomóc. Jeśli tylko ją znajdziemy, to mogłabym oferować nagrodę.

- Nagrodę? - niewiele trzeba było, żeby Fletcher zmienił zdanie w mgnieniu oka i swoją uwagę przerzucił w całości znowu na kobietę, która dziwnie płynnie sunęła przed nimi, nawet się nie odwracając. - A jaką, ekhm, nagrodę?

- To stara pamiątka rodzinna. Medalion, który należał do nas od pokoleń.
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#6
21.07.2024, 01:22  ✶  
Czasem zastanawiało go, co by było, gdyby ich stary nie był pijakiem, którego nigdy nie było w domu. Może wyrósłby wtedy na porządnego obywatela, albo przynajmniej odpowiedzialnego człowieka? Cóż, tego się już nigdy nie dowiemy, bo Gabriel zaprzepaścił jakieś kilkanaście lat temu. Nie, żeby Billy miał z tym jakiś problem, bo tak w zasadzie to nie uważał, żeby było z nim coś nie tak. Jasne, czasem za dużo wypił, a potem pijany robił głupie rzeczy, no ale hej, młodość rządzi się swoimi prawami, prawda? Jeśli zaś chodzi o ciągoty do kradzieży i ogólnie pojętego łamania prawa — co tu dużo mówić, wychowały go ulice Noctornu. Raczej nie można było oczekiwać wiele więcej.
Jego relacje z bratem były nieco skomplikowane. Z jednej strony cholernie go irytowało, gdy ten starał się mu ojcować, zabraniając przy tym praktycznie wszystkiego. Z drugiej zaś, czuł wobec Tima respekt, chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos. Jasne, chłop był już stary i pewnie niedługo będzie trzeba mu znaleźć miejsce na cmentarzu, ale w sumie to nawet nie był taki zły. No, chyba że akurat ciągał go gdzieś po godzinach pracy. Zdecydowanie nie działało to dobrze na jego notowania w oczach młodszego Fletchera.
Wiedział, że ich znalezisko pewnie będzie warte jakąś sensowną kwotę, ale nie mógł sobie odmówić tej małej przepychanki słownej. Nie chciał, żeby brat zaczął się nudzić w jego towarzystwie, bo strach pomyśleć, co zrobiły z całym tym wolnym czasem. Pewnie rzuciłby na niego jeszcze więcej zadań. Na szczęście to konkretne powoli dobiegało już do końca. Oczyma wyobraźni Billy już czuł na wargach smak ognistej, ale oczywiście, że ktoś musiał to zepsuć. Chociaż tyle, że tym razem nóż w plecy wbił mu ktoś spoza rodziny.
Było ciemno i zimno. Średnio widziało mu się łażenie po tych grobach o takiej porze. Nie, żeby bał się duchów, nic z tych rzeczy. Po prostu nie chciał się przeziębić, jasne?
— No i zajebiście. Stawiam piwo, jak już wrócimy na Pokątną — zadeklarował, szeroko się przy tym uśmiechając. Tim może i czasem był starym zgredem, ale czasem pokazywał, że naprawdę różny z niego gość. Dzięki niech będą Merlinowi, że zgodził się na tę taktyczną spierdolkę. Miał już zamiar dawać w długą, gdy kobieta znowu się odezwała i nagle mówiła znacznie ciekawsze rzeczy.
Niemal synchronicznie odwrócił się w stronę tajemniczej rozmówczyni, ciekaw co takiego mogli dostać. Medalion? Hm, to w sumie nie brzmiało tak źle.
Naprawdę chciał się już zwijać, ale gdy zastanowił się nad tym nieco dłużej, zrobiło mu się nieco głupio. W końcu kobieta zgubiła dziecko, a była już ciemna noc. Niby ich nie znał, ale nie czułby się najlepiej, gdyby przez jego lenistwo jakiemuś maluchowi stałaby się krzywda. Co tu dużo mówić, czasem nawet on miał serce we właściwym miejscu. Czyli z prawej strony, chyba. No i mogli coś dostać. Tak, to też było fajne.
— Niech się pani nie martwi, zaraz młodą znajdziemy — zadeklarował dziarsko, po czym rozejrzał się po cmentarzu i rozdziawił szeroko usta, żeby móc się odpowiednio głośno wydrzeć.
— FIOOONAAA — zawołał, ale odpowiedziało mu tylko echo. Nie dał jednak za wygraną. — Halo, Fiona. Słyszysz nas? Jesteśmy z Twoją mamą, kieruj się naszym głosem — dorzucił jeszcze, nasłuchując, czy nie będzie może jakiegoś odezwu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Timothy Fletcher (1227), William Fletcher (1587)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa