30.06.2024, 21:46 ✶
Daisy wydawała się podekscytowana. Wprost niezdrowo. Miała zaczerwienione policzki i błyszczące oczy. Tego dnia wzięła sobie urlop w pracy, byle tylko wybrać się do Allhallows i spędzić tam trochę czasu. W teorii, chodziło o plażing. W praktyce chciała się pochwalić bratu jaka była dzielna, kiedy była tu ostatnim razem i jak to udało jej się ocalić pewną półolbrzymkę spod wpływów jakiegoś morskiego potwora. Tak naprawdę to Regina świetnie poradziła sobie sama, a Daisy tylko stała na molo, krzyczała i rzucała kamieniami, ale prawda nigdy nie miała większego znaczenia głowie młodziutkiej dziennikarki.
Klasycznie, miała ze sobą torbę na ramię (tym razem dość dużą, bo zapakowała koc, dwa ręczniki, książkę i trochę prowiantu). Na szyi wisiał jej aparat. Zabrała ze sobą też kurtkę jeansową – dokładnie tę samą, którą nosiła w trakcie pamiętnego Beltane, które spędziła w towarzystwie Martina Croucha. Swoją drogą, chętnie znowu by się z nim umówiła, ale… ale no trochę brakowało jej odwagi i zastanawiała się, czy nie zrobiła z siebie idiotki ostatnim razem, kiedy się spotkali.
- Strasznie chciałam tutaj wrócić – trajkotała do Darcy’ego. Pogoda była ładna. Słońce unosiło się wysoko na niebie. Na twarzy Daisy zaczęły pojawiać się pierwsze piegi od letniego słońca. – Wyobraź sobie, że kiedy byłam tu ostatnim razem, uratowałam taką dużą kobietę. Była największa jaką do tej pory widziałam. Chodzi mi o wzrost. No i na pierwszy rzut oka to wyglądała trochę groźnie, ale jak zaczęłyśmy rozmawiać to okazała się bardzo miła i bardzo urocza. Miała na imię Regina. Ładnie, nie? – opisywała szybko. – Fajnie tu wrócić, wiesz? – Przewróciła oczami, zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiało to wyznanie. Jeszcze chwila i Darcy będzie skłonny pomyśleć, że naprawdę cieszyła się, bo szli w miejsce, w którym kilka miesięcy wcześniej ktoś się mało nie utopił. A przecież zupełnie nie o to chodziło!
Molo wyglądało dokładnie tak samo jak wtedy, z tą dużą różnicą, że ktoś zadał sobie trochę trudu by wymienić najbardziej zużyte deski. Daisy przystanęła patrząc na nie. Przekrzywiła głowę a potem posłała bratu szelmowskie spojrzenie.
- Słuchaj, zrób mi zdjęcie. Stanę na samym końcu. Zobacz jaki to będzie ładny kadr. Ja, molo, woda i słońce – opisała marzycielskim tonem. Rękami próbowała mu pokazać co ma mniej więcej uchwycić.
Ściągnęła z szyi aparat i wręczyła go bratu. Torbę na ramię rzuciła koło jego stóp.
- Tylko zrób mi kilka zdjęć. Potem wybiorę najlepsze. I jeśli będę wyglądać jak idiotka to mi to powiedz od razu. Spróbuję jakoś zmienić minę czy tam się inaczej ustawić – instruowała go, już ruszając w stronę kładki.
W marszu poprawiała kurtkę jeansową i sukienkę w kwiatki. Myślami błądziła wokół tego, w jakiej porze będzie wyglądała maksymalnie romantycznie. Była mniej więcej w połowie drogi, gdy jej uwagę przykuł plusk. Zamarła, rozglądając się uważnie, ale w pierwszej chwili niczego nie dostrzegła. Beztrosko wzruszyła ramionami i ruszyła ku końcowi molo. Wtedy też go dostrzegła.
Co za przypadek. Martin Crouch postanowił popływać w morzu i wybrał sobie akurat dzisiejszy dzień i molo w Allhallows! Daisy spiekła raka, a potem posłała mu szeroki, mocno zażenowany uśmiech.
Do licha, pewnie gotów był pomyśleć, że go śledziła…
- Co za niespodzianka – wydukała. Kurczę, nie zabrzmiało to najlepiej. – Znaczy wiesz, naprawdę nie spodziewałam się ciebie tutaj spotkać. Dawno się nie widzieliśmy i w ogóle, ja tutaj jestem przypadkiem. Nie miałam pojęcia, że też tu będziesz, ale się cieszę, bardzo się cieszę, serio! – plotła, zdając sobie sprawę, że brzmiała trochę jak potłuczona.
Martin tymczasem wyciągnął w jej stronę zachęcająco rękę.
- Tylko, że wiesz… ja to nie bardzo umiem pływać – odpowiedziała mu konfidencjonalnym tonem Daisy. Ale nawet resztki zdrowego rozsądku, nie były w stanie powstrzymać jej przed ściągnięciem z ramion kurtki i ciśnięciu jej deski. Ten sam los spotkał za moment sukienkę. – Ale skoro zapraszasz, to czemu nie. Tylko obiecaj, że nie pozwolisz mi utonąć.
Martin przechylił głowę na bok. Coś w jego sposobie bycia pozwoliło Daisy sądzić, że na pewno ją uratuje.
I wtedy wskoczyła do wody.
Klasycznie, miała ze sobą torbę na ramię (tym razem dość dużą, bo zapakowała koc, dwa ręczniki, książkę i trochę prowiantu). Na szyi wisiał jej aparat. Zabrała ze sobą też kurtkę jeansową – dokładnie tę samą, którą nosiła w trakcie pamiętnego Beltane, które spędziła w towarzystwie Martina Croucha. Swoją drogą, chętnie znowu by się z nim umówiła, ale… ale no trochę brakowało jej odwagi i zastanawiała się, czy nie zrobiła z siebie idiotki ostatnim razem, kiedy się spotkali.
- Strasznie chciałam tutaj wrócić – trajkotała do Darcy’ego. Pogoda była ładna. Słońce unosiło się wysoko na niebie. Na twarzy Daisy zaczęły pojawiać się pierwsze piegi od letniego słońca. – Wyobraź sobie, że kiedy byłam tu ostatnim razem, uratowałam taką dużą kobietę. Była największa jaką do tej pory widziałam. Chodzi mi o wzrost. No i na pierwszy rzut oka to wyglądała trochę groźnie, ale jak zaczęłyśmy rozmawiać to okazała się bardzo miła i bardzo urocza. Miała na imię Regina. Ładnie, nie? – opisywała szybko. – Fajnie tu wrócić, wiesz? – Przewróciła oczami, zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiało to wyznanie. Jeszcze chwila i Darcy będzie skłonny pomyśleć, że naprawdę cieszyła się, bo szli w miejsce, w którym kilka miesięcy wcześniej ktoś się mało nie utopił. A przecież zupełnie nie o to chodziło!
Molo wyglądało dokładnie tak samo jak wtedy, z tą dużą różnicą, że ktoś zadał sobie trochę trudu by wymienić najbardziej zużyte deski. Daisy przystanęła patrząc na nie. Przekrzywiła głowę a potem posłała bratu szelmowskie spojrzenie.
- Słuchaj, zrób mi zdjęcie. Stanę na samym końcu. Zobacz jaki to będzie ładny kadr. Ja, molo, woda i słońce – opisała marzycielskim tonem. Rękami próbowała mu pokazać co ma mniej więcej uchwycić.
Ściągnęła z szyi aparat i wręczyła go bratu. Torbę na ramię rzuciła koło jego stóp.
- Tylko zrób mi kilka zdjęć. Potem wybiorę najlepsze. I jeśli będę wyglądać jak idiotka to mi to powiedz od razu. Spróbuję jakoś zmienić minę czy tam się inaczej ustawić – instruowała go, już ruszając w stronę kładki.
W marszu poprawiała kurtkę jeansową i sukienkę w kwiatki. Myślami błądziła wokół tego, w jakiej porze będzie wyglądała maksymalnie romantycznie. Była mniej więcej w połowie drogi, gdy jej uwagę przykuł plusk. Zamarła, rozglądając się uważnie, ale w pierwszej chwili niczego nie dostrzegła. Beztrosko wzruszyła ramionami i ruszyła ku końcowi molo. Wtedy też go dostrzegła.
Co za przypadek. Martin Crouch postanowił popływać w morzu i wybrał sobie akurat dzisiejszy dzień i molo w Allhallows! Daisy spiekła raka, a potem posłała mu szeroki, mocno zażenowany uśmiech.
Do licha, pewnie gotów był pomyśleć, że go śledziła…
- Co za niespodzianka – wydukała. Kurczę, nie zabrzmiało to najlepiej. – Znaczy wiesz, naprawdę nie spodziewałam się ciebie tutaj spotkać. Dawno się nie widzieliśmy i w ogóle, ja tutaj jestem przypadkiem. Nie miałam pojęcia, że też tu będziesz, ale się cieszę, bardzo się cieszę, serio! – plotła, zdając sobie sprawę, że brzmiała trochę jak potłuczona.
Martin tymczasem wyciągnął w jej stronę zachęcająco rękę.
- Tylko, że wiesz… ja to nie bardzo umiem pływać – odpowiedziała mu konfidencjonalnym tonem Daisy. Ale nawet resztki zdrowego rozsądku, nie były w stanie powstrzymać jej przed ściągnięciem z ramion kurtki i ciśnięciu jej deski. Ten sam los spotkał za moment sukienkę. – Ale skoro zapraszasz, to czemu nie. Tylko obiecaj, że nie pozwolisz mi utonąć.
Martin przechylił głowę na bok. Coś w jego sposobie bycia pozwoliło Daisy sądzić, że na pewno ją uratuje.
I wtedy wskoczyła do wody.
wiadomość pozafabularna
Suma Przypadków - Scenariusz: Drewniane molo