• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[19 września 1957, Hogwart] W odwiedzinach u Jęczącej Marty

[19 września 1957, Hogwart] W odwiedzinach u Jęczącej Marty
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#1
29.10.2022, 21:25  ✶  

19 września 1957
Z wizytą u Jęczącej Marty - Theon & Elijah


Prawie Bezgłowy Nick, Krwawy Baron, Irytek. Na terenie Hogwartu nie brakowało duchów, ani też innych osobliwości, współegzystujących z uczniami szkoły, towarzyszących im przez cały okres nauki. Personą niewątpliwie wyróżniającą się na ich tle ich wszystkich, o której krążyło wiele historii, była zaś Marta Warren. Pieszczotliwie nazywana Jęczącą Martą, zamieszkiwała dziewczęcą toaletę na pierwszym piętrze, gdzie dawała się we znaki każdej osobie chcącej skorzystać z pomieszczenia.

Pierwszy raz, o nieco ekscentrycznej mieszkance tegoż pomieszczenia, usłyszałem jeszcze na pierwszym roku. Jakoś we wrześniu. Historię dziewczyny opowiedział mi w tamtym czasie mój kuzyn, Logan. Dużo czasu musiało natomiast upłynąć do dnia, w którym zdecydowałem się złożyć Marcie osobistą wizytę. Stało się to dopiero podczas czwartego roku nauki, zaś w całej tej eskapadzie, towarzyszył mi Elijah. Niewiele starszy kolega, który trzymał się zarówno ze mną jak i Loganem.

Cały ten wypad do damskiej toalety nie miałby miejsca, gdyby nie głupi zakład. Siedzieliśmy sobie niewielką grupką w pokoju wspólnym naszego dormitorium, rozmawiając o różnych bzdurach. Nic nadzwyczajnego. I właśnie w trakcie tej rozmowy, kolejny raz padło imię Marty Warren. Ponoć tego dnia, jakoś z rana, nieźle dała się we znaki jakiejś młodej dziewczynie, należącej do naszego domu. Slytherinu. Nieświadoma kryjącego się w toalecie zagrożenia, pierwszoroczna odwiedziła królestwo zamieszkiwane przez ekscentrycznego ducha. Nie miała podczas tej wizyty szczęścia. Zamiast na spokojnie opróżnić pęcherz, a po wszystkim umyć ręce, wylądowała w skrzydle szpitalnym. Dlaczego? Tego chcieliśmy się dowiedzieć. Bo choć Marta bywała złośliwa, to... cóż, pewnych granic nie przekraczała.

A już na pewno nie robiła tego bez konkretnego powodu.

Zbliżając się do znajdującego się na pierwszym piętrze pomieszczenia, rozglądam się na boki. Nie chce, żeby przyłapał nas tutaj przypadkiem jakiś nadgorliwy nauczyciel. I za taką bzdurę zamknął w kozie. Zerkam na Elijaha.

- Słyszałem kiedyś, że ponoć ma słabość, wiesz... - Mówię. Niezbyt głośno, żeby przypadkiem ktoś nie zwrócił na nas uwagi. - ...krążą plotki, że jakiś czas temu podglądała prefekta gryffonów w trakcie kąpieli.

Wspominam o tym dla podbudowania pewności siebie. Idącej w ślad za nią odwagi. Nie to, żebym tej wizyty się bał, ale zawsze dobrze jest popracować nad odpowiednim nastawieniem. Tak przynajmniej zwykł powtarzać ojciec. Ponoć to całkiem istotna część każdego sukcesu. Sam nie wiem czy tak do końca w to wierze, choć do pewnych wzorców się niewątpliwie stosuje. Nie zawsze w pełni świadomie.

- Ponoć zaskoczony tym, wybiegł w... - Nie kończę, zatrzymując się wreszcie przed wejściem. Raz jeszcze się rozglądam. Z ulgą zauważam, że jesteśmy tutaj sami. O tej godzinie mało kto przebywa poza swoim pokojem, ewentualnie pokojem wspólnym. Kilku desperatów może ukrywać się w bibliotece. Pewnie byliby to sami krukoni. - Wchodzimy? - Kończę wcześniejszą opowieść. Mało prawdopodobne zresztą, żeby było to coś, o czym Elijah nie miał jeszcze okazji usłyszeć.

Czekam przez chwilę, nie wyrywam się do przodu. Trochę to do mnie niepodobne. Z reguły wygląda to inaczej. Tym razem nie chce być jednak tym, który jako pierwszy usłyszy zawodzenie dziwaczki, która na wieki wieków utknęła w toalecie.

Sam nie chciałbym tak skończyć. To pewne.

golden usurper
If you think this has a happy ending, you haven't been paying attention.
187 cm wzrostu, ciemna karnacja, dobrze zbudowana sylwetka. Zarost na twarzy, krótko ścięte włosy i oczy, czarne niczym obsydian, odziedziczone po matce z rodu Blacków. Przeważnie na ustach gości kpiący, pewny siebie uśmieszek, który nie sięga tęczówek, czujnych i dziwnie poważnych. Ubiera się nienagannie, wysławia elegancko.

Elijah Burke
#2
01.11.2022, 13:20  ✶  

Hogwart był pełen niesamowitych, niestworzonych historii i barwnych postaci. Uczniowie chętnie przekazywali sobie plotki, i jeszcze chętniej dodawali nowe elementy do starych przekazów. W temacie Marty Warren, zwanej potocznie Jęczącą Martą, Elijah słyszał już setki, a każda była bardziej niewiarygodna od poprzedniej. Nie przywiązywał wagi do szkolnych opowiastek, tak samo jak do ekscentrycznych duchów zamieszkujących Hogwart. Odkąd na pierwszym roku rozzłościł Krwawego Barona zbyt głośnym śmiechem i padł ofiarą jego straszenia, starał się trzymać od zagubionych dusz z daleka.

Nigdy, nawet w najbardziej śmiałych założeniach nie przypuszczałby, że z własnej woli złoży wizytę duchowi.

Ten wieczór nie różnił się zbyt wiele od wszystkich poprzednich. Jak zwykle, młody Burke siedział razem z kolegami w pokoju wspólnym i próbował dokończyć wyjątkowo żmudne wypracowanie na lekcje historii magii. Ciągłe śmiechy, słowne przepychanki i generalnie atmosfera rozbawienia nie sprzyjały nauce, dlatego szybko odłożył pióro i już po chwili przyłączył się do wyjątkowo głośnej dyskusji na temat ostatniego meczu quidditcha Ślizgonów. Nawet nie wiedział, kiedy rozmowa przeszła na niedawny incydent z udziałem pierwszorocznej z ich domu. Słuchał więc opowieści kolegów o tym, że biedna Cornelia postanowiła skorzystać z toalety dla dziewcząt na pierwszym piętrze i spotkała ducha Marty Warren. Zwykle niespokojna dusza zabitej dziewczyny nie czyniła nic poza niegroźnymi psikusami, lecz mieszkanka domu Węża wylądowała w skrzydle szpitalnym. Atmosfera rozmowy zmieniła się diametralnie; rozbawienie i rozluźnienie sprzed chwili zniknęło bezpowrotnie.

Wiedział, że nie powinien się odzywać, ale nagle odnalazł w sobie pokłady zaskakującej opiekuńczości wobec młodszych i słabszych. Ktoś – chyba któryś z braci Parkinson, ale nie był pewien w chaosie dyskusji – rzucił hasłem, że Yaxley i Burke po prostu się boją; a to przelało czarę goryczy. Kuzyn Logana był również przyjacielem dla Elijaha, i wszelkie oszczerstwa przyjmował wyjątkowo personalnie. Od tego momentu nie było odwrotu; postanowili wspólnie zbadać tą paskudną sprawę, by nie przegrać zakładu – i, oczywiście, pomóc biednej Cornelii.

Opuścili bezpieczne Lochy i ruszyli w kierunku nawiedzanej przez Martę toalety. Korytarze o tej porze były zupełnie puste. Dziwnie było kroczyć po tym potężnym zamku tylko we dwójkę; Elijah mimowolnie rozglądał się na boki, zupełnie jakby udzieliło mu się zdenerwowanie kolegi. Zerknął na Theona, gdy ten zabrał głos, i z powagą skinął głową na znak, że ta historia również nie była mu obca.

- Nie dość, że martwa, to nawet po śmierci ma fatalny gust – mruknął cicho, rzuciwszy komentarzem wyjątkowo nie na miejscu; ale zwyczajnie nie przemyślał tych słów, zbyt skupiony na dotarciu do celu. – Słyszałem, że niedawno doprowadziła jakąś małą Krukonkę do płaczu. Opowiadała o oczach, które widziała, zanim… No wiesz – sugestywnie przesunął palcem po gardle.

Zanim zmarła.

Zatrzymali się przed wejściem do toalety. Gdy Theon rzucił hasłem, Elijah przytaknął i czekał, aż towarzysz ruszy do przodu – ale nic takiego się nie wydarzyło. Przez chwilę patrzyli to na drzwi, to na siebie – nagle niepewni celu tej dziwacznej, samozwańczej misji, i własnego w niej udziału. W końcu Burke wyprostował się nieznacznie i wziął głęboki wdech, dodając sobie kurażu.

- Dobra, plan jest taki. Wchodzimy, stanowczo wyjaśniamy sprawę tej dziewczynki od nas i wracamy. Szybko, sprawnie i bezproblemowo.

W przypływie odwagi to on pierwszy ruszył do przodu, nacisnął klamkę i otworzył drzwi, wchodząc do środka raźnym, choć jednocześnie nerwowym krokiem; zerknął przez ramię na Theona i gestem przywołał kolegę do siebie. W łazience panowała ponura, iście grobowa cisza.

- Eeem… Marta? Marta Warren? Możemy… hm… pogadać?

Cichy głos Burke’a rozszedł się łagodnym echem po wnętrzu pomieszczenia; jedyną odpowiedzią był nieco zbyt donośny odgłos bulgotania z kanalizacji. Elijah otworzył szerzej oczy, wpatrując się w jedną z kabin – źródło dźwięku, który zwiastował rychłe nadejście ducha.

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#3
07.11.2022, 11:58  ✶  

Poruszanie się po opustoszałych korytarzach Hogwartu, w dodatku w towarzystwie tylko jednej osoby, nie było szczególnie komfortowe. Każdy krok zdawał się być zbyt głośnym. Każdy krok zdawał się móc przyciągnąć uwagę nauczycieli. Ciężko było wyrzucić z głowy myśl o tym, że właśnie łamiemy zasady. Co prawda jedynie opuściliśmy pokój wspólny, ale o tak późnej godzinie mogło okazać się to więcej niż wystarczającym. Konsekwencje były wyciągane za znacznie mniejsze przewinienia i doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Oczywiście nie znaczy to, że byłem gotowy się wycofać. Zrezygnować z tej nieszczęsnej eskapady. W żadnym razie. Nie chciałem być tym, o którym będzie się mówić, iż spanikował na samą myśl o spotkaniu z dziwaczką Warren. A na pewno tak by się skończył nasz przedwczesny powrót. Nie byłoby zrozumienia. Pod naszym adresem poleciałyby natomiast żarty i żarciki. Liczne docinki. Śmiechu byłoby co niemiara.

I owszem. Zdarzało mi się na żarty i żarciki, rzecz jasna te pod moim adresem, reagować nie najlepiej. Pewne rzeczy odbierałem nieco nazbyt personalnie. Ale hej! Mam całe życie, żeby nad tym popracować. Poprawić się.

- Ale czego innego mielibyśmy się spodziewać po zwykłej szlamie? - Nie zwracając większej uwagi na to czy słowa Elijaha były na miejscu, dorzucam coś od siebie. Z zainteresowaniem na niego spoglądam, kiedy wspomina o jakiejś młodej Krukonce. Najwyraźniej nie byłem na bieżąco ze wszystkim tym, co działo się w szkole. - Zastanawiałeś się kiedyś, no wiesz, jak ona...

Również nie kończę, ale chyba łatwo domyślić się, o co chciałem zapytać. Do dzisiaj niewiele było wiadomo na temat tego, w jaki sposób zmarła Marta. Co ją spotkało w toalecie. Ona sama nie do końca była w stanie to wyjaśnić. O ile w ogóle chciała cokolwiek na ten temat powiedzieć. Z tym bywało różnie. Raz odpowiadała na pytania, w dodatku w wyjątkowo barwny sposób, indziej reagował histerią, złośliwością, a nawet... nawet zdarzały się sytuacje takie jak ta, w której przyszło wziąć udział nieszczęsnej Cornelii.
[a]Kiwam głową, słysząc przedstawiony przez Elijaha plan. Nie brzmi najgorzej. Chcę jeszcze zapytać czy nie powinniśmy pomyśleć o jakimś zaklęciu obronnym, tak dla pewności, ale nie zdążam. Kumpel otwiera drzwi i jedyne co, to pozostaje mi wejść do środka. Zaraz za nim.

- Tak, właśnie, Marta! Mamy kilka pytań. - Dodaje od siebie. Staje obok Elijaha, nie za nim. Zresztą i tak ciężko byłoby się chować za starszym chłopakiem. Zwłaszcza z moim wzrostem. No i raczej niewiele by to pomogło. Kto wie, z której strony Marta postanowi się pojawić? O ile w ogóle zareaguje na nasze pojawienie się.

Nigdy nie było można mieć co do tego pewności. Jak zresztą do wszystkiego, co wiązało się z tym konkretnym duchem. Ponoć... lekko drażliwym.

- T-też przyszliście się ze mnie pośmiać? Gruba Marta, brzydka Marta, w-wiecznie skrzywiona Marta? - Słychać piskliwy głos ducha.

Mamy sporo szczęścia. Wraz z odgłosem rozchlapanej wody, Marta wylatuje z zamkniętej kabiny i pojawia się tuż przed nami. Zatrzymuje się jakiś metr nad ziemią, może nieco więcej, może mniej. Nie musieliśmy długo czekać, ani dopraszać się tej rozmowy. Duch zawodzi. Wyraźnie jest niezadowolony z jakiś wcześniejszych odwiedzin. Może nawet tych Cornelii? Tego musimy się dowiedzieć.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Theon Travers (1036), Elijah Burke (606)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa