• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[06.08.1972r.] Nie powinieneś tego robić | Richard & Stanley

[06.08.1972r.] Nie powinieneś tego robić | Richard & Stanley
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#1
07.08.2024, 22:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.08.2024, 21:40 przez Richard Mulciber.)  

6 sierpnia 1972r. – przed południe
Podziemne Ścieżki | Głębina


Po śniadaniu z dzieciakami, Richard przesiedział sam w jadalni jakąś chwilę. W ciszy, w milczeniu. Dopił jedynie kawę, jedzenia nie tknął. Skrzat musiał to wszystko uprzątnąć, ale na polecenie Richarda, aby żywność się nie marnowała, odgrzeje i postawi na kolację. Te kilka pozostałych godzin, w oczekiwaniu na gościa, przeszedł do salonu. Mając na uwadze pilne spotkanie ze Stanleyem, który prosił o możliwość rozmowy w cztery oczy, bez świadków, Mulciber wysłał dzieci poza kamienicę, aby rozejrzeli się po okolicach i poszukali jakieś widoczne ogłoszenia sprzedaży mieszkań, wynajmu pokoi.

Gdy chłopcy opuścili kamienicę a bratanica udała do swojego pokoju, w domu zapanował nieco spokój. Zostając samemu ze skrzatem w parterowej części pomieszczenia, który sprawnie uwinął się z uprzątnięciem stołu po śniadaniu, Richard siedział w salonie czytając nowy numer Proroka Codziennego, paląc papierosa. Co jakiś czas spoglądał na zegarek, który miał na lewym nadgarstku. Sprawdzał czas, ile zostało do spotkania z Borginem. Kiedy planował się pojawić. Nie ustalali godziny, ale miało być przed południem.

Wtedy rozległo się pukanie. Richard pozwolił, aby to skrzat otworzył drzwi i wpuścił gościa. Dopalił w tym czasie papierosa i zgasił w popielniczce. Zwinął gazetę i coś mu nie pasowało. Słyszał, że drzwi się otwierały a później zamknęły. Ale Belenos nie pojawił się z gościem ani osobiście w salonie aby zakomunikować, kto to był.

- Belenos?
Rzucił w przestrzeń imię skrzata.
Odpowiadała mu jednak cisza.
Zmarszczył brwi wstając z kanapy i zmierzając do korytarza, drzwi wejściowych.
- Belenos!
Krzyknął, jakby skrzat z jakiegoś powodu ogłuchł. "Co jest z tym skrzatem?" – pomyślał, podchodząc do głównych drzwi wejściowych, które otworzył i rozejrzał się po okolicy. Było dziwnie spokojnie. Zamknął drzwi wracając do środka. Ruszył do kuchni, skrzata nie było. Coś mu się jednak przypomniało. Wyjął z tylnej kieszeni spodni dwa listy. Ten od Roberta schował. Wyjął z koperty ten od Stanleya. Przeczytał raz jeszcze.
"... powinienem skorzystać z BUMowskich nauk i dokonać siłowego zatrzymania pewnej istoty." – przy tym fragmencie zatrzymał się na dłużej.
- Kurwa…
Ręce mu opadły. Że też nie domyślił się tego wcześniej.
- Nie powinieneś tego robić…
Z jakiegoś powodu był przekonany, że za uprowadzeniem jego skrzata, stał właśnie Stanley. Nie dowie się, jeżeli tego nie sprawdzi.

Złożył list, schował do koperty a tę składając na pół, do kieszeni spodni. Pobiegł na górę do swojego pokoju. Wygrzebał ze swojej szafy z ubraniami schowaną czarną szatę z głębokim kapturem. Wyszedł z pokoju i zatrzymał się, kierując wzrok w stronę pokoju brata. Przez parę sekund zastanawiał się, spojrzawszy na swoją koszulkę z kołnierzem. Wiedział co zrobi. Skierował swoje kroki do pokoju Roberta. Szatę przerzucił sobie na ramię. Podszedł do jego szafy z ubraniami. Otworzył i westchnął. Część ubrań nie było. No oczywiście. To było zaplanowane. Ten cały cholerny wyjazd. Zamknął szafę. Wrócił do swojego pokoju i pogrzebał ponownie w ubraniach, wyciągając jeden ze swoich golfów odpowiedni na taką porę dnia. Mniej ich miał, gdyż nie sądził, że mogą mu się przydać. A zimowych nie ubierze. Będzie musiał sobie ich trochę dokupić. Przebrał się, a nawet ogolił. Zabrał szatę i opuścił pokój.

Nie zostawiał żadnej informacji dzieciakom, gdyby wróciły do domu. Zabezpieczył dom zaklęciami, zamknął też porządnie drzwi wejściowe. Nie ubierał jeszcze szaty. Teleportował się w znane sobie miejsce w pobliżu Dziurawego Kotła, gdzie mugole go nie zobaczą. Stamtąd wszedł do Kotła, kierując się na zaplecze, gdzie znajdowało przejście na Pokątną. Różdżką stuknął w odpowiednie cegły, które utworzyły mu po chwili przejście.


Znajdując się na pokątnej, teleportował na ulicę Śmiertelnego Nocturnu w znanym sobie miejscu, gdzie założył szatę i narzucił kaptur. Nie chował różdżki. Rozglądając się, szukał tego całego gabinetu spirytucośtam "Ataraxia". Kojarzył, że gdzieś znajdował się po jednej stronie tej ulicy.

Zachowując czujność i ostrożność, mijał po drodze różne osoby. Mieszkańców i obywateli tego światka. Klasę nielegalnych i brudnych interesów. Nagle, zatrzymany został przez jakiegoś menela. Coś tam do niego memlał. Richard wyminął go, ale ten nie odpuścił. Chwycił go za ramię i wtedy Richard, odwrócił się celując do niego różdżką rzucając zaklęcie odepchnięcia. Mężczyzna w szoku odleciał kawałek, lądując na plecach. Richard nie sprawdzał, co z nim dalej było, gdyż wrócił do swojej dalszej wędrówki w poszukiwaniu Ataraxii, w końcu ją znalazł.

"To tutaj." – stwierdził w myślach z przekonaniem. Rozejrzał się jeszcze po obu stronach, jakby w upewnieniu, czy nikt go nie śledził. Wtem nacisnął klamkę chcąc otworzyć drzwi, ale okazało się, że były zamknięte. "Nosz kurwa..." - przeklął w myślach wkurzony i niezadowolony z tego faktu, chcąc najpewniej wejść tradycyjnie mu znaną drogą. Powstrzymał się na szczęście właścicielki lokalu, że nie rozwalił tych drzwi. Zmienił więc kierunek, gdzieś w pobliski zaułek i po prostu teleportował się przed wejście do Głębiny. Tam na szczęście drzwi mieli otwarte.

Otworzył drzwi, wchodząc do środka. Zamknął za sobą. Rozejrzał się, lustrując wnętrze niejakiego głębinowego baru. Stoliki, krzesła. Paru klientów. Barman za ladą a za nim, regał z alkoholem. Rozglądając się, obserwował. Ruszył w stronę baru, zsuwając kaptur. Zostanie rozpoznany jako Robert, jeżeli ten był już w Głębinie? Starał się spokojnie podejść do sprawy. Lecz gdyby ktoś chciał sprawdzić jego aurę, była czarna, nerwowa.

- Zastałem Borgina?
Zapytał na tyle uprzejmie na ile był wstanie. Zwracając się do barmana, stojącego za ladą. Zatrzymując przy ladzie. Patrząc dość poważnie, spojrzeniem radząc mu, aby lepiej go do niego zaprowadził, albo go zawołał. Inaczej zacznie mu rozbijać po kolei butelki na regale za jego plecami. Bowiem różdżkę, cały czas trzymał w dłoni. Miał interes, sprawę do omówienia, wyjaśnienia.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
07.08.2024, 23:42  ✶  

Stanley nie powinien był robić bardzo wielu rzeczy w swoim życiu. Jedną z nich, dla przykładu, było poinformowanie Richarda, że "...powinienem skorzystać z BUMowskich nauk i dokonać siłowego zatrzymania pewnej istoty...", a później - jak gdyby nigdy nic - pójść i uprowadzić Belenosa. Nie była to najbardziej przemyślana akcja w jego życiu, a już na pewno nie, kiedy miał na przeciwko siebie doświadczonego aurora w postaci bliźniaczego Mulcibera.

Ale się stało. Skrzat został uprowadzony, a Rick wkurwiony - oczywiście zapewne, ponieważ Stanley o tym nie wiedział. Siedział sobie w najlepsze w Głębinie, rozwiązywał jakąś krzyżówkę i nawet zapomniał, że miał się spotkać z wujem. Nie wiedział jeszcze, że do spotkania miało dojść.


Francis za to zdążył wydać parę potraw, nalać z dwa piwa i po prostu sobie egzystował, doglądając sali w której była klientela. Aktualnie robił najbardziej barmańską rzecz na jaką mógł sobie pozwolić - przecierał czyste kufle. Te były najczystszą rzeczą na całym Nokturnie, co oczywiście nie było prostą sprawą. Nie mniej jednak, było możliwe do osiągnięcia. Jak? Nie wiadomo. Jakiś tajny składnik Francisa. Nie chwalił się nim, a Stanley nie dociekał. Grunt, że wszystko się kręciło, a biznes prosperował.

Gdyby nie to, że Robert był już kiedyś w Głębinie i Frantisek dostał jego rysopis, uznałby Richarda za kolejnego klienta, który coś chce. Mimo wszystko zmierzył go wzrokiem, zwalniając proces przecierania kufla. Bacznie mu się przyglądał, oczekując na jego podejście.

Kiedy w końcu się zjawił przy szynkwasie, przełknął ślinę, wdając się z nim w krótki pojedynek na wzrok. Znowu on? Ostatnio miałem go wpuścić....

Richard mógł usłyszeć krótki pomruk pod nosem, jakby w zastanowieniu.

- Nie ma tutaj nikogo takiego jak Borgin - odparł pewnym głosem. To była prosta zasada. Ten przybytek nie miał właściciela. Nie miał go oficjalnie, ponieważ każdy sobie cenił anonimowość na Podziemnych Ścieżkach.

- To nie będzie konieczne. Problemów tutaj jest wystarczająco. Zapraszam za mną - dodał po chwili, kiwając głową na różdżkę, wskazując mu dłonią przejście, które znajdowało się za nim. Wielce tajemne przejście do wnętrzności Głębiny.

Barman ruszył przodem, pokonując kilkanaście kroków, aż w końcu zatrzymał się przy pierwszych drzwiach po prawo. Zastukał w nie i kiedy usłyszał szybkie wejść, otworzył drzwi, wpuszczając Richarda, który miał przecież interes do kogoś kto nie był Borginem.

- Robert przyszedł - zakomunikował, zostawiając gościa w pomieszczeniu, a następnie zamykając za sobą drzwi. Dało się usłyszeć, że odchodzi w kierunku głównej sali, nucąc coś sobie pod nosem.

Widząc to całe zajście i fakt, że nie był to Robert, a Richard, Stanley podniósł wzrok. Przyglądał się przez chwilę swojemu wujkowi, a następnie zerknął na zegarek, który miał na dłoni. Odchrząknął.

- No proszę. Już prawie południe? Jak ten czas szybko leci. Nie musiałeś się przecież, aż tak fatygować na Podziemne Ścieżki. Dotarłbym do kamienicy - oczywiście był to blef, nic innego - Czym zawdzięczam tę wizytę? Napijesz się czegoś? Może papierosa? Czym chata bogata - przedstawił swoją ofertę, samemu sięgając po papierosa. Paczka następnie wylądowała na biurku, a obok niej, pojawiła się popielniczka. Nie minęło długo zanim odpalił nikotynowego przyjaciela i zaczął się nim rozkoszować.

Borgin zdawał sobie sprawę jaka była podstawa tej wizyty, chociaż wolał się tego dowiedzieć od Richarda albo udawać, że nie wie o co mu chodzi, bo przecież dopiero mieli się spotkać. Spotkać po to, aby "omówić" kwestię wypożyczenia Belenosa dla Roberta.

- Usiądziesz? - zapytał jeszcze, wskazując otwartą dłonią na krzesło, które znajdowało się na przeciwko jego biurka. W międzyczasie zgarnął dokumenty na bok, układając je na równy stosik w iście Ministerialnym stylu. Człowiek może wyjść z Ministerstwa, ale Ministerstwo z człowieka nigdy.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#3
08.08.2024, 00:11  ✶  

"Nie ma tutaj nikogo takiego jak Borgin." – padły słowa w odpowiedzi. A Richard zmarszczył brwi gniewnie. Już miał coś dodać, zrobić, ale ten mężczyzna widocznie szybko łapał sygnały. Nie było więc konieczne posuwanie się do przemocy na przedmiotach. Robienia chaosu pokazowego. Przecież tego chcieli uniknąć.

Podążył za barmanem, który zaprowadził go do prawdopodobnie pomieszczenia, gdzie przebywał Stanley. Mulciber rozglądał się, starając zapamiętać wiele szczegółów i przejść tutejszego miejsca. Gdyż może kiedyś okazać się to przydatne.
"Robert przyszedł." – padło z ust mężczyzny, Upewniło to Richarda, że brat bywał tutaj. Że udało się być nim, aby tutaj się dostać, bez problemowo.

Wszedł do środka zaproszony, a drzwi za nim się zamknęły. Przeszedł się po gabinecie, obserwując co tutaj miał. Jakie przedmioty, jeżeli były. Artefakty, meble, czy było coś szklanego. Badał miejsce, zatrzymując swój gniewny wzrok na biurku. Paczka papierosów. Popielniczka. Nie skorzystał.

- Raczysz mi wyjaśnić, w co ze mną pogrywasz, Stanley?
Rzucił dość chłodno. Nie krył się z tym, że był niezadowolony z jego zagrania. Nie potraktowania go poważnie. Zignorował jego żarty czy tłumaczenie się w sprawie późnej godziny i ich zaplanowanego spotkania.
- Co to za BUMowskie taktyki, wkradania się do naszej posiadłości? Porwałeś skrzata? Po cholerę Ci on?
Kolejne słowa, wypowiadane ze stopniowo narastającym gniewem. Chłodnym spojrzeniem, nietolerującym takich zagrywek ze strony osób, którym dał cząstkę zaufania. Mógłby nawet cenić Stanleya wyżej ponad swoich synów, ale po tym… To zrównałby go z nimi na ten sam poziom. 

Richard nie skorzystał z poczęstunku papierosa i alkoholu. Nieskorzy stał z możliwości zajęcia jednego z fotelu czy krzesła. Zbliżył się do biurka, stając jakiś metr od niego. Zaciskając w lewej dłoni różdżkę.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
08.08.2024, 00:54  ✶  

Jak wyglądał środek? Nic szczególnego - kilka szaf ustawionych po lewej stronie pomieszczenia, a pomiędzy nimi komoda. Nad nią znajdowała się tablica korkowa, która miała przyczepione kilka karteczek czy zdjęć kotów, które zrobił Sauriel. Po prawej stronie pokoju stała zaś biblioteczka oraz kanapa, która mogła być niektórym znana - zwłaszcza tym, którzy przebywali kiedyś w mieszkaniu Borgina (czy Anne Borgin) na Horyzontalnej. Na środku znajdował się nieduży dywan. Na pierwszym planie stało ciężkie, drewniane biurko, które miało 2 krzesła po stronie "zewnętrznej", a fotel po drugiej.

Bez trudu dało się też dostrzec obraz, który zmieniał się wygląd w zależności od kąta pod którym się na niego spojrzała. Od lewej przedstawiał Hogwart, na środku kwiaty i wszelkiej maści rośliny, a po prawej świętego Munga. Ponadto było kilkadziesiąt, a może kilkaset książek w całym pomieszczeniu. W większości były to jakieś tomiki przyrodnicze, atlasy czy księgi zielarskie. Nic z czego Borgin by korzystał - tę wiedzę mieli jednak tylko niektórzy.

Szklane rzeczy też dało się odnaleźć. Nie trzeba było nawet specjalnie szukać, ponieważ na szafkach stało kilka butelek. Część z nich była pełna, część w jakimś stopniu opróżniona, a jeszcze inne całkowicie puste. Dało się też dostrzec dwie szklanki, które były przykryte ręczniczkiem, zupełnie jakby oczekiwały na gości albo jakby Stanley był gotów przyjąć gości w każdym momencie.

Nic szczególnego ale również nie było biednie. Sam określiłby to jako "wystarczająco".

- W co pogrywam? - powtórzył, kupując sobie odrobinę czasu - W nic. Nie jest to w moim stylu i nie mam na to czasu - wyjaśnił, bacznie obserwując poczynania Richarda w jego gabinecie. Nie ruszał się ze swojego miejsca i nie podejmował żadnych ryzykownych działań, wszak to Mulciber miał różdżkę w dłoni, a on nie.

- Cóż, zna się to i tamto - zgodził się, zaciągając papierosem - Do żadnego wkradnięcia się nie doszło. Zresztą ja nie potrzebuję żadnego skrzata. Nie mi jest on potrzebny - westchnął, rozumiejąc na jaką minę wpierdolił go Robert - Nie lubię kiedy ktoś celuje różdżkę w moja osobę pod moich dachem - przyznał, popalając powoli papierosa. Jego mina była poważna i pozbawiona wszelkiego uśmiechu. Mógłby nazwać ją pokerową.

- Odłóż różdżkę i usiądź. Porozmawiajmy - polecił, a wręcz zaproponował - Sam nie chciałbym sięgać po swoją, bo skończy się to co najmniej źle - dodał - I żebym nie został źle zrozumiany. Nie jest to żadna groźba, a stwierdzenie faktu, który wynika z naszych własnych doświadczeń zawodowych i nie tylko - wyjaśnił. Chodziło mu o nic innego jak fakt, że we dwójkę wywodzili się ze służb i we dwójkę nie byli na bakier z czarną magią, chociaż Stanley znał sztuczkę więcej i nie miał pojęcia czy Richard również ją zna.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#5
08.08.2024, 01:24  ✶  

Znajome meble. Przynajmniej część z nich, które Richard kojarzył z mieszkania Stanleya. Rozumiejąc tym samym, że przeprowadził się tutaj. Rozsądne podejście. Znajomy także był obraz, przy którym Richard zatrzymał spojrzenie na dłużej, zanim postanowił cokolwiek powiedzieć. Zarzucić pewne oskarżenia, pretensje.

Nie podobała mu się odpowiedź, że miał ochotę rozrzucić te wszystkie dokumenty z biurka Stanleya. Zatrzymał się jedynie na uniesieniu różdżki. Ale nie celował w Stanleya. To jednak Borgin zwrócił mu uwagę na sytuację. 
Zawahał się. Nie odpowiedział jednak nic. Milczał wpatrując się w Borgina, twierdzącego, że do żadnego wkradnięcia nie było. Nie potrzebował skrzata? Po co więc ten cały cyrk?

Nikt nie lubił, jak się w jego stronę celowało różdżką. Lecz u Richarda nerwy wzięły górę. Nie dość, że ma problemy z własnym synem, to jeszcze ta dziwna zagrywka.

Opuścił rękę z różdżką. Być może widok walczących ze sobą aurora i brygadzisty, sięgających również po czarną magię, byłby interesujący, to jednak miejsce, nie było odpowiednie.
Niechętnie, ale schował różdżkę. Podszedł do wolnego krzesła i postanowił łaskawie skorzystać z propozycji Borgina. Jego teren, jego zasady. Richard usiadł na wolnym krześle. Wzrok ze Stanleya przeniósł na papierosy. Po czym znów na niego.
- Zatem porozmawiajmy. Wyjaśnij mi po co ta cała szopka.
Mówiąc, rozłożył ręce sygnalizując, że nic na razie robić nie będzie, że pozwala mu mówić, wytłumaczyć się z tego nieodpowiedniego działania. Sięgnął po paczkę papierosów i pozwolił się poczęstować. Nałóg niestety wygrał. A że tytoń działał na niego kojąco, jak dobrze podziała przy tej rozmowie, tym spotkaniu.

Wyciągnął papierosa, opakowanie zwrócił na miejsce. Pożyczył cokolwiek Stanley ma do odpalania i zapalił sobie, zaciągając się. Zwrócił własność i po prostu czekał. Czekał na wyjaśnienia. Oby tylko były odpowiednio przekonujące.

- Dlaczego nie mogłeś normalnie wejść i porozmawiać ze mną w kamienicy?
Zapytał. Stanley nie krył się z tym, że mógł mieć skrzata. Pytanie tylko co z nim zrobił?
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
08.08.2024, 22:08  ✶  

Udało się trochę załagodzić cały ten spór czy chwilową niezgodę. Wszystko zależało od tego jak się patrzyło na całą sytuację. Fakt - wyglądało co najmniej średnio, ale Borgin był tylko żołnierzem, który wykonywał rozkazy zlecone przez tych powyżej. Kto był powyżej? Cóż, to było całkiem proste, jasne i klarowne.

Richard nie miał problemu z tym, aby zgarnąć metalową zapalniczkę z biurka, ponieważ Stanley jej nie ukrywał, ani nie chował. Pozostawił na wierzchu, aby wuj mógł sobie skorzystać.

Słysząc słowa Ricka, zaciągnął się jeszcze na chwilę, rozluźniając mięśnie. Uff, udało się...

- Cóż. Na początku chciałem to zrobić, ale później postanowiłem po prostu zadziałać według dobrze znanych mi taktyk z Ministerstwa i nie tylko - tłumaczył powoli, przyglądając się Mulciberowi - Wszystko byłoby pięknie i cacy, ale pojawił się problem. Nie miałem zielonego pojęcia jak się wysyła skrzaty. No bo skąd niby miałem to wiedzieć? - zapytał retorycznie. Nikt go tego nigdy nie uczył, więc nie posiadał tej wiedzy - całkiem logiczne.

Po tych słowach zamilkł na kilka sekund, a w międzyczasie wyciągnął długą linijkę i jakąś zapisaną kartkę z szafki. Napiął ją następnie w końcowej części i sprawnym ruchem dłoni, oderwał dolną część. Nie czekając długo, schował ją ponownie do szafki, a górną zaś podał wujkowi do wglądu.

- Chyba nie muszę Ci mówić kto jest nadawcą. Pismo powinieneś rozpoznać lepiej, niż ktokolwiek - wytłumaczył. List od Roberta, który leżał teraz przed jego bratem, był dobrze widoczny, chociaż część z jego podpisem i ostatnią linijką, która mówiła o tym, gdzie go wysłać, została oderwana. Cała reszta była bardzo dobrze zachowana i dostępna dla Richarda.

- Gdyby tylko Twój brat, a mój ojciec, szybciej odpisywał na listy, Belenosa już by z nami nie było - stwierdził, gasząc papierosa w popielniczce - Ale, że nie odpisał mi... to możesz go zawołać. W sensie skrzata i tu przyjdzie, bo siedzi w dalszej części Głębiny - wyjaśnił - Zapaliłem mu lampkę, posadziłem na skrzynce i kazałem na razie siedzieć. Co innego miałem z nim niby zrobić? - rozłożył ręce. Nie potrzebował go, więc znalazł mu jakieś tymczasowe zajęcie. Nic szczególnego, wszak liczył, że Robert szybko odpisze. Niestety bardzo się wtedy mylił.

- Także mi samemu nigdy nie byłby potrzebny. I dowodów też by już nie było, ale tak to cóż... masz mnie - dodał jeszcze po chwili, wyjmując szklaną butelkę z szafki. Nalał sobie odrobinę trunku, a następnie skierował karafkę w kierunku wuja, jakby chciał zapytać napijesz się? Nikt nie chciał się upodlić o tej porze, ale odrobina alkoholu jeszcze nikogo nie zabiła.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#7
08.08.2024, 23:03  ✶  

Zaciągnął się papierosem, który choć zawsze działał na niego uspokajająco, tak teraz jeden to było za mało, aby nie wyglądał na wkurzonego. Postanowił wysłuchać Stanleya, jego wyjaśnienia odnośnie całego cyrku z porwaniem skrzata.  Nie przerywał mu. Lecz wciąż wpatrywał się w oblicze Borgina, obserwując także jego ruchy. Umiejętność komunikacji mentalnej by im znacznie łatwiej ułatwiała porozumiewanie się nawet na odległość.

Chłopak przyznał się do tego, że zamierzał posunąć się do działań Ministerstwa, ale zmienił plany. Kolejne słowa sprawiły, że Richard uniósł brew ku górze. "No chyba nie..." – zaczął się w myślach domyślać, o co chodziło z wysyłaniem skrzata za granicę. Ścisnęło go coś w środku, obawiając chyba zobaczyć list od brata z takim poleceniem. Wysłanie skrzata między krajami nie jest trudne. Bracia Mulciber, jeżeli potrzebowali coś pilnie załatwić w naprawdę naglących sprawach, coś dostarczyć, wysyłali swoich skrzatów dzięki świstoklikowi. Ostatnio tak zrobił Robert w maju, wysyłając mu Selar do domu w Oslo.

Nie odzywał się. Zarejestrował równomierne rozrywanie listu przez bratanka, jakby nie chciał mu pewnej części wiadomości pokazać. Zmarszczył brwi, ale sięgnął po podsuniętą pierwszą część listu. Spojrzał na treść. Charakter pisma był mu bardzo dobrze znany. "Testujesz mnie czy jaki chuj...?" – zadał sobie pytanie, które skierowałby do Roberta. Z nerwów zgniótł ten list w dłoni. Patrząc wciąż na swoją zaciśniętą pięść. Belenos na szczęście był tutaj, więc mógł ho przywołać. Odesłać do kamienicy. Spojrzał na Stanleya, który właśnie zaproponował alkohol. Skinął mu w zgodzie, że napije się.

Wsadził papierosa do ust i raz jeszcze spojrzał na list, rozwijając go. Myślał. Analizował. Zastanawiał się. Dlaczego mu to robił. Zaciągnął się ponownie i wyjął papierosa z ust. Wypuszczając zaraz dym.

- Listy z zagranicy nie przychodzą tak szybko jak w danym kraju. Do mnie też niektóre przychodziły z dzień dwa później.
Napomknął o terminie wysyłki i dostawy. W końcu w obu kierunkach, do przebycia było morze. Do Norwegii trasa do pokonania mogła być dłuższa od Francji.
- Tak samo może być z wysyłaniem listu z Francji.
Dodał uważnie patrząc na Stanleya. Dając do zrozumienia, iż wie gdzie jest jego brat. W jakim kraju się zatrzymał. Brakowało tylko znać miasto i adres zameldowania. Na Francję dał mocny nacisk, nie kryjąc się z tym, że nie przepadał za tym krajem, po ostatnich akcjach. To aż nie mieściło się w głowie, dlaczego Robert tam wrócił.
- Powiedz mi, gdzie dokładniej zatrzymał się Robert. Potrzebuję wysłać mu list.
Wrócił do tego tematu. Nie podejmowałby go, gdyby nie ta cała upierdliwa akcja z porwaniem skrzata. To poszło już za daleko.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
11.08.2024, 21:23  ✶  

Dostrzegł srogi mars na twarzy wuja, ale nie skomentował go. Nie było sensu, a sytuacja dopiero co się załagodziła. Stanley po prostu rzucił okiem, a nawet jego kątem i robił swoje.

Kiedy Richard zgodził się na odrobinkę alkoholu, nie omieszkał mu polać. Zawsze lepiej było pić we dwójkę, a i 12 była tuż tuż. Wszyscy przecież wiedzieli, że prawdziwy dżentelmen pił po tej właśnie godzinie. Stanley i Rick właśnie nimi byli - dżentelmenami - mówili 'dzień dobry' na klatce, pomagali wnieść zakupy jak było trzeba i dzielnie służyli społeczności czystomagicznej. Ogólnie były z nich takie dobre chłopaki bez krat. Jeszcze bez krat

Szklankę zaraz podsunął w kierunku swojego krewnego, słuchając tego co ma do powiedzenia. Trzeba było przyznać, że była to bardzo kulturalna rozmowa pomimo wstępnych problemów. Te jednak mogły odejść w zapomnienie albo chwilowo powinny zostać zawieszone dla wyższego celu.

- Prawda. Właśnie dlatego Belenos jest jeszcze w Anglii, a nie hen daleko we Francji - zgodził się, kiwając przy tym głową. Mądry Stanley po szkodzie. Wiedziałem, aby wysłać tego skrzata jako polecony, a w przesyłce wpisać meble czy inne świeczki... pytanie tylko czy trzymałby gębę na kłódkę....

- No właśnie. Gdyby tylko ktoś wiedział gdzie się Robert wraz z Lorien zatrzymali... - odparł, przejeżdzając dłonią po swojej brodzie - To by było pewnie na swój sposób pomocne...? - zapytał retorycznie. Znał odpowiedź, a tym bardziej po tym jak słyszał słowa swojego wujka - Zrobimy tak... - zaczął, wstając z krzesła, aby przesiąść się na kanapę, która stała tuż obok. Nie zapomniał zabrać swojego drinka i papierosa, który popalał sobie w wolnej chwili.

Stanley usiadł wygodnie, opierając się plecami o kanapę, a następnie przeniósł swój wzrok na Richarda. Ten zaś mógł dostrzec, że obok aktualnie miejsca spoczynku Borgina, stała druga popielniczka z której młodszy z mężczyzn, nie omieszkał skorzystać.

- Biję się w pierś, bo wiem, że postąpiłem nie tak jak powinienem. Nie po tym jak mieliśmy pewnego rodzaju umowę - tłumaczył powoli - Jestem gotów pójść na pewnego rodzaju ustępstwa w stylu... "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Jest to całkiem proste. Poznasz adres Roberta, ale nie napiszesz do niego żadnego listu osobiście. Wszelka korespondencja musi przejść przeze mnie - wziął łyka alkoholu - Obiecuję, że nie będę czytał ten korespondencji. Chodzi mi po prostu o to, że Robert straciłby zaufanie w przypadku kolejnych takich wypadków, a dobrze wiemy, we dwójkę, że jest to nam na rękę. To, że chociaż jeden z nas wie gdzie aktualnie się znajduje. Chyba się nie mylę, wuju? - zapytał, wstając z kanapy. Przez kilka sekund przyglądał się swojemu krewnemu, przejeżdżając językiem po spierzchniętych ustach.

- To jak, zrobimy tak? Udostępnię Ci wszystkie listy od ojca wraz z adresem, ale ewentualnie skargi do Roberta, przekażesz przeze mnie. A ja oczywiście odpowiedzi przekażę Tobie. Poznasz miejsce gdzie się zaszył, a jednocześnie nie nadszarpniemy jego zaufania do mnie... do nas de facto - uśmiechnął się pod nosem. Odrobinę zawadiacko, a następnie wyciągnął dłoń w kierunku Richarda - Mamy umowę?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#9
11.08.2024, 23:42  ✶  

Bardzo dobrze, że skrzat został w Anglii a nie został wysłany do Francji. Najwyraźniej Stanley nie pomyślał o dość prostej metodzie wysyłania skrzatów do innego kraju, z jakiego korzystają Bracia Mulciber.

Specjalnie Richard w swoich wypowiedziach, nie używał imienia Lorien. W tej całej akcji jaką odwalił mu Robert, imię szwagierki mocno go drażniło. Nie okazywał tego po sobie, nie odzywał się nawet w tym momencie, kiedy Borgin odpowiadał na jego pytanie. Po prostu sięgnął po przysuniętą szklankę z alkoholem. Papierosa ujął w dwa palce. Upił porządny łyk napoju, przełykając, pozwalając mu na rozgrzanie przełyku. Starał się kontrolować swoje nerwowe wybuchy złości.

Stanley miał propozycję? Skierował w jego stronę swoje dość poważne spojrzenie, słuchając jego propozycji, zaciągając się zaraz papierosem. Wysyłanie listów przez Stanleya nie uśmiechało mu się tak do końca. Ale jeżeli się dobrze zastanowić nad tym. Warto to wykorzystać. Posłużyć się synem swojego brata w korespondencji. Czemu nie? Skoro to Stanley proponuje. I tak sobie życzy Robert. 
Westchnął. ”Dlaczego musi wspominać moje słowa." – zastanawiał się nad tym, czy nie za szybko mu wtedy odpisał, starając się parokrotnie odpisać z należytymi podziękowaniami, zamiast zajebać przekleństwami Borgina za zatajanie informacji. Może tak miało być? Robert przewidywał reakcję brata? Czy może wręcz przeciwnie?

Jakby się tak na spokojnie zastanowić, Stanley dotrzymywał w sumie słowa. Poinformował o czym wie. A teraz jeszcze wyszedł z propozycją, która może nie do końca odpowiadała Richardowi, to jednak umowa, dzięki której dowie się tego, czego tak bardzo chce wiedzieć.

- Nie mylisz.
Odparł krótko. W odpowiedzi na jego pytanie. Wpatrując się dość poważnie w bratanka. Dopalił papierosa, gasząc go w popielniczce.
- Nie dajesz mi innej możliwości, co?
Zadał pytanie, po usłyszeniu warunków umowy. Nie oczekiwał jednak odpowiedzi. Wstał i uścisnął dłoń Stanleya.
- Niech będzie.
Zgodził się na wspomnianą umowę, w celu poznania miejsca obecnego zakwaterowania Roberta. Jeżeli słowna umowa była dograna, Richard pozwolił Stanleyowi zająć się kwestią przygotowania listów z adresem.
- Daj mi przy okazji papier i pióro. Napiszę od razu i wyślesz.
Skoro już tutaj był, pozwolił sobie skorzystać z tej możliwości. Napisze list do Roberta tutaj. 
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#10
12.08.2024, 22:51  ✶  

Umowa może nie zadowalała dwóch stron. Mogła nawet nie być uczciwa w większym rozrachunku. Była jednak jedyną możliwością, aby poznać pewne rzeczy czy osiągnąć pewne korzyści.

Słysząc odpowiedź wuja, odnośnie tego, że się nie myli, pokiwał tylko głową. Udowadniało to tylko fakt, że nadal mieli wspólną misję, chociaż pewnie dwie - mimo wszystko całkiem zbliżone - wizje na to jak to osiągnąć. Oczywiście było to nic innego jak próba ochrony Roberta przed nim samym.

- Trochę nie. Powiedzmy, że ta umowa jest mniej więcej okej - odparł. Nie omieszkał rzucić komentarza. Nie dodał ani słowa, niż to co przed chwilą. Nie było potrzeby, aby dorzucać więcej rozpałki do pieca, który już buchał i huczał na lewo czy prawo. Brakowało tylko chwili, a doszłoby zapewne do wybuchu.

Dłoń została ściśnietą, a umowa weszła w życie z datą z dnia dzisiejszego. Nie było konieczności, aby podpisywać jakieś umowy. Słowne były wystarczające, bo Richard był kimś, komu można było zaufać. Co więcej, był kimś, komu warto było zaufać, a to już było osiągnięciem.

- Teraz możemy przejść do rzeczy - zgodził się, powracając do biurka z którego wyciągnął list i kawałek kartki, którą wcześniej urwał - To jest pierwszy list, który otrzymałem od Roberta - przyznał, podsuwając go w kierunku Mulcibera - Według wiadomości, którą przedstawił, znajdują się w mieście Lourmarin. Znajdują, bo nie pojechał tam sam, a z Lorien - tłumaczył. Zupełnie jakby składał jakiś raport. Pewne rzeczy się nie zmieniały - A oto resztka drugiego listu - dodał, kładąc tuż obok. W kilka sekund później przygotował kałamarz wraz z piórem i odpowiednią kartkę. Nie omieszkał też dopić swojego alkoholu, aby móc czym prędzej go uzupełnić.

- Proszę. Czyń honory - wskazał dłonią na zestaw, który został mu przygotowany - Proponuję jeszcze odrobinkę, co by się słowa lepiej kleiły - zaoferował trochę trunku do szklanki, zasiadając w międzyczasie w fotelu.

Richard mógł dać teraz popis umiejętności. Miał wolną reke.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (4262), Richard Mulciber (4566)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa