6 sierpnia 1972r. – przed południe
Podziemne Ścieżki | Głębina
Po śniadaniu z dzieciakami, Richard przesiedział sam w jadalni jakąś chwilę. W ciszy, w milczeniu. Dopił jedynie kawę, jedzenia nie tknął. Skrzat musiał to wszystko uprzątnąć, ale na polecenie Richarda, aby żywność się nie marnowała, odgrzeje i postawi na kolację. Te kilka pozostałych godzin, w oczekiwaniu na gościa, przeszedł do salonu. Mając na uwadze pilne spotkanie ze Stanleyem, który prosił o możliwość rozmowy w cztery oczy, bez świadków, Mulciber wysłał dzieci poza kamienicę, aby rozejrzeli się po okolicach i poszukali jakieś widoczne ogłoszenia sprzedaży mieszkań, wynajmu pokoi.
Gdy chłopcy opuścili kamienicę a bratanica udała do swojego pokoju, w domu zapanował nieco spokój. Zostając samemu ze skrzatem w parterowej części pomieszczenia, który sprawnie uwinął się z uprzątnięciem stołu po śniadaniu, Richard siedział w salonie czytając nowy numer Proroka Codziennego, paląc papierosa. Co jakiś czas spoglądał na zegarek, który miał na lewym nadgarstku. Sprawdzał czas, ile zostało do spotkania z Borginem. Kiedy planował się pojawić. Nie ustalali godziny, ale miało być przed południem.
Wtedy rozległo się pukanie. Richard pozwolił, aby to skrzat otworzył drzwi i wpuścił gościa. Dopalił w tym czasie papierosa i zgasił w popielniczce. Zwinął gazetę i coś mu nie pasowało. Słyszał, że drzwi się otwierały a później zamknęły. Ale Belenos nie pojawił się z gościem ani osobiście w salonie aby zakomunikować, kto to był.
- Belenos?Rzucił w przestrzeń imię skrzata.
Odpowiadała mu jednak cisza.
Zmarszczył brwi wstając z kanapy i zmierzając do korytarza, drzwi wejściowych.
- Belenos!
Krzyknął, jakby skrzat z jakiegoś powodu ogłuchł. "Co jest z tym skrzatem?" – pomyślał, podchodząc do głównych drzwi wejściowych, które otworzył i rozejrzał się po okolicy. Było dziwnie spokojnie. Zamknął drzwi wracając do środka. Ruszył do kuchni, skrzata nie było. Coś mu się jednak przypomniało. Wyjął z tylnej kieszeni spodni dwa listy. Ten od Roberta schował. Wyjął z koperty ten od Stanleya. Przeczytał raz jeszcze.
"... powinienem skorzystać z BUMowskich nauk i dokonać siłowego zatrzymania pewnej istoty." – przy tym fragmencie zatrzymał się na dłużej.
- Kurwa…
Ręce mu opadły. Że też nie domyślił się tego wcześniej.
- Nie powinieneś tego robić…
Z jakiegoś powodu był przekonany, że za uprowadzeniem jego skrzata, stał właśnie Stanley. Nie dowie się, jeżeli tego nie sprawdzi.
Złożył list, schował do koperty a tę składając na pół, do kieszeni spodni. Pobiegł na górę do swojego pokoju. Wygrzebał ze swojej szafy z ubraniami schowaną czarną szatę z głębokim kapturem. Wyszedł z pokoju i zatrzymał się, kierując wzrok w stronę pokoju brata. Przez parę sekund zastanawiał się, spojrzawszy na swoją koszulkę z kołnierzem. Wiedział co zrobi. Skierował swoje kroki do pokoju Roberta. Szatę przerzucił sobie na ramię. Podszedł do jego szafy z ubraniami. Otworzył i westchnął. Część ubrań nie było. No oczywiście. To było zaplanowane. Ten cały cholerny wyjazd. Zamknął szafę. Wrócił do swojego pokoju i pogrzebał ponownie w ubraniach, wyciągając jeden ze swoich golfów odpowiedni na taką porę dnia. Mniej ich miał, gdyż nie sądził, że mogą mu się przydać. A zimowych nie ubierze. Będzie musiał sobie ich trochę dokupić. Przebrał się, a nawet ogolił. Zabrał szatę i opuścił pokój.
Nie zostawiał żadnej informacji dzieciakom, gdyby wróciły do domu. Zabezpieczył dom zaklęciami, zamknął też porządnie drzwi wejściowe. Nie ubierał jeszcze szaty. Teleportował się w znane sobie miejsce w pobliżu Dziurawego Kotła, gdzie mugole go nie zobaczą. Stamtąd wszedł do Kotła, kierując się na zaplecze, gdzie znajdowało przejście na Pokątną. Różdżką stuknął w odpowiednie cegły, które utworzyły mu po chwili przejście.
Znajdując się na pokątnej, teleportował na ulicę Śmiertelnego Nocturnu w znanym sobie miejscu, gdzie założył szatę i narzucił kaptur. Nie chował różdżki. Rozglądając się, szukał tego całego gabinetu spirytucośtam "Ataraxia". Kojarzył, że gdzieś znajdował się po jednej stronie tej ulicy.
Zachowując czujność i ostrożność, mijał po drodze różne osoby. Mieszkańców i obywateli tego światka. Klasę nielegalnych i brudnych interesów. Nagle, zatrzymany został przez jakiegoś menela. Coś tam do niego memlał. Richard wyminął go, ale ten nie odpuścił. Chwycił go za ramię i wtedy Richard, odwrócił się celując do niego różdżką rzucając zaklęcie odepchnięcia. Mężczyzna w szoku odleciał kawałek, lądując na plecach. Richard nie sprawdzał, co z nim dalej było, gdyż wrócił do swojej dalszej wędrówki w poszukiwaniu Ataraxii, w końcu ją znalazł.
"To tutaj." – stwierdził w myślach z przekonaniem. Rozejrzał się jeszcze po obu stronach, jakby w upewnieniu, czy nikt go nie śledził. Wtem nacisnął klamkę chcąc otworzyć drzwi, ale okazało się, że były zamknięte. "Nosz kurwa..." - przeklął w myślach wkurzony i niezadowolony z tego faktu, chcąc najpewniej wejść tradycyjnie mu znaną drogą. Powstrzymał się na szczęście właścicielki lokalu, że nie rozwalił tych drzwi. Zmienił więc kierunek, gdzieś w pobliski zaułek i po prostu teleportował się przed wejście do Głębiny. Tam na szczęście drzwi mieli otwarte.
Otworzył drzwi, wchodząc do środka. Zamknął za sobą. Rozejrzał się, lustrując wnętrze niejakiego głębinowego baru. Stoliki, krzesła. Paru klientów. Barman za ladą a za nim, regał z alkoholem. Rozglądając się, obserwował. Ruszył w stronę baru, zsuwając kaptur. Zostanie rozpoznany jako Robert, jeżeli ten był już w Głębinie? Starał się spokojnie podejść do sprawy. Lecz gdyby ktoś chciał sprawdzić jego aurę, była czarna, nerwowa.
- Zastałem Borgina?Zapytał na tyle uprzejmie na ile był wstanie. Zwracając się do barmana, stojącego za ladą. Zatrzymując przy ladzie. Patrząc dość poważnie, spojrzeniem radząc mu, aby lepiej go do niego zaprowadził, albo go zawołał. Inaczej zacznie mu rozbijać po kolei butelki na regale za jego plecami. Bowiem różdżkę, cały czas trzymał w dłoni. Miał interes, sprawę do omówienia, wyjaśnienia.