• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[08.1972] Will a pretty face make it better?

[08.1972] Will a pretty face make it better?
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#1
22.08.2024, 02:07  ✶  

A co z naszą piosenką? Co z Humu Humu?


Lyssa poprawiła kapelusz, bo słońce wydawało się jej nieznośne. Lava Springs było całkiem przyjemnym miejscem, ale sama gustowała w spędzaniu wolnego czasu albo wewnątrz, albo przynajmniej w odpowiednio zacienionych miejscach. Pole golfowe jednak nie serwowało tego typu luksusów, a do tego sierpień w całej swej okazałości był duszny i parny. Padało co chwilę, a słonecznie promienie nagrzewało to wszystko i dziewczyna zaczynała tęsknić za typową dla wysp ponurą atmosferą.

Z pewnym rozdrażnieniem spojrzała na Ulyssesa, a potem przyjęła wręcz podręcznikową sylwetkę i zamachnęła się kijem. Uderzona piłeczka poszybowała w powietrze ładnym łukiem, chociaż ciężko było powiedzieć że miała znaleźć się blisko celu. Ale też o nie o nim myślała, kiedy wykonywała zamach. Nie, o wiele chętniej celowałaby właśnie w głowę dziewczyny, która roześmiana kręciła się przy boku Rookwooda, próbując zwrócić na siebie jego uwagę poprzez chichotanie z połowy rzeczy które mówił, ustawianiem się tak żeby aby na pewno przypadkiem spojrzał jej w dekolt i co najważniejsze - wytykanie błędów Mulciber.
- Oh, nie było tak źle, ale musisz jeszcze nieco popracować nad uderzeniem. Wylądowało o wiele za blisko jeziora - zaszczebiotała dziewczyna żałośnie przymilnym tonem, a Lyssie zrobiło się znowu niedobrze, bo przecież aż za dobrze znała te rozgrywki i chyba dlatego ją to tak irytowało. Bo sama też się tak zachowywała. Może nie w stosunku do niego, bo jakimś cudem zaczęcie znajomości od kłótni skutecznie pozwoliło jej przeskoczyć etap głupiej gęsi, zapatrzonej w kogoś jak w obrazek, ale gdyby nie to pewnie uśmiechałaby się do niego tak samo.
- Teraz twoja kolej - mruknęła do Ulyssesa, wywracając przy tym oczami. Byli na tym polu golfowym przede wszystkim dlatego, że była tak samo nieznośna jak gryzące słońce bo jej się nudziło, a teraz żałowała że nie przestała mówić kiedy miała okazję. Albo że nie uciekła już dawno temu, ale miała dziwne wrażenie że zarówno dziewczyna, jak i kręcący się nieopodal niej bliźniak, wzięli sobie za punkt honoru by urozmaicić im życie.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#2
01.09.2024, 18:55  ✶  
Pojawienie się na polu golfowym wymagało od Ulyssesa wyjścia poza wiele stref własnego komfortu.
Po pierwsze: musiał zrezygnować z tak umiłowanego przez siebie ciemnego garnituru, białej koszuli, krawata i wypastowanych butów na rzecz białej koszulki polo wsuniętej w jasnobeżowe spodnie, brązowego paska do spodni, butów do golfa i kaszkietu. I niby wyglądał w tym momencie, jakby na pole golfowe udawał się średnio dwa razy w tygodniu, ale i tak czuł się jak idiota.
Po drugie: swobodna rozmowa z jedną nieszczególnie znaną kobietą (kiedy chciało się wypaść dobrze) była dość trudna. A tutaj miał na głowie aż trójkę ludzi, ale tylko z jedną Lyssą umówił się na randkę. Rodzeństwo wprosiło się na nią zupełnie bez zaproszenia.
Po trzecie: nie znosił, gdy ktoś go dotykał, bezustannie zagadywał i zmuszał do spoglądania na siebie częściej niż było to absolutnie koniecznie. A już kompletnie nienawidził, gdy takie rzeczy robił ktoś, kto nie był wart zapamiętania. A Ashley i jej brat Lucas nie byli tego warci.
Po czwarte: chichotanie. Niby w tym momencie zdawał sobie sprawę, że Ashley chichotała do niego a nie z niego, ale lata spędzone w Hogwarcie zrobiły swoje, czuł się nieswojo i narastała w nim irytacja. W żadnym razie nie był naprawdę zadowolony z okazanego mu zainteresowania.
No i niespecjalnie znał się na praktycznej części gry w golfa, ale jak zdążył już zauważyć to akurat było problemem tylko w jego głowie, bo nikt z towarzystwa nie zwracał prawdziwej uwagi na to, jak mu rzeczywiście szło. Ashley opowiadała o jakimś wieczornym konkursie karaoke. Lucas wydawał się stworzony do tego, by potakiwać słowom siostry. A Lyssa? Lyssa była nie w sosie.
Tej ostatniej posłał zmęczone spojrzenie, gdy się do niego odezwała. Wyglądał jak człowiek, który miał ochotę rzucić się do wspomnianego chwilę wcześniej stawu. Dość karkołomnie przy tym próbował nie zetknąć z biustem i rękami Ashley, bo dziewczyna już ustawiała się koło niego, by nie tylko pomóc mu w prawidłowym trzymaniu kija, ale i zadbać o to, by jego sylwetka prezentowała się należycie.
- Tak to się nigdy nie nauczę – rzucił cicho, bardziej zdecydowanie wyswobadzając się od niepotrzebnej pomocy. W innej sytuacji, gdyby był na tym polu golfowym sam albo tylko z Lyssą, pewnie próbowałby popisać się umiejętnościami. Teraz myślał tylko o tym, by jak najszybciej wymiksować się z gry. A jednak, może z przekory, udało mu się wykonać całkiem udane uderzenie. Piłeczka łukiem poleciała w stronę dołka, nie trafiając do środka, ale lądując zaledwie kilka metrów od niego. – Mówiłaś coś o karaoke? – zapytał szybko Rookwood Ashley, ale tylko po to by nie wysłuchiwać kolejnej porcji pochwał i instrukcji pod swoim adresem.
- Tak! – kiwnęła głową chyba naprawdę podekscytowana. – Dzisiaj wieczorem będzie konkurs karaoke. Brałam już w nim udział w zeszłym roku i wygrałam!
- Wygraliśmy – wtrącił jej brat, najwidoczniej uznając ten szczegół za niezwykle istotny.
- No, wygraliśmy, bo śpiewaliśmy w duecie, ale samodzielnie też bym wygrała – pochwaliła się nieskromnie. – Mam świetny słuch i rzadką barwę głosu. Może chciałbyś posłuchać?
Ulysses w żadnym wypadku nie miał ochoty na wysłuchiwanie w tym momencie śpiewu Ashley. Ani śpiewającej samej, ani duecie z bratem.
- Lyssa ładnie śpiewa – wtrącił, poniewczasie zdając sobie sprawę jak źle – w kontekście tego, jak się właściwie poznali – zabrzmiał ten komplement. – Naprawdę ładnie śpiewa – dodał szybko, tym bardziej do samej Lyssy, jakby niemo chciał jej dać znać, że nie próbował jej niczego zasugerować między wierszami.
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#3
07.09.2024, 04:31  ✶  
Gdyby nie fakt, jak okropnie denerwowało ją poznane rodzeństwo, to pewnie znajdowałaby sytuację w jakiej znalazł się Ulysses jako całkiem zabawną. Nie dało się nie zauważyć w jak żałosnym stanie zdawał się znajdować, kiedy obskakująca go blondynka, przypominająca raczej chodzącą landrynkę, dwoiła się i troiła by zwrócić na nią jego uwagę. A on nie chciał. Wywijał się z jej szponów, które niemal rozpaczliwie chciały go pochwycić, a najgorsze chyba było w tym wszystkim to, że zdawała się nie przyjmować porażki jak opcji, albo gorzej, nie zdawała sobie sprawy z tego jak niechętny był Rookwood.

On chciał sam się dramatycznie rzucić do wodnego oczka, a Lyssa miała ogromną ochotę wepchnąć tam Ashley i przytrzymać jej głowę pod wodą o sekundę za długo, ale sądziliby ją potem jak za człowieka. Jej brat, na całe szczęście, nawet jeśli gorąco kibicował swojej siostrze to zdawał się nieco bardziej świadomy tego, czego się od niego wymagało. Początkowo sam próbował zająć sobą Mulciber czy nawet pomóc jej w odpowiednim ustawieniu się do uderzenia, ale jedno zniesmaczone spojrzenie i jakieś złośliwie fuknięta w jego stronę uwaga wystarczyły, żeby wrócił do bycia skrzydłowym siostry na pełen etat. Widać było kto grał tutaj pierwsze skrzypce i że w sumie liczył się sukces tylko natrętnej dziewczyny.

Oprócz fantazjowania o popełnieniu morderstwa bez konsekwencji, Lyssa skupiała się bardzo, ale to bardzo na tym, żeby nie słuchać tego co padało z ust Ashley z przesadnym wręcz entuzjazmem. Ale jak zwykle, niewiele to zmieniało, bo słowa czepiały się nieznośnie i wbijały do głowy na stałe. Będzie musiała potem przeżywać tę chwilę na nowo, raz za razem w pełnej krasie, kiedy tylko coś jej o niej przypomni. Może powinna już nigdy nie dotknąć kija golfowego, albo nie patrzeć na równiutko przystrzyżoną trawę w wysokości od czterech do ośmiu milimetrów.

Lyssa zamrugała, a potem podniosła spojrzenie na Rookwooda, patrząc mu w oczy z grobową miną. Czemu ktoś z takimi ładnymi oczami musiał być tak okropnie głu niemądry i nieprzystosowany do życia? I nawet nie chodziło tutaj o to, jak się właściwie poznali, ale że w tym momencie to mógł być najgorszy możliwy komplement jakim mógł ją obdarować. A poprawienie się niczego nie polepszyło.

- Ah tak? - podchwyciła Ashley, ani na milimetr nie odsuwając się od Ulyssesa, a swoją rywalkę obrzucając szybkim i nagle okropnie niezainteresowanym spojrzeniem. - W takim razie musimy cię usłyszeć. Mało jest osób które jest w stanie równać się z moim wokalem, ale skoro Ully - Lyssa przymknęła na moment powieki z boleścią, słysząc to zdrobnienie. - Tak cię tutaj zachwala to wręcz nie mogę się doczekać. No bo przecież musimy się usłyszeć na konkursie, skoro jesteś taka świetna! - jej głos był tak przyjemny dla ucha, że aż obrzydliwy. Pannie Mulciber trochę wydawało się, że Ashley momentami nie mówi po to, żeby przekonać do siebie Rookwooda, a tylko po to żeby usłyszeć własny głos.

- Gdzie następny dołek? - zapytała jak gdyby nigdy nic, nagle wesołym, dźwięcznym tonem w który włożyła o wiele więcej energii niż by chciała. Swoje słowa kierowała natomiast do Lucasa, całkowicie na moment ignorując jego siostrę.

- Początek jest przy jeziorze.

- Oh, cudownie - uśmiechnęła się do niego, a potem spojrzała wesoło na Ashley. - W takim razie proponuję konkurs. Której z nas uda się lepiej trafić do kolejnego dołka, zdobędzie tę przyjemność by zaśpiewać wieczorem w duecie z Ulyssesem - oczywiście, że nie zamierzała brać udziału w tym bzdurnym i wieśniackim konkursie karaoke, ale Ashley zaraz na tę propozycję zaświeciły się niemal oczy. - Ale! - Lyssa uniosła ostrzegawczo palec. - Żeby nie było łatwo zwiększymy dystans i będziemy zaczynać z molo. Może być? - uśmiechnęła się grzecznie, ale nie musiała dłużej zachęcać blondynki, bo ta już dawno na wszystko gotowa była powiedzieć tak. Jej brat niby trochę się wahał, ale w gruncie rzeczy nie miał tu nic do gadania i Lyssa była tego aż za dobrze świadoma. Ulysses natomiast... cóż, on też nie miał tu nic do gadania za ten cudownie okropny komplement którym ją obdarzył, a który pewnie przyjęłaby o wiele chętniej w dosłownie każdych innych warunkach.

- Tak, tak, tak! Lucas, łap za nasze torby, idziemy! - oznajmiła rozemocjonowana Ashley, wyrywając do przodu i ciągnąc Ulyssesa za rękę.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#4
27.09.2024, 00:52  ✶  
To było dziecinne i nie na miejscu, ale Rookwood całkiem ostentacyjnie przewrócił oczami. No mógł się domyśleć, że mało czyj głos mógł się równać z wokalem Ashley i komplement rzucony w stronę Lyssy, siostra Lucasa obierze jako zachętę do dalszej rywalizacji. Nawet jeśli to nie będzie zachęta do dalszej rywalizacji.
Ale ciosu w plecy, w postaci zachowania Lyssy się jednak nie spodziewał. Chociaż właściwie trochę się spodziewał. Ciągle podejrzewał, że nie do końca darowała mu jeszcze ten chichot na weselu Vespery i Perseusa.
Był właśnie w trakcie zastanawiania się, czy właściwie powinien piorunować wzrokiem Lyssę, czy może szlachtować Ashley, kiedy decyzja – jak to często bywało – została właściwie podjęta bez jego większego udziału. Westchnął, ostentacyjnie zacisnął usta w wąską linię. Niechciany dotyk ręki bliźniaczej siostry Lucasa wżynał mu się w mózg, kiedy wlókł się razem z nią w stronę molo.
- Uważam, że to niesprawiedliwe! – rzucił wreszcie, nawet nie próbując ukryć głuchego poirytowania w głosie. Umiał grać na skrzypcach, nie śpiewać. No i były takie granice upokorzenia, których nie chciał przekraczać – śpiewanie przed grupą obcych mu ludzi było jedną z takich granic. A przynajmniej nie chciał ich przekraczać sam. Lyssa za to, jak już obydwoje wiedzieli, lubiła śpiewać w tłumie mało znanych sobie ludzi. – W naszym czworokącie jest jeszcze Lucas. I jak już wiemy, też świetnie śpiewa. Szkoda go eliminować z konkursu karaoke. Mógłby przecież w tym roku obronić swój… - określenie wcale nie chciało przejść mu przez gardło. – zwycięski tytuł.
Ashley chyba chciała zaprzeczyć, pewnie powiedzieć coś o tym, że to właściwie bzdura, że sama wygrała tamten konkurs a brat to jej tylko przeszkadzał, stojąc niepotrzebnie obok, ale jak raz ten pokiwał skwapliwie głową i zamiast milcząco pogodzić się z rolą niechcianego wokalisty, powiedział:
- To prawda. Też umiem śpiewać. W zeszłym roku wygraliśmy przecież razem.
- No właśnie. Wygraliście razem. W takim razie nie ma sensu, żebyś w tym roku zrezygnował z… z konkursu – Ulysses spróbował się nawet uśmiechnąć, choć w żadnej mierze nie dało się nie zauważyć, że ten uśmiech był mocno fałszywy, ale bliźniakom zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać.
- To jest świetny pomysł! – przyłączyła się niespodziewanie Ashley. Wreszcie dotarli do molo i puściła rękę Ulyssesa. – Lysso, zaśpiewasz z Lucasem. To znaczy, jak już przegrasz ze mną w golfa.
Dziewczyna ruszyła przodem, żeby ustawić piłeczkę golfową. Posłała im promienny (i zdaniem Rookwooda tak samo fałszywy jak jego) uśmiech a potem złapała za kij i ładnym łukiem posłała piłeczkę w stronę dołka. Może nie trafiła idealnie do niego, ale kilka metrów od.
- Mówiłam, że jestem najlepsza.
Ulysses założył ręce na piersiach. Już nawet nie próbował udawać, że bierze udział w grze. Zamiast tego zapatrzył się na kępę krzaków, z której docierało do jego uszu podejrzanie brzmiące, złowrogie, kocie syczenie.

Rzut na to, jak Ashley poradziła sobie z uderzeniem
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#5
27.09.2024, 02:15  ✶  
Niesprawiedliwe to było dla niej to, że się tego dnia w ogóle tu znalazła, jakby ukochany przez ojca absolut sprzeniewierzył się przeciwko niej, skazując na katusze jakby prosto ze szkolnego korytarza, gdzie dziewczyny były gotowe wydrapać sobie oczy za jakiegoś knuta niewartego chłopaka. Mogła siedzieć w Prawach Czasu i kazać Scylli polerować filiżanki, albo gnębić Charlesa kiedy Annaleigh była zajęta pacjentami. Mogła nawet liczyć dachówki na kamienicy po drugiej stronie ulicy, zamiast patrzeć i słuchać jak buntownik od siedmiu boleści próbuje pociągnąć ją ze sobą na dno.

W tym wszystkim nawet nie chodziło jej bardzo o ponowne pokaranie Ulyssesa za to, że ją obrzydliwie wyśmiał na ślubie jego siostry. Znaczy, był to przyjemny bonus, ale Lyssa w tym momencie była absolutnie egoistką, którą zanadto drażniło zachowanie drugiej dziewczyny. Już nawet przytakujący jej we wszystkim Lucas nie był tak nieznośny, bo wydawał się tylko jakimś nieszczęśnikiem któremu brakowało charyzmy by sprzeciwić się siostrze.

Panna Mulciber nie miała w tym momencie wątpliwości kogo właściwie powinna piorunować wzrokiem i Ulysses mógł wręcz poczuć jak bardzo jest nim w tym momencie rozczarowana. Ale zamiast posyłać mu zaledwie pełne litości spojrzenie, gdzieś w kącikach ust czaiła się odrobina obrzydzenia. Bo ani nie zamierzała sama śpiewać na tym wieśniackim konkursie karaoke, ani zmuszać do tego jego. Ale najwyraźniej za mało go rodzice socjalizowali za dziecka i nie potrafił się odpowiednio odnajdywać w sytuacjach społecznych. Nie to, żeby ją to specjalnie dziwiło.

- Jesteś okropny - powiedziała cicho, stając koło Ulyssesa i opierając się o trzymany w ręce kij do golfa. - Złośliwy, niesprawiedliwy i próbujesz mnie ciągnąć na dno razem z tobą - wykrzywiła usta w niezadowoleniu, obserwując jak Ashley napina się nad piłeczką. - Aż kusi pozwolić jej zgarnąć to pierwsze miejsce, bo jestem przekonana że będziesz się o wiele lepiej bawił ode mnie. Szczególnie z nią uwieszoną na ramieniu - uśmiechnęła się do niego złośliwie, trzepocząc przy tym rzęsami, jakby faktycznie prezentowała mu teraz fenomenalną wizję zabawy. A potem odsunęła się, bo rozanielona Ashley podskoczyła do nich.

Lyssa ustawiła piłeczkę, spojrzała na dołek i odetchnęła. Przykra prawda była taka, że nigdy nie była mistrzynią golfa i cała ta gra oryginalnie miała posiadać w sobie zero rywalizacji. A nawet jeśli, to o coś skrajnie różnego od być albo nie być Ulyssesa podczas konkursu karaoke. Może było to nieprzygotowanie, a może te okropne dzikie koty, które buszowały z zapałem po pobliskich krzakach, ale kiedy Mulciber wreszcie uderzyła w piłeczkę, zrobiła to absurdalnie wręcz krzywo i ta wleciała żałośnie do wody.

Ashley prychnęła drwiąco, nie mogąc się powstrzymać w obliczu oczywistego tryumfu. Lucas też się ucieszył, chociaż tak czy siak miał zapewnioną partnerkę na wieczorek karaoke. Może jednak myślał, że Lyssa nie będzie tak despotyczna jak jego siostra.
- Ha! No proszę, wychodzi na to, że będziemy w parze! - zaszczebiotała blondynka, przyglądając się przez moment swojemu nowemu partnerowi do śpiewania. - Nie martw się Lyssa, mój brat na pewno da radę coś z Ciebie wykrzesać. Co prawda jest przyzwyczajony do mojego fenomenalnego głosu i prezencji na scenie, ale nie jesteś aż taka zła. Może możesz robić za tło? - uśmiechnęła się do szatynki z politowaniem, na co ta odpowiedziała jej słodkim uśmiechem. A potem ją popchnęła.

W sumie mogła to zrobić na samym początku, zamiast próbować uderzać w te piłeczkę, może wtedy nie czułaby jakby nieco się zbłaźniła. Woda zachlupotała gwałtownie, kiedy Ashley wpadła w nią, piszcząc w niebogłosy, a Lucas otworzył szeroko oczy, chwilowo chyba jeszcze nie rozumiejąc co się dzieje.
- O nie - rzuciła Lyssa, głosem wręcz absurdalnie znudzonym, kucając na moment nad krawędzią molo. - Jaka ze mnie niezdara. Jak już tam jesteś, to możesz wyłowić moją piłeczkę, co ty na to, Ashley?

Blondynka zapiszczała znowu wściekle, albo raczej uderzyła w wyższe, głośniejsze tony, młócąc wodę i trochę wyglądając jakby się topiła, ale dla Mulciber zwyczajnie dramatyzowała.
- Może ciebie też wepchnę? Za wrabianie mnie w śpiewanie? - zapytała, odwracając twarz w stronę Ulyssesa, ale widok pluskającej się w wodzie blondynki chyba nieco polepszył jej humor, bo uśmiechnęła się do niego zaczepnie.

- O nie, nie! Ona nie umie pływać!
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#6
16.12.2024, 03:05  ✶  
Ulysses zmarszczył brwi, chyba nie do końca już sam wiedział czy bardziej był poirytowany na Lyssę bo w jego oczach ta zdecydowała się na zmuszenie go do wzięcia udziału w konkursie karaoke czy też dlatego, że teraz próbowała zrzucić na niego całą odpowiedzialność za całą zaistniałą sytuację. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Jak mogła w ogóle sugerować, że bawiłby się dobrze robiąc z siebie durnia na konkursie karaoke? I jeszcze z… Ashley.
- Gdybym chciał by ona uwieszała się na moim ramieniu to ją zaprosiłbym na randkę – zauważył cicho, pośrednio wskazując która z towarzyszących my kobiet mogłaby to zrobić, a w jego zazwyczaj bezosobowym tonie głosu pojawiły się dalekie echa irytacji. Na jego nieszczęście blondynka, wraz z ogonem w postaci własnego brata, pojawiła się na randce zupełnie bez zaproszenia.
Westchnął pod nosem, gdy Lyssa odskoczyła od niego. Obserwował jak ustawiała piłeczkę i zamierzała się do uderzenia. Mimowolnie zacisnął kciuki, gorąco kibicując jej by zdołała przebić rzut Ashley.
- Szlag by to... – wymamrotał pod nosem, gdy piłeczka nie tylko nie poleciała w stronę dołka, ale jeszcze zniknęła w stawie.
Ulysses był więcej niż pewien, że Mulciber zrobiła to specjalnie. Naprawdę gotowa była przegrać, byle tylko on musiał zawodzić na konkursie śpiewania razem z Ashley. W chwili, w której blondynka znowu skupiła na nim swoją uwagę, patrzył wprost na Lyssę. A w jego oczach malowało się szczere rozczarowanie. Za co aż tak próbowała go ukarać?
Otworzył nawet usta by po raz kolejny powiedzieć na głos, że naprawdę potrafiła ładnie śpiewać – może nawet dużo ładniej od Ashley, ale mniej więcej w tym samym momencie słowa zamarły mu na końcu języka a on sam tylko patrzył jak Lyssa wepchnęła przeciwniczkę do wody.
- Szlag by to… - powtórzył skonsternowany.
Ruchy miał mozolne i powolne, jakby sam nie wiedział, czy naprawdę chciał się wikłać w całą tę sytuację jeszcze bardziej niż już był uwikłany. Bo jedna część natury Ulyssesa, ta całkiem – zwyczajna – najchętniej złapałaby Lyssę za ramię i pociągnęła ze sobą w stronę wyjścia, byle tylko – korzystając z nadarzającej się niespodziewanie dla niego, ale sprokurowanej przez nią sytuacji – uciec. Druga, nadal całkiem zwyczajna, ale osadzona w życiu zawodowym, zmuszała go do podjęcia całkiem innych kroków.
- W życiu nie spotkałem tak dziecinnej osoby jak ty – syknął w stronę Lyssy. Była uparta i nieznośna. I nawet to, że chwilami dawał się oczarować jej ładnej buzi i bystremu umysłowi, nie poprawiało w tym momencie jej ogólnej oceny.
Zirytowany do niemożliwości rzucił się w stronę stawu by wyciągnąć z niego topiącą się i szarpiącą Ashley.
- Ona… ona próbowała mnie utopić! – zawodziła blondynka.
W innej chwili, Ulysses byłby się nawet gotów zgodzić, ale teraz jego własna irytacja przyćmiewała mu spokojny osąd. Bo prawda, w jego oczach wyglądała tak, że i owszem, Lyssa wepchnęła Ashley do wody, ale Ashley solennie sobie na to wepchnięcie zapracowała.
- Przestań wreszcie ciągle mówić o sobie. Zrobię ci krzywdę lub zatrudnię kogoś, żeby cię skrzywdził. Jeśli jeszcze raz usłyszę z twoich ust ja, mnie, mój i moje – rzucił cicho, łapiąc jasnowłosą za ramiona. – Gdybyś jej nie prowokowała, to wszystko… - pokręcił głową. Z irytacji brakowało mu słów. – To był cholerny wypadek. Zniszczyliście moją randkę. Jestem brudny i mokry. – I wściekły. I wyglądam jak idiota. – I wcale nie lubię śpiewać – kończąc ostatnie zdanie, podniósł się z ziemi a potem ruszył przez pole golfowe w stronę wyjścia.
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#7
17.07.2025, 05:12  ✶  
Lyssa obrzuciła go pobieżnym, niemniej jednak zniesmaczonym spojrzeniem, kiedy raczył wyrazić swoje zdanie na temat zaistniałej sytuacji. Na to, niestety, było już w jej odczuciu za późno, nie mówiąc już nawet o tym że ona próbowała tutaj wszystko ratować. Czy robiła to poprzez złośliwości i w sposób, który mógł Rookwooda tylko rozdrażnić? Ależ oczywiście, nie byłaby przecież sobą, gdyby wybrała najprostszą i najmilszą wszystkim ścieżkę, szczególnie po tym co tu się do tej pory wyprawiało. Czy zwróciła uwagę na tę drobną sugestie, jaka kryła się za jego słowami i uśmiechnęła się do siebie z tego powodu? Oczywiście, w końcu nawet jeśli nie był jej księciem z bajki, dobrze było wiedzieć że on był świadomy kto był tutaj najlepszą dla niego opcją.

Nie obchodziły jej te komplementy i zapewnienia na temat tego, jak ładnie potrafiła śpiewać. Nie interesowało jej też, na ile pokrywały się one z prawdą, szczególnie kiedy nie mogła zapomnieć palącego uczucia wstydu, które towarzyszyło jej podczas wesela. Było przecież tyle innych rzeczy, które mógł pochwalić - na przykład to, że właśnie ratowała ich z opresji na swój własny sposób. Ale kolejne co powiedział wcale nie było komplementem, a czymś zupełnie przeciwnym.

Było coś takiego w tych słowach, co działało jak płachta na byka, szczególnie przez osoby które zwyczajnie były młode. Niedoświadczone i nieobyte z życiem, ale desperacko wręcz próbowały nadrabiać na wszystkie możliwe sposoby. Pannę Dolohov, oczywiście, można było z łatwością zaliczyć do tego grona, a samozadowolenie wywołane pokonaniem rywalki w sposób wyjętym ze szkolnych korytarzy, zniknęło niczym mydlana bańka. Ale było też coś jeszcze, co zapiekło dziwacznie, jakby zdanie Rookwooda faktycznie się dla niej liczyło i miało znaczenie. Wstyd.

Dziewczyna nachmurzyła się wyraźnie, bo była pewna że po tej krótkiej chwili szydery, jaką sobie uskuteczniła nad taplającą się w wodzie Ashley, zwyczajnie się z Ulyssesem oddali. Mała kąpiel skutecznie odwiodłaby blondynkę od dalszych awansów i obydwoje mieliby wreszcie spokój, tak samo od niej jak i od jej brata. Ale Rookwood musiał unieść się jakimś honorem.

Lyssa tego zwyczajnie nie rozumiała, nagle zagubiona w świecie złych wyborów i zbyt silnych emocji, które szarpały ją na różne strony. Zaskoczona jego rzuceniem się do wody, zwyczajnie straciła równowagę, klapiąc tyłkiem na deski i przyglądając się całej tej akcji ratunkowej z szeroko otwartymi oczami, jakby nagle trochę się bała. Bała, że to do niej skierowany był ten cały wywód, który ostatecznie zaadresowany był do Ashley i jej brata, którego imienia pewnie nikt nigdy nie pamiętał.

Wymieniła z rodzeństwem krótkie spojrzenie, zanim poderwała się gwałtownie, rzuciła trzymany do tej pory kij golfowy i szybkim krokiem ruszyła w ślad za Rookwoodem, nerwowo zastanawiając się, co właściwie mogła teraz powiedzieć, żeby nie pogorszyć sprawy. Bo może i ją denerwował, może to nie była wymarzona randka, ale to wciąż była randka i nie chciała żeby skończyła się tak katastrofalnie.
- Ulyssesie? - musiała niestety nadrabiając trochę kroku, żeby za nim nadążyć i nawet nie zdążyła się z nim zrównać. - Już nie wiedziałam co zrobić, naprawdę... Nie uważam, że to była taka zniszczona randka. No, może gdybyś nie próbował jej ratować to byłaby lepsza, ale chyba nie można mieć wszystkiego...
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lyssa Dolohov (2221), Ulysses Rookwood (1607)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa