• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[29.08.1972] Black is such a happy color! | Lorien & Jonathan

[29.08.1972] Black is such a happy color! | Lorien & Jonathan
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#1
31.08.2024, 16:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 19:44 przez Lorien Mulciber.)  
29.08.1972 godziny poranne - Gabinet Lorien na II piętrze MM

Ministerstwo było wyjątkowo spokojne w ten wtorkowy poranek. Jakby wszyscy dookoła wiedzieli, że lepiej pozostawić sprawy swojemu biegowi.
W wyciszonym od świata zewnętrznego gabinecie Lorien mogła pozostać całkiem sama z natrętnymi, splątanymi myślami. Bezpieczna w budynku Ministerstwa, co najwyżej obrzucana jednym czy dwoma nieprzychylnymi spojrzeniami, które ignorowała tak jak ignorowała je całe życie. Co za różnica o czym w tym tygodniu plotkowały znudzone baby?
Były tylko kolejną przeszkodą, problemem, który wystarczyło po prostu przeczekać. A potem wszystko wróci do normalności.

W pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka. Pani Mulciber wniosła do kamienicy przepiękną muzykę klasyczną, którą zgrywano z koncertów. Muzykę sprzed lat, łamiącą jej serce za każdym razem, gdy zmuszała się do ponownego ułożenia igły w gramofonie.  Dziś - nawet najdrobniejszy dźwięk umarł w opuszczonym przez Matkę domu. Zabrała go ze sobą. Jak wszystko inne.
Stojący sprzęt wygrywał dziś nieprzerwanie stare nagranie Lacrimosy, pogrążając jej świat w niekończącym się smutku. zdawało się, że kolejne nuty czyniły ją bardziej rozżaloną niż nawet powód, dla którego w ogóle wyciągnęła tą konkretną płytę.

Gabinet pachniał kadzidłem uspokajającym, dymem papierosowym i słodkim zapachem kwiatów, które je przysyłano wraz z kondolencjami. A mimo to był jednym z tych pomieszczeń, w którym czas zdawał się stać w miejscu od pamiętnego 1963. Surowe pomieszczenie wypełnione gablotami z książkami i dokumentami; żadnych rodzinnych pamiątek czy prywatnych drobiazgów, za wyjątkiem schowanej za szkłem makiety Azkabanu wokół której unosiło się parę zaczarowanych, miniaturowych dementorów jak senne muchy. I portretu Democlesa Rowle – pan Minister aktualnie przebywał gdzie indziej.
Jej jedyny, prawdziwy dom.
W czarnej prostej szacie i szalu otulającym ramiona kobieta wydawała się jeszcze drobniejsza niż zwykle. Delikatniejsza. Krucha niczym rzeźba z piaskowca umieszczona w mauzoleum. Blada i zmęczona po nieprzespanej nocy paliła kolejnego papierosa. Dwa niedopałki tkwiły już w porcelanowej popielniczce. Przesunęła opuszką palca po świeżo wydrukowanym nekrologu, ignorując popiół z papierosa brudzący gazetę.
Przedłużające się problemy zdrowotne.
Co za uparty dureń. Naprawdę wolał umrzeć niż pozwolić jej opłacić medyków? Przecież znalazłaby mu specjalistę. Zadbałąby o wszystko Wystarczyło tylko zgodzić się na jej cenę.
Ale wybrał wolność. Idiota, choć musiała przyznać, że w tej głupocie dało się dostrzec namiastkę geniuszu. Wystarczyło tylko, żeby jeszcze trochę zaczekał. Pozwolił sobie raz w życiu pomóc, by życie swe zachować.

Czarownica niosła dłoń przed siebie, spoglądając palec na którym jeszcze nie tak dawno uparcie tkwiła obrączka. Dziś – złoty drobiazg leżał przed nią na biurku niczym bezsłowny wyrzut sumienia. Skoro zdjęto jej kajdany, dlaczego wciąż czuła jakby sznur zaciskał się na jej szyi?
Knock, knock
W pierwszej chwili planowała zignorować pukanie do drzwi. Nie możesz. Mogła. Co o tobie pomyślą? Jesteś słaba. Dałaś się zranić. I tak to myślą, pieprzeni ignoranci.
Przymknęła oczy, biorąc głęboki oddech i zanurzając się w miękkim fotelu.  Nie musiała tu dzisiaj być - a jednak, Lorien czuła, że nigdzie indziej nie ma dla niej miejsca. Przekręciła głowę. Spojrzała po raz pierwszy w odbijającą się w lustrze twarz zmęczonej kobiety.
Knock, knock.
Przechyliła głowę, a odbicie powtórzyło jej ruch. Sędzia Wizengamotu, huh? Kogo próbowała w tym momencie oszukać? Udawać, że cierpi z powodu człowieka, którego wcale nie znała i poznać się nie starała. Ale Robert zrobił coś więcej niż tylko umarł – zniszczył jej cały, misternie utkany plan. Pionek, który wykonał jeden głupi ruch psując układ szachownicy.
Knock, kn…
- Proszę.- Warknęła wreszcie, prostując się w fotelu. Naprawdę zero poszanowania dla świeżo upieczonej wdowy!
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
03.09.2024, 11:32  ✶  
Jonathanowi ta decyzja nie zajęła strasznie dużej ilości czasu. Po prostu w pewnym momencie, gdy przedyskutował już jedną sprawę, którą koniecznie musiał dzisiaj przedyskutować i napisał list, który koniecznie musiał dzisiaj napisać, wstał od swojego biurka i oznajmił komu trzeba, że wychodził w ważnych sprawach i nie miał pojęcia ile mu one zajmą.
Anthony mógł uciekać z pracy kiedy tylko chciał, to i on czasem mógł z niej zniknąć, zwłaszcza że dzisiaj przyświecały mu zdecydowanie ważniejsze cele, dlatego też od razu skierował się do znanego sobie gabinetu i zapukał do drzwi.
Knock, knock
Gdy tylko usłyszał od Anthony'ego, że Lorien została wdową, wiedział, że dzisiejszego dnia musiał sprawdzić, jak miewa się jego ulubiona sędzina Wizengamotu. Czyżby jednak nie było jej obecnie w swoim gabinecie? Urlop ze względu na stratę? Była zbyt zajęta sprawami związanymi z pogrzebem?
Knock, knock
Hm... A może po prostu nie życzyła sobie niczyjej wizyty? Wdowieństwo bywało w sumie dość nieprzewidywalnym stanem, ale każdemu wdowcowi, czy wdowie, których znał ostatecznie się polepszało. Zastanawiał się w sumie, jakie dokładnie stosunki małżeńskie łączyły Lorien i... Roberta. Tak Roberta. Robert nie żył, Richard to był ten drugi. Naprawdę, nigdy nie miał najmniejszego problemu, by odróżniać od siebie bliźniaków, ale ta konkretna para jakoś wiecznie mu się mieszała. Może wynikało to z tego, że byli Mulciberami, którzy no cóż... W jego najbliższej rodzinie może nie mówiło się o nich źle, ale ze względu na sytuację z jego matką darzyło się ich raczej pewną niechęcią. Oczywiście były pewne wyjątki.
Knock, kn...
Oh, czyli jednak była. Szybko przywołał na twarz jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów i wszedł do środka. Można by powiedzieć, że ubrany był niemalże tematycznie, bo jego dzisiejsza szata była czarna, ale że Jonathan kręcił nosem, nawet gdy na pogrzebach musiał ubierać się jedynie w tę barwę, ozdobiona była złotym wzorem roślinnym, inspirowanym niektórymi średniowiecznymi gobelinami.
Cicho zamknal za sobą drzwi.
– Lorien przepraszam że cię nachodzę, ale – zaczął, przyglądając się jej strojowi, tak by po nim określić na jaką wdowę kreowała się Lorien. Niektórzy narzucali cokolwiek byle było to czarne. Inni, chodzili częściej w swoich służbowych strojach, tak by nic nie było widać, a inni jeszcze jakby cieszyli się na myśl o eksperymentowaniu z czarnymi kreacjami. – Wpadłem tylko, aby zobaczyć jak się miewasz, moja droga, i zasugerować, że jeśli masz na to dzisiaj czas i ochotę, to chętnie porwę cię dzisiaj na jakiś czas, bo dotarły do mych uszu plotki, że pewien salon Rosierów chętnie zamknie się na wszystkich poza pewną sędziną Wizengamotu i jej osobą towarzyszącą, tak by wybrać jej najlepsza kreacje na pogrzeb. – Nie naciskał. Po prostu wiedział, że w takich chwilach, nawet tak ponure zakupy, poprawiały mu humor, a on nie chciał, aby Lorien siedziała tu dzisiaj sama. – Oczywiście jeśli nie masz na to ochoty, nie było nawet tematu.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#3
07.10.2024, 22:49  ✶  
Na jaką wdowę kreowała się pani Mulciber?
Z pewnością taką, która już za życia wyglądała na bardziej martwą niż spoczywający gdzieś w przeklętej kostnicy Robert. Zmęczoną, z pewnością lekko otumanioną kadzidłami. W oparach wonnego dymu przywodziła na myśl pramatki wszystkich widzących – niczym wieszczka z Delphi wpatrywała się w swojego gościa. Ale w nienaturalnie wręcz granatowych oczach Lorien brakowało daru jasnowidzenia – gdyby było inaczej, czy naprawdę pozwoliłaby sobie na popełnienie tyle błędów? Na związanie się z człowiekiem, który jak się okazało tak jak ona balansował między życiem, a śmiercią?
Odetchnęła z wyraźną ulgą widząc Selwyna. Był aktualnie jednym z niewielu, których obecność rzeczywiście byłaby w stanie dziś tolerować. Jonathana tak emanującego… gryfonowością. Można wyjść z Hogwartu, ale Hogwart nigdy nie wyjdzie z ciebie, jak to mawiali co złośliwsi.
Nie chciała pytać czy sam się zdecydował przyjść. Czy może usłyszał czyjś podszept. Dziś akurat wolała wierzyć w tą pierwszą wersję.
- Nie przepraszaj.- Powiedziała szybko. Może nieco zbyt szybko, aby zabrzmiało to naturalnie. W każdym innym przypadku podniosłaby się z fotela, wsunęła z powrotem na nogi szpilki. Ale nie poruszyła się ze swojego miejsca, jedynie gestem dłoni zapraszając przyjaciela do środka. Pozwalając mu się przyjrzeć, choć... Jeśli spodziewał się ujrzeć wyszukaną kreację
Jej strój był… kompletnie zwyczajny. Prosta czarna szata, w której czarownica często pojawiała się w pracy, choć jej ramiona okrywał muślinowy szal, którego zapewne używała też w roli chusty na głowę. Ale tutaj nie musiała się chronić przed niepożądanym wzrokiem. A jednak – na przekór wszystkiemu – zmusiła się do odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech. Może nadało to jej twarzy nieco płaczliwego wyrazu, ale starała się o tym za długo nie myśleć.
Dlatego skupiła się na słowach.
Plotki. Salon Rosierów. Kreacja na pogrzeb.
Pogrzeb.
O tym też starała się nie myśleć. Ba. Nie myślała o nim wcale, przekazując tylko informacje, które dostawała od Alexandra. Miejsce. Godzina. Wszystko to nie miało dla niej większego znaczenia.

– Ja…
Dała sobie moment do namysłu. Nie chciała wychodzić, ale z drugiej strony, tkwienie w tym fotelu nie miało większego sensu. Przysunęła do siebie kalendarz. Profilaktycznie. Czy aby nie zapomniała o czymś ważnym; niecierpiącej zwłoki rozprawie czy spotkaniu. Poczuła bolesny ucisk w gardle, gdy zatrzymała palec na dzisiejszej dacie. Jeszcze kilka dni temu wpisała sobie wolny dzień, żeby móc zabrać pasierbicę na zakupy. To miało być takie przyjemne popołudnie – zabrałaby Sophie do domu handlowego. Może do Rosierów. W to samo miejsce, którego odwiedzenie zaproponował właśnie Jonathan. Los najwyraźniej wyjątkowo chciał, aby się tam znalazła.
Zamknęła powoli kalendarz. Tak ostrożnie jak tylko się dało, wygładzając tasiemkę, pocierając lekko wytartą okładkę wymęczonego życiem zeszytu.
- … tak naprawdę mam dla Ciebie cały czas we wszechświecie.- Stwierdziła, a jej głos uderzył w łagodne, niemal senne tony.- Choć obawiam się, że mojemu mężowi będzie to obojętne w czym i czy w ogóle się tam pojawię.- Wsunęła ostrożnie obrączkę na palec. Zaraz potem machnęła różdżką, nareszcie uciszając smętną muzykę.
Ciężko stwierdzić czy to cisza miała zbawienne właściwości czy z płytą po prostu było „coś nie tak”, bo gdy tylko zamilkły płaczliwe tony, od razu dało się nieco łatwiej oddychać.- Ale ostrzegam. Plotki uczepiły się mnie ostatnio jak rzep. Jeśli okrzykną cię kolejnym kochankiem wdowy Mulciber, to zażalenia do naszych koleżanek w Administracji. Jestem przekonana że mają za wiele czasu wolnego i wymyślają bzdura za bzdurą.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
20.10.2024, 13:21  ✶  
Jonathan nie pośpieszał Lorien w namyśle, stojąc wciąż dość blisko drzwi z jedynie łagodnym uśmiechem, który mógł zgasić w każdej chwili, gdyby sytuacja wymagała większej powagi. Uśmiechem, który jednak się trochę rozszerzył, gdy czarownica przystała na jego propozycję. Prawdę mówiąc nie do końca wiedział, co mogło poprawić humor Lorien i wyrwać ją z tego sennego dymu, w którym zdawała się teraz przebywać. Hm... Przyjrzał się jej prostej szacie. Może suknia na pogrzeb powinna być inspirowana greckimi kapłankami i mieć wbudowane okrycie głowy? Bo w Lorien było od zawsze coś takiego, co mogłoby uczynić ją świetną inspiracją do klasycznych posągów bogiń.
– Oh, moja droga, w życiu nie śmiałbym namawiać cię na zakupy jedynie po to, by twoja kreacja wpasowywała się wyłącznie w gusta twojego zmarłego męża – Nie ważne czy zmarły był gdzieś tam świadomy w Limbo swojego własnego pogrzebu, czy też nie. – Bardziej wolałbym, aby cieszyła ona twoje oko, gdy spojrzysz na siebie w lustrze.
Potem jednak uniósł pytająco brew do góry, gdy usłyszał, że Lorien nie miała pojęcia, czy nawet pojawi się na pogrzebie.
– W takim razie może znajdziemy coś, co będziesz mogła nosić nie tylko na tak ponure uroczystości? – zasugerował wciąż pogodnym tonem głosu, ale i jednak nieco spokojniejszym i poważniejszym, niż w typowym rozmowach, bezwiednie dopasowując się do rytmu smętnej muzyki, która po chwili ucichła i chyba mimo wszystko nagle zrobiło się trochę lepiej. Na tyle lepiej, że gdy Jonathan usłyszał jej kolejne słowa, nie mógł się npowstrzymać by nie zaśmiać się cicho i nie podejść bliżej Lorien.
– Oh, osobiście wolę kolekcjonować inne skandale i plotki, ale być oskarżonym o bycie twoim kochankiem to niczym zostać oskarżonym o romans z samą Herą, więc chyba bym to przeżył. Chociaż nie jestem pewny, co by powiedział na to nasz drogi Anthony, bo już coś dzisiaj słyszałem, że znalazłaś pocieszenie w jego ramionach, a tak poza tym, to nie mogę ci obiecać, czy przypadkiem niektórzy nie sądzą, że biorę ślub. – Nie miał pojęcia, czy matka Charlotte rzeczywiście uwierzyła w tę historię, którą przedstawili jej na ślubie Blacków i czy raczyła pochwalić się nią z resztą koleżanek, ale zawsze istniało takie prawdopodobieństwo. Było to dość zabawne. Tu być może za bardzo pocieszał pewną wdowę, tam być może planował wesele, a on tymczasem od niemal połowy sierpnia codziennie pomagał sobie nasennymi kadzidełkami, aby nie myśleć o konsekwencjach jego wampirzego romansu. Na całe szczęście o tym plotek nie będzie.
– Rozumiem więc, że będzie zbyt skandalicznym, jeśli teraz zaprowadzę panią pod ramię do wyjścia, a potem salonu Rosierów na umówioną wizytę?
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#5
09.12.2024, 11:38  ✶  
Nie pośpieszał jej.
Dał Lorien rzeczywiście czas do przemyślenia całej sytuacji, wszelkich za i przeciw. Pewnie dlatego, że ją znał na tyle, by wiedzieć, że ta czarownica nigdy nie robiła nic bez rozdzielenia włosa na czworo. Jak na kogoś komu pozostało tak niewiele piasku w klepsydrze życia, poświęcała go bardzo dużo na czekanie i planowanie.
Pokręciła głową w bezgłośnej prośbie, gdy tylko poczuła na sobie jego uważne, może nieco krytyczne we własnym odczuciu spojrzenie.
Nie oceniaj. Wiem, że wyglądam okropnie. Robię co mogę.

Najdziwniejsze było w tym wszystkim to, że Lorien naprawdę… starała się być smutna. Było to coś czego od niej jako wdowy oczekiwano, nawet jeśli bliżsi przyjaciele musieli zdawać sobie sprawę, że cała ta sytuacja drobną sędzię najzwyczajniej w świecie irytuje.
Od lat przyzwyczajona do miałkich uczuć i lekkich, pozbawionych smaku uśmiechów, kobieta balansowała na granicy apatii i melancholii. Nawet teraz, gdy powinna przecież tonąć w rozpaczy, ciężar na jej sercu był ewidentnie wywołany muzyką i kadzidłem, nie samymi… okolicznościami.
Uniosła niemrawo kąciki ust, ale ostatecznie podniosła się zza biurka.
- Jonathanie oboje wiemy, że gdybyś mógł, ubrałbyś mnie tak, żeby nawet nie spojrzeli na trumnę mojego męża.- Stwierdziła łagodnie, może z odrobiną przygany w głosie, ale zaraz potem jej usta poruszyły się w niemym “dziękuję”. Może przemawiała za nią lekka próżność, może paskudna pycha - ale będąc kompletnie odtrąconą i pominiętą we wszystkim przez zmarłego męża i szwagra - Lorien nie miała żadnych oporów by zabłysnąć na tej żałosnej ceremonii.
Potrzebowała tego pewnie bardziej niż sama zakładała na początku. Zwłaszcza, że od tych kilkunastu godzin patrzenie w lustro było trudne. Większość jej rzeczy spoczywało bezpiecznie zamkniętych w Little Hangleton, a te, które miała u Alexandra były.. no cóż. Pasowały do obrazu “zapłakanej wdowy po Mulciberze” ale niekoniecznie do “pani sędzi Mulciber”.

Zgarnęła z krzesła swoją torebkę, upewniła się, że co najważniejsze jest w środku, po czym podeszła w kilku krokach do Selwyna. Zadarła delikatnie głowę, poprawiła wręcz czułym, choć ewidentnie przyjacielskim gestem jakiejś zagięcie na jego koszuli.
- Widzisz, ja się o tym dowiedziałam całkiem niedawno, ale nadal nie jestem pewna czy nostro Antonio wie, że zostaliśmy kochankami.- Westchnęła głęboko, z tym żartobliwym cierpiętniczym grymasem na twarzy.- Jesteś pewien, że wpisałeś mu to w kalendarz? Nie chcę żeby się obudził za kilkanaście lat jak już będziemy dawno po ślubie - tego też nie zapomnij mu wpisać.. Może z jakimś przypomnieniem?
Pokręciła lekko głową. Czasami zastanawiała się co Shafiq by zrobił bez swojego asystenta - zapewne dawno umarł przywalony nudną papierologią, którą teraz zawalał Jonathana. Pewnie w innym przypadku podszepnęłaby Selwynowi do uszka dwie piękne słówka jakim były “związki zawodowe” ale sama nie była lepsza w wyręczaniu się stażystami.
- Ślub? I ja się dowiaduję tego od ciebie, a nie od Helen z Administracji? Cóż za nędzna plotka, panie Selwyn.
Rzeczywiście. Gdy muzyka ucichła, nawet panie Mulciber zdawała się powoli wracać do bardziej pogodnej wersji siebie. Może i nieco niestosownej, biorąc pod uwagę okoliczności, ale przynajmniej - prawdziwej.

Po prawdzie Lorien nigdy nie przejmowała się plotkami i skandalami, bo te wisiały nad jej głową niczym katowski miecz od zawsze. Ludzie lubili szeptać o wszystkim - o jej chorobie, o braku męża, potem o posiadanym mężu, o wszystkich możliwych potencjalnych kochankach, o sroczej miłości do złota i błyskotek, o tym co znów pomyślała, uczyniła, powiedziała. Z czasem kobieta odkryła, że takie nieszkodliwe gadanie najłatwiej zbywało się milczeniem, a ciekawskie żmije szybko znajdowały sobie inny obiekt uciech.
- Ja nie powiem twojej przyszłej żonie, ty nie powiesz Anthony’emu i oboje pozwolimy by dowiedzieli się z rubryki plotkarskiej w Czarownicy. Jak Bogowie przykazali.- Skinęła poważnie głową na propozycję wyjścia do Rosierów. Wsunęła wolną dłoń pod ramię Jonathana, zasuwając jeszcze tylko prostym zaklęciem ciężkie zasłony w oknie wychodzącym na główny hol Ministerstwa Magii. Zgasiła lampki, pozwalając by jedynym źródłem światła zostało to co wpadało z korytarza i poświata bijąca od jej makiety Azkabanu - srebrna poświata rozbijała się o zaczarowane fale pogrążonego w ciszy więzienia. Nawet zazwyczaj chętne do harców dementorki schowały się dziś w bezpiecznych murach. Wszystko - łącznie z samą panią Mulciber wydawało się martwe w tym smutnym gabinecie.
- Nie każmy Rosierom czekać, Jonathanie.- Zacisnęła nieco mocniej czerwone pazurki na przedramieniu czarodzieja jakby sama nie była przekonana czy jest gotowa wyjść na zewnątrz. Ale skoro się powiedziało A, to wypadało powiedzieć też B i dokończyć cały alfabet. Nie zwróciła nawet szczególnej uwagi, że obrączka została porzucona na blacie biurka.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#6
09.12.2024, 22:56  ✶  
Posłał jej kolejny zadziorny uśmiech, w którym jednak czaiły się sympatia, jak i pewna troska.
– Nie mam pojęcia co mi sugerujesz moja droga – powiedział. –  Czyżbyś zakładała, że gdzieś tam poza przyjacielską chęcią niesienia ponocy celuję w wywołanie niewielkiego skandalu na pogrzebie członka rodziny, która wyrzekła się mojej matki z wzajemnością? – uśmiech stał się nieco bardziej figlarny. – Może gdyby ona tutaj była coś by zrobiła. Na całe szczęście jest teraz w Wenecji. Ja tylko pomogę znaleźć ci sukienkę. To, że nie będę mógł zaproponować tej samej olśniewającej kreacji Robertowi już nie jest moją winą.
To był jej mąż. Nie znał oczywiście szczegółów życia małżeńskiego jej i Roberta, a sam o tych rodowitych Mulciberach może i nie miał najlepszego zdania, ale nie zamierzał zapędzać się w przytykach i uszczypliwościach.
Po prostu chciał polepszyć jej humor. Możliwie, że sobie też, bo i jego romantyczne życie przypominało obecnie chmury burzowe nad głową Selwyna. Tego jednak nie mógł i nie zamierzał jej powiedzieć.
Na bezgłośne dziękuję odpowiedział równie bezgłośnym nie ma za co w postaci skinięcia głową.
– Wybacz mi Lorien, przez natłok pracy musiało mi umknąć wpisanie waszych potajemnych schadzek, ale myślę, że już za kilka dni będę miał co do tego więcej możliwości – odpowiedział, przyglądając się jak poprawia zagniecenie w jego stroju, śmiejąc się szczerze na wspomnienie ślubu. Selwyn nie tyle co lubił plotki, ale lubił, gdy się o nim mówiło. Oczywiście zawsze wolał, aby te wszystkie pogłoski i przekręcone półprawdy nie przysporzyły my zbyt dużo kłopotów, ale... Ale lubił, gdy się o nim mówiło, a też nie był głupi, ani aż tak skromny, aby nie wiedzieć, że był świetnym obiektem do plotek. Wysoki, charyzmatyczny, przystojny, dobrze ubrany, inteligenty i zdolny czarodziej, były ambasador, ze świetną karierą w Ministerstwie Magii, jak i nieco skandaliczną przeszłością. Bogini, Matka wiedziała co robiła, gdy zsyłała go na ten świat, a on niósł to brzemię nadanego mu ideału z godnością.
– Płotka miała jedynie uderzyć w matkę mojej niedoszłej małżonki, tej samej której kiedyś pomogłem uciec sprzed naszego ołtarza – Prostrze, milsze czasy. Oh jakby wolał teraz znowu zniszczyć swój ślub niż lawirować w tym konflikcie z byłym kochankiem. – Świetnie. A więc zostawmy wszystko w losach Czarownicy, bo i tak to ona rządzi tym światem – zażartował, a potem, zgodnie z jej prośbą, pokierował ją w stronę wyjścia, tak by znaleźć się w salonie Rosierów.

***

Tak jak zapowiedział  eden z salonów Rosierów na czas ich wizyty zarezerwowany był wyłącznie dla nich i chociaz zakładał, że nie powinni nadużywać tej gościnności zbyt długo, nawet jeśli została odpowiednio opłacona, to przez dłuższy czas on i Lorien powinni mieć wszystkie czarne suknie, jak i butelkę szampana, wyłącznie do swojej dyspozycji. Co więcej, kilka z kreacji, było już nawet wystawionych, tak by to one pierwsze przyciągnęły ich uwagę. Niestety nie uniknęły one krytyki Jonathana.
– Hm... Zrozpaczony bałwan, wyuzdany elf i naburmuszona piratka – skomentował po kolei trzy kreacje, przyglądając im się oceniająco. – Przynajmniej kilka odpadło na start. Widzisz  coś, co wpadło ci w oko?
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#7
28.12.2024, 22:11  ✶  
Znajome pokoje salonu Rosierów były tą namiastką wytchnienia, której czarownica potrzebowała. Tak jakby mogła zostawić za drzwiami wszelkie smutki i cały ten irracjonalny ból. Co prawda nie sięgnęła jeszcze po szampana, zauroczona ilością kreacji. Jakiś powiew normalności w tym chorym świecie. Lorien jak rasowa sroka badała wzrokiem każdy materiał, może jedynie odrobinkę mniej krytycznie niż robił to właśnie Jonathan. Część z nich już na wstępie została poddana selekcji. Za długie. Za krótkie. Nie dość czarne. Zbyt czarne? Wspaniały materiał, okropny krój. Cudowny krój, tragiczny na tą porę roku materiał.
- Mogłabym być naburmuszoną piratką.- Przyznała, przykładając do siebie jedną z czarnych sukienek z ekstremalną ilością falban, kokardek i w dodatku z bufiastymi rękawami. Nie zdołała powstrzymać się przed krótkim parsknięciem śmiechem.- Lepsze to niż zapomniana w piecyku beza Pavlova.- Odwróciła się, prezentując swojemu towarzyszowi odkrycie sezonu. Przyniesiony do kompletu kapelusz z wielką, koronkową kokardą spoczywał już na głowie czarownicy, przysłaniając jej widok na wszystko dookoła.
- Mogłabym mówić, że mój mąż był mi najcenniejszym ze skarbów. I dlatego go zakopałam. Dziennikarze by oszaleli z radości.- Potrząsnęła lekko głową, choć jedyną tego oznaką był zamaszysty ruch kokardy na nakryciu głowy. I cierpki śmiech Lorien, gdzieś spod owego nakrycia.

Cóż za ironia losu. Przemknęło jej przez myśl, gdy ponownie spojrzała na siebie tonącą w takiej ilości materiału i czarnych dekoracji. Nie przyszło jej wybierać sukni ślubnej, a bogowie i tak zadbali, żeby w końcu postawiła nogę u Rosierów. Było w tym coś poetyckiego, jakieś dziwaczne zamknięcie rozdziału, który sam w sobie wydawał się jedynie krótkim koszmarnym snem. Wdowa. Może i brzmiało to dumnie, ale nie pasowało do wciąż skądinąd dość młodej pani Mulciber. Tytuł odbijał się w jej zmęczonej twarzy pozbawionej jakichkolwiek oznak starości. Jeszcze żeby miała choć kilka siwych włosów, parę zmarszczek, cokolwiek czym zwykły chwalić się sędziwe matrony. Ale nie. Na złość światu Lorien starzała się jak dobry rocznik wina, by umrzeć w swojej eterycznym, chorobliwym pięknie. Ktoś kiedyś powiedział, że pani Mulciber nigdy nie była piękniejsza, niż wtedy gdy była smutna. A smutna bywała wręcz zatrważająco często.

Odwiesiła ostatecznie suknię na jej wieszak, uznając, że pogrzeb nie jest dobrym momentem na wyglądanie jak spalony wypiek cukierniczy.
- To będzie zamknięta ceremonia. Tylko dla najbliższych, chociaż nie znam szczegółów. Mój szwagier w swojej niezrównanej dobroci odciął mnie od planowania czegokolwiek. Zresztą obawiam się, że nie zabawię na niej zbyt długo.- Przygryzła delikatnie dolną wargę, ściągając z głowy kapelusz i ostrożnie rozczesując palcami splątane loki. Gdzieś tam głosik z tyłu głowy podpowiadał jej żeby w ogóle nie iść. Ale nie mogła. Nie kiedy wiedziała, że jest to od niej oczekiwane. Musiała jeszcze przez moment być tą nieszczęsną żoną, której nie udało się spalić na mężowym stosie.- Zresztą muszę mieć coś prostego, nie będę mieć czasu, żeby się przebrać po pracy.- Przeszła przez pokój, po czym ujęła się pod boki przyglądając odrzuconym przez Selwyna kreacjom.- Więc obawiam się, że musimy pożegnać się z wyuzdanym elfem.- Obrzuciła krytycznym spojrzeniem kusą kieckę. Na Merlina, siedemnastoletnia Lorien Crouch by się nie zastanawiała nawet przez moment, gdyby miała okazję pochować w tym któregoś ze swoich chłopaków.- Myślisz, że jak wezmę woal to będzie zbyt… poetycko? Sama nie wiem. Po prostu nie chcę żeby mi się przyglądali.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
29.12.2024, 00:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.12.2024, 00:26 przez Jonathan Selwyn.)  
– Nie przeczę, że mogłabyś nią być moja droga, ale jednak gdybyś postanowiła poświęcić się morzu, proszę cię, zrób to w czymś nieco bardziej wyględnym – Przecież nawet piraci zasługiwali na lepsze kreacje, niż tamta suknia, a przynajmniej on zawsze, gdy w młodości czytał pirackie książki przygodowe wyobrażał sobie ich bohaterów jako świetnie ubranych awanturników, nawet jeśli autor powieści opisywał ich inaczej. Autorzy powieści nie mieli jednak władzy nad wyobraźnią młodego Selwyna. Starszego też nie.
Spalona beza... Sukienka nie wywołała w nim śmiechu, a jedynie grymas zniesmaczenia, bo na wszystkich bogów, kto w ogóle śmiał uszyć coś takiego i to jeszcze w salonie Rosierów!?
Ale na bezy później mogliby się udać, o ile starczy im czasu, bo nie dość, że powinien jeszcze przynajmniej na chwilę wrócić do pracy, to przecież później miał spotkanie Zakonu, którego nie zamierzał ominąć.
I może nie powinien, ale na wspomnienie o zakopywaniu swojego męża, Jonathan już się roześmiał. W końcu makabra była dla niektórych podstawą dobrej komedii.
– Uznajmy więc, że jeśli niczego innego nie znajdziemy, skomponuję ci strój godny prawdziwej piratki, a ty będziesz mogła zszokować dziennikarzy, jak tylko będziesz chciała – powiedział, ostrożnie ściągając jej to kapeluszowe monstrum (będzie musiał napisać do Woody'ego, że znalazł kapelusz brzydszy od tego, w których on chadzał) I ostrożnie, chociaż z brakiem szacunku w oczach, odłożył je na bok, po czym jednak uśmiechnął się przewrotnie, i żartobliwie ponownie udekorował nim głowę kobiety. Hm... Nawet twarz Lorien nie pomagała tej kokardkowej maszkarze.
Na kolejne rewelacje uniósł nieco brew i, zupełnie, jak to nie przystało na kogoś pomagającego w wybieraniu sukni na pogrzeb wdowie, usiadł na jednym fotelu i założył nogę na nogę, jakby oczekiwał plotek.
– Twój szwagier... To jakaś źle wyrażana troska i próba dania ci możliwości do odpoczynku, czy jednak przekora? – spytał nie mając pojęcia czego powinien spodziewać się po Richardzie Mulciberze, którego może i kojarzył z Hogwartu, ale nigdy nie zawiązali szczególnie bliskich relacji, by cokolwiek więcej o nim wiedzieć. 
– Prostego... – mruknął i zgrabnym ruchem wstał z fotela, aby ruszył w stronę rzędu sukienek, przy którym stała Lorien. – Zaraz zobaczymy. To nie, to nie. To też nie. To jest dobre, ale wydaje mi się, że za mało krzyczy Lorien hm... – Oderwał się nad chwilę od sukienek i przeniósł spojrzenie na czarownicę. – Woal? Moja droga, jeśli pragniesz woalu, to na wszystkich bogów weź woal. Poetyckości, nigdy zbyt wiele zwłaszcza na pogrzebie, jak to zwykła mówić moja babka i zwłaszcza jeśli sparujesz go z odpowiednią sukienką. – Mówiąc to wyciągnął wreszcie jednak kreacje, która najwyraźniej odpowiadała zdecydowanie zbyt wysokim wymaganiom Selwyna, a łatwo nie było, bo nie dość, że gusta miał wygórowane, to jeszcze przecież nie przepadała za kreacją w jedynie czarnym kolorze.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#9
05.01.2025, 00:33  ✶  
- Obawiam się, że moja kariera pirata byłaby krótka i zapewne skończyła się zanim postawiłabym stopę na jakimkolwiek statku.- Westchnęła. Lorien i morze było złym połączeniem. Nienawidziła wody. Już zwykłe strumienie powodowały u niej nieprzyjemne uczucie niepokoju, co dopiero wielkie otwarte zbiorniki wodne.
Spalona beza była ekscentryczną sukienką, ale widziała w niej potencjał. Może gdzieś na pokaz mody czy do rozkładówki Czarownicy, ale… Nie na pogrzeb. I już na pewno nie na pani Mulciber, która by najzwyczajniej w świecie w niej utonęła. Ale z drugiej strony – jakby tak usiadła i zniknęła pod warstwą falbanek, może pomyliliby ją z dekoracją pogrzebową?

Pisnęła cicho zaskoczona, gdy kapelusz na nowo wylądował na jej głowie, choć dźwięk jak wiele, które opuszczały gardło kobiety przypominał ptasi świergot. Wydęła lekko usta w niemal dziecinnym oburzeniu.
- Może przemówi przeze mnie wdowia zgryzota, ale nie podejrzewam mojego szwagra o troskę.- Westchnęła głęboko. Może rzeczywiście powinna zostać w tym kapeluszu. Klauniasta korona dla królowej cyrku jakim ostatnimi czasy stała się ta cała rodzina.
- To wszystko… Nie jest takie proste.- Powiedziała wreszcie, po dłuższej niż zamierzała chwili. Obeszła fotel, w którym rozsiadł się Selwyn, tym razem to jemu nakładając paskudny kapelusz na głowę. Podeszła do jednego z kolejnych wieszaków przeglądając wiszące na nim szaty.- Myślę, że jestem aktualnie najbardziej żałosną wdową w całej Wielkiej Brytanii. Jeśli wierzyć testamentowi, którego kopię dostarczono mi dziś rano, po tym jak mój szwagier go uprawomocnił bez mojej wiedzy i obecności, mój mąż nie pozostawił mi nic. Nawet złamanego knuta. Więc albo próbuje się mnie okłamać albo okpić.- Przymknęła oczy na moment. Naprawdę nie wiedziała, która opcja była w tym przypadku gorszą.
To był pierwszy moment, w którym mogła z kimkolwiek bardziej otwarcie o tym porozmawiać. Bardziej po ludzku, z pozycji zwykłej, boleśnie ugodzonej całą tą sytuacją kobiety. Nie pani Mulciber, nie wdowy po Robercie, nawet nie sędzi Wizengamotu.
- Zresztą o jego śmierci też dowiedziałam się od panny Malfoy, wiesz, Lorraine, która zajmuje się prowadzeniem zakładu pogrzebowego. Mój szwagier skontaktował się z nią osobiście, próbując za moimi plecami załatwić tyle ile się da. Wyobrażasz to sobie?- Odwróciła się od wieszaka, posyłając Jonathanowi pełne zdegustowania spojrzenie.

Miał rację. Chciała woal. Dlaczego miała go sobie odpuścić.
Wyciągnęła jedną szatę, która wpadła jej w oko. Chociaż czarna mieniła się granatowym odcieniem na miękkim atłasie i srebrną nicią. Dopasowana, jak większość sukni i szat, które Lorien nosiła nawet na co dzień. Przyłożyła ją do siebie, pokazując Jonathanowi. Czekając na opinię czy w ogóle warto ją przymierzyć.
- Życie to nie poezja, mio caro. Przynajmniej nie moje.- Pokręciła nieco boleśnie głową, jakby sama myśl była uciążliwa.- Z tego wszystkiego oddałam Anthony’emu swoje rzeczy na przechowanie, nocuję u Alexandra jak jakaś nastolatka, która uciekła z domu i rozpaczliwie zamykam wszystkie powiązania finansowe z Mulciberami, na wypadek jakby mój szwagier stwierdził, że urządzi sobie życie za moje pieniądze.- Parsknęła pozbawionym radości śmiechem, pochylając się nad absurdem sytuacji do którego to wszystko doprowadziło. Nie mogła wrócić do rodzinnego domu, zwłaszcza teraz, kiedy rodzice wyjechali na kilka miesięcy do Włoch. Nie chciała ich ściągać i niepokoić całą sytuacją. Nie mogła zostać w kamienicy, w której mieszkało aktualnie zbyt wiele irytujących, przerażających ją duchów. Czy mogła zamieszkać tymczasowo w hotelu? Mogła, ale prawda była taka, że nie czuła się tam bezpieczna. W teorii mogłaby poprosić Prewettów o pomoc – ale tego też nie chciała robić. Ani odpowiadać na pytania o Roberta i dzieciaki, które zostały w kamienicy. W Keswick pewnie znalazłoby się dla niej miejsce. Zbyt daleko do pracy, której nie planowała odpuścić pod żadnym pozorem.
- Tak wygląda ten mój odpoczynek Jonathanie. Mój mąż nie zdążył nawet spocząć w grobie, a „rodzina” zadbała, żebym poczuła się jak wyjątkowo niechciany gość.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
18.01.2025, 15:28  ✶  
– Oh w takim razie byłaby to wielka strata dla statku, ale nie przejmuj się. Jeśli jednak zdecydujesz się na zmianę kariery, spróbujemy znaleźć jakiś piratów powietrznych. – Czytał kiedyś taką książkę. Było to jednak bardzo, bardzo dawno temu i tak jak ośmioletni Jonathan Selwyn wierzył, że była ona oparta na faktach, tak już ten obecny nieco w to wątpił.

Roześmiał się cicho, gdy Lorien założyła mu na głowę kapelusz i zamiast od razu go zdjąć, jedynie wyprostował się nieco, aby pokazać, że nawet w szkaradnym kapeluszu, Jonathan Selwyn wyglądał bezbłędnie jak zwykle. Nie, że ktoś zakładał coś innego, oczywiście.

– Lorien proszę cię, naprawdę cały ocean dzieli cię od bycia jakkolwiek żałosną – powiedział od razu, nie przyjmując nawet jakichkolwiek zażaleń w tej sprawie. – Rozumiem, że sytuacja jest nieprzyjemna moja droga, ale naprawdę, nie warto przy tym tak siebie nazywać, bo jeszcze naprawdę zaczniesz tak o sobie myśleć, a wszyscy wiemy, że byłoby to wierutne kłamstwo twojego własnego mózgu.

A potem... A potem dowiedział się jaka była dokładna sytuacją Lorien I z wrażenia, aż ponownie usiadł na fotelu, zdejmując ten ptysiowy kapelusz z głowy.
– Życie jest poezją, czasem po prostu nieco bardziej ponurą – powiedział jeszcze, a potem zmarszczył brwi i uśmiech zniknął z jego twarzy. – Wybacz mi za te słowa, ale nie jestem nawet, aż tak zaskoczony. Moja matka w końcu z jakiegoś powodu zadała sobie wiele trudu, aby już nigdy nie być nazywaną Mulciber. W głowie mi się jednak nie mieści, że mogliby tak potraktować wdowę po własnym krewnym.

Zamyślił się na chwilę. Skandal! Czysty skandal! No naprawdę, nie spodziewał się po tej rodzinie wiele, ale jednak zakładał, że mieli trochę więcej szacunku.
– Myślisz, że wszyscy są tobie nieprzychylni, czy tylko szwagier? Rozmawiałaś z innymi członkami rodziny? Może dałoby się jakoś wyczuć nastroje, a jeśli i inni byliby krytyczni wobec poczynań Richarda, zareagować?– Mówiła, że mieszka u Alexandra, więc chyba nie mógł być szczególnym fanem swojego... Nie miał pojęcia, kim był Richard dla Alexandra, obecnie był dumny, że nie mieszał, który Mulciber był mężem Lorien. – Koniecznie zamknij wszystkie powiązania. Może uda się jakoś sprawdzić testament, też pod kątem różnych nieproszonych poprawek, które zostały na niego naniesione? Wiesz może kiedy został spisany? Oczywiście, jeśli będziesz potrzebowała w czymkolwiek mojej pomocy, daj mi od razu znać, a zrobię wszystko có w mojej mocy, aby co jej użyczyć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Lorien Mulciber (4111), Jonathan Selwyn (2534)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa