17.09.2024, 02:16 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2024, 02:18 przez Cameron Lupin.)
—21/08/1972—
Bazar Lovegoodów, Dolina Godryka
Cameron Lupin & Samuel McGonagall
Zrób to, Cameronie! Zrób tamto, Cameronie! Przeprowadź znowu testy laboratoryjne, Cameronie! Powtórz sobie materiały z prac naukowych, Cameronie! Jeszcze wyrecytuj tekst legendy o McCuinneagáinie, Cameronie! Nic tylko praca i praca, narzekał bezgłośnie młody medyk, przemierzając pospiesznie rynek osadzony w centrum Doliny Godryka. Ech, czasem miał wrażenie, że był najbardziej zapracowanym stażystą w Szpitalu św. Munga. I nigdy nie potrafił określić, czy świadczyło to o tym, że dobrze sobie radzi w nauce, czy po prostu jego przełożeni czerpali jakąś dziką przyjemność z tego, aby przysypywać go tak dużą liczbą obowiązków.
Jak szło to powiedzenie? Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz? Cóż, decydując się na dołączenie do zespołu badawczego Florence Bulstrode najmłodszy z Lupinów zdecydowanie namieszał. Prześcieradło było nieprane, poszewka na kołdrę niedopasowana, a poduszki zdążyły przesiąknąć zapachem potu i perfum Heather. To ostatnie w sumie nie jest takie złe, pomyślał, przechodząc przez zaklętą furtkę za którą skrywał się bazar Lovegoodów. Miejsca zdarzenia... A może raczej emanacji, jak to poinformowała go Florence. Podobno jeden z przeklętych doznał tutaj dzisiaj małego ataku i na miejscu pozostały próbki, które dalej można było pobrać. Niespotykane, biorąc pod uwagę, jak trudno byłoby je pozyskać z większości żywiołów.
— No i gdzie on może... — zaczął Cameron, rozglądając się z cierpiętniczą miną na prawo i lewo.
Jak na miejsce ataku rynek pozostawał zaskakująco ruchliwy. Sprzedawcy dalej targowali się z klientelą o magiczne i niemagiczne warzywa i owoce, jednak wszyscy jak jeden mąż zdawali się unikać jednego konkretnego punktu. Bocznej uliczki, która była kompletnie wyludniona i w stronę której ludzie spoglądali z wyjątkową podejrzliwością. Bingo. Cameron poprawił swoją torbę lekarską i zaczął przeciskać się w stronę alejki.
Dopiero kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, aby ujrzeć emanację natury na własne oczy w oczy, rzuciła mu się także sylwetka pewnego mężczyzny. Momentalnie zwolnił kroku, układając usta w literę ''o''. Czyżby to był ich chory? A może informator Florence, który postanowił zawiadomić ją o tym, co się odpierdzielało na wsi z dala od Londynu?
— H-hej! — rzucił nieśmiało, unosząc powoli dłoń na powitanie. — Cameron Lupin... Szpital świętego M-munga? — Poklepał dłonią torbę, na której wyszyte było logo placówki. — P-podobno doszło tu do jakiegoś eee w-wybuchu? N-natury w sensie. Jak widać.
Jak szło to powiedzenie? Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz? Cóż, decydując się na dołączenie do zespołu badawczego Florence Bulstrode najmłodszy z Lupinów zdecydowanie namieszał. Prześcieradło było nieprane, poszewka na kołdrę niedopasowana, a poduszki zdążyły przesiąknąć zapachem potu i perfum Heather. To ostatnie w sumie nie jest takie złe, pomyślał, przechodząc przez zaklętą furtkę za którą skrywał się bazar Lovegoodów. Miejsca zdarzenia... A może raczej emanacji, jak to poinformowała go Florence. Podobno jeden z przeklętych doznał tutaj dzisiaj małego ataku i na miejscu pozostały próbki, które dalej można było pobrać. Niespotykane, biorąc pod uwagę, jak trudno byłoby je pozyskać z większości żywiołów.
— No i gdzie on może... — zaczął Cameron, rozglądając się z cierpiętniczą miną na prawo i lewo.
Jak na miejsce ataku rynek pozostawał zaskakująco ruchliwy. Sprzedawcy dalej targowali się z klientelą o magiczne i niemagiczne warzywa i owoce, jednak wszyscy jak jeden mąż zdawali się unikać jednego konkretnego punktu. Bocznej uliczki, która była kompletnie wyludniona i w stronę której ludzie spoglądali z wyjątkową podejrzliwością. Bingo. Cameron poprawił swoją torbę lekarską i zaczął przeciskać się w stronę alejki.
Dopiero kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, aby ujrzeć emanację natury na własne oczy w oczy, rzuciła mu się także sylwetka pewnego mężczyzny. Momentalnie zwolnił kroku, układając usta w literę ''o''. Czyżby to był ich chory? A może informator Florence, który postanowił zawiadomić ją o tym, co się odpierdzielało na wsi z dala od Londynu?
— H-hej! — rzucił nieśmiało, unosząc powoli dłoń na powitanie. — Cameron Lupin... Szpital świętego M-munga? — Poklepał dłonią torbę, na której wyszyte było logo placówki. — P-podobno doszło tu do jakiegoś eee w-wybuchu? N-natury w sensie. Jak widać.