• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[21/08/1972] reap the plant, cure the curse || cameron & samuel

[21/08/1972] reap the plant, cure the curse || cameron & samuel
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
17.09.2024, 02:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2024, 02:18 przez Cameron Lupin.)  

—21/08/1972—
Bazar Lovegoodów, Dolina Godryka
Cameron Lupin & Samuel McGonagall



Zrób to, Cameronie! Zrób tamto, Cameronie! Przeprowadź znowu testy laboratoryjne, Cameronie! Powtórz sobie materiały z prac naukowych, Cameronie! Jeszcze wyrecytuj tekst legendy o McCuinneagáinie, Cameronie! Nic tylko praca i praca, narzekał bezgłośnie młody medyk, przemierzając pospiesznie rynek osadzony w centrum Doliny Godryka. Ech, czasem miał wrażenie, że był najbardziej zapracowanym stażystą w Szpitalu św. Munga. I nigdy nie potrafił określić, czy świadczyło to o tym, że dobrze sobie radzi w nauce, czy po prostu jego przełożeni czerpali jakąś dziką przyjemność z tego, aby przysypywać go tak dużą liczbą obowiązków.

Jak szło to powiedzenie? Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz? Cóż, decydując się na dołączenie do zespołu badawczego Florence Bulstrode najmłodszy z Lupinów zdecydowanie namieszał. Prześcieradło było nieprane, poszewka na kołdrę niedopasowana, a poduszki zdążyły przesiąknąć zapachem potu i perfum Heather. To ostatnie w sumie nie jest takie złe, pomyślał, przechodząc przez zaklętą furtkę za którą skrywał się bazar Lovegoodów. Miejsca zdarzenia... A może raczej emanacji, jak to poinformowała go Florence. Podobno jeden z przeklętych doznał tutaj dzisiaj małego ataku i na miejscu pozostały próbki, które dalej można było pobrać. Niespotykane, biorąc pod uwagę, jak trudno byłoby je pozyskać z większości żywiołów.

— No i gdzie on może... — zaczął Cameron, rozglądając się z cierpiętniczą miną na prawo i lewo.

Jak na miejsce ataku rynek pozostawał zaskakująco ruchliwy. Sprzedawcy dalej targowali się z klientelą o magiczne i niemagiczne warzywa i owoce, jednak wszyscy jak jeden mąż zdawali się unikać jednego konkretnego punktu. Bocznej uliczki, która była kompletnie wyludniona i w stronę której ludzie spoglądali z wyjątkową podejrzliwością. Bingo. Cameron poprawił swoją torbę lekarską i zaczął przeciskać się w stronę alejki.

Dopiero kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, aby ujrzeć emanację natury na własne oczy w oczy, rzuciła mu się także sylwetka pewnego mężczyzny. Momentalnie zwolnił kroku, układając usta w literę ''o''. Czyżby to był ich chory? A może informator Florence, który postanowił zawiadomić ją o tym, co się odpierdzielało na wsi z dala od Londynu?

— H-hej! — rzucił nieśmiało, unosząc powoli dłoń na powitanie. — Cameron Lupin... Szpital świętego M-munga? — Poklepał dłonią torbę, na której wyszyte było logo placówki. — P-podobno doszło tu do jakiegoś eee w-wybuchu? N-natury w sensie. Jak widać.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#2
17.09.2024, 18:11  ✶  
Bał się. Bardzo się bał.

Znaczy już nie tak bardzo.

Przed chwilą było zdecydowanie gorzej.

Ale zdążył czmychnąć, w to miejsce miasta raczej nie wchodzili mugole, a rośliny i tak zachowywały się dziwnie, prawda?

To wcale nie była jego wina.

Nie zamkną go, prawda?

Świat poza Knieją był pewien niespodzianek i niebezpieczeństw, na które zdecydowanie nie był gotowy. Nie rozumiał co się stało, w normalnych okolicznościach nie zareagowałby aż tak. W normalnych okolicznościach zbyłby to uśmiechem i się wycofał. W normalnych...

... ale dzisiaj był bardzo zmęczony, do świtu siedział nad projektem swojego nowego warsztatu i domu, bo nie mógł zasnąć. Szczerze nienawidził Londynu, ale obiecał Norze, że tę noc spędzi razem z nią i spędził, szkoda tylko że nie zmrużył oka. Czas spożytkował na cokolwiek praktycznego, ale będzie musiał jakoś powiedzieć ukochanej, że nie da rady więcej bo...

...bo ściana porosła trującym bluszczem, a jego skóra paliła od bąbli. Zazdrosna Knieja - tak by powiedział jeszcze niedawno, teraz wiedział, że to jakiś człowiek przeklął swoje dzieci. Chyba. Wciąż miał mentlik w głowie wobec tego co powiedziała mu pani Florence, ale nie chciał o tym myśleć za bardzo, żeby nie czuć żalu do swojej matki.

Teraz jednak, po ataku, kiedy poraniony siedział na bruku, opierając się o chłodną ścianę zniszczonej przez siebie kamienicy (może nie jest tak źle? Może rośliny nie przedarły się do środka?) mógł sobie myśleć do woli. I nie były to miłe myśli.

Czy radziłby sobie lepiej z ludźmi, gdyby w jego życiu było ich więcej od początku? Gdyby te okrzyki, nagłe zmiany nastrojów, dziwne zapachy i gwałtowne dźwięki nie były czymś co musiał znosić miesiące, tylko lata?

Miał zwieszoną głowę, patrzył zrezygnowany na okaleczone ręce. Dzisiaj chyba nici z pracy na budowie. A miał tak wielkie nadzieje, że mimo zmęczenia dałby radę ogarnąć parter chociaż do połowy. Czerwone od toksyny palce drżały, podobnie jak broda.

Jak miał być mężem Nory, skoro byle burda bazarowa doprowadzała go do tego stanu? Ukochana obiecywała, że sobie poradzą, ale...

– Tak – odpowiedział na pytanie, nie mając sił podnieść głowy – Przepraszam – wymamrotał, czując jak barki zapadają się pod ciężarem poczucia winy. Powinien wrócić do lasu, nigdy nie powinien z niego wychodzić. Nigdy.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
18.09.2024, 15:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 18:19 przez Cameron Lupin.)  
— Ch-chyba nie ma za co — wymamrotał bez większego zastanowienia Cameron. Przesunął wzrokiem po zbolałej twarzy czarodzieja, aby zaraz wrócić spojrzeniem do wywołanego przez niego wykwit natury. — To dalej tylko rośliny. M-mogło być gorzej. — Złożył ręce na klatce piersiowej i wydął dolną wargę, przyglądając się temu małemu dziełu sztuki. — D-dobrze, że wydarzyło się t-to na bazarze Lovegoodów, a nie na mugolskim p-placyku..

Może nie było to najlepsze słowo pociechy, na jakie było go stać, ale cóż, innego mógł mu powiedzieć? Biorąc pod uwagę, że mężczyzna żył w wiosce, w której żyli zarówno czarodzieje, jak i mugole, to trafienie akurat do miejsca okupowanego przez magicznych było wręcz strzałem w dziesiątkę. Na pewno lepsze to niż park w Londynie, pomyślał przelotnie, przypominając sobie, jak to przed paroma miesiącami wodna klątwa Heather odpaliła się w samym środku parku nieopodal pałacu królewskiego. Nie było to najlepsze miejsce na takie zabawy.

— P-potrzebujesz czegoś? Jakiejś pomocy? — dopytał, przyklękując tuż przy magicznych pnączach. — M-mogę ci dać jakiś eliksir wzmacniający… Wyglądasz na trochę eee wykończonego..

Posłał przeklętemu niezręczny uśmiech. Nie licząc Heather, nie miał zbyt dużego kontaktu z innymi osobami, które nosiły na swoich barkach ciężar klątwy żywiołów. Zdążył więc przywyknąć, że tuż po tego rodzaju odpałach chory dosyć szybko wracał do siebie. Ruda co najwyżej dostawała zawrotów głowy albo zaczynała się pieklić, jeśli ktoś zaczynał nadmiernie żartować z jej przypadłości. Z tym facetem… Z nim było jakoś inaczej. Czekając na odpowiedź, Łupin zaczął wypakowywać swój sprzęt na kostce chodnikowej.

Jak na tak szybki termin wyprawy, Szpital św. Munga wyposażył go zaskakująco dobrze. Pewnie zasługa Florence, pomyślał, czując, jak ciarki przechodzą mu po plecach. Ta kobieta była przygotowana na dosłownie każdą ewentualność. Czego to ona tutaj nie schowała… Słoiczki na próbki, miniaturowe nożyce, szczypce laboratoryjne, zestaw etykiet do oznaczenia próbek z informacjami, takimi jak data pobrania, miejsce czy gatunek rośliny, rękawiczki jednorazowe, maseczka ochronna. Dorzuciła tutaj nawet, nawet formularz rejestracyjny i protokół pobrania próbek.

— Jesteś na coś uczulony? — spytał niezobowiązująco, wsuwając rękawiczki na dłonie.

Najpierw chwycił za szczypce, chcąc rozeznać się nieco lepiej w tym, jak wyglądała ta konkretna emanacja. Liście i fragmenty łodyg momentalnie rzucały się w oczy, ale z tego, co kojarzył, bluszcz miewał także kwiaty, owoce czy korzenie. Tylko czy to w ogóle ma szansę wystąpić w tych warunkach, zastanawiał się bezgłośnie Cameron, przesuwając ostrożnie poszczególne łodyżki przy pomocy narzędzia laboratoryjnego.

— One zawsze tak wyglądają kiedy… No wiesz? — rzucił kolejnym pytaniem, mrużąc z zaciekawieniem oczy.
.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#4
18.09.2024, 17:33  ✶  
– Tylko... – powtórzył za nim głucho, wciąż patrząc na swoje ręce w bąblach, nie chcąc myśleć jak wygląda kark i kostki. Albo ściana tego nieszczęsnego budynku, jak mocno bluszcz wrósł w niego, jak bardzo usunięcie pasożyta nadweręży stan domostwa.

– W domu – podjął z trudem, ale wciąż nie ruszał się z siedzącej pozycji, nie przestał podpierać się o chłodny kamień, nie zabrał rąk ze swoich ud, – w domu mam maść na łagodzenie tego... tych... – myśli zbierał z trudem, kręciło mu się w głowie wciąż, jakby mdłości po wymiotach wcale nie przeszły. – Nie wiem czy jestem. Może... na hedera helix mmm? Chociaż ta tu tylko roślina nie wygląda na pospolitą... jeśli mnie pytasz – odkaszlnął kilkukrotnie i zadarł głowę tak, że czaszką oparł się o ścianę a jasno-błękitne oczy miał szansę wnieść ku niebu. Były mocno zaczerwienione. Jego twarz nie prezentowała się lepiej niż dłonie.

I rzeczywiście bluszcz tylko z pozoru wyglądał pospolicie. Jego kwiaty jednak były inne - bardzo drobne i jadowicie żółte. Wokół rośliny unosił się też słodki kuszący zapach, właściwy bardziej kwiatom tropikalnym niż anglosaskiej, wiecznie zielonej dekoracji niektórych elewacji.

– Nie. Czasem są pnącza z kolcami. Czasem są szczupłe, ale bardzo długie pędy, które próbują wciągnąć Cię pod ziemię. Czasem... czasem jest bardzo, bardzo dużo trawy – trawa brzmiała miło, ale wcale tak nie było. Ostre liście cięły bezlitośnie, jakby celuloza z której były stworzone te rośliny zamieniła się w wyśmienicie naostrzoną stal. – Mmm... no a czasem kwiaty. Udają, że wcale nie chcą Cię skrzywdzić, ale jeśli tylko nie rozpoznam gatunku wiem, że muszę...– ... odlecieć zemlął w ustach ostatnie słowo. Tajemnica, tajemnica, kolejna tajemnica. Ile można było kłamać? Formalnie nie kłamał, ale nie mógł po prostu powiedzieć tego co chciał. W imię czego? Matki, która go porzuciła?

❀❀❀ Jeśli masz ochotę dokonać inspekcji rośliny, zapraszam do rzutu na Percepcję oraz Wiedzę Przyrodniczą ❀❀❀
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
18.09.2024, 19:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 21:11 przez Cameron Lupin.)  
— Uciekać? — dopowiedział za niego niepewnym głosem Cameron. Na jego miejscu pewnie zrobiłby podobnie. — Cóż, współczuję przypadłości. Wydaje się bardzo losowa. Zwłaszcza w porównaniu z... innymi wariantami klątwy jakie kojarzę.

Cholera, Heather to jednak sobie dobrze z tym wszystkim radzi, pomyślał z lekkim niedowierzaniem. Nie wiedział tylko czy powinien przypisywać tę zasługę jej opanowaniu, fizycznym uwarunkowaniom jej ciała, czy po prostu bardzo ponadprzeciętnemu potencjałowi magicznemu. Bądź co bądź, Ruda nie należała do najspokojniejszych osób na ziemi. Owszem, praca w Brygadzie Uderzeniowa sprawiała, że miała gdzie wyładować swoje emocje zanim te osiągnęły punkt wrzenia, ale wiązało się to także z wieloma innymi frustracjami.

Może to wszystko przez to, że ona kontroluje wodę? To też było jakieś wytłumaczenie. Wprawdzie już w czasie nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zdarzało jej się zalewać sale lekcyjne, ale w porównaniu z tym, co opowiadał... ten facet... to jej magiczne sztuczki wiązały się ze zdecydowanie mniejszym niebezpieczeństwem. Nie musiała martwić się o to, że przyzywana przez nią woda była trująca czy zacznie kogoś topić w środku miasta. Kolejny dowód na to, że lekarstwo faktycznie może się przydać paru osobom, skomentował bezgłośnie Lupin, dalej pracując nad pnączami.

(Percepcja) Inspekcja rośliny
Rzut N 1d100 - 82
Sukces!

(Wiedza przyrodnicza) Inspekcja rośliny
Rzut PO 1d100 - 61
Sukces!

Obecność kwiatów świadczyła o... ponadprzeciętnym wręcz przyspieszeniu wzrostu rośliny. Zazwyczaj dojście do tego poziomu powinno zajmować roślince miesiące, o ile nie lata w zależności do warunków atmosferycznych czy środowiskowych, jednak tutaj... Nie potrafił tego opisać. Wyglądało to tak, jakby część struktur rośliny pozostawała zaskakująco ''płytka'' podczas gdy inne dosyć skrzętnie imitowały wrażenie, że pnącza znajdowały się tutaj od dawna. Przedziwne.

Podobnie też zdziwił Lupina brak korzeni w pobliżu podłoża. Spodziewał się, że wybuch magii żywiołów wyciągnie głęboko spod ziemi wszelkiego rodzaju korzenie i rozbije kostki chodnikowe od dołu, aby przedrzeć się na powierzchnię. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego Cameron odnalazł ślady po korzeniach w ścianie jednego z budynków tworzącą boczną alejkę. Czy roślina mogła przebić się do lokalu po drugiej stronie? A może wrosła jedynie między cegły, aby znaleźć punkt zaczepienia?

— Działa tak, jakby miała jakąś... świadomość swojej budowy — wymamrotał, pobierając kolejne próbki. Przy pomocy nożyc odcinał liście i pędy, przenosząc je następnie za pomocą zaklęcia lewitującego do słojów, które koniec końców miały wylądować w laboratorium. — Twoje rośliny eee czasem się ekhm rozrastają, czy raczej trzymają się twojej osoby?

Ciekawiło go, co działo się z tymi emanacjami, jeśli ich twórca zaczynał się od ich oddalać. Pozostawały na miejscu i stawały się częścią lokalnego ekosystemu? Zaczynały gwałtownie więdnąć, aby po pewnym czasie obrócić się w pył, skoro traciły dostęp do ''źródła zasilenia'' jakie stanowił przeklęty? U Heather wszystko kręciło się wokół wody, a ta miała to do siebie, że dosyć szybko się... ulatniała. Wsiąkała w ubrania, ziemię lub po prostu formowała kałużę, która prędzej czy później zmniejszy swoją powierzchnię. A co z roślinami?

Potrząsnął głową i po zabezpieczeniu pierwszej partii próbek, zwrócił się z powrotem w stronę obcego mężczyzny. Pęcherze na rękach i okolicach szyi oraz karku nie wyglądały zbyt zachęcająco. Reakcja alergiczna? A może jakiś naturalny efekt wyczarowanej rośliny? Cameron obszedł czarodzieja z drugiej strony, aż nagle wciągnął ze świstem powietrze do płuc. Jedna z gałęzi pnączy zdawała się być... wczepiona w jego koszulę... oraz w ścianę.

— Zanim dam ci coś na te bąble, to powinniśmy cię eee odczepić — stwierdził z uwagą. Rozproszenie? Zaklęcie odcinające? A może obcy sam będzie miał jakiś pomysł? Bądź co bądź, był najbardziej obyty ze swoją własną klątwą.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#6
18.09.2024, 21:50  ✶  
– No tak inne warianty – zabrzmiał gorzko, jakby był nie tylko poturbowany przez roślinę, ale też przez życie przy okazji. Nawet jeśli jedno i drugie z powodu otrzymanej puli genowej się pokrywało. Do niedawna jeszcze nie miał pojęcia o innych wariantach, od niedawna był przekonany, że rośliny ścigają go za każdym razem, gdy chciał odejść z Kniei. Była to kojąca myśl wtedy, gdy odeszli rodzice, wtedy gdy został tylko on i las. Była to kojąca myśl, że chociaż las go nie opuści.

A teraz okazywało się to wariantem i tylko roślinami. Nie miał nic do młodego lekarza, którego imienia już nie pamiętał, a na twarz nawet nie patrzył. Trochę udzielała mu się niechęć do medyków jego matki, mimowolnie wszak przejmował jej poglądy, nie zastanawiając się nad tym za bardzo. Z drugiej strony ów lekarz teraz mu pomagał, rozmowa toczyła się w akceptowalnym tempie dla kogoś, kto nie nawykł do konwersacji. To znaczy... nawykł do konwersacji z samym sobą głównie.

– Świadomość? Nie rozumiem – zapytał strzygąc uchem. Brwi zmarszczył w zastanowieniu, ale nie zmienił pozycji, odnajdując przyjemny chłód kamienia jako coś czego potrzebował. Poza alkoholem może. I porcją solidnego snu. Tak, solidne spanie pomagało na ataki.

– Nie... nie jestem pewien czy o to Ci chodzi, ale no... to jest wszystko bardzo nagle. Wtedy jakby żyją i chcą mnie zazwyczaj jakoś ee... zatrzymać w miejscu bym powiedział. Są bardzo w tym przekonujące. A gdy fala przemija, to są ze mną o tak jak ten tu kolega. – przechylił trochę głowę w stronę bluszczu, co by nie było wątpliwości. – Część z nich, jak łapie doby system korzeniowy i troskliwą opiekę daje rade z klimatem. W ogrodzie w którym mieszkam udało się utrzymać te egzemplarze, które no... ee... zniszczyły ogródek. Chociaż teraz to wszystko rośnie jak szalone, nie wiem, nawet przez chwile myślałem, że to moja wina – uśmiechnął się smutno na myśl o tym jaki był naiwny, przejmując się potrójnie tym, że w ogrodach którymi się opiekował dzieją się dziwne rzeczy.

– Masz na myśli plecy? Eee... tak, ee ... trochę bolą. Jakbyś... jakbyś mi podał różdżkę to... – oderwał głowę od kamieni i skrzywił się zaciskając zęby, po czym ręką wskazał leżącą przy przeciwległej ścianie kasztanową witkę sapiąc kilkukrotnie.

Nie zdążył. Nie zdążył uciec, a ziemia nie lubiła wypuszczać go ze swoich objęć.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
18.09.2024, 23:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 23:40 przez Cameron Lupin.)  
Pokiwał niezgrabnie głową, wyczuwając nieco zastanawiającą nutę w głosie starszego czarodzieja. Czyżby dopiero niedawno dowiedział się, że alternatywne formy klątwy żywiołów w ogóle istnieją? A może po prostu nie był z nimi zaznajomiony? Pewnie to drugie, zdecydował Cameron, nie bardzo wiedząc, co mógłby od siebie dodać.

Nawet doświadczeni klątwołamacze mogli po prostu nie wiedzieć o tym, jak działa to konkretne przekleństwa. Zwłaszcza ci, którzy pracowali poza granicami Wielkiej Brytanii, na starym kontynencie lub w Stanach Zjednoczone. Tam magowie mieli zapewne swoje własne odmiany wszelkiego rodzaju przekleństw. Brytyjskim czarodziejom przypadło przekleństwo Irlandczyka.

— Och, nic takiego — odparł, poruszając niespokojnie dłonią, w której ściskał szczypce. — Po prostu... Wygląda to trochę tak, jakby miały jakiś cel w tym jak się układają. W sensie te rośliny. — Wskazał ruchem podbródka na plątaninę lian i pnączy. — Ale tak chyba po prostu działa natura, co nie? Dostosowuje się do panujących akurat na danym terenie warunków.

Wzruszył ramionami, kontynuując pobieranie próbek. Ludzie na mieście często mówili: z żywiołem nie wygrasz. Rozległe wichury, pożary pożerające wręcz całe osiedle podczas rozległych pożarów, intensywne ulewy, które mogły przerodzić się w powodzie... Jeśli natura chciała się wedrzeć do danego miejsca, to szła po trupach, aby koniec końców usadowić się w miejscu, które obrała sobie za cel.

Kto wie, może magia klątwy żywiołów działała na podobnej zasadzie? Te teorie wolał jednak pozostawić dla zespołu badawczego. I tak pewnie okaże się błędna. W końcu byli dopiero na początku badań, a Florence wydawała się przekonana, że klucz do ich sukcesu leży w recepturze jakiegoś eliksiru. Tak przynajmniej jej zachowania i decyzje interpretował młody Lupin. Skoro stanowczo odrzuciła badania związane ze sferą emocjonalną przeklętych, to najwyraźniej miała jakiś inny plan.

— Aha — mruknął jakże inteligentnie, przyjmując do wiadomości informacje przekazane mu przez mężczyznę. — Czyli jednym słowem: zależy od sytuacji. — Skrzywił się, zdając sobie sprawę, że były to trzy słowa, a nie jedno. — Zrobię, co mogę...

Wycelował różdżką w miejsce, gdzie korzeń łączył się z ciuchami czarodzieja, po czym zaczerpnął z magii Rozproszenia. Zakładał, że skoro rośliny są magiczne, to podstawę ich obecnego funkcjonowania również stanowią czary. Zdecydował się więc osłabić ich energię, licząc, że w ten sposób korzeń wycofa się i wyswobodzi Samuela z tego nietypowego więzienia. Czy mu się to uda... To była już inna kwestia.

(Rozproszenie) Próba odseparowania korzenia od Samuela x2
Rzut N 1d100 - 88
Sukces!

Rzut N 1d100 - 51
Sukces!
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#8
19.09.2024, 00:01  ✶  
– No... Ma cel. Nie chce żebym odchodził. – Tak przynajmniej się wydawało Samowi. Że rośliny tęsknią za nim, że chcą aby niczym Greengrass zapuścił korzenie i pozostał kontemplując życie jako nowe drzewo, źdźbło trawy, soczysty pęd. Tak to zawsze odbierał, tak kazała odbierać mu to matka. Ale teraz? O co mogło chodzić roślinom, które nie miały prawda normalnie istnieć?

Dalej pozostał bierny, rozumiejąc, że ratownik chce go najpierw odczepić, a dopiero potem podać różdżkę. Cóż, może dać mu szansę prawda? Stłumił westchnienie własnego pod tym względem powątpiewania. Dawno ukorzenione w nim przekonania rozkwitały, nawet jeśli w głowie buzował bunt przeciwko matce, która dawno odeszła. – Tylko... ostrożnie proszę, boli mnie kiedy się ruszam – przyznał cicho.

Zaklęcie, które splótł Cameron zajaśniało łagodna falą kierującą się ku plecom Samuela. Młody magimedyk mógł być pewien, że nic nie pomieszał. Tymczasem roślina trwała niewzruszenie, kpiąc sobie z jego planu. Była w końcu materialną rośliną, nie poruszała się już tak, jak opisywał to Samuel, nie była też dziełem transmutacji, której efekt można było odwrócić rozproszeniem. Ruch najwidoczniej był udziałem surowej magii, podczas jej kształtowania, a to co pozostawało było na wskroś realne, mające szanse (w tym konkretnym przypadku wątpliwe) na przeżycie.

Tymczasem upewnianie się, czy gałązki osłabiły swój chwyt, czy nie sprawiło, że trochę migotliwego pyłku zaczęło opadać na dłonie Camerona. Rzut na Aktywności Fizyczną x1 da odpowiedź, czy starczyło refleksu i udało mu się uniknąć oparzeń od toksyny.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
19.09.2024, 00:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2024, 00:39 przez Cameron Lupin.)  
Robi się coraz dziwniej, stwierdził z niezadowoleniem Cameron, wyczuwając przedziwną pewność siebie przebijającą się między słowami starszego czarodzieja. Pierwsze słyszał, aby jakiekolwiek formy magii, a konkretnie wykwity magii żywiołów mogły jakkolwiek oczekiwać czegokolwiek od istot żywych. Magia zauroczenia czy bóstwa pokroju Pani Księżyca to jedna sprawa, ale... Zaklęte roślinki będące produktem surowej magii? Nie. Po prostu nie.

Na szczęście Samuel nie podzielił się z młodym medykiem swoimi teoriami na temat tego, czego oczekiwała od niego Knieja Godryka i dziedzictwo Greengrassów. Gdyby dane mu było wysłuchać tej przedziwnej opowieści, to chyba zacząłby rozważać wezwanie jakiegoś zespołu ratunkowego z Lecznicy Dusz. Czarodzieje miewali naprawdę różne odchyły, które wynikały z nadmiernego eksperymentowania z określonymi technikami magicznymi, ale pewne sprawy... Pewnie sprawy naprawdę powinny zostać omówione w gabinecie specjalisty.

— Robię, co mogę — oznajmił Lupin, przesuwając różdżką w okolicy miejsca łączącego korzeń z koszulą mężczyzny.

Działanie zaklęcia... Zdziwiło go. Naprawdę oczekiwał, że magia rozproszenia wystarczy, aby oswobodzić przeklętego, a tymczasem czar nie zrobił nawet ryski na strukturze rośliny. Nie poruszyła się. Nie wycofała. Po prostu trwała, jakby prawa magii Rozproszenia w najmniejszym stopniu jej nie dotyczyły. Cameron dotknął czubkiem różdżki fragmentu korzenia pnączy, sprawiając, że w powietrze wzniosły się drobinki błyszczące pyłku.

— Cholera — mruknął pod nosem, próbując cofnąć się gwałtownie.

Na nic się to jednak nie zdało, a gdy tylko pyłek opadł na jego ręce, te zapłonęły żywym ogniem. A przynajmniej było to jedyne określenie, jakie rozbłysło w głowie Camerona, gdy poczuł falę oparzeń prześlizgującą się po wierzchu jego dłoni i przenosząc się do jej wewnętrznej strony, aby zaraz pokryć całą masą pęcherzy i bąbli jego palce. Lupin rzucił się na podłogę, opierając obolałe dłonie o chodnik w nadziei, że chociaż minimalnie zmniejszy to odczuwany ból.

(Aktywność Fizyczna) Unik x1
Rzut O 1d100 - 27
Akcja nieudana
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#10
21.09.2024, 23:30  ✶  
Nie wiedział co nieznajomy lekarz chciał zrobić, ale już bardzo dobrze wiedział co się stało, kiedy rzucił się na ziemię. Chłód przynosił ulgę, on nie szukał chłodu, nie miał za bardzo jak w swojej pozycji go znaleźć. Nie kiedy magia go uziemiła.

– Uch... bardzo... bardzo Cię przepraszam! – stęknął zmartwiony, zupełnie jakby to była jego wina. Znaczy była prawda? Gdyby nie klątwa, nie byłoby roślin, gdyby tylko umiał panować nad gonitwą myśli, nikomu nie działaby się krzywda. Gdyby tylko został w Kniei...

– P...proszę, podaj mi różdżkę, ja, ee... to nie jest pierwszy raz jak one mi tak wrosły, ja...wiem co robić, tylko no.. nie mam jak bez różdżki. – Nie było sensu czekać, szczególnie teraz kiedy lekarz też oberwał z przeklętych pyłków. Ze wszystkich aspektów klątwy, tego nienawidził najbardziej, kiedy komuś robiła krzywdę. Dlatego tak łatwo było mu poradzić sobie z nią kiedyś, gdy myślał, że to zazdrość lasu. Wtedy czuł, że może coś zrobić, że może oddać Kniei co jej i odsunąć od siebie zaborcze wici. Ale teraz? To była tylko jego odpowiedzialność i jego wina, a on czuł się tak piekielnie zagubiony w tym całym wielkim świecie, którego zwyczajnie nie rozumiał i nie był pewien czy kiedykolwiek uda mu się go zrozumieć.

– To minie to bardzo piecze ale minie jak tylko dostane się do maści będę mógł pomóc przepraszam nie chciałem żeby coś ci się stało przepraszam ja proszę zaraz to wszystko naprawie i nic nie będzie widać – słowa wypadały coraz szybciej, Sam nawet nie wiedział skąd jego ciało tak łatwo odnajduje energię, kiedy ledwie przed chwilą siedział zrezygnowany i całkowicie jej pozbawiony. Ale karuzela poczucia winy mocno zacisnęła pętle na Samuelowej szyi i z sekundy na sekundę było coraz gorzej, a blondyn nie zauważył nawet jak przyspieszył jego puls, jak gwałtowne ruchy wzbudzały ból ciała, które omijając płat czołowy informowały o nowym zagrożeniu resztę ciała pompując w zmartwiałe członki adrenalinę.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cameron Lupin (2290), Samuel McGonagall (2224)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa