Kawiarnia na Pokątnej
Było już kilka minut po 4 po południu, gdy Faye stanęła przed kawiarnią, wskazaną przez Nicholasa w liście. Był lipiec i było ciepło, a ona nie była przyzwyczajona do tego typu pogody. Zdecydowanie wolała przełom lata i jesieni, gdy jeszcze nie było deszczowo, ale robiło się wyraźnie chłodniej. Mogła wtedy ubierać się tak, jak lubiła najbardziej - po mugolsku, w wygodne bojówki i znoszone buty, które pomimo swoich lat były w całkiem dobrym stanie. Tak czuła się najlepiej, bo chociaż Faye Travers uważała, że wstyd to taka przyprawa z Azji, to nie przepadała za roznegliżowanym ciałem. A teraz, ponieważ był lipiec, musiała wsunąć na dupę szorty, które i być może sięgały do kolana, ale wciąż w jej mniemaniu odsłaniały nieprzyzwoicie dużo. W mieście tego tak nie odczuwała, ale do lasu nigdy by się tak nie ubrała - miała wystarczająco blizn na swoim ciele, by nie chcieć dokładać skórze kolejnych.
Spóźniła się tylko kilka minut ale była niemalże pewna, że jej brat już był w środku i na nią czekał. Czy zerkał zirytowany na zegarek, czy może po prostu siedział nieruchomo jak posąg i patrzył na drzwi, które właśnie przekraczała? Och, uwielbiała zakładać się sama ze sobą, co teraz robił jej brat. Jej wysoki brat, jej lodowy sopelek, jej kompletne przeciwieństwo. Nie mieli chyba żadnych wspólnych punktów, począwszy od wyglądu a na usposobieniu kończąc. Jedyną rzeczą, w której byli zgodni, to ożenek. Chyba że coś się zmieniło w tej sprawie? U niej nie, ale tak dawno nie rozmawiała z Nicholasem, że kto wie - może przygruchał sobie blisko siebie jakąś pannę z dobrego domu? Tak samo wysoką i chłodną w obyciu jak on sam. Kogoś, kto by mu nie przeszkadzał. Faye prychnęła na te myśli - prędzej jej kaktus na głowie wyrośnie, niż Nicholas znajdzie kogokolwiek. Ich serca były wolne od miłości lecz z zupełnie różnych powodów. Nicholas nie potrafił kochać, a ona... Ona w sumie chyba też nie potrafiła. Raz tylko ten organ jej zadrżał, ale to było lata temu i w ogóle to nie była prawda. Owszem, wchodziła w różne związki na przestrzeni lat, ale mało kto z nią wytrzymywał. Lubiła znikać na długie tygodnie i ignorować wiadomości od innych: mało komu to się podobało. Dlatego też była taka uparta i słała do Nicholasa sowę za sową - bo on też tak robił. Pracuś jeden. Pewnie nie dbał o siebie wystarczająco i teraz miał zgarbione plecy i opuszczone ramiona. Będzie musiała coś z tym zrobić, w końcu w zdrowym ciele zdrowy duch, prawda?
Traversówna rozejrzała się po kawiarni. Ładna, pachniała kawą ale i słodyczami. Spodziewała się czegoś innego, może bardziej pasującego do Nicholasa? Jakiejś ciemnej krypty i trumien na ścianach - co najmniej. Jej roześmiane, orzechowe oczy wypatrywały brata.