• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
lato 1972 // zew

lato 1972 // zew
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
13.10.2024, 10:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:20 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Faye Travers - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

Chociaż dużo osób przeżywało kryzys wiary, Matka wciąż zdawała się dawać znaki, że czuwa. Tylko czy wy ufaliście jeszcze jej osądom?

To był wieczór, wiele dni przed lub wiele dni po pełni księżyca. Dzień, w którym ty, Faye nie mogłaś spodziewać się tego, że do przemiany wezwie cię zew księżyca. Jego tarcza była widoczna na niebie mimo wczesnej pory. Niby nie w pełni, lecz wystarczająco jasny, by jego srebrzyste światło przelewało się przez gęstwiny Kniei i otulało blaskiem odbitych promieni słonecznych wszystko wokół. Wiesz, niektórych rzeczy nie da się łatwo wytłumaczyć, na przykład tego, dlaczego tak wyraźnie czułaś, że Matka cię wzywała. Wraz z tym blaskiem oblewał cię niepokój - twoje serce biło szybciej, a w żyłach pulsowała przedziwna energia, której ostatecznie nie mogłaś się oprzeć. To to samo uczucie, które nawiedza cię każdego miesiąca, to zmuszające cię do chowania się głęboko w szkockich górach i...

Być może chciałaś krzyknąć „uciekajcie” do ludzi stojących wokół - grupy mugolskich sąsiadów, którzy w przerażeniu obserwowali, jak rośniesz w oczach, a twoje ubranie pęka. Stałaś w otoczeniu strzępów odzienia, wpatrując się w ich przerażone twarze i dotarło do ciebie, że nie czujesz wewnętrznej potrzeby ataku. Zachowałaś świadomość, przynajmniej tyle świadomości, aby nie rozszarpać tych ludzi w szale, a zamiast tego oczarowana czymkolwiek tam dostrzegłaś, wejść do dziczy, w głębię zakazanego lasu, gdzie najpewniej znajdowali się strażnicy Ministerstwa.

Świadkami tego zdarzenia była dwójka mężczyzn - detektyw Thomas Hardwick i zupełnie przypadkowy mieszkaniec - Nicholas. Obserwowaliście w głębokiej niepewności, jak ciało dziewczyny zaczyna drżeć, jak jej oczy przybierają zwierzęcy blask, aż wreszcie ryczy i znika pomiędzy dębami. I przechodzi wam przez głowę taka myśl, że jest w niebezpieczeństwie, o wiele większym niż ci mugole uciekający teraz w popłochu - bo przecież przebiegając tam zerwała żółtą taśmę z napisem zakaz wstępu do lasu.

zadanie od mistrza gry
Jeżeli postanowicie podążać za Faye w waszych zwierzęcych postaciach, po minimum jednej turze wędrówki po lesie wykonajcie rzut kością !Krąg. Faye nie zaatakuje was w formie animaga, ale może stać się agresywna, kiedy śledzą ją ludzie. Nie może to być pierwsza tura w tej rozgrywce. Jeżeli za nią nie idziecie (decydujecie się na inne rozwiązanie sytuacji) interweniuje Eutierria. Scenariusz jest dedykowany @Faye Travers, @Thomas Hardwick i @Nikolai Petrov. Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.

W scenariuszu można założyć, że mugolom będącym świadkami przemiany stacjonujący w Dolinie Amnezjator skutecznie usunął pamięć. Faye powinna zostać uznana przez Ministerstwo za kolejną ofiarę anomalii.


there is mystery unfolding
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#2
18.10.2024, 00:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.10.2024, 13:31 przez Faye Travers.)  
30 sierpnia 1972

To nie był dzień pełni. To nie był nawet dzień tuż przed pełnią, jednak Faye czuła, że coś było nie tak. Księżyc wydawał się większy i jaśniejszy niż zwykle, ale przecież nie było pełni. Mimo to Traversówna czuła się bardzo nieswojo tego dnia. Postanowiła więc nie opuszczać Doliny Godryka i kręcić się w pobliżu swojego mieszkania, tak na wszelki wypadek. Ba, nie wychodziła z niego przez większość czasu, ale żołądek nie sługa - to ona była jego sługą, tak samo jak była sługą księżyca. W domu skończyło się mięso, a ona nie mogła żyć bez mięsa. Z ciężkim westchnięciem i serią niewybrednych komentarzy na temat swojego zjebaństwa kasztanowowłosa wciągnęła na gołe stopy skarpetki. Cieszyła się, że powoli zaczynała się jesień: czerwiec był dla niej zdecydowanie zbyt ciepły. Ona w ogóle nie przepadała za latem, bo było jej za gorąco. Urodzona i wychowana w Szkocji bardzo nie lubiła tych wyjątkowo gorących dni, kiedy to mieszkańcy Anglii ruszali tłumnie nad wodę.

Ona bała się wody - co nie oznaczało, że się nie myła. Myła, ale nie przepadała za wodą otwarta. Nienawidziła jezior, wszystkim od zawsze tłumaczyła, że taka woda stojąca to siedlisko bakterii i... I wszystkiego co złe. Z morzem to było jeszcze gorzej: przecież ryby się ruchały w tej wodzie! O-b-r-z-y-d-l-i-w-e. Dlatego gdy wsunęła ciężkie buty, złapała za zaledwie cienką koszulę w kratę i wyszła z mieszkania. Elegancko zamknęła drzwi kluczem, nie kłopotała się nawet braniem różdżki. Miała przy sobie jedynie paczkę fajek, zapalniczkę zippo i pieniądze. W końcu szła tylko na zakupy. Miała kupić coś na kolację, dość późną nawet jak na nią. Księżyc świecił jasno na niebie i powodował w niej niepokój. Na tyle mocny, że musiała przystanąć dwa razy w drodze na rynek. Zerkała co i rusz na niepokojąco dużą, srebrną tarczę. Czuła jak pot perli się na jej czole. Była głodna, ale czy to na pewno był ten sam głód, który wykręcał żołądek i sprawiał, że ślina zbierała się jej pod językiem? Nie...

Nie, to nie było to. Faye poczuła, jak krew szybciej płynie w jej żyłach. Poczuła, jak skóra zaczyna być szorstka, jakby napinała się tak mocno tuż przed pęknięciem. Nie, tylko nie to... to nie był jej czas, była doskonale zaznajomiona z kalendarzem. Przecież pilnowała każdej pełni, każdej jednej cholernej pełni! Pełnia była przecież kilka dni temu! Traversówna zaczęła rosnąć w oczach a jej znoszona, kraciasta koszula pękła. Spodnie zaczęły pękać w szwach, a buty, które i tak dawno powinna wyrzucić, po prostu się rozleciały, gdy jej stopy zaczęły nienaturalnie rosnąć.

Widziała tłum ludzi, poznawała swoich sąsiadów. Patrzyli na nią z przerażeniem a ona nie miała pojęcia, co się dzieje. Nie, nie chciała ich rozszarpać - chciała uciec. Nie... Nie chciała: musiała uciec. To była myśl, której się uczepiła. I chociaż wiedziała, że nie wolno jej wchodzić do Kniei, to nie miała wyjścia. Jeżeli tego nie zrobi, jej głód sprawi, że straci kontrolę. To były resztki świadomości, które sprawiły, że zgięła się w pół tylko po to, by opaść na cztery łapy i zadrzeć wilkołaczy pysk w górę. Z jej gardła wydobył się przerażający, mrożący krew w żyłach skowyt, zanim Faye w postaci bestii nie ruszyła w towarzystwie tumanów kurzu i ziemi, kierując się w stronę lasu. Tego, do którego nie wolno im było wchodzić. Tego, w którym czaiła się groza - i tego, który ją wzywał.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#3
21.10.2024, 17:25  ✶  

Wieczorem wszystko cichło. Zmęczeni pracą i emocjami całego dnia ludzie wracali do swoich domów na zasłużony (lub nie) odpoczynek, lub spotykali się w niewielkich grupkach przyjaciół, by nacieszyć się resztą tego dnia. Nie był to już ruch taki, jak przed wieczorem i niejedna osoba z pewnością powiedziałaby, że ten właśnie czas lubiła najbardziej.

Vlad znów gdzieś zniknął. Zerwał się o świecie, hałasując w domu niepotrzebnie, zabrał jakieś rzeczy i wybył, rzucając jedynie krótkie "Wrócę późno", nim zamknęły się za nim drzwi. Znów zostawił bratanka samego z obowiązkami hodowli. Nie, żeby Nikolaiowi to przeszkadzało. Uwielbiał pracować z ich małym stadem - nie tylko bawić się z nimi i co jakiś czas rzucać im mięso do zjedzenia, ale również czyścić je i sprawdzać, czy wszystko było z nimi w porządku. Lubił spędzać z nimi czas. Wciąż jednak martwił się jednym z hipogryfów, który nie zawsze pozwalał komukolwiek do siebie podejść - nawet Vladowi - i chociaż nie uciekał z podwórka i ich nie atakował, to jednak narzucał pewien dystans i ani Vlad, ani Nikolai nie mieli zielonego pojęcia, jaki mógł być tego powód i jak sobie z tym poradzić.

Wieczorem wszystko cichło, ale głośniejsze stawały się myśli. Głośniejsze stawały się obawy. Księżyc nie wpływał w żaden sposób na rosyjskiego chłopca - nie osłabiał go ani nie wydobywał z niego żadnej wewnętrznej siły. Trudno było jednak nie zwrócić uwagi na jego w pełni okazałą tarczę. Większą i jaśniejszą, jakby tego dnia wypadała pełnia.

A nie był to czas pełni. Nikolai nie miał powodu, dla którego miałby sumiennie śledzić kalendarz księżyca i zwracać uwagę na wszystkie jego fazy, ale był pewien, że nie był to dzień, w którym miała być pełnia. Dziwne...

Przyśpieszył kroku, a jego palce owinęły się ciaśniej na rączce siatki, w której niósł zakupy. Ludzie, których mijał, spacerowali sobie i rozmawiali między sobą nad wyraz spokojnie, ale on chciał już wrócić do domu. Chciał zamknąć za sobą drzwi i odetchnąć ze świadomością, że był w bezpiecznym miejscu.

Tym, co go zatrzymało, był czyjś krzyk. Krzyk kogoś, kto stał obok niego. Z jego prawej strony znajoma staruszka z kwiecistą chustką na głowie, mugol, wskazywała na coś drżącym palcem, a z jej otwartych ust wyrywały się krótkie, pojedyncze odgłosy przerażenia. Nim Nikolai zdążył cokolwiek powiedzieć, otoczyły go kolejne krzyki. I było ich coraz więcej i ludzie nagle ruszyli. Staruszka nagle ucichła, oczy jej się schowały pod powieki i zasłabła, biedna. Nikolai zdążył ją złapać, nim kobiecina upadła na ziemię, i podtrzymał ją, nie mogąc jednak oderwać wzroku od nieznajomej mu kobiety, przechodzącej niekontrolowaną przemianę.

Ale jak? Przecież nie było pełni.

Ludzie panikowali, Nikolai sięgnął powoli do swoich pleców, pod koszulkę, gdzie trzymał swoją różdżkę, ale istota, zamiast zaatakować, ryknęła potężnie i uciekła. Uciekła do lasu, do którego nikt nie powinien wchodzić.

Niemal nie poczuł dużej dłoni, która opadła na jego ramię. Niemal nie usłyszał głosu znajomego czarodzieja, mówiącego do niego. Poczuł chłód i nagłą lekkość i rękach, gdy stacjonujący w Dolinie Amnezjator zajął się półprzytomną staruszką i robił to, do czego zawód go zobowiązywał.

To bestia... To człowiek... To bestia!... To człowiek!... TO BESTIA!... TO CZŁOWIEK!...

Myśli mu się kołatały w głowie i uderzały jedna o drugą, odbijając się od czaszki i zderzając ze sobą nawzajem, a wśród nich kiełkowała kolejna. Niebezpieczeństwo.

Nikolai nie powinien wchodzić do lasu. Nie powinien zbliżać się do Kniei. Przecież obiecał Samowi.

Ale ta dziewczyna... Tymi wszystkimi przerażonymi mugolami zajmie się Amnezjator. Otrzymają potrzebną im pomoc.

Ta dziewczyna była sama. W niebezpiecznym miejscu.

W jednej sekundzie Nikolai siedział na ziemi, a w następnej już biegł w stronę zerwanej żółtej taśmy i wchodził między drzewa, w które nie powinien się zapuszczać. Nie zauważony przez żadnego z gapiów, przekroczył granicę, która powinna być dla niego niedostępna. Pierwszy krok postawił stopą, ale następne...

Następne kroki stawiały już niedźwiedzie łapy.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
21.10.2024, 21:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2024, 21:16 przez Geraldine Yaxley.)  

Yaxleyówna znalazła się tego dnia w Dolinie Godryka zupełnie przypadkiem. Nie była w Kniei, którą kiedyś odwiedzała dosyć często. Starała się trzymać od niej z daleka od czasu, kiedy nałożono ten zakaz na wchodzenie do lasu, bo wolała unikać zainteresowania ministerstwa jej osobą. Zresztą na Wyspach było wiele lasów, w których mogła polować. Wracała w sumie od starego znajomego u którego miała zamiar zakupić kilka drobnych przedmiotów, które mogły jej się przydać podczas polowania.

Nie udała się wprost do domu, bo miała zamiar jeszcze zahaczyć o jedną z karczm i napić się zimnego piwa - pogoda do tego zachęcała. Dolina miała swój klimat i lubiła czasem spędzić tu chwilę. To zawsze kończyło się dobrze i można było spotkać znajome twarze.

Zaczęło się ściemniać, lubiła wieczory, były to jej ulubione pory dnia. Uśmiechnęła się więc od ucha do ucha, kiedy spoglądała na niebo. Był to naprawdę całkiem przyjemny dzień.

Na chwilę mogła oderwać sie od tego, co ją męczyło, a ostatnio było tego dosyć sporo. Jej wyimaginowany brat bliźniak zamierzał ją zjeść, a przynajmniej tak sugerowali jej najbliżsi, to było trochę pojebane. Zamierzała więc wypić to zimne piwko i zachowywać się dzisiaj, jakby nic się takiego nie działo. Dzień, jak co dzień.

Szła sobie przed siebie zamyślona, kiedy usłyszała wzburzenie gdzieś w tłumie przed sobą. Probowała zrozumieć, co właściwie się tam działo.

Wtedy to zobaczyła. Wilkołak. Przeniosła jeszcze wzrok w stronę nieba, aby spojrzeć na księżyć, zdecydowanie nie było dzisiaj pełni. - Kurwa mać. - Mruknęła pod nosem. Nie miała przy sobie żadnej broni, poza jednym sztyletem schowanym w cholewie buta i drugim przy pasku. Nie była gotowa na ewentualne unicestwienie bestii, nie zamierzała jednak obojętnie przejść obok tego, co zobaczyła. Była łowcą potworów, jej obowiązkiem było zainteresowanie się sprawą.

Wilkołak ruszył w stronę lasu. Yaxleyówna miała świadomość, że nie powinna się tam zbliżać. Ministerstwo nałożyło zakaz na zbliżanie się do Kniei. Czy kiedykolwiek przejmowała się jakimikolwiek zakazami? No nie. Nie była jedną z tych osób.

Miała świadomość, co może tam spotkać. Poczuła już raz obecność widm, wiedziała jak one działają, pamiętała to uczucie, które ją ogarnęło, kiedy znajdowały się w pobliżu. Chłód, mrok, to nie było nic przyjemnego. Pamiętała chłopca, którego szukała w lesie. Tego, któremu zostało odebrane dzieciństwo, którego dusza utknęła w ciele starca. One zabrały mu jego młodość. - Szlag. - Mruknęła pod nosem, ale nie zamierzała odpuścić. Nie bała się tego, co może spotkać w lesie, zresztą i tak sugerowali jej, że niedługo umrze. Nie miała nic do stracenia.

Postanowiła jednak wykazać się chociaż odrobiną sprytu, schowała się za najbliższym budynkiem i bardzo szybko dokonała czegoś, co mogłoby pozwolić uniknąć jej ewentualnych konsekwencji, które mogłyby ją spotkać za to, że weszła do Kniei.

Bardzo szybko zamiast na nogach stała na drobnych łapkach, które były zakończone ostrymi pazurkami. Zaczęła biec, w stronę lasu, chciała dogonić bestię, która chwilę wcześniej niepokoiła mieszkańców. Wbiegła za czerwoną taśmę, już nie było odwrotu.

Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#5
22.10.2024, 12:33  ✶  
Faye biegła. BIegła wiedziona zewem i wewnętrznym przeczuciem, że musi schować się przed wzrokiem mugoli oraz czarodziejów. Szlag, szlag, szlag - dudnienie powtarzanego przekleństwa dołączyło do odgłosu pazurzastych łap, które mimo swojej wielkości zdawały się nie opadać ociężale na ziemię. Wręcz przeciwnie: gonitwie towarzyszyła miękkość i jakaś gracja, charakterystyczna dla wilków. I chociaż nie była ani wilkiem, ani człowiekiem, tak nie dało się ukryć faktu, że gdy docierała na skraj Kniei, nie była pokraczna. Mimo wielkiego cielska jej ruchy były płynne i zdecydowane. Faye nigdy podczas pełni nie opuszczała rodzinnej posiadłości. To miało się zmienić w sierpniu, chciała wykorzystać do tego opiekę brata, a przynajmniej tak powiedzieć rodzicom. Nie musieli jej pilnować - była duża, była dorosła, miała własne mieszkanie i pracę, chociaż z tą to ostatnio było krucho przez cholerne Ministerstwo, które zamknęło Knieję. Ale… To wszystko mogło się zmienić.

Gdy wbiegła między drzewa, poczuła wolność. Zew, który ją wciągnął niemalże siłą do lasu, nie odpuszczał jednak. Nie pozwalał wrócić do człowieczej postaci, chociaż tak naprawdę Travers chciała wrócić tylko przez kilka sekund. Bolesna przemiana, czy ta kontrolowana czy nie, zawsze dawała nagrodę: nagrodę w postaci wolności. Czuła się wolna, niczym nieskrępowana. Mogła przekroczyć niewidoczną, wytyczoną przez kogoś innego granicę i nic nie mogli jej zrobić. Była sobą, a jednocześnie nikt nie wiedział, kim była. Ta anonimowość była odświeżająca - tego jej brakowało. Brakowało jej lasu, brakowało jej tej postaci - brakowało jej wszystkiego, co rodzina trzymała w piwnicy podczas pełni. Resztki rozsądku nakazały jej zwolnić. Czy jeżeli ktokolwiek dowie się, że to ona, to powiadomi rodzinę? Ministerstwo? A Ministerstwo rodzinę? Cholera jasna, przecież wtedy wszystko pójdzie w łeb. Drobne kłamstewka, pragnienie niezależności - wszystko to psu w dupę i na imię. Dopiero zaczęła układać w głowie sprytny plan, a księżycowi postanowiło odjebać i zmusić ją do przemiany i wejścia tam, gdzie nie wolno było wchodzić.

Faye zatrzymała się, niemalże w miejscu. Łapy zaryły o błoto, wznosząc naokoło ziemiste drobinki. Wciągnęła powietrze w duże, rozdęte nozdrza. Liście, deszcz, igliwie, runo. Grzybnie, pleśń i odchody. Las. Miły dreszcz przeszedł wzdłuż wilkołaczego kręgosłupa. Tęskniła. A jednocześnie coś w Kniei było inaczej, niż zwykle. Duży łeb uniósł się, a ucho drgnęło. Słyszała, że coś za nią idzie. Coś dużego. Jednocześnie miało inny zapach. Gdyby była kotem, zjeżyłaby się ostrzegawczo - nie była nim jednak. Na dodatek zachowała świadomość, dzięki czemu mogła reagować w bardziej… Ludzki sposób. Bestia ostrożnie podeszła do drzewa, by nie stać tam, gdzie stała przed chwilą. Nasłuchiwała i wpatrywała się w kierunek, z którego przyszła.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#6
22.10.2024, 13:08  ✶  

Nikolai wciąż tęsknił za lasami rodzinnej Rosji, za bieganiem wśród wysokich drzew i uczuciem zapadającego się pod ciężkimi łapami śniegiem. Tęsknił za tarzaniem się w wysokim śniegu, za zabawami ze znajomymi, którzy w swoich animagicznych formach ganiali się z nim między drzewami. Tęsknił za tamtą wolnością, która pozwalała mu oderwać się, chociaż na chwilę od wygórowanych oczekiwań rodziny i dziwnych zasad ojca.

Niedźwiedzie łapy zostawiały swoje ślady w błocie, ugniatały liście i leśne runo, gdy zwierz przemieszczał się pomiędzy drzewami, od których miał przecież trzymać się z daleka. Ostrzegał go przed Knieją Vlad. Ostrzegała Brenna. Obiecał Samowi, że nie będzie zbliżał się do lasu. Czy powinien jednak zignorować dziewczę, które przemieniło się na oczach mugoli i uciekło do Kniei? Czy powinien “zostawić to odpowiednim służbom”? A jeśli tych “odpowiednich służb” nie było? Jeśli nie podjęliby odpowiednich kroków wystarczająco szybko? Jeśli to przeczucie, że dziewczyna była w niebezpieczeństwie, nie było bezpodstawne? Zdaniem Nikolaia, był to dobry powód, dla którego przekroczył tę granicę i wlazł między drzewa. W końcu chodziło o drugiego człowieka.

Oczy wypatrywały drugiej, zwierzęcej istoty, nozdrza wciągały powietrze, szukając innego zapachu. Z pyska co chwila wydobywało się krótkie sapanie, po kręgosłupie przebiegał chłodny dreszcz. Otrzepał się, czując, jakby coś osiadało mu na futrze i było to nieprzyjemne uczucie. Czy było to prawdziwe, czy był to jedynie wytwór jego wyobraźni - tego nie potrafił określić, ale odczucie było niemal rzeczywiste. Coś ciągnęło go dalej, jakby obiecywało więcej tego, czego w tym momencie najbardziej chciał - tej wolności, którą dawała zwierzęca forma. Jednocześnie z tyłu głowy majaczyły mu historie o duchach, zjawach i śmiertelnych ofiarach Kniei, do których nie chciał dołączyć. Ale musiał znaleźć tę dziewczynę. Musiał ją znaleźć i upewnić się, że nie groziło jej nic gorszego, niż spotkało ją do tej pory.

Było to kolejne dziwne uczucie, bo przecież tej dziewczyny nie znał. Widział ją pierwszy raz w życiu, ale czuł, że gdyby teraz zrezygnował, odwrócił się, opuścił las i wrócił do domu, nie mógłby otrząsnąć się z wyrzutów sumienia. A gdyby później pojawiła się informacja, że dziewczynę znaleziono, ale wcale nie całą i zdrową, byłaby to jego wina. Bo nie zareagował. Bo zrezygnował. Bo uciekł.

Dlatego teraz szedł, biegł dalej w las. Dalej między drzewa, wypatrując i węsząc za zapachem człowieka, lub zwierzęcia, które mogłoby doprowadzić go do dziewczyny, której nie znał. Powtarzając w myślach prośby, by dziewczynie nic się nie stało.


!Krąg
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#7
22.10.2024, 13:08  ✶  
Pogoń za wilkołaczycą zaprowadziło was w miejsce, które miało szansę odmienić los tej Kniei i mieszkańców okolicznej Doliny, ale zanim się to wydarzy, musieliście sami zorientować się w tym, jaką niosło w sobie siłę, a nie była to sprawa prosta. A nawet jeżeli mogła się taką wydawać - była to sprawa podsiana głębokim strachem i chłodem okolic. Faye prowadziło światło niemalże pełnego księżyca - biegła przed siebie zdecydowana i silna - wy natomiast towarzyszyliście jej zachowując pełną trzeźwość umysłu, a umysł albo ostrzegał was przed unoszącym się nad wami widmem śmierci, albo całkowicie tracił siłę i wymyślał rzeczy, które nie istniały. Cieniste postacie skradające się pomiędzy pniami dębów w ilościach chorych. To nie było kilkanaście widm, lecz kilkadziesiąt. I każde z nich spoglądało na was tępymi, jasnymi ślepiami i zdawało się uśmiechać coraz silniej, widząc wasz głęboki strach.

Nikolai Petrov potyka się o skorupę niesamowicie przypominającą kształtem człowieka i podnosi się dopiero po chwili, ale udaje wam wbiec się do środka kamiennego kręgu. Wtedy wasza pogoń się kończy. Faye pada na kolana i wyje do księżyca, by w tym kromlechu ułożyć się do snu. Leśne potwory ustawiają się wokół was, ale nie mogą przekroczyć niewidzialnej linii rysowanej przez zaklęte kamienie, na których grzbietach delikatnym, mlecznym światłem jaśniały nieznane wam runy.

Istoty te wywołują w was przerażenie, są katalizatorem przypominania sobie najgorszych możliwych wspomnień, ale nie mogą was dopaść. Jesteście bezpieczni. Za kilka godzin, kiedy Faye się obudzi, możecie wspólnie się stąd teleportować, ale to miejsce na zawsze pozostanie oznaczone na mapie jako bezpieczna przystań.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
22.10.2024, 23:35  ✶  

Geraldine wiedziała, co czai się w Kniei. Widziała to, co w niej mieszka, widziała to, co może zrobić ludziom takim jak ona. Ledwie dzień wcześniej wraz z Atreusem natknęli się na stworzenie, które miało zamiar ich zjeść. Mieli zostać czyimś obiadem. Nie był to pierwszy raz, kiedy miała doczynienia z tym, co nie pozwalało wchodzić do lasu. Tuż po Beltane przeszukiwała las i natknęła się na jedno z nich, spierdalała gdzie pieprz rośnie. Yaxleyówna nie bała się niczego, strach był dla niej raczej rzadkim uczuciem, w przypadku wejścia do Kniei się pojawiał, a to mówiło samo za siebie. Faktycznie musiało w niej mieszkać coś okropnego, coś co było w stanie doprowadzić do lęku nieustraszoną łowczynię potworów.

Myśliwa jednak nie zamierzała zbyt długo się nad wszystkim zastanawiać. Pojawił się wilkołak, powinna podążać za nim. Nie mogła pozwolić na to, aby kogoś skrzywdził.

Wiedziała, że powinna zacząć pogłębiać wiedzę związaną z nekromancją, musiała się w to zaangażować, jeśli miała zamiar walczyć z tymi stworzeniami, które zamieszkały w Kniei, to miejsce nie było już bezpieczne, a ona postanowiła ponownie wleźć do lasu. Mimo tego, co widziała wczoraj, a może przez to? Może wcale nie chodziło o to, że chciała złapać wilkołaka, a raczej ocalic go od tego, co czaiło się w głuszy.

Widziała ciało, wysuszone, zastygnięte w agonii, pozbawione wszystkiego, co płynęło w nim wcześniej. Sama nie wiedziała, czy było jej go żal, bo chciał, aby te stworzenia zeżarły ją i Atreusa, jednak nikt nie zasługiwał na taki los.

Biegła więc przed siebie, z całych sił, na tych malutkich nóżkach. Podążała za bestią, która biegła do miejsca, gdzie czaiły się gorsze potwory od niej samej. To było przerażające.

Pozostawała trochę z tyłu, bo jej łapki były najmniejsze. Zawsze trochę zastanawiało ją dlaczego to musiał być akurat skunks, zdecydowanie nie była to forma, którą można było się chwalić, z drugiej strony mało kto potrafił zmieniać się w jakiekolwiek zwierzę, więc nie było to wcale najgorsze.

W pewnym momencie usłyszała stukot nieco większych łap, gdy spojrzała przed siebie dostrzegła niedźwiedzia. Kurwa, spotkała już w lipcu niedźwiedzia w Dolinie, próbowała go upolować, tyle, że okazało się, że nie był zwierzęciem, a animagiem jak ona. Co jeśli to ten sam zwierzak? W sumie to człowiek. Wiedziała, że w tym miejscu miśki nie występowały naturalnie.

Biegła więc jeszcze szybciej, teraz sprawa stawała się jeszcze bardziej groźna, co jeśli i temu chłopakowi stanie się krzywda, na pewno wiedział, co czai się w Kniei, przecież wszyscy o tym wiedzieli.

Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#9
24.10.2024, 09:27  ✶  
Faye nie biegła. Zatrzymała się i schowała za drzewem, by móc obserwować. Łapała w nozdrza nieznajome jej zapachy. Bywała w Kniei lata temu, teraz jednak miała wrażenie, że wszystko tu było inne. Panowała tu zdecydowanie inna atmosfera, która przesiąkała jej zmysły złem i strachem. A jednak wiedziała, że musi przeć dalej - coś ją wzywało. I to coś zmusiło ją do przemiany. Nie wiedziała czym to coś było, ale wiedziała, że nic nie działo się bez przyczyny. Jeżeli wzywało ją do Kniei, musiała poddać się temu uczuciu. Ale jednocześnie nie mogła zignorować swoich wilczych instynktów, które nakazywały jej rozpoznać przeciwnika. Bo tak teraz odbierała to, co się działo: jako zagrożenie.

Zmysły ją ostrzegały: to nie było nic małego. To było ogromne. Słyszała trzask łamanych gałęzi i rozgarnianych liści. Odruchowo odsłoniła zęby, a z jej gardła wydobył się głuchy warkot. Gdy spomiędzy drzew wychynął niedźwiedź, Faye kłapnęła zębami ostrzegawczo. Był zwierzęciem, tak jak ona - był częścią Kniei. Nie widziała powodu, by go atakować, chociaż gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że przecież niedźwiedzie nie zapuszczały się tutaj, tak blisko siedzib ludzkich. Ten również pachniał inaczej i pewnie gdyby spotkała go w innych, bardziej logicznych i spokojnych okolicznościach, oddałaby się zadumie i doszła do wniosku, że to nie może być zwierzę. Lecz teraz... Teraz to nie miało znaczenia. Do jej nozdrzy doszedł dziwny zapach kolejnego zwierzęcia, a także odgłos tupotu małych stópek.

Nie, nie mogła tego zignorować. Coś tu było nie tak. Z gardła Traversowej wydobyło się głośne wycie, gdy wilkołacza głowa odchyliła się w tył. Skowyt trwał zaledwie kilka sekund, a po nim nastąpił zryw. Faye zerwała się do ucieczki. Księżyc ją wzywał, wzywała matka, wzywały dęby. Nie była w stanie dłużej ignorować tego nawoływania. Odpowiedziała na nie tak, jak potrafiła: wyciem.

Liście i błoto podniosło się gwałtownie, gdy wilkołaczyca zerwała się do biegu, pragnąc zgubić zwierzęcy pościg. Nie powinno tu być żadnych zwierząt, one przecież miały instynkt. Najwyraźniej w przeciwieństwie do niej, przemknęło jej przez myśl, gdy mijała z gracją kolejne strzeliste drzewa. Poddała się wołaniu niemalże całkowicie, ignorując otoczenie i odgłosy za nią oraz z boku. Ignorowała zimno, które robiło się coraz dotkliwsze, gdy zagłębiała się w puszczę. Biegła ile sił, czując że jest coraz bliżej. Coraz bliżej źródła pragnienia, które było coraz mocniejsze. Już nie biegła - to był niemalże cwał. Mijała kolejne drzewa oraz postacie, które lewitowały między dębami. Zdawała się ich nie zauważać, jakby ktoś założył jej klapki na oczy.
Medved'
This house no longer feels like home
Nikolai jest młodym chłopakiem o wzroście 176 cm, ciemnobrązowych, krótkich włosach i zielonych oczach, pod którymi miejsce swoje znalazły dwa pieprzyki. Nie jest przesadnie umięśniony, jednak codzienne ćwiczenia ukształtowały u niego przyjemną dla oka muskulaturę. Preferuje swobodę, gdy dobiera garderobę. Mówi z twardym, typowo słowiańskim akcentem.

Nikolai Petrov
#10
25.10.2024, 17:11  ✶  

Dźwięki. Zapachy. Obrazy. Odczucia.

Sięgało do niego wiele czynników, które niemal wyły jednym głosem, że nie powinno go tu być. Że nie powinien zapuszczać się w te tereny. Że powinien zabierać stąd swój (przynajmniej w tej chwili i formie) włochaty zadek z małym ogonkiem i po prostu spieprzać.

Instynkt działał, oczywiście, ale był spychany przez tę bardziej “ludzką” część świadomości, która nakazywała mu biec dalej. Zostać wśród tych drzew i podążać za wilkołakiem, który był przecież człowiekiem. Człowiekiem, któremu groziło niebezpieczeństwo.

I nie chodziło o zgrywanie pieprzonego bohatera, który był w stanie przeciwstawić się wszelkiemu złu w obronie uciśnionych. Chociaż młody, Nikolai nie był na tyle głupi, by pchać się w najniebezpieczniejsze zakątki świata tylko dlatego, że miał przy sobie różdżkę. I z całą pewnością, gdyby za dziewczyną-wilkołakiem podążył ktoś, kto miał o wiele większą wiedzę i doświadczenie, niż on, z całą pewnością zostawiłby sprawę w rękach (albo łapach) “dorosłych) i po prostu czekałby na jakiekolwiek informacje w gazetach.

Nie wiedział, że za wilkołaczą dziewczyną podążał ktoś jeszcze. Zastrzygł uchem, bo gdzieś tam docierał do niego tupot małych łapek, ale wzrok cały czas skupiony był na wilkołaku. Nie zwrócił więc większej uwagi na podążającego za nimi skunksa. I nie mógł również wiedzieć, że za formą małego, puchatego zwierzaczka kryła się łowczyni, która w lipcu próbowała go ustrzelić. I nie miało to w tym momencie najmniejszego znaczenia.

Niedźwiedź patrzył na wilkołaka z dystansu. Nie zbliżał się za bardzo, by nie prowokować drugiego zmiennego, obnażającego swoje kły. Patrzył na niego, a na jego skowyt odpowiedział krótkim sapnięciem. Czy byłby w stanie dotrzeć do człowieczej świadomości wilkołaka? Nie było mu dane przekonać się, bo wilk znów ruszył. A Nikolai ruszył za nim, wciąż zachowując dystans, chcąc pokazać wilkołakowi, że tak, będzie za nim podążał, ale nie stanowi dla niego zagrożenia.

A dalej biegli, tym bardziej dziwna Obecność stawała się namacalna. Niemal kleiła się do futra. Gdzieś po boku mignęło mu kilka… Nie, kilkanaście jasnych punktów.

Tępe ślepia śledziły ich pogoń.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (416), Geraldine Yaxley (2275), Pan Losu (254), Nikolai Petrov (2824), Faye Travers (2689)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa