• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade Pozwól mi odejść, Cyprysiku [4.09.1972]

Pozwól mi odejść, Cyprysiku [4.09.1972]
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#1
03.11.2024, 15:08  ✶  

To miał być spokojny dzień. Wyszła wcześniej z pracy, zatem powinna zdążyć ze wszystkimi zaplanowanymi rzeczami. Musiała koniecznie zahaczyć o sklep ze zwojami magicznymi, liczyła że dorwie dzisiaj coś interesującego. Dlatego właśnie skończyła nieco wcześniej, ale w Ministerstwie było bardzo spokojnie, więc nie było problemu z tym, że się urwała, tym bardziej że skończyła wszystko przed czasem. W duchu dziękowała za to, że jej matka tyle ją nauczyła, a dzięki temu mogła radzić sobie z prawdziwą magią dla czarodziejów jaką była matematyka.

Przebierała nogami na Hogsmeade, a jej wzrok przykuł przepiękny łuk z jakiejś rośliny całorocznej. Przystanęła, by przyjrzeć się dokładniej. Musiał to być cyprysik, ale nie była pewna który konkretnie. Niemniej przez swoją naturę nawet bez szczypty magii mógł być zielony nie ważne czy była to ciepła wiosna czy środek srogiej zimy. Doprawdy, roślina przyjemna dla oka. Daphne uśmiechnęła się do siebie, ale musiała wrócić do rzeczywistości, bo miała swoje plany i dość napięty harmonogram. Szkoda tylko, że kiedy miała iść dalej zamiast znanej sobie ulicy, dostrzegła wielki żywopłot. Rozejrzała się, a nuż ktoś robi jej nieśmiesznego psikusa, ale nikogo nie dostrzegła. Westchnęła w duchu, bo naprawdę nie miała ochoty bawić się w takie rzeczy.

Zaczęła iść przed siebie, ale żywopłot szybko okazał się istnym labiryntem. Na coś takiego tym bardziej nie miała czasu. Zirytowana, sięgnęła po różdżkę, może i cyprysik był odporny na zjawiska pogodowe, ale nie powinien być odporny na ogień!
- Incendio! - Rzuciła zaklęcie, by podpalić labirynt... Ale nic się nie stało. Syknęła, przyglądając się na zadane obrażenia, tylko że takich nie było. Jak to roślina może być odporna na ogień?!

Zaczęła rozglądać się uważnie po labiryncie. Jeśli magia się go nie imała, a przynajmniej nie taka, to musiał być inny sposób, żeby się stąd wydostać. Może był jakiś wzór, by się stąd wydostać. Na pewno była jakaś opcja, należało ją tylko znaleźć!


Rzut na paczu-paczu Percepcje
Rzut Z 1d100 - 96
Sukces!
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#2
25.11.2024, 00:17  ✶  

Jednego była pewna - jak tylko dopadnie tego gagatka, który stworzył ten żywopłot, to pokaże mu które pół dnia dłuższe! Naprawdę, nie miała ani ochoty, ani czasu żeby się ganiać i szukać jak stąd wyjść. Dużo łatwiej byłoby to wszystko spalić (a jako osoba, która dzieliła krew Parkinsonów, nie musiała obawiać się płomieni), dlatego to wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Stworzyć gigantyczny pożar, który otworzyłby jej wyjście stąd. Niestety, przez chwilą sprawdziła, że ten żywopłot nie zajmuje się ogniem! Nie godziło się to! Przecież to była tylko roślina całoroczna, nieszczęsny cyprysik, nie miał w sobie nic nadzwyczajnego. Jego żywica nie była ognioodporna, a przynajmniej o niczym takim nie wiedziała. Zatem dlaczego płomień nie zdał się na nic?! Nie rozumiała tego.

Trzymając różdżkę, ostrożnie zaczęła muskać drobne ale liczne gałązki rośliny. Wtykając głębiej czubek, czuła jak żywopłot nie pozwala przesunąć się ani o milimetr głębiej. Daphne wzięła głęboki oddech i przesłała impuls do różdżki.
- Diffindo. - Liczyła, że choć część gałązek się przetnie, ale te natychmiast się zrosły, a panienka Lestrange jak oparzona wyjęła swoją różdżkę. Syknęła pod nosem, widząc jak wszelkie obrażenia, które zadała natychmiast się zasklepiały i nie robiły żadnego wrażenia na żywopłocie. Chciałaby czarować tak trwale! Gdyby tylko miała więcej czasu, mogłaby podziwiać ten kunszt (albo wyklinać pod nosem swoją sytuację w całej swojej upierdliwości). Niestety, czuła że czas upływa, to też musiała się pośpieszyć i stąd wydostać.

Zaczęła iść tam, gdzie labirynt ją prowadził. Niestety, wszystkie ściany wyglądały totalnie tak samo. Nie dostrzegała żadnej wskazówki, żadnego wzoru, który mógłby jej pomóc w zlokalizowaniu wyjścia. Wejście do tej żywej zagadki także nie było odpowiednim rozwiązaniem. Dlatego szła żwawym krokiem - wszak dalej jest damą i nie wypadało jej biec. Nie czuła, żeby ktoś ją obserwował, ale nadal mogło być to całkowicie złudne wrażenie, a wstydu przynosić tym bardziej nie wypadało! Panience z ministerstwa, z dobrego domu! Przy każdym skrzyżowaniu rozglądała się uważnie, niestety pomysł ze znaczeniem korytarzy farbą również nie dawał żadnej przewagi, bo w moment była wchłaniana przez cyprysik. Czego nie próbowała, nic nie pomagało jej się stąd wydostać. Może musi po prostu przejść? Tylko jak wybrać odpowiedni korytarz, jak się tutaj zwyczajnie nie zgubić?

Dlatego poczuła, że mijając praktycznie identyczne skrzyżowanie po raz szósty, przystanęła. Czy na pewno tutaj była? A może naprawdę błądzi? Przecież już obeszła to na wszystkie możliwe sposoby. Dalej nie wiedziała jak się stąd wydostać. Musiało być coś, co mogłoby jej pomóc, tylko nie mogła na to wpaść. Przystanęła, czując coraz silniejsze rozdrażnienie. Dlaczego komuś zachciało się z nią pogrywać teraz i w taki podły sposób! Znowu sięgnęła po różdżkę, żeby wyczarować ognistą przędzę. Wbiła jej początek w ziemię, a dokładnie środek skrzyżowania na którym stała. Nie miała lepszego pomysłu, a skoro oznaczanie krzaków nie działało, to przecież jeśli się zamyśli, to potknie się o rozstawioną nić! Daphne wróciła do przemierzania labiryntu i czuła, że nie minął nawet kwadrans, a natknęła się na swój sznureczek. Przewróciła wzrokiem, potwierdzając swoje przypuszczenia. Ona się zwyczajnie zgubiła! Gdyby umiała latać to by stąd czym prędzej wyfrunęła. Niestety, miotły nie miała, z resztą znając ją pewnie by z niej spadła.

Przyjrzała się jeszcze raz nici, a następnie miejscu w którym się znalazła. Była przekonana, że jest jakaś opcja żeby się stąd wydostać. Nie utknie tutaj na całą wieczność! Nie może! Spojrzała uważnie na żywopłot, który choć przecież się nie zmienił, to wydawał się odrobinę inny. Jakby przestał zlewać się w jedną wielką krzaczastą całość. Nie była pewna czy to zwidy czy może jednak przebywa już tyle czasu, że zaczęła dostrzegać coś więcej. Jakby gałązki układały się nieco inaczej, nie zawsze dokładnie w ten sam sposób. Czy może jednak od zdenerwowania i zmęczenia już mieszało się jej w głowie? Nie była pewna swoich spostrzeżeń, ale na razie nie miała innego rozwiązania, więc to tego musiała się na razie trzymać, a nuż może się stąd wydostanie? Przynajmniej taką miała nadzieję, a lepsze to niż usiąść na środku drogi i się rozpłakać. Dlatego zaczęła iść zgodnie z przeczuciem, pilnując jednocześnie wyczarowanej nici.



Na percepcję
Rzut Z 1d100 - 56
Sukces!
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#3
07.12.2024, 04:29  ✶  

Takiej panience jak Daphne nie wypada biec. Zdecydowanie nie wypada! Tylko co jeśli miałaby się przez to spóźnić? Czy zasady, które były jej wpajane od zawsze mogły być z byle błahego powodu wieszane na haku? Nie godziło się przecież, żeby tak dobrze ułożona panienka wykazywała się takim zachowaniem. Rozdrażniona tymi jakże żałosnymi dylematami, poprawiła płaszcz, nie zmieniając obranego planu. Doprawdy, spaliłaby tego genialnego gagatka, który wpadł na to by tworzyć coś tak podłego jak ten labirynt. To było dobre dla dzieci, zwłaszcza jeśli dorosłym zależało na tym, żeby czymś zająć pociechy, aby sami mogli zająć się ważniejszymi sprawami. Sęk w tym, że Daphne nie była już taką smarkulą (przynajmniej nie w swoim mniemaniu), więc ten "żart" ani trochę jej nie bawił. Ba, najchętniej udzieliłaby solidnej reprymendy pomysłodawcy i wykonawcy tego przedsięwzięcia. Naprawdę, nie miała co robić w wolnym czasie tylko zajmować się wychodzeniem z tych przerośniętych krzaków. Powiedzieć, że czuła irytację, to jak nic nie powiedzieć. Najlepiej, żeby nikt nie spotkała tego kto to stworzył, nawet jeśli teraz jest zaledwie duchem.

Trzymając różdżkę, z której dalej sukcesywnie sączyła się nić... Lestrange zaczynała dostrzegać wzór. Owszem, nadal przecinała się ze swoimi nićmi, ale teraz czuła, że wie gdzie jest. Jakkolwiek to dziwnie nie brzmiało, przecież w dalszym ciągu siedziała pośród gęstwiny gałązek, które nie pozwalały spojrzeć dalej. Niemniej zastosowane zaklęcie wraz z jako-takim rozeznaniem sprawiały, że Daphne nie czuła już takiego zagubienia, ba! Miała wrażenie, że już jest coraz bliżej wyjścia! Oczywiście, mogło się też na końcu drogi okazać, że się myli, a jedyne co ją czeka to ślepa uliczka. Wtedy pewnie zacznie ciskać zaklęciami jak popadnie z bezsilności (choć trzeba obiektywnie przyznać, że magia nie jest tym w czym się panienka specjalizowała). Niemniej czas naglił, nie chciała dłużej tkwić w tym nieszczęsnym labiryncie. Zgodnie z przeczuciem podążyła raz w lewo, raz prosto, żeby potem znowu skręcić w alejkę po lewej, a na końcu w prawo. Czy tutaj powinno być wyjście? Tak jej się wydawało, ale zamiast tego zobaczyła ścianę. Nie no, przecież obliczenia zdawały się być poprawne. Nie nadepnęła na żadną nić, to tutaj powinna znaleźć wyjście. Gdyby tylko posługiwała się rynsztokowym słownictwem, przeklęłaby siarczyście. Niemniej Daphne była prawie całkowicie wykastrowana z takich możliwości, więc złapała mocno za różdżkę, jakby przelewając w rdzeń całą swoją złość i rozdrażnienie. Naprawdę, dość czasu straciła, już nie miała ochoty na więcej zabawy. Ognista nić zniknęła, wciągnięta do niewielkiej kuli ukształtowanej na czubku różdżki. Początkowo jarzyła się na delikatny, czerwony kolor by z każdą sekundą nabierać coraz to większej intensywności. Lestrange w skupieniu wykonała odpowiednie machnięcie różdżką i cisnęła zaklęciem w ścianę przed sobą. Fakt, daleko jej było do talentów siostry, nie bez powodu z resztą to ona była aurorem, a Daphne jakimś urzędnikiem, ale jednak coś umiała z tą różdżką zrobić.

Ściana przed panienką przestała stanowić przeszkodę, brutalnie wyrwana po same korzenie. Niewiele myśląc, Daphne od razu przeskoczyła wyrwę, która chwilę później zaczęła się zrastać choć nie tak szybko jak po wcześniejszym przecięciu. Otrzepała się i rozejrzała po okolicy, ale wygląda na to że nikt jej nie widział... A co najważniejsze, wygląda na to, że wydostała się z tego przeklętego labiryntu. Tylko dlaczego wylądowała w czyimś ogródku? Nie miała pojęcia, ale już naprawdę nie chciała dochodzić tego co i jak i dlaczego. Chciała iść tylko na zakupy i wrócić do siebie, do domu. Zerknęła szybko na zegarek i miała bodaj kwadrans na zrobienie zakupów. Niech udławi się ten, kto skonstruował ten jakże wspaniały labirynt! Chciała niepostrzeżenie wyjść z czyjegoś terenu, ale oczywiście że jakaś starcza czarownica musiała ją dojrzeć. Daphne modliła się w duchu, by ta jej nie rozpoznała i żeby matka nie dowiedziała się o niczym. Naprawdę, brakowało tylko tego, by Matula dowiedziała się o całym zajściu i poczęstowała soczystą reprymendą. Nie chciała po raz kolejny wysłuchiwać, że nie ma w sobie dostatecznie dużo gracji, że sprawia same problemy i nie jest najlepszą córką jaką mogłaby mieć. No cóż, zacisnęła usta na samą myśl o tym, szybkim krokiem zmierzała do sklepu, byleby zdążyć przed zamknięciem i nie musieć kombinować następnego dnia jak wyrwać się z pracy.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Daphne Lestrange (1658)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa