• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[27-28.08.1972, noc] Koszmar Nocy Letniej | Anthony & Jonathan

[27-28.08.1972, noc] Koszmar Nocy Letniej | Anthony & Jonathan
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#1
12.11.2024, 19:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 19:36 przez Jonathan Selwyn.)  

—27-28/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Jonathan Selwyn & Anthony Shafiq
[Obrazek: BlMqhh4.png]

Świeci woda o północy,
Księżyc okna przewiał wskroś.
Pełen mocy i niemocy
Księżyc okna przewiał wskroś.
Bezimienne i ponure
Idą ku mnie poprzez chmurę:
Mrok - po pierwsze, blask - po wtóre,
A po trzecie - jeszcze ktoś.

Gdy tak słucham przyczajony,
Ktoś zapukał raz i raz,
W moje wrota z tamtej strony
Ktoś zapukał raz i raz,
Kto tam puka w moje wrota?
«To - my: Wicher i Tęsknota,
I ja - Ciemność spopod płota,
Otwórz prędzej, bo już czas!»



Przeklęci niech będą nawet najbliżsi jego sercu Krukoni i ich wmawianie mu, że jego obawy to tylko paranoja i nerwy w strzępkach, gdy ta paranoja bezczelnie pojawiła się przed nim i wygłaszała uwagi o tym, że dobrali się w pasujące do siebie szaty!
Po dość dramatycznie zakończonym wydarzeniu Jonathan szybko teleportował się pod kamienicę, w której w jednym z apartamentów mieszkała Charlotte z dziećmi, aby upewnić się, że Rita i Jessie bezpiecznie dotarli na swoje miejsce, jak i aby dyskretnie rzucić przyjaciółce kto postanowił przybyć na to wydarzenie z Francji, potem skoczył do swojego domu, aby upewnić się, że nikt nieproszony do niego nie zagladał, przebrać się, napisać do Morpheusa, czy żył i uprzedzić skrzata domowego, co powinien zrobić, gdyby ktoś próbował wtargnąć do kamienicy, a następnie jeszcze szybciej transportował się do Little Hangleton.
Twoja paranoja rośnie w siłę, masz nerwy w strzępkach.
Akurat! Teraz miał wszelkie prawo martwić się o bliskich i już był święcie przekonany, że doskonale wiedział, kto stał za atakiem na Anthony'ego. A jeśli już był jeden atak, to drugi...
Może to dlatego, gdy tylko stanął twarzą w twarz z Shafiqiem od razu dopadł do niego i próbował oszacować, czy czarodziej przypadkiem nie miał żadnych nowych obrażeń.
– Wszystko dobrze? Nikt tu nie zagladał? Żadnych podejrzanych ludzi? – pytał, trzymając delikatnie przyjaciela za ramię, przesuwając wzrokiem po jego twarzy, aż wreszcie puścił go i zaczął chodzić w kółko. – I widzisz i to jest wasz problem. Krukonów! Wmawiacie innym, że coś nie ma prawa się wydarzyć, bo przecież brzmi jak z jakiejś książki, a potem wydarza się i dziwicie się, bo jak kto, przecież Krukon zawsze ma rację! Dom Roweny Ravenclaw! Bardziej dom Roweny Racjonalizujmy Wszystko do Poziomu Abstrakcji bo Pieprzeni Gryfoni na Pewno Się Mylą!
I z tymi słowami opadł na pierwszy lepszy mebel, na który można było dramatycznie opaść i ukrył twarz w dłoniach. Nie był zły. Nie na Anthony'ego. Był... Rozemocjonowany. Zmartwiony. I zmęczony. Zmęczony stresem i nerwami. Zmęczony obawami co teraz będzie i troską o bliskich. Zmęczony tym, że od urodzin sprawdzone kadzidełka nasenne działały sporadycznie, częściej albo każąc mu czekać długo na sen, albo fundując mu koszmary. No i zmęczony wyrzutami sumienia, którym nie pomagał pewnie fakt, że teraz stresował Anthony'ego bez wyjaśnienia co tak naprawdę się wydarzyło.
– On tam był Tony – wyszeptał słabo, podnosząc głowę, tak aby patrzeć teraz na przyjaciela. Czarne spodnie i czarna koszula (ale ze slotymi gwiazdkami przy mankietach, nie był takim desperatem, aby ubierać się całkowicie na czarno) pewnie jedynie komplementowały jego obecnie bardzo ponury nastrój.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#2
20.11.2024, 14:24  ✶  
Absolutnie wszystkie zachowania Jonathana tej nocy wskazywały na to, że...jego paranoja rośnie w siłę i ma nerwy w strzępkach. Anthony nie powiedział tego jednak, spoglądając na przyjaciela smutno. Sam nie wyglądał jakoś wybitnie, wręcz przeciwnie - widocznie się nie golił, jego pochudła, zapadnięta twarz zdradzała bardzo dużo myśli i bardzo, bardzo mało snu.

To miała być rekonwalescencja, ale coś zdecydowanie poszło nie tak.

Shafiq milczał, wsłuchując się w pochrypły od nerwów głos przyjaciela. Gdy tylko ten opadł dramatycznie na fotel, podszedł do niego i wsunął w jego dłoń kryształ z ulubioną whisky. Żaden z nich nie przepadał za tym trunkiem, czasem jednak dobrze było okadzić umysł swądem dymu unoszącym się nad złocistym płynem. Dyplomata czuł, że to nie jest noc dedykowana słodkim trunkom. To zdecydowanie nie jest noc dedykowana winom, które nazbyt mogłyby przypominać dawnego kochanka.

Teraz Anthony mierząc swoją miarą Jonathana miał świadomość, że absolutnie wszystko mogłoby przypominać byłego kochanka, łącznie z nim samym, ze względu na oczywiste podobieństwo i typ jakim w sumie obaj kierowali się w doborze swoich romantycznych zainteresowań.

Kiedy Selwyn podniósł ku niemu głowę, jego dłoń opadła troskliwie na ramię. Może powinien go przytulić, nigdy jednak nie był zbyt wylewny w okazywaniu uczuć, nie fizycznie, ta sfera jego emocjonalności była dość skutecznie przez lata tłamszona i upodlana do tego stopnia, aby nie dawać jej się przebić nawet w tak prywatnych chwilach.

– Czy coś Tobie zrobił? Morpehusowi? Dzieciakom? – kalejdoskop podejrzeń rozbłysnął lodowatą feerią przeróżnej odcieni błękitów. Sam nie znał de la Rochefoucauld'a ot tej strony, starał się być głosem rozsądku, z drugiej strony nie mógł bagatelizować lęku Jonathana. Dłoń niespiesznym, łagodnym ruchem zaczęła rozmasowywać jego spięte łopatki. W drugiej ręce Anthony trzymał swoją whisky. Czy powinien pić? Niekoniecznie.

– Czy to jest powód, dla którego przyjechałeś do mnie tak szybko? – zapytał jeszcze, tchnięty niepokojem rzucając okiem na zegar stojący w przyjemnym, acz wyzutym z jakiegokolwiek shafiqowego indywidualizmu saloniku. Byli we wschodnim skrzydle - dla gości traktowanych jak rodzina. – Bankiet nie miał trwać jakoś... dłużej? – Srebrzyste oczy ześlizgiwały się po umęczonym Jonathanie, ze współczuciem, ale też spokojem, którego być może ten teraz najbardziej potrzebował.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#3
21.11.2024, 19:20  ✶  
Jonathan niemrawo przyjął szklankę od przyjaciela, tylko po to, aby na chwilę zapatrzyć się w bursztynową toń (a gdzie lód?) I odstawić kieliszek na pobliski stolik. Od czasu listu miał opór, przed piciem, za każdym razem, gdy sięgał po napój, który chociaż na chwilę mógłby zamroczyć jego zmartwienia, obawiając się, że trunki wyłączą mu myślenie w momencie, gdy będzie ono jednak potrzebne.
Powoli pokręcił głową, czując jak dłoń Shafiqa dotyka spiętych stresem węzłów na jego plecach.
– Nie... – mruknął, rozważając przez chwilę, czy nie dodać Ale tobie coś zrobił, bo incydent w teatrze musiał być winą Jeana. Po prostu musiał. Anthony zapewne znowu oskarżyłby go jednak o paranoję, więc wspomni o tym po prostu nieco później. – Dzieciaki trafiły do domu, upewniłem się, Morpheus się przeciążył, ale nic nie powinno mu być. Jeśli zaś chodzi o moją krzywdę, to poza tym, że ubraliśmy się kolorystycznie identycznie, to nic się nie wydarzyło. – I jeszcze te przeklęte szaty! Naprawdę. Nawet moda była tej nocy jego wrogiem, spiskując haniebnie z jego wampirzym kochankiem, jakby chciała przyczynić się do jego zguby.
– A bankiet... – No tak. Bankiet miał trwać dłużej. Bankiet nie trwał dłużej, bo stało się to co się stało, a on zamiast przejmować się tą sytuacją, co było jego powinnością, jako członka Zakonu Feniksa, przejmował się byłym kochankiem. Może zobaczyłby wcześniej jakieś znaki, że coś się działo, gdyby nie to? Czując rosnąca złośc na siebie i Jeana, chwycił szybko szklankę i upił dużego łyka trunku, pozwalając aby palący napój, wypalił z niego wszystkie emocje. Nie wypalił, ale warto było spróbować.  – Nie, to nie on. W przeciwieństwie do teatru nie zakładam, że to był on. Ktoś... Doszło do ataku na Raphaelę Avery. Najpierw wyłączono barierę ochronną, a potem zorientowaliśmy się, że ją zaatakowano, gdy była w namiocie. – Westchnął ciężko, opróżnił kolejną znaczną część szklanki, a potem nieco za mocno odstawił kryształ na drewno. – Niestety dużo szczegółów nie znam. Może gdyby nie on... Chyba, że to było celowe działanie, aby... Nie. Nie był w to zamieszany. Rozumiesz, że powiedział mi potem abym na siebie uważał? Chyba się martwił. On! Merlinie, Anthony nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym, aby tego nie powiedział. I abym nie podejrzał jego nici.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#4
22.11.2024, 15:08  ✶  
Na bogów, whisky może nie była i szlachetnym trunkiem, ale rozwadniać jej bukiet lodem, kiedy to ciepło wydobywało w z niej najbogatsze tony? Dobrze, że ta myśl nie została wypowiedziana głośno. Zwłaszcza, że nie zabierając dłoni z umęczonego ciała szarpanego wewnętrzną wichurą selwynowego ducha, drugą ręką sięgnął po butelkę i od razu mu dolał.

Znieczulenie.

U niego w Little Hangleton był bezpieczny, bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej. Mógł nawet zejść z nim do piwnicy, gdzie miał już przygotowane komnaty na ewentualność, na konieczność... Sam wrócił do swojej szklanki, tłamsząc myśli o tym wszystkim co w chaosie próbował przekazać mu przyjaciel. Erik tam był, pełnił służbę. Jak poradził sobie z tym wszystkim? Bezradność i niewiedza zabijały go od środka.

– Zaraz... moment... W przeciwieństwie do teatru? Co masz na myśli? I jakie nici, dałeś rade przebić się przez jego oklumencką barierę? – Za dużo pytań, w ogóle kim była Raphaela Avery? Co w tym wszystkim było najważniejsze? – Jonathan proszę, wolniej. Chcę Cię wysłuchać, chcę zrozumieć, chcę pomóc, ale musisz teraz wziąć kilka bardzo głębokich oddechów i uspokoić umysł. – Dłoń z barku przeniosła się na czoło, palce utonęły w gęstych włosach, przeczesując je opiekuńczo, opuszkami delikatnie rozmasowując skalp, jakby chciał złapać myśli, by przestały tak gnać. – A więc... Jean pojawił się na wydarzeniu organizowanym przez Towarzystwo MUZA, ubrany podobnie do Ciebie. Rozmawialiście, podejrzałeś waszą nić, a potem, kiedy bariera opadła, powiedział Ci, żebyś na siebie uważał? – Na razie daleki był od ferowania wyroków, obraz przedstawiany przez Jonathana kłócił mu się trochę z wizją morderczego wampira chcącego zabić wszystkich jego bliskich, ale cóż, nie spodziewał się że hrabia w ogóle ma jakiekolwiek zainteresowanie romantyczne ludźmi inne poza spożywczym, nie powinien więc zakładać, że wie cokolwiek na jego temat, co nie byłoby salonową maską. Z wzajemnością z resztą. Był spokojniejszy, że pozostałym gościom nic nie było. Był niespokojny z powodu młodszego z Longbottomów, ale to mogło poczekać, pytanie o niego, czy list. A może nie powinien pisać? Erik zdawało się nie lubił, gdy Anthony przeszkadzał mu w pracy. Przygryzł wargę ponownie skupiając się na zestresowanym przyjacielu. – Mów proszę, uporządkujmy to – dodał cicho, kojącym spokojem oceanu, którego osobiście nienawidził, ale przyjmował swoją rolę nadaną mu wśród Jeźdźców.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#5
25.11.2024, 01:55  ✶  
Rezydencja Shafiqa w Little Hangleton, pomimo swojej ponurej atmosfery, teraz jawiła mu się niczym ciepły dom z rozpalonym kominkiem, do którego wchodziło się z ulgą prostu z mroźnej zimy, nawet jeśli teraz, gdy siedzial w fotelu z whiskey w dłoni i przyjacielem w pobliżu, czuł przemykające się do tego bezpiecznego miejsca, lodowate powiewy niepokoju.
I to właśnie przez czające się gdzieś poza Little Hangleton niebezpieczeństwo, przez wciąż towarzyszące mu nerwy i niepokój o wszystkich mu bliskich, ciężko mu bylo tak po prostu wziąć gleboki oddech i uspokoić umysł.
Jednak obawiał się, że było to konieczne do dalszej rozmowy. Poza tym musiało być z nim bardzo źle skoro Anthony tak chętnie go dotykał i chyba potrzebował jakoś zebrać się w sobie i pokazać przyjacielowi, że jednak się trzymał.
Wdech, wydech i kolejny łyk z, dopiero co ponownie napełnionej, szklanki z whiskey.
Skinął głową.
– Tak, tak było. – Nie brzmiało chyba to, aż tak przerażająco, jak zapowiadał. Ale było. – Tuż po zakończeniu występów, zorientowałem się, że siedzimy obok siebie i mamy podobne szaty. Mogłem coś powiedzieć, co zasugerowało, że nie jest mile widziany w Anglii, potem się rozeszliśmy na bankiet. Nie wiem, jak udało mi się podejrzeć jego nici, ale dałem radę. Może chciał, abym je zobaczył. W tym samym momencie Morphy zasłabł, ale nie wiem, czy też na niego spojrzał, czy jasnowidził komuś innemu, ale udało mi się go ogarnąć. A jeszcze Jessie zadawał wcześniej pytania i... – I chyba nie do końca wychodziło mu to opowiadanie historii po kolei. Wziął głęboki oddech i spróbował podjąć opowieść. – Nagle zniknęła bariera, oczywiście spróbowałem jakoś pomóc, chociaż patrząc na aurę Erika wydawał się mieć to pod kontrolą, a potem... Raphaela została znaleziona pobita, a mnie teleportowano. Nikomu innemu nie stała się raczej krzywda. I wiesz co? Widziałem jak ona idzie do namiotu. To może stało się wtedy. Powinienem był upewnić się, że wróciła, ale... Ale byłem zbyt skoncentrowany na nim i...
Zrezygnowany odstawił szklankę na swoje miejsce, a potem oparł głowę o oparcie fotela, przymykając na chwilę oczy. Miał wrażenie, że wszystko w jego umyślne było niewyraźne i bez sensu. Zamglone. Co miał zrobić? Jak ktokolwiek miał mu pomóc kiedy sam nie miał żadnego pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji?
– Anthony... Powiedz mi szczerze – zaczął powoli, nie patrząc na lezyjaciela, wiedziony dramatyzmem zapewnionym mu przez wydarzenia tego wieczoru i whiskey. – Gdyby ktoś ci opowiedział o mojej sytuacji, jako przypadku obcego tobie człowieka... Pomyślałbyś po cichu, że najlepszą opcją, najbardziej pragmatyczną, którą mógłbym zrobić byłoby zgodzenie się na przemianę, tak aby on dał reszcie spokój?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#6
25.11.2024, 11:43  ✶  
Na moment przestał oddychać, gdy znów padło imię jego ukochanego, tylko po to by od razu rozluźnić się, słysząc zapewnienia Jonathana, że Longbottom wykazał się profesjonalizmem i kontrolą sytuacji. Dobrze, że Selwyn mu to powiedział, bo przynajmniej ta zaciśnięta pętla w głowie odpuściła i jako przyjaciel mógł w końcu w pełni być tym przyjacielem, mógł w pełni skupić się na Jonathanie.

I tak, gdy padło pytanie, gdy jego gość opadł na oparcie, a dłoń przestała piec od wzajemnego kontaktu, Anthony zamyślił się. O ileż wolałby, gdyby przeprowadzali tę rozmowę te kilka lat temu, gdy francuski romans kwitł, i kwestia przemiany nie stanowiła karty przetargowej w straszliwym szantażu, który zaciskał pętle na szyi Jonathanowi. O ileż wolałby, żeby był to pretekst do cichego zwierzenia, że sam myślał o klątwie likantropii w kontekście własnej osoby i jakby to było zabawne wobec tych wszystkich pulpowych opowieści, gdyby widywali się razem - wampir z wilkołakiem i bynajmniej nie skakali sobie do gardeł.

Okoliczności były jednak zgoła odmienne, a Shafiq miał w pamięci jak źle hrabia przyjął odmowę ostatnim razem, co czyniło jego pogróżki tak bardzo plastycznymi.

Anthony Podniósł się z oparcia i nogą przesunął taboret, tak aby przysiąść na przeciwko Jonathana, aby móc widzieć go twarzą w twarz. Jego oczy były poważne i smutne, ale szukały spojrzenia, potrzebował widzieć, że jego słowa dotrą do skołowanego umysłu przerażonego minioną konfrontacją, nawet jeśli z zewnątrz nie wydawała się aż taka straszna.

– Jonathan. Domyślam się, że przemiana to nie tylko zmiana swojego ciała, ale też - w domyśle - złożenie swojego życia w ręce osoby, która sprawia, że siedzisz u mnie na fotelu i trzęsiesz się z obawy o to co mogłaby uczynić. Takie decyzje, nie ważne na ile lat, nigdy nie powinny wynikać ze strachu przed tym co ta osoba może zrobić i jak może Ci zagrozić. Pamiętasz... pamiętasz Alcuina? Czy byłoby lepiej, gdybym odpuścił ślub z Edith i przystał na jego warunki w strachu, że upubliczni informację o nas? – Przebrzmiała, poblakła sprawa. Za moment będzie płakał nad jego widmowym grobem, za moment pogrążony w nostalgii będzie wspominał jego głos i uśmiech, gdy wszystko było jeszcze dobrze.

– Sądzę, że trzeba rozwiązać ten problem, i to możliwie szybko, bo w takim stanie to nie hrabia, a zawał doprowadzi Cię do grobu. Musimy ustalić fakty, zrozumieć motywację drugiej strony, bo teraz trochę błądzimy, jakbyśmy byli w mlecznobiałej mgle – wrócił do Jonathana myślami, do jego zmartwień i podszedł do nich tak, jak rozwiązywał swoje własne. Był dyplomatą, działał w zakresie negocjacji i nade wszystko poruszania dźwigniami pragnień w duszach innych ludzi. Nie ostrzył osikowych kołków, morderstwo dla niego zawsze powinno być ostatecznością. – Twój strach wywołuje Wasza ostatnia kłótnia i list. Jesteś przekonany, że on pragnie zemsty i zguby Jeźdźców. Ale skoro Jean jest już w Londynie, to po co miałby pokazywać się na przyjęciu? Skuteczniej mógłby nas zabić, gdybyśmy nie byli świadomi jego przyjazdu. Rozumiałbym jeszcze, choć nigdy nie poznałem tej jego strony, gdyby w ten sposób chciał podbudować swoją urażoną dumę - gdyby chciał pastwić się nad Tobą, wywyższać się i obserwować jak gniesz się w przerażeniu, ale z Twojej opowieści wynika, że jego działania, słowa były na przeciwnym biegunie. Mówił, że się o Ciebie martwi, ale mógł kłamać. – fakty fakty, tylko fakty... – A nici? Tych przecież nie da się oszukać. Co powiedziały Ci nici?
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#7
26.11.2024, 14:28  ✶  
Jonathan nie chciał zostawać wampirem. Starzenie się było straszne, ale jednak taka forma nieśmiertelności niosła za sobą jeszcze więcej okropieństw. Jonathan nie chciał też, złożyć swojego życia w ręce Jeana i tym samym pozwolić mu na zawsze otulić go mgłą wpływów wampira. Budzić się i zasypiać przez kolejne dekady w objęciach kogoś, kto pokierował jego życiem wbrew jego własnej woli. Nie. Nie chciał tego.
A jednak czuł, że byłoby to właściwie rozwiązanie. Czuł, że skoro mogłoby to ochronić jego bliskich, to czy nie powinien się poświęcić?
Może więc dlatego zadał to pytanie. Aby usłyszeć z ust Anthony'ego (nawet jeśli Morpheus wcześniej powiedział to samo), że nie oczekuje tego od niego, że jest inne rozwiązanie.
Słuchając słów przyjaciela, nawet nie zauważył, gdy jego ręką bezwiednie powędrowała do miejsca, które, w przeciwieństwie do niego, dzięki odpowiednim eliksirom leczniczym pewnie już dawno zapomniało o efekcie tamtego upadku z abrakasana.
– Tak, pamiętam. I nie, nie byłoby lepiej – wymamrotał. Alcuin... Jakim cudem oni wszyscy mieli takiego pecha w znajdowaniu miłości? Pecha, z którego chyba tylko Anthony'emu udało się dopiero teraz uwolnić.
Wysłuchał go w milczeniu ponownie przymykając na chwilę oczy, a palce jego dłonie zaczęły delikatnie masować własne skronie. A jeszcze wczoraj cieszył się, że się wyspał.
– Anthony, on nie żyje tyle co my – zaczął bardzo powoli, jakby świadom własnego rozedrgania i emocji, które teraz nim szarpały. Jakby miał świadomość, że mógł brzmieć niczym kompletny paranoik, a nie ktoś kto po prostu wiedział o tej sprawie więcej, niż Shafiq. – On może czekać, bawić się z nami. Naszymi nerwami. Myślisz, że tego nigdy nie widziałem? Jak wspólnie planowaliśmy przekonać kogoś do czegoś, a on nakazywał mi cierpliwość? Anthony ty chyba naprawdę nie rozumiesz co do ciebie mówię!
Czemu Anthony mówił tak spokojnie? Czy naprawdę nie rozumiał z czym się to wiązało? Czy... Westchnął cicho i pokręcił głową.
A może przyjaciel po prostu zachowywał słuszny spokój, a to on przesadzał, zamiast podejść do tej sprawy na spokojnie? Nie po to byli przyjaciółmi, aby wspólnie dramatyzować.
– Przepraszam – wymamrotał, przecierając dłonią zmęczoną twarz. – Masz rację. Nici... On mnie nie nienawidzi, widziałem... – Skrzywił się z dyskomfortu na myśl o niciach, które zobaczył. – Pragnienie? Obsesyjne pragnienie. Ale czy nie mogą one prowadzić do paskudnych rzeczy? Powinienem był spojrzeć na nici jego i Morphy'ego, ale chyba byłem zbyt... Sam nie wiem. Nie sądziłem, że mi się to w ogóle uda.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#8
28.11.2024, 01:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.11.2024, 01:28 przez Anthony Shafiq.)  
Anthony nie był spokojny, ale musiał być wodą, spokojną taflą, dla umęczonej, spękanej ziemi jego przyjaciela. Lustrem, w którym mógł zobaczyć nie rozbiegane oczy a spokój i chłód. Emocje, które kładły się usłużnie, dopasowując do kształtu naczynia umysłu.

Jonathan tego potrzebował.

Gdy pragnąłeś płomienia, gdy pragnąłeś stali - dwóch pozostałych Jeźdźców było wciąż do dyspozycji.

Jonathan potrzebował konkretnie jego pocieszenia, jego spokoju.

Słuchał go i rozważał, wiele w tym co mówił Selwyn miało sens - wiekowa istota wielokrotnie pokazywała swoje zblazowanie, znikała i powracała, spała i budziła się. Czasem wyborny towarzysz rozmów na długie godziny, czasem jedna uwaga potrafiła tak wyprowadzić go z równowagi, że znikał na rok. Kapryśny. Chłodny. Zachłanny.

Rozważając kolejne słowa, wyciągnął do przodu dłoń, opuszkami palców sięgając dłoni siedzącego na przeciw niego mężczyzny. Jego uśmiech był niezmiennie łagodny, współczujący, stalowe oczy zdawały się smutne.
– Nie przepraszaj. Jesteś wzburzony. Ale jestem tu. Słyszę Cię. Wiem, że masz podstawy do tego by czuć się tak jak się czujesz. Znajdziemy sposób, by zażegnać to zmartwienie. – Delikatnie gładził napiętą skórę dłoni, nadgarstków, by potem nieoczekiwanie odsunąć się i podnieść, podejść do kominka i dorzucić drwa.

Upił dwa łyki swojej whisky i westchnął ciężko.
– Widzieliśmy tą mieszankę kilka razy prawda? – oczy Jonathana były jego oczami, ich początki były nierozerwalne. A potem Francja dwukrotnie stanęła im na drodze - najpierw wyjazdem Shafiqa, potem Selwyna. Czuł ciężar winy, jak płaszcz okrył jego szczupłe ramiona. To on go tam wysłał, sądząc, że da mu najlepsze miejsce do dożywotniej posady, pośród wystawnych bali suto oblanych winem. Wystarczająco blisko, gdyby przyznał przed sobą jak bardzo tęskni.

Oblizał wargę, pozwalając po podniebieniu rozlać się ostremu, zadymionemu posmakowi trunku.
– Nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby tak właśnie wyglądała moja nić w ostatnich miesiącach... wiesz... do Erika. – Mimowolnie napiął się. Zwierzenia. Nie chodziło w tym spotkaniu o niego, nie chodziło o jego trudności, ale czyż nie marzył aby zakopać tę rozkwitłą w umyśle myśl najgłębiej jak się dało. – Bywały takie dni, gdy nie mogłem... nie mogłem przestać o nim myśleć, a nasze małe... nieporozumienie tylko potęgowało ten, tą niekończącą się melodię. Ale ja mam Ciebie, mam Charlotte i Morpheusa z życzeniem śmierci wytatuowanym runami na skórze. Mam pracę. Mam inne zajęcia. – Zmusił się, by wtłoczyć powietrze w miechy swoich płuc i znów odwrócił się do Jonathana. – Kiedyś, kiedy będziemy tylko we troje... opuszczę barierę. Sprawdziłbyś moje... moje prawdopodobieństwo paskudnych rzeczy? – Odetchnął znów, po czym uśmiechnął się krzywo, jakby sam dysponował trzecim okiem, mogącym wyczytać myśli kłębiące się pod czaszką przyjaciela.

– Wiem, że byłbyś gotowy poddać swoje szczęście za nasze bezpieczeństwo Johnny – zmiękczone imię, gładko przemknęło przez wargi opierającego się o kamienny gzyms kominka. – Ale brak Twojego szczęścia uczyni nasze życia pełne żałości i poczucia winy. Jest wiele dróg, spróbujmy najpierw wszystkich tych, w których nie stajesz się na wieczność równie piękny co nieszczęśliwy? – żartował, tylko wcale nie żartował. Lekko droczył się, zmarszczką na idealnej tafli, w srebrzystych oczach tańczyły iskry ciepłego płomienia.

– Nie chcesz mi powiedzieć o swoim końcu nici. – Zauważył po chwili milczenia.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#9
28.11.2024, 02:40  ✶  
Jonathan uniósł wzrok z własnych dłoni, na których spoczywały teraz długie palce Shafiqa i spojrzał w oczy przyjaciela, kiedy w jego spojrzeniu, jakby w odpowiedzi na słowa drugiego z nich, pojawił się błysk nadziei, a na ustach zagościł blady uśmiech. Ufał mu. Ufał całej trójce. Może brzmiało to nieco absurdalnie w obliczu sytuacji, w której się znalazł, ale jednak to nie były trzy przypadkowe osoby i on przeciwko Jeanowi. To była ich czwórka przeciwko niemu, a Jeźdzcy... Kiedyś, w Hogwarcie mówił, że oni mogą wszyscy i chyba ta myśl nigdy do końca w nim nie zgasła.
Dał Anthony'emu odejść, samemu na razie zostając jeszcze w fotelu.
– Tak, widzieliśmy – przytaknął jedynie, a potem zdbał o to, aby jego gardło przypadkiem nie zapomniało palącego smaku serwowanego mu trunku. Było jednak coś magicznego w whiskey i tym jak szybko potrafiła jednak przytłumić pewne emocje. – Anthony... – zaczął, słysząc zwierzenia przyjaciela, ale zaraz urwał i po prostu podeszł do niego łapiąc go delikatnie za ramiona. Najwyraźniej żadna ilość whiskey, ani niepokojów nie mógł tłumić pewnych gryfońskich odruchów.
– Anthony, oczywiście zrobię o co prosisz, a jeśli zobaczę coś niepokojącego, dam ci znać i razem pomyślimy co z tym zrobić, bo zbyt mocno trzymam za waszą dwójkę kciuki, aby złe myśli to zniszczyły, ale Anthony, na bogów... Ty nie jesteś nim, aby twoje emocje prowadziły do równie paskudnych rzeczy. Ja wiem, że mam pewien typ, ale z waszej dwójki, i nie zrozum mnie źle przyjacielu, bo bardzo się cieszę, że nam nie wyszło, z waszej dwójki to o zanurzenie się w tobie nigdy nie miałem wobec siebie pretensji – zawahał się, zastanawiając się, jak najlepiej to wyjaśnić. – Wiesz, lubię patrzeć na moje talenty, jak na malowanie obrazu. Najpierw poznajesz kogoś i jednocześnie patrzysz na jego aurę, to twój szkic, potem nici, kolejne detale, może I kolory, ale to wciąż nie jest pełen obraz. Pełen obraz jest wtedy, gdy poznajesz kogoś jeszcze lepiej, patrzysz na jego emocje w innych okolicznościach, ale też poznajesz jego poglądy i zachowania, a z obrazu, który się w ten sposób kształtuje dopiero wyciagasz pewne wnioski. Chodzi mi o to, że nie ważne jaka będzie twoja nić do Erika, nie wierzę, abyś kiedykolwiek dopuścił się do tego samego, lub czegoś jakkolwiek podobnego. Jesteś na to za dobrym człowiekiem, Tony.
Bo Jonatham naprawdę w to wierzył. Mógł pomagać mu w przekrętach politycznych, ale nie zmieniało to jego opinii o tym, że u podstaw Anthony Shafiq był dobrym człowiekiem, kochającym swoich bliskich.
Zabrał ręce, ale wciąż wpatrywał się przyjaciela, czekając na znak zrozumienia z jego strony.
– Dobrze – skinął głową, parskając przy tym krótkim śmiechem, czując jednocześnie rozlewającą się ulgę, gdy czarodziej poprosił go, aby poczekał z poświęcaniem się. – A ja ci pomogę utemperować życzenie śmierci Morphy'ego i twoje rozterki wobec Erika.
Bo przecież nie był jedynym z problemami w tym gronie.
Nici...
Zacinał usta I spojrzał w palący się w kominku ogień.
– Nie, nie chcę – przyznał w końcu, po chwili milczenia, powracając wzrokiem do przyjaciela. – Bo co mam powiedzieć, że poza oplatającą wszystko czernią, zobaczyłem to samo, nawet jeśli czerwień ledwo się tliła?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#10
28.11.2024, 11:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.11.2024, 11:58 przez Anthony Shafiq.)  
– Zanurzenie we mnie? Jestem przekonany, że zapamiętałbym to wydarzenie... – Parsknął mimowolnie, rozjaśniając nieco ponurość myśli i obaw, które drążyły ich głowy. Bliskość Jonathana, ciężar dłoni na ramionach był znów, tak samo ambiwalentne. Ten strach o lśniącej czerwienią podszewce utkanej z gniewu. Trzydzieści lat unikania tejże bliskości za wszelką cenę. A teraz, gdy pewne sprawy były między nimi rozjaśnione, było w tym coś zabawnego, coś z czego będą żartować już do końca życia. Było w tym jednak również niebezpieczeństwo, którego Jonathan być może nie był świadomy, ale Anthony głównie zajmował się wycenianiem ryzyka, często widząc je niestety w miejscach, w którym go nie było. Miał w tym większą praktykę od swojego zastępcy. Lata ukrywania uczuć, lata tłamszenia pragnień w opozycji do Selwyna, który zawsze potrzebował dotyku, szukał go, tak okazywał uczucia, był doskonale gryfoński w ignorowaniu wszelkich przejawów dyskomfortu u Shafiqa, jakby te dwie koleiny nie mogły istnieć bez siebie. Nie powiedział nic, obserwował i myślał o kolejnym kroku, o tym gdzie wsunąć palce swojej duszy, aby rozsupłać, czy choć trochę poluźnić kołtun znajdujący się w Jonathanie.

Anthony znał się na niciach czysto teoretycznie, musiał opierać się na cudzy, opisie, który był niekiedy rozpaczliwie niedokładny w określaniu proporcji. Poetycka ledwie się tląca czerwień. Westchnął. Byli tylko ludźmi.
– Tak właśnie to możesz powiedzieć Jonathan – powiedział z lekkim przekąsem i pokręcił głową, jakby niedowierzał, że tak właśnie będą prowadzić tę rozmowę. – Możesz mi powiedzieć o wszystkim, a ja mogę zareagować różnie wiesz, zmartwić się, wściec, zasmucić... ale nie wiem co mógłbyś mi powiedzieć, żebym Cię surowo ocenił, żebym myślał o Tobie nisko. Żebym się od Ciebie odsunął. Uczucia z resztą... Jak mówiłeś przed chwilą? To szkic, kilka detali, ale nigdy pełen obraz? Uczucia pozostają poza naszą kontrolą. Są reakcją płynącą z ciała, które chce nas zachęcić lub odwlec od jakiegoś działania. Szarpie Tobą wewnętrzny konflikt, który tylko wzmaga całą resztę - karuzelę strachu i obawy przed tym, co jeszcze się nie wydarzyło, ha... mógłbym to samo powiedzieć sobie spoglądając w lustro, gdy przeglądam Czarownicę i zastanawiam się jak przetrwam ślub Erika. Ale lepiej ślub niż pogrzeb, prawda? – Był słaby. Pobity, pozostawiony w rozterkach po wspólnym wyjściu i jakże samotnym powrocie. Był przytłaczająco zazdrosny, niepewny swojej roli w życiu dużo młodszego kochanka, który jednym uśmiechem kruszył lody każdej napotkanej osoby. Był ma drugim torze myśli przerażony wizjami, które roztoczył przed nim Morpheus, przeładowany pytaniami o potencjalnych sojuszników w wojnie, którą mógł przegrać i stracić wszystko. Stracić wszystkich.

Wlał w siebie alkohol, tym razem nie dbając o smak, a skupiając się na płomieniu.

– Mam pomysł. Zdystansuj się na moment, dasz radę. Usiądź wygodnie i oddziel ziarno od plew. Oczyść umysł jak podczas pierwszych lekcji oklumencji. Skup się na oddechu, a potem... potem wyobraź sobie scenę. Chodź zróbmy to. – W dwóch krokach Anthony przeszedł do fotela, a widząc pewną opieszałość w ruchach przyjaciela pociągnął go i usadził z zaskakującym zdecydowaniem na tymże fotelu. Następnie stanął za nim i ułożył obie dłonie płasko na barkach, dociążając je nieco w dół, zmuszając do rozluźnienia szyi.

– Jesteśmy w teatrze. Scena jest pełna wszystkiego, właśnie trwa próba generalna. Ty i ja, siedzimy razem w piątym, nie... szóstym rzędzie, tam gdzie jest więcej miejsca na nogi – roztaczał plastyczną wizję, trzymając Selwyna jak pasy bezpieczeństwa. Mógł wzywać do wojny, mógł wzywać do działania. On jednak był introspekcją. Był wodą, tak jak Selwyn był jego ziemią, która przed miesiącem ukorzeniła go w zadaniach, przysypała egzystencjalny ból odwracając wzrok Anthony'ego ku plonom, o które trzeba było zadbać. Teraz czas było się zrewanżować. Teraz czas odwrócić wzrok przyjaciela nie na pola, tylko do jego wnętrza, w poszukiwaniu odpowiedzi. Niemalże otulił go swoją własną, lazurową aurą, niemalże otulił go miękkim aksamitem własnego, cicho szepczącego głosu.

– Na scenie jest pełno dekoracji i ludzi, jest chaos. Widzisz przemoc i krew. Widzisz czerwone wstęgi wystrzeliwane z mechanicznych tub ukrytych w strojach. Słyszysz słowa, mnóstwo słów. Krzyków. Jestem z Tobą. Widzisz pośród tego zgiełku dwóch bardzo podobnie ubranych do siebie mężczyzn patrzących się na siebie z dwóch przeciwnych końców sceny. Na środku stoi stół, ale nie mają jak do niego podejść, jak przy nim usiąść. Co musisz zrobić? Widzisz to z szóstego rzędu, ale nie jesteś tylko obserwatorem. Jesteś reżyserem i scenarzystą tego na co patrzysz. Co musisz zrobić Johnny?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (3910), Jonathan Selwyn (3686)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa